30 sierpnia 2016

Słowiańskie klasztory benedyktyńskie

Podejmując temat klasztorów benedyktyńskich w Polsce należy na początku zgodzić się z najbardziej źródłowo uargumentowaną hipotezą (vide: "Lotaryngia jednym ze źródeł polskiego chrześcijaństwa"), że pierwsze opactwo powstało w Międzyrzeczu. Po roku 1038, jak to rozważnie argumentuje Tadeusz Wojciechowski, historyk lwowski, został przeniesiony do Kazimierza Biskupiego. Z takim poglądem zgodził się Henryk Łowmiański, a zaprzeczył temu m.in. Gerard Labuda. Zanegował on w ogóle Międzyrzecz, a wskazał, w bardzo spekulatywny sposób - bez ani jednego dokumentu źródłowego to potwierdzającego, na Kaźmierz pod Szamotułami - jako pierwszy erem benedyktyński w Polsce.

Przytaczam tutaj stanowisko G. Labudy, bowiem zbudowane zostało ono na charakterystycznej dla mainstreamu polskiej historiografii po 1945 roku, metodologii selektywnego doboru źródeł historycznych, lub wręcz zastępowania tych źródeł własnymi spekulacjami. W tym przypadku G. Labuda postanowił "nie zgodzić się" z Thietmarem z Merserburga - żywym świadkiem czasów, w których istniał erem w Międzyrzeczu (Mezerici) i co potwierdził ten kronikarz, a uznać dokumenty o co najmniej 250 lat odleglejsze od tych wydarzeń, i tylko pośrednio odnoszące się do tego zagadnienia - jako bardziej miarodajne.

Podajmy jeszcze jeden przykład z warsztatu krytyki tego historyka. W pracy "Szkice historyczne jedenastego wieku - Najstarsze klasztory w Polsce" ("Z badań nad dziejami klasztorów w Polsce", red. Jerzy Olczak, 1995) G. Labuda zakwestionował wyniki badań archeologiczno-architektonicznych Krystyny Józefowicz wewnątrz kościoła NMP i św. Wojciecha w Trzemesznie, w trakcie których odkryto relikty kościoła przedromańskiego, które badaczka datowała na koniec X wieku ("Trzemeszno Klasztor św. Wojciecha w dwu pierwszych wiekach istnienia", 1978). Nie dysponując własnymi kontrargumentami, posłużył się pracą Jadwigi Chudziakowej "Z badań nad architekturą sakralną w Trzemesznie" (1992), aby "obalić" fakt odkrycia śladów budowli przedromańskiej pod obecnym kościołem. Stwierdził on: "Ten fakt został w ostatnich czasach całkowicie podważony, gdyż wbrew sugerowanym przez Krystynę Józefowiczównę ustaleniom nie znaleziono tam śladów przedromańskiego kościoła, natomiast istniejące w bazylice NMP i św. Wojciecha pozostałości najstarszego kościoła romańskiego pochodzą dopiero z pierwszej połowy XII wieku".

Jednakże w swojej pracy, stawiającej sobie za cel mi.in. weryfikację wyników badań K. Józefowiczowej z lat 1949-1950, J. Chudziakowa w żadnym stopniu nie podważyła materialnie ustaleń tej pierwszej o wieku kościoła przedromańskiego (tzw. Trzemeszno I), a to z tego względu, że tego obiektu po prostu nie badała. Zaniechanie uzasadniła m.in. tym, że "Podjęcie badań wykopaliskowych wewnątrz bazyliki ... nie wydaje się też konieczne, bowiem w trakcie prowadzonych tam wcześniej prac przebadane zostało całe wnętrze kościoła i przypuszczalnie odkryto wówczas wszystkie zachowane tam relikty wcześniejszej architektury". Przedmiotem jej badań był dobudowany do późniejszego, XII-wiecznego kościoła romańskiego (tzw. Trzemeszno II) kompleks klasztorny, którego przylegający do tego młodszego kościoła fragment ścian zlokalizowała już wcześniej K. Józefowiczowa. Mimo badania zupełnie innej budowli, niż K. Józefowicz, J. Chudziakowa "prawem kaduka" skonstatowała, że "W świetle tych odkryć realne jest twierdzenie, że pierwszy kościół w Trzemesznie musieli wznieść kanonicy regularni między końcem XI a pierwszą połową XII wieku"

Nie podejrzewam, aby G. Labuda nie zapoznał się gruntownie z tą ostatnią pracą, aby nie wiedzieć że badaczka "nie znalazła śladów przedromańskiego kościoła", bo go nie szukała tam, gdzie one były - wewnątrz dzisiejszego kościoła. Tamże to, pod fundamentami XII-wiecznej romańskiej bazyliki z transeptem, K. Józefowiczowa odsłoniła dziewięć fragmentów starszych fundamentów, pozwalających zrekonstruować w pełni rzut poziomy trzynawowej przedromańskiej bazyliki z kryptą i absydą wschodnią, o konstrukcji bardzo zbliżonej do większego, X-wiecznego kościoła św. Piotra w Poznaniu. Mimo tych nie podważanych przez nikogo wcześniej faktów, J. Chudziakowa, w sposób czysto werbalny, deklaratywny, do czego nie upoważniał inny zakres przestrzenny przeprowadzonych przez nią badań odkrywkowych, przeniosła ustalony przez nią wiek obiektów klasztornych na nie badany przez nią przedromański lub wczesnoromański kościół św. Wojciecha. Z góry więc rozstrzygnęła, że przy zbudowanym z kamienia pierwszym kościele nie mogły powstać najpierw drewniane obiekty klasztorne (jakie zapewne były również w Międzyrzeczu), a dopiero później - w pierwszej połowie XII wieku, kamienne, które przyległy do rozbudowanego w tym czasie kościoła romańskiego.

G. Labuda użył więc świadomie fałszywych wniosków z innej pracy, aby pomóc sobie próbować obalić fakty, nie pasujące do jego przekonań, według których wykluczył możliwość założenia kościoła w Trzemesznie na przełomie X/XI wieku przez benedyktynów, a zawyrokował, że uczynili to w XII wieku kanonicy regularni. Te dwa powyższe przykłady wskazują na dość typową dla tego badacza nonszalancję w doborze źródeł i w kreowaniu fałszywych dowodów z literatury naukowej - dla budowania wysoce naciąganych hipotez i konsekwentnego "udowadniania", z lepszym lub gorszym skutkiem, przyjętej w jego karierze naukowej linii narracyjnej. Natomiast Krystyna Józefowiczowa (1917-1985), uzdolniona archeolog, romanistka i historyk sztuki, mimo dokonanych doniosłych odkryć archeologicznych, popartych solidną dokumentacją i szerokim materiałem porównawczym, nie należąca do konwencjonalnego nurtu "uznanych autorytetów", nie doczekała się nawet profilu naukowego w polskiej Wikipedii.


Jest jeden, bardzo interesujący motyw ikonograficzny, przedstawiający schematycznie tak zwane drzewo życia, zwieńczone krzyżem greckim, jaki widnieje na czterech romańskich płytach nagrobnych z piaskowca, pochodzących z Kazimierza Biskupiego, Trzemeszna, Kalisza i Konina. Oto powyżej ich zestawienie, w podanej wyżej kolejności (foto: O. Braciszewska, P. Skubiszewski, F. Maćkowiak, T. Kaźmierski).

Podobny, jak na płycie grobowej z Kazimierza Biskupiego (krzyż grecki w okręgu) zilustrował Oscar Montelius ("Das Sonnenrad und das christliche Kreuz", 1909) z bliżej niesprecyzowanego kamienia nagrobnego w szwedzkiej (wówczas duńskiej) Skanii. To kolejne paralele nordycko-słowiańskie z wczesnego średniowiecza.

Tenże sam motyw, jak z Kazimierza Biskupiego i Skanii, wizerunek drzewa życia, z krzyżem greckim w nimbie, zbliżony do krzyża celtyckiego, zachował się na takiej płycie, datowanej na XI wiek, po romańskiej dwuabsydowej rotundzie na Wawelu (tzw. kościół B). Chociaż symbolika drzewa życia przeniknęła do religii chrześcijańskiej ze starszych wierzeń, Piotr Skubiszewski chce widzieć w powyższych wyobrażeniach nie przedchrześcijańskie, ale także i nie biblijne drzewo życia, ale krzyże procesyjne  ("Romańska płyta nagrobna w Trzemesznie i symbolika nagrobków z przedstawieniem krzyża procesyjnego", 1976). Te jednakże w dolnej części pozbawione byłyby łuku, symbolizującego ziemię, bądź korzenie drzewa - widoczne na powyższych fotografiach. Celtyckie drzewo życia (Crann Bethadh) odgrywało w tamtejszej tradycji pogańskiej wielką rolę, symbolizowało równowagę i harmonię sił przyrody. O drzewie życia w mitologii skandynawskiej (Yggdrasil) pisałem w artykule "Zapomniane ślady bizantyjsko-wikińskie".

Symbolika rosnącego, albo raczej "żywego" krzyża, jest głęboko utrwalona w tradycji chrześcijańskiej w Armenii, sięgająca IX wieku. Oto poniżej tak zwane chaczkary - stele nagrobne z krzyżem i bogatą ornamentyką plecionkową i roślinną, w   klasztorze w Norawank (foto: Efesenko, Shutterstock). Czy stylizowane "drzewa życia" na płytach nagrobnych w Europie, w tym w Polsce i w Skandynawii, nie sięgają do tradycji chrześcijaństwa ortdoksyjnego?
 

Jako ciekawostkę warto pokazać tutaj ilustrację tympanonu kaplicy Drüggelte, w Soest, Nadrenia-Westfalia, który - z resztkami mocno zniszczonej, mało już czytelnej płaskorzeźby, według Giseli Jacobi-Büsing  ("Die Drüggelter Kapelle: Versuch einer Deutung ihrer kultischen Bestimmung", 1964) pierwotnie wyobrażał "drzewo życia", w formie półkuli, na której na dłuższym ramieniu widniał krzyż grecki. Jeszcze większą ciekawostką jest tamtejsza, XII-wieczna romańska kaplica, zbudowana na planie krzyża greckiego (rotunda), w której do 1583 roku miał lub mógł znajdować się posąg ... Trygława. Więcej o tym piszę w artykule "Polacy nie gęsi ...".


I poniżej jeszcze jeden motyw drzewa życia na kamieniu nagrobnym, ze szwedzkiej prowincji Westergotland - według rysunku cytowanego już wyżej Oskara Monteliusa.

W kościele św. Marcina w Kazimierzu Biskupim, do którego prawdopodobnie przeprowadzono klasztor z Międzyrzecza, w latach 1985-1986 archeolodzy natrafili na fragmenty fundamentów romańskiej świątyni i pozostałości cmentarza przykościelnego (szkielety bez wyposażenia, ułożone w osi wschód - zachód, z głowami po stronie zachodniej). 

Prowadzący badania Jerzy Dubikajtis tak podsumował wyniki badań (moje podkreślenia): "W żadnym z punktów badawczych nie natrafiono jednak na warstwy kulturowe, które łączyć można z początkowym okresem funkcjonowania świątyni. Nawarstwienia te zostały zniszczone przez młodsze wykopy grobowe skupiające się na zewnątrz i wewnątrz badanego obiektu. ... Z tych też względów bliższe określenie - na podstawie źródeł archeologicznych - czasu wzniesienia budowli jest w chwili obecnej niemożliwe. Z powyższych ustaleń wynika, że dalsze badania archeologiczne, zmierzające do określenia chronologii obiektu oraz rozpoznania jego kontekstu osadniczego, powinny obejmować również teren znajdujący się poza obszarem cmentarza przykościelnego". 

Żadnych, postulowanych przez archeologa badań, do tej pory nie podjęto, mimo to historycy podają, pospolicie i bezpodstawnie - ponad głowami badających kościół archeologów, że pierwotna budowla romańska kościoła św. Marcina w Kazimierzu Biskupim powstała w XII albo XIII wieku. W wirydarzu zespołu klasztornego odkryto w 2008 roku cmentarzysko wczesnośredniowieczne. Do dzisiaj jednak brak jest publikacji pełnych wyników badań z tego stanowiska archeologicznego. Na takie tempo pracy naszej archeologii i zepsucie wśród historyków dobrych obyczajów naukowych, chciałoby się wykrzyknąć: O tempora, o mores!

Trzecim z kolei miejscem powstania klasztoru benedyktyńskiego, około połowy XI wieku, prawdopodobnie z inicjatywy Kazimierza Odnowiciela,   był Żmigród, od czasów Bolesława Szczodrego lub Władysława Hermana nazwany Opatowem. Z uwagi na to same wezwanie najstarszego w Opatowie kościoła św. Marcina, jak klasztoru w Kazimierzu Biskupim, wspomniany wyżej T. Wojciechowski przypuszcza, że opactwo żmigrodzkie (później opatowskie) ustanowiono jako filię klasztoru w Kazimierzu Biskupim.

Część historyków skłania się (podążając za Długoszem) do poglądu, że pierwszy benedyktyński klasztor tego najstarszego zakonu w Polsce został wzniesiony na górze Łysiec, czyli Łysej Górze w AD 1006 ("w sposób grecki, z ciosanego kamienia"), a kolejne  powstało w 1044 roku w Tyńcu. Ilustracja obok przedstawia widok na Łysą Górę  ("Tygodnik Ilustrowany" 1887, Nr 246). Nawiasem mówiąc Jan Długosz uznał Łyśca (595 metrów nad poziomem morza) w Górach Świętokrzyskich za główną górę w Polsce: "Królestwo Polskie ... posiada wiele skalistych i ziemnych wzniesień, spośród których opiszemy te najbardziej znaczące. Z powodu jej renomy i rozgłosu wymienimy w pierwszym rzędzie Kalwarię (Łyśca), a uważamy ją ponad wszystkie inne jako księcia gór" ("Polonicum Regnum ... habet tamen quam plures montes tam saxeos quam terreos, quorum insigniores describemus. Pro sui autem fama et celebritate Calwariam proponemus omnibus et principem, ut est, aliorum constituemus"). 

Tatr, najwyższej części Karpat, nie uznał za leżące w Polsce, ale na Węgrzech: "... Dalej Dunajec Czarny i Biały, których obydwa źródła są w najwyższych na Węgrzech górach, o wierzchołkach zawsze pokrytych śniegiem, zwanych przez lud Tatrami". Nie tyle dziwi całoroczny śnieg w Tatrach - to było możliwe w okresie tak zwanej małej epoki lodowej (XII-XIX wiek), kiedy w Tatrach średnia temperatura była minusowa przez około 8 miesięcy w roku, ale zaliczenie przez historyka i geografa Długosza źródeł Dunajca - wbrew  mapom historycznym, które odtwarzają układ polityczny z XV wieku i zaliczają te tereny do Polski, jako należącym do Węgier. Dzisiejsi historycy nie próbują wyjaśnić tej zagadki.

Interesujące jest  pochodzenie słowa Tyniec. Chociaż wywodzi się ono od celtyckiego *dūnon, oznaczającego ścianę lub palisadę, to jednak nazwa ta przetrwała w małopolskim Tyńcu nie po Celtach, ale po Czechach. To celtyckie słowo, przekształcone później w łacińskie dunum, po kilkunastu wiekach od odejścia Celtów przekształciło się na Rusi (także "zabor", "plieteń", "czastokol", staropolski "częstokół", stąd "Częstochowa") i  w Czechach w "tyn" ("týn"), a w Szwajcarii w "thun" (Thun to nazwa miasta w kantonie Berno). To po Celtach - jako ówczesne Lugidunum dzisiejsza Legnica odziedziczyła swoją nazwę, podobnie jak francuski Lyon od Lugdunum oraz holenderski Leyden od Lugdunum Batavorum. Lugh to celtycki bóg światła, a także legendarny król Irlandii. Dunum, tyn, thun w średniowieczu oznaczało przestrzeń chronioną, odgrodzoną, na przykład teren dla obcych kupców przybyłych do miasta, za którego ochronę płacili miastu tak zwany "popłatek".

"Tyniec" ("Týnec") - to staroczeskie zdrobnienie słowa "tyn". Obydwa występują w ponad trzydziestu nazwach miejsc geograficznych w Czechach i na Morawach oraz ich czeskie ślady w Polsce - w kilku nazwach na Dolnym Śląsku, Małopolsce i południowej Wielkopolsce (Kalisz). Proszę porównać z toponimem "Gostyń", o którym wspominam w artykule "Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów". Nawiązaniem do miejsca odgrodzonego wydaje się być również etymologia miasta Płocka, pochodząca prawdopodobnie od słowa "płot", z pierwotnie dodaną końcówką -sk, którego stare nazwy brzmiały jako Płocsk, Płocsko, przekształconą później w końcówkę -ck.


I to z południa, być może z założonego w 1032 roku klasztoru w Sazawie (Sázava), o którym będziemy dalej mówić, należałoby się spodziewać przybycia w AD 1044 nazwy klasztoru tynieckiego, jeżeli ona tam już nie istniała od czasów państwa Wielkich Moraw. Benedyktyński klasztor w Sazawie, celebrujący liturgię w obrządku słowiańskim, był prawdopodobnie założycielem opactwa w Tyńcu. Brak zachowanego w Polsce dokumentu fundacyjnego tego drugiego klasztoru oraz w Watykanie śladu jego konsekracji przez papieskiego legata fakt taki by potwierdzał. Dopiero z około AD 1124 pochodzi pierwszy pisemny ślad istnienia klasztoru, kiedy chodziło o wyszczególnienie posiadłości w jego władaniu. Przy okazji zwróćmy uwagę, że za patrona jednego z najstarszych kościołów w Krakowie obrano imię św. Benedykta - patrona opactwa tynieckiego.

Liturgia w tynieckim zakonie (jak i prawdopodobnie w innych wczesnych zakonach benedyktyńskich w Polsce) prowadzona była na początku w języku polskim, ale po rozłamie chrześcijaństwa na obrządek łaciński i narodowy, wraz z rozpoczęciem pierwszej krucjaty pod sam koniec XI wieku, opat - "heretyk" w klasztorze w Tyńcu został usunięty, a msze w języku polskim zostały zaprzestane.

Przy okazji, zastanawiające jest, dlaczego w żadnym z języków łacińskich i germańskich, ale tylko w językach słowiańskich, w tym polskim, występuje nazwa "bylica boże drzewko", także "bożydrzew" (Artemisia abrotanum) na pochodzące z Europy południowo-wschodniej i Kaukazu ziele lecznicze, które sprowadzili stamtąd do Polski, tak nazwali, u nas uprawiali i stosowali wśród ludu (zanim półkrzew ten nie rozprzestrzenił się po zachodniej Europie, pod innymi zupełnie nazwami, nie nawiązującymi do "boskich" jego cech), zapewne ortodoksyjni, a nie łacińscy zakonnicy. W języku czeskim zioło to jest określane w tradycji ludowej podobnie: "boží dřevec", tak jak i w chorwackim: "božje drvce", rosyjskim: "божье дерево" (czytaj: bożie dierewo), serbskim: "божје дријево" (czyt. bożie drijewo), ukraińskim "бождеревце" (czyt. bożdierewce),  nawet w litewskim: "dievo medis". Czyż nie może to być pewien ślad po słowiańskich, prawosławnych klasztorach?

Jeszcze w XIX wieku na Rusi, jak zanotowała to etnografka Zofia Rokossowska ("O świecie roślinnym - Wyobrażenia, wierzenia i podania ludu ruskiego na Wołyniu, we wsi Jurkowszczyźnie w pow. Zwiahelskim", Kraków 1889), "Bożederewka ... używają do święcenia i obrazy niem stroją najpospoliciej ... [oraz] odwar z Bożegodrzewka piją od poderwania i używają go do kąpieli".

Oto powyżej cenny zabytek tynieckiego opactwa z okresu wschodnio-chrześcijańskiego, jakim są wykonane ze złota w stylu grecko-bizantyjskim kielich i patera, datowane na pierwszą połowę XI wieku (foto: Fundacja Chronić Dobro, benedyktyńska kultura i duchowość).


Nawiązaniem do tradycji bizantyjsko-słowiańskiej w tynieckim klasztorze jest odtworzona tam kaplica opatów (foto powyżej: Zamki Polskie). W ołtarzu widzimy fresk przedstawiający Chrystusa - Maiestas Domini, na mensie ołtarzowej - Chrystogram z greckimi literami, na ścianie - ikony. 

Konsekwentnie też  publikacje oferowane przez Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów uwzględniają wschodnie korzenie monastycyzmu benedyktyńskiego, na przykład: "Filokalia", "Ikony Zbawienia. Słowo, światło, kontemplacja", "Wybór z I tomu "Filokalii" - Pseudo-Antoni Wielki, Izajasz Anachoreta", "Modlitwa Jezusowa - Mnich Kościoła Wschodniego", "Modlitwa Jezusowa. Jej początek, rozwój i praktyka w tradycji bizantyńsko-słowiańskiej - Mnich Kościoła Wschodniego", "Żywot św. Antoniego Wielkiego", "Zrozumieć Ojców Pustyni", "Apoftegmaty Ojców Pustyni", "Kierownictwo duchowe według Ojców Pustyni".

Widoczna powyżej przypinka jest również w ofercie tego klasztoru. Jest to jedna z form bizantyjskiego Chrystogramu, najczęściej stosowanego na Wschodzie symbolu Jezusa Chrystusa. Po prawej i lewej stronie równoramiennego krzyża widnieją greckie litery (ΙϹ ΧϹ ΝΙΚΑ), będące skrótem greckich słów „Jezus Chrystus zwycięża” (Ἰησοῦς Χριστὸς νικᾷ).

Sakramentarz tyniecki (Sacramentarium Tinecense), to XI-wieczny manuskrypt w stylu bizantyjskim, wykonany prawdopdobnie w Kolonii. Jest to księga liturgiczna, awierająca modlitwy i ceremonie liturgiczne Mszy świętej.  Swą nazwę zabytek zawdzięcza Opactwu Benedyktynów w Tyńcu, dla którego prawdopodobnie został sprowadzony i w którym był we wczesnym średniowieczu przechowywany (obecnie w zbiorach Biblioteki Narodowej). Główne iluminacje w tym rękopisie, postać Chrystusa - Maiestas Domini, i postać ukrzyżowanego Chrystusa, są stylistycznie bizantyjskie, tak jak i akantowa ornamentyka bordiur wszystkich iluminacji.

Benedyktyński klasztor łysogórski został zupełnie zniszczony przez Tatarów w 1259 roku. Kroniki klasztorne powołują się na jego związki z klasztorami benedyktyńskimi w czeskiej Sazawie, włoskim Monte Cassino i francuskim Cluny. W klasztorze św. Krzyża na Łyścu w 2007 roku uratowano spod tynku zachowany fragment polichromii, przedstawiającej śmierć benedyktyńskiego mnicha św. Brunona z Kwerfurtu w trakcie jego misji ewangelizacyjnej na pogranicze prusko-jaćwieżskie w AD 1009. Niektórzy badacze nie wykluczają, że jego grób mógł się znajdować w podziemiach tego klasztoru.

Wspominam tutaj o tym, bowiem tak jak dla całego ruchu benedyktyńskiego ideałem był ascetyczny monastycyzm wschodni, tak samo i biczujący się Bruno z Kwerfurtu był ascetą w stopniu zadziwiającym nawet wspomnianego wyżej biskupa Thietmara z Merseburga. W 1008 roku przybył do Rusi i tam wsparł prawosławnego księcia Włodzimierza I w ewangelizacji sąsiadującego z Rusią plemienia Pieczyngów. Uznanego francuskiego historyka, wykładowcę w uczelni Institut Catholique w Paryżu, Pierre'a Pierrard - w odróżnieniu od wielu "łacinników", notorycznie pomniejszających rolę cywilizacji bizantyjskiej w "cywilizowaniu" Europy, stać było na naukowy obiektywizm, kiedy wypowiedział się następująco: "Wschód bizantyjski stał się ojczyzną monachizmu [monastycyzmu], żarliwego, dosłownego i szybko się rozprzestrzeniającego ("Historia Kościoła Katolickiego", PAX 1984).

Niedocenionym zabytkiem piśmiennictwa słowiańskiego i monastycyzmu wschodniego jest, spisany na pergaminie, tak zwany Ewangeliarz z Reims, pełna nazwa: "Liber evangeliarum et epistolarum ad usum ecclesiae SS. Hieronymi et Procopii Pragensis, vulgo 'Texte du Sacre' dictus". Jego pierwsza część, napisana cyrylicą i datowana na XI wiek, powstała na Rusi Kijowskiej, podczas gdy część druga, pisana głagolicą w końcu XIV wieku, powstała w Czechach, według niektórych badaczy, w klasztorze w Sazawie. 

Niektórzy polscy autorzy pozwalają sobie nawet na arogancję, pomieszaną z ignorancją, kiedy stwierdzają, że ten rzadki pomnik wczesnośredniowiecznej słowiańskości "nie posiada większej wartości językowej" (Wikipedia.pl). Oto fragment ewangeliarza pisany cyrylicą, iluminowany miniaturą.


Do wywodzącej się z monastycyzmu wschodniego benedyktyńskiej formule zakonnej nie miało serca wielu polskich badaczy - wyznawców czysto łacińskiej tradycji polskiego chrześcijaństwa. Marek Derwich, uznany w Polsce specjalista od historii zakonów, uważa że nie ma "czytelnych śladów wpływów na naszych ziemiach mnichów obrządku wschodniego" ("Monastycyzm benedyktyński w średniowiecznej Europie i w Polsce", 1998). Jest to jednak nieprawda, co spróbuję wykazać tutaj i przy okazji kolejnych artykułów. 

Przywołajmy chociaż jeden, istotny argument historyk sztuki, Karoliny Lanckorońskiej, na obecność mnichów obrządku wschodniego w Polsce wczesnośredniowiecznej (Małopolsce, wówczas w Czechach). Historyk Jerzy Zathey odkrył w Wiślicy fragmenty kalendarza z XIV wieku, w którym dzień 17 lipca poświęcony był św. Gorazdowi,  uczniowi i następcy św. Metodego. Fakt, że kalendarz ten pochodzi z Wiślicy, nadaje temu odkryciu wagę szczególną. Wiślica w czasach przedpiastowskich mogła być prawdopodobną siedzibą księcia Wiślan, o którym jest mowa w Żywocie św. Metodego (Vita sancti Methodii). Jeśli benedyktyni w kraju Wiślan (Małopolsce) obchodzili dzień św. Gorazda, to nie powinno być wątpliwości, skoro ten święty nie został w tamtych czasach przyjęty w poczet świętych  kościoła łacińskiego, iż benedyktyni małopolscy byli obrządku słowiańskiego. Na marginesie, kościół katolicki objął ostatnio tego świętego prawosławnego wspomnieniem liturgicznym, ale w innym dniu - 22 listopada.

Idee wschodniego monstycyzmu propagował pod koniec X wieku w Małopolsce mnich - pustelnik, święty Andrzej Świerad (lata życia - około 980-1034), późniejszy zakonnik benedyktyński w klasztorze św. Hipolita na Górze Zobor, koło Nitry, na Słowacji. Najczęściej przyjmuje się, że był oon Polakiem, chociaż mógł faktycznie być Słowakiem lub Chorwatem. Przyjął on imię od św. Apostoła Andrzeja, czczonego przede wszystkim w kościele ortodoksyjnym i uznawanego za założyciela tego kościoła na ziemiach przyszłego Bizancjum. 

Na marginesie dodajmy, że książę kijowski Wsiewołod I (1030-1093) przyjął na chrzcie imię Andrzej. Odkryta w Kruszwicy, należąca do niego ołowiana pieczęć, uwidacznia postać św. Andrzeja, z napisem w języku greckim Άγιος Ανδρέας (święty Andrzej). Na rewersie zabytek nosi następujący napis w języku staroruskim: "Г[оспод]и помози рабоу своемоу Андрею" (Panie, pomóź swojemu słudze, Andrzejowi). 

Wracajmy do św. Andrzeja Świerada. Jego przydomek Świerad, zniekształcany w zgermanizowanych i zlatynizowanych formach jako Zoerardus, a z tego dalej spolonizowany na Żurawek, wywodzi sie w istocie od starosłowiańskich słów всем рад, oznaczających "wszystkim rad, wszystkim przychylny". Uczniem św. Andrzeja Świerada był św. Benedykt z klasztoru na Skałce, koło Trenczyna - historycznie najstarszego na Słowacji miejsca pielgrzymek. Oto zachowany fragment romańskiego fresku z XI-wiecznego kościoła w Tropiu, koło Nowego Sącza, pod wezwaniem św. Andrzeja Świerada i jego ucznia, św. Benedykta. Przedstawia on postać, ochrzonego w Bizancjum według rytu wschodniego,  św. Stefana, króla Węgier.


Inny autorytet, Gerard Labuda, wyznaje również trudności w widzeniu przez jego szkiełko i oko: "początki klasztorów benedyktyńskich w Polsce są, jak się to obrazowo mówi, spowite mgłą niepamięci, a zatem i niepewności" ("Szkice historyczne X−XI wieku. Z dziejów organizacji Kościoła w Polsce we wczesnym średniowieczu", 2004). I taką konstatacją załatwia ten temat. Ten, przecież o wysokim temperamencie polemicznym badacz, który - jeżeli chce, potrafi ugotować zupę historyczną (zbudować teorię) nawet z przysłowiowego gwoździa (ze śladowego, albo nawet żadnego realnego źródła), nagle - w obliczu monastycyzmu benedyktyńskiego w Polsce, staje bezradny, niewidomy i nie pamiętający. Dlaczego?

Historycy - "łacinnicy" wolą bowiem nie widzieć i nie pamiętać o źródłach archeologicznych i historycznych, wskazujących na istnienie starocerkiewno-słowiańskiego obrządku w Polsce wczesnośredniowiecznej. Przywołana wyżej narracja G. Labudy, bo nie do końca wywód naukowy, mająca uzasadnić jego tezę, że to kanonikom regularnym, a nie benedyktynom, zawdzięczamy powstanie kościoła św. Wojciecha w Trzemesznie, jest dowodem nie widzenia i nie pamiętania niewygodnych faktów historycznych. W odróżnieniu od ortodoksyjnych korzeni i otwartości benedyktynów na liturgię w językach wernakularnych, kanonicy regularni wywodzili się z tradycji gregoriańskiej - papieża Grzegorza VII, wielkiego reformatora kościoła łacińskiego, przeciwnika - w odróżnieniu od benedyktynów, używania w liturgii "lingua Sclavonica" (języka słowiańskiego).

Wracając do traktowanego przez naszą historiografię z dystansem (do czego z pewnością powrócę) św. Brunona z Kwerfurtu, zanim wybrał się z misją chrystianizacyjną do Pieczyngów, w 1004 roku ufundował w swoim mieście rodzinnym, na miejscu pierwotnej kaplicy grodowej, kościół pod wezwaniem Matki Bożej i apostołów Piotra i Pawła, o bizantyjskiej formie architektonicznej. Przebudowany w AD 1162 i w następnych wiekach, zachował do dziś elementy tej architektury (foto: autor - lapping, pixbay)


Według relacji dwóch źródeł staro-islandzkich misjonarze armeńscy ((h)ermskr) i grecko-ruscy (girskr) odwiedzili Islandię w XI wieku. W "Księdze o Islandczykach" (Islendingabok) Ari Thorgilsson pisze: „Ponadto przybyło tu innych pięciu [mężczyzn], którzy twierdzili, że są biskupami. Örnulf i Godescalc oraz trzech ermskerów - Petrus, Abraham i Stephanus”. O biskupach „hermskich” wspomniano także w "Prawach staroisklandzkich" (Grágás): „Jeśli biskupi lub księża przyjeżdżają do tego kraju, którzy nie są biegli w języku łacińskim, niezależnie od tego, czy są hermskir, czy girskir, ludzie mogą uczestniczyć w ich usługi, jeśli chcą ”.
 
Chociaż w historiografiach zachodnich przeważa narracja negująca możliwość obecności zakonników ortodoksyjnych na Islandii, to należy chyba zgodzić się z tymi badaczami, którzy wywodzą, że termin (h)ermskr oznacza „ormiański” i pochodzi od staro-islandzkiej nazwy państwa Ermland - Armenia. W opozycji do tej hipotezy stoi inna, według której z Ermland, czyli dawnych Prus i Litwy, a naszej dzisiejszej Warmii - bo taka była jej zgermanizowana, średniowieczna nazwa, mogli pochodzić misjonarze na Islandii. W tym przypadku, teza o związku ziem pruskich z Islandią nie ma sensu, bowiem Warmia do XIV wieku była pogańska, więc niemożliwe jest, aby stamtąd pochodzili w XI wieku chrześcijańscy misjonarze w Islandii. Litwa była ostatnim państwem w Europie, które przyjęło chrześcijaństwo. 

Armenia z kolei to najstarsze państwo chrześcijańskie na świecie, które przyjęło tę religię przed Rzymem. Jej "winą" i karą zapomnienia jest, że pozostała przy pierwotnym, wschodnim chrześcijaństwie w Apostolskim Kościele Ormiańskim. Dwóch z dwunastu apostołów, św. Tadeusz i św. Bartłomiej,  byli pierwszymi ewangelizatorami Armenii i ponieśli tam męczeńską śmierć. Tadeusz przybył do Armenii około 43 roku, a  Bartłomiej około 66 roku. Oto armeński klasztor Dadivank, z IX wieku, z kościołem pod wezwaniem Marii Panny, według tradycji założony w I wieku przez ucznia św. Tadeusza Apostoła, o imieniu Dadi (foto: Museum of the Bible).


Mnisi armeńscy w Islandii, chociaż nie istniejący w oficjalnej historiografii zachodniej, to nie jest wyjątkowe wydarzenie we wczesnośredniowiecznej historii Europy łacińskiej. Jeśli dociekliwy badacz zechce przebić się przez wszystkie przykrywki propagandowe o wyższości kościoła rzymskiego, które przez wieki były serwowane w Europie zachodniej, będzie w stanie dostrzec, że ormiańscy misjonarze mogli głosić nie tylko w Islandii, ale także w Irlandii. Jeśli przestudiuje się głębiej religijne dziedzictwo Irlandii, to można zobaczyć, że przez wiele stuleci w przeszłości miała Irlandia bardziej wschodni, ormiański pogląd na posługę Jezusa niż Rzym. W niektórych, odosobnionych i zapomnianych pod tym względem częściach zachodniego wybrzeża Irlandii znajdują się relikty i pomniki historyczne, które to potwierdzają.

I tak to w nowożytnej historiografii zachodniej, ignorując istniejące źródła historyczne i archeologiczne, zaniechano niemal zupełnie badań o obecności chrześcijaństwa wschodniego w chrześcijaństwie łacińskim, przyjmując konsekwentnie w nowych opracowaniach teorie o braku śladów takiej obecności. Historycy polscy łączą się w tym ideologicznym, pozanaukowym chórze piewców czystości i samorodności kultury rzymskiej i religii łacińskiej. Tak rodzi się polityzacja nauki, która sprzyjać będzie służeniu przez nią - jako narzędzie "public relations", czyli nowoczesnej propagandy i inwigilacji, w prędzej lub później rodzących się systemach totalitarnych.

Uwidoczniona wyżej na zdjęciu patena tyniecka zdobiona jest krzyżem greckim oraz wyłaniającą się z obłoków ręką boską. Manus Dei - ten charakterystyczny dla symboliki bizantyjskiej, a także judaistycznej motyw ikonograficzny, we wczesnym średniowieczu rozpowszechnił się w Europie. 

Religia prawosławna i żydowska, w odróżnieniu od katolickiej, jest powściągliwa w graficznym wyobrażaniu całej postaci Boga, a jego obecność i działanie przedstawiają za pomocą symboliki, jak na przykład w formie gołębicy czy też Manus Dei. Bibliothèque nationale de France (Gallica) posiada wiele manuskryptów z wizerunkiem wynurzającej się z niebios boskiej dłoni, obdarzającej błogosławieństwem władców świeckich i kościelnych. Oto obok kilka przykładów przywołanych w rozdziale dotyczącym sztuki bizantyjskiej we Francji z książki "L'art national étude sur l'histoire de l'art en France", Henri de Cleziou 1883.

Podobna symbolika krzyża greckiego i Manus Dei widnieje na paterze z kolegiaty św. Aleksego i NMP w Tumie oraz katedry św. Piotra w Poznaniu. Obie datowane są na drugą połowę XI wieku. Oto poniżej patena tumska, z napisem w otoku: DEXTERA DOMINI FECIT VIRTUTEM ("Prawica Pańska okazała swą moc", Psalm 117:16). W Tumie powstał, oprócz Międzyrzecza, a być może także i Trzemeszna, jeden z pierwszych klasztorów benedyktyńskich w Polsce. Należy liczyć się z tym, że klasztor w Tumie mógł powstać przy udziale św. Brunona z Kwerfurtu, razem ze św. Wojciechem wcześniej ściśle związani z klasztorem benedyktyńskim św. Aleksego na Awentynie (byli mnichami tego opactwa).


Przytoczmy jeszcze jeden przykład wpływów kościoła wschodniego sięgających Skandynawii. Jest nim wprowadzony w XIII wieku z kościoła ortodoksyjnego do liturgii łacińskiej tak zwany pacyfikał. Pacyfikał - jako sprzęt liturgiczny, zastąpił tradycję witania się wczesnych Chrześcijan "świętym pocałunkiem" (po grecku - philemati hagio), o którym mówił w V wieku św. Augustyn, ojciec Kościoła, w  Kazaniu 227 ["... Potem zaś następuje powitanie 'Pokój z tobą', kiedy Chrześcijanie składają sobie wzajemnie święty pocałunek. Jest to znak pokoju, który winien być świadomie oddawany ustami, to znaczy, że twoje usta stykają się z ustami braci lub sióstr tak, aby serce twoje nie wycofało się z ich serca"]. Chodzi oczywiście o pocałunki składane podczas liturgii na ustach osób o tej samej płci, jako że obie płcie były w kościele oddzielone. Pacyfikał ograniczył składanie "świętego pocałunku" na nim tylko przez duchownych. 

Wykonana z kości morsa plakietka (długość całkowita 13.7 cm) na ilustracji obok, datowana na XIV wiek, przedstawia scenę ukrzyżowania Chrystusa z postaciami Maryji i św. Jana oraz z wyłaniającą się z niebios ręką boską. Z lewej strony dłoni widnieje napis łaciński "Jezus z Nazaretu", natomiast po prawej stronie w inskrypcji runicznej "Król Żydów". Zabytek pochodzi ze szwedzkiej prowincji Östergötland (foto: Helena Törnqvist, "Medeltida kyssar i Lönsås", 2008). 
 
Zatrzymajmy się na chwilę we wczesno-średniowiecznej Skandynawii. Kronikarz Adam Bremeński pisał w II połowie XI wieku ze zdegustowaniem o biskupie Osmundzie, którego przez pewien czas utrzymywał na swoim dworze król Szwecji Edmund Stary (Æmunðær Gammal), wnuk Mieszka I - jego babką była Sygryda Storråda, uznawana przez część historyków jako córka polskiego księcia. Ale nie chodzi tutaj o polski wątek, a nawet nie o ruski, chociaż Edmund Stary w młodości przebywał, jak wielu królów skandynawskich, na dworze książąt kijowskich (przypuszczalnie u Jarosława I Mądrego). I wszyscy oni musieli na Rusi bezpośrednio zetknąć się z religią i obrządkiem prawosławnym, a być może i w nim uczestniczyć. 
 
Ale chodzi  tutaj o "podejrzaną", dla Adama z Bremen, proweniencję biskupa Osmunda. Kronikarz pisał, że król "miał przy sobie pewnego biskupa o imieniu Osmund, o nieuregulowanym statusie" (... habuitque secum quendam episcopum nomine Osmund acephalum). Następnie kronikarz mówi nam, że Osmund został odrzucony przez Rzym i zaczął wędrować z jednego kraju do drugiego, aż udało mu się uzyskać konsekrację od "polańskiego arcybiskupa" (Polaniae archiepiscopo). Następnie udał się do Szwecji i został tam wyświęcony na arcybiskupa. 
 
Kronikarz kontynuuje: "Ale kiedy nasz arcybiskup [z Hamburga-Bremy] wysłał swoich legatów do króla Gamulara, znaleźli tam tego samego włóczęgę Osmunda, z krzyżem wyniesionym przed nim na sposób arcybiskupa. Słyszeli również, że przez swoją błędną doktrynę naszej wiary zepsuł barbarzyńców, którzy wciąż byli neofitami" (Sed cum noster archiepiscopus legatos suos ad Gamulan regem dirigeret, invenerunt ibi eundem girovagum Osmund archiepiscopali more crucem prae se ferentem. Audierunt etiam, quod barbaros adhuc neophitos non sana fidei nostrae doctrina corruperit).
 
Jeżeli weźmiemy pod uwagę ówczesne tło polityczne, kiedy to Cesarstwo Niemieckie dążyło do uzależnienia Kościoła od Cesarstwa, czego potwierdzeniem było narzucenie Kościołowi przez to państwo antypapieża Honoriusza II. Zwolennikiem antypapieża był ówczesny arcybiskup Hamburga-Bremy, który bezskutecznie wysłał swoich legatów do króla Szwecji Edmunda Starego. Ten jednakże zawarł pakt z władcami Polski i Rusi przeciwko Niemcom i to z tego powodu obdarzył misją ewangelizacyjną źle widzianego przez Niemcy biskupa Osmunda. 

Zatrzymajmy się na chwilę nad rodzinnymi afilicjami Bolesława II Szczodrego (1042-1082), za którego to czasów zapewne biskup Osmund mógł zostać w Polsce wyświęcony, w nieznanym nam obrządku, w którym - jak wypominał Adam Bremeński, głosił swoją "błędną doktrynę" (doctrina corruperit). Dobroniega Maria, matka polskiego króla, oraz Wyszesława -  jego żona, były Rusinkami z wareskiej dynasti Rurykowiczów. Nawet, jeżeli formalnie przyjęły obrządek łaciński w swojej wierze chrześcijańskiej, to nadal kulturowo związane były ze prawosławnym wyznaniem swojego rodu. Można mieć podstawy sądzić, że wyznanie prawosławne nie było Bolesławowi Szczodremu obce, bowiem i jego szwagier, król czeski Wratysław II, usilnie zabiegał u papieża o "pozostawienie" w liturgii języka słowiańskiego. Źródła historyczne wskazują nam więc, że obrządek w języku słowiańskim trwał jeszcze w jakimś zakresie, jeszcze w połowie XI wieku. 

Niechętny ewangelizacji Szwecji przez biskupów niemieckich król Edmund Stary, chciał widocznie mieć, niezależny od łacińskiego Rzymu, wpływ na kontrolę polityczną Kościoła krajowego i na obsadę w nim biskupów. Być może skłaniał się do wschodniej formy chrześcijaństwa, która dawała możliwości rozwijania języka narodowego w liturgii i wyboru administracji kościelnej. Nic dziwnego więc, że biskup Osmund nie został wyświęcony w Rzymie, ale w Polsce, która miała wówczas nadzieję przejąć ewangelizację Szwecji, być może w rycie prawosławnym, narodowym. Ale wzajemne obłożenie się klątwą w 1054 roku przez biskupów Rzymu i Konstantynopola i schizma kościoła łacińskiego i ortodoksyjnego, przekreśliły te plany. Pierwsze arcybiskupstwo katolickie powołano w Szwecji dopiero w 1164 roku.
 
Tego zamiaru nie udało się władcom polskim zrealizować, ale kontynuowali oni, obok władców skandynawskich, ewangelizację Pomorza i Prus. Bolesław Krzywousty oddelegował biskupa Ottona z Bambergu do dwóch misji chrystianizacyjnych na Pomorze w latach 1124 i 1128, a klasztor cysterski w duńskim Esrum założył swoje opactwa - córki: w 1172 roku w Eldenie pod Greifswaldem i w kolejnym roku w Kołbaczu koło Szczecina. Współpraca polsko-pomorsko-duńska kontynuowana była dalej, czego potwierdzeniem było zorganizowanie w 1188 roku przez opactwo w Kołbaczu klasztoru w Oliwie - jako przyczółka Kościoła w ewangelizacji Prus. Współpraca pomiędzy tymi klasztorami nie kończyła się na ich zorganizowaniu, ale trwała przez kolejne wieki, na co wskazują na przykład wizyty króla duńskiego Waldemara II w klasztorze oliwskim, a także ten oto poniższy dokument, jakim jest tak zwana "Mappa mundi", zawarta w Rocznikach Kołbackich (Annales Colbacenses).
 

Roczniki Kołbackie spisywane były od powstania opactwa do 1586 roku, kiedy Reformacja przerwała działalność klasztoru. Najstarsza część Roczników, jak oceniają badacze, zawiera teksty spisane w arcybiskupstwie w Lund i zawiera wiadomości o historii Danii od 1130 roku. Powyższy dokument (źródło: Thomas Rydén - "Lunds domkyrka, det universella rummet", 1998) jest prawdopodobnie najstarszą mapą świata, jaką znamy z terenów Polski. Jest to tak zwana mapa O-T (Orbis Terrarum), dosłownie "okrąg ziemski", czyli ziemia, zorientowana górą na wschód, publikowana w takim układzie we wczesnym średniowieczu - górna połowa przedstawia Azję, lewa ćwiartka Europę, prawa - Afrykę. Mapa kołbacka zaznacza Indie jako położone najbardziej na wschód, a w Europie wymienia następujące toponimy (ze wschodu na zachód, we właściwej kolejności): Konstantynopol, Achaja (półwysep Peloponez), Grecja, Bari (południowa Italia), Rzym, Szwecja, Dania, Kolonia (Nadrenia), Anglia.

Kolejną pamiątką skandynawską Kołbacza jest tak zwany "czarci kapitel", jeden z grupy kapiteli, jakie zachowały się do dzisiaj z nieistniejących już zabudowań klasztornych. Rzeźba przedstawia bezwstydnego czarta, który ciągnie mnicha za kaptur, próbując go wwieść na złą drogę, a ten broni się czytaniem pobożnego tekstu. Wszystkie te kapitele zostały wykonane w warsztatach na Gotlandii i w wapieniu gotlandzkim (foto: G. Solecki, A. Piętak, 2015).


Prowadzący liturgię w języku słowiańskim benedyktyni opactwa Sázava (przechowującym m.in. relikwie prawosławnych świętych  Borysa i Gleba), pod wpływem kościoła rzymskiego, reprezentowanego przez niemiecką hierarchię kościelną w Czechach, byli dwukrotnie usuwani z klasztoru. Po raz pierwszy w AD 1055 książę czeski Spitygniew II wypędził ich i osadził tam opata i mnichów niemieckich (genere teutonicum). Nowy opat na początku miał problemy z kontynuowaniem misji, bowiem "nie znalazł w powierzonym mu miejscu innych ksiąg liturgicznych, niż słowiańskie ..." (Idem abbas libros, quos non invenit loco sibi comisso, praeter Sclavonicos ...). Przywrócił mnichów słowiańskich zaraz po śmierci Spitygniewa II w AD 1061 książę Wratysław II. 

Ostatecznie benedyktyni słowiańscy zostali zmuszeni do opuszczenia klasztoru w grudniu 1097, "... a książki w ich języku zostały całkowicie zniszczone i rozrzucone ..." (... et libri linguae eorum deleti omnino et disperditi, ...). Cytaty pochodzą z "Kroniki Sazawskiej", czyli latopisu Mnicha Sazawskiego "Monachi Sazavensis continuatio Cosmae" [Monumenta Germaniae Historica, Tom 9, 1851]. Biorący udział w AD 1115 w przeniesieniu na Ruś relikwii Borysa i Gleba Nikifor I, metropolita kijowski, pisał do księcia Wołynia Jarosława (1072-1123), syna  Światopełka II Michała, że "książę sąsiaduje z ziemią lacką, a ci co na niej żyją, przyjęli naukę łacińską i odstąpili (podkreślenie moje) od apostolskiej cerkwi".

Była to druga próba, tym razem skuteczna, wykorzenienia liturgii słowiańskiej z Kościoła czesko-morawskiego po wydaleniu z Moraw w AD 885, z inicjatywy biskupów bawarskich, uczniów św. Metodego. Roszczący sobie wyłączność do ewangelizacji Czechów i Morawian kler niemiecki dopuścił się przy tym torturowania słowiańskich misjonarzy: "... po tych nieludzkich torturach nie pozwolili oni dzielić się ze świętymi (misjonarzami - przypis mój) pożywieniem, ani rzucać  skórek chleba tym sługom Chrystusa, ... ale  przekazali ich żołnierzom dla rozproszenia po różnych ziemiach nad Dunajem, skazując w ten sposób obywateli Nieba na wieczne wygnanie ..." (rozdział XIII, Vita S. Clementis).


Borys i Gleb byli czczeni także na wczesnośredniowiecznej Gotlandii, czego dowodem jest przedstawiający ich rusko-bizantyjski, XIII-wieczny fresk na obydwu łukach w kościele Garda. Zaskakuje jakość zachowanej, chociaż zapewne restaurowanej lub konserwowanej polichromii. Według historyków sztuki fresk ten zawiera niezmiernie drogocenny w średniowieczu niebieski barwnik (ultramaryna) lapis lazuli, sprowadzany do Europy poprzez Bizancjum z głębi Azji (źródło: visithemse.nu).

W podobny sposób, w łukach podkowiastych XIII-wiecznego kościoła San Román w Toledo, umieszczono freski z hieratycznymi postaciami świętych. Kościół ten reprezentuje mieszankę kultury wizygockiej, mauretańskiej i bizantyjskiej. Obecnie ta była świątynia stanowi część Muzeum Synodów i Kultury Wizygockiej (Museo de los Concilios y de la Cultura Visigoda).


Jak ważną rolę spełniały książki już w czasach Nestora, a więc półtora wieku przed Mnichem Sazawskim, wskazują słowa tego pierwszego: "Wielki bowiem bywa pożytek z nauki książkowej; przez księgi bowiem napomniani i pouczani jesteśmy o drodze do pokuty, mądrość bowiem zyskujemy i wstrzemięźliwość przez słowa ksiąg, gdyż te są rzekami napawającymi wszystek świat, są źródłami mądrości; w księgach bowiem jest głębina niezmierzona, przez nie wszak w smutku pocieszani jesteśmy, one są wędzidłami wstrzemięźliwości". 
 
Według periodyku "Göttingische Anzeigen von gelehrten Sachen" z 28 lutego 1801 roku już około AD 1180 w Smoleńsku, w którym pół wieku wcześniej powstała siedziba biskupia, utworzona została szkoła - zapewne przez księcia Dawida Rościsławicza (1140-1197), w której uczono greki i łaciny. Księgozbiór przyszkolnej biblioteki z czasem osiągnął liczbę ponad tysiąca książek, który w całości spłonął podczas mongolskiej inwazji w AD 1274. Potwierdzeniem rozwijającej się na Rusi już od XI wieku umiejętności czytania i pisania są wspomniane w artykule "Nadchodzą Wikingowie" dokumenty spisane w języku starosłowiańskim na korze brzozowej, zwane gramotami, będące w równym stopniu źródłami archeologicznymi co i historycznymi, których odkryto już ponad tysiąc.

Zwróćmy jeszcze uwagę na wschodnie pochodzenie podstawowych form architektonicznych kościołów chrześcijańskich budowanych we wczesnym średniowieczu. Zarówno konstruowana na tak zwanym planie centralnym, czyli na planie krzyża greckiego rotunda, jak i bazylikowa, nawowa forma architektoniczna wywodzą się z kultury greckiej i bliskowschodniej. Równoramienny krzyż grecki, w odróżnieniu od krzyża łacińskiego z wydłużonym ramieniem dolnym, oparty jest na owalu głowy Chrystusa w nimbie, w który wpisany jest krzyż. Bizantyjski motyw Chrystusa Pantokratora, czyli Władcy Wszechświata, z głową ujętą w nimb krzyżowy charakterystyczny jest dla architektury wczesnochrześcijańskiej i romańskiej. Oto fragment mozaiki z bazyliki Hagia Sophia w Konstantynopolu.

 
W oparciu o pojawienie się w stylu romańskim i pełny rozkwit w stylu gotyckim tak zwanego transeptu, czyli nawy poprzecznej wobec nawy głównej kościoła, tworząc w rzucie poziomym plan krzyża łacińskiego, wielu architektów i historyków ignorując oczywisty fakt, że bazyliki rzymskie miały swój pierwowzór jako budynek cywilny (tzw. stoa, w tym stoa basileios - siedziba lokalnego władcy) w starożytnych Atenach  uznało, że forma bazyliki, z klasycznym już transeptem, należy do rzymskiego, łacińskiego czyli zachodniego kręgu cywilizacyjnego. Należy odróżnić bazylikę jako formę architektoniczną od bazyliki jako kościoła o szczególnym statusie (bez względu na formę lub styl architektoniczny) od XVIII wieku nadawanym przez papieża.

Po rozejściu się w 1054 roku dróg  kościoła rzymskiego i bizantyjskiego (Wielka schizma) i objęciu Polski łacińsko-germańską sferą polityczno-religijną wpływy kościoła wschodniego wśród Słowian zachodnich zaczęły być rugowane, a unifikujący te plemiona język starocerkiewno-słowiański i wszelkie jego lokalne odmiany zostały przez kościół katolicki uznane - w odróżnieniu od języków zachodnioeuropejskich, za pogańskie i barbarzyńskie, niegodne prowadzenia za ich pośrednictwem ewangelizacji. To z dwóch XII-wiecznych niemieckich pieśni stworzono tekst łaciński "Surrexit Christus hodie", na podstawie którego z kolei powstała polska pieśń  "Chrystus dziś zmartwychwstał", znana w polskich kościołach w XIV wieku.

Jeszcze w pierwszych latach po schizmie czeski król Wratysław II, którego żoną była Świętosława (w Czechach jako Swatawa), siostra Bolesława Szczodrego, bezskutecznie zabiegał u papieża Grzegorza VII o pozostawienie liturgii w "lingua Sclavonica". W odmownej decyzji z 1080 roku papież określił inicjatywę króla jako "daremną zuchwałość" (vane temeritati). Wratysław II, jako pierwszy władca czeski, w 1085 roku koronował się na króla. 

Prawdopodobnie z tej okazji został wydany tak zwany Kodeks Wyszehradzki, którego jedna ze stron (poniżej) ilustruje św. Wacława, księcia czeskiego, także patrona katedry wawelskiej i świętego prawosławnego, z błogosławiącą go Manus Dei. Św. Wacław został wychowany przez swoją babkę, św. Ludmiłę (żonę Borzywoja I, pierwszego władcy Czech), która wraz z mężem w AD 883 przyjęła prawosławny chrzest z ręki słowiańskiego arcybiskupa, św. Metodego, i była jego uczniem.


Ewidentnie bizantyjski charakter iluminacji Kodeksu Wyszehradzkiego został przez historyków sztuki "głównego nurtu" całkowicie zignorowany, a jego autorstwo bezzasadnie przypisano mistrzom nieokreślonego "warsztatu w Regensburgu" - w rozumieniu warsztatu niemieckiego. Istotnie, nie można wykluczyć, że ewangeliarz ten powstał poza Czechami, jednakże jest to kwestia drugorzędna wobec potrzeby identyfikacji kulturowej tego zabytku. A jego cechy ikonograficzne wskazują na inspirację wschodnio-chrześcijańską, bizantyjską, a zatem na duże prawdopodobieństwo, że zabytek ten powstał w rękach artystów greckich, albo przez lokalnych - czeskich lub innych rzemieślników, pod okiem znawców ikonografii bizantyjskiej.

Porównajmy chociażby wyraz graficzny sceny Ukrzyżowania Jezusa Chrystusa z Kodeksu Wyszehradzkiego, z taką sceną na plakietce z kości słoniowej, wykonanej w Konstantynopolu w latach 513-530, obecnie w zbiorach Victoria and Albert Museum w Londynie (Nr 266-1867).


Dziesięć lat wcześniej podobną, jak czeski król Wratysław II, próbę uzyskania zgody papieża na liturgię słowiańską, podjął prymas Dalmacji i Chorwacji, który w AD 1070 na synodzie w Splicie zwrócił się za pośrednictwem legata papieskiego do papieża Aleksandra II, który odmówił takiej zgody. Wpływy kościoła ortodoksyjnego z liturgią narodową musiały sięgać Słowian Łużyckich, bowiem według Wolfganga D. Fritza źródła historyczne wskazują pośrednio, że biskup Merseburga nakazał w XI wieku spalić wszystkie książki w języku słowiańskim, a te w owym czasie były zapewne księgami liturgicznymi.

Jednakże język słowiański, mimo wielu przeszkód, przetrwał w liturgii kościoła katolickiego w Chorwacji przez całe średniowiecze, aż po czasy nowożytne. Jeszcze w 1251 roku, zakonnicy z klasztoru benedyktyńskiego św. Mikołaja w Omišalj na wyspie Krk, zwrócili się z prośbą do papieża Innocentego IV o umożliwienie kontynuowania liturgii w języku słowiańskim, i taką zgodę, dekretem papieskim ze stycznia 1252, otrzymali.

A w Polsce? Jeszcze w II połowie XV wieku w swoim dziele "Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis" Jan Długosz ubolewał, że "bardzo rzadkie bywały w kościołach całego Królestwa Polskiego kazania po polsku dla ludu, ponieważ dla braku ksiąg i nauki słowa bożego niewielu było, co by odpowiednio i umiejętnie prawić je mogli" (Rara et plurimum infrequens apud universam Polonici regni ecclesiam declamandi in vulgari Polonico ad plebes fiebat praedicatio; rarus eruditionis et pronountiationis legis divinae sermo; quoniam, qui sunt scite et competenter proferrent, ob defectum et penuriam tam doctrinae, quam librorum pauci extabant).

Nie wiemy, jak kolejne edycje ksiązkowe dzieła Jana Długosza "Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae" (Roczniki czyli kroniki słynnego Królestwa Polskiego), są wierne z jego własnym rękopisem, znajdującym się kiedyś w Bibliotece Puławskiej (później Biblioteka Czartoryskich), ale Adam Naruszewicz, pierwszy polski, ważny historyk epoki nowożytnej, w swojej "Historii narodu polskiego", taką przedstawił ocenę fragmentu rękopisu puławskiego: "... lecz wedle świadectwa Długosza, Bolesław I. bojąc się aby naród Polski pod dzielnem berłem jego najwaleczniejszy, nie zniewieściał z czasem, a jednego się raczej miecza trzymał: mogąc mieć i inne jakie przyczyny, o których potomność wiedzieć nie może; wszystkie pisane dzieje i księgi popalić kazał [podkreślenia moje]. Przeto owi świadkowie przemiany narodu Polskiego z bałwochwalców w Chrześcijan, kiedy jacy byli tak dobrzy obywatele, że krajowi i potomności szczególne podania przodków zostawili: toć one wszystkie w czasie tym powszechnego na ogień rękopismów wskazu, zginęły".  

Wiemy natomiast, że jako dyplomata króla Kazimierza Jagiellończyka, Jan Długosz miał dostęp do źródeł archiwalnych, przechowywanych w kancelarii królewskiej, a jego dzieło zostało ocenzurowane za czasów króla Zygmunta III Wazy. Wiemy również, że nie oprawiany rękopis autora, złożony w osobnych, łamanych arkuszach papieru, był wielokrotnie przepisywany i zmieniał miejsce przechowywania. Wiele autografów - oryginalnych rękopisów autora zaginęło, a istnieją również w źródłach rękopisy - odpisy bezimienne. 

Nie można w związku z tym odrzucić powyższego powołania się Adama Naruszewicza na Jana Długosza, jako nie mającego podstaw w źródłach historycznych. Należy je przyjąć jako fakt prawdopodobny, który uzupełnia dorobek źródłowy o czasach Bolesława Chrobrego.

Nieuzasadnioną megalomanię wykazują ci badacze, którzy "wiedzą", z jakich to źródeł korzystał Jan Długosz przy pisaniu historii Polski. Oto z boku jeden ze starszych rękopisów długoszowych Annałów, z okresu 1495-1515, będącego w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie. 

Zauważmy, że dwa pomniki polskiej literatury z przełomu XIII/XIV wieku, jedne z największych skarbów polszczyzny - "Bogurodzica" i "Kazania Świętokrzyskie", ocalały przed "cywilizacją łacińską" i przetrwały we fragmentach do na szych czasów tylko dlatego, że zostały wetknięte w kodeksy religijne poza ich łacińskim korpusem tekstowym i umknęły w ten sposób uwadze cenzorów kościelnych. 

Dwa najstarsze teksty pieśni "Bogurodzica" zostały dopisane anonimowo na wewnętrznej stronie tylnej okładki dwóch ksiąg, już po ich zszyciu, odpowiednio w 1407 (Kcynia, dolepiona kartka) i 1408 (Kraków) roku. "Kazania Świętokrzyskie" zachowały się w szczątkach, w formie pociętych pasków introligatorskich, wzmacniających oprawę księgi z tekstem łacińskim. W podobny sposób przetrwało wiele polskich pieśni religijnych, wpisywanych na marginesach i wolnych miejscach w już wydanych księgach łacińskich, zapewne będących w posiadaniu polskich księży i zakonników. Można te ocalone poza obiegiem oficjalnym teksty uznać za pierwszą w historii Polski literaturę podziemną.

Wracając jeszcze do ostatniego zapewne w Słowiańszczyźnie zachodniej ośrodka krzewienia chrześcijaństwa w języku lokalnym, rzućmy okiem na poniższą makietę zrekonstruowanej bizantyjskiej czteroabsydowej rotundy pod wezwaniem św. Prokopa w XI-wiecznym klasztorze w Sazawie. O rotundach jako budowlach charakterystycznych dla bizantyjskiej architektury kościelnej, znanej w Czechach, Małopolsce, Wielkopolsce, na Pomorzu i na ... Bornholmie, będziemy na tym blogu jeszcze mówić.

Zastanawiające jest, że z zachowanych pisanych źródłach historycznych, nie tylko zresztą w Polsce, ale w archiwach watykańskich i w całej Europie, w odróżnieniu do nawet starszych kościołów ottońskich i karolińskich, nie są znane jakiekolwiek wzmianki o wezwaniach świętych, pod którymi powstały pierwsze w Polsce kościoły, tak zresztą jak nie ma tamże żadnych śladów wskazujących na czas, miejsce i obrządek, w jakim przyjął chrzest Mieszko I, jeden z wielkich władców, z którym układało się Cesarstwo Niemieckie. 

Nie można nie zauważyć szczególnie dobrych stosunków, jakie łączyły Mieszka I z cesarzową - regentką Teofanu, w czym mógł być pomocny ich, wspólny być może, ortodoksyjny rodowód ich wyznania. Pamiętajmy, że cesarz Otton II był jedynym w historii Niemiec, który obdarzył swoją małżonkę Teofanu tytułem "coimperator" - współrządzącej cesarstwem razem z nim. Czyżby patronami tych kościołów były osoby uświęcone przez kościół bizantyjski, tak jak i starosłowiańska była ceremonia chrztu Mieszka I ? Czyżby ślady te miały zostać usunięte z katolickich dokumentów po rozłamie w chrześcijaństwie w II połowie XI wieku? Sam Gall Anonim w swojej Kronice podkreślał, że "Nigdy bowiem słowa i rycerskie czyny Rzymian czy Gallów nie byłyby tak powszechnie znane po świecie, gdyby pisane świadectwa nie przechowały ich ku pamięci i naśladowaniu potomnych"

Porównajmy ubóstwo dokumentów źródłowych, dotyczących Polski w pierwszych wiekach jej istnienia z liczbą 24.654 dokumentów spisanych w państwie Frankijskimzachodniofrankijskim i królestwie Francji, w okresie od końca VIII do początku XIII wieku, i zachowanych do dzisiaj tylko w archiwach Francji, w tym 4.418 świadectw pisemnych, powstałych w benedyktyńskim opactwie Cluny (Esther Dehoux, "Bulletin de la Société archéologique du Finistère", 2012).

Zagadkowe luki w archiwach watykańskich nie pozwalają też zidentyfikować dat i imion pierwszych biskupów misyjnych, a więc delegowanych przez papieża, w najstarszym okresie ewangelizacji Polski piastowskiej. O drugim biskupie misyjnym, który zastąpił Jordana około AD 982-984 (a przed Ungerem po roku 1000) nie wiedzielibyśmy nic, gdyby nie krótka wzmianka w kronice Jana Długosza o niejakim Tymoteuszu, prawdopodobnie mnichu benedyktyńskim. Imię to nosił także grecki święty Timóteos, które oznaczało "szanujący Boga" lub "szanowany przez Boga". Czyż drugi biskup misyjny nie mógł być wyznawcą tak popularnego (przed schizmą) wśród benedyktynów kościoła ortodoksyjnego? Niemiecki (jak się zdaje) biskup Unger zastąpił nieznanego dzisiaj poprzednika, zapewne w wyniku decyzji cesarza Ottona III zaraz po Zjeździe Gnieźnieńskim. Trudno sobie inaczej wyobrazić, aby po śmierci pierwszego biskupa Jordana około AD 982-984 Polska została pozostawiona bez żadnego biskupa misyjnego do czasów objęcia stanowiska przez Ungera po roku tysięcznym.

Niestety o tych ważnych sprawach, kto przewodził Kościołowi w Polsce w tamtym dwudziestoleciu, ani o roku przejęcia po Jordanie misji chrystianizacyjnej w Polsce, ani o roku jej zakończenia przed Ungerem, ani tym kto i kiedy zastąpił Ungera, dostępne źródła milczą. Zwróćmy uwagę, że w pierwszych stu latach istnienia dwóch "bliźniaczych" diecezji, utworzonych w tym samym AD 968 - w Magdeburgu i Poznaniu, w tej pierwszej znane są imiona i dokładne lata kierowania diecezją przez wszystkich ośmiu biskupów, podczas gdy dla Poznania nie znamy pewnych imion i lat z nimi związanych dla żadnego z biskupów, a nawet ich liczby. Czyż nie chodziło o biskupów co prawda delegowanych przez Rzym, ale związanych "ideologicznie" z kościołem wschodnim w obrządku (języku) słowiańskim, o których informacje po schizmie Kościołów nie były już warte zachowania?

Pod niezmiennym od AD 960 wezwaniem św. Cyriaka istnieje kościół w saksońskim Gernrode, ufundowany przez margrabiego Gerona (gr. γερων (geron) - "dożywający sędziwego wieku człowiek", imię greckiego pochodzenia), jako część żeńskiego klasztoru benedyktyńskiego. Wspominam o tym w artykule "Zapomniane ślady bizantyjsko-wikińskie". Był on pierwotnie zbudowany, w sposób typowy dla architektury bizantyjskiej, jako trójnawowa bazylika z bocznymi emporami, inspirowany architekturą wyżej wspomnianego w artykule "Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów" kościoła św. Demetriusa w Salonikach.  Wspólny dla kościoła rzymskiego i ortodoksyjnego patron był zapewne Grekiem, na co wskazuje jego imię Kyriakos, oznaczające po grecku "związany z Bogiem, boski". Dodajmy, że starosłowiańska nazwa kościoła brzmiała црькb - zgromadzenie wiernych, świątynia, czyli dzisiaj "cerkiew", a w języku angielskim "church" i pochodziła od greckiego słowa κυριακός (kyriakos). 


Oto powyżej fragment płaskorzeźby z kościoła w Gernrode, przedstawiający opatkę Jadwigę (Hathui, Hedwig) oraz św. Antoniego. Zwraca uwagę ortodoksyjny krzyż patriarchalny w ręku ortodoksyjnego (z okazałą brodą) mnicha. Ze stylu rzeźbionych szat można sądzić, że chodzi tutaj o dzieło z początków XIV wieku, przedstawiającą Jadwigę IV z Gernrode.

Prawosławny krzyż zwany jest także przez historiografów zachodnich jako "krzyż lotaryński". Podwójny krzyż, tzw. krzyż patriarchalny, został wprowadzony do tradycji kościoła ortodoksyjnego już w VIII wieku, podczas gdy na Zachodzie przyjęty jako herb książąt lotaryńskich w XII wieku, po śmierci księcia Gotfryda z Bouillon i obwołaniu się "królem Jerozolimy" przez jego brata Baldwina I w 1100 roku. 

Przywłaszczenie przez historyków podwójnego krzyża wschodniego jako "lotaryńskiego", ma takie same, megalomańskie podłoże przeciwstawiania rzymskiej "łacińskości" wszelkim "barbarzyńskim" formom cywilizacji, jak przywłaszczenie przez nich mieczy wikińskich i nazwanie ich "karolińskimi". Oto poniżej krzyż prawosławny na herbie Pogoni, z grobowca króla Władysława Jagiełły na Wawelu. Jego litewskie, pogańskie imię brzmiało Jogalla, pochodzące od słów jóti - jeździec i gáilas - silny. Król ten, na pierwszym chrzcie prawosławnym, otrzymał imię Jakub, na drugim chrzcie katolickim, w Krakowie - Władysław.


Należy pamiętać, że najstarsze korzenie monastycyzmu chrześcijańskiego pochodzą ze Wschodu, z Cesarstwa Bizantyjskiego. Samo słowo mnich - po polsku, łaciński monachus, monk - po angielsku, moine - po francusku, czy Mönch - po niemiecku, mają swoje pierwotne pochodzenie od greckiego μοναχός (monachós), znaczącego właśnie mnich, monastyczny (klasztorny). Monachós zaś wywodzi się od słowa μόνος (mónos) - sam, samotny, samotnik. Do dziś w wielu językach słowiańskich (rosyjski, serbo-chorwacki, macedoński, bułgarski), a także w rumuńskim, w słowie "mnich" pozostał  oryginalny, grecki rdzeń: "monach". 

Bawarskie Monachium (München) wzięło swoją nazwę od mnichów benedyktyńskich z pobliskiego klasztoru w Schäftlarn. Z uwagi, iż nieznane jest pochodzenie mnichów, którzy w VIII wieku założyli ten klasztor, w świetle rugowania w Europie zachodniej, po separacji w XI wieku kościoła łacińskiego i ortodoksyjnego, "heretyckich" śladów  bizantyjskich w kościele rzymskim, trzeba brać pod uwagę możliwość, iż klasztor ten mógł powstać z udziałem mnichów greckich, czyli bizantyjskich. Wskazywałoby na to również wezwanie św. Dionizosa, pierwszego biskupa Aten, jakie otrzymał w AD 762 tamtejszy kościół klasztorny.

Monastycyzm wschodni i bizantyjski był źródłem monastycyzmu zachodniego, w tym polskiego. Życie monastyczne zostało po raz pierwszy skodyfikowane przez św. Bazylego, biskupa Cezarei (329-379), a podstawy prawne otrzymało za cesarza bizantyjskiego Justyniana I (483-565). Zanim został biskupem Cezarei Kapadockiej, Bazyli założył w 358 roku klasztor w regionie Pontu, któremu nadał zasady monastycyzmu społecznego, grupowego i zakładanego w pobliżu miast - w odróżnieniu od najstarszych jego form życia pustelniczego. Klasztory skupiające mnichów przybyłych głównie z Azji Mniejszej zaczęły rozprzestrzeniać się do Konstantynopola, gdzie w V wieku istniały już co najmniej dwadzieścia trzy klasztory, dla których status prawny ustalił Justynian I. 

Bazyli z Cezarei bronił przed arianizmem kanonów wiary uchwalonych w 325 roku na I soborze w Nicei. Pisał traktaty o Duchu Świętym, rozwijając teologię Trójcy Świętej. Dążył do łagodzenia podziałów w Kościele. Uważany jest, wraz ze swoim bratem Grzegorzem z Nyssy i Janem Chryzostomem, za jednego z trzech „Ojców Kapadockich”, a w 1568 roku uznany został przez papieża Piusa V za jednego z Ojców Kościoła. Oto XVII-wieczna ikona z trzema Ojcami Kapadockimi, przedstawiająca (od lewej do prawej) Bazylego, Jana Chryzostoma i Grzegorza,  będąca w zbiorach Muzeum Historycznego w Sanoku. Ikona pochodzi z cerkwi parafialnej, pod wezwaniem Soboru Bogurodzicy, w bieszczadzkim Lipiu (spalona w 1981 roku).


Wczesnochrześcijański teolog Arejos (256-336) z Aleksandrii, za odejście od podstawowych kanonów wiary, w tym dogmatu Trójcy Świętej i zaprzeczaniu boskości Chrystusa, został skazany na wygnanie, a jego naukę, która rozwinęła się w odłam chrześcijaństwa, zwany arianizmem, potępiono na I soborze nicejskim w AD 325 i na kolejnych soborach. 

Oto poniżej miniatura przedstawiająca obrady II soboru nicejskiego z AD 787, z wyobrażeniem rozpostartego na ziemi, w tak zwanej proskynezie, kajającego się za swoją błędną wykładnię wiary, Arejosa (Ariusza). Iluminacja ta pochodzi  z Menologion Bazylego II - bizantyjskiego manuskryptu z samego końca X wieku. Menolgion to w kościele prawosławnym księga liturgiczna, zawierająca zbiór krótkich opisów żywotów świętych w układzie kalendarza kościelnego, przeznaczona do odczytywania w trakcie nabożeństwa. Na lewo od krzyża prawosławnego widnieje postać Tarazjosa, patriarchy Konstantynopola, który przewodził synodowi; na prawo od krzyża - postać cesarza Konstantyna VI, który w istocie - jako jeszcze niepełnoletni, nie był obecny na tym synodzie. 

Na marginesie dodam, że stosowane powyżej imiona własne i określenia są zgodne z ich oryginalnym, greckim brzmieniem - w odróżnieniu od, najczęściej nieuzasadnionej, maniery naszych (i innych) badaczy ich latynizowania. I tak na przykład: Arejos (gr. Άρειος - Áreios), na modłę łacińską - Ariusz; -  Tarazjos (gr. Ταράσιος - Tarásios), z łacińska - Tarazjusz; menologion (gr. μηνολόγιον - menologion) - po łacinie menologium.


Zasady św. Bazylego stworzyły podstawy monastycyzmu średniowiecznego, stały się w kolejnych wiekach główną regułą monastyczną Kościoła wschodniego i inspiracją dla św. Benedykta na zachodzie Europy. Monastycyzm bizantyjski stanowił w okresie od VI do X wieku pomost duchowy i organizacyjny pomiędzy chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim, to jest w czasach, gdy nie nastąpiła jeszcze separacja eucharystyczna tych kościołów w XI wieku. 

W odróżnieniu jednak od monastycyzmu zachodniego, który w kolejnych wiekach zaczął dzielić się na różne zakony i formuły (benedyktyni, cystersi, franciszkanie, dominikanie itd.), monastycyzm wschodni pozostał przy pierwotnych regułach św. Bazylego, ale każdy z klasztorów miał własny dokument założycielski (gr. typikon - τυπικόν) oraz regulamin i pozostawał organizacyjnie niezależny od innych. Najstarszym chrześcijańskim klasztorem, który funkcjonuje od półtora tysiąca lat do dzisiaj, jest monastyr św. Katarzyny, na półwyspie Synaj (Egipt), ufundowany przez cesarza bizantyjskiego Justyniana I w VI wieku. Klasztor przechowuje ponad trzy tysiące manuskryptów, w tym w języku słowiańskim. Kto z badaczy monastycyzmu słowiańskiego, a szerzej - kultury słowiańskiej, zechce je zbadać, zanim wyrokuje o braku "czytelnych śladów wpływów na naszych ziemiach mnichów obrządku wschodniego"?

Słowo "cerkiew", na oznaczenie kościoła w ogóle - w tym katolickiego, jest jednym z najstarszych i najdłużej zachowanych w języku polskim starosłowiańskich pomników językowych. W pochodzących z przełomu XIII/XIV wieku, prawdopodobnie ze wspomnianego wyżej benedyktyńskiego klasztoru w Łyśćcu, "Kazaniach Świętokrzyskich" znajdujemy następujący ustęp: "... a jakokoli (jakkolwiek) to grzeszny człowiek uczyni, tako nagle sirce (serce) jego jemu doradzi, iżby grzecha ostał, swojich grzechow sirdecznie żałował i (z) świętą cyrekwią dzińsia (dziś) zawołał ...". W polskim tłumaczeniu z około 1449 roku, przez Świętosława z Wojcieszyna (wieś na południowym skraju Puszczy Kampinoskiej),  łacińskiego tekstu "Statutu Wiślickiego" z 1347 roku, jest m.in. zwrot: "... z rady uczonego w Bodze oćca (Bogu ojca), księdza Jarosława, świętej gnieźnieńskiej cerkwi arcybiskupa ...". 

W kodeksie "Evangelia et Epistolae apostolorum, cum Glossis marginalibus, interlinearibus et passim Polonicis", z XIV/XV wieku  (rękopis nr 1299 w Bibliotece Jagiellońskiej), w "Wyznaniu wiary" jest następujący passus: "Werzę w Boga, w Oczcza wszechmogączego, ... szwęthą czirkew chrzeszczyanszką, ..." (dzisiaj: "Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego, ...   święty Kościół powszechny ..."). W modlitwie "Ojcze nasz" z XV wieku (rękopis nr 1681 w Bibliotece Jagiellońskiej) jest werset: "vezę w swantego ducha, w swantą czirkew ij w swanthe opczouane, ..." (dzisiaj: "Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, ...").

Słowo "cerkiew" jako synonim kościoła przetrwało także do dziś we współczesnej wersji języka pomorskiego, jakim jest mowa kaszubska. W swoim dziele "Duchowne piesnie Doktora Marcina Luthera i inszych nabożnych mężów z niemieckiego w sławięski język wyłożone", Bytow 1586 Szymon Krofey pisze w przedmowie: „ ... i też aby WKM jako nawysze Państwo przez to pobudzona i nawiedzona mogła by, Cierkwie te istne po tym jako i pierzwe do opatrzenia i łaskawie do zrzędzenia, aby po tym więce potrzebnych księgów w tę mowie wyłożono i w jednoscy kazania słowa Bożego i piesien Synu Bożemu dale wiekuja Cierkiew ... Dan w Bytowie na dzień Concordiae, ... Roku Pańskiego MDLXXXVI.” W "Wielkim słowniku polsko-kaszubskim" Eugeniusza Gołąbka z 2012 roku polski "kościół" to obecnie spolszczony kaszubski "kòscół", ale w formie archaicznej nadal używane: "cerkwiô", "cérczi", "cérkwie", na przykład: "Sy Smołdzyńsko cérczi", "Më szlë do Główczëc do cérkwie".

Język kaszubski zawiera zresztą wiele innych słów pochodzenia starosłowiańskiego, które w języku polskim zatraciły już pierwotną formę. Na przykład zachowane w nim prastare formy "dołgi" - długi, czy "wołk" - wilk, przetrwały dzisiaj jeszcze w językach wschodnio- i południowosłowiańskich: "долгий" (dołgij) - rosyjski, "dolgi" (dołgi) - słoweński; "волк" (wołk) - rosyjski, macedoński, a zaginęły w wymarłym w XVIII wieku języku połabskim: "dåu̯d’ə" (dołd'), våu̯k (wołk). Języki kaszubski i połabski, obok pomorskiego i słowińskiego, tworzą grupę języków północno-lechickich. Razem z językiem polskim tworzą one grupę języków lechickich.

Język kaszubski - pierwotnie jako język pomorski, wyodrębnił się z języka ogólnosłowiańskiego, w okresie politycznej niezależności od Polski. Później, w trakcie wiązania się Pomorza wschodniego z Polską, stopniowo polonizował się, stając się dzisiaj dialektem języka polskiego. Oto kopia bulli papieża Grzegorza IX z 19 marca 1238 roku, w której pojawia się po raz pierwszy w zachowanych dokumentach, nazwa Kaszub. Jest to dokument potwierdzający nadanie w AD 1186 przez księcia Bogusława I, władcy Pomorza, tamże zwanym "sławnej pamięci księciem Kaszub" (a clare memorie duce Cassubie), posiadłości w Stargardzie (Sta[re]grod), "z właściwymi przyległościami" (cum pertinentiis)  na rzecz zakonu Joannitów.


Cerkwica to dzisiejsza nazwa wsi pomorskiej pod Gryficami, której starosłowiańskie pochodzenie ukryte było przez kilka wieków pod zniemczoną (ale nie zniszczoną) nazwą Zirkwitz, tłumaczoną jako oznaczającą w języku "wendyjskim" (pomorskim) "miejsce kościelne" lub "mały kościół". Wieś ta może mieć bardzo starą metrykę, być może nawet z czasów misji ewangelizacyjnej Ottona z Bambergu z AD 1124, bowiem jeszcze do XVIII wieku przetrwała legenda o istnieniu w niej źródła św. Ottona, kiedy to ku pamięci tego wydarzenia powstał tam obelisk.

Zastanawiające jest, że uznany językoznawca Stanisław Rospond, twórca klasyfikacji strukturalno-gramatycznej toponimów polskich, w swoim dziele "Słownik etymologiczny miast i gmin PRL" (1984), pominął zupełnie wyjaśnienie pochodzenia etymologicznego nazw (starych i współczesnych) miejscowości, często o średniowiecznej metryce, związanych ze starosłowiańskim słowem "cerkiew": Cerekiew koło Radomia, Cerekiew (Cerkiew) koło Bochni, Cerkwica koło Trzebiatowa, Cerekwica koło Wągrowca, Cerekwica koło Żnina, Cerekwica (niem. Zirkwitz) koło Złotowa, Cerekwica koło Jarocina, Cerekwica (Cerkiew, niem. Zirkwitz) koło Trzebnicy, Cerkiew (niem. Zirchow) koło Słupska, Cerkiew koło Brzeska, Polska Cerkiew koło Koźla, Niemiecka Cerkiew koło Głubczyc, Cerkiewnik koło Olsztyna, Cerkowizna koło Radomska, Cerkowna koło Bolechowa.

W swoim dziele S. Rospond nie pominął za to próby wyjaśnienia pochodzenia nazw kilku wsi od słowa "kościół" - jakoby od przyjętego pośrednio z łaciny wyrazu "*kost'oł" - warownia, łac. castellum, starogermańskie kastel, a bezpośrednio ze "staroczeskiego" słowa "kostel" - kościół. Otóż powszechnie przyjęte w polskiej onomastyce wyjaśnienie S. Rosponda (i innych, także współczesnych czeskich) o pochodzeniu polskiego słowa "kościół" od czeskiego "kostel", a dalej od łacińskiej i germańskiej "warowni", nie jest wcale tak oczywiste i jednoznaczne, a na pewno nie jest rozstrzygające. Słowo "kościół" zastąpiło w języku polskim słowo "cerkiew" dopiero w XV wieku, podczas gdy warownie istniały wśród plemion słowiańskich już od czasów pogańskich, a pierwsze cerkwie - świątynie od IX wieku.

Na marginesie, w cytowanym wyżej dziele S. Rospond, wyjaśniając etymologię toponimu pomorskiego miasta Płoty, stwierdza że "A więc najpierw było grodzisko, potem gród i wreszcie od XVI w. zamek". Nie wiadomo, co rozumie on pod słowem 'grodzisko', które jak wiemy oznacza relikty grodu, przez co powyższe zdanie nie ma w pełni sensu.

Filolog czeski i twórca pierwszego, tak monumentalnego (a później mocno krytykowanego) dzieła "Čechořečnost, seu Grammatica linguae Bohemicae" (1672) o czeskiej  gramatyce,  Václav Jan Rosa (1630-1689), w innym dziele ("Thesaurus linguae bohemicae", 1670) uznał, że słowo "kostel" powstało w tradycji ludowej, jako składające się z dwóch słów "kosti stel", czyli dosłownie: "kości ściel", oznaczające pierwotnie "cmentarz" (olim significabat hřbitow, cæmeterium), przykościelny cmentarz (nie było innych w chrześcijaństwie). Wyjaśnienie takie jest moim zdaniem zasadne, jeżeli prześledzimy od średniowiecza ewolucję leksykalną i semantyczną, wraz ze słowami pokrewnymi, słów 'kościół' i 'cmentarz'. W staroczeskim słowa kostełnj - kościelny oraz kostławý - koślawy, pochodziły od słowa kost - kość. W tymże języku, od słowa kost - kość, pochodziły: kossťáł, zdrobniale kosstiáłek - twardy rdzeń kapusty, po polsku 'głąb kapusty', po staropolsku (z tureckiego) - 'kaczan'.

Zauważmy, że już w łacińskim zwrocie "sepultura ossium", czyli 'pogrzeb kości', kryje się zarówno sama ceremonia pogrzebu, jak to, co po niej pozostaje, czyli grób (łac. sepulchrum). Znane jeszcze w religiach przedchrześcijańskich ossuarium (łac. ossuaris), to miejsce lub pojemnik (zwane kostnicą), zawierający szkielet, kości zmarłego (niekoniecznie skremowane). Przykładem z Polski jest Kaplica Czaszek w Kudowie Zdroju, a z Czech - w Kutnej Horze (Kostnice v Sedlci).

Od prasłowiańskiego słowa "*kostь" pochodzi czeskie słowo "kost" (i polskie "kość") oraz pochodne od niego: kostra, kostlivec, kostnice, kostrč, kostnatý, kostitřas etc. Od czeskiego słowa "stlát" - słać, ścielić, pochodzi wyraz "postel" - łóżko. Współczesne czeskie określenie "hřbitow" (synonimy - "pohřebnice", "krchow") - jako cmentarz, pochodzi od słów "hřbet" - grzbiet, pagórek, oraz "pohřebi" - grzebać (zmarłego), sypać pagórek. W języku czeskim "cjrkew" historycznie miała znaczenie jako ogólnie świątynia: "cjrkew zidowská, starozákonnj", "katolická, řjmská cjrkew", "cjrkew křesťanská", "ewangelická cjrkew".

Można przypuszczać, że przejście słowa "kościół" z nazwy przykościelnego cmentarza (a i sam kościół bywał kiedyś i bywa dziś cmentarzem dla wybranych) na nazwę świątyni,  nastąpiło w Czechach w XIV wieku, bowiem z II połowy tego stulecia pochodzi słowo "kostel" w znaczeniu kościoła w wierszowanej Legendzie o św. Prokopie, pięknym pomniku języka czeskiego: "Kiedy wstali na poranną mszę i udali się do kościoła, święty Prokop stał u drzwi i tym Niemcom wytykał ..." (Když prvú noc na jitřní vstachu, a do kostela sě brachu, svatý Prokop u dřví stáše, těm Němciem porokováše). Legenda ta mówi o św. Prokopie - założycielu klasztoru prawosławnego w Sazawie (Sázava), będącego centrum religii i kultury słowiańskiej w Czechach w XI wieku. W legendzie tej negatywnie przedstawiono napływ Niemców do Czech i rugowanie przez nich religii i kultury lokalnej.
 
Oto srebrny denar księcia czeskiego Bolesława II Pobożnego, bity w mennicy w Wyszehradzie w okresie 967-999, z wizerunkiem Manus Dei, włócznią i napisem na otoku DUX BOLEZLAVC na awersie oraz kaplicy i wyrazami CHEV i VOZPRACTACE na odwrocie (źródło: Warszawskie Centrum Numizmatyczne).
 

W Polsce termin "kościół" dla świątyni katolickiej, w odróżnieniu od dotychczasowej "cerkwi", która oznaczała ogólnie świątynię chrześcijańską, zaczął być stosowany prawdopodobnie pod koniec XV wieku, po opublikowaniu w Mszale Rzymskim w 1474 roku liturgii Środy Popielcowej pod nazwą "Feria Quarta Cinerum". Podkreślono w nim jej teologiczne przesłanie: „Pamiętaj człowiecze, że jesteś prochem i w proch się obrócisz; czyń pokutę, abyś miał życie wieczne”. Już nie cerkiew, ale kościół - nowa polska nazwa świątyni katolickiej, przez bezpośrednie skojarzenie świątyni z przestrogą "pamiętaj, że umrzesz" (memento mori) i zakończeniem życia na cmentarzu, miała przygotować człowieka do śmierci, zachęcić go do prowadzenia życia zgodnego z przykazaniami Kościoła, przybliżyć go do udziału w liturgii kościelnej i bycia w kościele, przy lub w którym, prędzej czy później, ale nieuchronnie, zostaną złożone ("będą ścielone") jego kości. 

Stąd polskie toponimy Kościelisko i czeskie Kostelisko, na przykład wczesnośredniowieczny cmentarz i IX-wieczna rotunda w morawskich Mikulczycach zostały odkryte w części miasta zwanej Mikulčice-Kostelisko. Od północno-wschodniej strony grodziska, na wydmowym płaskowyżu, położona jest wczesnośredniowieczna nekropolia, w miejscu zwanym „Těšický les" (Cieszycki Las) lub "Kostelec" (Kościelec). Przed laty miejsce to zwano popularnie "kde nie neroste" [„gdzie nie rośnie”], na którym miał stać kiedyś klasztor. Pracownicy leśni odkrywali tam podczas sadzenia drzew pozostałości murów i kości ludzkie. Dziś jest tu polana, która opada ku środkowi, a starsi mieszkańcy nazywają ten obszar „Klášteřisko”, „Kostelec”, „Žabník" lub „Tesicky dolik” (Zdeněk Klanica - "Die Ergebnisse der Fünftzehnten Grabungskampagne in Mikulčice (Bez. Hodonín)", Přehled výzkumů, 1968).

Wyjaśnienie pochodzenia słowa "kościoła" od zamku, warowni - jako miejsca obronnego, chroniącego kościół, nie jest przekonywujące, bowiem pochodzący z II połowy XIV wieku czeski wyraz "kostel" - w znaczeniu "kościół", nie mógł być związany z kościołami-warowniami, które budowano trzy wieki wcześniej (styl romański), kiedy chrześcijaństwo nie było jeszcze w Czechach dostatecznie utrwalone. Dla tych starych kościołów - warowni Czesi przyjęli określenie "kostelec", a więc jeszcze bardziej odległe niż "kostel" od kastela-zamku. 

Być może mylny pomysł wywodzenia słowa "kostelec" od zamku, a nie kościoła, wziął się od sławnych ruin zamku w miejscowości Zbořený Kostelec nad rzeką Sazawą (foto poniżej, źródło: vyletnik.cz). Te gotyckie ruiny pochodzą jednakże dopiero z XIV wieku i nie mogą być podstawą do rozważań lingwistycznych o etymologii słowa "kostelec".


Przyjęcie w Polsce dopiero w XV wieku słowa "kościół" - w rozumieniu, jak chcą niektórzy badacze, jako świątyni warownej, jest tym bardziej wątpliwe, bowiem u progu renesansu nie budowano kościołów obronnych, a wręcz przeciwnie - były to okazałe formy, które ani z zewnątrz, ani tym bardziej z wewnątrz nie wskazywałyby na uwzględnienie przez architektów zagrożenia tych ekstrawaganckich budowli wojną czy napadem. Natomiast we wczesnych wiekach słowiańskiego chrześcijaństwa, kiedy rzeczywiście budowano kościoły obronne (styl przedromański i romański), w świecie słowiańskim nie znano innego określenia na kościół, jak powszechnie używane słowa "cerkiew" lub "chram".

Uznanie słowa "kostel" - w znaczeniu "kościół", za staroczeskie, jest o tyle zrozumiałe, że język staroczeski (staročeština) trwał aż do końca XV wieku. Trzeba jednak pamiętać, że Morawianie i Czesi to pierwsi zachodni Słowianie, którzy poddani byli prawosławnej ewangelizacji i to przy pomocy języka starocerkiewno-słowiańskiego, w którym tak "kościół", jak i "warownia" miały swoje stare, słowiańskie nazwy (cerkiew, gród), a jakoby przyjęte zapożyczenia tych dwóch cytowanych słów z łaciny lub od Germanów, za pośrednictwem języka czeskiego, wydają się szczególnie absurdalne. Swoją nazwę od słowa "hrad", czyli "gród, zamek", a nie od jakiegoś niemieckiego "kastela", wywodzą czeskie wczesnośredniowieczne warownie, jak praskie Hradczany i Wyszehrad, czy Hradec Kralowe. Nawet leżące pod granicą niemiecką Hradiszcze (powiat Domażlice), nie utraciły u Niemców swojego słowiańskiego rdzenia hrad-, bowiem zwane były po niemiecku jako Hradist.

Wbrew teoriom polskich i czeskich lingwistów, nie znajdzie się w języku czeskim żadnego słowa, które byłoby semantycznym zapożyczeniem od łacińskiego "castellum" - w znaczeniu: warownia, zamek, miejsce obronne. Istnieją tam dwa o takim znaczeniu, ale obydwa mają starosłowiańską etymologię: "hrad", o którym już mówiliśmy, i "zámek", oznaczający to samo po polsku, czyli zamek u drzwi i zamek jako obiekt obronny (także rezydencja, pałac). To ostatnie słowo jest więc semantycznie blisko łacińskiego "clūsa" - zamek do drzwi, zamek obronny, warownia. Ale z kolei to słowo łacińskie nie ma jednak żadnego fonetycznego związku z czeskim lub polskim zamkiem.

A zatem niemiecki "kastel" i łaciński "castellum" nigdy nie wyrugowały z języka czeskiego ich starosłowiańskiego odpowiednika "hrad" i "zámek" i wszystkich od nich pochodnych - jako miejsc ufortyfikowanych, a więc nie mogły tą drogą, jak spekulują niektórzy językoznawcy, przeniknąć z niemieckiego lub łacińskiego, poprzez czeski do polskiego, w słowie "kościół" - czy to jako historyczny cmentarz, czy to jako dzisiejsza świątynia katolicka.

Wiązanie słów "kasztelan" i "kościół" jakoby z ich wspólnym pochodzeniem od germańskiego "kastel" - zamek, jest zupełnie nieuzasadnione. Faktycznie, polskie określenie "kasztelan" pochodzi od niemieckiego "kastel", które pojawiło się dopiero u progu XIII wieku, wraz z osadnictwem niemieckim w Polsce i powstawaniem miast na prawie magdeburskim; zastąpiło ono wcześniejszą, słowiańską nazwę "żupan". "Kościół" nie ma jednak w sobie rdzenia "kast-", bo miałby brzmienie "ka-", a nie "ko-", zawiera natomiast rdzeń "ściel-" (czeski "stel"), jak słowa "ścielić", "ściółka". 

W dokumencie z lat 1347-1352 wymieniona jest miejscowość Kościelec (Coscelecz) na Kujawach i nie ma ona, moim zdaniem, tak jak i wielkopolski Kościelec, małopolski Kościelec, górnośląski Kościelec, Kościelisko i Kościelec w Tatrach, Kościeliska w Zakopanem, nic wspólnego z nazwą "kościół", a tym bardziej "zamek" w dzisiejszym rozumieniu, ale z nazwą "cmentarz" ("ścielić kości"). Podobny źródłosłów, od słowa "kość", ma wielkopolskie miasto Kościan, w najstarszych dokumentach zwane kolejno - Coczan, Costan, Costen. Rdzeniem w tym słowie jest starosłowiański wyraz кость (czytaj: kost'), który w tej formie przetrwał w dzisiejszym języku rosyjskim.

Toponimy o podobnej etymologii spotykamy m.in. w Czechach - Kostelec nad Łabą, Kostelec nad Wełtawą, Kostelec nad Orlicą, Kostelec nad Černými lesy, Kostelec u Křížků, Zbořený Kostelec nad Sazawą, Kostelec na Hané, Kostelec u Heřmanova Městce, Červený Kostelec i Horní Kostelec, Kostelecká Lhota, Kostelní Lhota, Kostelní Vydří, Kostelní Myslová, Kostelní Lhota, Kostelní Hlavno, Kostelany, Kostelany nad Morawą, Kostelíček, Kostelík, Kosteliště, Kosteliska. 

W Słowacji jest to Kostolec, w pobliżu rzeki Wag. W białoruskiej wsi Saniuki na Polesiu znajduje się stary, katolicki cmentarz zwany Kosteliszcze (Костелище). Kosteliszcze to także nazwa zaginionej wsi w powiecie Sienno na Białorusi oraz wsi nad jeziorem Liwa, w obwodzie pskowskim, w Rosji. W tym samym obwodzie jest jeszcze pięć miejscowości o nazwie Kostelewo (Костелево), a kolejne trzy w obwodzie nowogrodzkim. Ten sam toponim Kostelewo występuje również w Bułgarii (obwód Wraca), a Kostel i Kostelgrad w Chorwacji. Tamże rzeczka Kostelina, dopływ Krapiny, a ta Sawy.

Podobną, "cmentarną" etymologię mają toponimy: Mogiła (dawna wieś pod Krakowem, XIII-wieczny klasztor cystersów), Mogilno (XI-wieczny klasztor benedyktynów), Mogilno Duże i Mogilno Małe, Mogilany, Mogielnica, Mogilew Podolski (Могилів-Подільський) i Mogiliwka (Могилівка) na Ukrainie, należące kiedyś do Księstwa Witebskiego XIII-wieczne miasto Mogilew (obecnie Mohylew, Białoruś), trzy wsie o nazwie Mogiła (Могила) w Bułgarii oraz jedna w Macedonii, Mogilica (Могилица) - co znaczy "kopiec", w Bułgarii. "Kopiec" po czesku to "mohyla", na przykład "Wandina mohyla" to Kopiec Wandy.

Na ścisły związek semantyczny kościoła i cmentarza we wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyźnie wskazuje przykład z wymarłego języka połabskiego, gdzie  carkwaicja oznaczała mały kościół, kościółek; cartjüw, cartjiw - kościół, a cartjü - cmentarz.


W dokumencie z 1357 roku miasto Uniejów wymienione jest w następujący sposób: "civitatem Uneyow cum foro et villa eidem coniuncta dicta Koscelna wes, ..." (miasto Uneyow z rynkiem i przyłączonymi do niego wsiami Koscelna Wes, ...). Oto powyżej fragment mapy topograficznej okolic Uniejowa z 1930 roku, z zaznaczonym położeniem zamku (czerowny prostokąt), kościoła (czerwone koło) i cmentarza (zielone pole). Położony na lewym brzegu Warty Łęg Kościelski również nie wskazuje, aby toponim ten wywodził się od kościoła, albo od posiadłości kościelnej,  ale raczej od kościeliska - cmentarza, tak jak i położony przy cmentarzu teren, zwany Kościelnicą.

Za przyjęciem słowa kościół od słowiańskiego kościelec - cmentarz, przemawiają nie tylko lokalizacje topograficzne miejsc o takich toponimach, nie mające w większości przypadków charakteru wyniosłego, obronnego, które uzasadniałyby uznanie go za pochodzące od słowa zamek lub kościół obronny. Rozpatrzmy tutaj krótko drugi argument - przykład toponimu Kościelnica (jedna z historycznych nazw - Cosczyelnycza), która była dawniej wsią folwarczną w pobliżu Uniejowa, a obecnie jest jego dzielnicą. Nie ma w tym historycznym miejscu wzniesienia, korzystnego do posadowienia kościoła lub zamku, ani śladów archeologicznych, aby kiedyś tam te budowle istniały, które mogłyby uzasadniać "kościelną" etymologię.

Początki Uniejowa sięgają XI wieku, i taka może być metryka Kościelnicy - jeżeli to miejsce od początku służyło za cmentarz. Miejsce obronne (później zamek) i kościół towarzyszyły miastu już zapewne od jego założenia. W takim przypadku, nisko położone tereny na północ od miasta, gdzie założono cmentarz,  logicznie obdarzono nazwą Kościelnica - miejsce grzebania kości. Podobną, "cmentarną" etymologię ma słowo popielnica - pierwotnie, w czasach przedhistorycznych, miejsce i naczynie (urna) do przechowywania popiołu spalonych i pogrzebanych ciał. A więc kościelnica (kościelec - cmentarz) i popielnica to dwie różne formy pochówków, grobów - kościelnica to pochówek chrześcijański, popielnica - pogański.

Słowo popiół ma dalekie korzenie starosłowiańskie - popel (попелъ) - stąd imię legendarnego władcy kujawskiego Popiela (oryginalnie - Popela), czy dawnego toponimu Popelow (dzisiaj Popielewo koło Gniezna). Podobne toponimy spotykamy w Czechach - Popelín, Popelná, Popelnice. Jednakże to w dawnej Rusi zachodniej toponimy te najbardziej dominują:  Popeli - Попели, Popielnia - Попeльня, Popieliszcze - Попелище, Popieliki - Попелики, Popieliszki - Попелишки, Popielicha - Попелиха. W dokumencie z AD 1221, w którym książę Rugii Barnuta, syn Jaromira I (Jaromara I) uwłaszcza majątkiem cysterski klasztor Hilda (Eldena), jednym ze świadków jest pewien Popel. 

Imię Popeł (Popiel), przekształcone z czasem w nazwisko, przetrwało wśród Słowian wschodnich i zachodnich do dzisiaj. Jak podaje Rodzina Popielów, na swoim portalu (kingpopiel.tripod.com), historyczni Popielowie zamieszkiwali w XIV wieku okolice Sanoka i Drohobycza. Za udział w Bitwie pod Grunwaldem, w AD 1427 roku król Władysław Jagiełło nadał Hryckowi i Tyszkowi Popielom szlachectwo oraz puste miejsce nad rzeką Ratyczna, w Ziemi Ruskiej (in Terram Russiae), dla założenia tam wsi. W dokumencie z AD 1431, Mikołaj z Chrząstowa, starosta Sanoka, potwierdza sprzedaż wsi Podlasie (od AD 1472 wieś Popiele, dzisiaj nieistniejąca, niedaleko Jurowców, koło Sanoka) przez obecną przy akcie notarialnym rodzinę Popielów, w osobach: Chodor, Truchan, Łucz, Dymitr, Tisz, Michał, Fil, Hryn i Iwan.

Paweł Chościak Popiel (1838-1909) był m.in. posłem na sejm i kasztelanem Sandomierza. W książce "Święci w dziejach narodu polskiego" (1937) Feliks Koneczny pisał "[Rząd carski] sprowadził z Galicji Wschodniej ... Rusina Kuziemskiego, ... towarzyszył mu na prawosławną apostołkę jego kolega Popeł (po polsku zwany Popielem) ...". Chodzi tutaj o, żyjącego na przełomie XIX/XX wieku, pochodzącego z Halicza, prawosławnego biskupa lubelskiego, Marcelego Popiela (fotografia obok), syna szlachcica Onufrego Popiela.

Od słowa popiół wywodzą się, równie stare, wyrazy pokrewne: Popielec, popielnik i inne. W innych językach słowiańskich wyraz ten ma następujące brzmienie: bułgarski - piepeł (пе́пел), serbo-chorwacki - pepeo (пeпео), słoweński - рере̑l, czeski - рореl, słowacki - ророl, górnołużycki -. рорjеł, dolnołużycki - рор́еł, połabski - рüрél.

Być może kolejna myśl o słowie popiół będzie już za daleko idącą spekulacją, ale do ewentualnego zbadania jest, czy w starym języku alamańskim (dzisiaj to tylko dialekt), słowo Osszerich, które przytacza Jan Długosz w znaczeniu popiół, nie może w tamtym języku oznaczać dosłownie "zniszczonych kości". Osszerich, to słowo złożone z dwóch - oss, znaczące w sąsiadującej z Alemanią od zachodu i południa strefą języków galloromańskich kość, oraz - zerich, co mogło w języku starogermańskim oznaczać zniszczyć (dzisiaj w niemieckim - zer­stö­ren). Słowo popiół w języku alamańskim mogło mieć związek ze spalonymi kośćmi, co znaczeniowo wiązało je z miejscem pochówku, czyli cmentarzem. Byłaby to więc semantyczna paralela do polskiego słowa popielnica.

Zauważmy, że słowo "cmentarz", od łacińskiego "coemeterium" (a pierwotnie od greckiego "κοιμητήριον" (czyt. koimitírion) - miejsce do spania, odpoczynku), Kościół wprowadził do języka polskiego dopiero w XV wieku. Oderwane od łacińskiego znaczenia, słowo to Polakom nic nie mówiące, bywało często przez lud spolszczane jako "smentarz", "smętarz" - miejsce "smętne".  Nawet Adam Mickiewicz w XII sonecie krymskim "Do ..." pisał: "Moje [miejsce], gdzie są przeszłości smętarze i trumny ...". 

Jak zauważył językoznawca Stefan Ramułt ("Słownik języka pomorskiego czyli kaszubskiego", 1893) kaszubskie "cerkvišče" (cerkwiszcze) ma dwa znaczenia: 1) kościelisko, czyli miejsce, na którym stała cerkiew (kościół), 2) cmentarzysko, cmentarz. Cerkwiszcze w tym pierwszym znaczeniu ma swoje morfologiczne analogie w staroczeskim "hradiszcze", czy staropolskim "grodziszcze" - miejsce po grodzie, grodzisko. Cerkwiszcze ma swój spolszczony odpowiednik w słowie cerkwisko. Cerkvišče, wymawiane Cerkwiszcze - to też nazwa wsi w Słowenii, a Cerkvenica to nazwa szczytu górskiego w tym kraju.

Etymologiczny związek cmentarza, jako dosłownie ogrodzonego miejsca przy kościele, jest także widoczny w językach skandynawskich. Cerkwiszcze, jako cmentarz przykościelny, ma swoją analogię w tradycji skandynawskiej, gdzie słowo "cmentarz" oznacza dosłownie "ogrodzenie przykościelne": kirkegård - w języku duńskim, kyrkogård - w języku szwedzkim, kirkjugarði - w języku islandzkim.

"Cmentarz" wyparł słowa staropolskie, a wcześniej starosłowiańskie: kościelec, kościelisk, kładbica. Nazwy te dotyczyły miejśc pochówków chrześcijańskich - szkieletowych. Kładbica wywodzi się z czasownika 'kłaść, składać', tak jak i w dzisiejszym rosyjskim słowo "kładbiszcze" (кладбище), oznaczające cmentarz, miejsce składowania. Jest więc znaczeniowo bliskie etymologii starosłowiańskiego słowa "kostel". Miejsca z pogańskimi grobami ciałopalnymi miały inne, swoje nazwy - żalnik, mogilnik i zapewne jeszcze inne. Słowo żalnik jest bliskie fonetycznie słowu zolnik (зольник), oznaczające w języku rosyjskim popielnik (część pieca), a także w archeologii - jamę ze spopielonymi szczątkami. 

Z drugiej strony, odtworzone jest prasłowiańskie słowo *žalь, oznaczające cierpienie, żal, ból. Bliskie jemu jest starosłowiańskie słowo зола (zoła) - oznaczające 'popiół'. Moim zdaniem słowa *žalь i zoła mają wspólne pochodzenie, od proto-indeuropejskiego *ǵwelH - 'palić, goreć'. W starosłowiańskim pochodnym od niego jest słowo ѫгълъ (żgli) - 'węgiel', a we współczesnym języku perskim  زُغال (zuğâl) - 'węgiel drzewny'.

Rosyjskie słowo зола́ (zołà) oznacza 'popiół wyługowany', a także - 'gleba po spaleniu lasu'. Jednakże  słowo зола (zoła) "oficjalnie", czyli powszechnie, wywodzone jest od zgoła innego słowa - 'zielony'Na Podlasiu, w miejscowości Stare Grodzkie (koło Wizny), znajduje się wczesnośredniowieczne grodzisko, w pobliżu którego jest wzgórze o nazwie Żale.  Było na nim pogańskie cmentarzysko z grobami w obstawie kamiennej. Kilka innych takich toponimów znajduje się na Mazowszu i Kujawach.

Słowo "cerkiew" na powszechne określenie kościoła (katolickiego i prawosławnego) zaniknęło w języku polskim dopiero w XV wieku (pozostało w użyciu w odniesieniu do świątyni prawosławnej). Jeszcze w dziejącej się akcji w XIV wieku Adam Mickiewicz pisze w "Konradzie Wallenrodzie": "Skąd Litwini wracali? - Z nocnej wracali wycieczki / Wieźli łupy bogate, w zamkach i cerkwiach [krzyżackich] zdobyte".


Bizantyjskie formy architektoniczne, jakimi są obok rotund trójnawowe bazyliki, były najstarszymi w Polsce kamiennymi budowlami sakralnymi - dziś już w pierwotnej formie nie istniejącymi. Mogły one wyglądać mniej więcej jak ta zachowana w szwabskim Kleincomburg (przełom XI/XII wieku), z charakterystycznymi dla tych form kolumnami i tzw. kapitelami kostkowymi.

Zwróćmy uwagę, że bazylika w Gernrode ma charakterystyczną dla architektury bizantyjskiej krótką nawę, która całkowicie dominuje również w polskich kościołach romańskich - i tym je chyba najbardziej odróżnia od długich naw kościołów północnoeuropejskich i nadreńskich, z którymi tak uporczywie nasi historycy szukają wszelkich analogii.

Do wyjątków w Polsce należy zaliczyć długonawowe kościoły na Pomorzu, między innymi bazylika archikatedralna pod pierwotnym wezwaniem NMP w Gdańsku-Oliwie (długość zewnętrzna nawy 107 metrów), bazylika archikatedralna św. Jakuba w Szczecinie (długość nawy 86 m), kolegiata NMP w Stargardzie (długość nawy 80 m), kościół NMP w Kołbaczu (długość nawy 70 m). Z tych czterech pierwsza i ostatnia budowla powstały pod okiem budowniczych z klasztoru cysterskiego (pierwotnie prawdopodobnie benedyktyńskiego) z Esrum w Danii. To cystersi z Lombardii, w trakcie budowy klasztoru w Esrum, nauczyli Duńczyków wypalać cegłę.

Oto ilustracja (źródło: Irma Schmid, 2017 - "Vom Backstein zum Backsteinbau") związków architektonicznych lombardzko-duńsko-pomorskich, na przykładzie kapiteli trapezowych w Kołbaczu, Oliwie i Sorø, filiach klasztoru w Esrum. Istnieją również znaczące analogie architektoniczne pomiędzy pomorskimi klasztorami Dargun, Eldena i Kołbacz - córkami opactwa Esrum.


O trwałości wschodnich zwyczajów  religijnych w polskim kościele, nawet po wyeliminowaniu języka słowiańskiego z liturgii, świadczy następująca uwaga Jana Długosza we wspomnianych wyżej Rocznikach z końca XV wieku o tak zwanym przedpościu: "Był zaś zachowywany w całym Królestwie Polskim od początku przyjęcia wiary i aż do dnia dzisiejszego ściśle przestrzegany, stary na wzór pierwotnego Kościoła i obrządku, którego Kościół wschodni nie zarzucił, obwarowany sankcjami prawnymi zwyczaj zaczynania czterdziestodniowego Postu od niedzieli Siedemdziesiątnicy i kontynuowania go aż do Wielkiejnocy."  Lud polski widocznie odrzucił przyznaną mu na synodzie we Wrocławiu w AD 1248 przez legata papieskiego Jakuba Pantaleona (przyszłego papieża Urbana IV) dyspensę na spożywanie mięsa aż do środy popielcowej w czterdziestnicy (czterdziesiątnicy). "W zamian" za ten oferowany przywilej prosił legat o przekazanie papieżowi w najbliższych trzech latach trzeciej części wszystkich dochodów kościoła polskiego. Ośmiu biskupów uczestniczących w synodzie diecezji: Gniezna - abp Pełka, Krakowa - wspomniany w artykule "Zacierane tradycje bizantyjskie" Prandota, Poznania - Boguchwał, Lubusza - Nanker, Wrocławia - Tomasz, Płocka - Andrzej, Włocławka - Michał i Chełmna - Henryk, zgodziło się odprowadzić do Watykanu jedną piątą przychodów.

Tak wychwalana przez naszych historyków łacińskość naszej religii (w opozycji do zlikwidowanej w XI/XII wieku cerkiewno-słowiańskiej), od końca XI wieku reprezentowana była coraz bardziej przez obcych księży i mnichów, powodując nie tylko coraz mniejszy udział języka polskiego w obrządku kościelnym, ale zanikanie języka ojczystego w całym szkolnictwie krajowym, należącym przecież wyłącznie do Kościoła (szkoły parafialne, klasztorne i katedralne). Ale to nie wszystkie "dobrodziejstwa", jakie spadły na nasz kraj po schizmie Kościoła i opanowaniu Polski przez obrządek łaciński. Po dwóch wiekach monopolu tego obrządku w Polsce, synod kościelny w Łęczycy pod przewodnictwem arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnki - wielkiego orędownika przywracania polskości, zmuszony był przyjąć w 1285 roku ustawę nakładającą groźbę utraty fundacji na te "polskie" klasztory, które nie przyjmowały Polaków.

Przytoczmy tutaj dłuższy fragment (w czterech kolejnych akapitach) z artykułu historyka Antoniego Mironowicza "Misja metodiańska na ziemiach polskich do końca XI wieku" (2002):

"W latach powojennych dyskusję o istnieniu metropolii słowiańskiej zapoczątkował Jerzy Umiński analizując wzmiankę Galla Anonima o dwóch metropoliach. J. Umiński umieszczał stolicę metropolii w Krakowie, na której czele stali biskupi krakowscy aż do Suli (AD 1037). Tezę tę rozbudował Henryk Paszkiewicz, Karolina Lanckorońska, Jerzy Klinger i Zbigniew Dobrzyński. W ten sposób stworzona została pełna koncepcja, która udowadniała powstanie biskupstwa metodiańskiego w Krakowie po wypędzeniu z Moraw duchowieństwa obrządku słowiańskiego. 

Według tej koncepcji uczeń Metodego Gorazd uszedł do Polski, przenosząc siedzibę biskupstwa morawskiego do Krakowa i w ten sposób stolica państwa Wiślan miałaby w jakimś sensie być kontynuacją metropolii metodiańskiej. W czasach Bolesława Chrobrego w Krakowie, obok nowej katedry łacińskiej św. Wacława, istniała katedra słowiańska św. Michała. W tej sytuacji bardziej zrozumiałe wydają się słowa kronikarza Wincentego Kadłubka informujące, że biskup Stanisław zginął inter infulas - między dwiema katedrami. 

K. Lanckorońska uważa za sufraganie krakowskie biskupstwa w Sandomierzu i Wiślicy. Według tej koncepcji po roku 1000 Bolesław Chrobry ograniczał działalność duchowieństwa słowiańskiego, a Kazimierz Odnowiciel zlecił biskupowi krakowskiemu, Aronowi, latynizację obrządku metodiańskiego. Reaktywowany obrządek słowiański przez Bolesława Śmiałego został zlikwidowany po wypędzeniu króla z kraju. 

Przedstawione zjawiska stanowią jedynie hipotetyczną wersję opartą na założeniu funkcjonowania obrządku słowiańskiego w państwie pierwszych Piastów. Nie wszystkie podane fakty należy uznać za wiarygodne. Wątpliwości te nie dają jednak postaw do negacji istnienia obrządku słowiańskiego na ziemiach polskich. Analizując ustalenia historiografii poświęconej liturgii słowiańskiej można przedstawić prawdopodobną wersję jej rozwoju i upadku".

Jeszcze w czasach Władysława Jagiełły, zapewne dla uzasadnienia swojej ekspansji terytorialnej Krzyżacy nazywali Polaków poganami, co wskazuje na kontynuowanie na Mazowszu na początku XV wieku słowiańskiej tradycji kościelnej, którą wcześniej Gall Anonim nazywał "falsi christicolis" (fałszywi chrześcijanie). Takim mianem kronikarz ten obdarzył pokonanych przez Kazimierza Odnowiciela w połowie XI wieku Mazowszan, w odróżnieniu od miana zwykłych "pogan" wobec Pomorzan: "Pogromiwszy fałszywe chrześcijany, już bez trwogi uderzcie na pogany!" (Superatis tot falsi christocolis, iam securi pugnare cum discolis).

Franciszkanin Jan z Winterthur (1300-1338) pisał o Zakonie Krzyżackim: "O tych godnych pożałowania Krzyżakach, i jeżeli tak jest, także wielkich wrogach wiary prawosławnej ..." (De his Cruciferis verbum lamentabile, et si ita est, fidei orthodoxae penitus inimicum ...). Podkreśliłem ten zwrot, bowiem w dalszej treści kroniki, zawartej w dziele "Corpus historicum Medii Ævi, sive scriptores res in orbe universo", wyd. Johann Georg Eccard 1723, kronikarz wyraźnie odróżnia "wiarę katolicką" (fidem catholicam) od ortodoksyjnej. Kanony wiary ortodoksyjnej, w dziele "Dokładna Ekspozycja Prawosławia" (Ékdosis akribès tēs Orthodóxou Písteōs),  zredagował w VIII wieku Jan z Damaszku.

Na marginesie, we wszystkich znanych mi wydaniach poematu Adama Mickiewicza "Grażyna", jest błąd w łacińskiej nazwie Krzyżaków: Crucigeri zamiast Cruciferi (i taka jest w przywołanym przez A. Mickiewicza, ale niedokładnie zacytowanym źródle). Starą nazwę Crucigeri stosowano w historycznych źródłach wobec innego rodzaju zakonników ze znakiem krzyża, zwykle eremitów, benedyktynów i wspólnoty zakonne według reguły św. Augustyna, a także wobec czeskiego  Zakonu Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą. Zdarza się jednak i w obcej literaturze niepoprawne uznawanie obydwu nazw łacińskich jako synonimów.

Pochodzące wprost z kościoła ortodoksyjnego, a więc z czasów wczesnego średniowiecza, zawołanie liturgiczne w języku greckim "Kyrie eleison" wymawiane było przez wiernych w kościele rzymskim i w polskich kościołach katolickich jeszcze do lat 1960-tych ubiegłego wieku. Jest to chyba najstarszy zabytek językowy kościoła bizantyjskiego, jaki przetrwał niemal do dzisiaj w kościele katolickim. Po Soborze Watykańskim II, od 1963 roku ta liturgiczna aklamacja modlitewna wymawiana jest w Polsce przez wiernych słowami: "Panie, zmiłuj się nad nami".