19 września 2016

Lotaryngia jednym ze źródeł polskiego chrześcijaństwa

Wracając do związków Polski z lotaryńskim Liege - tematu podjętego w poprzedzającym artykule "Lotaryngia miejscem powstania Żywota św. Wojciecha", z pozostawionych w kronikach informacji wiemy, że biskup Notker był nie tylko miłośnikiem książek, zlecającym ich pisanie i gromadzącym je, ale i sprzyjał edukacji młodzieży. Przy katedrze św. Lamberta w Liege już od końca XI wieku istniała szkoła, gdzie uczono m.in. języka greckiego, co podkreśla znaczenie kultury bizantyjskiej, oraz biblioteka. Przytoczmy tutaj fragment z Vita Notgeri z początku XII wieku słowa anonimowego biografa biskupa Notkera, podkreślający jego wielkie zdolności oratorskie, mentorskie i wychowawcze:

"Uczy duchownych po łacinie, lud prosty w ich języku, zaspokajając swoją trzodę słodkością słowa. Nie wywyższając się ponad innych, słabym daje mleko, solidny pokarm dla silnych" (Vulgari plebem clerum sermone latino, erudit et satiat magnà dulcedine verbi. Lac teneris praebens solidamque valentibus escam).

Autor pracy "Powstanie i rozwój kapituły katedralnej w Płocku" (1977), ks. Wojciech Góralski pisze w niej: "Gdy chodzi o obcy kler, napływający do kraju w ciągu wymienionych stuleci (XI-XII wiek, mój przypis) i odgrywający wówczas najpoważniejszą rolę w dziedzinie kształtowania się polskiej organizacji kościelnej, to należy na pierwszym miejscu wymienić tu duchownych z północnej Francji i tzw. kraju mozańskiego, w szczególności zaś z diecezji leodyjskiej (Liège). Z ośrodków tych przyjęto m.in. normy prawne w odniesieniu do wewnętrznej organizacji kapituł. Migracja duchownych z kraju mozańskiego do Polski przebiegała w dwóch etapach: początkowo przybyli do kraju mnisi benedyktyńscy, osiedli w Tyńcu, Mogilnie i Lubiniu ...".

Diecezja leodyjska (od łacińskiego Leodium - Liege) jest jedną z najstarszych w Europie, bowiem powstała już w IV wieku, wówczas z siedzibą w Tongres (Tongeren), założona przez św. Serwacego. W jej granicach znalazła się przyszła stolica Cesarstwa Niemieckiego Akwizgran oraz Bouillon, skąd normandzki rycerz Godfryd rozpoczął pierwszą wyprawę krzyżową w AD 1086. Jego ojciec Eustachy II brał udział w zwycięskiej dla Normanów bitwie pod Hastings. Oto ruiny w jej ostatniej, gotyckiej formie, dzisiaj już nie istniejącej katedry św. Lamberta, rysunek z 1802 roku (źródło: Belgian Art Links and Tools).


Przypomnijmy jeszcze jednego rektora szkoły katedralnej w Liege, jakim był Gozechin (Gozwin - oznaczający w języku starogermańskim "przyjaciela Gotów"), kierujący nią w latach 1044-1058, a później taką szkołą w Moguncji. W swoim traktacie "Epistula ad Valcherum suum olim discipulum" skojarzył szkołę leodyjską z antycznymi tradycjami akademii greckiej, nazywając Liege (tamże pod nazwą Legia) "drugimi Atenami" (altera Athenae) albo Atenami północy. Nie mógł on przewidzieć, że dzisiaj część historyków będzie zaprzeczała związkom "kultury ottońskiej" z cywilizacją grecko-bizantyjską. Jak zwraca uwagę Steven Runciman w swej książce "The last Byzantine renaissance" (Cambridge 1970) nauczanie bizantyńskie opierało się "na starym helleńskim systemie trivium i quadrivium", czyli na siedmiu tak zwanych sztukach wyzwolonych, nazwanych tak u progu średniowiecza, ale których podstawy stworzyli osiem wieków wcześniej Platon i Arystoteles. Nawiązaniem do greckich tradycji edukacji jest przyjęta od XIX wieku w dawnej Dolnej Lotaryngii, czyli w dzisiejszych krajach Beneluxu, nazwy "Athenée" (we Flandrii i Holandii - Atheneum) dla państwowego systemu liceów ogólnokształcących.

Brytyjski historyk nauki Frank Sherwood Taylor, niezaangażowany w uprawianą przez niektórych badaczy historii powszechnej propagandę, odwołującą się głównie lub wyłącznie do łacińskich (rzymskich) korzeni cywilizacji europejskiej, zwraca uwagę że to w Grecji sześć wieków p.n.e. powstały teoretyczne podstawy nauki, a "... teorie ich zawładnęły światem na przeszło dwa tysiąclecia, a tak zwana nauka zachodnia była nauką grecką. Rzymianie, Arabowie jak również mędrcy wieków średnich zdołali jedynie rozbudowywać osiągnięcia i koncepcje nauki greckiej" ("Historia nauk przyrodniczych w zarysie", 1962). Nawet kopernikańska teoria heliocentryczna nie jest zupełnie oryginalna, bowiem grecki astronom Arystarch z Samos już w III wieku p.n.e. wyliczył, że ziemia krąży po obwodzie wokół słońca, a także obraca się wokół własnej osi. Oto grecka X-wieczna kopia z dzieła Aristarcha "O wielkościach i odległościach słońca i księżyca" (Peri megethon kai apostematon heliou kai selenes), ostatnio wydananego drukiem w 1992 roku.


Dość powiedzieć, że zanim w Bolonii powstał w AD 1088 pierwszy europejski uniwersytet, działał już od ponad czterech wieków założony w AD 425 uniwersytet w Konstantynopolu, a w świecie muzułmańskim istniało już wówczas aż pięć uczelni (Al-Zaytuna w Tunezji, powstała w AD 737; później także w Bagdadzie, Fezie, Kairze i Kordobie). To w XI wieku nie na Zachodzie, ale w Konstantynopolu wykładał filozofię Jan Italos, jeden z najwybitniejszych myślicieli wczesnego średniowiecza. Odnowił on dorobek naukowy Arystotelesa, który przejął po nim pół wieku później Piotr Abelard z Paryża. Gerbert z Aurillac, zanim został papieżem Sylwestrem II, dzięki łacińskim przekładom poznał w Katalonii arabskie dzieła naukowe z zakresu matematyki, astronomii i mechaniki. Dziesiętny system liczbowy, w formie dzisiaj stosowanej, został opracowany w IX wieku przez perskiego matematyka Al-Khwarizmi'ego (al-Chuwarizmi) i od niego pochodzi nazwa algebry - działu matematyki.

Ciekawe, na jakich "tajnych kompletach" rodziły się w epoce karolińskiej i ottońskiej europejskie elity naukowe, jeżeli nie czerpały one wiedzy ze Wschodu. Czy "na rozkaz" Karola Wielkiego, a w Polsce Bolesława Chrobrego, jak w przytoczonym w artykule "Słowiańskie kołki w wikińskich łodziach", dla "wyjaśnienia" sposobu opanowania przez Słowian umiejętności budowy łodzi klepkowych?

Część historyków uważa że z Liege mógł pochodzić także pierwszy polski biskup misyjny Jordan (fr. Jourdain, łac. Jordanus). Za jego życia pojawiło się po raz pierwszy w dynastii piastowskiej imię Lambert, za św. Lambertem z Lotaryngii, zmarłego w Liege około AD 700. Nadano je na chrzcie czwartemu synowi Mieszka I i Ody około 980 roku, być może celebrowanym przez samego biskupa Jordana. Imię Lamberta, wcześniej nieznane w Danii, nadano na chrzcie Kanutowi Wielkiemu, synowi Świętosławy - córki Mieszka I. Po śmierci Mieszka I Lambert Mieszkowic, wraz z matką i swoim rodzeństwem został przez Bolesława Chrobrego wygoniony z kraju. Czy z tym faktem należy wiązać decyzję Chrobrego nadania jednemu ze swoich synów (Mieszkowi II) imienia Lambert? Usunięciu księżnej Ody z Polski przeciwstawiali się pewien Przybywoj (Pribuvoius)  i Odylen (Odilienus), których z tego powodu, według kroniki Thietmara, Bolesław Chrobry kazał oślepić.

To drugie imię wskazuje, że mógł to być jakiś mnich z Francji lub Lotaryngii. Odylen, a raczej Odylon, było we wczesnym średniowieczu frankońskim zdrobnieniem imienia Odo, czyli niemieckiego Otto. Imię Odylon (Odilon) nosili m.in. książę Bawarii (VIII w.), książę Geronii - dzisiaj Katalonia (IX w.), opat Stavelot w Lotaryngii (początek X w.), opat Cluny w Burgundii - święty kościoła katolickiego (X-XI w.). Niektórzy nasi historycy (np. H. Łowmiański, W. Taszycki) uważają jednak inaczej - że jest to imię "prawdopodobnie polskie", brzmiące Odolan, pochodzące od słowa "podołać, dać radę". Taka hipoteza jest również możliwa, chociaż gdyby to był "polski" Odylen, można sądzić, trzymałby raczej stronę Chrobrego. Godzi się dodać, że od imienia Otto, czyli Odon, czyli Odylen pochodzą również pewne toponimy, jak na przykład (kolejno): miasto Oettingen w Bawarii, rzeka Odon w Normandii, wsie Odolanów w Wielkopolsce, Odolion na Kujawach i Odonów w Małopolsce.

Imię Jordana, jak i sam biskup poznański, jak to uzasadniałem w artykule "Zacierane tradycje bizantyjskie", nie "musiał" pochodzić z jednego z krajów romańskich, jak powszechnie przyjmują historycy, ale z bizantyjskich Bałkanów. Ale gdyby miał być ze strefy języka romańskiego, to lotaryńskie pochodzenie biskupa Jordana wydaje się najbardziej możliwe. W epoce ottońskiej u schyłku pierwszego milenium, to nie we Włoszech i Rzymie, ale w Dolnej Lotaryngii i w Akwizgranie koncentrowała się władza nie tylko polityczna ale i de facto kościelna w Europie zachodniej, tak jak w Konstantynopolu władza polityczno-kościelna Europy wschodniej i Orientu. Dla porównania Konstantynopol liczył wówczas około trzystu tysięcy mieszkańców, podczas gdy Rzym zaledwie 20.000 - ponad 50-krotnie mniej, niż w czasach antycznych.

Kiedy wspomniany w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy" książę normański Robert Guiscard (wielki darczyńca dla klasztoru Monte Cassino) w AD 1084 wszedł ze swą armią do Rzymu, zastał to starożytne miasto w większości w ruinie, a na zarośniętym największym placu antycznego Rzymu, zwanym kiedyś Forum Romanum, a w średniowieczu Campo Vaccino (czyli Krowie Pole) pasły się woły pociągowe i krowy. Podobnie wyglądał Rzym jeszcze w XIX wieku, co utrwalił na obrazie m.in. William Turner (u niego pasą się kozy). 


Powyższa ilustracja (autor: Giovanni Paolo Pannini, 1756) przedstawia scenerię zrujnowanego "wiecznego miasta", z następującymi obiektami antycznej architektury, od lewej strony kolejno: Świątynia Zgody (łac. Aedes Concordiae) z IV wieku p.n.e.; Świątynia Antonina i Faustyny (Templum Divi Antonini et Faustinae) z II wieku n.e.; Łuk tryumfalny Tytusa (Arcus Titi) z I wieku n.e.; pomnik na koniu cesarza Marka Aureliusza (Equus Marci Aurelii) z II wieku n.e.; Teatr Marcellusa (Theatrum Marcelli) z I wieku p.n.e.; Kolumna Trajana (Columna Traiani) z I wieku n.e.

Nasz wieszcz Zygmunt Krasiński (1812-1859) tak opisał ruiny postimperialnego Rzymu: 
            Patrz! Wokół ciebie na rzymskiej równinie
                    Co zostało z dumy!
            Pośród pustyni mętny Tyber płynie
                    Wkoło zwalisk rumy.
            I tu chadzali w purpurze i złocie
                    Niesprawiedliwości -
            A dziś ich świątyń marmury śpią w błocie
                    Nad prochem ich kości.
            I tu mawiali: "Wytracim narody,
                    Roma jedna będzie " -
            Patrz! Po ich cyrkach jak pasą sie trzody
                    I bluszcz pełza wszędzie!

Pozostawienie Rzymu w ruinie przez ponad 6 stuleci (został on po raz pierwszy poważnie zdewastowany przez najazd Wizygotów w AD 410) - do XI wieku (Robert Guiscard) i później, zaprzecza głoszonym poglądom o bezpośrednim przejęciu dorobku cywilizacji rzymskiej przez dynastie Karolingów i Ottonów. Dorobek kultury antycznej przetrwał dzięki jego przejęciu i wzbogaceniu przez Cesarstwo Bizantyjskie, skąd po wielu wiekach zapaści kulturowej w Europie, uczyła się go ponownie od średniowiecza Europa zachodnia i wschodnia.

Jeszcze w XVIII wieku rysowały się znaczące różnice cywilizacyjne między Wschodem i Zachodem, ale w podanym tu przykładzie podejścia do higieny - prosto z Imperium Brytyjskiego, na korzyść lekceważonego wtedy (i dzisiaj) przez Europejczyków Wschodu. Robert Robinson, angielski historyk i pastor w swojej "The History of Baptism" (Londyn, 1790) tak pisze o rodakach: "W tym kraju kąpiel nie jest brana za przyjemność, z wyjątkiem niewielu osób, a wielu myśli wręcz o niej z niechęcią, podczas gdy na Wschodzie jest wręcz przeciwnie - jest zaliczana do wygód, jeśli nie do życiowej potrzeby" (In this country, bathing is not considered, except by a few individuals, as an enjoyment, and many think of it with reluctance, but in the East it is far otherwise, and it is to be numbered among the conveniences, if not the necessaries of life).

Należy zauważyć, że organizacja klasztorów w Europie zrodziła się nie w Italii lub Rzymie, ale właśnie w Lotaryngii. To do Trewiru przybył z Egiptu w AD 355  Atanazy Wielki, uczeń św. Antoniego, rzeczywistego ojca monastycyzmu chrześcijańskiego, i zainspirował tamtejszego biskupa Maksymina do założenia pierwszego w Europie klasztoru. Lotaryngia ma najstarsze w Europie tradycje monastyczne, a więc także najdłuższą we wczesnośredniowiecznej Europie (poza Bizancjum) historię krzewienia nauki i kultury. Tam najbujniej rozwijało się centrum kulturowe zachodniej części kontynentu, nadając ton w sztuce, literaturze (zwłaszcza iluminacja manuskryptów) i architekturze ottońskiej, kulturze - co znowu należy podkreślić, nie samorodnej, ale wyrosłej z cywilizacji bizantyjsko-antycznej.

Widocznym tego przykładem jest sporządzony przez czeskich mnichów benedyktyńskich (z Sazawy lub Pragi) Złoty Kodeks Gnieźnieński z AD 1076, w którym ilustracje świętych przedstawione zostały w scenach i strojach typowych dla sztuki bizantyjskiej. Oto scena obmycia przez Chrystusa nóg jednemu z apostołów, znana wcześniej m. in. z fresku we wspomnianym już X-wiecznym klasztorze Hosios Lukas czy też na płaskorzeźbie z kościoła św. Idziego w Saint-Gilles. Chrystus przedstawiony jest w charakterystycznym dla bizantyjskiej ikonografii nimbie z krucyfiksem.


Ten sam bizantyjski nimb krzyżowy widoczny jest na poniższym fragmencie VII sceny XII-wiecznych Drzwi Gnieźnieńskich - Widzenie senne św. Wojciecha (źródło: "Drzwi Gnieźnieńskie", pod red. M. Walickiego, 1956). Sama technika odlewania wielkich drzwi kościelnych w brązie przyszła do Europy z Bizancjum. Pierwsze odlane w Konstantynopolu drzwi z brązu trafiły w XI wieku do kościołów w Amalfi (AD 1065), później w Rzymie (bazylika papieska San Paolo fuori le mura), Atrani, Monte Gargano, Monte Cassino i Wenecji.

Wykonawcę Drzwi Gnieźnieńskich historycy nasi upatrują w mistrzach pochodzących z Francji, Niemiec albo Italii. W istocie we Francji znany jest tylko jeden przypadek istnienia podobnego dzieła z XII wieku, już nie istniejącego, w portalu opactwa Saint-Denis. Większość z tych badaczy uważa, że drzwi z Gniezna inspirowane byłDrzwiami Bernwarda z katedry w Hildesheim i stamtąd musiał zapewne pochodzić wykonawca Drzwi Gnieźnieńskich. 

Najstarsze w Europie drzwi z brązu, znane z 1015 roku, znajdują się (od XIX wieku) w katedrze mariackiej w Hildesheim. Prawdopodobnie zostały one wykonane przez mistrzów bizantyjskich na miejscu, w Nadrenii lub Saksonii. Ich zleceniodawcą, dla ufundowanego przez siebie w tym mieście kościoła św. Michała przy klasztorze benedyktyńskim, był miejscowy biskup Bernward, który wcześniej służył na dworze cesarza Ottona II i cesarzowej bizantyjskiej Teofanu. Nawiasem mówiąc, stosowane przez naszych, i nie tylko, historyków wobec tej postaci historycznej imię Teofano nie jest prawidłowe, bo ahistoryczne, będące zlatynizowaną w późniejszych wiekach formą jej oryginalnego imienia greckiego Teofanu (Theophanu).

Cesarzowa Teofanu, pod nadzorem Bernwarda, wówczas kapelana dworu cesarskiego, rozbudowała kościół św. Pantaleona w Kolonii, w którym znajduje się jej grobowiec (zmarła w 991 roku w Nijmegen, dzisiaj Holandia). Ciało tego świętego, czczonego szczególnie w bizantyjskiej Grecji, cesarz Otton II otrzymał stamtąd jako relikwię - podarunek z okazji jego ślubu z Teofanu. Grzegorz, brat cesarzowej, był prawdopodobnie opatem klasztoru benedyktyńskiego w Burtscheid, niedaleko Akwizgranu. Oto sarkofag cesarzowej Teofanu w kolońskim kościele św. Pantaleona (źródło: Wikipedia).


W nowatorskiej pracy interdyscyplinarnej ("Himmlisches Jerusalem in Hildesheim – St. Michael und das Geheimnis der sakralen Mathematik vor 1000 Jahren", 2009) historyka (Manfred Overesch) i fizyka (Alfhart Günther)  badacze ci uważają, że w przyjętych w architekturze tego kościoła rozwiązaniach technicznych "... wymagana znajomość matematyki nie była jeszcze dostępna w Imperium Ottońskim, dlatego należy myśleć o bizantyjskim matematyku na dworze bizantyjskiej cesarzowej Teofanu" (... die dazu benötigte Mathematik hat im Ottonenreich noch nicht zur Verfügung gestanden, weshalb man an einen byzantinischen Mathematiker am Hofe der aus Byzanz stammenden Kaiserin Theophanu denken sollte).

Chociaż i historycy niemieccy przyjmują za oczywistość, że drzwi z Hildesheim powstały z ręki lokalnego, niemieckiego mistrza, to ta utrwalona przez powtarzanie hipoteza w żadnym wypadku nie wynika ze źródeł historycznych. Wyryty na drzwiach napis mówi bowiem tylko tyle, że "W Roku Pańskim 1015 biskup Bernward - niech pamięć o nim będzie błogosławiona - zlecił odlać te skrzydła drzwi na podobieństwo tej anielskiej świątyni i ku jego pamięci". 


Inny, zachowany w
skarbcu Welfów zabytek o bizantyjskiej, par excellence, ikonografii i technice wykonania, jakim jest powyższa, pozłacana srebrna patena św. Bernwarda. Ilustracja pochodzi z książki Stephan Baissel - "Der heilige Bernward von Hildesheim als Künstler und Förderer der deutschen Kunst", 1895. Patena nosi jednoznaczny napis: "Ista(m) patena(m) fecit S(anctus) Bernvvardus", czyli - "Tą patenę wykonał święty Bernwardus". W centrum pateny widnieje postać Pantokratora - Chrystusa w Majestacie (Maiestas Domini), w nimbie krzyżowym.
 Chrystus, z ranami na ciele, intronizuje na tęczy, rozkłada ręce na zewnątrz i przemawia, jak w inskrypcji: "+Hvc spectate viri sic vos moriendo redemi" - "Oto odkupiłem was przez moją śmierć". W otoku wizerunku Maiestas Domini, w formie ośmiopłatkowej róży, widnieją symbole czterech świętych Ewangelistów, na przemian z czterema cnotami: Justitia, Prudentia, Fortitudo, Temperantia - Sprawiedliwość Roztropność Hart Wstrzemięźliwość. Na zupełnie zewnętrznym otoku widnieje następująca inskrypcja: "+Est corpvs (Christi) in se panis qui frangitvr. In me vivet in eternvm qui benet svmit evm" - "Ten chleb, który jest łamany, to ciało (moje - Chrystusa). Będzie żył we mnie na wieki ten, który godnie go spożywa". Napisy są głęboko grawerowane, wypełnione materiałem niello.

Jak więc widzimy biskup Bernward, fundator brązowych drzwi w Hildesheim, był nie tylko doskonale obeznany ze sztuką bizantyjską, ale utożsamiał się z jej wyrazem artystycznym i ją popularyzował. Słowo fecit - wykonał, nie należy oczywiście rozumieć dosłownie, ale w znaczeniu - zlecił, dał wykonać. Dotyczy to zarówno tej pateny, jak i omawianych drzwi z brązu. Nie zapominajmy przy tym, że jeszcze jako nadworny kapelan na dworze cesarskim, Bernward był pod przemożnym wpływem cesarzowej Teofanu. To z ręki tej Bizantyjki, w 989 roku został wyznaczony jako wychowawca jej 9-letniego syna, przyszłego cesarza Ottona III. 

Aż połowa obrazów (kwater) z tych drzwi zawiera starotestamentową ikonografię, co wraz z bizantyjskimi elementami ikonograficznymi (Manus Dei, nimb krzyżowy przy głowie Chrystusa, kształt skrzydeł aniołów, ubiory postaci) wskazuje na rękę mistrza grecko-bizantyjskiego. Trzeba pamiętać, że drzwi z Gniezna, tak jak i z Hildesheim powstały w bardzo trudnej, tak zwanej technice wosku traconego, wymagającej wielkiej praktyki i mistrzostwa. Oto fragment drzwi z katedry w Hildesheim przedstawiający scenę potępienia Kaina przez Boga za śmierć swego brata Abla. 


Technikę tą przynieśli do Niemiec sprowadzeni z Bizancjum przez Karola Wielkiego Grecy, którzy odlali na jego zlecenie drzwi brązowe (jeszcze bez wypełnionych ikonografią kwater) dla kaplicy pałacowej w Akwizgranie. Wydaje się, że gdyby realizator drzwi Bernwarda był Niemcem, a nie ortodoksyjnym Grekiem (co po schizmie kościołów nie było już w Niemczech powodem do chwały), biskup nie omieszkałby tego uwidocznić, jak to uczynił magdeburski biskup Wichman, ofiarodawca Drzwi Płockich. Dodajmy, że popularna jest teoria, że romańska katedra w Gnieźnie została wybudowana przez mistrzów sztuki mozańskiej. Gdyby drzwi tej katedry miały wieńczyć to "dzieło sztuki mozańskiej" to warto zauważyć, że nieznany jest żaden przekaz źródłowy, wskazujący aby w tamtym regionie kiedykolwiek istniał tego rodzaju zabytek. Czyż ci "wylansowani" nadmozańscy mistrzowie mieliby w Gnieźnie stworzyć od ręki taki wspaniały "prototyp" i nigdy go potem u siebie nie powtórzyć?

Jeżeli nie mistrz francuski i nie niemiecki, to może jednak włoski, jak twierdzą niektórzy, był wykonawcą Drzwi Gnieźnieńskich? Niech odpowiedzią będzie następujący fakt. W ciągu tylko lat 1060-1110 aż osiem par drzwi brązowych wykonanych w Konstantynopolu trafiło do kościołów Italii: Amalfi - katedra, portal główny; Atrani - kościół św. Salwatora de Birecto - portal główny; Salerno - katedra, portal główny; Monte Cassino - klasztor, drzwi opata Dezyderiusza; Monte Sant'Angelo - sanktuarium, tzw. Drzwi Byka (Portale del Toro); Rzym - Bazylika św. Pawła za Murami, tzw. Święta Brama;  Piza - katedra, portal główny, drzwi ufundowane w AD 1099 przez Godfryda z Bouillon (nieistniejące od AD 1595); Wenecja - bazylika św. Marka, drzwi św. Klemensa. 

Oto fragmenty ikonografii typowo bizantyjskiej na drzwiach brązowych z portalu, zbudowanego na tak zwanym planie centralnym (greckiego krzyża) baptysterium w Pizie (foto: Marie-Paule ex flickr.com).


Spośród wielu hipotez co do pochodzenia tego zabytku (Dolna Saksonia, Bawaria, Lombardia, Dolna Lotaryngia, Francja, Polska) wydaje mi się, że najbardziej uargumentowana jest ta, wskazująca na wykonanie odlewu w dorzeczu Mozy i Renu (Dolna Lotaryngia), z uwzględnieniem zapewne życzeń polskiego zleceniodawcy - być może arcybiskupa Zdzisława (Zdziszka).


Nie ma tu miejsca na szersze uzasadnienie lotaryńskiej hipotezy pochodzenia Drzwi Gnieźnieńskich, ale tytułem przykładu pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeden ze szczegółów ikonograficznych drzwi, który dotychczas nie wzbudził szczególnego zainteresowania historyków sztuki. Chodzi tutaj o pokazany na Drzwiach w ośmiu różnych scenach (V, VI, VIII, X, XI, XII, XIII, XVIII) biskupi pastorał św. Wojciecha, a zwłaszcza na jego spiralne zakończenie, zwane kurwaturą.

Należący do biskupa Wojciecha pastorał zakończony jest charakterystyczną, identyczną we wszystkich scenach, głową węża z rozwartym pyskiem. Przypomina on nad wyraz pastorał będący insygnium Anno II, arcybiskupa nadreńskiej Kolonii w latach 1056-1075. Ten święty kościoła katolickiego ufundował m.in. opactwo benedyktyńskie Michaelsberg w Siegburgu pod Kolonią, w którym do dzisiaj przechowywany jest jego pastorał. Na poniższej ilustracji zestawione jest zdjęcie kurwatury pastorału św. Anno oraz fragment V sceny Drzwi Gnieźnieńskich, przedstawiającej wręczenie św. Wojciechowi pastorału biskupiego przez cesarza Ottona II (w AD 983).

Biorąc pod uwagę wielkie w średniowieczu zróżnicowanie plastyczne kurwatur pastoralnych, indywidualizowanych pod konkretnych właścicieli-biskupów, uderzające jest podobieństwo pastorałów obydwu hierarchów - do tego stopnia, że należy liczyć się z tym, że pastorał św. Anno z Kolonii był jednym ze źródeł inspirujących artystę projektującego wyraz graficzny żywota św. Wojciecha na Drzwiach Gnieźnieńskich. Być może Drzwi Gnieźnieńskie nie powstały około roku 1175, jak się powszechnie przyjmuje, ale nieco później - w AD 1183 lub zaraz po tym roku, w którym po kanonizacji zrodził się kult świętego Anno.


Analizując zachowane z okresu Polski piastowskiej zabytki literatury, sztuki i architektury wyraźnie widoczny jest w nich główny nurt kulturowy płynący z Bizancjum - bezpośrednio ze Wschodu - poprzez ziemie ruskie, węgierskie i morawskie, bądź pośrednio - poprzez bizantyjską obecność kulturową na Zachodzie -  w sztuce ottońskiej, sztuce mozańskiej, albo w jeszcze starszej sztuce lombardzkiej i sztuce karolińskiej.

Bizantyjski wpływ kulturowy na Europę pozostawał widoczny przez okres całego średniowiecza, a Europa rozstała się z nim na dobrą sprawę dopiero w epoce renesansu. Zburzenie starej bazyliki watykańskiej na progu XVI wieku i budowa nowej wydaje się być cezurą kończącą w Europie zachodniej wschodnie inspiracje kulturowe. Gdy mówimy o stworzonej na tradycjach bizantyjskich sztuce ottońskiej - tak często przywoływanej przez polskich historyków sztuki jako ważne (chociaż wtórne wobec sztuki bizantyjskiej) źródło kulturowe w Polsce piastowskiej, to  mamy na myśli okres od AD 950 do AD 1100, to jest czasy panowania dynastii ottońskiej Ottona I, Ottona II, Ottona III i Henryka II oraz dynastii salickiej Konrada II, Henryka III i Henryka IV.

Konrad II, założyciel dynastii salickiej, kontynuował ottońską tradycję rozwoju cywilizacyjnego cesarstwa z pomocą bizantyjskich artystów. Poniższa iluminacja - klasycznie bizantyjska, zawarta w "Codex Aureus Escorialensis", z okresu AD 1043-1046, przedstawiająca Konrada II i jego małżonkę Giselę pod obliczem Chrystusa, najlepiej tego dowodzi. 

Dla zwiększenia roli swojej dynastii w państwie oraz wzmocnienia pozycji politycznej Cesarstwa Niemieckiego w Europie, wiosną 1028 roku Konrad II wysłał na dwór cesarski w Bizancjum poselstwo, którego celem było pozyskanie dla swojego syna Henryka ręki córki cesarza bizantyjskiego. Plan ten jednak nie powiódł się i kilka lat później, w 1035 roku w Bambergu, Henryk został zaręczony z Gunhildą, córką anglo-skandynawskiego króla Kanuta Wielkiego. Ich ślub miał miejsce rok później, w Nijmegen, tam gdzie w 991 roku zmarła cesarzowa Teofanu.

Para cesarska klęczy przed Chrystusem w Majestacie, otoczonym mandorlą - sferą świętości, i błagają o przebaczenie grzechów. Napis na tym obrazie głosi wznoszone przez małżonków prośby: „Przed Twoim obliczem bardzo płaczę za moje grzechy. Udziel mi przebaczenia, dzięki Tobie jestem cesarzem. Z czystym sercem ja, Królowa, błagam o radość wiecznego pokoju i światła”. 


Obraz przedstawia błogosławiącego Chrystusa w mandorli, intronizowany na sferze niebiańskiej. CVONRADVS IMP(erator) i GISELA IMPERAT(rix) klękają z uwielbieniem u jego stóp. Wewnątrz tęczowego nimbu widnieją napisy greckie. Nad chmurami tłumy adorujących aniołów, pośrodku kadru medaliony z symbolami czterech Ewangelistów. W tej bizantyjskiej technice ikonograficznej głowa Chrystusa w nimbie krzyżowym, jego błogosławiąca ręka, jego stopy i anielska głowa symbolu Mateusza wykonane są z bizantyjskim charakterem twarzy i takimiż kolorami są typowe dla miniatur bizantyjskich. 

Jednakże wielu historyków niemieckich stara się zacierać bizantyjską rękę wykonawcy tej miniatury, twierdząc że zabytek ma zaledwie cechy bizantyjskie, ale wykonawcą jest mistrz europejski, a konkretnie niemiecki, bowiem w greckich inskrypcjach jest pewna "nieścisłość ortograficzna" (Philipp Schweinfurth, 1942 - "Das goldene Evangelienbuch Heinrichs III. und Byzanz"). A przecież immanentną cechą łacińskich, średniowiecznych źródeł historycznych są, występujące w nich - co najmniej nieścisłości, albo wręcz błędy ortograficzne, ale przecież nie podważa to ich "łacińskości". Czyż nie przypomina nam to marginesowej, błahej argumentacji niektórych polskich historyków sztuki, negujących bizantyjskie pochodzenie wielu zabytków z terenów Polski?

Cesarz Henryk III, syn Konrada II i Giseli, podarował ten ewangeliarz katedrze w Speyer, czyli po polsku w Spirze, stąd zabytek ten nazywany jest również Ewangeliarzem Spirawskim (Speyerer Evangeliar). To za panowania Henryka III katedra w Spirze została rozbudowana i stała się wówczas największym kościołem zachodniego chrześcijaństwa.

W połowie XI wieku, położony niespełna 50 km od stolicy cesarstwa Liege był największym w całym świecie chrześcijańskim skupiskiem w jednym mieście kościołów kolegiackich, liczącym oprócz katedry siedem kolegiat. Z Liege pochodził Mistrz Hubald, który w latach 1008-1018 prowadził szkołę katedralną w Pradze. Wcześniej był wykładowcą w benedyktyńskiej szkole św. Genowefy w Paryżu. 

W szkole katedralnej św. Lamberta w Liege studiował m.in. czeski kronikarz Kosmas oraz Herman, biskup Pragi w latach 1099-1122. Przyszłemu autorowi Kroniki Czechów, Kosmasowi z Pragi, nadano greckie imię (Κοσμάς - Kosmás), co wskazywałoby na ortodoksyjne, bizantyjskie tradycje religijne jego przodków, sięgające zapewne IX wieku - misyjnego okresu świętych Cyryla i Metodego. Imię Kosmas nosili m.in. prawosławny patriarcha Aleksandrii z VIII wieku i autor spisanego w X wieku w języku staro-cerkiewnosłowiańskim traktatu religijnego przeciw chrześcijańskiej sekcie bogomilców.

Wypada tutaj przywołać słowa Pawła Piaseckiego  (1579-1649), sekretarza królewskiego i biskupa, który w swojej Kronice Polskiej podkreślał głębokie w Polsce tradycje chrześcijaństwa wschodniego oraz silne w kościele polskim sentymenty romańskie - włoskie i francuskie (lotaryńskie): 

Polska wprawdzie jak i cała Słowiańszczyzna zawsze jakiś narodowy wstręt miała to tego, co Niemczyzną trąciło; a co tylko od Niemców pochodzi, jakiejkolwiek byłoby to wartości wszystko, wyjąwszy dzieła mechaniczne, za szkodliwe dla siebie poczytuje i jako podejrzane odrzuca. Stąd i wiary chrześcijańskiej nie chciała się uczyć od Niemców, ale z podania od wschodnich Greków Cyrylla i Metodyjusza z Konstatynopola za Mikołaja i Adryjana papieżów, a Michała III i Bazylego Macedończyka cesarzów zesłanych (o czem wspomina Boronijusz w tomie 10 roczników pod rokiem 867), później zaś od Francuzów i Włochów, chociaż odleglejszych poznać ją wolała”.

Szkoła leodyjska z tamtych czasów wydała wielu wykształconych absolwentów, w tym przyszłych biskupów w Rouen, Cambrai, Toul, Verdun, Utrechcie i Salzburgu. To z Liege pochodził mnich Hézelon, główny architekt trzeciego etapu rozbudowy opactwa w Cluny (tzw. Cluny III), a zwłaszcza romańskiego kościoła, pod który położył kamień węgielny 30 września 1088 roku. Był to, poza Hagia Sophia w Konstantynopolu, największy kościół w Europie do czasów zbudowania w XVI wieku nowej bazyliki św. Piotra w Watykanie.


Identyczne jak na rogowej płytce z ewangeliarza Notkera, wykonane w reliefie bizantyjskie symbole czterech apostołów - Ewangelistów, zawarte są na wspomnianym w artykułach "Zacierane tradycje bizantyjskie" i "Zapomniane ślady bizantyjsko-wikińskie", tzw. pierwszym kielichu z Trzemeszna (kolejno: skrzydlaty lew, skrzydlaty wół, anioł i orzeł). Powyższa ilustracja opracowana (kolorystyka zmieniona) na podstawie książki "Wzory sztuki średniowiecznej i z epoki Odrodzenia po koniec wieku XVII w dawnej Polsce", wydanej w 1855 roku przez Aleksandra Przeździeckiego i Edwarda Rastawieckiego.

Nieco późniejszy w stosunku do XII-wiecznego kodeksu brukselskiego Codex bibliothecae regiae Bruxellensis ("Lotaryngia miejscem powstania Żywota św. Wojciecha") odpis pojawił się w Kodeksie z Wolfenbüttel jako "Codex Guelferbytanus", pod numerem 553. Kodeksem nazywane są pierwsze rękopisy sporządzane na osobnych kartach zszytych w księgi, które zastąpiły wcześniejszą formę pisania na zwojach. Kodeks z Wolfenbüttel (138 stron) nosi notatkę właściciela datowaną na przełom XII/XIII wieku. Kodeks został spisany przez dwóch lub więcej skrybów. Wielu badaczy uważa jednak, że kodeks ten został sporządzony pod koniec XI wieku (niektórzy badacze datują na XII wiek), z uwagi na naniesione na marginesach łacińskiego tekstu glossy w języku staro-wysoko-niemieckim, który w Niemczech zaczął zanikać w drugiej połowie XI wieku. 

Nie należy jednak pomijać ewentualności, że mimo iż zabytek ten, który zawiera zapisane jedne po drugim trzy manuskrypty, kolejno: "Poeta Saxo" (55 stron), "Passio Sci Adalberti martiris xpi" (17 stron) i "Iuvencus" (66 stron),  znajduje się od połowy XVI wieku w Niemczech, to mógł powstać - w formie odpisu (kopii) starszych, może pierwotnych dokumentów, poza tym krajem, na przykład ... w Gdańsku. Za taką hipotezą przemawiają następujące przesłanki. Spośród trzydziestu wersji (każda jest odpisem, żadna nie jest oryginałem) Żywota św. Wojciecha, jakie istnieją w archiwach, tylko w dwóch wymieniony jest Gdańsk pod nazwami "Gyddanyzc, Danyzc", w tym w Kodeksie z Wolfenbüttel, w okresie misji kapłana do Prus w AD 997. Z uwagi na archeologiczne, miarodajne datowanie powstania Gdańska na II połowę XI wieku, należy zakwestionować wiarygodność powstania oryginalnego Żywota tuż po 997 roku z informacją o Gdańsku - nieistniejącym wówczas mieście. Odpisy zawierające nazwę Gdańska musiały więc powstać znacznie później i niekoniecznie w sferach religijno-politycznych, gdzie powstał zapewne pierwszy, oryginalny Żywot (Italia lub Lotaryngia).

Za kopią Żywota, z dopisanym "epizodem gdańskim", która mogła zrodzić się w Gdańsku, skłania fakt powołania na pocżątku XIII wieku zakonu dominikanów w Gdańsku przez Świętopełka II, lokalnego władcę miasta, aspirującego do niezależności politycznej od Polski (jego udział w zabiciu władcy Polski, księcia Leszka Białego w AD 1227). Mógł on być bezpośrednio zainteresowany wzmocnieniem roli Gdańska, zlecając dominikanom "poprawienie" oryginalnego Żywota św. Wojciecha o wizytę w Gdańsku. Wskazane przez lingwistów dopiski w Kodeksie w języku staro-wysoko-niemieckim mogły powstać dużo później, niż przestał on być używany w Niemczech, bowiem język ten przetrwał do początków XIII wieku wśród osiedleńców niemieckich w innych krajach, w tym w pomorskich i polskich miastach. 

Interesującym jest fakt, że pierwszy z trzech rękopisów w Kodeksie ("Poeta Saxo"), traktujący o czynach Karola Wielkiego, wymienia wielokrotnie nazwy plemion słowiańskich, a także "króla Dragowita" (rex Dragawiti). Manuskrypt tego dzieła kończy się w połowie strony, a dalej - na tej samej stronie, zaczyna się tekst Żywota św. Wojciecha. Tekst trzeciego manuskryptu w tym kodeksie ("Iuvencus"), traktuje o początkach chrześcijaństwa. Bohaterem jest Juwenkus, hiszpański chrześcijanin z IV wieku. Z Hiszpanii pochodził Dominik Guzman - założyciel kongregacji dominikańskiej, którego osobiście znał legat papieski na Polskę i Prusy, Wilhem z Modeny - wielki protektor klasztoru dominikanów w Gdańsku. Zarówno więc pierwsze, jak i trzecie dzieło, oczywiście poza samym Żywotem św. Wojciecha, mogły być również w sferze szczególnego zainteresowania gdańskich dominikanów.  Nieco poniżej zamieszczam interesujący nas fragment z nazwą Gydda(n)yzc (z dopisem na marginesie Danyzc), pochodzący z Herzog August Bibliothek

Wycinek z faksymilą części tej samej strony publikuje przy haśle "Żywot pierwszy św. Wojciecha" polska Wikipedia, pozostawiając czytelnikowi fałszywe wrażenie, że folio 69v z wymienioną nazwą Gdańska należy do Żywota z przypisywanym autorstwem Jana Kanapariusza. W istocie poniższa strona jest częścią XII/XIII-wiecznego odpisu - nie "Żywota", ale "Pasji św. Wojciecha męczennika Chrystusa" (Passio Sancti Adalberti martiris Christi) - bo tak brzmi tytuł tego dokumentu, spisanego przez nieznanego autora i wpiętego we wspomniany wyżej kodeks.

Redakcja i kompozycja wewnętrzna "Żywota pierwszego" jest niejednolita - pewne fragmenty wyłamują się z ciągłości narracji i wskazują, że mogły zostać dodane do oryginalnej wersji żywota. Taki charakter ma rozdział 11 - o obdarowaniu ubogiego, rozdział 19 - o cudzołożnej kobiecie, oraz rozdziały 28-30 - o wyprawie do Gdańska i Prus. Dodawanie nowych wątków i zmiany wnoszone do tekstów oryginalnych w kolejnych odpisach żywotów świętych były zabiegiem nieobcym hagiografii wczesnośredniowiecznej.

Wobec datowania zachowanego odpisu strony z nazwą Gyddanyzc na przełom XII/XIII wieku opis hipotetycznej wizyty św. Wojciecha w Gdańsku pojawiłby się zatem dopiero niemal dwa wieki później, niż opisywane w tej wersji żywota św. Wojciecha zdarzenia, przypisywane dotąd Janowi Kanapariuszowi. Dodanie epizodu gdańskiego do żywota św. Wojciecha po dwóch wiekach od jego śmierci wyjaśniałoby nierealność jego wizyty duszpasterskiej  w Gdańsku w 997 roku (w nieistniejącym jeszcze grodzie, w którym "gromady ludu" miały poddać się dobrowolnie chrztowi), a wzmacniało misję Kościoła w niełatwej z pewnością ewangelizacji tej części Pomorza i Prus jeszcze w XIII wieku. Nazwa Gyddanyzc pojawiła się więc po raz pierwszy cały wiek po  powstaniu grodu gdańskiego w drugiej połowie XI wieku i pół wieku po tym, kiedy gród został objęty polską administracją kościelną w AD 1148.

Warto jeszcze zauważyć, że najstarsze w Italii odpisy "Żywota pierwszego" w ogóle nie zawierają, tak zresztą jak "Żywot drugi", wzmianki o Gdańsku, a podkreślają że wyprawa Wojciecha do Prus rozpoczęła się z Gniezna. Rozbudowane są natomiast we włoskich odpisach upiększenia wojciechowej legendy, m.in. o orła, strzegącego przez 30 dni porzucone przez Prusów zwłoki Wojciecha.

Powracając do postawionej w artykule "Zapomniane ślady bizantyńsko-wikińskie" tezy, iż nie istnieją już dzisiaj wiarygodne dowody archeologiczne i historyczne na istnienie Gdańska w X wieku, a także na dotychczasowe datowanie i autorstwo pierwszego żywota św. Wojciecha, w świetle zapisu w Kodeksie z Wolfenbüttel należałoby zgodzić się z tezą, że nieistniejący dzisiaj oryginał Żywota pierwszego św. Wojciecha nie mógł zawierać epizodu gdańskiego, a ten został dopisany do jednego z późniejszych odpisów Żywota już po powstaniu Gdańska w drugiej połowie XI wieku. 

Zastanawiające jest, że tak zwany "Żywot drugi", sporządzony przez Brunona z Kwerfurtu, o którym pisałem w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy",  zaledwie kilka lat po pierwszym, nosi w swoim tytule słowa "vita altera", co może oznaczać "żywot drugi", ale także "żywot inny, odmienny". Nie ma tam wzmianki o Gdańsku, a postać św. Wojciecha nie została tak wyidealizowana jak w Żywocie pierwszym. Św. Brunon mógł użyć tego słowa nieprzypadkowo, zamiast jednoznacznych łacińskich słów "vita secunda", na określenie ciągłości drugiego żywota z pierwszym. Ważąc prawdopodobieństwo autorstwa, autentyczności  i wierności z oryginałem żywota pierwszego weźmy pod uwagę zasób wiedzy, jakim dysponują naukowcy o Kanapariuszu i o Brunonie. O mnichu Kanapariuszu historycy wiedzą bardzo niewiele, a o jego twórczości pisarskiej  - nie licząc przypisywanej mu biografii św. Wojciecha - NIC.

Ciekawe, że nazwy Gyddanyzc i Danyzc z tak zwanego Vita prior nie tylko, że nie występują w Vita altera - jednoznacznie zidentyfikowanego przez naukę jako będącą autorstwa Brunona z Kwerfurtu, ale w jego dziele zawarty jest podobny fakt, o jakim Vita prior mówi o Gdańsku - o dokonaniu chrztu lokalnej ludności przez św. Wojciecha przed jego przybyciem do Prus, nie w Gdańsku jednak, ale w Gnieźnie. Wielu badaczy wyrokuje pośpiesznie, że to Brunon "ściągnął" to wydarzenie z Vita prior, tylko że "źle" odczytał nazwę Gdańska i omyłkowo napisał Gesdon (Gnesdon, Gnezan). Porównajmy te frazy. Vita prior (Gdańsk): "baptizabantur hominum multae catervae" ("chrzczone były liczne gromady ludu"), Vita altera (Gniezno): "baptizat populum grandem" ("ochrzcił wielki lud"). 

Jednak to nie Brunon, świadek z czasów tych wydarzeń, z pewnością świadomy istnienia faktycznego Vita prior (stąd jego Vita altera) musiał cokolwiek odpisywać z drugiej ręki, gdy działo się to wszystko za jego życia. To raczej było odwrotnie: autor historii o Gdańsku w tak zwanym "Vita prior", przeniósł zdarzenie z Gniezna do Gdańska. Moim zdaniem, "uzupełnienie" Żywota o "epizod gdański" miało najpewniej miejsce w samym Gdańsku, na początku XIII wieku, wykonane ręką mnicha z zakonu dominikanów, na zlecenie księcia Świętopełka II. Tak więc uznawana dzisiaj powszechnie wersja Vita prior z epizodem gdańskim, nie jest wcale Vita prior, a "upiększonym" odpisem Żywota św. Wojciecha z XIII wieku. 

O św. Brunonie historiografia pozostawiła dużo dokumentów, w tym jego biografia św. Wojciecha. Jak zauważył mediewista i ksiądz Walerian Meysztowicz, "Historycy są zgodni w uznaniu całkowitej autentyczności i doskonałej wierności (przekazu) św. Brunona, a my możemy tylko podpisać się pod tą ogólną opinią" (Les historiens sont d'accord pour reconnaître la complètesincérité et la parfaite véracité de S. Bruno, et nous ne pouvons que souscrire à cette opinion générale - "Antemurale", Tom IV, Rzym 1958).

August Bielowski, ten niezwykle zasłużony dla polskiej historiografii badacz, w wydanym w 1864 roku I tomie "Monumenta Poloniae Historica" pisał: "Bruno należy do tych zacnych cudzoziemców, którzy z czystych, moralnych pobudek ojczyznę naszą ukochawszy, służyli jej przez ciąg życia słowem i czynem". Mimo to, niewiele się zmieniło od uwagi Piotra Cywińskiego ("Zanik pamięci o Brunonie z Kwerfurtu w świadomości zbiorowej", 1998), że kronikarz ten i święty "nie doczekał się żadnej poważniejszej dyskusji, kontrowersji, dialogu, czy debaty w historiografii polskiej". Czyż nie dlatego, że jego Żywot św. Wojciecha wiernością przekazu konkuruje z bardziej legendarnym, podkolorowanym Żywotem, przypisywanym niejakiemu Kanapariuszowi? Od tamtego roku pojawiła się pierwsza, wartościowa publikacja - "Brunon z Kwerfurtu. Osoba-dzieło-epoka", wydana w 2010 roku pod auspicjami Akademii Humanistycznej w Pułtusku.


Czy niechęć naszych historyków do badania dzieła Brunona z Kwerfurtu nie wynika aby z niektórych tam opisanych faktów, które mącą idealizowany dzisiaj obraz Polski łacińsko-chrześcijańskiej u progu XI wieku? Dla ideologizujących badaczy niemiła może być na przykład wzmianka, że po zabiciu pięciu mnichów - eremitów w klasztorze w Międzyrzeczu, opatem mianowano - wbrew ascetycznej, wschodniej formule zakonu benedyktyńskiego, żonatego księdza, który osadzony w celi poprzednika z żoną i dziećmi "począł żyć wesoło w tej samej izbie, gdzie jeszcze widniała krew męczenników na ścianach". Oto powyżej obraz "Święci męczennicy międzyrzeccy" z kościoła w Rokitnie, pod Międzyrzeczem.

Zauważmy, że inne drugie żywoty wielu świętych wczesnego średniowiecza tytułowano najczęściej "Vita secunda": św. Franciszka z Asyżu, św. Patryka, św. Bernarda z Clairvaux, św. Ludgera z Moguncji, św. Huberta z Liege. "Vita altera Bonifatii", spisana ręką biskupa Radbouda z Utrechtu, zasadniczo się różniła od pierwotnego żywota św. Bonifacego zatytułowanego "Vita Bonifatii", autorstwa biskupa Willibalda. "Vita altera", zamiast "Vita secunda" tym bardziej wydaje się nieprzypadkowa w dziele Brunona, że kronikarz ten, znający sprawy polskie i słowiańskie z autopsji - w odróżnieniu od autora Pierwszego żywota, przyszły misjonarz do Prus i święty Kościoła, znany był z odwagi w przedstawianiu faktów. W liście do cesarza Henryka II z 1008 roku ośmielił się potępić politykę cesarza wobec Polski: "... czy godzi się prześladować lud chrześcijański [Polaków], a żyć w przyjaźni z pogańskim? (…) Okaż więc miłosierdzie, zarzuć srogość ..." ("... bonumne est persequi christianum et habere in amicitia populum paganum? (...) ergo fac misericordiam, postpone crudelilatem...").

Istnieje też zawarta w XI-wiecznym tzw. Kodeksie Clm 18897, mająca charakter biograficzny, Pasja św. Wojciecha ("Pasio Sancti Adalperti martiris"), która należała do benedyktyńskiego klasztoru w Tegernsee, gdzie pierwszym opatem na przełomie VIII/IX wieku był bawarski mnich o imieniu Adalbert. Dziś wiadomo że została ona dołączona do kodeksu później, być może  w XII wieku.

Jest ona szczególnie w tym interesująca, że zawiera passus o tym, że w drodze z Saksonii przez Polskę (zwaną w dokumencie: Puloni albo Pulani) do Prus Wojciech założył klasztor w Mestris i mianował tam opata swego ucznia, także Czecha, o imieniu Astryk (Astrik), który później został arcybiskupem w Sobottin (słow. Sobocin), odczytany przez historyków jako węgierski Esztergom (pol. Ostrzyhom). Tam powstała w AD 1010 pierwsza w tym kraju katedra, która przyjęła wezwanie św. Wojciecha. Dominuje opinia, że Astryk był opatem nie w Polsce, ale na Węgrzech (pogląd opieczętowany przez pewien autorytet klauzulą bezdyskusyjności: "dziś już nikt nie ma wątpliwości") lub w Czechach. Astryk, były opat klasztoru w Maestris, już jako reprezentujący Węgry arcybiskup Anastazy został zaproszony, obok arcybiskupów z krajów zaprzyjaźnionych z Cesarstwem - Burgundii-Prowansji i  Sabaudii-Piemontu, na synod biskupi we Frankfurcie nad Menem, jaki się tam odbył w AD 1007 z udziałem arcybiskupa Moguncji Willigisa i króla Niemiec Henryka II.

Astryk został wcześniej wymieniony w dokumencie spisanym w klasztorze benedyktyńskim św. Apolinarego w Rawennie w dniu 4.04.1001 roku pod imieniem zakonnym jako Anastazy (Ascricum praesulem, qui alio nomine Anastasius dictus est, czyli "Astryk i Anastazy są jedną i tą samą postacią" - "Vita s. Stephani regis ab Hartvico"). Był on tam świadkiem na spotkaniu cesarza Ottona III ze wspomnianym wyżej papieżem Sylwestrem II i opisany jako "Anastasius abas monasterii sancte Marie Sclavenensis provincie". Sylwester II był pierwszą głową Kościoła pochodzącym z Francji (opat zakonu benedyktyńskiego w Aurillac), wcześniej nauczyciel młodego Ottona III i arcybiskup Rawenny. Mimo tych, dość jednoznacznych źródeł historycznych, w "Małym słowniku kultury dawnych Słowian" (1972) uważa się, że Astryk "często niesłusznie identyfikowany z Anastazym, arcybiskupem ostrzyhomskim".

Mestris, wbrew słabszej argumentacji wielu autorytetów przywiązanych do innych hipotez, wydaje się być Międzyrzeczem, jak racjonalnie uargumentował Tomasz Jurek ("Ad Mestris locum: where was the monastery founded by Saint Adalbert situated?" Acta Poloniae Historica 103, 2011). Po pierwszym opacie Anastazym z inicjatywy Ottona III przybył do Międzyrzecza w AD 1001 pochodzący z Benewentu (tzw. Kalabria bizantyjska) mnich Benedykt, który objął kierowanie klasztorem. Kalabria oraz dwa pozostałe, najbardziej południowe regiony Półwyspu Apenińskiego, czyli Apulia i Basilikata (ta ostatnia nazwa pochodzi od greckiego basilikos, czyli "królewski") objęte były kolonizacją grecką jeszcze przed narodzinami Chrystusa. W tych regionach jeszcze w XIII wieku mówiono po grecku i odprawiano nabożeństwa według ceremoniału wschodniego. 

Pamiętajmy, że św. Wojciech, założyciel klasztoru w Międzyrzeczu, całe swoje życie zakonne spędził w środowisku bliskim greckiemu, ascetycznemu monastycyzmu. Był on bliskim przyjacielem bizantyjskiej cesarzowej Teofanu, co potwierdza Brunon z Kwerfurtu w swoim dziele o św. Wojciechu, wspominając iż podczas pobytu św. Wojciecha w Rzymie, będąca tam również z dworem cesarzowa Teofanu, wręczyła mu dużą sumę pieniędzy, którą on później potajemnie rozdał miejscowym biednym.

Kronikarz Thietmar wspomina przybycie króla Henryka II do klasztoru w Międzyrzeczu w dniu 22 września 1005 roku. Klasztor został zniszczony w trakcie tzw. reakcji pogańskiej w AD 1038, a w kolejnym roku szczątki tzw. Pięciu Braci Męczenników zostały zabrane przez księcia Brzetysława I do Pragi.

Dotychczasowy brak śladów archeologicznych pozytywnie weryfikujących źródła historyczne wynika zapewne z trzech powodów: pierwszy polski klasztor był zapewne całkowicie drewniany (Wojciech zakładał go "po drodze", przed realizacją głównego celu jego misji, jakim była ewangelizacja Prusów). Był on użytkowany przez zaledwie cztery dekady. Po trzecie, ograniczone środki techniczne, organizacyjne i finansowe naszej archeologii utrudniają uchwycenie śladów w dotychczas przeprowadzonych badaniach.

Jak marna jest pozycja archeologii i kultury materialnej w polskim prawie i wynikłe z tego bariery organizacyjno-finansowe, limitujące potencjał naukowy polskiej archeologii i jej wydolność, świadczy porównanie ilości stanowisk archeologicznych z okresu wędrówek ludów (od końca IV do VI wieku) odkrytych w dorzeczu Odry, po obu jej stronach przedzielonych granicą państwową. Dodajmy, że większość stanowisk po naszej, wschodniej stronie Odry została zidentyfikowana jeszcze przed 1945 rokiem. 

Poniższa mapa została zaczerpnięta z artykułu Armina Volkmanna "Neues zur 'Odergermanischen Gruppe': Das innere Barbaricum an der unteren Oder im 5.–6. Jh. AD", Heidelberg 2013. Zrozumiałe jest, że ta "szara", jeżeli nie biała plama na polskich terenach nie może świadczyć o "pustce osadniczej", którą przyszło zasiedlać Słowianom - jak brzmi oficjalna wykładnia historyczna, ale o braku szczególnego zainteresowania polskiej archeologii, poza wspomnianymi jej ograniczeniami, głębszymi badaniami tego okresu. Czy nie po to, aby nie mnożyć kontrdowodów do z góry przyjętej tezy?


Wróćmy na koniec do pogranicza pogańsko-chrześcijańskiego z czasów św. Wojciecha i św. Brunona. Brunon z Kwerfurtu, autor tzw. żywota drugiego św. Wojciecha, który w 1009 roku miał jak św. Wojciech zginąć w trakcie swojej misji ewangelizacyjnej wśród Prusów, rok wcześniej był na Rusi, skąd udał się do pogańskiego plemienia Pieczyngów, wśród których spędził pięć miesięcy, propagując chrześcijaństwo. Nie tylko nie utracił wtedy życia, ale potrafił nastawić przynajmniej pokojowo do nowej wiary część tych tureckich plemion koczowniczych. W swojej misji miał wsparcie księcia kijowskiego Włodzimierza I Wielkiego, późniejszego świętego kościoła ortodoksyjnego i kościoła katolickiego, który wysłał do Pieczyngów swego syna jako ich zakładnika, gwarantując w ten sposób pokojowe intencje misji Brunona. Zakończyła się ona sukcesem, bowiem Bruno nie tylko wrócił żywy, ale zdołał wyświęcić w Kijowie pierwszego biskupa Pieczyngów. Inna sprawa, że misja ta miała krótkotrwałe owoce, bowiem to pierwsze biskupstwo musiało szybko upaść, podobnie jak w tych samym latach pierwsze pomorskie biskupstwo w Kołobrzegu.

W owych czasach, jeszcze przed  rozłamem w chrześcijaństwie w AD 1054 (schizma), pomimo powtarzających się sporów między biskupami Rzymu i Konstantynopola o "czystość kultu" i o przewodzenie wśród chrześcijan, istniała współpraca wewnątrzkościelna obydwu obrządków w już zewangelizowanych krajach, jak np. pomiędzy Cesarstwem Niemieckim, Polską i Rusią. Na początku XI wieku, za czasów króla Niemiec Henryka II, we wspomnianym wyżej liście, Brunon z Kwerfurtu narzeka na współczesnych mu władców, "wskazując palcem" na samego Henryka II, jako niedostatecznie zaangażowanych w krzewienie chrześcijaństwa, odwołując się do między innymi takiego ideału, jak bizantyjski cesarz Konstantyn Wielki: "O nieszczęsne czasy! Po świętym cesarzu wielkim Konstantynie ... znalazł się taki, co prześladuje chrześcijan, a nie ma prawie nikogo, coby nawracał pogan!" (Eheu nostra infelicia tempora! Post sanctum imperatorem magnum Constantinum ... est nunc qui persequatur christianum nemo prope qui convertat paganum!). Po ustaniu z końcem XI wieku współpracy pomiędzy kościołem łacińskim i wschodnim, kontynuowana była przez kolejne wieki wymiana kulturowa i handlowa między Europą i Bizancjum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz