23 sierpnia 2016

Zacierane tradycje bizantyjskie

Legitymizowanie poprzez chrzest zdobywanej w IX/X wieku przez pogańskich wodzów władzy politycznej nad opanowanymi ziemiami sankcjonowało tą władzę i jednocześnie wyodrębniało te ziemie jako rodzące się nowe podmioty państwowe, na początku zależne jednakże od Cesarstwa.

Ilustracja obok przedstawia akt chrztu normandzkiego Wikinga Rollona w 915 roku, źródło: Book of History, 1915. Swoje wikińskie imię Hrólfr zamienił na chrzcie na imię Robert, a w historiografii utrwaliło się zlatynizowane od Rolfa (Hrólfr) imię Rollo. Chociaż jest to wyobrażenie niemal nam współczesne, zastanawia zawarta w nim bizantyjska oprawa ceremonii:  Franco, arcybiskup Rouen (Rothomagensis archiepiscopus) z bizantyjsko wyglądającą brodą oraz tzw. podwójny krzyż. Czyż taką oprawę chrztu, bliższą mu kulturowo, zamówił sobie Rollon?

Jak wiemy, Karol Wielki uznawał noszenie brody przez księży za przejaw "barbarzyńskości", a synod opatów w Akwizgranie w 816 roku wprowadził nakaz golenia się mnichów co dwa tygodnie. Starochrześcijański zwyczaj noszenia brody przenikał do kościoła katolickiego nadal, mimo ponawianych prób zakazu, m.in. przez papieża Grzegorza VII, aż po wiek XVI. Podwójny krzyż, tzw. krzyż patriarchalny, został wprowadzony do tradycji kościoła ortodoksyjnego w początkach VIII wieku, w czasach cesarza Justyniana II (669-711).  Utrwalony m.in. w herbach Słowacji i Węgier, w nawiązaniu do misji chrystianizacyjnej Cyryla i Metodego. Został on "spopularyzowany" w kulturze zachodnioeuropejskiej w XV wieku, znany dzisiaj jako "krzyż lotaryński", po przyjęciu przez książąt lotaryńskich do swych insygniów krzyża wschodniego. Najpopularniejsza wśród badaczy jest teoria, że stało się to po wyprawie krzyżowej rycerza o normańskim pochodzeniu, księcia lotaryńskiego Godfryda z Bouillon i zdobyciu Jerozolimy w AD 1100. 

Inni sądzą, że miało to miejsce później, w AD 1241, kiedy to Jean d'Alluye, pan Chasteaux i Saint-Christophe, był na Krecie po krucjacie w 1239 roku. Tam otrzymał od Tomasza, biskupa Jerapetry, kawałek Prawdziwego Krzyża. Po powrocie do Francji Jean d'Alluye sprzedał relikwię za 533 funtów opactwu La Boissière w Andegawenii, władanej przez książąt Lotaryngii. Książęta, dla podniesienia sławy ich regionu, przyjęli symbol bizantyjskiego podwójnego krzyża do swoich rodowych insygniów.

Podobnie inną formę krzyża bizantyjskiego (greckiego) przyjęło się w historiografii nazywać krzyżem maltańskim, od kiedy to papież Sykstus V zatwierdził w 1589 roku ten kształt krzyża jako symbol powstałego w XI wieku Zakonu Maltańskiego (Joannitów). Oto wizerunek tego krzyża - o wiele wieków starszego i o innym, pozałacińskim pochodzeniu, jak się popularnie przyjmuje - na granitowym kapitelu z ruin VII-wiecznego kościoła w Starej Dongoli, dawnej stolicy królestwa  Nubii, dzisiaj Sudan (foto 2009: Retlaw Snellac, flickr.com).


Chrześcijański kościół zachodni przyjął na swoją wyłączność określenie "kościół katolicki" na dobrą sprawę dopiero po rozłamie z kościołem wschodnim pod koniec XI wieku. Do tego czasu greckie słowo "katholicos" było synonimem chrześcijan, uważających iż tworzą oni kościół powszechny, uniwersalny. Potwierdzeniem takiego sensu słowa "katolicki" jest przyjęte na soborze w Konstantynopolu w AD 381 następujące wyznanie wiary: "Wierzymy w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznajemy jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. Oczekujemy wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen" (We believe in one holy catholic and apostolic Church; we acknowledge one baptism for the remission of sins; we look for the resurrection of the dead, and the life of the world to come. Amen). 

Zwołany kolejnego roku w Rzymie synod biskupi, dostrzegając spontaniczne rozprzestrzenianie się "kościołów katolickich" w Bizancjum, próbował po raz pierwszy oficjalnie zastrzec prymat Rzymu nad innymi kościołami: "Choć kościoły katolickie rozsiane na ziemi są jedną komnatą ślubną Chrystusa, święty kościół rzymski jednak został wywyższony ponad wszystkie kościoły ...".

Kościół katolicki, czyli powszechny i niepodzielony, przetrwał całe pierwsze, najważniejsze dla niego, tysiąclecie. W swojej czystej i oryginalnej postaci, najbliższy Ewangeliom i naukom Chrystusa, kościół ten, jako swój teologiczny i prawny fundament uznawał postanowienia pierwszych siedmiu soborów powszechnych, uznawanych dziś zarówno przez kościół ortodoksyjny, jak i kościół łaciński: Nicea AD 325, Konstantynopol AD 381, Efez AD 431, Chalcedon AD 451, Konstanynopol II AD 553, Konstantynopol III AD 680, Nicea II AD 787. W okresie do IX wieku Rzym nie odgrywał istotnej roli w rozwoju naukowej doktryny kościelnej. Dopiero Cesarstwo Karolińskie nadało Rzymowi specjalny status polityczny jako stolicy Chrześcijaństwa zachodniego, potwierdzony na pierwszej sesji VIII soboru - przy udziale tylko 12 biskupów, a odwołany na jego drugiej sesji - z udziałem 383 biskupów (Konstanynopol IV AD 870).

W godle państwowym Węgier umieszczony jest również wizerunek korony św. Stefana, jaką ofiarował, urodzonemu w Polsce, królowi Węgier Gejzy I (ilustracja obok) cesarz bizantyjski Michał VII Doukas (Dukas) w AD 1075. Portrety ofiaroczyńcy i ofiarobiorcy z inskrypcjami w języku greckim zostały utrwalone na emaliowanych plakietkach w dolnej części korony. Gejza nazwany tam został jako "Geobitzas, król Turków". Bizantyjczycy nazywali Węgrów Turkami (gr. Τουρκίαc), które to określenie pojawiło się w znanych źródłach po raz pierwszy w połowie X wieku w dziele cesarza Konstantyna VII o zarządzaniu państwem (o którym jeszcze wspomnimy).

Trzeba tutaj podkreślić, że tworzące się państwo węgierskie, w dużej części na obszarach słowiańskich byłego, podbitego przez Węgrów na początku X wieku Państwa Wielkomorawskiego, zawdzięczało swój szybki postęp cywilizacyjny przejęciu wysokiego dorobku kulturowego, w tym zwłaszcza religii prawosławnej, jaka panowała na tych terenach po misji cyrylo-metodiańskiej. To jeden z nielicznych przykładów w historii państw, kiedy ludność państwa podbitego „narzuciła” najeźdźcy swoją kulturę, po prostu ze względu na jej wyższość, dającą fundamenty pod budowę państwa przez naród dotychczas koczowniczy.

O widocznej na tej oraz na kolejnej, niżej ilustracji, na głowie Gejzy I koronie w formie zbliżonej do bizantyjskiej skufii, albo do tak zwanego kamilavkionu, pisałem w poprzednim artykule "Emporia wikińskie wśród Słowian", przy okazji omówienia rycin z przełomu XVII/XVIII wieku, przedstawiających głowy legendarnego Lecha I i Krakusa.

Bizantyjska forma korony św. Stefana, zilustrowana na powyższej plakietce z popiersiem króla Gejzy I, widoczna jest na poniższym fragmencie plakietki z kości słoniowej, z wizerunkiem cesarza bizantyjskiego Konstantyna VII Porfirogenety, koronowanego przez Chrystusa. Pochodzący z AD 945 zabytek znajduje się w zbiorach Muzeum Puszkina w Moskwie.


Nie wiedzieć czemu historycy akurat tego króla nazwali Gejzą I, podczas gdy jeszcze przed nim panował książę Gejza (Géza), który jako pierwszy wódz węgierski przyjął chrzest około AD 972. Imię to ma wschodniogermańskie (wandalskie) pochodzenie. Król Wandalów i Alanów w IV wieku Gejzeryk (po łacinie Gaisericus), nosi to germańskie imię, pochodzące od słów *gaiza-rīk-s, w dosłownym znaczeniu - "włócznio-władca". Przetrwałe wśród Węgrów imię Gejza wywodzi się od germańskiego *gaiza (lub *gais), czyli włócznia.

Żoną księcia Gejzy z X wieku była Sarolta, księżna Transylwanii (pierwotna nazwa, zmieniona przez polskich historyków za średniowieczną kolonizacją niemiecką na Siedmiogród) - kraju, który już od V, a nawet IV wieku (Biertan Donarium, czyli tzw. Dar Zenobiusa) był pod wpływami chrześcijaństwa bizantyjskiego. To ortodoksyjnej Sarolcie, matce przyszłego św. Stefana, przypisuje się ufundowanie w Veszprém (od słowiańskiego Bezprym) pierwszego węgierskiego kościoła, jakim była bizantyjska rotunda św. Jerzego. 

To w Bizancjum zrodziła się tradycja nadawania wezwań świątyniom, sięgająca właśnie IV wieku, a patronim świętego Jerzego jest z pewnością jednym z pierwszych i najbardziej popularnych w okresie wczesnochrześcijańskim, a w Europie we wczesnym średniowieczu. Czczenie legendy św. Jerzego narodziło się w Bizancjum. Pierwszy kościół pod tym wezwaniem ufundował w IV wieku cesarz bizantyjski Konstantyn I Wielki

Świątynia w Veszprem była prawdopodobnie kaplicą palatialną (książęcą), tak jak podobne z tego okresu w Gnieźnie, na Ostrowie Lednickim, w Gieczu, w Krakowie, Wiślicy i Przemyślu. Dokument z AD 1358 potwierdza, że jeszcze w XIV wieku przechowywana była w tej kaplicy relikwia z głową św. Jerzego, jaką podarował cesarz bizantyjski na cześć zwycięstwa św. Stefana nad Bułgarami w latach 1016-1018.

Prawdopodobnie pierwszy w państwie gnieźnieńskim kościół powstał w związku z przyjęciem chrztu w obrządku łacińskim przez Mieszka I, a na jego obecność w Gnieźnie wskazuje wzmianka w "Pasji z Tegernsee" o złożeniu szczątków św. Wojciecha w kościele w tym grodzie. Pierwotny gród książęcy w Gnieźnie znajdował się na miejscu dzisiejszej katedry, pod którą archeolodzy odkryli pozostałości przedromańskiej rotundy. Jej wygląd odtworzył Tomasz Janiak, z Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Oto jej wizualizacja, rys. J. Gryguć (źródło: T. Janiak - "Romańska katedra w Gnieźnie", 2016).


Trzeba pamiętać, że związany religijnie z Bizancjum Gejza I został królem Węgier dzięki politycznemu i wojskowemu wsparciu przez Bolesława Szczodrego. Boleslaw II Szczodry, z uwagi na dominujący w polskim dziejopisarstwie fałsz legendy o męczeńskiej śmierci biskupa Stanisława, jest najbardziej nieobiektywnie i niesprawiedliwie potraktowanym władcą Polski przez naszą historiografię. Temat ten wypada naświetlić w osobnym artykule.  Król polski, tak jak i węgierski, dążyli do osłabienia wpływów cesarstwa niemieckiego w Polsce i na Węgrzech.W obydwu sprzymierzonych krajach Niemcy nie tylko prowadzili intrygi dla obsadzenia w nich władców sprzyjających polityce cesarstwa, ale w AD 1060 i AD 1074 dokonali zbrojnych najazdów na Węgry oraz w AD 1073 przygotowali taki najazd na Polskę, powstrzymany przez wewnątrz cesarski bunt Saksonów.

Zauważmy, że przydomek "Szczodry" (u Galla Anonima łac. Largus) dla króla Bolesława powstał już za jego życia lub wkrótce po jego śmierci i uznawany jest za jedyny autentyczny i historyczny przydomek tego władcy. I taki jest i powinien być stosowany w literaturze naukowej. Wynikał on ze szczególnej hojności króla w finansowaniu budowy kościołów i klasztorów. Przydomek "Śmiały" powstał dwa wieki później, po kanonizacji biskupa Stanisława, którego król ten ośmielił się uśmiercić "za zdradę", jak podał Gall Anonim.

Można przypuszczać, że to Bolesław Szczodry,  po opanowaniu Pomorza Gdańskiego, wykorzystując znających fach morski skandynawsko-słowiańskich Pomorzan, udzielił wsparcia dla inwazji wikińskiej na Anglię (okolice Yorku) przez króla duńskiego Swena II Estrydsena (Estridsen) w AD 1069, o której pisał angielski kronikarz Orderic Vital (łac. Ordericus Vitalis) w swojej "Historia Ecclesiastica". Jednym ze sprzymierzeńców Estrydsena, zresztą krótkotrwałym, do czasu zdbycia tronu króla Norwegii, był Harald Hardrada, który spędził wiele lat na Rusi Kijowskiej i w Bizancjum. 

Oto srebrno-miedziana moneta, z imieniem króla Haralda Hardrady i wizerunkiem trykwetry - symbolu o wschodnim rodowodzie z czasów antycznych. W epoce Wikingów, inną wersją trykwetry, był wprowadzony przez Normanów symbol, zwany dzisiaj  valknut - splecione w węzeł trzy trókąty, zamiast trzech splecionych łuków. Moneta tego rodzaju, odkryta w 2022 roku w Várdomb na Węgrzech (foto: Tamás Retkes), była pierwszą w Norwegii, popularna w obiegu monetą.


Pochodząca z XIV-wiecznej "Ilustrowanej Kroniki Węgierskiej" (Chronica Hungariae Pictum) poniższa miniatura przedstawia scenę do zawartego w dokumencie opowiadania, jak to otaczający węgierskiego króla Salomona, zdominowany przez Niemców dwór, podjudzał go przeciwko synom zmarłego w AD 1063 króla Beli I - Gejzy i Władysławowi (Laszlo), prowokując między królem i tymi następcami tronu zatargi i konflikty. 

Obydwaj synowie Beli I urodzili się w Krakowie, z małżeństwa Beli z Rychezą (Adelajdą) - córką polskiego króla Mieszka II (nota bene, był on w dynastii piastowskiej nie drugim, ale trzecim Mieszkiem - wnukiem Mieszka I, bowiem Mieszko I miał też syna Mieszka). Siedzący na tronie Salamon wsłuchuje się w rady dzierżącego w jednej pochwie dwa miecze (przeciw dwóm synom Beli), niemieckiego rycerza Wida, podczas gdy stojący w głębii Gejza przyjmuje delegację posłów bizantyjskich, wręczających mu list dziękczynny od wspomnianego wyżej cesarza Michała VII Dukasa. Władysław I Święty, następca brata Gejzy I na tronie węgierskim, wydał swoją córkę Piroskę, za cesarza bizantyjskiego Jana II Komnena. Po przyjęciu chrztu w obrządku bizantyjskim przyjęła imię Irena. Po śmierci została kanonizowana na świętą kościoła prawosławnego.


To niemiecki papież Leon IX, ekskomunikując patriarchę Konstantynopola Michała Keroulariosa, doprowadził w 1054 roku do rozbicia Chrześcijan na dwa odłamy. Niemcy mieli w naszym kraju oparcie prawdopodobnie w biskupie krakowskim Stanisławie ze Szczepanowa, którego konflikt z królem miał zakończyć się w AD 1079 upadkiem władzy królewskiej w Polsce, ujściem Bolesława Szczodrego na Węgry i osłabieniem pozycji politycznej Polski w Europie. To Cesarstwu Niemieckiemu mogło zależeć na usunięciu silnego i niezależnego króla polskiego od władzy, poprzez mające dezintegracyjne ambicje przewodzenia Kościołowi w Polsce - biskupstwo krakowskie.

W liście papieża Grzegorza VII, będącego w sporze o inwestyturę z królem (wówczas jeszcze nie cesarzem) Henrykiem IV, przekazanym Bolesławowi Szczodremu - zwolennikowi tego papieża (przyszłego świętego kościoła katolickiego) w konflikcie z królem niemieckim, przez przybyłych do Krakowa w maju 1075 roku legatów papieskich, papież wyraźnie ubolewa nad rozprzężeniem w polskim Kościele, zwracając uwagę że "... biskupi waszej ziemi, nie podporządkowani metropolii i nie poddani żadnej zwierzchności, zmieniają miejsca według własnego rytuału, zwolnieni są z przestrzegania reguł i dekretów papieskich." (...episcopi terræ vestræ non habentes certum metropolitaneæ sedis locum, nec sub aliquo positi magisterio, huc et illuc pro sua quisque ordinatione vagantes, ultra regulas et decreta sanctorum patrum liberi sunt et absoluti - Monumenta Poloniae Historica, Tom 1, 1864). Czyż biskup Stanisław nie był przykładem samowoli i niesubordynacji wobec papieża i wobec metropolity gnieźnieńskiego - na co skarży się papież w liście do władcy Polski, ale i wobec samego władcy, skoro ukaranie go śmiercią przez króla polskiego nie wzbudziło głośnego protestu ani wewnątrz polskiego Kościoła, ani w Rzymie, ani nawet nie odnotowania tego faktu w owym czasie w annałach?

Jeszcze trzydzieści lat po śmierci biskupa Stanisława Gall Anonim nazywał go traditor episcopus ("biskup zdrajca") - a więc chodziłoby o zdradę narodową raczej, niż zwykłą nielojalność czy niezgodę z monarchą. Kiedy zaledwie dziesięć lat od śmierci tego biskupa odbywał się w Polsce (Tyńcu lub Krakowie) pogrzeb otrutego podstępnie Mieszka, syna Bolesława Szczodrego, kronikarz ten odnotował panujące wtedy poczucie w narodzie wielkiej straty - nie z powodu śmierci biskupa, ale w wyniku zabójstwa młodego księcia ("śmierć ... opłakiwana była ... długo i żałośnie") oraz wyraził pogląd, że następcę tronu otruli starzy przeciwnicy króla Bolesława Szczodrego ("Powiadają mianowicie, że jacyś wrogowie z obawy, by krzywdy ojca nie pomścił ...").

Dopiero po odczekaniu bez mała dwóch wieków, kościół krakowski powrócił do sprawy śmierci Stanisława, ale już w zupełnie nowym jej naświetleniu. Na zamówienie biskupa krakowskiego Jana Prandoty, została napisana świetlana, nieskazitelna legenda o biskupie Stanisławie oraz wykreowany niezbędny rejestr cudów. Po dwóch latach starań Krakowa o kanonizację, przyniosły one oczekiwany efekt i w AD 1253 papież Innocenty IV (po łacinie imię znaczące Niewinny) obwołał biskupa świętym.

Dodajmy, że ten sam papież, tak ujęty martyrologią biskupa Stanisława, rok przed jego kanonizacją wprowadził w kościele katolickim stosowanie tortur wobec osób podejrzanych o herezję. Dopiero w 1816 roku papież Pius VII wydał edykt, w którym zwrócił się do kościołów narodowych o zaniechanie stosowania tortur, jakkolwiek nie potępił ich w sposób doktrynalny (uczynił to dopiero w XX wieku Sobór Watykański II). Nawet tak ceniony w kościele katolickim teolog, jak św. Alfons jeszcze w XVIII wieku w swoim dziele życia - "Teologii moralnej" przyjmował stosowanie tortur przez Kościół w określonych przypadkach za etycznie uzasadnione.

Jak silne były w Polsce, a zwłaszcza w Krakowie, wpływy niemieckiego kościoła jeszcze ponad dwa wieki po kanonizacji biskupa Stanisława, niech zaświadczą słowa Jana Ostroroga z około 1475 roku, który w swoim dziele "Memoriał o urządzeniu Rzeczypospolitej" ubolewał: "O, co za ujma i osława dla wszystkich Polaków! Po wielu miejscach w świątyniach naszych odbywają się kazania po niemiecku, i to w miejscu wyniosłym i okazałym [chodziło o Kościół Mariacki w Krakowie - mój przypis]. Słuchają ich jedna lub dwie baby, a tłumy Polaków duszą się gdzieś tam w kąciku ze swym kaznodzieją!"

Stłumienie w 1312 roku niemieckiego buntu wójta Alberta przez Władysława Łokietka historyk brytyjski, osobliwie kawaler Orderu Orła Białego, najwyższego polskiego odznaczenia, Norman Davies - bez gruntownej analizy społecznego podłoża niechęci Polaków wobec uprzywilejowanej pozycji cudzoziemców, zwłaszcza Niemców, cynicznie i nieobiektywnie opatrzył łatką jako "pierwsze oznaki polskiego szowinizmu" [N. Davies "God's Playground", Oxford 2005, str. 77]. Polskie społeczeństwo miało wówczas bardzo wiele powodów do niepokoju o suwerenność kraju i ten szerszy kontekst winien być dobrze znany angielskiemu historykowi. Stolica Polski Kraków zbuntowała się wtedy przeciwko prawowitemu królowi Polski. Biskup krakowski Jan Muskata, w konflikcie z arcybiskupstwem gnieźnieńskim, otwarcie zajął stanowisko antypolskie, dążąc do włączenia Małopolski w obręb Cesarstwa Niemieckiego, a władza miasta od lat opanowana była całkowicie przez patrycjat niemiecki, kiedy to nawet księgi miejskie spisywane były wyłącznie w tym języku. Trzeba było Reformacji, aby w 1537 roku nabożeństwa w Kościele Mariackim w Krakowie zaczęły odbywać się w języku polskim. Czy upominanie się przez Polaków przez całe średniowiecze, aby główna świątynia stolicy Polski należała do narodu, było "polskim szowinizmem", pozostawiam do rozstrzygnięcia - bez udziału państwowej propagandy, Czytelnikowi.

Błąd pierworodny został popełniony przez polskich władców już przy formalnych narodzinach miasta w AD 1257. Wtedy to nadane Krakowowi przez księcia Bolesława Wstydliwego prawa miejskie i powierzenie władzy w mieście, pochodzącym prawdopodobnie z Dolnego Śląska i Saksonii trzem zasadźcom niemieckim oraz przyznane im magdeburskie prawa założycielskie przesądziły o otwarciu miasta dla mieszczan niepolskich, przy jednoczesnym utrudnieniu napływu do miasta Polaków jako mieszczan. Książę śląski w statucie miasta zastrzegł, że niemieccy wójtowie "nie uczynią swoim współmieszczaninem żadnego przypisańca naszego, Kościoła lub czyjegokolwiek, a także wolnego Polaka, który aż dotąd mieszkał na wsi, aby nie wyludniły się wiejskie folwarki nasze, biskupie, kanoników lub innych".

Oto rycina wykonana na podstawie zaginionej akwareli Juliusza Kossaka z 1883 roku "Bitwa pod Płowcami" z AD 1331, obrazująca zbrojne starcie na polskich Kujawach Władysława Łokietka z Krzyżakami, wynikłe nie z "polskiego szowinizmu", ale z obrony niepodległości Polski przed zagrożeniem Zakonu Krzyżackiego i pretensjami Jana Luksemburskiego do polskiej korony (źródło: "Juliusz Kossak Album obrazów historycznych", Wiedeń 1891).


Wzbudzony w następnych wiekach przez polski kościół kult św. Stanisława - jako memento, przestroga przed pozbywaniem kleru udziału we władzy politycznej w kraju, stał się silnym instrumentem kontroli przez Kościół władzy królewskiej w Polsce. Zwróćmy uwagę, że konkurujący od połowy XI wieku z Gnieznem o prymat w polskim Kościele Kraków pozbawiony był atutu miasta z relikwią. Jeszcze pod koniec XII wieku biskupi krakowscy nie widzieli w zmarłym w AD 1079 Stanisławie męczennika i kandydata na świętego, skoro dla podniesienia prestiżu Krakowa sprowadzili tam w AD 1184 relikwię św. Floriana

W wydanym w AD 1852 przez biskupa krakowskiego Ludwika Łętowskiego "Katalogu biskupów, prałatów i kanoników krakowskich" autor pisze: "Za Gedeona przyniesione jest ciało ś. Floryana do Polski, tym obyczajem za Długoszem idąc, opisuje Bielski: Posłał był król Kazimierz naprzód do Aleksandra III, a gdy ten umarł roku 1181 potem do Luciusza III posły swe o potwierdzenie praw duchowieństwu nadanych od niego, przez które kazał prosić zaraz o jakie kości świętych." (wytłuszczenie tekstu moje). W sprowadzenie relikwii św. Floriana zaangażowany był Wincenty Kadłubek - kapelan kancelarii na dworze księcia Leszka Białego i przyszły autor mitycznej historii o biskupie Stanisławie oraz przyszły biskup.

Do czasu wyniesienia postaci tego biskupa na ołtarze, najpopularniejszym w Polsce był kult św. Wojciecha - jako patrona Polski. Z czasem zastępowany był rodzącym się kultem św. Stanisława ze Szczepanowa - jako jej nowego, głównego patrona. Jego rosnąca gloryfikacja nakładała się z równolegle trwającą konkurencją biskupstwa krakowskiego z gnieźnieńskim o polityczny prymat w Polsce. "Rywalizację hagiograficzną", jak ją nazwał Gerard Labuda, który święty jest "świętszym" wygrał "swój", a przegrał "obcy" patron.

Dopiero po wykreowaniu Stanisława przez Kadłubka na bohatera Kościoła i opisaniu wcześniej nigdzie nie odnotowanych "szczegółów" cudów, jakie nastąpiły po jego śmierci - pilnowanie ciała przez cztery orły (raz krążące, raz przysiadające, raz czarne, raz białe), zrośnięcie się pociętego na kawałki ciała itd., dały podstawę do dalszego ubarwiania tej postaci i przydawaniu mu kolejnych świętych cech. Wywołany kult św. Stanisława pozwolił uczynić katedrę krakowską z grobowcem świętego pierwszą świątynią Polski, "ołtarzem Ojczyzny" (ara Patriae) i przez wiele wieków głównym celem pielgrzymek. Oto fragment XVII-wiecznego malowidła ze sceną leżących na ziemi pociętych członków (membra dissecti corporis), oraz sceną ich cudownego zrośnięcia się (disiecta eius corporis membra divina vivniuntur), na ekspozycji w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu.


Zagadkowy jest brak jakichkolwiek dokumentów, ani nawet wzmianek we współczesnych śmierci biskupa źródłach historycznych.  Nie ma ich ani w archiwach watykańskich (w tym w zbiorze korespondencji papieża Grzegorza VII "Gregorii VII registri sive epistolarum libri"), nie ma nic o tym we współczesnej temu wydarzeniu Kronice Kosmasa, ani w dość szczegółowych zwykle kronikach niemieckich, a nawet w samym "Roczniku kapituły krakowskiej" (poza dużo późniejszym, a więc podrobionym, "wciśniętym" na marginesie dopisie o fakcie śmierci biskupa Stanisława, sporządzonym - jak oceniają niektórzy historycy, przez samego Kadłubka, który prawdopodobnie spisywał ten rocznik w okresie 1194-1205), w którym prowadzono zapisy z wydarzeń w Kościele i państwie aż po rok 1271. Gdyby istotnie biskup Stanisław zginął niewinnie, czyż wiadomość o jego śmierci jako bohatera, a nie zdrajcy, nie odbiłaby się szerokim echem w Rzymie, w Europie i w samym Krakowie?

I to nie bardziej rzeczowa i faktograficzna, jednakże spisana przez cudzoziemca, kronika Galla Anonima, ale polskie dzieło "Mistrza" Wincentego Kadłubka stało się dla polskich historyków, od Długosza po wiek XIX, "bliższe sercu"  i przez to - najważniejszym dla wczesnego średniowiecza kanonem polskiej historiografii. Zawarte tam fantazje o toczonych przez Polaków walkach ze starożytnymi Gallami i Rzymianami, mile łechtały dusze tych, którzy szukają opisów nadzwyczajnego heroizmu naszych legendarnych przodków. Wydaje się, że o wartości dzieła Kadłubka przesądził zawarty w nim wątek o biskupie Stanisławie, opisany przez niego z precyzją naocznego świadka, mimo że dzieliło go od tych wydarzeń co najmniej 115 lat. Zgodnie z ówczesną konwencją opisu żywotów świętych męczenników, autor włączył do kroniki boskę ingerencję w obronę poćwiartowanych zwłok, która dała podstawę "dokumentacyjną" dla zbudowania, 173 lata po śmierci biskupa Stanisława, legendy kanonizacyjnej.

Wniesieni przez naszych historyków na piedestał "kronikarzy - mistrzów" - Wincenty Kadłubek  i Jan Długosz, tylko przez niewielu badaczy doczekało się chłodnej, krytycznej analizy faktograficznej ich dzieł. Jednym z nich był profesor Aleksander Semkowicz, który zwrócił uwagę na następujące słabości warsztatu naukowego Jana Długosza: "wybór źródła wtórnego zamiast pierwotnego, jeżeli tylko bardziej pasuje do jego koncepcji lub ma obszerniejszy opis; ubarwianie krótkich opisów; tworzenie faktów, jeśli tylko są one prawdopodobne; zmienianie szczegółów opisywanych przez siebie wydarzeń; własne interpretacje podawane jako fakty; fałszerstwa historyczne ze względów patriotycznych lub religijnych". Według Długosza bitwa pod Grunwaldem okazała się dla Polaków i Litwinów zwycięska dlatego, że w jej decydującym momencie pojawił się na chmurze ... św. Stanisław, widoczny na obrazie Jana Matejki. Kadłubek i częściowo Długosz, stworzyli w polskiej historiografii nurt łączący fakty historyczne z mitami i literacką inwencją, który można nazwać "dziejopisarstwem objawieniowym".  Jego ważnym przedstawicielem w  XX wieku był Feliks Koneczny, o którym pisałem w artykule "Krzywe zwierciadło historyków".

Do dzisiaj niektórzy poważni historycy opisując historię konfliktu biskupa Stanisława z królem Polski, wplątują własne przekonania religijne w pozornie naukowe dywagacje - dokładnie tak, jak to uczynił przyszły biskup Kadłubek. W istocie jego opus to przybierające formę dydaktyczno-alegoryczną dzieło literackie, o ograniczonej wartości przekazu historycznego. Tak oto nie naukowa rzetelność badawcza, ale "patriotyczne" postawy historyków dopisywały przez wieki - "sprzedawane" jako fakty, kolejne mity, legendy i anegdoty "ubogacające" naszą historiografię, a zaciemniające i fałszujące polską historię. Oto stare, a w oczach wielu z nas prawdziwe, Kadłubkowe przedstawienie kresu życia biskupa Stanisława, jako część XV-wiecznego tryptyku z kościoła św. Michała na Skałce w Krakowie (źródło: Kurier Żuromiński).

Jednym z licznych cudów będących podstawą kanonizacji biskupa Stanisława było uzdrowienie z obłąkania wieśniaka Siodłka ze Skórnic, który najpierw "wiedziony pobożnością obiecał św. Stanisławowi krowę z cielęciem, a później tę samą krowę z cielęciem swej siostrze, która znajdowała się w biedzie. I od razu, gdy chciał wyjść z domu siostry, którą odwiedził, dotknięty został ślepotą, ... a umysł miał zmącony. Zaraz więc zdjęty żalem z powodu odwołania obietnicy kazał wezwać kapłana, któremu jak powiadają, z wielką skruchą wyznał owo odwołanie zapewniając, że chce wymienionemu świętemu ofiarować zarówno krowę, jak i cielę, tak jak uprzednio obiecał. Gdy to uczynił natychmiast odzyskał wzrok ... zabrał krowę z cielęciem do Krakowa, do kościoła gdzie znajduje się grób św. Stanisława, i ofiarował je, jak obiecał, a natychmiast został uwolniony od zakłóceń umysłu ..."

Godzi się uzupełnić, o czym nie mówi żadna, nawiązująca do wymienionego w 1252 roku w Miracula sancti Stanislai cudu (Artykuł XXV) współczesna publikacja, że nie chodzi o jedyną w Polsce dzisiaj wieś o nazwie Skórnice koło Opoczna, ale dawne Skormycze, później Skoroczicze, dawna parafia Stara Zagość i dawny powiat Wiślica, a obecnie Skorocice koło Buska Zdroju. Nie wyjaśniona jest rozbieżność między tymi historykami, którzy utrzymują, że świadkiem zawartego w 1252 roku w Miracula  "cudu kary" był kapłan Paweł z Kazimierzy Wielkiej, a innymi, którzy twierdzą, że pierwsza wzmianka o tym mieście (jako wieś Cazimiria, Cazmiria) pochodzi dopiero z 1326 roku, druga (Magna Cazmiria) z AD 1347, a pierwsza polska pełna nazwa (Caszimirza Welga) pojawia się dopiero z 1425 roku. Gdyby ci drudzy mieli rację, czyżby miało to oznaczać, że cud ten został dopisany do dokumentu kanonizacyjnego co najmniej 74 lat po kanonizacji?

Biorąc pod uwagę okoliczności i tło historyczne powstania na przełomie XII/XIII wieku nagłego uwielbienia, hołdu i czci wobec biskupa Stanisława, nie poprzedzone przez ponad wiek od jego śmierci żadnym śladem stopniowego rodzenia się legendy, wydaje się iż można uznać za prawdopodobną tezę, że stworzenie legendy inspirowanej historią Tomasza Becketa, bezpośrednio po opublikowaniu przez "Mistrza" Wincentego sfabrykowanych szczegółów śmierci biskupa miało stworzyć warunki dla kolejnej próby odebrania Gnieznu metropolitarnego przywileju stolicy polskiego Kościoła przez krakowskie środowisko klerykalne (biskup Prandota) i polityczne (książę Bolesław Wstydliwy).

Po kanonizacji biskupa Stanisława i dorobieniu się przez Kraków "swojego" świętego, konkurencja Krakowa z Gnieznem o prymat polityczny w kościele polskim trwała dalej przez kolejne wieki. Po wyborze biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego na kardynała, w liście z dnia 28 lipca 1449 adresowanym do polskiego episkopatu papież Mikołaj V zaznaczył: "Zaświadczam, że kościół Krakowa nie będzie w niczym uprzywilejowany wobec kościoła Gniezna, przeciwnie, jestem zadowolony że synody arcybiskupie w Gnieźnie jako pierwsze będą wyrażały swój pogląd .... na honor stolicy apostolskiej kardynał ... nie będzie w żaden sposób uprzedzony do kościoła w Gnieźnie, ani dawał preferencji kościołowi w Krakowie".

Gwoli ścisłości należy dodać, że przystrajanie przez Kadłubka historii Polski kuriozalnymi wątkami związanymi z Juliuszem Cezarem czy Aleksandrem Wielkim nie odbiegało zbytnio od trwającej od Karola Wielkiego zachodnioeuropejskiej tradycji poszukiwania przez kronikarzy - dla przydania większej wagi opisywanym miejscom i wydarzeniom, faktycznych lub zmyślonych ich związków z Cesarstwem Rzymskim. Nota bene, ta naginająca fakty i artefakty do łacińskich korzeni średniowieczna narracja, przeżywa dziś u nas prawdziwy renesans, ciesząc się wśród historyków dużym popytem na "łacińskość" i jej współczesny wyraz - "europejskość".

Innym przykładem dorabiania "łacińskości" w historiach średniowiecznych jest Ebona "Vitae Ottonis". W opisanej w tej kronice z lat 1150-tych podróży Ottona z Bambergu na Pomorze, autor zniekształcił nazwę Wolin, albo raczej Wołyń - na Iulin, dla udowodnienia rzymskiego rodowodu miasta: "Beatissimo patre nostro Ottone pot primum gentis Pomeranicae apostolatum ad sedem propriam feliciter reverso, duae ex nobilissimis civitatibus, id est Iulin et Stetin, invidia diaboli instigante ad pristinas idolatriae sordes rediere hac videlicet occassione: Iulin a Iulio Cesare condita et nominata ...", czyli: "Gdy już nasz najbardziej błogosławiony ojciec Otton, po zakończeniu pierwszej podróży apostolskiej do ludów Pomorza, szczęśliwie powrócił do swej siedziby biskupiej (AD 1125), dwa najznamienitsze miasta, Wolin i Szczecin, wzbudzone zawiścią szatana, powróciły do swego poprzedniego, plugawego bałwochwalstwa, w następujących okolicznościach: Iulin, założony przez Juliusza Cezara i nazwany jego imieniem ...". 

Ta wymyślona, ahistoryczna nazwa Iulin jeszcze przez dwa kolejne stulecia pojawiała się w dokumentach, ostatni raz w AD 1347 ("Genealogia christianitatis ducum Stetiniensium"), a na wspomnianej w artykule "Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów" mapie Carta Marina, nawet jeszcze w AD 1539. Powyżej alegoryczne przedstawienie Ottona z Bambergu w antyczno-greckiej scenerii (Mätthaus Rader, Bavaria Sancta 1714, miedzioryt). Kronikarz Thietmar pod rokiem 1007 odnotował ten gród jako "wielkie miasto zwane Livilni" (civitate magna Livilni dicta). Można tę nazwę odczytywać jako Wolin albo jako Julin (Liuilni).

Korona Gejzy I, a nie św. Stefana - jak ją się nazywa w wykreowanym micie, mimo że przez historyków sztuki dzielona jest na część starszą (corona graeca) i młodszą (corona latina), to faktycznie w całości jest produktem sztuki bizantyjskiej, poza samym krzyżem na jej zwieńczeniu, dodanym w późniejszym średniowieczu. 

Nazywana przez Węgrów Szent Korona (święta korona) nie ma ona historycznie nic wspólnego ze św. Stefanem, królem Węgier z lat 1001-1038 (przedstawianym w ikonografii z krzyżem patriarchalnym w dłoni). Legenda o jej "świętości" wynikła z silnej tradycji średniowiecznej, która uzasadniała tak zwane "boskie prawa władcy" (z łaski Bożej, łac. Dei gratia), o czym jeszcze będziemy mówić. Mit o związku tej korony ze św. Stefanem powstał z potrzeby połączenia pierwszego świętego węgierskiego z najdoskonalszym, najcenniejszym insygnium królewskim, jaki posiadał ten kraj. Oto z boku ilustracja pomnika z Budapesztu, przedstawiającego na zwieńczeniu kolumny korynckiej Archanioła Gabriela (w starogreckim: Gavriíl - Γαβριήλ), dzierżącego koronę św. Stefana i krzyż patriarchalny - symbole narodowe Węgier (foto: Chris Dorney, 2016). 

Na podobnej zasadzie, wbrew faktom historycznym (do czego jeszcze powrócimy), nasi historycy nazywają XII-wieczne puchary z Trzemeszna jako "kielichy Dąbrówki" (tej z X wieku, sic). Jest to fałsz podwójny, bowiem kielich nie tylko powstał później, niż za czasów czeskiej księżnej i nie miał z nią nic wspólnego, ale samo imię Dąbrówka, według najstarszych źródeł historycznych, nie było dokładnie takie, jakie nosiła ta księżna. Jej imię bowiem nie pochodziło raczej od "dębu" - jak się zbyt często przyjmuje, ale od słowa "dobra", i brzmiało pierwotnie Dobrawa (czeskie: Dobrava, Dobrouca, Dobrovca, Dobravca, polskie: Dobrawka, Dobrochna, Dobrovca, niemieckie: Dobrava, Doverava, Dob(e)rawa).

W dzisiejszych Węgrzech, z dominującym wyznaniem katolickim, około dwieście miejscowości ma w swoich herbach prawosławny krzyż patriarchalny - ślady pierwotnego kultu chrześcijaństwa bizantyjskiego w tym kraju.

Jak na to dobitnie wskazują liczne źródła historyczne oraz dowody archeologiczne, początki chrześcijaństwa na Węgrzech należą do kościoła bizantyjskiego, a nie rzymskiego. Zastanawiającym jest powszechne wśród naszych historyków wypieranie się wpływów kościoła wschodniego w Polsce w okresie pierwszych Piastów, podczas gdy związki polityczne, wojskowe i rodzinne pierwszych Piastów były najbardziej głębokie właśnie z Węgrami, leżącymi w bizantyjskiej strefie wpływów religijno-kulturowych. Oto tego symptomatyczny przykład, jakim jest miniatura z przytoczonej wyżej Kroniki Węgierskiej, przedstawiająca sylwetkę św. Stefana z jego herbem, jakim był krzyż prawosławny (patriarchalny).

Czyż przytoczone tutaj związki węgiersko-bizantyjskie, a poprzez powiązania polityczne polskich władców z węgierskimi - oddziaływające także na Polskę, nie potwierdzają obejmowania tych ziem do końca XI wieku (do schizmy kościołów chrześcijańskich) silnymi wpływami kulturowymi Orientu?

Wpływy religijno-kulturowe Bizancjum w okresie wczesnego średniowiecza przenikały do najdalszych, zachodnich krańców Europy, a nie miałyby dotrzeć nad Wisłę? Oto poniżej (źródło: "Le trésor de l'abbaye de Sainte-Croix de Poitiers avant la Révolution", 1882) klasyczne bizantyjskie symbole: wizerunek krzyża greckiego (równoramiennego) oraz krzyża patriarchalnego (podwójne ramiona) na staurotece, czyli relikwiarzu, z opactwa Świętego Krzyża w Poitiers, o którym jeszcze wspomnimy. Relikwia Krzyża Prawdziwego została podarowana temu zakonowi w AD 567 przez cesarza Bizancjum Justyna II. W heraldyce kościoła katolickiego symbol krzyża patriarchalnego służy do dzisiaj, oczywiście zwany krzyżem lotaryńskim, jako godło biskupie.


Najcenniejszym i jedynym tego typu relikwiarzem z czasów pierwszych Piastów jest Stauroteka Lednicka (na marginesie - mimo oryginalności i wysokiej wartości kulturowej tego zabytku, w polskiej Wikipedii pominięto, jakby wstydliwie, jego wizerunek). Ten odkryty w 1962 roku na Ostrowie Lednickim relikwiarz krzyżowy, datowany jest na okres od drugiej połowy X wieku do początków wieku XI. Wcześniej uznawany za enkolpion (od greckiego słowa ἐγκόλπιονenkólpion, oznaczającego "na piersi"), zawieszany na szyi przez wyznawców kościoła bizantyjskiego, później takżę łacińskiego. Obecna w tym zabytku puszka została przez badaczy uznana jako przeznaczona do przechowywania cząstki Drzewa Krzyża Świętego, stąd uznany on został za relikwiarz. Ozdobiony on jest krzyżem patriarchalnym oraz, częściowo nieczytelnym, chrystogramem  - ICXC.  Jest to skrót greckich słów: "Ἰησοῦς Χριστός" - Jezus Chrystus. Został wykonany z pozłacanej blachy brązowej. 

Przeważa narracja, zupełnie spekulatywna, że Stauroteka Lednicka mogła być darem ze skarbca Ottonów dla Mieszka I lub Bolesława Chrobrego. Dlaczego bizantyjski par excellence zabytek miał przechodzić przez skarbiec niemiecki, gdy Piastowie mieli intensywne, bezpośrednie kontakty, w tym małżeństwa, z prawosławną Rusią? Dlaczego oficjalna historiografia wkłada tyle wysiłku, aby zacierać ślady obecności obrządku wschodniego w Polsce piastowskiej, nadając licznym, wschodnim zabytkom w średniowiecznej Polsce skorumpowany odcisk "łacińskiego namaszczenia"?  Foto: Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy.


Przypomnijmy tutaj, że nie tylko Nowy Testament i "Dzieje Apostolskie", ale same podstawy literatury instytucjonalnej (organizacyjnej) Kościoła powstały nie w łacińskiej, ale w greckiej strefie kulturowej. Najstarsze tego rodzaju dzieła napisane zostały w języku greckim: "Pierwszy list do Tesaloniczań" Pawła z Tarsu (I wiek), "Didache" (II wiek), "Didascalia Apostolorum" (III wiek), Konstytucje Apostolskie (IV wiek). Ireneusz z Lyonu, przybyły ze Wschodu, a konkretnie z miasta Smyrna w Azji Mniejszej, teolog grecki, w dziele "Adversus haereses", stworzył w końcu II wieku, ogólny zarys doktryny chrześcijańskiej. Ks. Maciej Zachara w "Krótkiej historii Mszału Rzymskiego" (2013), unikając odwoływania się do bizantyjskich także źródeł chrześcijaństwa przyznaje jednak, że literatura ta "stworzyła zalążek późniejszych podręczników teologii oraz ksiąg liturgicznych oraz prawa kanonicznego". 

Pamiętajmy, że pierwsze zręby organizacyjne Kościoła powstały na wschodzie, a nie zachodzie Europy. Źródła historyczne i archeolgiczne wskazują, że w Antiochii i w kilku miastach Wschodu, już w pierwszych latach II wieku kongregacje chrześcijańskie kierowane były przez  biskupa wspomaganego przez prezbiterów i diakonów. Wielu pierwszych świętych, a także biskupów, już od I wieku, było greckiego pochodzenia, na przykład pierwszy męczennik św. Stefan (gr. Στέφανος Stéfanos), w Polsce zwany św. Szczepanem, oraz pierwszy grecki papież Anaklet (gr. Ανάκλητος - Anáklitos) Pierwszy biskup Rzymu św. Piotr nosił greckie imię Petros (Πέτρος), oznaczające kamień, skałę.

Z odkrytych na Ostrowiu Tumskim reliktów hipotetycznego baptysterium (z greckiego βαπτιστήριον / vaptistírion - zanurzać), wraz z fragmentem misy baptyzmalnej (podobne ślady, wydaje się bardziej miarodajne, znaleziono na Ostrowie Lednickim) można przypuszczać, że chrzest katolicki Mieszka I (jeżeli nie miał miejsca - według niektórych teorii, w Ratyzbonie, albo w Pradze) mógł odbyć się Poznaniu lub na Ostrowiu Lednickim, w całkiem podobnej scenerii jak Rollona w katedrze w Rouen (źródło: Poznań.pl, wizualizacja poniżej: Piotr Walichnowski). Za Poznaniem przemawia fakt, że tutaj zostało założone pierwsze biskupstwo misyjne w Polsce, a sama nazwa grodu wywodzi się, jak zapisano w Kronice polsko-śląskiej ("Scriptores rerum silesiacarum", Tom 1, Wrocław 1835), "jakby dla uświadomienia (poznania) przez wiernych" (quasi se recognoscem fidelem).

Imię Jordan, pierwszego biskupa misyjnego w Polsce jest wyraźnie chrześcijańskie, tak jak imię pochodzącego z Bałkanów, niesłusznie zwanym przez niektórych historyków "rzymskim", bizantyjskiego VI-wiecznego kronikarza Jordanesa, który jako pierwszy w historii m.in. wymienił z nazwy plemiona słowiańskie. To z bizantyjskiej tradycji wywodzi się stare bułgarskie święto Dzień Jordana "Iordanovden", od greckiego słowa  "Ἰορδάνης" (Iordanes), od nazwy rzeki Jordan, w której Chrystus został ochrzczony. Samo imię Jordan (Йордан) znane jest w Bułgarii od średniowiecza i do dzisiaj tam stosowane. Nie jest więc prawdą, jak utrzymuje wielu historyków, że poznański biskup Jordan "musiał" pochodzić z jednego z krajów romańskich (Lotaryngia, Francja, Włochy). Równie prawdopodobne jest, że pochodził on z Bałkanów i wówczas znałby z pewnością język słowiański, niezbędny do prowadzenia misji ewangelizacyjnej w Polsce. W ten sam sposób na pierwszego biskupa Merserburga powołano Bozona (Boso), a na pierwszego biskupa Pragi - Thietmara, którzy żyli w bezpośrednim sąsiedztwie Słowian (inaczej jak ewentualni misjonarze z krajów romańskich) i wcześniej poznali język słowiański.

Nie należy jednakże wykluczać, że Mieszko został ochrzczony w obrządku słowiańskim (wschodnim) już w wieku siedmiu lat, kiedy "nosił inne imię" (kronikarz nie podał, jakie), w którym to roku jak zapisał Gall Anonim, "odzyskał wzrok", co można tłumaczyć jego oświeceniem przez chrzest. W homilii z dnia 11.04.2009 papież Benedykt XVI wspomniał, że "Wczesny Kościół opisywał Chrzest jako 'fotismos', czyli Sakrament oświecenia, jako przesłanie światła ...". Fotismos to słowo greckie, a więc papież nawiązywał do ortodoksyjnej tradycji Kościoła. Gall dodaje: "Zaiste ślepą była przedtem Polska, nie znając ani czci prawdziwego Boga, ani zasad wiary, lecz przez oświeconego Mieszka i ona także została oświeconą". 

Być może, jest to nawiązanie do biblijnego zwrotu z Księgi Hioba (17:12): "Noc zmieniła się w dzień, tak i ja mam nadzieję, że po ciemności znów pojawi się światło" (Noctem verterunt in diem, et rursum post tenebras spero lucem). Zauważmy, że katolicka tradycja Święta Chrztu Pańskiego, zwanego Świętem Oświecenia, została przejęta bezpośrednio z liturgii kościoła ortodoksyjnego, ze święta Teofanii albo Epifanii (starogr. ἐπιφάνεια - epipháneïa, zlatynizowane na epiphanīa), zwanego popularnie "Świętem Świateł", obchodzonego już w IV wieku w Antiochii, za czasów Jana Chryzostoma. Ten święty kościoła wschodniego pisał wiele o tradycjach obchodzenia tego święta.

Pomimo schizmy w chrześcijaństwie w XI wieku, religijna sztuka bizantyjska trwała w Europie zachodniej daleko poza ten wiek, co najbardziej jest widoczne w przetrwałej do dziś architekturze i dekoracji świątyń, czego nie mogła unicestwić cenzura łacińskiego kościoła, jak to uczyniła z ortodoksyjnym piśmiennictwem.  

Oto mozaika par excellence bizantyjska, przedstawiająca Zwiastowanie Bogurodzicy, autorstwa włoskiego artysty Pietro Cavalliniego, z kościoła NMP (Santa Maria) w Rzymie, dzielnica Zatybrze (wł. Trastevere). Dzieła tego malarza są czasami uznawane jako neobizantyjskie, co nie jest całkiem trafnym określeniem, bowiem tworzone były na przełomie XIII/XIV wieku, czyli w okresie trwania sztuki bizantyjskiej i samego Cesarstwa Bizantyjskiego.


Benedyktyni, z których wywodził się zapewne ten galijski kronikarz, sam siebie opisujący jako "uchodźca wśród was i pielgrzym" (exul apud vos et peregrinus), mógł oprzeć swoją metaforę na greckiej tradycji wczesnochrześcijańskiej. Z niej to narodził się ruch benedyktyński, a także nurt reformatorski w Kościele, zainicjowany przez papieży - Benedyktynów Leona IX i wspomnianego wyżej Grzegorza VII. Mnich-pustelnik św. Benedykt - założyciel w połowie VI wieku pierwszego wielkiego ruchu monastycznego, był pod silnym wpływem św. Bazylego Wielkiego z Kapadocji, dzisiaj zwanego ojcem monastycyzmu wschodniego. W epilogu do swojego spisu zasad zakonu benedyktyńskiego (Regula Benedicti) nakazał swoim mnichom nie tylko czytanie Biblii i wyznań ojców Kościoła, ale i "reguły naszego świętego ojca Bazyla" (regula sancti patris nostri Basilii). Dzisiaj istnieje katolicki zakon zwany Zgromadzeniem św. Bazylego.

Podobną jak u Galla metaforę o odzyskaniu przez Mieszka I wzroku użył wcześniej Nestor w swojej kronice, pisząc iż po chrzcie wspomnianej w artykule "Emporia wikińskie wśród Słowian" księżny kijowskiej Olgi w Konstantynopolu w AD 957 patriarcha Poliekt (Polyeuctus) miał do niej powiedzieć: "Jesteś błogosławioną wśród kobiet ruskich, ponieważ kochasz światło i porzuciłaś ciemności" (Блaгocлoвeнa ты в жeнax руcкиx, якo вoзлюби cвѣтъ, a тьму ocтaви).

W 966 roku mogła się więc odbyć powtórna ceremonia chrztu, tym razem już być może w obrządku łacińskim. I nawet nie wiemy, gdzie i jaki biskup katolicki ochrzcił w tymże 966 roku polskiego władcę, bowiem łacińskie źródła historyczne wskazują, że pierwszy biskup (Jordan) przybył do Polski dopiero w AD 968. Jeżeli był to chrzest w rycie łacińskim, i jeżeli nie w Polsce - mógł odbyć się zapewne w Kwedlinburgu, Halberstadt lub w Magdeburgu, a chrzest celebrować Wilhelm (929-968), arcybiskup Moguncji. Do prowincji kościelnej Moguncji pod koniec X wieku należały m.in. diecezje w Pradze i Ołomuńcu. "Chrzest Polski", jak dzisiaj jest określany, nastąpił za pontyfikatu Jana XIII, papieża który w 967 roku koronował Ottona II na współcesarza, a pięć lat później zabiegał i doprowadził do ślubu Ottona II z bizantyjską księżniczką Teofanu

Może chrzest Mieszka miał oprawę zbliżoną do tej, jak na poniższej renesansowej iluminacji z XIV wieku, przedstawiającej akt chrztu Rollona w Normandii? Chrztu udzielał Gui, arcybiskup Rouen (Bibliothèque municipale de Toulouse, Ms 512).


Fakt wcześniejszego chrztu Mieszka w obrządku ortodoksyjnym - albo jako kilkuletnie dziecko, bądź nawet w 966 roku, tłumaczyłby, dlaczego w AD 965 Mieszko I mógł wziąć ślub z chrześcijanką Dobrawą Przemyślidką - bowiem sam być może także był już chrześcijaninem. XII-wieczny Rocznik Świętokrzyski opisujący okres AD 948-1136 potwierdza to następująco: "Tenże Mieszko, syn Siemomysła, przez siedem lat był ślepym poganinem zanim nie został ochrzczony ..." (Iste Meszko, filius Semislai, pagani fuit cecus septem annis ante baptismum ...).

Nie wydaje się więc możliwe, aby Kościół rzymski zaakceptował ślub Mieszka I i Dobrawy w AD 965, gdyby oboje wcześniej nie zostali ochrzczeni. Zastanawiająca jest przy tym bardzo negatywna opinia o Dobrawie, wydana przez współczesnego naszemu Gallowi czeskiego kronikarza Kosmasa [mając negatywny do niej stosunek kronikarz, nie nazwał ją Dobrawą, ale Dąbrówką]: 

"W roku od wcielenia Pańskiego 977. Zmarła Dąbrówka, która ponieważ była nad miarę bezwstydna, kiedy poślubiała księcia polskiego będąc już kobietą podeszłego wieku, zdjęła z swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co było wielkim głupstwem tej kobiety" (Anno dominice incarnationis DCCCCLXXVII. Obiit Dubravca, que quia nimis inproba fuit, iam mulier provecte etatis cum nupsisset Poloniensi duci, peplum capitis sui deposuit et puellarem coronam sibi imposuit, quod erat magna dementia mulieris).

Kosmas znany był, tak zresztą jak i inni post-schizmatyczni kronikarze łacińscy, z wrogości wobec kościoła wschodniego, w tym do jego słowiańskiej odmiany. Stąd zapewne niektórzy historycy uważają, że manifestowana niechęć kronikarza do Dobrawy (Henryk Łowmiański nazwał subiektywnie tą wzmiankę "złośliwą amplifikacją") wynikała z faktu, że mogła ona mieć coś wspólnego ze znienawidzonym przez czeskiego dziejopisarza obrządkiem słowiańskim.

Chociaż Gall pisze dalej o pogańskiej przeszłości już dorosłego Mieszka, nie musi to przeczyć, że Mieszko był ochrzczony w obrządku słowiańskim, a więc prawosławnym, bowiem po schizmie w Kościele kronikarze o obrządku rzymskim tak między innymi oceniali swoich wschodnich "braci chrześcijan": "falsi christiani" (fałszywi chrześcijanie - tak samo, jak Luther określał później katolików). Wręcz przeciwnie, opisując pogańskość już dorosłego Mieszka, kronikarz jakby dezawuował  jego chrzest w wieku siedmiu lat, o czym wcześniej przecież sam informował. Kronikarz pominął przy tym podanie imienia przyszłego władcy Polski, jakie nosił przed tym chrztem. Czy nie mogło to być imię Dagon, Dagobert lub Dago - zgodnie z dokumentem Dagome iudex z około 991 roku, w którym został wymieniony jako "Dagome, pan" (Dagome, iudex), wraz ze swoją żoną Odą, wymienioną jako "Oda, pani" (Ote, senatrix)? 

Zauważmy, że poganie przyjmujący chrzest w rycie rzymskim (katolickim) zwykle przyjmowali imię chrześcijańskiego patrona, podczas gdy nasz pierwszy władca porzucił pierwotne, nieznane imię i na chrzcie przyjął słowiańskie, a więc w ówczesnych kanonach katolickich - nie biblijne, ale uważane (tak, jak cały język słowiański) za pogańskie - imię Miszka, lub podobne. Nie zmienił tego imienia przy drugim, katolickim chrzcie w AD 966.

W pierwszym okresie chrześcijaństwa, tak w Czechach, jak i później w Polsce, chrzczeni władcy oraz kapłani pozostawali przy swoich pierwotnych, etnicznych lub słowiańskich imionach, na przykład: Gorazd, Prohor, Prokulf, Borzywoj, Bolesław, Przemysł, Wratysław, Węcesław (Wacław), Dobrawa, Miszka (Mieszko). Wraz z rozchodzeniem się dróg w chrześcijaństwie wschodnim i zachodnim, z końcem X wieku i później, osoby kościelne - biskupi, mnisi i księża, zmieniali swoje pierwotne imiona słowiańskie na imiona łacińskie lub germańskie, najczęściej nawiązujące do dotychczasowych świętych, uznanych przez kościół katolicki, na przykład: Strachkwas - Krystian, Wojciech - Adalbert, Radzim - Gaudenty (Gaudentius), Szebirz (Šebíř) - Sewerus, Jaromir - Gebhard, Suła - Lambert.

Jeżeli Mieszko I poślubił czeską księżniczkę Dobrawę, nie będąc wcześniej ochrzczonym w rycie łacińskim, co jest faktem, to przyzwolenie na ten akt ze strony Czech musiało wynikać z innego faktu, chociaż nie zachował się tego bezpośredni ślad w źródłach historycznych, mianowicie - z wcześniejszego chrztu Mieszka w rycie prawosławnym. Pośrednim potwierdzeniem istniejących, wśród rodów możnowładczych Czech, tak Przemyślidów, jak i Sławnikowiców wpływów chrześcijaństwa wschodniego, są na przykład liczne, bite w Czechach monety, z jednoznacznie bizantyjską symboliką chrześcicjańską. Oto wizerunek srebrnego denara, wydawanego przez księcia Sobiesława Sławnikowica (zm. 1004), nota bene, brat św. Wojciecha i Radzima (Gaudentego) - pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego.


Symbolika ikonograficzna po obu stronach monety nawiązuje do starotestamentowej części Biblii, często widocznej w przedstawieniach graficznych we wschodnim chrześcijaństwie, czyli w Bizancjum. Na awersie, w otoku widnieje napis ZOBEZLAV, a w środku koła dłoń z mieczem, symbol "karzącej ręki Boga". Rewers przedstawia w kole pelikana, symbolizującego ofiarę Chrystusa na krzyżu, ukrzyżowanie, ale także ludzkie wyrzuty sumienia i pokutę, poświęcenie i miłość rodzicielską.

Przywołajmy tutaj ocenę tej symboliki przez Justynę Wołoszka ("Niedziela szczecińsko-kamieńska", 15/2010): 

"Symbolika pelikana w chrześcijaństwie opiera się na dziele ... „Fizjolog”. Jest to najstarsze i najbardziej rozpowszechnione dzieło na temat zwierząt, które stanowi podstawę średniowiecznej symboliki zwierząt. ... Inna legenda mówi, że pelikany tak długo karmią swe pisklęta własną krwią, aż z wycieńczenia same umierają. Co jest również symbolem ofiarnej śmierci Chrystusa. Być może u podstaw legendy leży fakt, że pelikan, wydobywając złowione dla piskląt ryby z worka znajdującego się pod dziobem, wykonuje energiczne ruchy. Powoduje to zabarwienie worka na intensywnie czerwony kolor, co mogło kojarzyć się z krwią. Obecność pelikana w kontekście ukrzyżowania wskazuje zarówno na zbawczą krew Chrystusa wylaną za grzeszników, jak i oddaną na pokarm." 

"Fizjolog" (gr. Φυσιολόγος, Physiologos) – bizantyjskie, wczesnochrześcijańskie dzieło w języku greckim, w którym, w  kilkudziesięciu rozdziałach, na podstawie wschodnich legend, opisano różne zwierzęta, rośliny i kamienie, wraz z nadaniem chrześcijańskiej symboliki i interpretacji pewnym ich cechom lub zachowaniom. Zbiór ten był podstawą powstawania od XIII wieku w Europie tak zwanych bestiariuszy. Jeszcze Szekspir w "Hamlecie" przywołał wschodnio-chrześcijańską symbolikę pelikana: "Przyjaciołom jego szeroko moje otworzę ramiona i jak pelikan, dzielący się życiem, obdzielę ich krwią moją.".
 
Ubóstwo dokumentów źródłowych, wskazujących na obecność chrześcijaństwa prawosławnego w Europie w okresie sprzed schizmy nie wynika z ograniczonej skali tego zjawiska, ale z powszechnego niszczenia tych źródeł wśród "zwycięskiego" kościoła katolickiego, który po schiźmie w połowie XI wieku, aż po czasy współczesne, zajęty był walką z "fałszywym chrześcijaństwem".

Tym samym określeniem "fałszywego chrześcijanina" (falsus Christianus), w "Rocznikach Magdeburskich" (nieznane hasło w polskiej Wikipedii), został nazwany przez anonimowego mnicha saksońskiego król Mieszko II, co wskazywałoby na fakt, że potwierdzona w źródłach historycznych biegła znajomość języka greckiego przez polskiego władcę, mogła wiązać się z praktykowaniem przez niego wyznania w rycie prawosławnym, albo co najmniej z akceptowaniem praktykowania tego obrządku w Polsce.

A jeszcze pod koniec IX wieku wśród elit intelektualnych Cesarstwa Niemieckiego mowa grecka była trzecim językiem, obok lokalnego germańskiego (Teutonica sive Teuthisca) i łaciny, jak na to może wskazywać wzmianka mnicha Notkera Balbulusa (840-912) w "Czynach Karola Wielkiego", o tym jak "w całej Frankonii" (per totam Franciam: Francję kronikarz nazywa Galią) nazywano w tych trzech językach pewną pieśń kościelną, ułożoną w biskupstwie Metz, odpowiednio: Mettisc, Mette, Metensis.


W kronice klasztoru benedyktyńskiego w Brauweiler z około AD 1080 określa się wyznawane przez Słowian prawosławie jako "nieznośny i męczący barbarzyński obrządek słowiański ("intolerabiles barbaros Sclavorum pertaesa ritus"), który tamtejsi mnisi mogli bliżej poznać z autopsji w Polsce, z uwagi iż klasztor ten został ufundowany przez rodziców Rychezy Lotaryńskiej, matki Kazimierza Odnowiciela, a także wnuczki cesarza Ottona II. Rycheza została w AD 1063 tamże pochowana. Obecnie sarkofag królowej Rychezy znajduje się w katedrze w Kolonii. Oto powyżej romańska krypta opactwa w Brauweiler (źródło: Romanische Schätze). 

Warto tutaj dodać, że po wymuszonym wyjeździe z Polski Rycheza Lotaryńska zamieszkała  z trójką dzieci (syn Kazimierz, córka Gertruda i jeszcze jedna córka), z małżeństwa z królem Mieszkiem II, w latach 1040-1049, przypuszczalnie w Klotten nad Mozelą. Ziemia ta była własnością rodu Ezzonów, z którego pochodziła Rycheza. Kazała tam wybudować niewielki kościół oraz wieżę mieszkalną, którą z kaplicą połączył most (foto: Alleburge.de). Po jej śmierci w 1063 roku zapisała cały swój majątek opactwu benedyktynów w Brauweiler pod Kolonią. Pamiętajmy, że w żyłach przyszłego polskiego króla Kazimierza Odnowiciela, tak jak i pozostałego jego rodzeństwa, płynęła także krew "bizantyjska", czyli grecka. Ich prababką bowiem była grecka cesarzowa Niemiec, Teofanu. Ich ciotką była, też z grecką krwią i niewątpliwie kulturą, przeorysza klasztoru w Essen, o imieniu Teofanu (w polskiej Wikipedii nieprawidłowe, zlatynizowane imię).


Wracając do tematu chrztu, od którego zaczęliśmy ten artykuł, zważmy, że w średniowieczu praktykowane były wielokrotne chrzty tej samej osoby, w zależności od oczekiwanych skutków politycznych danego chrztu. Niech przykładem tutaj będzie trzykrotny chrzest księcia litewskiego Witolda (Witawd, Witautas). Pierwszy raz został ochrzczony przez Krzyżaków (szukając u nich wsparcia przeciwko Władysławowi Jagielle) w AD 1382 i przybrał wtedy imię Wigand, takie same jak współczesny mu Wigand z Marburga, strażnik herbowy i kronikarz tego zakonu. Drugi raz, po pogodzeniu się z Jagiełłą, przyjął chrzest w obrządku ortodoksyjnym w Wilnie w AD 1384, przyjmując imię Aleksander. Chrzest został powtórzony w Polsce w AD 1386, kiedy razem z Jagiełłą i innymi książętami litewskimi został po raz trzeci ochrzczony przez gnieźnieńskiego arcybiskupa Bodzantę. Jednakże w dokumencie z 15 czerwca 1430 roku, a więc dawno po Bitwie pod Grunwaldem, Witold znowu ofiaruje pomoc wielkiemu mistrzowi krzyżackiemu, pisząc do niego jako "Alexander andirs Witawd, von Gotes gnaden Grossfurste czu Lithauwen etc." (Aleksander, inaczej Widawd, z łaski Boga Wielki Książę na Litwie itd.).

Kulminacją wrogiej postawy kościoła rzymskiego wobec wyznania prawosławnego był wsparty przez papieża Grzegorza IX, w ramach tak zwanych krucjat północnych, atak na Księstwo Pskowskie i Księstwo Nowogrodzkie, zakończony klęską Krzyżaków w bitwie na Jeziorze Pejpus (Czudzkim) w AD 1242, po której kościół prawosławny dodał księcia Aleksandra Newskiego, zwycięzcę tej bitwy, do pocztu swoich świętych. Grzegorz IX był pryncypialnym wrogiem wszelkich odstępstw od kanonów kościelnych ustanowionych przez Watykan, wprowadził inkwizycję i karę śmierci dla heretyków, wspierał działalność Zakonu Krzyżackiego we wschodniej Europie, kazał cenzurować księgi i palić te o treści niezgodnej z teologią kościelną.

W stanie takiej, trwającej przez średniowiecze wrogości Rzymu wobec chrześcijan wschodnich nie należy się dziwić, że do naszych czasów przetrwało w łacińskiej strefie kulturowej niewiele zabytków pisanych, potwierdzających obecność kościoła słowiańskiego, zwłaszcza wśród ludów, gdzie została ona później zastąpiona obrządkiem rzymskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz