09 sierpnia 2016

Polanie wielkopolscy znad Dniepru

Manowo, to gmina przyległa od południowej strony do Koszalina, której bogata historia, a ściślej prehistoria, miała swój udział w średniowiecznych narodzinach tego miasta. Spełniła rolę kulturotwórczego zalążka dla powstania w jej pobliżu lokalnego ośrodka miejskiego i politycznego. Podobne współzależności, chociaż w większej, ponadregionalnej skali, dotyczyły Wolina (kiedyś Wołynia), który po czasach swojej wikińskiej świetności upadł, ale dał impuls i zwolnił pole dla rozwoju wielkiego Szczecina. Tak samo jak upadające wikińskie Truso stworzyło miejsce dla powstania Gdańska, a Tum dla Łęczycy, tak jak Birka poprzedziła narodziny Sztokholmu, Kaupang - Oslo, Uppåkra - Lundu, Hedeby - Hamburga, Rurikowo Gorodiszcze - Nowogrodu, Timerjowo - Jarosławia, Sarskoje Gorodiszcze - Rostowa, a Gniezdowo - Smoleńska. 

Oto poniżej fragment mapy Carte von Denen Herzogthumern Vor und Hinter Pommern z roku 1775, dotyczący omawianej tutaj Ziemi Koszalińskiej i Białogardzkiej (źródło: Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa). Interesujące są na mapie oznakowane m.in. niektóre młyny wodne i wiatraki. O wiatrakach jako młynach pisał już w X wieku perski geograf al-Farisi al Istakhri (al Istachri), o którym wspomnimy jeszcze niżej przy okazji wymienianych przez niego plemion słowiańskich. Pierwsze młyny wodne powstały w Skandynawii (Omgård, Dania) już w IX wieku.

Dzięki przeprowadzonemu pod koniec XI wieku przez Normanów w Anglii pierwszemu na świecie ogólnokrajowemu rejestrowi (o którym będziemy jeszcze dalej mówić), który dziś można by nazwać narodowym spisem powszechnym, wiemy że sieć młynów wodnych na XVIII-wiecznym Pomorzu była tylko niedużo wyższa (jeden młyn na 18 km kwadratowych), niż w XI-wiecznej Anglii (jeden młyn na 23 km kw.). Porównywalna była przy tym (XI-wieczna Anglia i XVIII-wieczne Pomorze) gęstość zaludnienia tych krajów, odpowiednio 15 i 19 mieszkańców na km kw. XI-wieczne Pomorze, tak jak i cała Polska, była krajem o dwukrotnie niższej gęstości zaludnienia, niż ówczesna Anglia. Nie było to mało, jeżeli zważymy że po dalszych siedmiu wiekach, w przeddzień upadku Polski z połowy XVIII wieku - największego powierzchniowo kraju Europy (poza Imperium Ottomańskim), gęstość zaludnienia wynosiła trzykrotnie mniej niż w Anglii. Warszawa liczyła wtedy tylko 53 tysiące, podczas gdy sąsiednie stolice: Berlin 90, Petersburg 150, Praga 59, Wiedeń 175, a Londyn nawet 675 tysięcy mieszkańców.  

Na marginesie, wydaje się że oceniając miejsce Polski na arenie europejskiej w poszczególnych epokach nasi historycy zbyt rzadko opierają się na faktach z historii gospodarczej kraju, zbyt rzadko operują zobiektywizowanymi faktami, w tym zwłaszcza o charakterze makroekonomicznym, a skłonni są bardziej sięgać do pojedynczych, tyle spektakularnych co subiektywnie interpretowanych wydarzeń, przeceniając często ich wpływ na położenie strategiczne i losy kraju. Już pod koniec XIX wieku historyk Michał Dobrzyński ubolewał, że "tyle prac historycznych polskich minęło się z rzeczywistością i uniosło się na skrzydłach fantazji w dziedzinę historiozofii i marzycielstwa". Niestety, w dużej części polska historiografia nadal tkwi w marzycielskich teoriach, interpretujących historię Polski nie w oparciu fakty o ewoluującym systemie prawno-gospodarczym naszego państwa, ale odwołujących się do idei opartych na emocjach, na "aktach strzelistych" naszych władców i innych bohaterów historycznych oraz na pobożnych życzeniach.

Przedmiotem tego blogu nie tyle będą same fakty historyczne, ile sposób ich interpretacji w głównym nurcie naszej historiografii. Zechcemy tutaj wskazać na kwestionowany przez wielu historyków fakt, że zawarta w dotychczasowych znaleziskach archeologicznych wczesnośredniowieczna historia ziemi manowskiej, szerzej - ziemi pomorskiej i jeszcze szerzej - ziem dzisiejszej Polski, już w okresie słowiańskiej wspólnoty plemienno-terytorialnej potwierdza ich związek ze skandynawskim, a także w mniejszym stopniu - rusko-bizantyjskim kręgiem kulturowym.


Ale po kolei. Poniższa mapa przedstawia sytuację polityczną w Europie w VIII i IX wieku. Był to okres ekspansji państwa karolińskiego na wschód, kiedy to ani plemiona lechickie ani pomorskie nie posiadały własnej struktury państwowej, tkwiąc jeszcze głęboko w systemie rodowo-plemiennym. Jednakże już w X wieku "pochód" Cesarstwa na wschód został zatrzymany przez, jakby znienacka wynurzony z otchłani wieków, "kraj Mieszka", "państwo gnieźnieńskie". Panujący w nim Polanie musieli w kolejnych wiekach stoczyć wiele wojen ze wszystkimi swoimi słowiańskimi sąsiadami (zamieszkującymi dzisiejszą Małopolskę, Śląsk, Pomorze i Mazowsze), aby zbudować kraj, od XI wieku zwany Polską.
 
W pierwszym okresie organizacji państwa przez Piastów - elitę polityczną Polan, naszego kraju nie nazywano jeszcze Polską, a narodu Polakami, ale po prostu jako "poddanych Mieszka", "kraj Mieszka", "Sclavia", "Sclavinia", "Sclavania", "Sclavenia", "Sclavensis provincie" lub "civitas Schinesghe". Polska powstała więc jako ojcowizna Piastów (vide dokument "Dagome iudex"), a wszyscy inni, dążący do przejęcia władzy traktowani byli jako uzurpatorzy i zbrodniarze. Dynastia ta, mimo toczących się w obrębie jej klanu rodzinnego walk o władzę nad krajem, przez kolejne wieki była głównym elementem jednoczącym kraj politycznie, gospodarczo i militarnie. Dlaczego klan Piastów pojawił się na mapie politycznej Europy, znienacka i od razu o dużej sile militarnej, dopiero w połowie X wieku, kiedy inne klany dynastyczne wśród Słowian wschodnich i zachodnich i plemiona, z których się wywodzili, trwały na określonych ziemiach i powoli konsolidując władzę, organizowały zręby państwowości całe wieki przed Piastami?

Adwokaci tubylczego pochodzenia Piastów i Polan, na poparcie tej tezy przywołują Kronikę Galla Anonima, który przecież ani słowem nie wspomina o Normanach, ergo - potwierdza słuszność "teorii autochtonicznej". Otóż nie, w tym przypadku nie ma uzasadnienia przywołanie sentencji: "no news is good news", bowiem sam autor z góry zastrzega się, że (podkreślenia moje) „Jest zaś zamiarem naszym pisać o Polsce, a przede wszystkim o księciu Bolesławie i ze względu na niego opisać niektóre godne pamięci czyny jego przodków” (Est autem intencio nostra de Polonia et de duce principaliter Bolezlao describere, eiusque gratia quedam gesta predecessorum digna memoria recitare). Czyż "godną pamięci" byłaby informacja o obcym pochodzeniu Mieszka i jego rodu, gdy głównym celem Kroniki było utrwalenie pozycji politycznej dynastii piastowskiej w Polsce i uzasadnienie jej "odwiecznego prawa" do władania Polską? Kronikarz nawet  przyboczną "drużynę" u władców piastowskich nie identyfikuje z Normanami, chociaż źródła archeologicznie jednoznacznie na to wskazują. Mieszko I, jako zapewne potomek przybyłych znad Dniepru Polan, z pewnością pod ochroną dobrze uzbrojonych rycerzy, po podbiciu przez nich lokalnych plemion, musiał się liczyć z dalszym zagrożeniem nie tylko zewnętrznym, ale i wewnętrznym.

Zauważmy, że zmarły w AD 1034 francuski kronikarz Ademar z Chabannes, pisał o czterech prowincjach, którymi władał Bolesław Chrobry: Polliana, Cracovia, Sclavonia, Waredonia. Historycy odczytują dwie pierwsze, jako kolejno dzisiejsza Wielkopolska i Małopolska, podczas gdy problematyczne jest ustalenie, jakie ziemie kryły się pod nazwami "Sclavonia" i "Waredonia". Wydaje się, że pierwszy termin dotyczył Łużyc i Śląska, podczas gdy drugi - Pomorza. "Waredonia" odczytywana jest bowiem jako zniekształcenie od "Wenedonia", czyli kraj Wendów, którymi najczęściej określano Pomorzan i północnych Połabian. Inni badacze przypuszczają, że "Waredonia" to ziemie Waregów, osadzonych na wybrzeżach południowego Bałtyku, a więc na Pomorzu i Połabiu.

Trzeba pamiętać, że nazwa "Wielkopolska" pojawiła się po raz pierwszy jako łaciński termin Polonie Maioris w AD 1257, w tytulaturach dwóch książąt wielkopolskich - Przemysła I (Premisl Dei gracia dux Polonie Maioris) oraz jego brata, Bolesława Pobożnego (dux Polonie Maioris). Inny, łaciński termin tego pierwotnego regionu Polski - Magna Polonia, pojawił się w AD 1339. Region ten zwano wcześniej po prostu Polonia, a i później również, czasami w odróżnieniu od Kujaw, na przykład w dokumencie z AD 1349 - "terras Cuiavie videlicet et Polonie" („mianowicie ziemie Kujaw i Polski”).

Nazwa "Małopolska" pojawiła się po raz pierwszy jako łaciński termin Polonie Minoris dopiero w AD 1412, w dokumencie króla Niemiec, Zygmunta Luksemburczyka, zawierającym wyrok polubowny w sporze między Polską i Zakonem Krzyżackim: "Item effectus XLVIII articuli est, quod terra Pomeraniae, Dobrinensis Michaloviensis, Lothoriensis, Naklensis, Cuyavie, Syradie, Brestensis, Landciensis, Maioris et Minoris Polonie continue fuerunt dominorum regis et ducis Polonie et non Cruciferorum et quod hec sunt notoria et manifesta" ("Podobnie z artykułu 48 wynika, że ​​ziemia Pomorska, Dobrzyńska, Michałowska, Złotoryjska, Nakielska, Kujawska, Sieradzka, Brzeska, Łęczycka, Wielkopolska i Małopolska były nieprzerwanie pod panowaniem królów i książąt polskich, a nie Krzyżowców, co jest dobrze znane i jasne").

Polski termin "Wielka Polska" pojawił się w dokumentach źródłowych znacznie później, bo w połowie XV wieku. Użył jej po raz pierwszy Świętosław z Wojcieszyna około AD 1449 - "Polsczanom alybo w Wyelgey Polscze ...". Łacińska nazwa Małopolski - Polonia Minor, pojawiła się po raz pierwszy w polskim dokumencie źródłowym (dokument z Piotrkowa króla Jana Olbrachta) dopiero w AD 1493). Polska nazwa Małopolski (Małej Polski), jako określenia zbiorczego na ziemię krakowską, sandomierską i częściowo lubelską, utarła się dopiero w XVI wieku.

Oto fragment mapy Polski z AD 1548  (źródło: portal RareMaps.com), wykonanej przez Antonio Salamanca, ale na podstawie mapy z 1507 roku, zatytułowanej "TABVLA MODERNA POLONIE, VNGARIE, BOEMI, GERMANIE, RVSSIE, LITHVANIE", której współautorem był pierwszy polski kartograf, Bernard Wapowski. To na mapie Bernarda z Wapowa (koło Przemyśla) pojawiły się chyba najstarsze na mapach określenia Polonia Maior i Polonia Minor.

 
Najbliższym niesłowiańskim sąsiadem Pomorzan w IX wieku nie było Imperium Karolińskie, jak na to wskazuje poniższa mapa, ale ludy południowoskandynawskie. Skandynawowie, funkcjonujący w owym czasie, tak samo jak Słowianie, bez wyodrębnionych narodowości i odpowiadających im struktur państwowych, byli jednak w odróżnieniu od świeżo osadzonych w tej części Europy Słowian społecznościami kulturowo i organizacyjnie bardziej dojrzałymi, czerpiącymi z dorobku cywilizacyjnego, budowanego na swoich stabilnych etnicznie ziemiach, nieprzerwanie od epoki brązu po wczesne średniowiecze. Potwierdzeniem ich witalności, umiejętności wzajemnej komunikacji i współdziałania, ale też często wzajemnej rywalizacji, były plemiona wikińskie skupione wokół starych rodów arystokratycznych. Nie weszły one, ale wdarły się do historii, rezerwując dla siebie okres zwany epoką Wikingów, w którym to okresie cała Europa pozostawała w świetle wydarzeń inicjowanych ze Skandynawii.

Uznaje się sztampowo, że epoka ta trwała w Anglii w okresie 793-1066, a w Irlandii zakończyła się dopiero w 1169 roku (koniec władzy wikińskiej w Dublinie). W Polsce epoka ta oficjalnie nie istniała, ale moim zdaniem, jeżeli kiedyś ogół historyków zgodzi się ze skandynawsko-ruskim rodowodem Piastów, to okres ten można by zamknąć w historycznych datach między AD 963 - rokiem pierwszej konfrontacji militarnej Mieszka I z Pomorzanami, do AD 1047 - rokiem zwycięskiej bitwy Kazimierza Odnowiciela z Masławem, wspieranym przez księcia pomorskiego Siemomysła i - jak donosił Wincenty Kadłubek, pozyskał "wydatną pomoc Daków [Duńczyków]". Faktycznie trwał znacznie dłużej - pół wieku przed pierwszą datą i, jeżeli uwzględnić Pomorze - do AD 1121, to jest do przegranej przez księcia Warcisława I z Bolesławem Krzywoustym Bitwie pod Niekładzem.

Zasadniczy i niemal dziewiczy temat w mainstreamie polskiej historiografii, jakim jest pochodzenie Mieszka I i rola Wikingów w tworzeniu pierwszych struktur państwowych w Polsce jest już jednak tematem wykraczającym poza temat tego artykułu.

AD 1066 zamknął umownie okres wikiński w Anglii, ale rozpoczął głęboki w swych skutkach kulturowych i politycznych proces "normandyzacji" tego kraju przez normańskiego księcia Wilhelma Zdobywcę, po którym z prowincjonalnego kraju Anglia przekształcona została w silne gospodarczo i politycznie państwo europejskie. Tak silne, że Wilhelm Zdobywca odmówił w 1080 roku złożenia papieżowi Grzegorzowi VII żądanego przez tego ostatniego hołdu lennego i uzależnienia politycznego Normandii i Anglii od Stolicy Apostolskiej. Lanfranc, arcybiskup Canterbury, obsadził niemal wszystkie wysokie stanowiska w kościele angielskim normańskimi biskupami i opatami, reformując go administracyjnie i konsolidując moralnie (np. ukrócając anglo-saksoński zwyczaj wielokrotnego ożenku księży i odsyłania poprzedniej żony i dzieci). Kościół ten już nigdy później nie podporządkował się całkowicie Rzymowi, z którym politycznie rozstał się w dobie Reformacji w 1534 roku. 

Na ilustracji powyżej (Sophie Johnson - "The Romanesque Disgorging Green Man and His Companions", 2006) widzimy wyobrażenie gryfa, zabijającego gada, jakie widnieje na jednym z kapiteli w krypcie katedry w Canterbury, z czasów arcybiskupa Lanfranca (XI wiek). O gryfach - symbolu orientalnym, który we wczesnym średniowieczu przeniknął do kultury nordyckiej i dotarł na Pomorze, opowiem w tym cyklu artykułów później. 

Oto poniżej mapa karolińskiej Europy w IX wieku, z zaznaczonymi głównymi kierunkami penetracji militarnej i handlowej prowadzonej przez Wikingów. Biorąc pod uwagę wojenny pochód cesarza Karola Wielkiego (Charlemagne) w drugiej połowie VIII wieku na tereny Saksonii, będące historycznie pod wpływami Skandynawów, należy liczyć się że fakt ten mógł być głównym powodem który sprowokował, dał początek wikińskim atakom na karolińską Europę. Państwo karolińskie regularnie korzystało z napadów rabunkowych na swoich sąsiadów  już od końca VII wieku. Roczniki "Annales Metenses priores" wspominają o powrocie  księcia frankońskiego Pepina II (który zresztą rozpoczął ewangelizację Niemców) z napadu na Fryzję w AD 697, gdzie zdobył "niezliczone łupy" (innumerabilibus spoliis). Wikingowie rozpoczęli napady od Anglii być może dlatego, że stamtąd pochodził Willibrord, pierwszy misjonarz chrześcijański we Fryzji i dolnej Saksonii.


Charlemagne - lansowany dzisiaj w Unii Europejskiej jako "ojciec Europy", gdyby oceniać go w kategoriach historycznych a nie ideologicznych - zamiast roztaczanej nad nim propagandowej glorii, nie może być wzorem "wielkiego Europejczyka"; przynosi on temu tytułowi raczej dyshonor, niż zaszczyt. Jako małżonek kolejnych pięciu czy sześciu legalnych żon, nie licząc licznych konkubin, w ani jednym roku panowania nie obył się bez wojny i narzucania "demokracji" ogniem i mieczem innym narodom. Sławna jest w kronikach "masakra w Verden", zwana także "krwawym sądem", jakiej dopuścił się na Saksonach Karol Wielki w 782 roku. Do tej miejscowości (oryginalnie Ferdun), u zbiegu rzeki Aller do Wesery zwołał podległych mu saksońskich dowódców wojskowych wraz z ich oddziałami bez broni, aby dowiedzieć się od nich, kto przewodził ostatnim buntom w Saksonii przeciw temu królowi. Gdy wskazali mu na nieobecnego Widukinda, który schronił się w Danii, Karol Wielki kazał wszystkim przybyłym, ponad cztery i pół tysiąca osobom, ściąć głowy ("Karlus ... iussit eos decollare."). Wyrok wykonano w ciągu jednego dnia, po czym Karol Wielki powrócił do Diedenhofen (dziś Thionville).

Zasiane 1200 lat temu wśród narodów Europy krwawe ziarno przymusowej "unifikacji" rodziło krwawe plony w następnych stuleciach, aż po wiek XX. Zawsze w imię "wyższej idei", tak jak głosił Charlemagne - "w imię Boga" i tak, jak wzniecając pożogi wojenne w Europie, głosili kolejni "władcy świata" (Gott mit uns, In God We Trust). Dzisiaj tą "wyższą ideą", albo "wyższym dobrem" ma być Unia Europejska, aspirująca do zglajszachtowania narodów Europy w jednym bezkulturowym tyglu. Przyznawana corocznie tak zwana nagroda Karola Wielkiego za walkę o "jedność europejską" źle się kojarzy z krwawym i bezwzględnym władcą, który siłą podporządkował sobie narody od rzeki Ebro po rzekę Łabę. 

Na marginesie, mapa ta nieprawidłowo wykreśla zachodnią granicę państwa karolińskiego na Odrze, zamiast na Łabie. Niewłaściwie wymienia także "Lechów" - plemię które nie istniało, jako synonim Polaków - narodu, który w tym czasie jeszcze nie uformował się. Były na tych terenach inne plemiona słowiańskie, o losach których praktycznie nic nie wiemy.

W opisie Geografa Bawarskiego z 845 roku "nie słychać" jeszcze o ponadplemiennych związkach pod zbiorczą nazwą Polan czy Pomorzan. Dość dokładnie natomiast wymienione są pojedyńcze plemiona osiedlone wzdłuż biegu Odry, kolejno: Golęszyce, OpolanieŚlężanieDziadoszanie, Pyrzyczanie  i Wolinianie - co wskazywałoby, że rzeka ta była w IX wieku szlakiem handlowym, wiodącym znad Dunaju przez Morawy i Bałtyk do Skandynawii, wykorzystywanym przez kupców z Europy zachodniej (będącymi prawdopodobnym źródłem informacji dla autora tego dzieła). Szlak ten został przerwany wraz z najazdem Węgrów na Nizinę Panońską pod koniec IX wieku. Geograf Bawarski nazwał też plemiona położone wzdłuż drogi handlowej wiodącej z Moraw na Ruś Kijowską: Wiślanie, Lędzianie, Bużanie.

Historyk Jerzy Strzelczyk ("Mieszko Pierwszy. Chrzest i początki Polski", 2013) uważa za "zbyt ryzykowne" przypuszczać, że w połowie IX wieku Polan w Wielkopolsce w ogóle nie było. W czym ma tkwić ryzyko - nie wyjaśnia. Czyż nie większym "ryzykiem" dla naukowca jest przyjmowanie, na wątłych lub wręcz żadnych podstawach źródłowych, istnienie w ciągu IX wieku w Wielkopolsce Polan, których ani jedno źródło pisane nie wymienia, a którzy w kolejnym wieku mieliby unicestwić, w sposób gwałtowny i raptowny, jedno z najsilniejszych na terenach Polski plemię Goplan i utworzyć zręby państwa polskiego?

Zauważmy, że obdarzenie u zarania narodzin określonego narodu obcą, zewnętrzną dynastią, nie było wydarzeniem wyjątkowym w historii wielu państw. Wywodzący się z korzeni gallo-romańskich Francuzi, ze swoją, należącą do rodziny języków łacińskich mową, otrzymali swojego pierwszego władcę Chlodwiga z zewnątrz, od germańskich Franków. Jego imię składało się z dwóch słów: "hlūd" - głośny, sławny oraz "wīg" - walka, a więc znaczyło "sławny bojownik". Nawet nazwa Francji i ich języka jest pochodzenia germańskiego. Do dzisiaj Francuzi nie rozstrzygnęli, kiedy władca ten ochrzcił się, od którego to faktu przyjmuje się powstanie pierwszych zrębów narodu francuskiego, czy miało to miejsce w AD 496, 505 czy 507. Jak wynika z głównego źródła o życiu Chlodwiga I, jakim jest "Historia Franków" (oryg. Decem libri historiarum), którego autorem był Grzegorz z Tours (538-594), władca ten ochrzcił się w rycie prawosławnym, za namową swojej żony Klotyldy, która sama była wyznania prawosławnego.


Chlodwig I i jego burgundzka, o normańskich korzeniach żona Klotylda, byli założycielami dynastii Merowingów. I tak, jak później w przypadku Mieszka I, poganin Chlodwig I (i już ojciec) poślubił chrześcijankę, zanim kilka lat później przyjął chrzest. Oto powyżej wyobrażenie sceny chrztu Chlodwiga na plakietce z kości słoniowej z około AD 870 (z oprawy manuskryptu o życiu św. Remigiusza). Z lewej strony stoi małżonka władcy, królowa Klotylda, przyszła święta. Nad głową Chlodwiga unosi się gołębica - symbol Ducha Świętego, trzymająca w dziobie tak zwaną Świętą Ampułę.

Geneza państwowości wielu krajów europejskich ma w sobie "obcy element". Nie tylko Francuzi zawdzięczają nazwę swojego narodu i pasńtwa germańskim Frankom, ale i średniowieczna Anglia i Anglicy noszą nazwę po skandynawskich Anglach z południowej Jutlandii. Tak, jak Rosjanie i Rosja po wschodnioskandynawskich Rusach oraz Polacy i Polska po naddnieprzańskich Polanach. W tym ostatnim przypadku, emigrujące na zachód, nad Wartę elity polańskie, zawierały już w sobie etniczno-kulturowy element wareski, czyli słowiańsko-skandynawski. W każdym z przypadków tych państw obcy element stanowił warstwę kierowniczą, zatem polityczną, która kreując zręby państwowowści zasymilowała się z ludnością autochtoniczną i lokalnymi tradycjami kulturowymi.

Zastanówmy się nad "polańską luką" w liście plemion z terenów Polski IX-wiecznego Geografa Bawarskiego. Nawet gdyby Polanie mieliby już od wieków zasiedlać Wielkopolskę - to byłby to szczep nieliczny i słaby, nie zasługujący na wzmiankę kronikarzy bardziej, niż 58 innych plemion, położonych w Europie Środkowej na północ od Dunaju - to jak wielkimi siłami wojska, jak wielkimi środkami militarnymi miałby on pokonać okoliczne, silniejsze plemiona? Tego problemu nie próbował wiarygodnie wyjaśnić żaden zwolennik autochtonicznego rodowodu Piastów. Jakże trudno jest naszym historykom "odwiązać się" od dawnych klechd o miejscowych, miłujących pokój, chłopskich "z dziada pradziada" Piastach, którzy przy boskiej pomocy nagle, czyli cudem, obalili kujawskich Popielidów/Goplan, aby wkrótce stać się najsilniejszym plemieniem od Bałtyku po Karpaty, prowadzącym handel od Bizancjum, po Skandynawię i Cesarstwo Niemieckie, wchodzącym w związki małżeńskie z rodami królewskimi okolicznych państw i zasłużyć na nazwanie Mieszka I - pierwszego historycznego przywódcy plemienia, "przyjacielem cesarza" (amicus imperatoris - Widukind z Korbei, AD 967).

Polscy badacze są zgodni tylko co do jednego plemienia wielkopolskiego, wymienionego przez Geografa Bawarskiego w połowie IX wieku - plemienia Goplan (Glopeani), ale zaraz śpieszą zakwestionować, chyba niesłusznie (przecież nie wiemy, jak duży obszar zajmowało to plemię, będące być może na wyższym, międzyplemiennym poziomie organizacji, niż inne), wiarygodność tego źródła - co do liczby 400 grodów i osad na ich ziemi. Drugi obszar konfliktu badaczy - zwolenników teorii dwóch, niezależnych plemion pod nazwą Polanie nad Dnieprem i Wartą, z danymi Geografa Bawarskiego, to fakt, że to źródło historyczne nie wymienia nazwy Polan ani w Wielkopolsce, ani na Rusi, mimo że wymienia  plemiona nawet na wschód od Rusi Kijowskiej, na przykład Chazarów (Caziri), do których tutaj powrócimy. 

Dlaczego brak jest Polan w Geografie Bawarskim? Być może dlatego, że w połowie IX wieku istotne elity Polan naddnieprzańskich już wyemigrowały na zachód, a pozostała na miejscu część plemienia nie odgrywała już większej roli politycznej. Z kolei emigrujące elity polańskie nie dotarły jeszcze, albo nie utrwalili swojego władztwa i imienia nad Wartą. Jeszcze u progu XII Nestor pisał o Polanach kijowskich z połowy X wieku: "Byli to mężowie mądrzy i roztropni,nazywali się Polanie, od nich są to Polanie w Kijowie po dziś dzień". W świetle informacji zawartych w "Powieści minionych lat" należy uznać, że Polanie kijowscy byli na Rusi wyodrębnionym podmiotem politycznym do pierwszych dekad X wieku, natomiast ich nazwa nad Dnieprem przetrwała do XII wieku już jako geograficzne raczej określenie części ludności ruskiej.

Pozwolę sobie zaproponować tutaj teorię, identyfikującą trzy kolejne plemiona z listy Geografa Bawarskiego, które moim zdaniem mogły zajmować tereny pomiędzy Goplanami (Kujawami), a środkową Odrą (vide poniższa mapa, opracowana na bazie mapy z portalu: tablica szkolna pl). Pomiędzy dolnym odcinkiem Warty, a środkową Odrą, powyżej ujścia doń Noteci położone było plemię o nazwie Miloxi (Miłochi, Miłosze?) z 67 osadami. Ich centralnym ośrodkiem mogło być obecne Ośno Lubuskie. Na wschód od tego plemienia, na terenach od dzisiejszych miast Skwierzyny do Pniew, rozlokowane było plemię o nazwie Phesnuzi (Pieszczowie?) z 70 osadami (duże, największe w Wielkopolsce, obszary piasków sandrowych na tym obszarze). Pomiędzy tym plemieniem, a Goplanami, wokół dzisiejszego Poznania, położone było plemię o nazwie Thadesi/Thafnesi (Dziadosze?), o ponad dwustu osadach (do 257). Występujące w Geografie Bawarskim etnonimy o podobnym brzmieniu, jak się ocenia, mogą dotyczyć tych samych plemion, o których informacje zebrano z różnych źródeł. 

Przyjęty przez polską naukę powszechnie i mało krytycznie etnonim "Goplanie" został ostatnio podważony, moim zdaniem skutecznie, przez lingwistę Michała Łuczyńskiego, młodego pracownika naukowego Uniwersytetu Jagiellońskiego ("Prapolski etnonim Glopeani", w Slavia Occidentalis, 2015). Wykazał on, że przyjmowany dotychczas w tym etnonimie, nota bene, pod silnym wpływem hydronimu "Gopło", rdzeń Gopl- nie ma uzasadnienia w słowiańskich zasobach onomastycznych, w przeciwieństwie do podstawy znaczeniowej *Głob-, która została ubezdźwięczeniona w zlatynizowanej formie Glopeani. Pierwiastek Głob- występuje w wielu słowiańskich toponimach i ojkonimach (w Słowiańszczyźnie wschodniej, zachodniej i południowej), na przykład: Głobica, Głobice, Głobicy, Głoba, Agłobliszki, Ogłoblino, Ogłoblina, Ogłoblewszczina, Zagłoba, Zagłoby, Zagłobie, Zagłobin. 

Oto fragment mapy "Polonia et Hungaria Nuova Tavola" (wydanie Girolamo Ruscelli z AD 1574), z częścią Kujaw i Mazowsza, na której jezioro Gopło nazwane zostało Globo lago.


Etymologia pierwiastka głob może wywodzić się od zrekonstruowanego, prasłowiańskiego słowa *glebti, oznaczającego ‘kopać, dłubać’, ‘żłobić’, podobnie jak w języku starogreckim γλάφυ - gláfy, znaczące 'ryć, drążyć, kopać, dziura, jaskinia', ale w starej łacinie glaebula to 'grudka ziemi'. Autor przywołanego wyżej artykułu wywodzi stąd, że łaciński etnonim Glopeani należy odczytywać jako Głobjanie. Należy zgodzić się z logicznym i metodologicznie poprawnym wywodem M. Łuczyńskiego, tym bardziej, że taki etnonim znajduje uzasadnienie w historycznej geomorfologii Kujaw i charakterystycznych dla niej, żyznych, ale leżących na podłożu marglisto-gliniastym i ilastym, czarnych ziem (toponim Kujawy Czarne), których uprawa wymagała szczególnie wytrwałych zabiegów rycia, żłobienia radłem. 

Wszystkie cztery lokalne plemiona wielkopolskie (jeżeli przyjmiemy powyższą hipotezę i wyniki delatynizacji ich form łacińskich) - Miłosze, Pieszczowie, Dziadosze i Goplanie/Głobianie,  zostały pozbawione swoich elit władczych w pierwszej połowie X wieku przez allochtonicznych Polan, a tym samym utraciły swój polityczny byt i nazwę. Jeżeli dalej będziemy posługiwać się na tym blogu utrwalonym, chociaż chyba błędnym określeniem Goplanie, to tylko dla jasności przekazu.


Główną podstawą powyższej hipotezy jest przyjęcie założenia, że rolnicze plemiona słowiańskie koncentrowały swoje osadnictwo wokół ziem najlepiej sprzyjających uprawie ziemi, hodowli i rybołóstwu. Wszystkie powyższe lokalizacje, w układzie wyspowym, przedzielonym gorszymi glebami bielicowymi i płowymi, dysponują najlepszymi w na całym obszarze Wielkopolski glebami brunatnymi właściwymi, powstałymi w strefie holoceńskich osadów lessowych. Podana dla każdego plemienia, w tym dla Goplan, ilość osad, jest w proporcji do powierzchni najlepszych gleb (w tym czarnoziemy u Goplan), jakimi dysponowało każde plemię. Drugim, ważnym założeniem było przyjęcie, że przez ułożone równoleżnikowo tereny tych plemion, mógł przebiegać jeden ze szlaków handlowych pomiędzy Europą karolińską, a Rusią i dalej Orientem. Łączył on, w pasie równin europejskich, Saksonię, przez Wielkopolskę, Mazowsze, południowe Polesie z Kijowem i dalej na wschód - z Kaganatem Chazarskim. Trzecią podstawą są dotychczasowy dorobek badań historycznych, który wskazuje na taką, a nie inną identyfikację plemion. 

W przypadku wymienionych tutaj, położonych między pradolinami Warszawsko-Berlińską i Toruńsko-Eberswaldzką, czterech plemion wielkopolskich, hipoteza o szlaku handlowym prowadzącym dalej na Wschód, budzi pewne wątpliwości z uwagi na fakt, że nieznane są plemiona, zajmujące znaczną przestrzeń pomiędzy Goplanami, a dużo dalej na wschodzie położonymi Bużanami. Takie plemię lub plemiona, leżące na hipotetycznym szlaku, winne były być wymienione przez Geografa Bawarskiego. I być może zostały nazwane, ale które badacze mylnie dzisiaj umiejscawiają, albo nie umieją umiejscowić, albo nawet uznają te trudne do umiejscowienia nazwy plemion jako "wymyślone" przez autora dzieła "Descriptio civitatum et regionum ad septentrionalem plagam Danubii". To nierzadka postawa historyków wobec swojej bezradności badawczej.

Być może tym ludem, tak prawie dużym, jak Goplanie, położonym pomiędzy Goplanami i Bużanami, gdzieś w dolnym biegu Bugu i Narwii, byli Zuireani, bo aż z 325 osadami. Nazwę tego plemienia można odczytać jako Zwierzanie. Podobną etymologię, od prasłowiańskiego *zvěrь - zwierzę, ma meklemburskie miasto Szwerin (Schwerin), dawniej Zwierzyn. Można również rozważyć, czy pod nazwą Zuireani nie kryje się nazwa plemienia Siewierzan.

Jednakże Geograf Bawarski wymienił jeszcze jedno plemię, o zbliżonej nazwie Zeriuani, przy którym nie podał ilości osad, natomiast stwierdził, że „Zeriuani jest tak wielką krainą, że z niej, jak głosi ich tradycja, wywodzą się wszystkie plemiona Słowian i od nich wywodzą swoje pochodzenie” (Zeriuani tantum est reguum, ut ex eo cunctae gentes Sclavorum exortae sint, et originem, sicut affirmant, ducant). Być może, co jest prawdopodobne, Zuireani i Zeriuani było jednym ludem, jeżeli zważymy, że niektóre teorie o "kolebce" Słowian wskazują na dorzecze rzeki Prypeć, położone bezpośrednio na wschód od dorzecza Bugu. Niektórzy badacze widzą w etnonimie Zeriuani zniekształconą nazwę plemienia Siewierzan, położonego jeszcze bardziej na wschód, w dorzeczach Desny, Sejmu i Suły.

To od plemienia Lędzian, utożsamianych później z Lachami, niektóre narody wschodnie, mające pierwszy i najbliższy kontakt ze Słowianami migrującymi w kierunku zachodnim, jak Rusini, Węgrzy, Litwini, Turcy i Persowie, wywodzą nazwę Polska. Nazwę, już nie historycznych Lachów, ale Lechitów jako synonim Polaków wymyślił pod koniec XII wieku, jeżeli nie wspomniany wyżej Wincenty Kadłubek, to w XIII wieku nieznany autor Kroniki Wielkopolskiej (znanej także pod nazwą Chronicon Boguphali Episcopi). 

Przyjęta później w polskiej historiografii nazwa Lechici, nie reprezentuje jednak - w odróżnieniu np. od Lachów (jeżeli uznamy ich jako synonim Lędzian), realnego, potwierdzonego w dokumentach źródłowych etnonimu, lecz jest tylko terminem teoretycznym, służącym do budowania interesujących teorii o strukturze etnicznej Słowian Zachodnich.

Jeżeli jednak Lechitów - przez naszych badaczy zaklasyfikowanych jako jedna z trzech grup Słowian Zachodnich (obok czeskiej i łużyckiej), uznamy za spolszczoną nazwę historycznych Lachów to - w świetle informacji kronikarza Nestora z lat 1110-1117, który odróżniał Lachów od Słowian, wynikałoby że Lechici-Lachy jako północno-zachodni odłam Słowian nie byli "czystymi" Słowianami. W Latopisie Hustyńskim kronikarz mówił bowiem: "Cyryl zaś i Metody z wielką gorliwością uczyli Słowian i Lachów". W "Morkinskinna" (nieznana w polskiej Wikipedii) - najstarszej islandzkiej kronice królów norweskich, jest wzmianka o udziale "Laesir", tłumaczonych przez historyków jako Lachów, w bitwie pod Stiklestad (Norwegia) w AD 1030.

Czyż Lachy z Latopisu Hustyńskiego to nie były te plemiona, które przybywając w VI wieku do Polski i dalej na północny zachód ku Bałtykowi, nie wymieszali się etnicznie z zastanymi tutaj resztkami plemion germańskich? A czy "buszujący" już w VIII-IX wieku wśród wschodnich Słowian Waregowie-Wikingowie, prawdopodobnie przewodzący Lędzianom-Lachom, nie sprowokowali ich pochodu na zachód w kierunku Małopolski, dla lepszej kontroli szlaku handlowego wiodącego na Morawy? 

To na dawnym terytorium Lędzian później, bo w XIII wieku, ukształtował się organizm państwowy Księstwa Halicko-Wołyńskiego. Na tym terytorium zachował się do dziś toponim pod nazwą rzeki Gniezna w dorzeczu Dniestru, który dotarł z Polanami do Wielkopolski, jako ich "gniazdo" i stolica - Gniezno. Pod Gnieznem była też wieś o historycznej nazwie Waręgowice ("in villa nostra Warangowicz", w dokumencie wydanym w Kaliszu 5 stycznia 1291). Czy to przypadek?
 
 
Zanim Waregowie zdecydowali się stworzyć nowe państwo między Odrą i Wisłą na początku X wieku, już od co najmniej połowy VIII wieku byli obecni w dorzeczach wielkich rzek przyszłej Rusi, a w IX-X wieku zbudowali zręby państwowości wśród Słowian wschodnich, z pierwszymi centrami handlowymi w Kijowie, Starej Ładodze, Pskovie i w Połocku, vide powyższa mapa (źródło: D. Carlsson, A. Selin - "In The Footsteps of Rurik A guide to the Viking History of Northwest Russia", 2012). Było wówczas tylko kwestią czasu, aby zechcieli opanować politycznie ziemie na południe od Bałtyku, którymi, od Truso, poprzez Wisłę i Dniestr,  wiódł najkrótszy szlak (pogrubiona linia na mapie), pomiędzy starożytną szwedzką Uplandią i Gotlandią a Bizancjum. Korzystali oni już z tego szlaku przed powstaniem Polski, ale - mimo, że to najkrótszy szlak do Bizancjum, nie był wówczas jeszcze gospodarczo i handlowo na tyle atrakcyjny, co odleglejsze szlaki na Rusi, wiodące głównie dorzeczami rzek Wołchow, Dniepr i Wołgi. 
 
Droga od Zatoki Gdańskiej nad Morze Czarne była Normanom znana od czasów antycznych, aż po wczesne średniowiecze, a ten szeroki pas międzymorza Michał Parczewski słusznie wyodrębnił jako "archeologiczną prowincję czarnomorsko-bałtycką". Trwała ona od I wieku n.e., kiedy osadzając się na Pomorzu i Prusach zachodnich Goci i Gepidzi  stworzyli kulturę wielbarską, a następnie podjęli się wędrówki  w kierunku Morza Czarnego. Tam, na stepach czarnomorskich, z udziałem wieloetnicznych plemion powstała antyczna kultura czerniachowska
 
Trwające w tej prowincji kultury i związane z nimi grupy etniczne, w okresie wielkich migracji zaczęły się zwijać i wycofywać w kierunku Bałtyku, pod napierającymi ze Wschodu plemionami koczowniczymi, a ich istnienie u wybrzeży Bałtyku dobiegło końca w IX wieku, wraz z zaniknięciem gocko-słowiańskich kultur archeologicznych Sukow - Dziedzice i Feldberg - Kędrzyno. Nowa epoka zaczęła się pod koniec IX wieku, wraz z drugą falą migracji znad  Dniepru, śladami wcześniej migrujących kultur, w kierunku Bałtyku. Było to - tym razem znane z imienia plemię Polan, stanowiące mieszankę etniczno-kulturową słowiańsko-normańską. Ich migrację na zachód wywołała kolejna fala najazdów plemion koczowniczych na ich naddnieprzańskie ziemie, tym razem były to plemiona węgierskie.

Nie tylko na Morawy, ale i bardziej na południe - do dzisiejszej Chorwacji. XIII-wieczny Tomasz Archidiakon, zarządca chorwackiej diecezji w Splicie, w swojej "Historia Salonitana" pisał: "Goci, którzy są Słowianami ... Z ziem polskich przybyło pod Totilą [legendarny gocki przywódca, wspomniany przez Popa Duklanina - mój przypis] siedem lub osiem klanów plemiennych, których zwano Lingonami ... Wielu nazywa ich Gotami, a także Słowianami, według przypisanych imion tych, którzy przybyli z Polski i Czech" (Gothi qui et Sclavi ... Venerant de partibus Polonie, qui Lingones appellatur, cum Totila septem vel octo tribus nobilium ...Gothi a pluribus dicebantur, et nichilominus Sclavi, secundum proprietatem nominis eorum, qui de Polonia seu Boemia venerant). Także w Kronikach Islandzkich ("Scriptores rerum danicarum medii aevi", 1773) pojawiała się nazwa Rusi jako Reitgotia, w zdaniu: "Na wschód od Polski jest Ruś" (Enn austr fra Polena er Reidgotaland, a po łacinie: Sed in oriente a Polonia est Reidgotia).

Najstarsza, znana nazwa "Lingones" pojawiła się u XI-wiecznego kronikarza niemieckiego Adama z Bremy, który tak nazywał jedno z połabskich plemion z okolic dzisiejszego Lenzen (słow. Łączyn). Większość naszych historyków uważa, że kronikarz chorwacki musiał pomylić "Lingones" z "Lengyel" (pierwotnie Lengyen) - węgierską nazwą Polaków, pochodzącą od etnonimu "Lędzianie". Może jednak rację ma historyk Lesław Spychała, który po wnikliwszej, niż u innych badaczy analizie (2013) przypuszcza, że zarówno użyta przez Tomasza Archidiakona nazwa "Lingones", jak i węgierski "Lengyel" mogą pochodzić od jeszcze starszego, używanego wśród Serbów i Chorwatów, określenia Polaków jako "Lenđel" lub "Lenđen". To w południowej Polsce pozostały stare toponimy, ślady po Lendzianach, jak podopolskie Lędziny, czy Lędziny pod Tychami. W tych ostatnich są jeszcze inne ślady - po cyrylo-metodiańskiej misji ewangelizacyjnej z IX wieku - wzgórze zwane Klimont, na którym stoi kościół pod wezwaniem św. Klemensa (gr. Κλήμης Ῥώμης - Klímis Rómis). Święty ten był szczególnie czczony przez tych słowiańskich misjonarzy. działających na Morawach i w Małopolsce.

Wracając do nazwy Saksonii, moim zdaniem niektórzy historycy błędnie używają określenie "Sasi" na wczesnośredniowiecznych Saksonów - mieszkańców z grubsza dzisiejszej Dolnej Saksonii, zwanej dawniej Starą Saksonią, a później także mieszkańców południowej Anglii. Mniej poprawne wydaje się również stosowanie dla ówczesnego okresu słowa "anglosaski", zamiast anglo-saksoński, na przykład jest "Kronika anglosaksońska", a nie "anglosaska"; jest w gramatyce dopełniacz saksoński (Saxon Genitive), a nie saski. Saksoni nie są w żadnym wypadku synonimem późniejszych Sasów - konglomeratem etnicznym Saksonów i innych germańskich plemion, głównie Franków, Turyngów i Bawarów oraz słowiańskich Połabian i Łużyczan.

Niemiecka pieśń z końca XI wieku "Annolied", będąca pochwałą czynów przyszłego świętego Anno II z Kolonii, zawiera m.in. taki opis Saksonów: "Inni podróżowali po świecie, aż część z nich przypłynęła statkami rzeką Elbą do domu Turyngów, którzy dumnie wyszli im naprzeciw. W Turyngii wielkie noże nazywano "sahs". Wojownicy nosili wiele takich i nimi zdradziecko wymordowali Turyngów, którzy chcieli dyskutować o pokoju. Z powodu tych niezwykle ostrych noży byli nazywani jako Saksoni (Sahsin)" (Dandere vürin irre, vuzir ein deil mit scifmenigin, quamin nidir cir Eilbin, da die Düringe dü sazin, die sich wider un vermazin. Cin Düringin dü dir siddi was daz si mihhili mezzir hiezin sahs, der di rekkin manigis drügin, damidi si die Düringe slugin, mit untruwin ceiner sprachin die ci vridin si gelobit havitin: von den mezzerin also wahsin wurdin si geheizzin Sahsin...)


Powyższa mapa ziem Słowian Wschodnich (opracowana na podstawie Wikipedii) przedstawia kierunki penetracji w VIII-IX wieku plemion słowiańskich, z udziałem Wikingów, a jeszcze wcześniej, z udziałem Gotów. Najbardziej nas interesujący, jeden z trzech idących w kierunku zachodnim, to szlak prowadzący z Kijowa przez tereny Lędzian (Lachów) do Krakowa i dalej, w kierunku Moraw i Europy zachodniej, od którego prwadziła odnoga w kierunku Pomorza, Bałtyku i Skandynawii.

Koresponduje z nakreślonymi wyżej kierunkami penetracji handlowej, militarnej i politycznej ruskich Waregów znad Dniepru na ziemie Czech, Polski środkowej i dalej Pomorza, opracowana na podstawie badań archeogenetycznych, poniższa mapa obrazująca wysoki stopień podobieństwa genetycznego pomiędzy historyczną wychodnią kijowskich Polan, a współczesnym rozmieszczeniem haplogrupy R1a-M458 (źródło: Eupedia.com). Istnieją różne opracowania na temat intensywności i dystrybucji geograficznej tej haplogrupy w Europie, ale wszystkie zasadniczo potwierdzają wskazane niżej miejsca jej koncentracji. Uznawana ona jest czasami za "słowiańską", co jest uproszczeniem, tworzeniem schematu, chociaż słowiański komponent jest w niej dominujący.


Badanie występowania haplogrup pozwala na śledzenie migracji populacji w przeszłości. Nieco mniejsze zagęszczenie tej haplogrupy w rejonie środkowego Naddnieprza, w stosunku do jej koncentracji w środkowych  Czechach, Polsce środkowo-wschodniej i na Pomorzu zachodnim, wynika z faktu, że zasadnicza fala migracyjna Polan w te rejony miała miejsce w tej kolejności przed 12-11 wiekami, kiedy to tylko pewna część Polan nie wyemigrowała i pozostała w ich plemiennej kolebce nad Dnieprem. Ta grupa autochtoniczna poddana była w kolejnych kilku wiekach pogromom ze strony plemion koczowniczych ze Wschodu.

Na szlaku między Kijowem i Krakowem, na obecnej Ukrainie, znajduje się prawdopodobny średniowieczny gród Krakowiec. Czerwonymi punktami zaznaczyłem trzy skupiska "kopców książęcych" w Małopolsce: Przemyśl (Kopiec Tatarski, Kopiec Jadwigi, Sólca, Komarowice na Ukrainie), Sandomierz (Leszczków, Salve Regina (foto poniżej: Wzgórze Salve Regina, 2021, ujęcie od strony zachodniej), Święcica I i II, Złota) oraz Kraków (KrakusaWandyEsterkiKrakuszowice), a także nadbużański kopiec Husynne (pow. Hrubieszów), razem 14 obiektów. Są one moim zdaniem lub były, bo niektóre z nich już dziś nieistniejące, pomijając zapewne wcześniejszą genezę niektórych z nich i wykorzystanie w czasach przedśredniowiecznych, prawdopodobnie śladami przybyłego z Rusi osadnictwa nordyckiego. Krakowiec, obok pobliskich Żmijowisk, mógł przez pewien okres stanowić najdalszą na wschód położoną granicę księstwa małopolskiego w obrębie państwa Wielkich Moraw.


Wielu historyków wyraża zastrzeżenia do hipotezy o skandynawskim rodowodzie lub wtórnym wykorzystaniu przez Normanów tych kurhanów (i naturalnych wzniesień modelowanych przez człowieka) argumentując, że w innych rejonach Polski, gdzie osadnictwo Wikingów zostało archeologicznie poświadczone, nie powstały tej wielkości kurhany. Nie są to jednak opinie dostatecznie naukowo uzasadnione, należy bowiem uwzględnić, że tradycja budowy wielkich kurhanów przeżyła się u Wikingów w okresie VIII-IX wieku i została zastąpiona mniej monumentalnymi formami pochówków, znanymi w Polsce i w Europie w X-XI wieku. Większość z wymienionych wyżej kopców nie została przebadana archeologicznie w stopniu pozwalającym na konkluzywne stwierdzenia co do ich pochodzenia i wieku, a dotychczasowe badania były często powierzchowne i nie zawsze zakończone publikacją wyników badań (np. wykopaliska prowadzone przez kilka sezonów w latach 1970-tych na stanowisku Święcica II). Czy nie z powodu wyłaniania się w trakcie badań innych wyników niż były oczekiwane?

Na powyższej mapie zaznaczyłem również domniemaną, przewodzoną przez Wikingów migrację części ruskich Polan znad Dniepru do Wielkopolski oraz najprawdopodobniej pierwsze ośrodki militarne Wikingów, a zatem najstarsze piastowskie stolice: Tum i Gdecz - obecnie Giecz, oraz ich najstarsze na ziemiach polskich nadmorskie emporia: Truso i Wołyń, obecnie Wolin. Ruski Wołyń to ziemia rodzinna wareskiego księcia Włodzimierza I Wielkiego (960-1015), świętego kościoła prawosławnego, jak i katolickiego.  Jan Długosz podał nazwę Giecza jako "Gethcza", niedaleką fonetycznie od Getów i od Gothi - łacińskiej nazwy Gotów. Nazwy Getów i Gotów jako plemion skandynawskich używał Jordanes w swoim dziele "Getica". Przetrwały do dziś toponim Tum nie jest odległy fonetycznie od toponimu Haethum (wymawiany hetum), jak został zapisany pod koniec IX wieku w raporcie Wulfstana, na określenie wikińskiego emporium w Hedeby.

Nazwa Gdecz wywodzić się może ze starosłowiańskiego *Gъdъcь, a jego rdzeń *gъd nadano później m.in. Gdańskowi. Jest jeszcze jedna, średniowieczna i  wschodniosłowiańska nazwa Giecza - Grodziszczko, oznaczająca wieś w pobliżu reliktów grodu, będącą spolszczeniem i zdrobnieniem słowa "Gorodiszcze", do dzisiaj popularnej w Rosji (102 toponimy) nazwy wielu miejsc z reliktami starych grodów, w tym założone w VIII wieku Rurikowo - Gorodiszcze, pierwsza stolica Waregów na ziemi nowogrodzkiej, zanim w połowie X wieku Wikingowie nie założyli w pobliżu tego grodu emporium rzemieślniczo-handlowe w Nowogrodzie. W Polsce Gorodna - Gorodiszcze (ukr. Horodna - Horodyszcze) to zespół wczesnośredniowiecznych grodzisk koło Sanoka, a także trzy miejscowości o nazwie Horodyszcze, położone na terenach historycznych Grodów Czerwieńskich

Zauważmy, że nazwa plemienia Dziadoszanie ma swoje starosłowiańskie, czyli wschodniosłowiańskie korzenie - od słowa дед (czytaj died), oznaczającego człowieka starszego, doświadczonego, czyli dziada, ale nie w dzisiejszym, pejoratywnym znaczeniu. Nazwa plemienia może mieć związek etymologiczny z imieniem osobowym Dedosz (Diedosz), być może przywódcą tego plemienia. W dziele Geografa Bawarskiego z IX wieku plemię to nazwane zostało "Dadosesani" i "Diadesi", gdzie rdzeń died jest widoczny. Thietmar z Merserburga na początku XI wieku nazywał to plemię "Diadesisi". U Kosmasa z Pragi, pod koniec XI wieku, występuje nazwa "Dedosese". Ród arystokratyczny Dzieduszyckich ma tą samą etymologię - od dieda (u Mikołaja Reja w dziele z 1562 roku "Zwierzyniec" - Diedoszycki).

Wskazany na powyższej mapie hipotetyczny szlak migracji grup Polan naddnieprzańskich w kierunku ich ostatecznego miejsca osiedlenia nad Wartą i później, w konsekwencji powstałego kulturowego sprzężenia zwrotnego między ośrodkami nad Wartą i nadgraniczną Rusią, przebiega m.in. przez tereny Grodów Czerwieńskich.  

Pochodzące z X wieku skarby, odkryte w Perespie, położonej niedaleko Czermna - przypuszczalnego głównego ośrodka politycznego i handlowego tego regionu, wskazują iż w tym okresie silne były kontakty tych ziem zarówno z Rusią, jak i Wielkopolską. W najstarszej ceramice z czermneńskiego zespołu osadniczego widoczne są analogie do ceramiki wielkopolskiej. 


Datowane na II połowę X wieku, srebrne wisiorki (lunule) z Perespy należą do typu Gniezdowo, podobnie jak odkryte w Sejkowicach i Ciechanowie na Mazowszu. Oto powyżej jedna z lunul z Perespy (źródło: Marcin Wołoszyn et al., 2016 - "Cherven before Cherven Towns. Some Remarks on the History of the Cherven Towns Area (Eastern Poland) until the End of 10th Century"). Dla porównania, poniżej ilustracja pochodzącej z tego samego okresu lunuli z Gniezdowa (źródło: Artefact Project, The Ministry of Culture of the Russian Federation).


Podobny źródłosłów (od grodziska) mają dwie miejscowości o nazwie Grodziczno na Mazowszu północnym, Grodziszczany kolo Dąbrowy Białostockiej, czy bardzo wiele w Polsce toponimów Grodzisk i Grodzisko. Historyk poznański, wydawca "Kodeksu dyplomatycznego Wielkopolski" (1877), Ignacy Zakrzewski, pisał: "Wcześniej jeszcze, bo już za Bolesława Chrobrego wspominany gród Giecki, dzisiejsze Grodziszczko, również uległ przemianie ...". Historyk ten posługuje się w swoich pracach słowem "grodziszcze" jako synonimem "grodziska".

Są jednak badacze, którzy przestrzegają przed "niebezpieczeństwami" (?) używania nazwy "grodzisko" na określenie ruin starego grodu, a nawet wiązania nazw "Gorodiszcze" i "Grodziszcze" z grodem, uznając że skoro nie zawsze w pobliżu miejsca z toponimem "Grodzisko" lub podobnym "widać" grodzisko, a tylko "wzgórze, łąkę, las, pole, wyspę ...", to nazwa ta, według takiego błędnego rozumowania, miała oznaczać pozostałości zaledwie przestrzeni ogrodzonej lub ogrodu. Prowadzenie analizy językowej w oparciu o fakt, że kołki w ogrodowym płocie  nie są w stanie przetrwać w krajobrazie tak długo, jak ruiny grodów, prowadzi na manowce (Marek Florek, 2014 - "Czy 'grodzisko' to dawny, zniszczony gród? O niebezpieczeństwach korzystania ze źródeł topomastycznych"). Jako archeolog powinien wiedzieć, że na powierzchni ziemi mogą nie zachować się żadne widoczne relikty prastarych budowli ziemnych, zwłaszcza gdy gród (zwykle mały) otaczała tylko palisada i fosa, co nie wyklucza istnienia w określonym miejscu w przeszłości takiego zabytku. W artykule chodziło zapewne o toponomastykę, czyli toponimię, a nie wymyśloną przez autora "topomastykę".

Przybliżmy jeszcze położenie geograficzne istniejących w połowie X wieku obszarów, skupiających dwa największe centra cywilizacyjne na ziemiach dzisiejszej Polski: pas pomorsko-pruski na północy kraju oraz pas śląsko-małopolski na południu. Pozostałe tereny Polski niemal w całości (z większym wyjątkiem Ziemi Pyrzyckiej oraz ziem w pobliżu Krakowa i Wrocławia), pokryte były gęstymi puszczami lub mokradłami (w tym delta Wisły oraz doliny Biebrzy, Obry i Noteci i rejon jezior mazurskich), bez żadnego, potwierdzonego archeologicznie większego skupiska grodowego o wyraźnym charakterze handlowym, pomiędzy pasem północnym i południowym. Nadmorski kompleks portowo-grodowy utworzyli VIII-IX wieku Wikingowie, podczas gdy w IX-X wieku, w ramach państwa wielkomorawskiego, powstały trzy duże grody w górnym biegu Odry i Wisły, łączące to państwo z Bałtykiem, a także leżące na lądowym szlaku handlowym z państwa frankońskiego przez Ruś do Orientu.

Oto ta sytuacja, przedstawiona na poniższej mapie zalesienia Polski w X wieku (źródło: Fundacja Primus), z nakreślonym kierunkiem przybycia Polan-Waregów znad Dniepru, w raz z przejmowanymi przez nich od lokalnych plemion i rozbudowywanymi w I połowie X wieku grodami: Tum, Poznań, Ostrów Lednicki, Gniezno i Giecz. Jeszcze na początku XII wieku Gall Anonim pisał o Polsce: "Kraj to wprawdzie bardzo lesisty, ale obfituje w złoto i srebro ..." (que regio, quamvis multum sit nemorosa, auro tamen et argento ...). Kronikarz miał zapewne na myśli złoto i srebro w skarbcach polańskich, czy wikińskich rycerzy. Jak ród polskich władców, jakoby według Galla Anonima wywodzący się z Piasta - Kołodzieja albo Oracza zdążył do jego czasów dorobić się "obfitości złota i srebra" - tego kronikarz nie wyjaśnia.

Interesujące jest przy tym, że omawiając przodków Mieszka I (kolejno: Siemowit, Lestek, Siemomysł) kronikarz podaje, że Siemomysł - ojciec Mieszka I, "pamięć przodków potroił urodzeniem i godnością". Czyż nie mógł to być nie jakiś legendarny chłopski władca, ale realny książę wareski? Zauważmy, że imiona Siemowit ("głowa rodu") i Siemomysł ("ten, kto myśli o swojej rodzinie") mają prasłowiański, a konkretnie wschodniosłowiański rodowód: *sěmьja to rodzina, ród; nadal o takim znaczeniu w języku rosyjskim - семья́ (semʹjá), białoruskim - сям'я́ (sjam'já) i ukraińskim - сім'я́ (sim'já).

Inny dziejopisarz, Wincenty Kadłubek, zgoła inaczej oceniał zapobiegliwość naszych przodków do bogacenia się: "Polacy nie widzą przyjemności w posiadaniu złota, lecz w rozkazywaniu tym, którzy złoto posiadają" (Polonos, inquit, habere aurum non delectat, set habentibus aurum imperare).


Jakaż inna siła, plemię, cywilizacja mogła przeniknąć, i jak inaczej niż wzdłuż dróg wodnych, w głębokie knieje wielkopolskie, gdzie na otwartych gdzie niegdzie przestrzeniach postawione były niewielkie, w większości miniaturowe grody, równie odległe od zagrożeń ze strony plemion pomorskich, jak i śląsko-małopolskich? Skąd w tych nieprzebytych puszczach miało pojawić się "złoto i srebro", o którym pisał Gall Anonim? Przybyło otóż z zewnątrz, jednakże nie do rąk lokalnych wieśniaków i myśliwych, ale jako bogactwa gromadzone przez osiadłe tutaj elity. Gęste i liczne lasy dotrwały w Polsce do końca XV wieku, bowiem Jan Długosz pisał o Polsce, że jest to "Kraj obszerny, dla mnogich puszcz, gajów i lasów nieprzebyty ...".

Oddajmy tutaj głos historykom gospodarczym: "Wyraźny proces wylesienia zaczął się już w II połowie XV w., po uzyskaniu przez Polskę dostępu do morza w 1466 r. [Pokój toruński]. W pierwszej kolejności masowej trzebieży poddane zostały lasy nadwiślańskie, a także drzewostany leśne usytuowane nad spławnymi dopływami dorzecza Wisły. Większość wykarczowanych obszarów leśnych na glebach dobrej jakości zmieniono na pola, gdyż zapotrzebowanie na zboże w Europie Zachodniej było duże" (Red. Józef  Broda, (1920-2019, brak hasła w polskiej Wikipedii); Antoni Żabko-Potopowicz - "Dzieje lasów, leśnictwa i drzewnictwa w Polsce", 1965).

Przywołajmy tutaj jeszcze opis naszych ziem przez bizantyjsko-gockiego kronikarza Jordanesa z VI wieku. W swoim dziele "Getica" pisał on, że "Siedziba Sklawenów rozciąga się od miasta Noviodunum i jeziora Mursianus [rzymska prowincja Pannonia] aż po Danaster [Dniestr] i na północ aż po Wisłę [u niego - Viscla]. Za swoje miasta mają bagna i lasy. ... Ale na brzegu Oceanu [Bałtyku], gdzie wody rzeki Wisły wypływają z trzech ujść, mieszkają Vidivarii, ludzie zebrani z różnych plemion. Poza nimi Esti, podległa rasa, również trzymają brzegi Oceanu". Jak widzimy, kronikarz ten miał dość dokładne informacje o tych ziemiach, skoro wiedział o delcie Wisły i plemionach w jej pobliżu. Mamy więc historyczne źródło, które potwierdza dane paleogeograficzne o tym, że Polska w VI wieku była bardzo zalesiona i bagnista.

Wskazany na powyższej mapie kierunek migracji plemiennej, a więc i kulturowej, znad Dniepru poprzez Grody Czerwieńskie do serca przyszłej Wielkopolski można dostrzec analizując układające się w tym pasie toponimy. Weźmy pod uwagę na przykład nazwę Czartoria. To dzisiaj w Poznaniu zaledwie nazwa ulicy, ale kiedyś osada w starorzeczu Warty, na podgrodziu Poznania. Czartoria to również osada nad rzeczką Wolicą - dopływem Wieprza, w dawnych Grodach Czerwieńskich. Nowa Czartoria (Nowa Czortoryja) to historyczna miejscowość nad rzeką Słucz - dopływem Horynia, w dorzeczu Prypeci.  Czartorysk (dzisiaj Stary Czortorysk) na Wołyniu, nad rzeką Styr, dopływem Prypeci, to nazwa grodu nadana przez wareskich Rurykowiczów, znana od 1100 roku. Czertoroj to dawna (AD 1147) nazwa lewego dopływu Desny, w pobliżu jej ujścia do Dniepru.


Proces zdobywania terenów zawiślańskich przez plemiona wschodnio-słowiańskie, a zwłaszcza pochodzące znad Dniepru i z Wołynia, odbywał się na szlakach, prowadzących od Grodów Czerwieńskich w kierunku środkowej i dolnej Wisły oraz w kierunku Warty, już dużo wcześniej, zanim naddnieprzańscy Polanie podążyli w tym kierunku pod koniec IX wieku. 

Wskazują na to między innymi dwa szczególne zabytki, jakimi są najstarsze dotąd znane na ziemiach polskich (VIII/IX wiek) studnie z drewnianą (dębową) cembrowiną - z wielkiego grodu w Chodliku, w dolinie Wisły, koło Kazimierza Dolnego (foto powyżej: Stanisława Hoczyk-Siwkowa, 1964) oraz w osadzie w Bocheniu, w starorzeczu Bzury, koło Łowicza (foto poniżej: Felix Biermann, 1964). 


Z badań wieku studni na majdanie w Chodliku metodą dendrologiczną uzyskano dwie, mocno różniące się daty: AD 725 i AD 945. Wydaje się, że ta pierwsza data wyznacza czas zbudowania studni, bowiem pięć dat radiowęglowych, pozyskanych ze spalonego drewna odkrytego w wale grodziska odnosi się do wąskiego przedziału chronologicznego od II połowy VIII wieku do początku IX wieku. Istniejący już wcześniej gród stał się w tym okresie celem wrogiego napadu. Data AD 945 mogła być może reprezentować fragment drewnianego elementu studni, który został około tego roku w niej wymieniony. 

Studnia z Bochenia jest o wiek starsza, wydatowana metodą dendrologiczną na rok 826/827. Obie zbudowane z dranic dębowych w konstrukcji zrębowej. Uwagę archeologów zwróciło staranne wykończenie powierzchni dranic. Szpary między nimi uszczelniono mchem albo trawą, prawdopodobnie by filtrowały napływającą do studni wodę.

Tereny po wschodniej stronie Wisły środkowej, pomiędzy rzekami Wieprz i San, aż po górny Bug, z centrum gospodarczym skupionym w Grodach Czerwieńskich, objęte były do X wieku kontrolą polityczną i wojskową przez Ruś Kijowską. Granica tej kontroli, jak wskazuje na to zespół czterech silnie ufortyfikowanych grodów obronnych w dolinie rzeki Chodelki, sięgała wschodniego brzegu Wisły. Grody te - Chodlik, Żmijowiska, Kłodnica i Podgórz, wraz z przyległymi osadami, kontrolowały przecinające się w pobliżu dwa dalekosiężne szlaki handlowe: jeden - lądowy, z pobliską przeprawą brodem przez Wisłę, z Rusi Kijowskiej do Pragi i Regensburga, drugi - wodny, z Bramy Morawskiej, Wisłą przez Kraków do wybrzeża Bałtyku i Skandynawii. Zespół tych grodów broniony był od południa oddzielnym wałem, z którego zachowały się relikty o długości 290 metrów. Wał ten mógł pierwotnie służyć obronie przed atakami Morawian (koniec IX wieku), a później - na przełomie IX/X wieku, Węgrów. W II połowie X wieku wielkopolscy Polanie zaczęli rywalizować o te ziemie z Rusią. 

W grodzisku w Żmijowiskach odkryto topór żelazny, datowany na IX/X wiek. Na majdanie grodziska w Kłodnicy odkryto m.in. kolorowe paciorki szklane, tworzące pierwotnie, razem z dwoma srebrnymi dirhamami z początku X wieku, naszyjnik. Gród w Podgórzu na wyniosłym wzgórzu z widokiem na Wisłę tworzył kompleks obronny z pobliską osadą, zwaną dzisiaj Zastów Karczmiski (kiedyś po nazwą „Zastaw”, ale też „Zaszczytów”).  W języku rosyjskim słowo "zaszczita" znaczy właśnie obrona i pochodzi od staroruskiego "szczit" - tarcza. Z kolei "zastaw" to w języku starorosyjskim miejsce wjazdu do miasta, czyli punkt kontroli towarów i przyjeżdżających osób. O wschodniosłowiańskim pochodzeniu toponimu Żmijowiska wspominałem w artykule "Język starosłowiański u pierwszych chrześcijan w Polsce". Tutaj dodam, że i nazwa rzeki Chodelki ma również taki źródłosłów: "chodieliat'chodielit'" - spacerować, stąpać. Onomastyka potwierdza staroruskie pochodzenie toponimów w tym rejonie.

W koronie wspomnianego wału podłużnego w Chodliku, w południowej części Kotliny Chodelskiej, odkryto poniższy  (foto: A. Oleksiak, IAE PAN) wareskiego topora, prawdopodobnie z X/XI wieku, będący w zbiorach Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym. Jest to topór o długości ostrza 11.5 cm, typu B - według klasyfikacji J. Petersena, lub typu IV - według klasyfikacji A. N. Kirpicznikowa. Podobne egzemplarze odkryto w Gieczu oraz w Gnieźnie.


Należy zdawać sobie sprawę, że mimo iż tereny niezalesione zajmowały w X wieku tylko niewielką cześć obszaru kraju, to i tak większość z nich reprezentowała obszary pozbawione lasów nie przez człowieka, ale w sposób naturalny, jak bagna wzdłuż koryt meandrujących rzek i pradolin, w tym zwłaszcza wielkie obszary zalewowe, pokryte łąkami łęgowymi, jakimi były Żuławy WiślaneJeziora Mazurskie, nadbałtyckie, przybrzeżne jeziora Jamno, Bukowo, Gardno, Dołgie, Łebsko, Sarbsko oraz Pradolina Biebrzy

Największe obszary bezleśne, powstałe w wyniku zmian antropogenicznych, czyli w wyniku celowej działalności człowieka, jakie widoczne są na powyższej przyrodniczej mapie Polski z X wieku, to tereny zajmowane przez plemiona Pyrzyczan, Wolinian, Ślężan, Wiślan i Goplan, a także przez znanych z nazwy od XI wieku Polan. 

Jak zauważył nasz ceniony historyk Stanisław Smolka, "obszar późniejszej Polski zamieszkały był istotnie, przed utworzeniem państwa, przez drobne, pokrewne, ale z osobna [bo oddzielone puszczami - mój przypis] żyjące plemiona" ("Mieszko Stary i jego wiek", 1881). Wskazują na to również doniesienia cytowanego wyżej VI-wiecznego kronikarza Jordanesa, który pisał o Wenedach (Venethi), żyjących na ziemiach między Karpatami a Bałtykiem, których "imiona są teraz rozproszone wśród różnych klanów i miejsc".

Zdumiewające jest uzasadnienie tezy, jaką postawił lingwista, prof. Witold Mańczak, w wywiadzie dla PAP (pod szyldem "Nauka w Polsce") w 2011 roku, jakoby Polanie znad Dniepru "nie mieli nic wspólnego z Polanami w Polsce", bowiem "nazwy [plemion] powstawały paralelnie, niezależnie od siebie", a uzasadnił to w ten sposób, że "Polską ziemią nazywano pierwotnie ziemie, na której występowały pola. Jeżeli jedzie się przez Polskę, to widać, że jest ona pełna pól [podkreślenie moje], jest płaska, równa", nie zdając sobie zupełnie sprawy,  jak bardzo zalesiony był kraj w X wieku. Szkoda, że znaczący autorytet językoznawczy w taki "gazetowy" sposób, à vista - bez przygotowania, konfabulował.

Najnowsze, syntetyczne dane, dotyczące ewolucji szaty roślinnej Wielkopolski i Kujaw w okresie ostatnich dwóch tysięcy lat (Adam Izdebski et al, 2015 - "Historia przyrodniczo-gospodarcza Polski w świetle analizy ilościowej danych palinologicznych"), chociaż niezmiernie cenne i nowatorską metodą opracowane, winny być interpretowane przez historyków i archeologów w odpowiednim, naukowym kontekście, a nie bezpośrednio "konsumowane", a później publikowane w formie pośpiesznych, nieprzemyślanych i fałszywych wniosków. Na przykład trzeba pamiętać, że udział procentowy w pobranych z torfowisk pojeziornych próbkach pyłków drzew jest w tej publikacji zaniżony w stosunku do traw, chwastów, bylin i krzewów, jeżeli uwzględnimy, że osadnictwo (a zatem związany z tym wyrąb i wypalanie lasu) skupiało się w pierwszej kolejności wokół zbiorników wodnych, stąd dane z próbek pobrane ze zbiorników wodnych, nie są reprezentatywne dla terenów leśnych bardziej od nich oddalonych. Jest to tym bardziej ważne, że w przyrodzie, w każdym sezonie wegetacyjnym, okres i wydajność pylenia traw, zbóż i bylin, jest znacznie dłuższy niż drzew. 

Skądinąd zasłużony dla polskiej historiografii Kazimierz Tymieniecki uważał, że Polanie wielkopolscy to oryginalnie nasze plemię polskie, bowiem - jak argumentował, nazwa ich wywodziła się od pól, które uprawiali; tak jak u sąsiednich Pomorzan nazwa pochodziła od bliskości morza. Badacz ten przy tym przeciwstawił nazwie ruskich Polan nazwę żyjącego w lasach plemienia Drewlan. Nie wiedział jednak, że o ile ruscy Polanie zamieszkiwali strefę przejściową między stepami a puszczami, to "polscy" Polanie, kiedy pojawili się w historii, otoczeni byli nieprzebytymi kniejami wielkopolskimi i bagnistymi łąkami łęgowymi w dorzeczach Warty, Obry, Baryczy i Noteci,  i nie było uzasadnienia, aby ich nazwa zrodziła się nagle, u progu XI wieku, w Wielkopolsce, dla jakoby uprawianych tam od czasów Piasta - oracza pól. 

Historyk ten, jak i wielu innych, nie miał wiedzy paleogeograficznej o krajobrazie Polski w X wieku. Dzisiejsza otwartość krajobrazu nie istniała w tamtych czasach, bowiem jego wysoka wówczas, tak zwana retencyjność, tworzyła w nim wielkie, podmokłe obszary leśne, trudne do przekształcenia, w suche - jak wyglądają dziś, pola. Z tej przyczyny pewne fragmenty puszcz wielkopolskich zaczęły być wycinane i zasiedlane przez meliorujących te tereny Holendrów dopiero od XVIII wieku. Czy można dziwić się lingwiście, który ma małe pojęcie o średniowiecznej szacie przyrodniczej Polski, skoro historyk-mediewista ma równie niewielkie wyobrażenie?

Oto fragment mapy z 1803 roku, z ksiązki Zbigniewa Chodyły - "Zarys najstarszych dziejów osad olęderskich w Puszczy Pyzdrskiej 1746 – 1793" (Pyzdry 2015), z osadami olęderskimi w Puszczy Pyzdrskiej,  w dorzeczu Warty, Prosny i Wrześnicy, lokowanymi w latach 1746-1792.


Kopia mapy z tej publikacji nie jest, niestety, dostatecznie czytelna, więc dla orientacji zaznaczyłem na niej z lewej strony miasto Słupca. Wystarczająco natomiast jest widoczne znaczne zalesienie tych terenów jeszcze u progu XIX wieku. Do dzisiaj na Ziemi Pyzdrskiej i w jej pobliżu pozostały toponimy, takie jak Giewartów-Holendry, Ciążeńskie Holendry, Myśliborskie Holendry i Wrąbczykowskie Holendry.

Słuszne są niestety, aż do dzisiaj, wnioski polskich badaczy Karola Buczka (1960) i Romana Wapińskiego (1992) "o zbyt małym przywiązywaniu przez naszą historiografię uwagi do wpływu, jaki na bieg dziejów wywiera środowisko geograficzne". Tak więc przywołana przez K. Tymienieckiego etnonimiczna zbieżność "polskich" Polan z Pomorzanami "nie trzyma się kupy", bowiem o ile w X wieku Pomorze - tak jak dzisiaj, leżało przy morzu, to ziemie przybyłych do Wielkopolski Polan porastały wówczas jeszcze dzikie puszcze, stąd ten ostatni etnonim nie mógł powstać w Polsce. 

W owym czasie, jak wskazują na to inne badania (J. O. Kaplan 2009, M. Williams 2000, H. C. Darby 1956, O. Schlütter 1952), ziemie połabskich Drewian (Drzewian) były mniej zalesione, niż Wielkopolska, ale nadal plemię nosiło historyczną nazwę pochodzącą od lasów. Fakt ten świadczy o tym, że toponimy powstają w długich okresach osadniczych, mierzonych wieloma pokoleniami i stuleciami, co - wobec braku zapisów nazwy "Polanie" w tym regionie w źródłach historycznych, mimo istnienia w IX wieku takich nazw dla plemion otaczających Wielkopolskę (Pyrzyczanie - 70 osad, Goplanie - 400 lub więcej osad,  Ślężanie - 15 osad, Dziadoszanie - 20 osad), wyklucza powstanie toponimu "Polanie" w Wielkopolsce.  Dla czytelności przekazu nie przytaczam tutaj tytułów prac naukowych, ale dla dociekliwego czytelnika nie będzie problemem do nich dotrzeć po nazwisku autora i dacie publikacji.

Zwróćmy uwagę, że jeszcze w XIX wieku etnografowie zarejestrowali przetrwanie na Kociewiu (wcześniej - Gociewiu, od Gotów) nazw lokalnych społeczności, których etnonimy wywodzą się od charakteru zamieszkiwanego przez nie środowiska przyrodniczego: Polanie, Lasaki, Piaskarze, Feteraki (mieszkający na tzw. Fetrach, od niem. Futterboden - żyzna ziemia). Jedynie w przypadku połabskich Drewian i wielkopolskich Polan z X-XI wieku ich nazwa zupełnie nie odpowiadała charakterowi otoczenia przyrodniczego, które zasiedlali. Oba plemiona w swoich kolebkach - pierwotnych środowiskach naturalnych, zamieszkiwały nad Dnieprem odpowiednio obszary leśne (Drewianie) i półstepowe (Polanie), stąd są zasadne, stworzone w długiej, wielowiekowej tradycji, ich etnonimy. 

Nieaktualność i nieadekwatność tych etnonimów w X wieku polegała na tym, że  po migracji na zachód z ich pierwotnych siedzib na nowe tereny, Drewianie już nie zamieszkiwali gęstych lasów (była to tak zwana Pustać Lüneburska - Lüneberger Heide; Lüneburg miał słowiańskie nazwy Glain, Glein, Chlein - pochodzące od połabskiego słowa glai̯no - glina, adekwatne określenie do charakteru tych ziem), a Polanie - po migracji ze stepowego Naddnieprza do lesistej Wielkopolski, jeszcze nie zamieszkiwali obszarów otwartych.

Drewianie pozostawili w swojej nowej ojczyźnie za Łabą - w historycznej krainie, zwanej przez Niemców Wendland, m.in. toponim Łuków (dziś Lückow, Saksonia) - ich główne miasto. Interesujące, że na ich drodze migracji znad Dniepru nad Łabę leżą jeszcze dwa stare miasta o tej samej nazwie: Łuków na Wołyniu (dziś Łukiw, Ukraina) i Łuków na pograniczu Podlasia i Lubelszczyzny.

To nie "nasze" plemiona zmieniły krajobraz wielkopolski, ale przybyli z naddnieprzańskich pól i stepów Polanie. To oni zaczęli dla uprawy ziemi wypalać lasy oraz zakładać własne grody. Budowa wałów grodowych, zwłaszcza w konstrukcji przekładkowej i rusztowej, oraz palisad pochłaniała ogromne ilości drewna. Jeden metr bieżący wałów grodowych Poznania zawierał 42 m3 drewna, a Gniezna 56 m3. Ocenia się, że budowa wielkiego grodu, w tym zabudowań w jego wnętrzu, pochłaniała około 200 tysięcy metrów sześciennych drewna (porównaj: Jan Szymczak, 2000 - "Lignum militare" czyli rzecz o drewnie na potrzeby militarne w średniowiecznej Polsce"). Takich grodów przed 940 rokiem i przed Polanami nie było w Wielkopolsce. 


Oto fragment konstrukcji wału obronnego w Gnieźnie, z zastosowaniem haków i ściany palisadowej (źródło: Zofia Kurnatowska, 2000 - "Wczesnopiastowskie grody centralne").

Jednak to nie budowa grodów pochłaniała największe zasoby drewna i powodowała znaczący ubytek powierzchni zalesionej, ale konsekwencje koncentracji ludności w powstających grodach i osadach służebnych wokół nich. Można uznać, że tworzone w X wieku państwo piastowskie wywołało na terenach objętych ich kontrolą polityczną małą rewolucję demograficzną. Powstające wielkie grody zasiedlane były sprowadzonymi ze Wschodu wojskami gwardii książęcej Mieszka I, których utrzymanie spoczywało na okolicznej ludności. Sama ta ludność zobowiązana była przez władcę do dostarczania wojowników pieszych, tak zwanych tarczowników, wspierających gwardię wareską. Jak odnotował Gall Anonim, Bolesław Chrobry posiadał 3900 pancernych i 13000 tarczowników, rozlokowanych w Poznaniu, Gnieźnie, Gieczu i Włocławku. 

Wywołany zmianami politycznymi i gospodarczymi gwałtowny wzrost ludności w obrębie pierwszego państwa gnieźnieńskiego, czyli w centralnej Wielkopolsce i na Kujawach, był główną przyczyną rozpoczętego, przyśpieszonego wylesiania tej części ziem i przeznaczania go na pola uprawne i łąki, służące hodowli. Należy przyjąć, że każdy z wymienionych wyżej grodów wymagał utrzymania w nich po około 3-4 tysiące ludności oraz po 10-15 tysięcy, dla każdego grodu, ludności wiejskiej, która dostarczała żywność dla ludności grodowej. Biorąc pod uwagę dominujący wówczas system uprawy dwupolowej (jedno pole w uprawie, drugie w odłogu), trzeba się liczyć z tym, że budowa państwa gnieźnieńskiego wywołała popyt, w kolejnych latach zaspakajany przyśpieszonym wyrębem i wypalaniem lasów, na ziemię rolną, w skali około 150 tysięcy hektarów na utrzymanie jednego wielkiego grodu. 

Szacuję, że zalesienie centralnej Wielkopolski w IX wieku, przed rozpoczętą w kolejnym stuleciu budową zrębów państwa piastowskiego, sięgało 90 procent, a na początku XI wieku, za czasów Bolesława Chrobrego, mogło wynosić około 80 procent. Po tej pierwszej fali wylesiania dwie następne miały miejsce - w XIII wieku, w trakcie rozpoczętej kolonizacji niemieckiej i rozwoju miast, oraz w XVI wieku - wraz z rozpoczętym wielkim eksportem polskiego drewna i jego pochodnych (potażu - smelcugi) oraz zboża, z portu w Gdańsku do Europy zachodniej. Pewien arystokrata angielski, George Carew, powiedział wtedy, że Polska stała się spichlerzem Europy i "magazynem materiałów do budowy statków". I to te dwie ostatnie fale najbardziej przetrzebiły polskie lasy tak, że według „O statystyce Polski” (1807) Stanisława Staszica, lasy przed rozbiorami zajmowały 52 procent powierzchni kraju. 

Jako jeden z punktów odniesienia dla powyższych wyliczeń, przywołajmy tutaj akt lokacyjny na prawie niemieckim z AD 1253 dla Powidza, na ziemi gnieźnieńskiej, gdzie dla około 250 mieszkańców przyszłego miasta przydzielono 56 łanów ziemi rolnej. Pamiętajmy przy tym, że w owym okresie uwzględniano już bardziej intensywną uprawę ziemi, w tak zwanej trójpolówce. Oto scena wyrąbu lasu i budowy miasta na prawie niemieckim, z ilustracji w XIII-wiecznym "Zwierciadle Saskim" (Sachsenspiegel).


W okolicy gieckiego grodziska archeolodzy wydobyli z ziemi bogaty zbiór znalezisk o proweniencji waresko-ruskiej, w tym unikatowe złocone okucie brązowe z przedstawieniem trójzębu ("tryzuba") - początkowo znakiem Ruryka (dwuzębu), a od Włodzimierza Wielkiego (trójzębu), świętych godeł dynastii rusko-wareskiej. Znak trójzębu znany jest również z fragmentu kiścienia odkrytego na Ostrowiu Lednickim oraz ze szklanej zawieszki, wydobytej z wareskiego cmentarzyska w Grucznie koło Świecia.  Usytuowane jest ono tylko kilka kilometrów od innego cmentarzyska w Kałdusie - obydwie wikińskie nekropolie leżące na przeciwko siebie, po obu stronach Wisły. Przedstawienie dwuzębu odkryli archeolodzy na brązowym okuciu pasa woja ze sławnego cmentarzyska wikińskiego w Bodzi koło Włocławka. Do wizerunku dwuzęba przylegał rysunek krzyża greckiego, czyli bizantyjskiego. Wszystkie te zabytki datowane są na koniec X lub początek XI wieku. Skąd tak wczesna, pokojowa penetracja rusko-wareskich elit w państwie pierwszych Piastów? Aż do napadu na kraj Piastów w 1038 roku przez czeskiego księcia Brzetysława, obecność w Polsce elit żadnego innego państwa niż Rusi, nie jest tak szeroko archeologicznie potwierdzona.

Zwróćmy jeszcze uwagę na stwierdzony ostatnio (Laurie J. Reitsema, Tomasz Kozłowski, Douglas E. Crews, M. Anne Katzenberg, Wojciech Chudziak - "Resilience and local dietary adaptation in rural Poland, 1000–1400 CE", wyd. Elsevier 2016) fakt, że w oparciu o badania szkieletów ze wspomnianych cmentarzysk w Kałdusie i Grucznie stwierdzono wyraźną zmianę w diecie mieszkańców tego rejonu dolnej Wisły, w okresię pomiędzy początkiem XI wieku i końcem XIV wieku. O ile u progu tego okresu w diecie białkowej dominowała ryba morska (lub migrująca z morza w górę rzeki, np. łosoś), o tyle u jego schyłku było to już proso.  Kto, bardziej niż Wikingowie - najlepsi europejscy żeglarze, korzystali z białka rybiego?  Interesujące jest przy tym odkrycie przez amerykańską antropolog Laurie Reitsema ("Stable Carbon and Nitrogen Isotope Analysis of Human Diet Change in Prehistoric and Historic Poland", 2012), że w badanym rejonie dieta  była bardziej urozmaicona w XI wieku, aniżeli dwa-trzy wieki później.

Kto inny, jak nie przybyli do Wielkopolski z naddnieprzańskich stepów Polanie  mógł dokonać tak rewolucyjnych, bo w ciągu jednego-dwóch wieków, zmian w środowisku przyrodniczym między Wartą, Notecią, Wisłą i Baryczą, przemieniając te do IX wieku porosłe puszczami tereny w ich krajobraz zbliżony do rodzinnych stron, czyli w powstające otwarte pola i łąki? Rozpoczęte wówczas na wielką skalę wylesianie pozostawiło po sobie do dziś największy w Polsce obszar o niewielkim zalesieniu. Ten ogołocony z puszcz interior Wielkopolski otaczają współczesne kompleksy leśne, kontynuowane na obszarach mniej lub bardziej szczątkowych, historycznych, granicznych puszcz pierwotnych dawnego państwa Piastów, zaznaczone na poniższej mapie kolorem ciemno-zielonym i kolejnymi literami: Puszcza Notecka (A), Puszcza Bydgoska (B), Lasy Gostyninsko-Włocławskie (C), Puszcza Kampinoska (D), Puszcza Kozienicka (E - poza mapą), Puszcza Świętokrzyska (F), Lasy Doliny Baryczy (G), Lasy Doliny Obry (H).

Na mapie zaznaczyłem centralnie położone w Wielkopolsce miasto Turek, aby zwrócić uwagę, że nazwa miasta pochodzi od tura - króla polskich lasów pierwotnych. Ani ten gatunek zwierza, ani ten rodzaj puszczy nie przetrwał do czasów współczesnych. Ale przetrwały w nazwach miejscowych pomniki języka polskiego, mające ten sam źródłosłów, co miasto Turek. Zaskakująco duża liczba tych toponimów pochodzi z Wielkopolski, i to z jej centralnej, dzisiaj zasadniczo bezleśnej części. Oto przykłady (w nawiasie nazwa pobliskiego miasta): Tury (Konin), Turzak (Żnin), Turzynów (Kłodawa), Turew (Śrem), Turkowo (Grodzisk Wielkopolski), Tur (Uniejów), Turkowice (Uniejów), Turowa Wola (Skierniewice), Turkowy (Kępno), Turów (Wieluń), Tursko (Pleszew), Turze (Ostrzeszów). Czyż to nie wyraźny dowód na intensywne, w okresie wczesnego średniowiecza, zalesienie interioru Wielkopolski lasami pierwotnymi - naturalnym habitatem tura, kiedy wraz ze stopniową deforestacją i zasiedlaniem powstawały nazwy tych grodów i wsi, nawiązujące do charakterystycznego dla nich otoczenia przyrodniczego? Miasto Turek oraz dawne województwo kaliskie zachowały w swoich godłach symbole tura. 

Jest w Wielkopolsce - i to na terenach dzisiaj niemal bezleśnych, jeszcze wiele innych miejscowości, których nazwy związane są z ich dawną, lesistą biosferą, na przykład trzy nazwy Niedźwiady - koło Gniezna, koło Borka Wielkopolskiego i koło Sompolna;  Niedźwiedź koło Ostrzeszowa, Niedźwiedziny koło Gniezna, Wilkowo koło Wrześni, Wilkowo Polskie koło Kościana, Wilków i Wilczna koło Konina, Wilczyn i Wilczogóra koło Kleczewa, Wilcza, Wilczyniec i Wilkowyja koło Jarocina, Wilcze Ługi koło Kalisza, Wilczków i Wilczyca koło Poddębic, Wilczków koło Turka. Czyż tego rodzaju toponimy nie przeczą teorii, a raczej tezie wspomnianego językoznawcy o niezależnych od tych znad Dniepru, "paralelnych Polanach" z Wielkopolski, których nazwa miała wywodzić się od tutejszych pól, które przecież "jeżeli jedzie się przez Polskę, to [je] widać"?


Biorąc pod uwagę ścisłe przywiązanie poszczególnych plemion do własnego środowiska naturalnego które implikowało ich sposób na życie i własną kulturę, należy liczyć się z tym, że przybyli znad Dniepru Polanie musieli przetrzebić z tych rejonów pierwotne słowiańskie plemiona, które żyły "z puszczy", a których nazw nie zdążyli odnotować późniejsi kronikarze. W podobny sposób przetworzyli zdobyte tereny na środowisko własne Turcy Seldżuccy, którzy napadli w XI wieku na bizantyjską Armenię i eksterminowali lokalną ludność, uprawiającą ziemie z wysoką kulturą rolną po to, aby doprowadzić grunty do stepowienia, czyli do środowiska naturalnego sprzyjającego ich nomadycznemu sposobowi życia. Być może jednym z plemion, które zamieszkiwało tereny przyszłego państwa gnieźnieńskiego i zostało przez Polan stamtąd wypędzone, byli Serbowie, którzy mogli odejść za Odrę i Nysę, do swoich łużyckich pobratymców.

Przez całe niemal średniowiecze tereny Polski były intensywnie zalesione, kiedy to lasy chronione były jako własność królewska, książęca, kościelna i feudalna. Dopiero za czasów Kazimierza Wielkiego znacząco zwiększyła się ilość i wielkość miast i potrzeba większej powierzchni pól uprawnych. Ferdynand Ossendowski w XIX wieku pisał “Nie wcześniej niż w wieku czternastym dopiero poczęto rozróżniać poszczególne puszcze: Królewską, Wizneńską, Kurpiowską, Białą, Zieloną, Błudowską, Białowieską, Nadjeziorną, t. j. dzisiejszą Augustowską — i inne, do tego zaś czasu istniała tylko jedna, jedyna — puszcza, pełna dziwów, strachów, wrogów i skarbów”.

Jeszcze jako naddnieprzańscy Polanie, sąsiadowali oni od południowego wschodu z Kaganatem Chazarskim, któremu zmuszeni byli płacić trybut. Chazarowie opanowali te tereny pod koniec VII wieku, wypierając plemiona bałtyjsko-słowiańskie, reprezentujące w tej strefie leśno-stepowej  kulturę kołoczyńską i kulturę pieńkowwską. Późniejsze - do końca IX wieku, relacje Polan z Chazarami, były raczej pokojowe, brak jest bowiem w źródłach historycznych i archeologicznych dowodów wielkich konfrontacji militarnych między nimi. 

Od początku X wieku rozpoczęły się konflikty ruskich Waregów z Chazarami o kontrolę szlaków handlowych z Bizancjum, zakończone w ciągu tego wieku zwycięstwem Rusów i upadkiem państwa chazarskiego. Rusko-wareski książę Światosław I, w staronordyckim - Sveinald (943-972), tworzył wojskowe przymierza z koczowniczymi plemionami Pieczyngów i Madziarów dla przeciwstawienia się atakom Chazarów i Bułgarów na państwo ruskie. Oto poniżej ilustracja z bizantyjskiej Kroniki Konstantyna Manassesa (1130-1187), przedstawiająca atak księcia Świętosława z oddziałem Pieczyngów na wojska Bułgarów.


Sąsiedztwo Chazarów z otwartymi przestrzeniami Polan z jednej strony sprzyjało interakcji kulturowej, nie tylko już wcześniej trwającej słowiańsko-gockiej i wikińskiej, ale dochodzącej równolegle słowiańsko-chazarskiej, z drugiej zaś (po inwazjach Awarów), stanowił jeden z impulsów sprzyjających migracji tych Słowian znad Dniepru na północny zachód i osiedlenia się pomiędzy Wisłą i Wartą. 

Przykładem terytorialnego przenikania plemion na pograniczu chazarsko - słowiańsko - wikińskim jest (ilustracja obok) X-wieczny zabytek - srebrna zawieszka, przedstawiającą z jednej strony trójząb Rurykowiczów, ich symbol władzy wśród Słowian, a na drugiej stronie młotek Thora, symbol nordyckiej mitologii. Pochodzi on z miasta Rożdestwieno, położonego kiedyś w sercu państwa chazarskiego, przy wpływie rzeki Kamy do Wołgi (Natalia B. Kryłasowa, 1995 - "Подвеска со знаком Рюриковичей из Рождественского могильника"). Jest to znaleziony najbardziej na wschód tego rodzaju zabytek, odległy od szwedzkiej Birki o drogę długości około dwa i pół tysiąca kilometrów.

Przypomnijmy, co nadmieniono wyżej, że złocone okucie brązowe z wyobrażeniem trójzębu Rurykowiczów zostało odkryte w grodzisku Giecza - jednego z głównych grodów piastowskich. Dla lepszego uzmysłowienia sobie tej kulturowej paraleli wczesnośredniowiecznego Giecza (Gdecza) nad rzeką Moskawą, z osadą Rożdiestwieno (dzisiaj Rożdiestwieński Kompleks Archeologiczny - Рождественский археологический комплекс) nad rzeką Mioszą, dopływem Kamy, rzućmy okiem na dzielącą ją olbrzymią przestrzeń geograficzną, połączoną tego samego rodzaju motywami skandynawskim na odkrytych artefaktach. W tym kontekście migracja Polan znad Dniepru nad Wartę to relatywnie niewielki dystans, w stosunku do przestrzeni, po jakich przemieszczali się Waregowie w Europie wschodniej i środkowej.

Dodajmy, że dokładnie 200 km na zachód od Giecza (ze swym artefaktem - zawieszką Rurykowiczów znad Kamy), na lewym brzegu Odry, w grodzisku pod Frankfurtem, odkryto trzy srebrne dirhamy (siekańce), w tym jeden, datowany na pierwszą połowę X wieku ("Archäologie in Deutschland", No. 3/2018), pochodzi znad Kamy i Wołgi, czyli z rejonu, z którego przybyła do Giecza powyższa zawieszka .


Wracając do etnonimu "Lachy" zauważmy, że był on stosowany wyłącznie przez ludy wschodnie, w tym przez Rusinów i Litwinów. W języku perskim Polska to "Lachistan" i podobnie w wielu językach bliskowschodnich. Jeszcze na początku XVII wieku, przebywający w polskiej niewoli turecki intendent wojskowy o imieniu Musa, stwierdził z wyrzutem, że Tatarzy polscy, choć piszą po arabsku, Koran mają przetłumaczony (z użyciem alfabetu arabskiego) w języku "Lachów niewiernych". Na marginesie, jak uważa dr hab. Joanna Kulwicka-Kamińska (Centrum Badań Kitabistycznych, UMK Toruń), polski tekst Koranu z II połowy XVI wieku, był trzecim na świecie, po łacinie i języku włoskim, obcym tłumaczeniem Koranu.

Czyż pochodzący ze Wschodu termin "Lachy" nie mógł być egzonimem nadanym przez żydowskich Chazarów (jako handlowcy znali wiele języków, w tym turecki i słowiański), sąsiadującym z nimi od zachodu Polanom? Płacący ugodowo trybut Polanie mogli być uznani przez Chazarów w pewnym sensie za "braci", a słowa "mam brata" po starohebrajsku to "לי אח",  co wymawia się jako "lî-ákh" (dosłownie "mi bratem"), blisko ruskiego "Liach" (Лях), czyli polskiego "Lach". Niektórzy z nas nawet dzisiaj nazywają Żydów "naszymi starszymi braćmi w wierze". Podobne znaczenie i wymowę ma ten zwrot w języku arabskim. Dodajmy, że powstały interesujące teorie o założeniu Kijowa przez Chazarów (Julius Brutzkus - "The Khazar Origin of Ancient Kiev", The Slavonic and East European Review. American Series, Vol. 3, 1944), a nawet przez Ormian, ale obie wydają się niedostatecznie uzasadnione, a przez to nie dość wiarygodne.

Kontrowersyjne jest pochodzenie języka żydowskiego jidysz. Dominujące są opinie (nie wykraczające, jak każde inne w tej sprawie, poza poziom hipotezy), iż język ten powstał w IX/X wieku w Bawarii - z uwagi, jak się uzasadnia,  na dominujący w nim germański zasób leksykalny i germańską strukturę gramatyczną. Jednakże znaczący w nim udział języka hebrajskiego i słowiańskiego, nakazują uwzględnić ewentualność, iż mógł on zrodzić się w tym okresie na pograniczu kultur nordyckich (germańskich), słowiańskich, żydowskich i tureckich, które przez kilka poprzedzających wieków wzajemnie się przenikały w strefie Morza Czarnego, aby w wyniku migracji Chazarów do Europy środkowej i zachodniej, rozwinąć się dalej, już głównie w oparciu o język średnio-wysoko-niemiecki.

Słownictwo germańskie w jidysz nie musiało się do niego przedostać - zgodnie z dzisiejszą dominującą narracją przez samych zainteresowanych, ze staro-wysoko-niemieckiego, ale dużo wcześniej i na stepach czarnomorskich - z języka gockiego. Na przykład, słowo "kupić" - w jidysz "קויפן" (koyfn) - bliskie staro-wysoko-niemieckiemu "koufen", mogło pierwotnie być bliskie gockiemu słowu "𐌺𐌰𐌿𐍀𐍉𐌽" (kaupōn), oznaczającemu "dokonać wymiany (towaru)". Pochodnym od niego jest słowo "𐌺𐌰𐌿𐍀𐌰𐍄𐌾𐌰𐌽" (kaupatjan), oznaczającego "ubić interes, dobić targu". Taką samą etymologię ma Kaupang, (nazwa oznaczająca w staronordyckim "targ, rynek") - wczesnośredniowiecznego, wikińskiego emporium handlowego w Norwegii.

Należałoby również brać pod uwagę głęboko przemyślaną i uargumentowaną hipotezę Karola Szajnochy, że "Lach" pochodzić może od staro-nordyckiego słowa "lag" (czytanego lach), oznaczającego towarzysza, kompana. Nazwa taka mogła być w użyciu wśród, albo wobec naddnieprzańskich Polan, kontrolowanych przez wareskie elity. Badacz ten jednak chyba mylnie uważał, że "Lachy" przywędrowali do Polski bezpośrednio ze Szwecji, a nie poprzez Ruś jako Waregowie. 

W Polsce, chociaż minął PRL z różnymi "zakazami głoszenia", nadal się uważa (Wikipedia pod hasłem "Lędzianie")  głoszenie teorii skandynawskiego pochodzenia naszych pierwszych władców za "ryzykowne". O jakież to "ryzyko" chodzi? Jeżeli ta teoria jest prawdopodobna lub nawet prawdziwa, czy przez to utracimy lub osłabimy naszą świadomość narodową, czy nasza niepodległość zostanie zagrożona? Czy tylko po prostu uświadomimy sobie - bez żadnych skutków na nasze życie i losy Polski, że nasza słowiańskość i polskość nie jest tak kulturowo i etniczne jednorodna, tak "czysta", jak sobie to od lat wmawiamy. Także przy "wsparciu" nie historyków - bezstronnych naukowców, ale historyków - ideologów. Teoria o "czystości" etnicznej jakiegokolwiek narodu jest z góry podszyta ideologią faszystowską, w przeciwieństwie do świadomości narodowej, identyfikowanej ze wspólnotą historyczną, językową i kulturową.

To za Polanami (i zapewne towarzyszącymi im Waregami), opuszczającymi w IX wieku Naddnieprze pod naporem Awarów, przed którymi nie byli w stanie obronić ich Chazarowie, podążał w kronikach historycznych ich wschodni egzonim "Lachy". Kronikarz Nestor potwierdził, że "Lachy" przybyli nad Wisłę w ucieczce przed inwazją innych plemion, ale niesłusznie sądził, że byli atakowani przez naddunajskich Wołosów. Wołosi byli wówczas zbiorem lokalnych plemion pasterskich, bez dostatecznej organizacji i siły militarnej, aby mogli tworzyć istotne zagrożenie dla sąsiadów. Tym agresorem wobec Polan nad Dnieprem, nad Sanem zwanych już Lachami, mogli być tylko Awarowie. XII-wieczny kronikarz podał, że "Lachy" składały się w jego czasach z czterech plemion: Polan, Mazowszan, Pomorzan i Łutyczan (Łęczycan), czyli trzech plemion podbitych lub w częściowo uzależnionych przez Polan. W przypadku Łutyczan część historyków sądzi, że chodziło o połabskie plemię Lutyków (zapisane w kronice jako "Лютицѣ"). 


Do dzisiaj zachowały się na pograniczu mazowiecko-podlaskim miejscowości o średniowiecznej metryce: Kosów Ruski i Kosów Lacki, Kamianki-Czabaje i Kamianki Lackie, Stara Jabłonna i Jabłonna Lacka - małe dowody na historyczną koegzystencję Rusów i Lachów. Kilkadziesiąt kilometrów dalej na północny wschód, już na Podlasiu, pojawiły się z czasem nowe enklawy osadnictwa polskiego wśród ludności ruskiej, jak wskazują tamtejsze toponimy Lachy, Laszki i Lachowo. 

Istnieją dwie teorie o pochodzeniu toponimu Podlasie. Stanisław Rospond wywodzi nazwę tego regionu od Lachów. Twierdzi on: "Lach jest ruską nazwą Polaka, stąd może Podlasze, potem Podlasie, czyli 'kraj przy Lachach' ". Byłby to więc endoetnonim w czasach, gdy Podlasie było jeszcze rusko-litewskie, albo egzoetnonim, gdyby został przyjęty w Polsce, kiedy region ten stał się w części spolszczony. Toponim Podlasze używany był w polszczyźnie jeszcze w XVII wieku (na przykład: "Z inszych ziem mało kogo byś pod naszą nalazł chorągwią: Litwinem był pan Kazimierz Szemiot, ... z Podlasza Żychiewicz", "Błażeja Siennickiego przypadki wojenne osobliwsze", red. Bohdan Królikowski, 1984).

Bogumił Linde uważa - wydaje się, że mniej przekonywująco, że nazwa Podlasie wywodzi się - tak, jak toponim Polesie, z określonego położenia geograficzno-przyrodniczego, czyli wielkich kompleksów leśno-łęgowo-bagiennych, odpowiednio w dorzeczach Biebrzy i górnej Narwii oraz Prypeci i górnego Dniepru. Pamiętajmy, że dla nazwy miejscowych, powstałych w głębokim średniowieczu, kiedy niemal cały obszar Polski pokrywały nieprzebyte puszcze, "miejsce pod lasem" wielkości regionu praktycznie nie istniało.  Oto powyżej dzisiejszy obrazek na białoruskim pograniczu z Podlasia, w Narewce.

Trzeba pamiętać, że jako naddnieprzańscy Polanie, a także ich sąsiedzi - Dulebowie, od II połowy VI wieku znaleźli się bezpośrednio na północno-wschodnich obrzeżach, utworzonego w Panonii wojowniczego Kaganatu Awarskiego (od początku X wieku zastąpionego przez państwo Węgrów). Kronika Nestora napomyka, jak bezwzględni wobec okupowanych ludów byli Awarowie, nawiązując do położonych na północny zachód od Polan plemienia Dulebów: "Ci Awarowie walczyli ze Słowianami i nękali Dulebów, którzy byli Słowianami. I wyrządzali przemoc wobec żon Dulebów. Kiedy Awar musiał odbyć podróż, nie pozwalał zaprzęgać konia lub wołu, ale nakazał zaprzęgnąć trzy lub cztery lub pięć żon do wozu, aby ciągnąć Awara. I w ten sposób nękali Dulebów". 

Zauważmy, że od Chazarów przenikały do języka staroruskiego także inne wyrazy. W Rocznikach Bertyńskich jest wzmianka o przybyłym w AD 839 na dwór króla Ludwika Pobożnego w Ingelheim grupy Waregów, którzy zwali się sami jako Rhos (Rusini), a imię ich przywódcy było Chacanus (Kagan). Kagan to tytuł władcy azjatyckich plemion koczowniczych, ale także używany przez Chazarów - wyznającego judaizm plemienia tureckiego.

Można zgodzić się z teorią Omelana Pricaka, ukraińskiego historyka i orientalisty, że słowo "korzyść" w języku polskim, корысть - w rosyjskim, користь - w ukraińskim oraz ich odpowiedniki w innych językach słowiańskich, nie jest pochodzenia słowiańskiego - jak się popularnie sądzi (jakoby od słowa "kora"), ale wywodzi się z języka staroturkijskiego, którym mówili Chazarowie, od słowa *qaz. Oznaczało ono „osiągnąć zysk (przez handel), zarobić”. W IX wieku u Chazarów była to forma *qaru - w znaczeniach „zysk, zyskać, łup”. W tym okresie Polanie, Drewlanie i Siewierzanie zmuszeni zostali do płacenia trybutu Chazarom. U tych Słowian danina wymawiana była najpierw *karu, później *kory, do którego dodano słowiański przyrostek -yst' (-ысть), tworząc zeslawizowane słowo koryst' - w znaczeniu łupu, zdobyczy, daniny. 

Innym, związanym z handlem i pieniędzmi terminem, który mógł powstać na pograniczu chazarsko-gocko-słowiańskim, jest słowo "lichwa". Wywodzi się ono z języków germańskich, jak lîhan - w języku staroniemieckim, oznaczającym "wziąść na kredyt". Ale najbliższym fonetycznie w tej grupie językowej i o tym samym znaczeniu, jak jego słowiańskie odpowiedniki, jest gockie słowo leihwan. To zapożyczone przez Słowian na styku z handlującymi Chazarami gockie słowo leihwan, w pierwotnym znaczeniu "pożyczać" (coś od kogoś), nabrało z czasem u Słowian pejoratywnego znaczenia - "płacić lichwę" przed zwrotem pożyczki, stąd pożyczkodawca żądający lichwy nazwany został "lichwiarzem".


Gdy już opuszczamy IX/X-wieczne chazarsko-słowiańskie pogranicze pomiędzy Wołgą i Dnieprem, zatrzymajmy się na krótko w Polsce z przełomu XII/XIII wieku, tym razem w otoczeniu polsko-żydowskim. To wtedy Mieszko III Stary oddał w żydowskie ręce książęce mennice, które zamiast poprzednich srebrnych denarów zaczęły w latach 1181-1202 emitować tak zwane brakteaty, jednostronnie bite monety. Oto powyżej (źródło: Wikipedia) jeden z takich brakteatów, odkryty w Kruszwicy, noszący w judeosłowiańskim języku knaan, napis "Miszka kral Pulski" (משקא קרל פלסק). Wpuszczanie w obieg w kolejnych emisjach monet z coraz mniejszą zawartością srebra wywołało pierwszą, poważną w dziejach Polski inflację, sięgającą 50 procent.

Należy tutaj zwrócić uwagę, że proces obniżania się wagi denarów i zawartości w nich srebra (tak zwanej próby) ogarnął w ciągu XII wieku całe Cesarstwo Niemieckie i państwa od niego politycznie zależne, takie jak Polska. Symptomatyczne jest, że zarówno w Niemczech, jak i w Polsce nie tylko ta sama była tendencja do częstej, przymusowej wymiany waluty na coraz gorszą, mianowana terminem renovatio monetae, ale półdenary (brakteaty), bite w obydwu krajach były bardzo do siebie podobne, tak pod względem wyglądu fizycznego, jak i z powodu hebrajskiej na nich legendy. Jest prawdopodobne, że w obydwu tych krajach cyrkulacja pieniądza kontrolowana była przez mennice zarządzane przez kupców żydowskich. 

Oto poniżej niemiecki brakteat, bity w latach 1170-tych, za czasów cesarza Fryderyka Barabarossy, przez żydowskiego mincerza. Chociaż centralne miejsce na monecie zajmuje postać formalnego emitenta cesarskiego, o nazwisku Kuno z Münzenberg, to jednak mincerzem jest siedząca obok postać, i to jej nazwisko w języku hebrajskim widnieje w otoku monety - "David ha-Kohen" (źródło: Eva Haverkamp, 2016 - "Jewish images on Christian coins: economy and symbolism in medieval Germany"). 

Przypuszczalnie, jak sugerują badacze, mogła to być ta  sama żydowska rodzina, bijąca hebrajskie brakteaty w Kaliszu, których mincerzem w Polsce był niejaki Yosef bar Yehudah ha-Kohen (źródło: Alexander Kulik et al, 2022 - "The Beginnings of Polish Jewry: Reevaluating the Evidence for the Eleventh to Fourteenth Centuries"). Wskazywałoby to na bardzo stare tradycje ponadnarodowych powiązań handlowych w rodzinach żydowskich. 

Być może, żyjący w Moguncji (już wówczas główne miasto żydowskie w Niemczech) w latach 1028–1070 rabin, podróżnik i kronikarz, o nazwisku Jehuda ha-Kohen (Starszy), był przodkiem Kohenów - mincerzy w Niemczech i w Polsce. Jego wnuk, Jehuda ben Meir ha-Kohen był również rabinem i podróżnikiem, który napisał kronikę Sefer ha-Dinim (ספר הדינים - "Księga praw"), zawierającą relacje z podróży jego i innych Żydów po Europie Wschodniej, w tym do Przemyśla (AD 1085) i Kijowa, wymienionych jako ośrodki Żydów chazarskich i miejsca handlu. 


Wincenty Kadłubek, krytyczny wobec "psucia pieniądza" za czasów współczesnego mu
 Mieszka Starego, opisał dialog dłużnika z wierzycielem, z którego zacytujmy fragment: "Na to on: 'Lichwiarzy to wina, nie moja'. Oni odpowiadają: 'Strzeż się, żebyś przez głupie gadanie głębiej się nie wkopał. O lichwiarzach nie wspominaj, abyś sam się nie potępił za fałszowanie monet, ponieważ bydlę, które by dotknęło góry, zostanie ukamienowane'." (At ille: trapezitarum est ea culpa, non mea. Aiunt illi: cave ne stultiloquio profundins inpingas; trapezetas ne nominaveris, ne falsitate numismatis temet ipsum condempnes; quia bestia que montem tetigerit, grandinabitur). 

Wyrazista groźba wobec dłużnika w ostatnim fragmencie zdania jest nawiązaniem do Księgi Wyjścia w Starym Testamencie (Wj 19, 12-13): "Oznacz ludowi granice dokoła góry i powiedz mu: Strzeżcie się wstępować na górę i dotykać jej podnóża, gdyż kto by się dotknął góry, będzie ukarany śmiercią. Nie dotknie go ręka, lecz winien być ukamienowany lub przebity strzałą. Człowiek ani bydlę nie może być zachowane przy życiu".

Oto  z prawej strony próbka pozostałości po Chazarach na ziemiach słowiańskich, jakim jest zestaw złotych monet bizantyjskich z AD 607-646, wszytych pierwotnie w chazarską lub słowiańską suknię. Zabytek pochodzi z terenów słowiańskich plemienia Uliczów, przejętych w połowie IX wieku przez Kaganat Chazarski - skarb Mała Pereszczepina koło Połtawy na Ukrainie, w zbiorach Muzeum Ermitaż.

Podane wyżej fakty wskazują na niewątpliwie zachodzące na tamtych terenach procesy etnicznego mieszania się pomiędzy plemionami o słowiańskich, nordyckich i azjatyckich (koczowniczych) korzeniach kulturowych. W społecznym rozwoju człowieka przebieg i ewolucja asymilacji kulturowo-etnicznej pomiędzy sąsiadującymi plemionami lub grupami plemiennymi, niezależnie od rodzących się przejściowo konfliktów kulturowych, ekonomicznych i wojennych miedzy nimi, są naturalnym procesem tak zwanej akulturacji społeczeństw.

Akulturacja, czyli postępująca w skali pokoleń wzajemna wymiana elementów tradycji i wartości kulturowych pomiędzy sąsiadującymi społeczeństwami, stymuluje na tej bazie rodzenie się nowych wśród tych społeczeństw trendów cywilizacyjnych. Mogą one sprzyjać wzmacnianiu wzajemnych więzi w społeczeństwie i wspólnej identyfikacji kulturowej, prowadzących do przyśpieszenia tworzenia się państwa i jego umacniania, lub te pozytywne tendencje hamować, prowadząc do stopniowego regresu społecznego i upadku państwa. Pozwalam sobie na te bardziej ogólne refleksje, aby wskazać na, moim zdaniem, niedocenianie w naszej historiografii zjawiska wspólnej tożsamości kulturowej, a przecenianie ważności elementu etnicznego w społeczeństwie, który to element nie tylko zbyt często uznaje się za jednorodny i stabilny w historii, ale fałszywie - zamiast uwzględnienia całości dziedzictwa kulturowego (wspólnota języka, tradycji ludowej i historii narodu), uważa się za determinantę naszej tożsamości narodowej.

Aż po późne średniowiecze przetrwały w polskiej mowie liczne pomniki języka staropolskiego, wywodzące się bezpośrednio z języka staroruskiego, świadczące o starych, wschodniosłowiańskich wpływach kulturowych na ziemiach polskich. Oto tytułem przykładu niektóre z nich (pisane tutaj kursywą, wraz z dzisiejszym polskim znaczeniem), zawarte w XIII/XIV-wiecznych "Kazaniach Świętokrzyskich": pośpiej - pośpiesz, cztwioracy - czworacy, tet-to - ten to, wrzemienne - teraźniejsze, imają - mają, togodla - dlatego, zawierne - zaprawdę, tomu - do tego, jeść - jest, kako - jak. W XIV/XV-wiecznych tekstach źródłowych - w "Psałterzu floriańskim": gospodzin (gospodzień) - pan, gospodnowy - pański, wysłuszać - wysłuchać, pienie - śpiewanie, pojcie - śpiewajcie, stolec - siedzenie, zaszczycić - obronić, żywot - brzuch, kromie, krom - bez, oprócz, plenić - brać do niewoli, pomnieć - pamiętać, wieliki - wielki, zakon - prawo. W "Kazaniach Gnieźnieńskich": wtory - drugi, mnogdy - częstokroć. W księgach rachunkowych dworu Jagiełły: szlom - hełm, wrotna - odźwierna, znamienity - znaczny, plet - tratwa. W XV-wiecznych sądowych rotach kościańskich i modlitwach codziennych: szczyt - tarcza, mir - spokój, cyrkiew - kościół,  ukuszenie - smak, mać - matka, otca (otcze) - ojca (ojcze), bracski - braterski, opięć - znowu, miasto - miejsce.

Wielu naszych historyków języka uważa jednak, że to nie z języka staroruskiego, ale "za pośrednictwem czeskim", a więc tym bliższym "kulturze łacińskiej", rozwijała się polszczyzna. "Dowodzi tego ..." - jak pisze zasłużony dla badań historii języka polskiego Zenon Klemensiewicz,"... postać wyrazów zapożyczonych pochodzenia łacińskiego za pośrednictwem czeskim, np. pol. Piotr - cz. Petr, łac. petra [czyli skała - od greckiego πέτρα, czytaj petra -  mój przypis]; pol. anjoł - cz. anděl, łac. angelus". Podane przez badacza przykłady zaprzeczają jednak postawionej przez niego tezie, bowiem polski Piotr i anioł są w oczywisty sposób bliższe nie czeskim, ale staroruskim wyrazom Пётр (czytaj piotr) i aнгел (czytaj angieł - od greckiego ангелос - posłaniec), a te pochodzące z języka starocerkiewno-słowiańskiego, czerpiące z pierwotnego języka greckiego, z którego wtórnie korzystała również łacina i z którego wywodzą się przytoczone przez historyka wyrazy.

Historyczne etnonimy "Lachy" i ich wielkopolski odpowiednik "Polanie", przetrwały w różnych kulturach i wśród ludów ościennych, którzy mieli z nimi (nami) do czynienia, aż niemal do czasów współczesnych. Przytoczmy dwa przykłady, niekoniecznie chwalebne. Wśród Słowian wschodnich zachowały się negatywne konotacje związane z Lachami: "... a i on, kozak dziecię stepu, a sługa niewolnik lackiego panka ..." (Michał Czajkowski - "Koszowata i Ukrainki", Lipsk 1865). Wśród Słowian zachodnich tak w 1837 roku mówił o Polanach czeski pisarz, twórca hymnu narodowego Czech,  Josef Kajetán Tyl, w poemacie "Svátky na Vyšehradě" (Święta na Wyszehradzie): "Nuże, prowadź nas przeciw złym Polanom - A to ksiądz wziął sztandar w mocne dłonie: Za mną, za mną, odważnie na Polany, na Polany wrogów naszych ziem! Strach uderzył we wszystkie Polany ..." (Nuž ty nás veď proti zlým Polanům — Aj tu kněz vzal prapor v mocnou ruku: Za mnou, za mnou chrabře na Polany, Na Polany vrahy našich zemí! Strach udeřil ve všecky Polany ...).

Określeniem "Polan", jako synonimem Polaków,  posługiwano się w dalszym ciągu, po przyjęciu się u progu XI wieku nazwy naszego kraju jako Polska. Adam z Bremy pod koniec XI wieku nadal nazywał nas jako 'Polanie' (Polanis). 

Ciekawe, że u Galla Anonima, a także w Kronice Wielkopolskiej etnonim 'Polanie' odnosił się nie tylko do Polaków - mieszkańców całej Polski, ale czasami zawężany był tylko do nazwy mieszkańców dzisiejszej Wielkopolski - "Sandomierzanie, Mazowszanie, Kujawianie i Polanie" („Sandomiritae, Mazovitae, Cujavitae et Poloni“).

Określenie to przetrwało wśród Polaków aż po czasy nowożytne. Wydawca książek Hieronim Wietor we wstępie do "Żywota Panu Jezu Krysta" Baltazara Opeca (Kraków 1538) zwracał się do czytelników słowami: "... panowie mili Polanie ...". Polski teolog luterański Jan Sandecki (Malecki) opublikował w 1547 roku pieśń "prastarą", w której są słowa: "Racz być łaskaw na Polany, oddal niewierne pogany". W wydanym w 1617 roku kompendium geograficzno-historycznym "The estates, empires, & principallities of the world", autor Pierre d'Avity (1573-1635) pisze: "Etymologia nazwy Polska ... Polska lub Polania [podkreślenie moje] zwana jest tak z powodu równin ... kraj równinnych pól" (Etymologie of the name of Poland ... Poland, or Polania, is so called by reason of the plaines ... a plaine champian countrie). Z końca XVI zachowały się jeszcze inne stare pieśni odwołujące się w imieniu Polan do św. Stanisława: "Święty Stanisławie, nasz miły patronie, proszą ciebie Polanie, módl się Bogu za nie" oraz „Święty Stanisławie, nasz miły patronie, proszą cię Polanie, daj im zboże tanie."

25 komentarzy:

  1. Można spytać kto jest autorem tego artykułu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem ani profesorem, ani nawet doktorem, nie należę do celebrytów - "znawców tematu". Mam jednak za sobą ponad pół wieku głębokich zainteresowań historią, którą poznaję również w kilku językach obcych.

      Usuń
    2. A imię i nazwisko, bo chciałem przytoczyć Pana tezę w swoim artykule

      Usuń
    3. Nie ma to znaczenia, bowiem nie jestem autorytetem, na którego można się powoływać. W zamian oferuję nie skostniałe, ale otwarte spojrzenie na historię, gdzie bardziej polegam na źródłach historycznych i archeologicznych, niż na ich "oficjalnej" wykładni. Każdy interesujący się historią powinien sam dochodzić do prawdy, przez odróżnianie realnych faktów historycznych od ich mniej lub bardziej ideologicznej interpretacji.

      Usuń
  2. i jeszcze pytanko, kiedy dotarli ci Waregowie do Kijowa i czemu nazwali się Polanami w słowiańskim języku oraz kiedy dotarli do Wielkopolski?

    OdpowiedzUsuń
  3. Odkryte w Kijowie pozostałości fortyfikacji, mieszkań i ceramiki z VI-VII wieku, a także bizantyjskie monety cesarzy Anastazjusza I (491-518) i Justyniana I (527-565), amfory i liczne ozdoby wskazują, że Rusowie, czyli plemiona szwedzko-gockie prowadziły za pośrednictwem założonej tam faktorii, całkiem możliwe że na bazie osady słowiańskiej, handel z Bizancjum. W IX wieku osada została ufortyfikowana przez Waregów, czyli zeslawizowanych (przyjęli język Słowian) potomków plemion gockich.
    W większości pochówków z przełomu IX/X wieku w Kijowie i w dorzeczu środkowego Dniepru (teren zajmowany przez kijowskich Polan)ciało zmarłego umieszczono w grobie, z głową skierowaną na zachód. Miecze wikińskie tak zwanego "typu karolińskiego" znaleziono w siedmiu pochówkach komorowych w Kijowie. Ze względu na naturę i szczegóły obrzędów pogrzebowych pochówki te mają bezpośrednie analogie w zabytkach na terytorium Wielkich Moraw: w Starym Mieście, Mikulczycach, w Pogańsku (koło Brzecławia), Skalicy, Starym Kurzymiu, Kolínie, a także w grobach komorowych z tego okresu na terenach Polski (dotychczas około 20 znalezisk: Wielkopolska, Pomorze, np. Sowinki, Dziekanowice, Pień, Cedynia, Ciepłe), nie mówiąc już o Skandynawii. Należy sądzić, że Waregowie penetrowali ziemie dzisiejszych Czech i Polski już w IX wieku. Moim zdaniem, naddnieprzańscy Polanie dotarli do Wielkopolski na przełomie IX/X wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na jakiej podstawie Pan twierdzi, że Rusowie mieli szwedzko - gockie pochodzenie, skoro Nestor wyraźnie odróżnia ich od Szwedów i Gotów?

      Usuń
    2. W nauce (zwłaszcza zachodniej) dominuje pogląd, że zasiedlający tereny Słowian wschodnich Rusowie, mają korzenie skandynawsko-słowiańskie. Sam Nestor przecież nas informuje, że Rusowie przybyli do Słowian za ich zgodą, a nawet na zaproszenie. Oznacza to, że Skandynawowie penetrowali ziemie Słowian już dużo wcześniej i musieli dać się poznać od pozytywnej strony, skoro wodzom słowiańskim zależało na trwalszym pobycie wśród nich Gotów i głębszej z nimi współpracy.

      Ich postępujące od wczesnego średniowiecza wzajemne mieszanie etniczne i kulturowe oraz zachodzący tam najszybszy wśród Słowian postęp cywilizacyjny i ekonomiczny umożliwiły podjęcie tworzenia, pierwszych wśród Słowian, trwałych struktur państwowych. Po wielu minionych od ich pierwszych migracji pokoleniach, Rusowie ulegli slawizacji, w tym zwłaszcza przyjęli język słowiański. Być może mowa ich miała jeszcze na tyle dużo pozostałości języka staro-nordyckiego, a sami Rusowie nadal kultywowali część swoich dawnych tradycji, że dla Nestora zbyt mocno różnili się od ówczesnych Szwedów i Gotów, a także różnili się od lokalnych, nie wymieszanych etnicznie z nimi, Słowian.

      Usuń
    3. Nestor podawał : bowiem tak się zwali ci Waregowie Rusią jako się drudzy zowią Szwedami, inni Normanami, Anglami a inni Gotami; takoż i ci się zwali. Więc Rusowie nie byli Szwedami ani Gotami. Poza tym wcześniej ten sam autor pisał że to lud wygnał Waregow za morze i po okresie swarów miedzyrodowych stwierdził że oni rządzili wcześniej lepiej. Nestor nie mówi nic o Skandynawii ale o Rusi jako siedzibie Waregow za morzem. Równie dobrze może chodzić o Ranów zwanych w przekazach historycznych Rutheni czyli Rusami właśnie. Obok nich żyło plemię Wągrów które dziwnie fonetycznie przypomina Waregów. Chciałem przy okazji zapytać, jak to się stało, że ci Waregowie używali słowiańskich lodzi a nie drakkarow? Czemu tak szybko się niby zeslawizowali, przyjęli słowiańskie imiona, porzucili swoich bogów,.. Gdzie są pozostałości wikińskiej kultury na Rusi?

      Usuń
    4. Nestor nie mówił o Skandynawii zapewne dlatego, że tak daleko jego wiedza nie sięgała. Nazwy Waregów i Wagrów, czy Rutenów i Rusów są zbliżone fonetycznie, geograficznie i czasowo, stąd badacze do dzisiaj snują domysły o ewentualnej współzależności etniczno-kulturowej pomiędzy ludami tak zapisanymi w źródłach. Moim zdaniem wszystkie one zawierają w sobie mieszankę słowiańsko-skandynawską. Slawizacja nie przebiegała "szybko", bo w ciągu wielu wieków. Goci zetknęli się ze Słowianami na Wołyniu prawdopodobnie już w IV wieku. O tak zwanych "słowiańskich łodziach" pisałem m.in. w artykule "Słowiańskie kołki w wikińskich łodziach".

      Usuń
  4. A po co tam się udali do Wielkopolski skoro tam same lasy były i bagna i daleko do handlu z Bizancjum?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rozsądne pytanie. Przyczyny migracji Polan do Wielkopolski mogły być wielorakie, typowe lub nie dla wędrówek innych plemion, wieki wcześniej przemieszczających się tysiące kilometrów od swoich starych siedzib. Migracje plemienne były cechą typową dla okresów przedhistorycznych, a w Europie zasadniczo ustały we wczesnym średniowieczu, po powstaniu państw i granic, po uformowaniu się języków narodowych i poczuciu tożsamości narodowej.
      Wracając do Polan - prawdopodobnym impulsem zmuszającym ich do rozpoczęcia w połowie IX wieku wędrówki na zachód była inwazja plemion tureckich stepowych (Chazarowie, Madziarzy) na ich otwarte przestrzenie. Sąsiadujące na północ od Polan plemię Drewlan nie było już atakowane przez tureckich nomadów, bowiem ich zalesione tereny były nieprzyjazne najeźdźcom. Wędrówka Polan na zachód, pod naporem podążających za nimi plemion węgierskich, trwała zapewne wiele lat, a ich zatrzymanie się na Morawach i w Polsce nastąpiło, kiedy koczownicy wybrali idealną dla nich, półstepową równinę w Kotlinie Panońskiej, jako ich miejsce osiedlenia.

      Usuń
  5. Słodki Jezu, co za brednie - jakie puszcze w Wielkopolsce w X wieku? Tylko w ścisłej Wielkopolsce w tamtym okresie było ponad 70 grodów, to po pierwsze. Po drugie Polanie kijowscy nigdzie nie wyemigrowali - i nie ma mowy o jakimś zmuszaniu czy wypychaniu ich stamtąd przez Chazarów - po prostu przestali im płacić dań odkąd przyszli Rurykowicze z północy - tyle w temacie. Widzę że jest Pan oddać resztki godności i poświęcić wszzystko (z logiką oraz wierności źródłom na czele) - byle tylko przepychać ten swój mit o jakięjś niewiadomo jekiej wiodącej roli Pańskich ukochanych wikingów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według badań, w X wieku 90% terenów w Wielkopolsce zajmowały lasy, leśne łąki i bagna.

      Usuń
  6. Ależ po co tak wysoko się odwoływać, a przy tym imputować, że i dla Jezusa byłyby to "brednie". Wystarczą nam ziemskie argumenty. Te kilkadziesiąt grodów na początku X wieku w Wielkopolsce to były w większości, jak wskazują odkrycia archeologiczne, niewielkie grodziki, czyli miejsca ogrodzone, umocnione. Nie mogły one zasadniczo wpłynąć na obniżenie lesistości tego regionu (tak, jak u Drewlan naddnieprzańskich czy Drzewian połabskich). Dopiero przed połową X wieku ród Piastów zbudował kilka potężnych grodów, a z tych drobnych - jakie zastał, jedne zniszczył, a drugie umocnił. Jak pisze Zofia Kurnatowska w "Pradziejach Wielkopolski" (2008): "Nic nie wskazuje na to, aby w czasach poprzedzających państwo Piastów miało funkcjonować, przyjmowane w dawniejszej literaturze, 'plemienne państwo Polan', obejmujące całą Wielkopolskę". Ja tylko zwracam uwagę, że przed Piastami nie było Polan w Wielkopolsce, a skąd się tam zjawili, można dyskutować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, nie, tak to się bawić nie będziemy. Dopuszcza się Pan bardzo grubej manipulacji (delikatnie mówiąc) - za chwlilę z tych grodów zrobi Pan jakieś ogrodzone patykami zagrody dla kóz. Nie - to były grody, z wałami ziemnymi, z umocnieniami i palisadami. Są zdjęcia z powietrza, wszystko widać. Nie mogły wpłynąć na obniżenie lesistości? To już odjazd tak daleki że nie wiadomo jak komentować. O ile nie zbudowały tych grodów wiewiórki i jeże - tylko ludzie - to ludzie potrzebują jeść - a w średniowieczu pozyskiwano większosć pożywienia drogą uprawy ziemi. Ile hektarów ziemi trzeba uprawiać aby wyżywić populację która będzie w stanie przeprowadzić taką inwestycję jak sieć grodów co 20-30km? O ilości roboczogodzin które musiały być poświęcone na samą budowę nawet nie wspomnę. p.s - stwierdzenie Prof Kurnatowskiej wcale nie stoi w sprzeczności z powyższym - ale to raczej kwestia semantyki, czyli zdefiniowania pojęcia "państwo".
      p.s.2 - nie "nie było Polan w Wielkopolsce" - tylko "nie mamy bezpośrednich, pisanych dowodów" - a to zupełnie co innego.
      p.s.3 - proszę wybaczyć ironię - ale miał Pan kiedyś w ręku "Początki Polski" H Łowmiańskiego? Najwyraźniej nie - więc polecam - zwłaszcza tom III

      Usuń
    2. Zgadzam się z Jah. Małe plemiona posiadały niewiele i niewielkich grodów, jednak trudno mniemać, że były to "miejsca ogrodzone". Kurnatowski i Nalepa badali gród w Międzyrzeczu. Stwierdzili, że niewielkie władztwo, które go zbudowało ok.875 roku, posiadało w pocz. X wieku (jeszcze przed piastowskim podbojem)4 grody (Grądzkie, Międzyrzecz, Pszczew i Rybojady). To bardzo mało. Mimo zdawałoby się, niewielkiego potencjału demograficznego "dolnoobrzańska dziedzina plemienna" (być może była to odizolowana terytorialnie enklawa Poobrzan), prowadziła ruch osadniczy sięgający aż Świebodzina i Niesulic. I to jeszcze od VIII wieku. Podbój piastowski pochłonął te tereny z minimalnymi stratami dla obu stron: w walce (nie wiadomo na ile zawziętej) padł gród w Grądzkiem, pozostałe najwyraźniej poddały się. Międzyrzecz został spalony bez walki i natychmiast wzniesiono w jego miejscu nowy, nieco większy gród. Pozostałe 2 małe grody ocalały, by chronić lokalne przeprawy przez linię jezior obrzańskich, wspomagając gród strzegący głównej przeprawy na szlaku handlowym. Nie dopatrzono się większego ruchu ludności w tym czasie, zatem najprawdopodobniej brak oporu poskutkował pozostawieniem tutejszej populacji na miejscu. Ustalenia Kurnatowskiego i Nalepy wskazują, że ekspansja Piastów nie zawsze natrafiała na znaczący opór, a pochłaniała niekiedy terytoria prowadzące własną, całkiem rozległą akcję osadniczą. A przecież wystarczyło ówczesnym Piastom jedno bardziej szczęśliwe zwycięstwo (choćby w koalicji), udany zabieg dyplomatyczny,a nawet historyczny przypadek- by objęli władztwo nad innym, podobnej siły plemieniem i stali się w jego rezultacie lokalnym graczem pierwszoligowym. A to zaburzało już zastałą "równowagę sił" i rodziło możliwości. Ekspansja Piastów wydaje się dość gwałtowna, jednakowoż niekoniecznie zawsze musiała obfitować w walki i przemoc.

      Usuń
    3. Dziękuję za interesujące uwagi, które zasadniczo podzielam. Jeżeli istotnie Polanie byli wareskiego pochodzenia, to tym bardziej zrozumiałym jest ich umiejętne stosowanie siły militarnej i dyplomacji, jakich zręcznie używali na Rusi, dla uzyskania kontroli nad lokalnymi plemionami w Wielkopolsce. O polityczno-religijnej roli Międzyrzecza na przełomie X/XI wieku wspominałem w artykule „Lotaryngia jednym ze źródeł polskiego chrześcijaństwa”.

      Stanisław W. Adamczyk ("Nadwarcianski Rocznik Historyczno-Archiwalny", 1995) tak pisał: "We wczesnym średniowieczu, zachowując ciągłość wcześniejszego osadnictwa, wyodrębniła się dolnoobrzańska grupa plemienna o umownej nazwie Obrzanie, której państewko, sąsiadujące od zachodu z Lubuszanami, w pierwszej połowie X wieku zostało włączone do poszerzającego swe dziedziny państwa Polańskiego. Umacniali tu swoje posiadanie pierwsi Piastowie".

      Usuń
  7. Nie ma żadnych, ani pośrednich, ani bezpośrednich dowodów, że przed X wiekiem Wielkopolskę zamieszkiwało plemię, które można nazwać Polanami. Gwałtowne zmiany w sposobie i geografii osadnictwa w X wieku w tym regionie dowodzą akurat czegoś przeciwnego - na wejście tam nowego gospodarza, nowego właściciela, z potwierdzoną zabytkami inną kulturą materialną i inną organizacją społeczną. To nie kwestia semantyki, to bezsporne dowody archeologiczne, które każą co bardziej otwartym umysłom powoli odchodzić od "przyjmowanej w dawniejszej literaturze" hipotez o plemiennym państwie Polan. Autochtoniczne plemiona przed-polańskie żyły w ekumenie leśnej, wśród lasów łęgowych, typowych dla obszarów nizinnych, z gęstą siecią rzek i jezior. Wiele wczesnośredniowiecznych plemion w tej strefie klimatycznej, nie żyło z uprawy pól, ale z przerzedzonych łęgami lasów, z myślistwa i hodowli, a Jaćwingowie tak żyli aż po późne średniowiecze. Cenię Łowmiańskiego, bo na swoje czasy i stosunkowo ubogi stan wiedzy interdyscyplinarnej, jaką dysponował wówczas historyk, miał on umysł otwarty. Dzisiaj jednak wiedza "około-historyczna" poszła naprzód i wiele idei i hipotez dawnych historyków-autorytetów musi zostać po prostu odrzuconych.

    Na przykład prowadzone w Puszczy Białowieskiej - jedynej chyba w Europie o charakterze puszczy pierwotnej, badania wskazują, że zawartość pyłku wrzosu pospolitego - typowego wyznacznika karczowania lasów przez człowieka, w pobranych próbkach palinologicznych, nie przekraczała 10 procent dla okresu 700-900 AD, natomiast dla lat 1000-1300 wynosiła około 30 procent. Te same badania dotyczące XIX-XX wieku wskazują, że przy zawartości pyłku wrzosu na poziomie 10% w puszczy tej łąki i tereny krzewiaste stanowiły 10-15% jej powierzchni ("Europe's Changing Woods and Forests: From Wildwood to Managed Landscapes", 2015). Jest wiele innych wskaźników mierzących stopień ingerencji człowieka w niszczeniu lasów, na przykład zawartość w próbkach mikrocząstek węgla (wypalanie lasów), ale i one potwierdzają powyższe dane o minimalnym udziale w usuwaniu obszarów leśnych w tym regionie, w okresie od początku naszej ery do końca XIII wieku.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy wg Pana Polanie mogli być kontynuacją jakąś Antów (Wantów) a przedtem Sporów (k. kijowska), Wenedów (k. zarubiniecka) i Neurów (k.miłogradzka)?

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę wybaczyć, ale aby odpowiedzieć na tak trudne pytanie, konieczna jest pogłębiona znajomość tych kultur, a takiej nie mam, aby wysnuć chociażby zarys spójnej teorii, wyjaśniającej kierunki ich ewolucji czasowo-przestrzennej w powiązaniu z konkretnymi grupami etnicznymi. Pytanie w każdym razie inspirujące w ramach "burzy mózgów", a takie są niezbędne dla rozwoju każdej dziedziny nauki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy wiadomo coś o dokładnejszych datach początku Polan w VI w.?

    OdpowiedzUsuń
  11. Można dyskutować o korzeniach plemion wczesnosłowiańskich, sięgających głęboko w wyodrębnione wcześniejsze kultury Słowian (np. kultura kijowska, a nawet zarubiniecka), ale trudno jest, przy obecnym stanie wiedzy, ustalać "początki" jakiegokolwiek plemienia. Wobec naturalnej ewolucji kulturowej wszelkich grup etnicznych zawsze pozostanie kwestią umowną uznanie, w którym "momencie" określone plemię "powstało", a kiedy zakończyło swoją egzystencję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam. W ogólności popieram główną Pańską tezę. Impuls wyszedł z pod Kijowa, ze wschodu. Impuls morawski Prof. Przemysława Urbańczyka,w formie inspiracji "państwowotwórczej", raczej nie istniał /państwo będzie w przyszłości, można zaryzykować, po wprowadzeniu systemu feudalnego przez Kazimierza Niemca, Mnicha, zwanego Odnowicielem/. Inspiracje morawskie zostały udokumentowane wynikami badań archeologicznymi z okolic Łęczycy./"Początki Łęczycy" pod redakcją Ryszarda Grygiela i Tomasza Jurka/. Skandynawscy wikingowie /zbrojni/ w Wielkopolsce to 2 poł. X w. Procesy ewolucyjne, miejsca "władzodajne" , "Państwo Gnieźnieńskie" to już bajeczna historia Polski .
    Wracając do Pańskiej tezy, proszę Uprzejmie o zapoznanie się z moją "Polańską hipotezą początków Polski". Ostatnio uzyskałem bardzo mocne wsparcie w wynikach badań archeologicznych -Łęczyca, Ciepłe, Lutomiersk.

    OdpowiedzUsuń
  13. Niewątpliwie wnosi Pan do badań nad historią powstania państwa polskiego świeże spojrzenie, często poparte racjonalnym sposobem argumentowania i wiązania faktów źródłowych w spójne teorie. Nie oznacza to, że są one lub będą kiedykolwiek gotowe, skończone i zamknięte przed weryfikacją, bo takich w nauce po prostu nie ma.

    Pana hipoteza warta jest dyskusji w świecie zawodowych historyków, ale czy będzie ich stać na pominięcie "etykiety" i podjęcie dyskusji z kimś "spoza towarzystwa"? Mam nadzieję powrócić do Pana hipotezy przy okazji jednego z kolejnych artykułów.

    OdpowiedzUsuń