28 sierpnia 2016

Zapomniane ślady bizantyjsko-wikińskie

Oto wizerunek łodzi wikińskiej w epickim, nawiązującym do ówczesnej wiedzy archeologicznej, obrazie Wiktora M. Wasniecowa zatytułowanym "Waregowie", który przedstawia przybycie w 862 roku Ruryka do wschodnich Słowian. Ten rodzaj łodzi wikińskiej nasza literatura historyczna przywłaszczyła sobie od dawna jako łódź "typowo słowiańską". Przybyli Wikingowie wyposażeni są w charakterystyczne dla nich hełmy-szyszaki i podłużne tarcze. Wikingowie oczywiście używali również tarcz okrągłych, ale te były jeszcze antycznego (rzymskiego) pochodzenia.


Nic dziwnego, że książęta leżącego u progu świata wikińskiego Pomorza również korzystali z uzbrojenia podobnego, jak u ruskich Waregów - szyszaków (szłomów), czasami z ochroną nosa (nosalami), oraz boków głowy i szyi (barmica), podłużnych tarcz, kolczug i włóczni. Naszym znawcom średniowiecznej broni nie podoba się wschodnie pochodzenie tarczy migdałowej. Nie wskazując dowodu archeologicznego lub ikonograficznego, a powołując się na historyka-amatora R. Ewarta Oakeshotta, gołosłownie ustalają że „jest to na pewno wynalazek zachodni” (Zdzisław Żygulski). Oakeshott powołał się na Ewangeliarza Ottona III (Liuthara), datowany na AD 983-981, który jakoby miał zawierać wizerunek takiej tarczy. W rzeczywistości w zabytku tym, zresztą jak najbardziej bizantyńskim wytworze kulturowym, nie ma takiego wizerunku, są natomiast wielokrotnie ilustrowane tak zwane bizantyjskie "ognie greckie". Dzięki internetowi uważny czytelnik sam może się przekonać o nieprawdziwości tezy Oakeshotta, zaglądając do tego pomnika sztuki bizantyjskiej na stronie Bayerische Staatsbibliothek. Błąd ten powtarzają za Oakeshottem niektóre popularne publikacje w Europie, m.in. angielska Wikipedia pod hasłem Kite shield.

Przy okazji, "ogień grecki" nie był znany w starożytności, jak podaje za naszymi znawcami polska Wikipedia, ale jako broń miotająca ogień została wynaleziona około roku 672, kiedy to cesarz Konstantyn IV począł wyposażać w nią swoje okręty przed spodziewanymi inwazjami na Bizancjum przez floty arabskie. Po raz pierwszy została opisana na początku IX wieku przez mnicha i kronikarza Teofana Wyznawcę, ale do dzisiaj nie jest znana jej właściwa formuła chemiczna i technologia wytwarzania. Stosowana była skutecznie przez wojska bizantyjskie (zwłaszcza w bitwach morskich i oblężeniach) do XIII wieku. Kronikarz Adam Bremeński, opisując Wolin jako "najszlachetniejsze miasto" (nobilissima civitas), przywołuje istnienie w nim "garnka Wulkana" (Olla Vulcani), którzy tamtejsi mieszkańcy nazywają ogniem greckim. Chodziło zapewne o wykorzystanie tej techniki na wieży, pełniącej funkcję latarni morskiej, czy też punktu nawigacyjnego.

Przedstawienie tarczy migdałowej pojawia się w datowanym na około AD 1045, zdobionym bizantyńskimi, a także islamskimi i irańskimi, wykonanymi na jedwabiu motywami, Złotym Kodeksie z Echternach, a więc nie w dziesiątym - jak chce Oakeshott, ale w XI wieku. 

Kodeks ten zawiera m.in. treść umowy małżeńskiej pomiędzy cesarzem Ottonem II a cesarzową bizantyjską Teofanu. Na dworze cesarskim w Bizancjum noszono tak zwany po grecku thorakion - formę wysadzanej drogimi kamieniami przypiętej do pasa szarfy w kształcie tarczy migdałowej. Oto jego ilustracja umieszczona na tak zwanej koronie Monomacha, datowanej na AD 1042.


Obok koronowanego w 1042 roku cesarza Konstantyna IX Monomacha, z prawej strony jego małżonka Zoe i jej siostra Teodora - obie z symbolami tarczy migdałowej i włóczniami w dłoni. Należy tutaj podkreślić, że zanim w X wieku powstały koligacje małżeńskie dynastii ottońskiej z dworem cesarskim w Konstantynopolu, już wiek wcześniej Eudokia Ingerina - córka wareskiego rycerza na dworze bizantyjskim o imieniu Ingar (Ingr), wydała na świat przyszłego cesarza Bizancjum, Leona VI Mądrego. Zwróćmy uwagę, że już w pierwszym pokoleniu wikiński ojciec nadał córce lokalne imię Eudokia, w języku greckim oznaczające "Dobra Sława", czyli nasza Dobrosława. 

Interesujące jest, że duński król Kanut Wielki, kiedy w 1016 roku objął władzę także nad Anglią, nazwał siebie terminem używanym od VII wieku przez cesarzy bizantyjskich - basileus Anglorum, a nie określeniem stosowanym przez cesarzy rzymskich, jak imperator lub augustus. Potwierdzona jest obecność w Anglii XI wieku w źródłach pisanych i archeologicznych tekstów greckich i bizantyjskich pieczęci ołowianych. 

Późniejszy władca Danii, Kanut IV Święty, zasłużył sobie na uwiecznienie go na fresku, namalowanym w XII wieku na jednej z 16 kolumn  w Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem (foto obok). Sylwetka króla jest niemal naturalnej wielkości, opatrzona nadpisem "SCS CHNVTVS REX DANORVM". Król, z koroną - diademem na głowie, ma na sobie szaty władcy bizantyjskiego (tunika do stóp i płaszcz z klamrą), chociaż dzierży broń rycerza normańskiego - w lewej dłoni tarczę migdałową, w prawej włócznię (źródło: Hans Kjær, 1932 - "St. Canute and St. Olaf in the Church of the Nativity, Bethlehem").  

W kontekście przybrania przez króla Kanuta Wielkiego bizantyjskiego tytułu basileus, czy nasz Mieszko I nie przybrał słowiańskiego imienia Miszka? W języku starosłowiańskim oznacza ono niedźwiedzia, co byłoby zgodne z jego zwalistą posturą. Czyż jego nie tylko dziadowie, ale nawet ojciec nie mógł być Wikingiem, który nadal synowi pierwotne imię Dago lub Dagobert? Słowiańsko brzmiące imię Mieszko nasz władca mógł przyjąć na prawdopodobnym chrzcie prawosławnym, poprzedzającym ślub z Dobrawą (Dąbrówką) w AD 965 i późniejszy, około AD 966, oficjalny chrzest łaciński. Jeszcze dzisiaj w języku bułgarskim, wywodzącym się bezpośrednio z języka starocerkiewno-słowiańskiego, słowo "mieczka" (мечка) oznacza niedźwiedzia. W języku litewskim "meškiukas" to miś pluszowy. Dag (Dagr) to w mitologii nordyckiej personifikacja słońca, dnia. W języku staronordyckim oznacza "dzień", ale i "okres życia, życie". Końcówka imienia -bert pochodzi od protogermańskiego słowa *berhtaz, oznaczającego "światły, błyskotliwy, znakomity". W gockim przekształcone zostało w "𐌱𐌰𐌹𐍂𐌷𐍄𐍃" (bairhts),  a w staronordyckim w bjartr.
 
Ibrahim ibn Jakub, będący na usługach kalifa Kordoby, Al-Hakama II, żydowski handlowiec i kronikarz, pisał około 965 roku o Mieszku I (Mashaqu lub Mešqo, w zależności od różnej transliteracji ze starożytnego języka arabskiego) jako "królu Północy". Może to określenie nie było przypadkowe i świadczyło o sile politycznej i militarnej Mieszka I, której nie próbowali bardziej sprawdzać nawet niszczący najazdami Europę zachodnią i Bizancjum Węgrzy.

Gall Anonim tak pisał o Bolesławie Chrobrym: "Miał zaś król dwunastu przyjaciół i doradców, z którymi oraz ich żonami, zbywszy się trosk i narad, lubował się w wesołym biesiadowaniu i towarzystwie; z nimi też poufalej prowadził tajne narady w sprawach królestwa." Chociaż liczba 12 może z naszej, chrześcijańskiej perspektywy, najbardziej kojarzyć się z dwunastoma apostołami Chrystusa, nie należy zapominać, że we wczesnym średniowieczu nakładały się na siebie i współistniały także inne tradycje i religie, w których liczba 12 odgrywała ważną rolę: 12 głównych bogów w mitologii greckiej, czy 12 synów boga Odyna w mitologii nordyckiej. 

Szczególnie w tradycji nordyckiej dwunastka była ważną liczbą, na przykład "Saga św. Olafa" (Olafs saga helga) mówi, że dla króla Uppsali zostało wyznaczonych dwunastu doradców; w Sadze o Herwarach jest dwunastu braci - wojowników (berserków) oraz dwunastu mędrców króla; w Gesta Danorum jest legendarny władca duński Rolf Krake z dwunastoma berserkami. Nie możemy mieć pewności, z których tradycji Chrobry stworzył sobie 12-osobowy zespół zaufanych doradców. Czy ważyłby się szukać biblijnej analogii z apostołami, przyrównując się do roli Chrystusa?

Tarcza migdałowa jako broń została wprowadzona w Bizancjum prawdopodobnie już w pod koniec IX wieku, razem z tak zwaną kopią podramienną (couched lance), jako formą ataku konnego. Poza tym, "At least from the first half of the eleventh century an almond-shaped shield is in evidence in Georgia, which must have been introduced from Byzantium" [Journal of  Medieval Military History, 2014, Volume XII]. Oto ilustracja tarczy migdałowej w orientalnej scenie walki z udziałem słoni, pochodząca z tak zwanej Biblii św. Piotra z Rodos, datowanej na XI wiek (źródło: Bibliothèque nationale de France).


Spójrzmy na polski przykład, jeden z najstarszych, tarczy migdałowej. Oto poniżej ilustracja zachowanego fragmentu pieczęci pomorskiego księcia Kazimierza I. Wykonana w czerwono-brązowym wosku, z czerwonymi nićmi z jedwabiu, pochodzi ona  z dokumentu datowanego w roku 1170 i znajdowała się w Königlichen Geheimen Staats-Archive w Berlinie (źródło: "Siegel des Mittelalters von Polen, Lithauen, Schlesien, Pommern und Preussen", 1854).

Postać księcia ubrana jest w strój rycerski zbliżony do ubioru wikińskiego. Na tarczy widoczna jest część książęcego herbu z kwiatem lilii. Ten pochodzący z Orientu symbol królewskiej (tutaj książęcej) władzy zaczął być od końca XII wieku coraz bardziej popularny w arystokratycznej i rycerskiej heraldyce Europy.


Podobnego rodzaju, inna tarcza drewniana, w znacznej części zachowana, jak na powyższej ilustracji w dłoni księcia Kazimierza I, została odkryta na Podzamczu w Szczecinie i została "wydatowana" metodą dendrochronologiczną na lata 1170-1197, czyli dokładnie z okresu wyżej zilustrowanej tarczy książęcej. Mimo ich fizycznego podobieństwa, niektórzy nasi historycy, oczywiście wykluczając skandynawską współobecność kulturowo-etniczną na Pomorzu od zarania średniowiecza,  z góry przyjmują, że tarcza "musiała" pozostać po jednym z nieokreślonych z napadów duńskich na Szczecin. Dziwne, że do tej pory nie pokusili się na stworzenie podobnej koncepcyjnej hiperboli w stosunku do tarczy, którą dzierżył Kazimierz I.

Symbol kwiatu lilii na tarczy księcia Kazimierza został umieszczony na jego pieczęci niewiele później, niż została wybita w Lundzie w okresie 1110-1115 moneta duńskiego króla Nielsa Starego (1064-1134). Król przedstawiony jest w półpostaci z wyciągniętym mieczem i berłem z lilią. Jego w bizantyjskim stylu korona ozdobiona jest kulkami. Na rewersie przedstawiony jest krzyż liliowy, podobnie jak na zwieńczeniu absydy katedry kamieńskiej, ufundowanej przez Kazimierza I. W otoku monety wybite jest imię NIKOLAS i, co najbardziej niezwykłe, imię królowej MARGARETA (źródło: Ulla Haastrup, 2016 - "Stifterbilleder og deres ikonografi i danske 1100-tals fresker"). Co jest szczególnie interesujące to fakt, że pokazane tutaj paralele ikonograficzne w symbolice kwiatu lilii, łączące  władców Danii i Pomorza, wzmocnione są faktem, iż Magnus Silny, syn Nielsa Starego, w 1129 roku pojął za żonę Ryksę, córkę Bolesława Krzywoustego. Były to czasy pełnej kontroli Pomorza przez polskiego władcę.


O przetrwałym w innej części ziem przybałtyckich - w Kurlandii i na Żmudzi, aż po czasy nowożytne,  spadku kulturowo-etnicznym po Wikingach i Gotach mówią w swoim dziele "Starożytna Polska pod względem historycznym, geograficznym i statystycznym opisana" (Tom 3, 1846) polscy historycy Michał Baliński i Tymoteusz Lipiński: "Lecz zbliżając się do czasów zaprowadzonego chrześcijaństwa na północy, do czasów więcej historycznych, nowy wpływ, a daleko dzielniejszy od innych widzieć się daje. Ludy Skandynawskie z brzegów Szwecyi, Norwegii i Danii, rozlatują się na lekkich łodziach swoich po Morzu Bałtyckim, i najeżdżać zaczynają pobrzeża Kuronów i Sambów, czyli Prusaków. Te ich najazdy nie ograniczają się nawet samemi rozbojami; mieszkańcy Szwecyi we środku dziewiątego wieku zdobywają osady w dzisiejszej Kurlandyi i Żmudzi i mieszają się z krajowcami, gdzie dotąd w ostatniej ślad ich bytu pozostaje w niektórych nazwiskach szlachty, zupełnie gockich. ... Wszakże pierwiastkowa cywilizacya Żmudzi, a przynajmniej wstrząśnienie jej w rodowym bycie dawnym należy Skandynawom. Osady ich musiały być niemałe, kiedy w imionach szlachty żmudzkiej ślad tego pozostał: ... Ejmund, Eismont, Dowmund, Dowgird, Mongird, Norwid, Misztolt, Gintowt, Milmont, Milwid ". Nordyckie imię Ejmund znalazło swoją historię o ruskich Waregach w Sadze o Ejmundzie ("Eymundar þáttr hrings").

Wikińskie tarcze o kształcie migdała (migdałowate), zwane także normańskimi, utrwalone zostały na pochodzącym z XI wieku i wykonanym w Bizancjum relikwiarzu tzw. Krzyża Prawdziwego, obecnie w zbiorach Muzeum Ermitaż w Petersburgu oraz na piastowskim XII-wiecznym tzw. kielichu królewskim (tzw. "drugi kielich Dąbrówki") z Trzemeszna, w detalu sceny walki Dawida z Goliatem. Obydwa wyobrażenia zestawione są na poniższej ilustracji.

Postać z drugiego trzemeszeńskiego kielicha uosabiająca Goliata z normańską tarczą (po prawej stronie), jest możliwą wizualizacją XII-wiecznego rycerza z Polski. Podobnie jak opisana wyżej scena z Drzwi Gnieźnieńskich, przedstawiająca - według "Dziejów Polski" (PWN 1993) - wyposażonych w takie tarcze "wojów pieszych z czasów Bolesława Chrobrego". I tym razem można chyba dodać za naszymi historykami - polskich rycerzy "w tradycji wikińskiej". Warto tutaj zauważyć, że - w odróżnieniu od reliktów tarcz wikińskich, archeolodzy nie odkryli dotąd śladów ani jednej wczesnośredniowiecznej "tarczy słowiańskiej" na terenach Polski piastowskiej, czy poza nią.

Historycy sztuki uznają, że na relikwiarzu bizantyjskim z Petersburga, przedstawiającym sceny biblijne z ukrzyżowania Chrystusa rzymski żołnierz z tarczą normańską, podobną do tej z kielicha z Trzemeszna (po lewej stronie poniższej ilustracji) posiada strój i atrybuty Warega - żołnierza gwardii wareskiej

Na marginesie, niektórzy polscy historycy błędnie przyjmują powstanie gwardii wareskiej w Bizancjum za czasów cesarza Bazylego II (lata panowania 976-1025). Jednakże  już w 902 roku około siedmiuset żołnierzy wareskich służyło w marynarce bizantyjskiej, w kampaniach przeciwko muzułmańskiemu emiratowi Krety. W bizantyjskim manuskrypcie z AD 515, zwanym dzisiaj niezbyt sensownie "Wiener Dioskurides" - Wiedeńskim Dioskuridesem (nie mylić z wiedeńskim sznyclem lub parówkami; ech, ta zachodnio-europejska megalomania!), jest wzmianka o dowódcy gwardii wareskiej o imieniu ΜιχαήλMichaíl. 

Grek Pedanios Dioskurides był w I wieku n.e. jednym z najsławniejszych w czasach antycznych lekarzy, autorem dzieła "Περὶ ὕλης ἰατρικῆς - Perí hýlēs iatrikḗs" (łac. Materia medica) i uważany za pioniera farmakologii. Łaciński tekst jego dzieła z VI wieku zwany był Dioscorides longobardus. Z Wiedniem ten autor ma mniej wspólnego, niż te oto wiedeńskie parówki (Wiener Würstchen) - tylko tyle, że tam jego dzieło jest przechowywane.

To prawdopodobnie właśnie z Bizancjum rozprzestrzenił się ten typ tarczy na wareską Ruś i poprzez Normanów - na frankijską Europę. Normański typ tarczy widoczny jest także na XIII-wiecznej pieczęci gdańskiego Mściwoja II, namiestnika książąt krakowskich; podobnie jak i na pieczęciach (z podobnego okresu) księcia Leszka Białego i księcia Henryka II Pobożnego.

Nie wiadomo czemu drugi kielich z Trzemeszna nazwano królewskim, mimo że jest o niższej wartości artystycznej od pierwszego. Tak samo przyjęło się w sięgającej XVII wieku tradycji uważać obydwa kielichy jako dar księżnej Dobrawy  (Dąbrówki), żony Mieszka I, gdyż nadal nazywane są nie tylko przez kreujących mity "pospolitych" dziennikarzy, ale i (quelle horreur!) przez niektórych zawodowych historyków, jako tzw. "kielichy Dąbrówki", mimo że pochodzą z końca XII wieku i nic nie wskazuje, aby miały coś wspólnego z Dobrawą lub Czechami.

Mniej znany, "pierwszy kielich Dąbrówki", wykonany został w tak zwanej technice złotniczej niello, przedstawia sześć scen z Nowego Testamentu, a na jego podstawie wyryto cztery figury cnót kardynalnych z podpisami: Iusticia (sprawiedliwość), Temperancia (wstrzemięźliwość), Fortitudo (męstwo) i Prudencia (mądrość). Technika grawerowania niello, chociaż powstała w Egipcie dużo wcześniej, rozkwitła w X-XIII wieku w bizantyjskiej strefie kulturowej, szczególnie zaś na Rusi Kijowskiej. Tamtejszych złotników sławił bizantyński XII-wieczny poeta Jan Tzetzes.

Przykładem sztuki złotniczej w technice niello jest poniższa, pochodząca z Kijowa srebrna zawieszka. Zabytek o rozmiarach 51-55-16 mm, datowany jest na XI-XII wiek i należy do zbiorów nowojorskiego Metropolitan Museum of Art. Przedstawia on sylwetkę gryfa (połączenie lwa i orła), o którym będziemy na tym blogu wiele mówić.

Historycy sztuki uznają, że do pierwszego kielicha z Trzemeszna należała także srebrna patena (talerz), datowana na koniec XII wieku, z wygrawerowaną główną sceną ukrzyżowania oraz dziewięcioma scenami ze Starego Testamentu na obwodzie. Patena ta stanowi obok dwóch kielichów trzeci element skarbu, który z uwagi na jednolitość genezy kulturowej powinien zwać się Skarbem Trzemeszeńskim. Centralna scena przedstawia ukrzyżowanego Chrystusa z napisem ponad głową: IHC NAIARENVS (NAZARENVS). Pierwsza część monogramu IHC to trzy pierwsze litery z greckiego słowa IHCOYC, które wraz z drugim słowem znaczą Jezus z Nazaretu. W sposób znamienny dla sztuki bizantyjskiej przedstawiano ukrzyżowanego Chrystusa nie ze stopami skrzyżowanymi, lecz spoczywającymi swobodnie na podporze - elementy ikonograficzne obce w kościele łacińskim. W ten sposób przekazano wiernym, że wobec bliskiego jego zmartwychwstania, istotą Chrystusa na krzyżu nie jest cierpienie, ale panowanie nad światem. Bardzo podobną sylwetkę, ukrzyżowanego, ale stojącego na podeście, Chrystusa, z twarzą nie przedstawiającą cierpienia, zawierają inne, klasyczne dzieła sztuki bizantyjskiej, na przykład: iluminacja w znajdującym się w zbiorach wawelskich Ewangeliarzu Emmeramskim z końca XI wieku, iluminacja z Sakramentarza Henryka II z początków XI wieku (w zbiorach Bayerische Staatsbibliothek, Monachium) oraz mozaika, prawdopodobnie X-wieczna, z  Museo dell'Opera del Duomo, Florencja. O bizantyjskiej symbolice ukrzyżowania Chrystusa pisałem w artykule "Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska".

Zwróćmy tutaj uwagę, że na otwierającym cykl rysunków "Poczet królów i książąt polskich" wizerunku Mieszka I (tutaj fragment grafiki, źródło: Wikipedia, domena publiczna), Jan Matejko "wyposażył" pierwszego władcę Polski w krucyfiks z bizantyjską formą Chrystusa triumfującego (gr. Ο Χριστός θριαμβευτής - O Christós thriamveftís), a nie na sposób łaciński - cierpiącego. Zgodnie z bizantyjskim zawołaniem "Pod tym znakiem zwyciężysz" (In hoc signo vince), artysta ukazał Mieszka I, dzierżącego w prawicy miecz, a w lewej dłoni krucyfiks z Chrystusem panującym, nie cierpiącym, z Chrystusem - zwycięzcą, zwycięzcą życia nad śmiercią.

Jest to charakterystyczne dla religii ortodoksyjnej przedstawienie Chrystusa, w odróżnieniu do postaci Chrystusa z nogami skrzyżowanymi - typowego na krucyfiksach ze strefy kościoła łacińskiego.

Chociaż historyczne obrazy i ilustracje Jana Matejki nie są same w sobie źródłem historycznym, to trzeba pamiętać, że artysta na każdą postać historyczną poświęcił wiele lat studiów o danym władcy i o zabytkach i materiałach ikonograficznych z aktualnej jemu epoki.

Podobny w charakterze do "mieszkowego" krzyża jest krzyż wyrzeźbiony w jaśpisie, w formie zawieszki, z przełomu IX/X wieku, dedykowany cesarzowi bizantyjskiemu Leonowi VI. Pod krzyżem widoczny jest tak zwany globus krzyżowy (globus cruciger), a u nas jabłko królewskie - symbol władzy cesarskiej, najpierw w Bizancjum, później także u cesarzy i królów w państwach europejskich.

W wewnętrznym obwodzie pateny z Trzemeszna widnieje napis: "Vita subit letum, dulcedo potat acetum. Non homo sed vermis, armatum vincit inermis", czyli: "Życie podporządkowuje się śmierci, słodycz pije ocet. Nie człowiek, lecz robak jego zbrojnego zwycięża bezbronny". Są to słowa Hildeberta (1055-1133), francuskiego arcybiskupa Tours (którego, jak niektórzy nasi historycy suponują, mógł znać "nasz" Gall Anonim). Dodano więc słowa teologa kościoła łacińskiego, jakby przeczące przesłaniu ikonograficznemu dzieła bizantyjskiego, bowiem zawarta jest w nich idea śmierci jako zwycięzcy nad człowiekiem. Na obramieniu pateny widnieje następująca inskrypcja: "Clamant scripture, quod signavere figure. Sign is patratis, jubar emicuit deitatis. Que precesserunt Christi tipus ilia fucrunt", czyli: "Pismo święte wieści, co te postaci oznaczają. Gdy zostaną (tutaj) umieszczone, rozbłysk świętości się objawia. Postać Chrystusa poprzedziła wszystko".

Dziwnym wydaje się, że w wielkiej monografii - syntezie polskich zabytków literatury Teresy Michałowskiej "Średniowiecze", 1995-2006, nie dokonano analizy treści i heksamerycznej formy epigramu na patenie z Trzemeszna. Może słuszną być interpretacja Józefa Łepkowskiego dwóch kobiecych postaci towarzyszących Chrystusowi,  jako alegoria Polski pogańskiej - kobieta z przepaską na oczach, opuszczoną chorągwią i upadłą koroną, oraz Polski chrześcijańskiej - kobieta z koroną na głowie i podniesioną chorągwią, zbierającą do czary krew Chrystusa. Jeżeli jednak, jak sądzą niektórzy historycy sztuki, był to "import" wyrobu gotowego, a nie wykonanego według artystycznego zamówienia polskiego arystokraty, to figury kobiet w tej scenie mogą personifikować władzę państwową, z jednej strony skorumpowaną i słabą, z drugiej - prawowitą i silną.

Jean-Pierre Caillet, francuski historyk sztuki, tak się wyraził o tej patenie: "... Ukrzyżowanie z pochodzącej z Trzemeszna (Polska) pateny każe w oczywisty sposób myśleć o X-wiecznej, powstałej w Konstantynopolu patenie z katedralnego skarbu w Halberstadt." [Paolo Piva (red.) "L'arte medievale nel contesto 300-1300 Funzioni, iconografia, tecniche", Milano 2006]. Oto patena z Trzemeszna (źródło: "Monuments du moyen age et de la renaissance dans l'ancienne Pologne", 1855).


Jest jeszcze jeden, pochodzący z bazyliki w Trzemesznie ważny zabytek ruchomy, zwany kielichem św. Wojciecha. Legenda mówi, że biskup przed wyprawą do Prusów  odprawiał w Trzemesznie nabożeństwa  z użyciem tego mszalnego kielicha. W istocie tylko czara kielicha miałaby pochodzić z X wieku  - co jest niesłychanie spekulatywną hipotezą, natomiast stopa i nodus z końca XII wieku, a oprawa wewnętrzna czary dopiero z XV/XVI wieku. 

Naczynie składa się z kilku elementów, które zostały wykonane w różnym czasie. Najstarszą jego częścią jest agatowa czasza. Jest to prosty w formie kubek, od spodu lekko profilowany. Naczynie zostało wykonane z jednego kawałka półszlachetnego kamienia o brunatno-czerwonej kolorystyce, która wpada miejscami w odcień ciemnobursztynowy i jest poprzecinana mlecznobiałymi warstwami, miejscami przeźroczystymi i opalizującymi. Warstwy tworzą nieregularne plamy. Kubek został najprawdopodobniej wykonany w warsztatach bizantyńskich. Gdy czasza pękła, została oprawiona w złoto" (Katalog wystawy w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, 2016). Nodus kielicha ozdobiony jest wygrawerowanymi motywami roślinnymi, tak zwanymi arabeskami, oplatającymi pół nagiego człowieka (czy to też "pigmej"? - jak odkryty przez historyków sztuki na Drzwiach Gnieźnieńskich, vide artykuł "Słowiańskie kołki w wikińskich łodziach"), lwa, strusia i innego ptaka. Arabeski, jako forma ornamentyki plecionej z motywami roślinnymi, charakterystyczne były nie tylko dla sztuki hellenistycznej, celtyckiej, a później rzymskiej, ale znalazły kontynuację w sztuce arabskiej (stąd nazwa), bizantyjskiej i wikińskiej. César García de Castro Valdés, odpowiedzialny za dziedzictwo kulturowe hiszpańskiej Asturii, uznaje trzemeszeński kielich za "produkt bizantyjski" (Anales de Historia del Arte, 2014).

Przy okazji, kiedy mówimy o Asturii, to wypada wspomnieć o bazylikowych w formie, czyli bizantyjskiego pochodzenia, wczesnośredniowiecznych kościołach w tej prowincji - w Oviedo, Val del Dios i Naranco. Zapatrzony w wyłącznie łacińskie korzenie kulturowe Europy, polski historyk sztuki, Karol Estreicher ("Historia sztuki w zarysie", 1988), w nawiązaniu do widocznego, ale niezrozumiałego dla niego w sercu zachodniej Europy, wschodniego charakteru tych budowli, tak pisze (podkreślenie moje): "Zarówno ten kościół [w Naranco], jak i kościół w Germigny-des-Prés [Francja], jak i niektóre kościoły w północnych Włoszech, wykazują jakieś trudne do wytłumaczenia związki z budownictwem w dalekiej Armenii (np. z katedrą w Eczmiadzin). Tłumaczą się one być może wędrówkami Gotów". 


Oto powyżej fragment bizantyjskiej mozaiki z kościoła w Germigny-des-Prés (źródło: Wikipedia). Mozaika przedstawia bibilijną Arkę Przymierza - ozdobną skrzynię, w której przechowywane były dwie mojżeszowe kamienne tablice z treścią Dekalogu. Domysł historyka o przywleczeniu sztuki bizantyjskiej do Europy przez Gotów ma coś na rzeczy, ale nie do końca. Być może jego skojarzenie, nie poparte głębszą analizą, wynikało z faktu, że akurat ten kościół we Francji ufundował, będący Gotem z pochodzenia, biskup Teodulf z Orleanu. Już od schyłku czasów antycznych i w okresie wielkich migracji, plemiona gockie stykały się (i częściowo je przyswajały), z kulturami wschodnimi na Bałkanach i w strefie Morza Czarnego.

Dystrybutorami sztuki bizantyjskiej w Europie we wczesnym średniowieczu byli przede wszystkim wschodni, głównie greccy rzemieślnicy, artyści, architekci, którzy - zwłaszcza w dobie ikonoklazmu, masowo emigrowali z Bizancjum do Europy zachodniej. Władcy europejscy, pragnący nadać swojej władzy większego prestiżu, z własnej inicjatywy sprowadzali Greków, aby budowali i dekorowali europejskie pałace i kościoły. Obok Bizantyjczyków także wczesnośredniowieczni Goci, czyli przede wszystkim handlujący z Bizancjum, albo służący na tamtejszych dworach, Waregowie, byli rozsadnikami wschodniej kultury w Europie.

Jakim środowiskom artystycznym przypisują nasi historycy wykonanie skarbu z Trzemeszna? Ano: mozańskiemu, środkoworeńskiemu, angielskiemu, bawarskiemu bądź polskiemu. Wiążą "automatycznie" przechowywane w Europie zachodniej zabytki z lokalnym miejscem ich wytworzenia, ignorując intensywne przepływy kulturowe z Bizancjum, jakie miały miejsce w epoce karolińsko-ottońskiej (handel, dary, rabunki, ściąganie artystów bizantyjskich przez władców i elity Europy, emigracja tamtejszych artystów, zwłaszcza wymuszona prześladowaniami w czasach tzw. ikonoklazmu). 

To nie Rzym na przełomie X/XI wieku był centrum cywilizacyjnym na kontynencie europejskim, ale - jak zauważył Walerian Meysztowicz "centrum cywilizacji greko-łacińskiej kwitnęło w Konstantynopolu" ("Le centre de la civilization gréco-latine fleurit à Constantinople ..." - "Antemurale", Tom IV, Rzym 1958). Przyjmowane dziś z góry nastawienie na udowadnianie za wszelką cenę "łacińskości" - w sensie pochodzenia zabytku (lub idei jego wytworzenia) z Italii, nawet tam gdzie jej nie ma, albo istnieje tylko w pewnym stopniu, nie ma nic wspólnego z postawą naukową, jakiej oczekiwalibyśmy od każdego historyka - profesjonalisty.

Zauważmy, że w okresie rozkwitu Cesarstwa Bizantyjskiego plemiona gocko-normańskie pięciokrotnie oblegały i plądrowały Rzym - w AD 410 przez Wizygotów pod władzą Alaryka I, w AD 455 Wandalowie pod władzą Genzeryka, w AD 546 i AD 549-550 Ostrogoci pod władzą Totili oraz w AD 1048 Normanowie pod władzą Roberta Guiscarda. Rzym w okresie wczesnego średniowiecza był nie tylko słaby politycznie, ale i kulturowo, a jego ranga zaczęła się odradzać dopiero w okresie Imperium Karolińskiego i Ottońskiego.

To w 960 roku, po raz pierwszy w Europie zachodniej na północ od Alp w saksońskim Gernrode, zbudowano kościół św. Cyriaka z bizantyjskimi emporami - galeriami nad bocznymi nawami. Nie tylko forma budowli, ale jej najstarsze ozdobne elementy architektoniczne są bizantyjskiego pochodzenia. Oto z prawej strony ich przykład - wizerunek gryfa i ptaka wśród roślinnej ornamentyki.

Zastanawiające jest, że w połowie X wieku prądy religijno-kulturowe z Bizancjum docierały do Saksonii, a już wiek wcześniej na Morawy i Czechy, że w połowie X wieku handel z Orientu trafiał na Pomorze i do Skandynawii, sięgając daleko na północ i zachód poza Polskę piastowską. Bizantyjskie wpływy kulturowe, a nawet religijne w Skandynawii wykraczały daleko poza II połowę XI wieku, kiedy dokonała się schizma w kościele chrześcijańskim i antagonistyczny odtąd podział na jego tradycyjny, ortodoksyjny kościół bizantyjski i zreformowany kościół łaciński. 

Islandzki skald z początku XI wieku, Þórarinn Loftunga, mówił o Kanucie Wielkim, królu Anglii, Danii i Norwegi - „Knútr broni ziemi, jako strażnik Grecji broni Królestwa Niebieskiego” (Knútr verr grund sem gætir Gríklands himinríki). Ta staroonordycka przenośnia - kenning, jest jeszcze jednym potwierdzeniem silnych związków, w okresie przed schizmą kościołów, nie tylko gospodarczych i politycznych, ale kulturowych i religijnych pomiędzy światem bizantyjskim i skandynawskim.

Jeszcze w XII wieku, jak zauważa Ebbe Nyborg z Muzeum Narodowego w Kopenhadze ("Danske kalkmalerier som kilder til forholdet mellem Norden og Byzans i 1100-tallet: en diskussion af seks nylige bidrag", Fornvännen 2018:4), widoczne jest "... przytłaczające występowanie fresków inspirowanych bizantyjskimi wpływami na Zelandii i w Skanii" (... overvældende forekomst af byzantinskprægede kalkmalerier på Sjælland og i Skåne). Autor postuluje, aby na pytanie o przyczyny silnego oddziaływania Wschodu na wyraz ikonograficzny duńskich kościołów w tamtym okresie, odpowiedzi szukać w "połączeniu badań nad tymi polichromiami z pisemnymi świadectwami powiązań dynastycznych i innych z Rusią i Bizancjum" (... kombinering af kalkmalerierne med de skriftlige vidnesbyrd om dynastiske og andre kontakter til Rus-riget og Byzans).

Poniższy fresk bizantyjski, datowany na około rok 1125, odkryto w kościele w Sæby, w północnej Jutlandii (Ulla Haastrup i John Lind, 2016 - "Dronning Margrete Fredkulla. Politisk magthaver og mæcen for byzantisk kunst i danske kirker i 1100-tallets begyndelse").


Niech poniższa mapa zaświadczy o skali handlu prowadzonego przez Polskę piastowską za pośrednictwem skandynawskim z Bizancjum, jak wynika to jednoznacznie z dotychczasowych odkryć archeologicznych (Marek Jankowiak - "Byzantine Coins in Viking-Age Northern Lands", w: "Byzantium and the Viking World", Uppsala 2016). Kwadraty oznaczają skarby, a kółka odkrycia pojedynczych monet, zasadniczo datowane na okres od połowy IX wieku do połowy XI wieku.


Największe skupisko bizantyjskich monet jest oczywiście w samej Skandynawii, zwłaszcza na Gotlandii, natomiast na terenach Polski jest największa poza Skandynawią koncentracja znalezisk tych monet. Zapytajmy retorycznie, czy to przypadek? Handel Polski z Bizancjum musiał chociaż częściowo być prowadzony przez Małopolskę i Wielkopolskę, a mimo to nasi historycy nie potrafią uchwycić śladów wschodniego chrześcijaństwa w państwie Mieszka I, chociaż takie znajdowane są w Skandynawii, a szczególnie na Gotlandii. 

Mieszko I, który zatrudniał trzytysięczną armię wikińsko-bizantyjskich Waregów - z pewnością niezupełnie pogan, czyż nie był otoczony wschodnimi chrześcijanami, jacy z pewnością znajdowali się wśród rycerzy gwardii wareskiej? Czyż władca Polan nie opłacał czasem swojej gwardii przybocznej bizantyjską monetą? Mieszko I, czyż nie mógł przyjąć również tego wyznania, jak chroniąca go armia wareska - jak wskazuje wiele źródeł historycznych, daleko przed tym, zanim zdecydował się poślubić Dobrawę?


Kontakty polityczno-kulturowe skandynawsko-bizantyjskie trwały przez kolejny wiek XI, czego małym potwierdzeniem jest powyższy kamień runiczny (U112) z połowy XI wieku, postawiony i zachowany w parafii Ed, w szwedzkiej Upplandii. Wyryto na nim następujący napis „Ragnvaldr kazał wyrzeźbić te runy; był on w Grecji dowódcą orszaku”. Chodzi tutaj o Ragnvalda Ingvarssona, postać historyczną, który był kapitanem Gwardii Wareskiej w Konstantynopolu w I połowie XI wieku. Jeden z historyków sugeruje, że zmarł on w AD 1043, kiedy został wynajęty przez Włodzimierza Jarosławowicza, księcia Nowogrodu, na wojnę rusko-bizantyjską, której jedna z bitew - pod Iskrestos (nad cieśniną Bosfor), miała miejsce w tamtym roku.

W pracy "La cathédrale de Reims son histoire son architecture sa sculpture ses vitraux" Hans Reinhardt (1963), analizując w katedrze Marii Panny w Reims rzeźby pochodzące z początku XIII wieku, w tym postać Boga w scenie Sądu Ostatecznego w południowym portalu katedry, wyraził o wykonawcy tej rzeźby następującą opinię: "Nie ulega wątpliwości, że artysta musiał znać cały szereg dzieł z najlepszego okresu sztuki hellenistycznej". 

Bardzo zbliżony do rzeźby z Reims jest wizerunek Chrystusa, z właściwą dla sztuki bizantyjskiej aureolą krzyżową (tak jak i na patenie z Trzemeszna), wyryty na staurotece (relikwiarzu) z klasztoru benedyktyńskiego w nadmozelskim Mettlach (foto: Zentralinstitut für Kunstgeschichte, Munich).

Spójrzmy na szczegóły jeszcze jednej "tarczy piastowskiej", jaką utrwalili bizantyjscy mistrzowie w fasadzie opactwa św. Idziego w prowansalskim Saint-Gilles, który odwiedzali wysłannicy księcia Władysława Hermana. Zapewne ten "szczyt doskonałości" sztuki bizantyjskiej, jak określił architekturę klasztoru Prosper Mérimée, musiał zrobić na polskich przybyszach ogromne wrażenie, bowiem skutecznie wstawili się u tamtejszego św. Idziego o "cudowne narodziny" Bolesława Krzywoustego. Scena przedstawia, tak jak na kielichu z Trzemeszna, walkę Dawida z Goliatem (foto: Ella Pronk, Amsterdam 2013).


Zestawianie  "tarcz słowiańskich" z wzorami bizantyjsko-normańskimi brzmi jednak jak herezja dla tych historyków, którzy w kielichu "królewskim" z Trzemeszna nie tylko nie widzą wpływów ani ze Wschodu, ani z Północy, bowiem w mozole ustalili że wykonawca tego dzieła przybył z Prüfening do Trzemeszna, gdzie je zrealizował. Dlaczego stamtąd i dlaczego miało ono powstać w Polsce?

Wyjaśnił to zachodnim czytelnikom "Journal of the Warburg and Courtauld Institutes" (1971) Piotr Skubiszewski: "It must be remembered that there were connections between Prüfening and Poland in the twelfth century" (str. 63). W jakim zakresie istniały bezpośrednie i szczególne relacje klasztoru w Prüfening z Polską, poprzez które miałby w Trzemesznie powstać ten kielich i to inspirowany właśnie stamtąd, a nie z dziesiątek lub setek innych miejsc w Europie, z którymi Polska w XII wieku miała "koneksje"? Czy miałoby wystarczyć, że w Prüfening powstał pierwszy z trzech (napisany prawdopodobnie przez mnicha Wolfgera) żywotów Ottona z Bambergu, założyciela tamtejszego klasztoru i przez znaczną część życia związanego z Polską?

W 24-stronicowej analizie ikonograficznej, ale już nie kulturowej tego zabytku, nie wskazał żadnego historycznego, bądź archeologicznego źródła, eliminującego inne możliwe podłoża lub kierunki jego kreacji. W tej zasadniczej kwestii odesłał czytelników nie do określonego źródła faktograficznego, ale do ... Wprowadzenia do wydania "Monumenta Poloniae Historica" z 1966 roku, nie cytując z niego ani jednego słowa, ani żadnego faktu. Autor w ten sposób "pożegnał się" z anglojęzycznym czytelnikiem, każąc mu przyjąć zawarte w jego artykule (a nie do sprawdzenia) wywody za pewnik. Jak pisał Juliusz Słowacki w "Beniowskim": ... wtenczas po włosku: addio!, po polsku: pisuj do mnie na Berdyczów.


Jeszcze jeden wizerunek tarczy w kształcie migdała, zbliżonej do wyżej wskazanego XI-wiecznego relikwiarza Krzyża Prawdziwego z Bizancjum, przedstawia powyższy fragment jednej z kart (f. 18v) tak zwanego Złotego Kodeksu Pułtuskiego (Codex aureus pultoviensis) z drugiej połowy XI wieku. Przedstawia on biblijnego króla Heroda z rzymskimi wojownikami wyposażonymi w miecze i tarcze bizantyjsko-wikińskie.


Na marginesie, ten sam manuskrypt zawiera inną miniaturę z akcentami bizantyjsko-wikińskimi, w obrazie zatytułowanym Pokłon Trzech Króli (łac. Adoratio Magorum), czyli święto Objawienia Pańskiego (gr. Θεοφάνια - Teofania). Oto powyżej fragment tej miniatury, z przedstawieniem tronującej w pałacu bizantyjskim (vide szczegóły architektury) Matki Bożej z Dzieciątkim, przyjmującej pokłon trzech mędrców (gr. μάγοι - magoi), zgodnie z opisem w Ewangelii według św. Mateusza  ("Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy ..."). Bizantyjski jest także nimb krzyżowy wokół głowy Chrystusa.

Zwraca uwagę tron (z języka starogreckiego θρόνος - thrónos) Matki Bożej, z ozdobnymi, wysokimi ramionami oparcia, w formie głów zwierzęcych z długimi szyjami.

Zwieńczenia tronu przypominają z jednej strony zakończenia stewy dziobowej i rufowej na łodziach wikińskich, a z drugiej - często występujące w sztuce bizantyjskiej i romańskiej motywy mitologicznych bestii, smoków, uosabiających siły zła. W przypadku tej miniatury nie wydaje się jednak, aby głowy te miałyby u widza wywoływać niepokój; inaczej, niż na, załączonym tutaj, niewielkim fragmencie z Drzwi Gnieźnieńskich, gdzie smok - żmij szykuje się do zaatakowania lwa. 

Przywołajmy jeszcze jeden przykład przenikania wschodnio-chrześcijańskich, czyli bizantyjskich motywów do sztuki sakralnej we wczesnośredniowiecznej Skandynawii. Wspomniany wyżej, charakterystyczny dla sztuki bizantyjskiej nimb krzyżowy wokół głowy Chrystusa został utrwalony na kamiennej chrzcielnicy, wykonanej w lokalnym piaskowcu przez kamieniarza Tove, datowanej na drugą połowę XII wieku, w kościele w Lyngsjö, koło Åhus, w szwedzkiej (wówczas duńskiej) Skanii. Jedna ze scen przedstawia akt chrztu Chrystusa w rzece Jordan (źródło: Biopix Jc Schou). To prawdopodobnie w Lyngsjö, w miejscu nazwanym przez zakonników Clara Sylua (Jasny Las), został założony pierwszy w Skandynawii klasztor cysterski w AD 1138, do którego należał też ten kościół.


Wracając do omawianych wyżej tarcz - warto zauważyć, że w czasach waresko-wikińsko-piastowskich, w języku staropolskim nie znano słowa "tarcza", które przyjęliśmy dopiero u progu czasów nowożytnych z niemieckiego "Tartsche" - formy tarczy prostokątnej, osłaniającej w całości żołnierza piechoty. Wcześniej używaliśmy słowa "szczyt" - od starosłowiańskiego "szczit", a szczytnikami nazywaliśmy wyrobników tarcz. 

Z tego źródłosłowu pochodzą nazwy miejscowości Szczytniki (część z nich to historycznie tak zwane wsie służebne, o których wspominam w artykule "Nadchodzą Wikingowie") i Szczytno, a także prawdopodobnie nazwa miasta Szczecin (Szczycien - gród dobrze broniony). Nie został zbrojnie zdobyty w trakcie niemiecko-duńsko-polskiej krucjaty połabskiej w AD 1147. Służący biskupowi Danielowi I kronikarz Wincenty z Pragi m.in. tak wzmiankował ten epizod: "A kiedy przybyli pod ich [Pomorzan] stolicę zwaną Stetin, zbrojne wojska otoczyły ją tak blisko, jak możliwe" (Verum ubi ad metropolim eorum Stetin nomine perveniunt, illud prout possunt armata militia circumdant.)

Do dzisiaj we wszystkich językach słowiańskich, poza współczesnym polskim, słowo "tarcza" ma prasłowiańskie korzenie: w staropolskim "szczyt", w bułgarskim, rosyjskim, serbskim i ukraińskim "szczit" (щит), w chorwackim i czeskim "sztit" (štit), w słoweńskim "szczit" (ščit), w słowackim "sztit" (štít). W językach wschodniosłowiańskich dzisiejsze określenie "zaszcziszczać" (защищать) - w naszym języku "bronić", oznacza w swoim historycznym źródłosłowie "ustawiać tarcze w szyku (ścianę tarcz)". We współczesnym języku polskim ostało się słowo prasłowiańskiego, wschodniego pochodzenia, wywodzące się od szczytu, czyli dzisiejszej tarczy: "zaszczyt", czyli chwała, honor. To tylko małe przykłady szerszego procesu zanikania w języku polskim, wraz z upływem średniowiecza, wielu słów ze wspólnego (do około X wieku) dla wszystkich Słowian języka prasłowiańskiego i zastępowania ich między innymi spolszczonymi formami łacińskimi i germańskimi.


O tym, że wspomniana tradycja postwikińska trwała w Polsce jeszcze w ciągu XII wieku, świadczy wiele zabytków, np. pochodzący z pierwszej połowy tamtego wieku, wykonany z poroża, krążek do gry planszowej z inskrypcją runiczną (ilustracja powyżej). Wyryty napis mówi, że należy on do Jona, a więc do osoby z chrześcijańskim rodowodem imienia. Napis zawiera wyraz "tafl", który oznacza zarówno grę, jak i pionek do gry. Mógł być częścią wikińskiej gry planszowej, zwanej Hnefatafl. Znaleziony został na grodzisku w Kałdusie - przez półtora stulecia (od początku XI do połowy XII wieku) jednym z ważnych centrów wojskowo-politycznych pierwszych Piastów, grodu będącym protomiastem Chełmna, który historycy niechętnie eksponują ze względu na dominację na tym terenie zabytków skandynawskich. Pionki do gry Hnefatafl znaleziono m.in. w Wolinie i w Świelubiu, w obu przypadkach datowane na IX wiek, oraz w Szczecinie - datowane na przełom XI/XII wieku.

Na poniższej ilustracji zestawiono dwa pionki (bez zachowania skali), częściowo zwapniałe, do tej wikińskiej gry. Ten z lewej pochodzi z Kijowa (źródło: Natalia Khamaiko, 2018 - "Gaming pieces from recent excavations of the Kiev Podil"), datowany na drugą połowę XII wieku, a ten drugi - ze Szczecina (źródło: Muzeum Narodowe w Szczecinie), datowany na początek XI wieku. Obydwa zabytki wykonane zostały z kła morsa, a w ich podstawach pozostał  ślad po mocowaniu na tokarce, w postaci stożkowatego otworu.

Muzeum Narodowe w Szczecinie przyznaje: "Obecność pionu z kła morsa, egzotycznego na Pomorzu surowca, dowodzi bliskich kontaktów mieszkańców Szczecina z kulturą Skandynawii okresu wikińskiego".


Hnefatafl, tłumaczony jako "królewski stół", obok szachów (skaktafl), był jedną z ulubionych gier planszowych wikińskich elit. Jarl Rögnvaldur Kali Kolsson wylicza dziewięć umiejętności, których godny jest prawdziwy wódz wikiński: gra w tafla (gry planszowe), pisanie runów, czytanie ksiąg, praca w kuźni, jazda na nartach, łucznictwo, wioślarstwo, gra na harfie i składanie sag (Tafl emk örr at efla, íþróttir kank níu, tynik trauðla rúnum, tíð er bok ok smíðir, skríða kank á skíðum, skýtk ok raek, svát nýtir, hvárt tveggja kank hyggja, harpslátt ok bragpáttu). Wzmianki o tej grze znajdujemy w skandynawskich sagach, a ilustracje na kamieniach runicznych.

Oto poniżej ilustracja jednej z dwóch wikińskich mis drewnianych z Kałdusa (rys. Helena Michel), wykonanej z drewna jesionowego. Na czterech przeciwległych końcach wmontowane są cztery ozdobne okucia z pozłacanej blachy brązowej, nawiązujące do mitologicznego jesionu - drzewa życia (Yggdrasil), a w środku misy okrągła plakietka z wyobrażeniem zwierzęcia o sylwetce jelenia. Otaczająca szyję plecionka może oznaczać jego rolę sakralną, jeżeli przyjąć interpretację historyków podobnego motywu u zwierząt rzeźbionych na kapitelach normańskich XI-wiecznych kościołów w Anglii.

Podobne talerze (kilkanaście sztuk), w połowie z drewna jesionowego, z metalowymi zdobnymi okuciami (brązowymi, srebrnymi, pozłacanymi), datowane ogólnie na XI wiek, znajdowane były na Ostrowie Lednickim oraz w pobliskich Dziekanowicach (w grobie kobiecym). 

Motyw plecionki wokół szyi ptaka przytacza Władysław Duczko w pracy "Viking Rus: Studies on the Presence of Scandinavians in Eastern Europe" (2004). Widoczny on jest również na zamieszczonym w artykule "Nadchodzą Wikingowie" obrazie W. Kandinskiego z wołżańskimi łodziami,  ozdobionymi jeszcze na przełomie XIX/XX wieku, na szczycie wysokiej stewy dziobowej, jak w tradycji i w stylu wikińskim, głowami zwierząt.

W mitologii nordyckiej drzewo życia stoi u wejścia do wikińskiego Hall of Fame, czyli pałacu sławy Walhalla. Według datowanego między IX a XIII  wiekiem zbioru pieśni islandzkich Edda poetycka, do liści drzewa jesionu sięgają i raczą się nimi cztery jelenie: Dáinn, Dvalinn, Duneyrr i Duraþrór. Jednakże już w pierwszej części tego zbioru, zwanej Gylfaginning (czyli "Zwiedzenie Gylfiego"), pojawia się imię jeszcze innego jelenia - Eikþyrnir, stojącego przed Walhalla, z którego rogów sączą się krople, wpadające do Hvergelmir, czyli do "gotującego się źródła". Wizerunki czterech jeleni, położonych pomiędzy ramionami krzyża greckiego, widnieją na każdym z czterech brakteatów z początku XIII wieku, odkrytych w Krakowie w 1999 roku (B. Haczewska - Deer or buffalo, "Notae Numismaticae", Tom V, 2004).

Interesujący jest motyw jelenia na niektórych srebrnych monetach, zwanych sceatami, będącymi denarami bitymi we wczesnym średniowieczu (VIII-X wiek) na Jutlandii, we Fryzji i w Anglii, jako środek płatniczy w handlu morskim w basenie Morza Północnego. 

Poniżej zamieszczam dwustronny widok jednej z tych monet, odkrytych w Hedeby, która zdaniem numizmatyków została wybita w Ribe, w okresie AD 825-840 (D. M. Metcalf - "Viking-Age Numismatics 2. Coinage in the Northern Lands in Merovingian and Carolingian Times", The Numismatic Chronicle 1996, Vol.156). Sklasyfikowana ona została w serii "X" tych monet, pod nazwą "Wodan/monster", to jest z wyobrażeniem starogermańskiego boga Wodana lub - w tym przypadku, nordyckiego Odina na awersie i zwierzęcia na rewersie. Widzimy na rewersie sylwetkę jelenia z odwróconą w tył głową, a na awersie centralnie umieszczoną twarz Odina i w otoku cztery głowy ludzkie, przedzielone wężami i - jak można się dopatrzeć (pamiętajmy o niemożliwości uzyskania na tej monecie precyzyjnego rysunku), chwytającymi się za ogon dwugłowymi monstrami. 


Biorąc pod uwagę podobieństwa do innej monety tego typu, odkrytej w 2018 roku w pobliżu Ribe (foto poniżej: Damhus-skatten – Ribemønter fra vikingetiden ofret til mosens guder”, Arkæologipå Sydvestjyske Museer, 24/10/2018), można wstępnie przyjąć, że pochodzi ona z początku IX wieku.


Podobne jak na misie z Kałdusa przedstawienie jelenia z wygiętą łukowato szyją i głową zwróconą do tyłu znajdujemy w X-wiecznej, pochodzącej z Wolina, figurce z brązu (W. Filipowiak - Wolin Wineta, "Poznaj swój kraj", Nr 3/1987). Oto poniżej ilustracja tej odlanej w brązie figurynki (Normen Posselt, Paweł Szczepanik, 2017 - "Zoomorphe Applikationen und Darstellungen auf slawischen Schläfenringen im nördlichen westslawischen Raum"). 

To  w X-wiecznym Wolinie istniała latarnia morska, wyposażona we wspomniany wyżej "ogień grecki" - już nie jako broń ogniową, ale źródło światła - bizantyjskie osiągnięcie techniczne, które dotarło do Wolina za pośrednictwem ruskich Waregów. Jak odnotował Adam z Bremy, to co on nazwał w swojej kronice "garnkiem Wulkana", sami mieszkańcy tej wikińskiej faktorii nazywali "ogniem greckim". Podobna latarnia istniała w wymienionym przez cesarza Konstantyna VII Porfirogonetę Witiczewie nad Dnieprem, jako element systemu sygnalizacyjnego dla Waregów podróżujących pomiędzy Kijowem i Konstantynopolem.

I jeszcze jedno zestawienie sylwetki jelenia z odwróconą głową, uwidocznionej na dwóch ozdobnych, posrebrzanych toporach o szerokim ostrzu. Odkryte w XIX wieku zabytki pochodzą z Dolnego Śląska, kolejno od lewej z Gubina i Żagania. Obydwa utracone po 1945 roku, bez datowania (Felix Biermann, 2002 - "Mittelalterliche Kriegerausrüstung mit der Darstellung eines gehörnten Tieres"). Ozdobny topór w podobnej ikonografii, stylistyce i wykonaniu, odkryty w Oleń-Kołodeż koło Woroneża nad Donem w Rosji, pozwolił na jego wydatowanie na XII/XIII wiek.


Istnieje bardzo ciekawy zabytek, przedstawiający postać męską z szerokim toporem w dłoni, wraz z kobietą z dzbanem w ręku, oboje siedzący w łodzi wikińskiej. Oto poniżej płaskorzeźba na fasadzie kościoła w Rone, na Gotlandii (foto: Bernt Enderborg, Guteinfo). Aktualna forma kościoła pochodzi z XIV wieku, ale widoczne są w jego architekturze liczne ślady wcześniejszej, romańskiej budowli. Łódź ma wszelkie cechy wikińskiej łodzi klepkowej, z obiema stewami zakończonymi zdobioną głową zwierzęcia, z zaznaczonymi dulkami i nitami. Topór z szerokim ostrzem, zwany w Sadze o Gotlandczykach (Gutasaga) braiþyxi, nie był tylko toporem ciesielskim, jak w polskiej literaturze się przyjmuje, ale także bojowym.


Nieznane są postacie w łodzi, ale można przypuszczać, że topór trzyma Olaf II Haraldsson (995-1030), król Norwegii, święty. Jako 18-letni młodzieniec został ochrzczony w Normandii. W 1064 roku został kanonizowany przez papieża i ustanowiony świętym patronem Norwegii. Przyjmowane jest w tradycji, że topór w herbie Norwegii jest bojowym toporem św. Olafa, który zginął w bitwie pod Stiklestad, w walce z Duńczykami o niepodległość Norwegii. Kobietą w łodzi mogła być jego żona Astrid, córka Olafa Skötkonunga i - według sagi Heimskringla, obotryckiej księżnej (córki jarla z Windlandii) o imieniu Edla

Szersze wyjaśnienie co reprezentuje ta łódź daje wspomniana Gutasaga. Jest tam następująca wzmianka, dotycząca zdarzenia z 1029 roku: "Jakiś czas później król Olof Święty uciekł ze swoimi statkami z Norwegii i zacumował w porcie zwanym Akergarn [obecnie Sankt Olofsholm, Gotlandia]. Święty Olof pozostał tam przez długi czas. Wtedy Ormika [zdrobniałe imię męskie od OrmR] z Hejnum [Gotlandia] i wielu innych potężnych mężów poszli do niego ze swoimi darami. W ten sposób Ormika dał mu dwanaście baranów i inne cenne rzeczy. Następnie święty Olof dał jemu w zamian dwa naczynia do picia i szeroką siekierę. Zaś potem Ormika przyjął chrześcijaństwo zgodnie z nauką św. Olofa. I zbudował on sobie dom modlitwy w miejscu, gdzie teraz stoi kościół Akergarn [obecnie relikty kościoła św. Olafa]. Stamtąd święty Olof udał się do Jarosława w Holmgård [Nowogród na Rusi, gdzie jeszcze w tym samym, XI wieku, powstał kościół pod wezwaniem św. Olafa]." 

Nie tylko wspomniany wyżej król duński św. Kanut IV, został upamiętniony na XII-wiecznym fresku w Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem, ale i król norweski, św. Olaf II Haraldsson. I ten święty, w aureoli, został uwidoczniony w bizantyjskim stroju ukoronowanego w diadem władcy, w tunice z płaszczem i uzbrojonego rycerza jednocześnie (foto obok, źródło Hans Kjær, 1932 - "St. Canute and St. Olaf in the Church of the Nativity, Bethlehem"). W prawej dłoni trzyma topór, w lewej tarczę migdałową, z krzyżem na niej. Obok głowy widnieje napis: "SCS OLAVUS REX NORVEGIE". U stóp świętego widnieje figura adorującej go osoby.

Wracajmy do Kałdusa. Eksponowanie Gdańska jako miasta "stołecznego", a pomniejszanie metropolitalnej roli Kałdusa odbywa się ze szkodą dla prawdy historycznej. Kiedy bowiem na początku XI wieku w Kałdusie, najbardziej na północ wysuniętym stołecznym grodzie Piastów - w odróżnieniu od Gdańska, uznawanego za taki, Bolesław Chrobry rozpoczął budowę kamiennej, trójnawowej bazyliki, gród w Gdańsku - wedle naszej aktualnej wiedzy archeologicznej, a także historycznej (fałszywa datacja i autorstwo tzw. Pierwszego Żywota św. Wojciecha - o czym będę mówić w kolejnych artykułach) jeszcze nie istniał.

Rozmiary budowanej w Kałdusie katedry (długość 36 metrów, szerokość 17 m, grubość murów fundamentowych 2 metry) wskazują, że była tam planowana siedziba biskupia, być może mająca zastąpić upadłe około 1005 roku biskupstwo w Kołobrzegu. Budowę przerwano prawdopodobnie w 1038 roku, w trakcie tzw. reakcji pogańskiej i nigdy jej nie ukończono. Funkcje centrum polityczno-religijnego po niedokończonym Kałdusie przejął Płock, który od 1079 roku stał się siedzibą Władysława Hermana, a pół wieku później rozpoczęto tam wznoszenie bazyliki katedralnej. Słowo bazylika pochodzi od greckiego Βασιλεύς (król) i pierwotnie w Bizancjum oznaczało pałac królewski.

Historycy dziwnie nie zastanawiają się, dlaczego decydowano się na  biskupstwa we Włocławku, Kałdusie i Płocku, a nie w przesławnym, ze zrodzonej w XIX wieku kanapariuszowej legendy, Gdańsku. Odpowiedź jest jedna i oczywista - gród ten w tamtych czasach jeszcze nie istniał, a gdy powstał, podlegał diecezji we Włocławku. Kiedy historycy odważą się odbrązowić genezę Gdańska z 997 roku? - oto jest pytanie. Gdy weźmiemy pod uwagę manowce, po których podąża część naszej historiografii, dylemat bycia historykiem nabiera szekspirowskiego wymiaru: "Być albo nie być; oto jest pytanie: czy szlachetniejszym jest znosić świadomie losu wściekłego pociski i strzały, czy za broń porwać przeciw morzu zgryzot, aby odparte znikły? (William Shakespeare, "Hamlet").

Oto z boku ilustracja "orantki" (jak się powszechnie uważa) z Kałdusa, brązowej plakietki (wysokość 4.4 cm) z przełomu X/XI wieku. Ogólnie badacze oceniają, że zabytek pochodzi z kręgu kultury skandynawskiej lub rusko-bizantyjskiej, co moim zdaniem w przypadku Kałdusa, na jedno wychodzi. (źródło: TorunTour.pl). 

Przedstawia ona postać kobiecą w długiej tunice, ze spiętymi w dwa kosmyki włosami oraz, jak się zdaje, z dużymi zausznicami. Dłonie kobiety, ozdobione bransoletami, mają proporcjonalnie większy rozmiar od reszty ciała i skierowane są do góry, jakby w geście modlitwy. Uderzająca jest długa szyja kobiety, ozdobiona wydłużającymi ją naszyjnikami. Tego rodzaju ozdoby mają długie tradycje wśród kobiet w Azji i w Afryce. Wydaje się, że z uwagi na odkrytą głowę, nieskromnie wyeksponowanie szyi, ozdoby przy uszach i dłoniach, nie może chodzić o postać orantki chrześcijańskiej, a raczej kobiety pogańskiej. Właścicielami tej plakietki, tak jak i znalezionej w Kałdusie zawieszki z młotkiem Thora, fragmentem brązowej wagi, fragmentem wędzidła w kształcie głowy żmii, oraz wspomnianego wyżej krążka z gry planszowej, z napisem runicznym, byli prawdpodobnie Normanie.

Należy liczyć się z normańskim  pochodzeniem tego zabytku, ze wschodnią jednakże inspiracją kulturową. Kałdus leżał w tym czasie na wareskim szlaku handlowym z Rusi Kijowskiej, przez Drohiczyn i Kałdus, do Zatoki Gdańskiej i Skandynawii.

Wypada tutaj dodać, że jeżeli chodzi o negację śladów bizantyjsko-wikińskich w Kałdusie, czy szerzej - w Polsce, zawsze można liczyć na wyznawców wyłącznej, od mitycznego Piasta Oracza (boska ingerencja w wyniesieniu jego syna na tron Polski), "łacińskości" polskich korzeni. Historyk Dariusz Sikorski  ("Wczesnopiastowska architektura sakralna", 2012) uważa na przykład, że niedokończona bazylika w Kałdusie nie miała nic wspólnego z wikińską tam obecnością na początku XI wieku, bowiem - wbrew wielu odkrytym tam przez Wojciecha Chudziaka dowodom (z jego ich interpretacją można już dyskutować), w tym obecności wikińskiej sprzączki na dnie wykopu fundamentowego kościoła, "woli" on przyjąć - bo nie udowadnia, że budowę tego kościoła rozpoczęto i przerwano w pierwszej połowie XII wieku.

Uważa on poza tym, że ani nie miała to być bazylika, a zwykły kościół jednonawowy (chociaż nawa byłaby wtedy o ponad 3 metry szersza, niż nawet ta w archikatedrze gnieźnieńskiej z przełomu X/XI wieku), ani że sprzączka może być dowodem, bowiem  jest "o nieokreślonej chronologii". Dla porównania, najstarsza trójnawowa katedra romańska w Poznaniu (koniec X wieku) posiadała nawę główną o szerokości 8,5 metra. Brak w Kałdusie reliktów podpór międzynawowych, w kontekście wczesnej fazy budowy, z niedokończoną linią fundamentów zewnętrznych, nie pozwala przesądzać, że chodzi tutaj o konstrukcję jednonawową, jak "chce" D. Sikorski. Nie wskazuje on przy tym celowości, dla której akurat w pierwszej połowie XII wieku (albo nawet w XIII wieku, jak jeszcze inni sądzą), miano by rozpocząć wznoszenie, aby zaraz przerwać budowę tego wielkiego kościoła na terenach wówczas słabo zamieszkanych, w następnym wieku przejętych przez Zakon Krzyżacki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz