13 sierpnia 2016

Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów

W ciągu IX-X wieku Wikingowie zbudowali kolejne ważne porty w strefie południowego Bałtyku: Uznam,  Kamień i Kołobrzeg (na rysunku poniżej, L. Leciejewicz 2000). Niektóre z nich, jak wspomniana Stara Lubeka, Uznam, Kamień i Szczecin, były jednocześnie siedzibami władz książęcych lub lokalnych. Charakterystyczny jest bardzo ubogi w polskiej Wikipedii opis historii wczesnego średniowiecza (z niewielkim wyjątkiem Szczecina i Wolina) pomorskich i połabskich portów i emporiów w epoce Wikingów. Wszystkie powyższe, powstałe w IX-X wieku emporia tworzyły system portów łączących przeciwległe wybrzeże Bałtyku ze Skandynawią.


Chociaż powszechnie przyjmuje się dzisiaj, że nazwa "Pomorze" wywodzi się z określenia ziemi sięgającej aż "po morze", to jednak możliwe są jeszcze dwie inne interpretacje etymologii tego słowa. Powyższa, "oficjalna" interpretacja może implikować, że nazwa ta została nadana jakby z zewnątrz Pomorza, od jego południowej strony, czyli przez Polan, dążących do opanowania ziem aż "po morze". W języku starosłowiańskim ziemie "po brzegu morza" oznaczały tereny położone wzdłuż jego brzegu - i taki może być źródłosłów nazwy regionu usytuowanego wzdłuż południowego brzegu Bałtyku, co sugerowałoby miejscowe, autochtoniczne pochodzenie nazw Pomorza i Pomorzan, czyli istnienie tak zwanego endoetnonimu.

Plemiona Słowian południowo-wschodnich "pomoriem" (*поморье) nazywali wybrzeża Morza Czarnego, a plemiona słowiańskie na północnym wschodzie Europy "pomoriem" nazywali wybrzeża Morza Białego, a jego słowiańskich mieszkańców pomorcami. W łacińskim tekście XII-wiecznego żywota św. Wojciecha, zwanym popularnie "Tempore illo", tam gdzie jest mowa o Pomorzu, nie użyto łacińskich słów "Pomerania" - Pomorze oraz "pomeranorum" - pomorski,  ale starosłowiańskiego "Pomorie" oraz pochodnego od niego "pomorianus" - pomorski. Dzisiaj Słowianie wschodni, na określenie naszego Pomorza, używają zwrotu "Bałtyckie Pomorie". Najstarszy, zachowany w Rocznikach Ałtajskich zabytek nazwy "Pomorze" dotyczy roku 1046, kiedy to w Merserburgu przed cesarzem stawił się m.in. Siemomysł lub Siemosił Pomorski (Zemuzil Bomeranorum).

Innym jeszcze wyjaśnieniem pochodzenia tego toponimu, a także etnonimu "Pomorzanie", jest jego możliwe podłoże zewnętrzne, nadane nie przez ludy z południa (Polanie), ale z północy - przez plemiona skandynawskie. W okresie od VIII aż po X wiek należy uznać za bardzo prawdopodobne, że dla Skandynawów ziemie nad południowym Bałtykiem były nie tylko dobrze znane, ale i przez nich współzamieszkiwane - już od epoki brązu, jak na to wskazuje archeologia tych ziem. We wczesnym średniowieczu nordycki element kulturowy, a zatem i częściowo etniczny, osiedlony był, jeżeli nie w głębi pomorskiego interioru, to na pewno wzdłuż jego brzegów i ujść rzek. To podróżujący między obydwoma brzegami, zeslawizowani Skandynawowie, po przebyciu morza, czyli "po morzu", trafiali na drugi jego brzeg, a ziemie tam leżące mogli nazwać Pomorzem, a zasiedlające je ludy Pomorzanami.
 
Warto tutaj byłoby zastanowić się na przykład, dlaczego etymologia pomorskiej rzeki Rega jest tożsama z hydronimami z końcówkami -ega, -ga, których koncentracja w Europie ma miejsce na pograniczu plemion ugro-fińskich i słowiańskich, w obrębie i na północ od Rusi Nowogrodzkiej. Przytoczmy parę z ponad 120 przykładów: Ładoga, Onega, Inga, Wołga, Jurga, Waga, Elga. W językach staro-ugro-fińskich końcówki -ega, -oga, -uga i -yuga oznaczały rzekę. Jeszcze dzisiaj "rzeka" to w języku estońskim "jõgi", a w fińskim "joki". Podobną do Regi etymologię ma rzeka Lega, dopływ Biebrzy w północno-wschodniej Polsce, a więc w kierunku terytoriów ugro-fińskich. Na Mazurach mamy dopływ Drwęcy o nazwie Iłga. Hydronimy te może łączyć wspólna treść semantyczna, oznaczająca rzekę nizinną. 

Hydronim Wogra, historycznie także Wegra - rzeka w dorzeczu Parsęty (niem. Wugger), ma jak najbardziej pochodzenie z języków bałtyjskich, podobnie jak rzeka Węgorapa lub Węgra, historycznie Wangrapia, po litewsku Ungura, w dorzeczu Pregoły, mająca swój źródłosłów w języku litewskim jako Ungurupe, oznaczającą w tym języku 'rzekę węgorzową'. Rzeka ta wypływa z jeziora Mamry pod Węgorzewem. Węgorzewo to po litewsku Ungura - jeszcze jeden pomnik językowy zaginionego języka bałtyjskiego. Podobne korzenie językowe pod nazwą Ugra, ma miasto pod Smoleńskiem i rzeka w dorzeczu rzeki Oki. Podobną, od węgorza, etymologię, ma miasto wielkopolskie Wągrowiec, zwane w średniowieczu (AD 1381) Wangrovecz, na poniższej mapie Mercatora z około 1610 roku (Polonia et Silesia) - Vangrowiecz.


Pytanie chyba retoryczne - czy toponimy te nie wskazują na przepływy ludności i wymianę kulturową wokół wybrzeży Bałtyku i szerzej - w północno-wschodniej Europie, jakie odbywały się już nie od stuleci, ale od tysiącleci? Odkrycia archeologiczne też na to wskazują; wystarczy dociekliwemu badaczowi na nie zwrócić uwagę. A my będziemy do związków kulturowych i etnicznych pomiędzy plemionami w tej części wczesnośredniowiecznej Europy, powracać.

Skądinąd zasłużony archeolog i mediewista Lech Leciejewicz, nie powstrzymał się przed akademickim nawykiem szufladkowania (pochopnej atrybucji), kiedy stwierdzał, że "Podstawową cechą geograficzną Słowiańszczyzny Zachodniej było jej położenie w zlewisku Bałtyku" ("Mały słownik kultury dawnych Słowian", 1972). Nie była jednakże to żadna cecha wyróżniająca ten odłam Słowian, bo w tej samej zlewni rozpoczynała się na ziemiach wschodnio-słowiańskich droga Od Waregów do Greków. Podobnie zbyt daleko wysuwał swój wniosek, że Sklawinowie byli tożsami ze Słowianami Zachodnimi. W istocie, we wczesnym średniowieczu, przynajmniej do przełomu milenijnego, nie można mówić - jak chce to wielu "szufladkujących" badaczy, o kulturowym i językowym wyodrębnieniu się Słowian zachodnich i wschodnich.


Wspomnieliśmy o zbudowaniu przez Wikingów w IX-X wieku portu w Kołobrzegu. W tym samym okresie zbudowali oni w Kamieniu gród obronny, chroniący miasto Wolin od strony ujścia Dziwny do Bałtyku, a także będącym dla Wolina rodzajem awanportu. W najstarszych, wczesnośredniowiecznych warstwach archeologicznych kamieńskiego podgrodzia w 2011 roku odkryto między innymi powyższą (źródło: Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej) rogową rękojeść noża (długość 6.9 cm), z ornamentem plecionkowym, łańcuchowo-pierścieniowym, wykonanym w wikińskim stylu Borre, trwającym w okresie około między AD 840 a AD 980.

Styl Borre przetrwał w rejonie południowego Bałtyku po wiek XI, bowiem z tego okresu,  w najstarszych warstwach archeologicznych grodu w Gdańsku odkryto między innymi drewnianą łyżkę ze splotem pierścieniowo-łańcuchowym w tym stylu Borre, znanym z zabytków również z Uppåkra koło Lundu, Szwecja.

Podobny motyw splotu łańcuchowego znany jest na oprawce rogowej noża z Wolina - Starego Miasta i drewnianej oprawce noża ze Szczecina - Podzamcza. Widoczny jest on jako pierwszy od góry na poniższym zestawieniu wzorów plecionkowych, występujących w sztuce wikińskiej w stylu Borre (rys. Jonas Lau Markussen). Na marginesie, największą grupę znalezisk z Wolina w stylu Borre, tworzą ornamentowane przedmioty użytkowe: rękojeści noży – 9 sztuk, 6 łyżek, chochla, 3 szpile, oprawka, wieczko naczynia i 3 zawieszki.


Porównajmy kamieński splot z kolejnymi dwoma zabytkami (źródło: Nadezhda N. Tochilova, 2018 - "Viking traces – artistic tradition of the Viking Age in applied art of pre-Mongolian Novgorod"). Pierwszy to kamień pochodzący z Väsby, w szwedzkiej Skanii, koło Helsingborga, ze splotem łańcuchowym w stylu Borre, datowany na okres AD 850-950.


Drugi zabytek (foto poniżej) pochodzi z Nowogrodu, to fragment obrobionej, kościanej rękojeści o nieznanym przeznaczeniu, zakończonej ozdobną głową jakiegoś drabieżnego zwierzęcia lub legendarnej bestii. Widoczna od tyłu grzywa pokryta jest również tym samym, co na wyżej opisanych przykładach, ornamentem w stylu Borre. Zabytek datowany jest na połowę X wieku, a więc z okresu epoki Wikingów, i jak pozostałe - wykonany prawdopodobnie przez rzemieślników skandynawskich, do użytku przez właścicieli z kręgu kultury wikińskiej. 

Mamy zatem tutaj do czynienia z tym samym rodzajem charakterystycznego splotu, zwanym pierścieniowo-łańcuchowym, albo motywem Gauta (od zabytku z wyspy Man, z napisem runicznym "Gaut to wszystko wykonał w Man"), jaki znany był i stosowany na różnorodnych artefaktach, w epoce Wikingów, od wyspy Man na zachodzie, przez Pomorze i Skandynawię, aż po Ruś na wschodzie, . 

Z pewnością nie można uznać powyższego zabytku z Kamienia za "przypadkowy", jak sugeruje wielu historyków, stroniących "jak diabeł od święconej wody" od artykułowania wniosków o stałej obecności Wikingów na wczesnośredniowiecznym Pomorzu. 

W tej samej warstwie archeologicznej kamieńskiego grodziska odkryto drewniane słupy. Szkoda, że nie poddano drewnianych fragmentów konstrukcyjnych badaniom dendrochronologicznym, które mogłyby mieć zasadnicze znaczenie dla określenia okresu rozbudowy kamieńskiego podgrodzia. 

Przy konstrukcjach drewnianych natrafiono na zakładzinę konia - pogańską formę ofiary składanej pod budowlami - kulturowy odpowiednik, czym jest dzisiaj kamień węgielny (foto poniżej). Ten sam charakter spełniała głowa tura, złożona w X wieku w Gnieźnie jako ofiara zakładzinowa, pod wałami obronnymi drugiego podgrodzia. Głowę tura złożono też pod XII-wiecznymi chatami w Nakle i w Gdańsku. W swojej kronice z pierwszych lat XI wieku Thietmar z Merseburga z odrazą pisze o pogańskiej świątyni w Radogoszczy (Riedegost), "zbudowanej na fundamencie z rogów dzikich zwierząt" (quod pro basibus diversarum sustentatur cornibus bestiarum).


Obok szkieletu końskiego znaleziono w Kamieniu Pomorskim fragmenty ceramiki, w tym też obcego pochodzenia, charakterystycznej dla połabskiej ceramiki typu Weisdin, znajdowanej także w Wolinie. Już w 1961 roku odkryto w grodzie kamieńskim m.in. fragmenty bizantyjskiego jedwabiu (brokatu), płytkę kościaną z obustronnym napisem runicznym, siekańcowy skarb srebrnych dirhamów

Niechęć do zgłębiania przez badaczy wydobytych w Kamieniu artefaktów, a - można chyba tak powiedzieć - zamelinowanych w magazynach Muzeum Narodowego w Szczecinie, również nie wydaje się przypadkowa, bowiem poza wstępnymi informacjami, do dzisiaj nie podjęto wszechstronnych badań tych zabytków, a więc i nie opublikowano pełnych wyników badań archeologicznych, prowadzonych w Kamieniu w latach 1950-tych i 1960-tych. Pozwala to naszym historykom nadal głosić "ze spokojnym sumieniem" na lewo i prawo, że i w przypadku Kamienia nie można jednoznacznie stwierdzić, że Wikingowie posiadali na Pomorzu "stałe zameldowanie".

Mówiliśmy już tutaj o wikińskich zdobieniach w formie splotów łańcuchowych, odkrytych m.in. na zabytkach z Wolina i Szczecina - Podzamcza. Na Podzamczu odkryto także, wykonane w brązie, okucie pochwy miecza, tak zwany trzewik (foto poniżej). Odkryto go w XII-wiecznej warstwie kulturowej, chociaż ten typ trzewika znany jest z występowania na innych stanowiskach archeologicznych, datowany na XI wiek.

Ornamentyka zabytku przedstawia, znane w mitologii nordyckiej, tak zwane "drzewo życia". O ile jego właściciel, Muzeum Narodowe w Szczecinie, nie może ukryć, że ten typ zabytku należy to tak zwanej "grupy gotlandzkiej", znany poza Szwecją na Łotwie i na Pomorzu, to nie podaje przy tym żadnych przesłanek, aby kwalifikować zabytek ze Szczecina - jak to czyni,  jako słowiański "import". A przecież nie można wykluczyć, że mógł być częścią normańskiego "mienia przesiedlenia", wskazującego na przywiązanie właściciela tego zabytku (a zapewne i całego miecza) do własnej tradycji i symboliki.

Wracamy do Kamienia. Gród kamieński nie był jednak nieznanym dla Wikingów zakątkiem Pomorza, skoro jego nazwa jako "Steinborg" ("kamienny gród") wymieniona została dwukrotnie w XIII-wiecznej Knytlinga saga, opisującej dzieje władców duńskich od początków X wieku. Przetłumaczenie słowiańskiego słowa kamień na nordycki "stein" wskazuje na przenikanie językowe pomiędzy Wikingami a Słowianami. Wikingowie rozumieli więc oryginalne znaczenie toponimu słowiańskiego, które przenieśli do własnego języka. Za nią, w późniejszych wiekach, obok pierwotnie zniemczonej nazwy "Kamin", "Kammin", "Cammin", pojawiała się także niemiecka nazwa miasta jako "Steinburg" lub "Steinort".

Tak, jak w przypadku wielu innych miast pomorskich, w polskiej historiografii wczesnośredniowieczne dzieje Kamienia giną w mroku, aby ujrzeć światło dopiero od pobytu w nim Ottona z Bambergu w latach 1124-1125. Nie może być inaczej, bowiem bulwarowa narracja wielu naszych historyków, kreująca synonim Wikinga - rozbójnika, a w najlepszym razie - zawodowego rozbójnika, nie pozwala im przyjąć do wiadomości, że Wikingowie to wczesnośredniowieczni Skandynawowie, zasiedlający i asymilujący się z różnymi nacjami i plemionami od Irlandii, przez środkową Europę, aż po Azję Mniejszą. Nikt nie docieka, jak ci "rozbójnicy" osiedlili się w Kamieniu w IX wieku, pozostawiając po sobie wizytówki archeologiczne, a także onomastyczne. "Sztuka wikińska", czyli podążając za wspomnianą narracją - "sztuka rozbójnicza", nie doczekała się jeszcze hasła w polskiej Wikipedii, chociaż istnieje w Wikipedii taki artykuł hasłowy nawet w języku tamilskim (Indie, Sri Lanka).

Nazwa położonej 15 km NE od Kamienia pomorskiej wsi Gostyń może wskazywać na jej skandynawski rodowód. Nordyckie, a także anglo-saksońskie słowa "gōs" oraz "tūn" oznaczają odpowiednio "gęś" i "zagroda, ogrodzenie", a więc "gęsia zagroda". W Anglii istnieje post-wikiński toponim "Gostbeck", oznaczający "gęsi potok". Polski językoznawca Stanisław Rospond ("Słownik etymologiczny miast i gmin PRL", 1984) nie ma lepszego wyjaśnienia nazwy miast Gostyń (Wielkopolska) i Gostynin (Mazowsze), niż iż mogą to być nazwy dzierżawcze, pochodzące od właściciela o imieniu Gostyna, ewentualnie Gostynia, oraz że niekoniecznie należy odtwarzać je jako "Gościna". Jednakże wymieniona po raz pierwszy w Bulli Gnieźnieńskiej w AD 1186 Gostina to nie nazwa osobowa, lecz już istniejąca nazwa miejsca -  toponim. 

Wymieniony jest tam natomiast rycerz o imieniu Goston, zapewne później spolszczony na imię Gostek. Antroponim Gasto, później Gaston, to imię o podłożu hipokorystycznym, pochodzące od gockiego słowa "gasts" ("gastiz"), oznaczającego "gość", a głębiej - od indoeuropejskiego słowa "*ghosti" - "obcy". Na jednym z pochodzących z początku V wieku złotych rogów z Gallehus jest napis: "Ja, Hlewagast Holting, ten róg zrobiłem" (ek hlewagastiz holtijaz horna tawidō). Pochodzący z V wieku św. Wedast nosił zlatynizowane imię od germańskiego imienia Widugast, oznaczającego "gościa z lasu" (widu/vitu - las, gast - gość).

Przywołajmy tutaj fragment z Królewskich Roczników Frankońskich (Annales regni Francorum), z przełomu VIII/IX wieku: "... ci, których imiona są Miłogast i Całodróg. Byli oni synami Liuba, króla Wilzów ..." (... quorum nomina sunt Milegastus et Cealadragus. Erant idem filii Liubi regis Wilzorum ...). Końcówka -gast w imieniu Miłogast, zlatynizowane na Milegastus, jest nordyckiego pochodzenia, co wskazywałoby na mieszanie się etniczne, i tym samym kulturowe, połabsko-skandynawskie. "Wilzowie" to niemiecki egzonim na połabskie plemię Wieletów.

Kontynuujmy jeszcze przez chwilę rozważania na tematy słowiańsko-nordyckich związków językowych. Islandzkie słowa "sama, samo" oznaczaczają dokładnie to samo, co w językach słowiańskich, na przykład polskim, czy rosyjskim (сама, само). Inne paralele: islandzkie "döma" (myśleć) - to rosyjskie думать (czytaj dumać), islandzkie "gáta" - rosyjskie гадать (czytaj gadać), duńskie "tolke", rosyjskie - толковать (czytaj tołkować - rozmawiać), "syl" - rosyjskie шило (czytaj szyło, po polsku - szydło), duńskie "dögn" (wymawiane dejn) - to rosyjski день i polski dzień. Niektóre słowa nordyckie wydają się natomiast zapożyczeniami z języka słowiańskiego, na przykład rosyjski мед (czytaj mied), a polski miód to duński "mjød"; rosyjskie молоко (czytaj mołoko), a polskie mleko to norweski "mjolk".

W okresie wikińskim Bałtyk stanowił dla Wikingów faktycznie ich morze wewnętrzne. Nazwany w 1030 roku przez perskiego geografa al-Biruniego Morzem Waregów (Bahr Warank), tak samo jak w 1115 roku przez kronikarza ruskiego Nestora  (Varyazhskoye more). Marcin Bielski w swojej XVI-wiecznej "Kronice polskiej" odnotował, że Morze Bałtyckie "ieszcze dziś Moskwa [Wielkie Księstwo Moskiewskie] Wareckim zowie". Biorąc pod uwagę rozprzestrzenienie się w epoce Wikingów na wszystkich ziemiach otaczających Bałtyk, obok wag szalkowych i odważników, tak zwanego kamienia probierczego (ang. touchstone), służącego do pomiaru zawartości metali szlachetnych w wyrobach, kontrolowana przez Wikingów nadbałtycka strefa handlowa obejmowała także Śląsk oraz Czechy i Morawy. Kamienie te używane były w Skandynawii już we wspomnianym okresie Vendel (VI-VIII wiek).

Kiedy pod koniec VII wieku osiedleni wzdłuż południowego Bałtyku Słowianie wykształcili tak zwaną kulturę Sukow - Dziedzice, w ramach której - prawdopodobnie nie znając jeszcze koła garncarskiego, wyrabiali lepioną, dość prymitywną ceramikę, lokalni, pomorscy Skandynawowie prowadzili handel z Orientem, zwykle szlakiem od miasta Bolgar (Bułgar) nad Wołgą, drogą przez ruską Starą Ładogę i Gotlandię. Miasto Bolgar za pośrednictwem wielbłądzich karawan utrzymywało stałą komunikację z centrami handlowymi w Azji Środkowej, w tym zwłaszcza z Khwarezm nad ówczesnym Morzem Aralskim. W swoim dziele "Łąki złota i kopalnie drogich kamieni" (arab. Murudj al-dhahab ...) z około AD 934 historyk arabski Al-Masudi odnotował, że “karawany podążają od nich (wołżańskich Bułgarów) ciągle do Khwarazm na ziemi Khorasan, i z Khwarazm do nich …”. Oto poniżej wyobrażenie sceny sprzedaży przez Wikinga słowiańskiej dziewczyny perskiemu kupcowi w mieście Bolgar nad Wołgą, której autorem jest Tom Lovell, ilustrator magazynu National Geographic.


Na odkrytej w Timans na Gotlandii (w zbiorach Gotlands Museum), pochodzącej z II połowy XI wieku osełce, wyryty jest następujący napis runiczny: "ormiga : ulfua-r : krikiaR : iaursaliR : islat : serklat", czyli: "Ormika, Ulfair (Ulfhvatr), Grecja, Jerozolima, Islandia, Serklandia". Dwa pierwsze wyrazy to męskie imiona, zapewne zmarłych podróżników i handlowców, na których cześć wyryto napis. Ostatnie słowo to wikińska nazwa krajów wschodnich, w tym zwłaszcza arabskich (Saraceni), w rejonie basenu Morza Kaspijskiego. Jest to najkrótsza, najbardziej lakoniczna, ale bardzo wymowna historia o odległych podróżach odbywanych przez Wikingów. W Szwecji zebrano około 30 kamieni runicznych, zwanych "greckimi" - Greklandsstenarna, poświadczających podróże odbyte przez Wikingów do Bizancjum. W większości są to napisy poświęcone pamięci członków bizantyjskiej Gwardii Wareskiej, którzy nie powrócili do rodzinnej Skandynawii.

O handlu nadbałtyckich Wikingów ze Wschodem świadczą liczne, chociaż nie popularyzowane, znaleziska na Pomorzu i Połabiu i w Prusach srebrnych dirhamów (nazwa pochodzi od greckiej drachmy) i ich łamanych fragmentów (tak zwanych siekańców), o datach emisji w kalifatach arabskich zaczynających się od już początku VIII wieku - czyli niemal od początku, kiedy pierwsze arabskie dirhamy zaczęły za pośrednictwem Wikingów napływać do Europy. Trzeba było upływu ponad stulecia, aby około połowy IX wieku srebrne dirhamy dotarły na tereny Wielkopolski, na których po kolejnych stu latach powstało państwo gnieźnieńskie. Jako że handel arabskim srebrem w ostatnich wiekach pierwszego tysiąclecia naszej ery w północnej i środkowej Europie należał praktycznie wyłącznie do Wikingów, można przypuszczać, że ich pierwsze klany osiedliły się wśród słowiańskich plemion nad Wartą i Notecią w połowie IX wieku i poprzedziły o niemal wiek przybycie na te tereny ruskich Waregów - Polan, którą to hipotezę postawiłem w artykule "Polanie wielkopolscy znad Dniepru".

Potwierdzeniem aktywności handlowej pomorskich Wikingów już od początku VIII wieku są choćby dirhamy znajdowane w pobliżu Kołobrzegu (daty emisji): AD 698-750, AD 708-718 (Obroty), AD 720-724 (Błotnica) i młodsze. Zdaniem Thomasa Noonana islamskie dirhamy trafiały do Europy zwykle w rok, dwa po ich emisji. Biorąc pod uwagę ilość monet arabskich z okresu VIII-XI wiek, odkrytych wśród plemion połabskich i pomorskich, rejon dolnej Parsęty (Kołobrzeg, Błotnica, Budzistowo, Bogucino, Bonin, Dargocice, Grzybowo, Obroty, Siemyśl, Stojkowo) można uznać za jeden z głównych centrów obrotu dirhamami u wybrzeży południowego Bałtyku, a w okresie VIII-IX wiek nawet największym z tych centrów.

Poniższe zdjęcie przedstawia część skarbu dirhamów (31 sztuk całych monet i ponad tysiąc siekańców), jaki odkryto w 2015 roku w okolicach źródeł Parsęty (foto - przed konserwacją: Muzeum Regionalne w Szczecinku). Najstarsze ze zidentyfikowanych monet pochodzą z połowy VIII wieku. Niestety nie możemy się szybko spodziewać opisu naukowego, bo jak się dowiedziałem w innym muzeum, koszt tłumaczenia i interpretacji jednej monety arabskiej przez specjalistę - numizmatyka wynosi 50 złotych, w związku z tym - z uwagi na barierę kosztową, skarb szczecineckich dirhamów nie jest, i nie wiadomo kiedy zostanie naukowo opracowany. Skoro nauki polskiej nie stać na odczytanie tych monet, pozwolę sobie przedstawić wyniki ich (widocznych na zdjęciu) częściowego tłumaczenia, wykonanego przez lingwistę.

Pięć widocznych w całości sztuk to awersy monet, zawierają w części środkowej następujący tekst: "Nie ma boga poza samym Bogiem" - "lā ʾilāha ʾillā-llāh" (ه لا إله إلا الله). Częściowo wytarty jest tekst na obwodzie i nieznany jest ich rewers, ale można sądzić, że niektóre z nich to prawdopodobnie dirhamy samanidzkie, pochodzące z Samarkandy, z czasów Nasr ibn Ahmada II, który panował w latach 914-943. Ich średnica może wynosić 29 mm, a waga około 3 gramy. Monety te znajdowane są m.in. w Szkocji i Irlandii, dzięki handlowi ze Środkowym Wschodem, prowadzonemu przez Wikingów.


Historycy na ogół nie mają wątpliwości, że handel srebrnymi siekańcami jako pieniądzem na wagę w wymianie za towar prowadzony był wyłącznie przez najwyższą arystokrację. Wiele wskazuje na to, że pomorscy Słowianie, z wyjątkiem ich elit plemiennych, byli raczej przedmiotem, a nie podmiotem tego handlu. Kalifaty arabskie z Azji Środkowej płaciły Wikingom srebrem za dostarczanych niewolników, miecze, futra, miód, wosk, ryby - bezpośrednio, ale chyba częściej pośrednio - przez nadwołżańskich Bułgarów. Wikingowie mogli dzielić się srebrnymi wpływami, w zamian za dostarczane lokalne dobra, z lokalnymi wodzami słowiańskimi.

Skandynawowie identyfikowali wszystkie inne ziemie w obrębie Bałtyku: Kirjáland (Karelia), Eistland (Estonia), Refalaland (tereny wokół Tallina), Virland (południowa Estonia), Kúrland (Kurlandia), Samland (Sambia), Ermland (Warmia), Vitland (ziemie na wschód od ujścia Wisły) oraz Vindland (także Vendland lub Wendland, oznaczające całe Pomorze i Połabie, a od XI/XII wieku już raczej tylko Połabie/Meklemburgię). Chociaż zamieszkiwane były one przez lokalne plemiona ugro-fińskie, bałtyjskie i słowiańskie, to w wyniku wielowiekowej penetracji tych terenów przez Wikingów, następowało tam stopniowe mieszanie się kulturowe i etniczne Normanów z tymi ludami.

Przykładem wikińskiej obecności w pobliżu Zalewu Kurońskiego są znaleziska archeologiczne, takie jak poniższe z grobu kobiety (nr 77/1929) i grobu mężczyzny (nr 53/1929) na cmentarzysku w byłym Linkuhnen, obecnie Rżevskoje (Ржевское), Rosja, w pobliżu rzeki Niemen (źródło: Christoph Jahn, 2022 - "When Balts Met Vikings at the Curonian Lagoon. Strategies of Social Representation at the Viking Age Cemetery at Linkuhnen"). Cmentarzysko to (ponad 500 grobów, w trzech poziomach) ma długą historię używania - od początku naszej ery po koniec epoki Wikingów. W epoce tej było to jedna z wielu, większych i mniejszych. osad Wikingów, w tym  rzemieślniczo-handlowych, na przeciwległych od Skandynawii brzegach Bałtyku (i w głębi lądu), podobnie jak Haithabu, Groß Strömkendorf, Rostock-Dierkow, Ralswiek, Menzlin, Wolin, Kołobrzeg-Świelubie, Ciepłe, Bodzia, Truso, Wiskiauten i Grobiņa.


Z grobów okresu wikińskiego (X-XI wiek) archeolodzy wydobyli dotychczas 149 mieczy i ich fragmentów, w tym 9 elitarnych mieczy wikińskich typu ULFBERHT; wydobyto też 373 groty włoćzni, a w 60 grobach odkryto sprzęt jeździecki (uzdy, strzemiona, ostrogi, sprzączki, dzwonki końskie, okucia uzdy i elementy siodeł). Miecz typu Ulfberht oraz  strzemiona widoczne są na powyższej fotografii.

Wbrew dominującym na cmentarzysku artefaktom wikińskim, autor przytoczonej powyżej publikacji nie uważa, iż pochowani zostali tam Wikingowie. Argumentuje w ten sposób: "Natomiast biżuteria w grobach męskich i żeńskich jest prawie wyłącznie pochodzenia lokalnego. W połączeniu z obrzędami pogrzebowymi, które nie ujawniają żadnej architektury grobowej, jest to główny argument za tym, że pochowani w Linkuhnen ludzie nie byli Skandynawami, ale należeli do lokalnej ludności bałtyckiej".

Niestety, są to tylko puste słowa, bowiem w swoim artykule nawet nie zajął się analizą biżuterii, aby wykazać, że sa to wyroby specyficznie lokalne. Biżuteria wykonana została w większości w brązie, a jak sam autor przyznaje: "W samym tylko 1929 roku wydobyto z grobów 275 kg artefaktów z brązu i żelaza. Jest to niezwykłe jak na region, w którym nie ma lokalnych źródeł miedzi". Z góry przy tym wyklucza, że lokalną w tym miejscu ludnością mogli być Skandynawowie, albo też - co bardziej prawdopodobne, ludność etnicznie wymieszana - nordycko-bałtyjska. Nonsensowny jest zarzut braku "architektury grobowej", na cmentarzysku trwającym około tysiąca lat. Kto miałby być tym "naczelnym architektem", czuwającym przez ten okres nad  logiką i harmonią sztuki i techniki budowy znajdujących się tam grobów? Niestety, w obecnej epoce regresu cywilizacyjnego, część badaczy zajmuje pozycje antynaukowe - nie szukające prawdy, ale ideologiczne - mające wykazać "nową prawdę".

Adam z Bremy nadmienia o duńskim księciu Winlandii (ducis Windelandensis), o imieniu Toke. Musiał on pod koniec X wieku panować nad graniczącą z Jutlandią częścią ziem Obotrytów, a właściwie Warnowów (Varini), o których wspominałem w artykule "Nadchodzą Wikingowie". Jego synem był Odinkar Młodszy, biskup założonej już w AD 860 diecezji w Ribe, kierujący nią w okresie 1000-1043. Jedną trzecią obszaru diecezji stanowiły ziemie Warnowów. O Odinkarze (Othinkerdi) jako uczestniku synodu w Dortmundzie w AD 1005,  wspomina również Thietmar z Merseburga. Istotne są w tych przekazach  nie tylko informacje o panujących w połowie X wieku wpływach polityczno-kulturowych Duńczyków wśród północnych Połabian, ale i o nakładających się tradycjach pogańskich na rodzące się w Danii chrześcijaństwo - jakim jest pochodzące od pogańskiego boga Odyna imię biskupa.

Oto poniżej, odkryty w Szczecinie w 1962 roku,  wrak wikińskiej łodzi wiosłowej (foto: M. Rulewicz). Poszycie łączone było zarówno kołkami klinowymi jak i nitami żelaznymi, a uszczelnienia były z mchu oraz z sierści zwierzęcej. Nasi muzealnicy podają, że łódź została zbudowana i przebudowana w ciągu IX wieku. Przeprowadzane na zlecenie Muzeum Narodowego w Szczecinie w 1999 roku w Danii badania dendrochronologiczne siedmiu próbek tej łodzi wskazują, że do budowy użyto drzewa dębowego z okresu AD 591-843. Z kolejnych czterech próbek wyliczono, że do częściowej wymiany poszycia użyto drewna z okresu AD 641-891. Jakość badanego materiału nie pozwoliła bardziej zawężyć przedziału czasowego, ale z danych tych wynika że Wikingowie mogli przybyć tą łodzią do Szczecina już na początku VII wieku, czyli jeszcze przed powstaniem tam grodu pod koniec tamtego stulecia. 


Trzeba pamiętać, że łodzie wiosłowe już od epoki brązu były dla Skandynawów środkiem transportu, który pozwalał im penetrować południowe wybrzeża Bałtyku. Dopiero z końca VI wieku pochodzą najstarsze na tym akwenie ślady używania łodzi żaglowych, ale należy sądzić że mogły pojawić się tutaj już kilka wieków wcześniej. 

Przy łodzi znaleziono także fragmenty wyposażenia (jak na rysunku obok), w tym rzeźbioną w drewnie głowę smoka, którą pewnie przed wypłynięciem z portu zatykano na dziobie łodzi. Podobny kształt głowy smoka-węża z rozchylonym pyskiem na brązowych okuciach oprawek noży z przełomu X/XI wieku znaleziono na cmentarzysku w Kałdusie. Srebrny łańcuch z zakończeniami w formie głów smoka-węża (historycy mówią, że "bestii") stanowi część skarbu wareskiego z Borucina z I połowy XI wieku, leżącego na strategicznej drodze między Kruszwicą i Włocławkiem - piastowskim portem na szlaku do Rusi Kijowskiej.

Podobne w charakterze do szczecińskiej żerdzi z wyrzeźbioną głową zwierzęcia na jej zakończeniu z tego okresu znaleziono również w innych wikińskich faktoriach: Rurikowie Gorodiszczu, Gniezdowie i Borszewie na Rusi oraz w duńskim Hedeby i Randers. Oto zdjęcie wykonanej z brązu i pokrytej złoceniem głowy smoka, jaką  odkryto w Randers (północna Jutlandia). Fotografia pochodzi ze strony Idavoll art culture et histoire vikings.


Drakkar, emblematyczny okręt wikiński, bierze swoją nazwę od staronordyckiego słowa dreki, czyli smoka. Jego stewa dziobowa, czyli przednia część stępki, ozdabiana była rzeźbą smoka. Smok jest chyba najbardziej rozpowszechnioną kreaturą nie tylko w mitologiach ludów indo-europejskich, ale i w wierzeniach wielu ludów od Afryki po Daleki Wschód.

Wikińskie rzeźby na szczycie stewy dziobowej były prekursorami późniejszych i nawet dzisiejszych jeszcze, tak zwanych galionów - rzeźb umieszczanych pod bukszprytem żaglowca, mających statkowi przynosić szczęście. Historycy powiadają, że szczeciński smok może być rodzimą produkcją, "naśladującą" wyroby skandynawskie, ruskie i wschodnie. Zapewne mają rację co do rodzimej produkcji, chociaż nie stać ich na przyznanie, pomimo przytłaczającej ilości dowodów archeologicznych, że ci tubylcy nie musieli "naśladować" Wikingów, bo sami nimi byli.

Dotychczas zbadane archeologicznie osady portowe w Menzlin, Gross Strömkendorf (Rerik), Ralswiek i w Janowie Pomorskim (Truso) jednoznacznie wskazują, że ich układ zabudowy na lądzie zaprojektowany został podobnie jak te w Ribe i Kaupang. Także zawarte w tych miejscach zabytki archeologiczne potwierdzają jednoznacznie iż należały one do Wikingów. 

Oto poniżej jedna z czterech łodzi wikińskich, jaką archeolodzy wydobyli ze stanowiska w Ralswiek. Ma ona zawierać bliżej nie sprecyzowane (jeżeli nie jest to mech uszczelniający poszycie i drewniane kołki) także słowiańskie elementy w konstrukcji, co wskazywałoby na szkutniczą współpracę Słowian i Wikingów  (foto: P. Herfert, 1970).



W połowie IX wieku Wikingowie zbudowali kolejne grody, jako ich centra polityczne i handlowe: Dublin w Irlandii oraz Holmgård (na bazie słowiańskiego grodu Rurikowo Gorodiszcze), u ujścia rzeki Wołchow do jeziora Ilmień, na Rusi. Pod koniec X wieku Waregowie zbudowali 2 km w górę rzeki od tego miejsca nowy gród - Nowogród, dzisiaj zwany Nowogrodem Wielkim, w odróżnieniu od Niżnego Nowogrodu (byłe Gorki). W sposób konsekwentny przygotowywali się do przejęcia pełnej kontroli handlu pomiędzy trzema centrami cywilizacyjnymi: postkarolińską Europą, Bizancjum oraz kalifatami arabskimi. Kontynuowali w ten sposób odbudowę zerwanych w wyniku okresu migracyjnego od IV wieku starych więzi handlowych z cywilizacją śródziemnomorską (z leżącymi na tym szlaku ziemiami polskimi), której centrum zaczęło zanikać w Cesarstwie Rzymskim, a tworzyć się w Bizancjum i na Bliskim Wschodzie. Zainteresowanie Skandynawów stworzeniem drogi wschodniej z Południem zostało od VI wieku wzmocnione pojawieniem się nowego rywala politycznego, jakim było rodzące się Cesarstwo Frankijskie, przechodzące na chrześcijaństwo i roszczące sobie prawo do dziedzictwa rzymskiego.

Obok pokojowych stosunków handlowych, jeżeli te nie były możliwe na warunkach akceptowanych przez Wikingów, podejmowali oni ataki zbrojne przeciwko każdemu z tych imperiów, a następnie umiejętnie, drogą dyplomatyczną negocjowali korzystne dla siebie warunki pokojowe. A więc odwoływali się nie tylko do swojej doskonałej znajomości operowania mieczem, ale i do równej biegłości w posługiwaniu się językami obcymi i do dobrej znajomości lokalnych zwyczajów i warunków (np. słynne ich dogowory z Bizancjum - te znane z lat 907, 911, 941, 944, 971 i 989 umowy polityczno-handlowe). Zwróćmy uwagę, że po stronie Rusi w tych umowach występowali głównie, jeżeli nie wyłącznie, rycerze warescy, jak na to wskazuje umowa z AD 911. Księcia kijowskiego z wareskiej dynastii Rurykowiczów, Olega Mądrego (Oleg to słowiański odpowiednik staronordyckiego imienia Helgi), w tej umowie reprezentowały osoby o jeszcze nie zrusycyzowanych, nordyckich imionach: Karl, Ingjald, Farulf, Vermund, Hrollaf, Gunnar, Harold, Kami, Frithleif, Hroarr, Angantyr, Throand, Leithulf, Fast i Steinvith.

To zapewne z kierunku rusko-bizantyjskiego, gwardia wareska sprowadziła na dwór Mieszka I wielbłąd, którego nasz książę podarował sześcioletniemu cesarzowi Ottonowi III w trakcie jego spotkania z cesarzową - regentką Teofanu (Teofano) w Kwendlinburgu 4 kwietnia 986 roku (Kronika Thietmara). Dwa azjatyckie wielbłądy (dwugarbne) widnieją nad głową potomka wikińskiego księcia Rolfa (Rollona), normandzkiego księcia Wilhelma Zdobywcy, na XI-wiecznym gobelinie z Bayeux.

Wcześniej, bo w AD 802, jeszcze bardziej okazały prezent - bo słonia imieniem Abul-Abbas, podarował abbasydzki kalif Harun ar-Raszid cesarzowi Karolowi Wielkiemu ("Roczniki Królestwa Franków"). Nie wiadomo, jak został wykorzystany mieszkowy wielbłąd przez cesarza Ottona III, ale wiemy, że perski słoń towarzyszył cesarzowi Karolowi Wielkiemu w jego podróżach i eskapadach wojennych. W trakcie kolejnego marszu wojsk cesarza z Akwizgranu do podbitej już Saksonii w czerwcu 810 roku, słoń ten nagle po drodze wyzionął ducha w Lippenheim (obecnie Wesel) nad Renem. Oto XIII-wieczna ilustracja "słonia bojowego", pochodząca ze zbiorów Biblioteki Bodlejańskiej (Manuskrypt 764, folio 12r).

Na marginesie dodajmy, że pochodząca z pogranicza historycznej Persji i Pundżabu gra w szachy, dotarła do Polski już za pierwszych Piastów, za pośrednictwem ruskich Waregów, znających ją z kontaktów z Bliskim Wschodem i z Azją Środkową. Najstarsze w Polsce, pochodzący z X-XI wieku, zabytki szachowe zostały odkryte w Wolinie, Szczecinie, Opolu i we Wrocławiu. 

Nie do przyjęcia jest teza niektórych badaczy, że figury szachowe z Wolina i Opola reprezentują nordycką grę Hnefatafl. Jest to zupełna spekulacja, gdy nie ma dzisiaj dostatecznej wiedzy o tego rodzaju grach planszowych z epoki Wikingów. Można domniemywać, że gra ta przypominała raczej warcaby, a nie szachy, a zestaw pionków jednego gracza był raczej jednolity, różniący się od zestawu innego gracza, jeżeli nie kolorem, to drobnym nacięciem na wszystkich pionkach. Potwierdza to opis tej gry przez Linneusza, znanej z czasów nowożytnych (XVIII wiek), zwaną u Lapończyków Tablut. Oto figura konia szachowego w stylu Ringerike, pochodząca z Wolina (źródło: Agnieszka Stempin, 2018 - "The cultural role of chess in medieval and modern times").


W języku perskim poszczególne figury szachowe w zestawie dla jednego gracza mają nazwy następujące: król (szach), minister, dwa słonie, dwie armaty, dwóch jeźdźców i osiem pionków. W języku rosyjskim są to odpowiednio: król (король), wezyr (ферзь), dwie łodzie (ладья), dwa słonie (слон), dwa konie (конь) i osiem piechurów (пешка). Widzimy tutaj, przyjęte ze Wschodu, nazwy wezyr (kanclerz władcy arabskiego) i słoń. Widzimy więc, że terminologia figur szachowych odpowiadała faktycznym rangom politycznym i wojskowym oraz sprzętowi wojennemu w państwie. Zauważmy, że w terminologii szachowej w Rosji pozostała nazwa łodzi jako ważnej figury (wieży), nazwa szczególna w dawnej Rusi, gdzie łódź była strategicznym środkiem wojennym i handlowym Waregów.

Zauważmy, że w większości języków europejskich słowo "wielbłąd" pochodzi od arabskiego "جَمَل‎" (jamal), hebrajskiego "גמל" (gamál), starogreckiego "κάμηλος" (kámēlos), a następnie łacińskiego "camēlus", natomiast do języka starosłowiańskiego przeniknęło z żadnego z tych języków, ale z języka gockiego. Mowa ta zasadniczo wymarła w wyniku asymilacji języków wernakularnych (lokalnych) przez Longobardów w Lombardii i Wizygotów w Hiszpanii i Akwitanii w VII wieku, oraz przez Waregów w X wieku na Rusi. To od Normanów Słowianie przejęli słowo 𐌿𐌻𐌱𐌰𐌽𐌳 (ulband, vulband),  później zromanizowane na "ulbandus", i zeslawizowali je jako "вельбудъ" (velĭbudŭ), dodając z języka starocerkiewno-słowiańskiego formę odprzymiotnikową od słowa "велии" (velii) - wielki. Większość języków południowo-słowiańskich przejęła nazwę wielbłąda z języka tureckiego.

Fakt ten wskazywałby, iż to Wikingowie - Waregowie sprowadzali wielbłądy z Orientu do świata słowiańskiego. Musieli oni docierać na wielbłądach do Bagdadu, Buchary i Samarkandy, bo IX-wieczny perski geograf Ibn Khordadhbeh wzmiankował o “Wikingach widzianych nawet na grzbiecie wielbłądów w Bagdadzie". Są też dowody, że niektórzy z Wikingów mogli przejść na islam (“When Did Rus/Rus’ Merchants First Visit Khazaria and Baghdad?”, Thomas Schaub Noonan, Archivum Eurasiae Medii Aevi 7, 1987–1991).

Jeszcze dzisiaj w języku islandzkim zachowało się staronordyckie przysłowie, nie mające nic wspólnego z ich subarktyczną przyrodą: "zrobić z muchy wielbłąda" (gera úlfalda úr mýflugu), czyli po polsku: zrobić z igły widły. Podobnym odniesieniem do wielkości wielbłąda jest perskie powiedzenie: "Nie widzisz wielbłąda, to nic nie widzisz" (شتر دی - šotor didi? nadidi). Wielbłąd został 18 razy wymieniony w Biblii, w tym w sentencji, najczęściej chyba przywoływanej: "Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu dostać się do Królestwa Niebieskiego".

Wiek później księżniczka kijowska Eupraksja Wsiewołodna, zanim w AD 1088 poznała w Kwedlinburgu przyszłego małżonka - cesarza  Henryka IV, i koronowana w Kolonii jako cesarzowa Niemiec pod imieniem Adelheid, poślubiła Henryka Długiego, margrabiego saksońskiego. Na ślub w Stade nad Morzem Północnym przybyła ze swoim dworem w imponującej karawanie wielbłądów, objuczonych cenną wyprawą ślubną. Orszak ślubny wiódł prawdopodobnie najkrótszą trasą przez Polskę, ponieważ od AD 1082 Polska, wcześniej wroga Henrykowi IV, po ślubie Judyty Salickiej, siostry Henryka IV, z polskim księciem Władysławem Hermanem, była bezpieczna dla tego przejazdu. Zbliżenie polsko-niemieckie pozwoliło wtedy odnowić stary szlak handlowy z Kijowa przez Kraków do Ratyzbony. Wydana za władcę Niemiec Eupraksja była szóstą ruską księżniczką, poślubioną przez europejskich władców (wcześniej dotyczyło to Francji, Polski, Węgier, Norwegii i Szwecji), nie licząc małżeństw rusko-bizantyjskich.


Wracając jeszcze do Kwedlinburga, oto powyżej lombardzko-bizantyjskie łuki fryzowe na nawie głównej kolegiaty w tym mieście (foto: Matthias Holländer, 2008). To w tym grodzie założony został przez cesarza Ottona I klasztor żeński, którego pierwszą opatką była jego córka Matylda (955-999), pochowana w krypcie obecnej kolegiaty. Klasztor ten, noszący wezwanie, pochodzącego z Armenii św. Serwacego, mógł być zorganizowany przez mnichów bizantyjskich. To tam, po śmierci Mieszka I,  schronić się mogła księżna Oda (955-1023) z dziećmi, po wygnaniu jej z Polski przez swojego pasierba, Bolesława Chrobrego. To z tego klasztoru pochodzi jedyna wzmianka o jej śmierci w  1023 roku. Urodzona w saksońskim Haldensleben Oda była pierwszą opatką klasztoru w Kalbe, nad rzeką Milde, zanim nie wyszła za mąż około 977-980 roku za Mieszka I. Klasztor ten został zniszczony w 983 roku podczas napadu Obodrytów.

Dopiero po schyłku epoki Wikingów z końcem XI wieku  kraje o najbardziej dojrzałej gospodarce rynkowej wytworzyły własne organizacje kupieckie, które zaczęły współpracować ale i rywalizować na głównych szlakach handlowych Europy. Pewną wskazówką jakie nacje handlowały bezpośrednio z Bizancjum są te, wymienione w anonimowym dziele literackim z połowy XII wieku zatytułowanym "Timarion". Na dorocznym głośnym w Europie targu w Salonikach (drugim największym mieście w Bizancjum) na św. Dymitra (Demetrios), zwanym "demetrią", wymienieni są obecni tam kupcy ruscy, bułgarscy, dalmatyjscy, węgierscy, niemieccy, hiszpańscy, włoscy, arabscy, peczeńscy, armeńscy, hinduscy i etiopscy. Z innych źródeł wiemy, że przybywali tam również kupcy żydowscy i flamandcy, a także w ciągu całego roku pielgrzymi z wielu krajów Europy, podążający do lub z Jerozolimy. Już pół tysiąca lat liczyła wówczas bazylika św. Dymitra w Salonikach, o rozległym podziemnym cmentarzu starochrześcijańskim (poniższe foto: Starboardside/Pixdaus).


Jak zauważa polski historyk Karol Górski ("Gertruda czy Olisawa?", Acta Universitatis Nicolai Copernici, 1990), "w katedrze w Gnieźnie do XV wieku przechowywano kapę z napisem Demetrios, ofiarowaną zapewne przez Izasława", ruskiego księcia Izjasława I, za którego w połowie XI wieku wyszła Getruda Mieszkówna, córka króla polskiego Mieszka II. Nie jest wykluczone, że toponimy miejscowości Dymitrów Duży i Dymitrów Mały na Ziemi Sandomierskiej mają dalekie, rusko-bizantyjskie pochodzenie.

W 808 roku Godfred (Gudfred), wódz duńskich Wikingów, w obawie przed ekspansjonizmem i postępującymi atakami ze strony Imperium Karolińskiego, które wcześniej podbiło Fryzję i Saksonię, umacnia na granicy swojego terytorium stare wały obronne, zwane Danevirke (Danewerke) oraz rozbudowuje przygraniczne miasto garnizonowe Sliasthorp (Sliestorp). Na poniższym fragmencie mapy Carta Marina z AD 1539 jej autor, Olaus Magnus, zaznaczył przebieg tego "chińskiego muru" w Danii ("Munimentum Danavirke").

Warto zwrócić uwagę, że w tym samym czasie bo w 810 roku Karol Wielki odgrodził się w podobny sposób od Obodrytów, budując wały obronne nazwane przez kronikarzy Limes Saxoniae. W ten sposób linia Danevirke i Limes Saxoniae wyznaczyła pas silnie umocnionej granicy oddzielającej Wikingów i Wagrów (zachodni odłam Obotrytów) od Cesarstwa Karolińskiego. Ograniczone zostały kontakty Słowian z państwem karolińskim, które zresztą kolejnymi dekretami zakazywało sprzedaży broni Słowianom, sprzyjając w ten sposób wzmacnianiu się relacji słowiańsko-wikińskich.


Przy okazji, wykraczając na chwilę poza wikiński horyzont tego artykułu, warto zwrócić uwagę na ciąg latarni morskich na hanzeatyckim szlaku między Lubeką i Rygą. Jedna z latarni naniesiona została, prawdopodobnie niedokładnie, pomiędzy Wolinem (tutaj "Iulin") i Regą. Chodzi tu pewnie o latarnię morską na Górze Chełmskiej ("Gollenberg") pod Koszalinem, odnotowaną w kronikach w AD 1532. Posiadała ona wtedy kilka ogni, których światło odbijało się od pokrytego glazurą sferycznego lustra. Ten szlak morski - z tych, o których istnieniu wiedzą, niektórzy historycy uznają za najlepiej oznaczony nawigacyjnie na świecie na początku XVI wieku.

Poniższy fragment nieokreślonej bliżej mapy z 1655 roku (Kriksarchivet Stockholm) przedstawia przylądek Rozewie (Resehöft), gdzie na wzgórzu, położonym 52 metrów nad lustrem morza, posadowiono latarnię morską z otwartym ogniem. Już we flamandzkiej locji morskiej z  XV wieku Rozewie było wymienione pod nazwą Roshoned. 


I jeszcze inny fragment mapy, o pełnym tytule "Carte de la Pologne divisée par provinces et palatinats et subdivisée par district construite d'après d'arpentages, d'observations et de mesures prises sur les lieux. J. A. B. Rizzi Zannoni", z 1772 roku, gdzie ogień latarni rozewskiej (Rese-höft) umieszczono na prostokątnej wieży.

Nie jest pewna etymologia słowa "Resehöft". Wydaje się, że sugerowana przez lingwistów niemieckich interpretacja pierwotnego znaczenia jako "Riesenhaupt" - gigantyczna głowa, nie jest trafna, bowiem taka nazwa pochodziłaby nie wcześniej, niż z czasów żeglugi hanzeatyckiej, czyli mogła zostać utrwalona dopiero około XIV wieku. Moim zdaniem nazwa "Resehöft" ma dużo starsze korzenie, podobnie jak toponimy Hel, czy Oksywie. W języku szwedzkim "rese" to podróż, a "höft" to biodro, a pisane w zwrocie "på höft", oznacza po polsku "na oko" (po szwedzku dosłownie - z biodra). Wzgórze rozewskie stanowiło dla wczesnośredniowiecznych normańskich żeglarzy punkt orientacyjny w podróży i nazwa "Resehöft" dobrze to uzasadnia.


Zakreskowane akweny południowego Bałtyku na mapie Magnusa oznaczają wody, które zwykle lub często zamarzały w okresach zimowych. Akweny ten w okresach srogich zim przejmowały transport saniami, konny i pieszy ludzi i towarów pomiędzy Dolną Saksonią i Kurlandią, który w okresie letnim odbywał się konno, pieszo i wozami, drogami przez Pomorze i Prusy. W zamarzniętym pasie od wyspy Rugii, równolegle do południowego brzegu, aż po wybrzeża Kurlandii, można na powyższej mapie dostrzec, rozlokowane w regularnych odstępach (jeden dzień zimowy jazdy saniami) "domy na lodzie", czyli sezonowe karczmy, do obsługi podróżnych.

Zostańmy jeszcze na XVI-wiecznym Bałtyku, aby zwrócić uwagę, że po tak zwanym zlodowaceniu Wisły, morze to wielokrotnie w swojej holoceńskiej historii zamarzało niemal całkowicie, w ostatnim tysiącleciu w okresie tak zwanej małej epoki lodowej (od XIV do XVIII wieku). Dowodzą tego tylko w sposób bardzo fragmentaryczny zachowane źródła historyczne, między innymi w formie opisów podroży. Jednym z nich jest, wydana w 1617 roku książka, której autorem jest Fynes Moryson (1566-1630), zatytułowana w iście barokowym stylu, następująco:  "An itinerary vvritten by Fynes Moryson Gent. First in the Latine tongue, and then translated by him into English: containing his ten yeeres trauell through the tvvelue dominions of Germany, Bohmerland, Sweitzerland, Netherland, Denmarke, Poland, Jtaly, Turky, France, England, Scotland, and Ireland".

Jest tam ciekawy passus o Polsce (wtedy Prusach), dający pewne wyobrażenie, jak długie i srogie (sześć mroźnych miesięcy) panowały u nas zimy: "W Malvin [Elblągu] i Gdańsku w Prusach, między świętem Archanioła Michała [29 września] a Bożym Narodzeniem, wieśniacy przywożą na saniach martwe, zamarznięte zające, które są w ten sposób zakonserwowane, nawet lepiej niż w soli, aż do Zwiastowania Pańskiego [25 marca], kiedy zaczynają pękać pierwsze lody (At Meluin and Dantzke in Prussen, betweene Michaelmas and Christmas, the Country people bring in sledges laded with dead Hares, all foozen ouer, which are so preserued aswell and better, then if they were powdred with Salt, till our Lady day in Lent, about which time the frost begins first to breake).  Można więc sądzić, że nieprzerwane, półroczne zimy, nawet w tamtych czasach, były wyjątkowe, przy których Bałtyk zamarzał.

W zbiorze średniowiecznych manuskryptów "Civitatum quarundam Schaniæ brevis descriptiu", które wydał drukiem w Kopenhadze w AD 1710 Magno Matthia, kanonik Lundu, pod rokiem 1423 jest m.in. taka informacja: "Zanotowano bardzo ostre mrozy, do takiego stopnia, że ludzie mogli konno morzem (po lodzie) przeprawiać się z Gdańska, Lubeki i Pomorza do Danii" (Intensum admodum frigus fuisse memorant nonnulli, adeo qvidem, ut homines eqvis per mare profecti sint Dantisco Lubecvm et ex Pomerania in Daniam).

Jak donieśli bracia Olaus i Johannes Magnusowie w "Historii ludów Północy" ("Historia de gentibus Septentrionalibus", Antwerpia 1562), dziesięć lat przed opisanym wyżej wydarzeniem, a więc "W Roku Pańskim 1413, podczas przesilenia zimowego lód był tak niespotykany i wyjątkowy, że z pruskiego Gdańska do Lubeki przeprawiano się konno morzem bez szwanku, a również przez morze z Meklemburgii do Danii, utrzymując przydrożne karczmy na lodzie" (Anno Domini MCDXIII gelu fuit per brumam incomparabile et inauditum, quod equites a Gedano Prussiae in Lubeca, per viam navigatium transirent incolumes et deinde a Magnapoli per mare in Daniam, hospitia habentes in glacie). 

Oto powyżej adaptowana z powyższej publikacji, ilustracja drewnianych butów z kolcami i rzemieniami skórzanymi, do chodzenia po lodzie. Poniżej zaś, z tego samego źródła, prezentacja sunących z ładunkiem sań po "lodowym" trakcie handlowym.


Jeszcze jeden przykład zamarzania Bałtyku podaje historyk Albert Krantz (1450-1517), przywołany w "Monumenta historiæ danicæ: historiske kildeskrifter og bearbejdelser af dansk historie især fra det 16. aarhundrede", Kopenhaga 1887: "W 1323 roku mróz spowodował zamarznięcie morza tak, że można było odbyć podróż pieszo po lodzie z brzegów Lubeki do Danii i Prus, korzystając z rozmieszczonych w odpowiednich miejscach na lodzie karczm" (Anno 1323 gelidissimo frigore constringebatur mare, ut pedestri itinere per glaciem de littore Lubecensi in Daniam et Prussiam mare transiretur, dispositis per loca opportuna in glacie hospitijs).

W innym zestawieniu historycznych dokumentów ("Gothorum Sueonumque historia, ex probatis antiquorum monumentis collecta, et in XXIIII libros redacta", Bazylea 1558), arcybiskup Uppsali i historyk Johannes Magnus, zawarł następującą wzmiankę: "W AD 1294 panowały mrozy tak mocne, że przeprawiano się konno z Jutlandii, czyli duńskiej Cymbrii, najdłuższą drogą zamarzniętego morza, do Norwegii" (Anno 1294 frigus hiemale tantum inualuit, ut equites a Iuthia, sive Cimbria Danica, per mare congelatum in Norvegiam itinerere longissimo transiret).

W takich okolicznościach nie wydaje się nierealne, że do treści dramatu "Hamlet" William Shakespeare wprowadził przeprawiających się na saniach do Danii Polaków, którzy zaatakowali Duńczyków. Stanisław Barańczak tak przetłumaczył ten fragment: "Rozkazy, aby rozgromić Polaków, ciągnących na nas saniami przez lody" ("He smot the sledded Pollax on the Ice". Po tym zdaniu poety niektórzy krytycy literaccy zarzucili Szekspirowi brak znajomości podstaw geografii, bowiem według nich, aby Polacy mogli saniami dotrzeć do Danii, Szekspir musiał sądzić, że Polska leży tuż obok Danii i ma z nią granice lądową! To oczywisty nonsens tworzących gazetowe sensacje szekspirologów.

Oto poniżej inny fragment, wyżej wspomnianej mapy Carta Marina, dotyczący Zatoki Botnickiej, która zapewne musiała być zamarznięta przez większą część roku, umożliwiając w ten sposób komunikację saniami, ciągnionymi przez, uzbrojone w kolczaste zakończenia kopyt, konie lub renifery (a nawet woły, z innej ilustracji tego autora) pomiędzy jej dwoma brzegami. I czyż obraz ten nie mówi więcej, niż tysiąc słów?


Wracając do AD 808, z uwagi na zbrojne (jak wynika z kronik) przejęcie Reriku przez Drożka, wodza Obodrytów, Godfred w tym samym roku likwiduje to emporium i przenosi je do wewnątrz pasa obronnego, przez Sliasthorp do Hedeby. Informacje kronikarzy o ataku Drożka nie zostały potwierdzone przez przeprowadzone tam badania archeologiczne (żadnych śladów walki, spalenisk), co wskazywałoby że Godfred przeniósł kupców i rzemieślników z Rerik do Hedeby z powodów ekonomicznych.

Kończąc ten zaledwie zasygnalizowany tutaj temat pełnej kontroli przez Wikingów basenu Morza Bałtyckiego we wczesnym średniowieczu należy zauważyć, że ilość centrów handlowych, morskich i miejskich powstałych z ich udziałem nie zamyka się w kilku czy kilkunastu emblematycznych portach-miastach, najczęściej wymienianych przez historyków. Pozwolę sobie tutaj wymienić, jeżeli nie pełną to bliską pełnej, listę (82 miejsca) rozpoznanych historycznie i archeologicznie wikińskich centrów handlowych w obrębie Bałtyku (włączając Kattegat i Skagerrak, wyłączając interior Rusi), których większość nawet nie jest nie tylko "zatwierdzona", ale nawet wzmiankowana w pracach naszych historyków. Badacze ci, tworzący główny nurt narracji historycznej w Polsce, od dziesiątków lat idą pod prąd dokonywanych odkryć archeologicznych, niezmiennie marginalizując cywilizacyjne znaczenie epoki Wikingów dla Polski i Europy. Oto ta lista:

Åhus, Alt-Lübeck (Liubice), Århus, Bandlundeviken, Barddowick, Bejsebakken/Ålborg, Bergagården, Boeslunde, Bogeviken, Borre, Daugmale, Dierkow/Priemelberg, Dybsø Fjord, Eskilstuna, Fröjel, Gamla Uppsala, Gdańsk, Grobina, Gross Stromkendorf (Rerik), Hamar, Hamburg, Hedeby/Schleswig, Helgö/Birka/Adelsö, Helsingborg, Herrebro, Janowo (Truso), Järrestad/Tommarp, Jelling, Kalmargården, Kamień, Kaupang, Kołobrzeg/Świelubie, Köpingsvik, Kungahälla, Lejre, Löddeköpinge, Lödöse, Lomma, Lund/Uppåkra, Martynsala, Mecklenburg, Menzlin/Görke, Mežotne, Naevsted, Norsborg, Nyköping, Odense, Oslo, Otepää, Paviken/Västergarn, Pskov, Ralswiek, Ribe, Ringsted, Roskilde, Sarpsborg, Sebbernsund, Sigtuna, Skara, Slagelse, Söderköping, Södertälje, Sorte Muld, Stentinget, Strängnäs, Szczecin, Tallin, Tartu, Tervete, Tønsberg, Trelleborg, Trosa, Usedom, Vä, Västeräs/Badelunda, Västra Karaby, Viborg, Viljandi, Visby, Viskiauten (Vilnevo), Wolin, Ystad.

1 komentarz:

  1. amazing i invite you to check these blog in complement : www.menviking.fr/blogs/viking-mythologie-nordique
    and in english :
    www.viking-store.com

    OdpowiedzUsuń