21 sierpnia 2016

Emporia wikińskie wśród Słowian

Oto poniżej ilustracja, jak Wikingowie, sprowokowani ekspansją Europy karolińskiej na wschód, rozpoczęli w IX-X wieku "poznawać" tereny państwa zachodniofrankijskiego, które okazało się za słabe, aby oprzeć się sile i ruchliwości Wikingów (źródło: "Histoire du quartier St Martin de Rennes").

Można zapytać dlaczego taka mapa nie mogła powstać dla Pomorza i Połabia, u Słowian zachodnich? Nie dlatego, że Wikingowie nie interesowali się najbliższym im Pomorzem i ich tu nie było, jak tłumaczą to nasi historycy - sprowadzając swoje wywody do "zasady", że pod latarnią najciemniej. I nie dlatego, że napady wikińskie na te ziemie były, ale nie było komu tego zapisać (nie było mnichów). Dlatego bowiem, że Skandynawowie egzystowali na tych ziemiach, chociaż w pewnym rozproszeniu, już przed wejściem na nie Słowian w VI-VII wieku, ale także dlatego, że przybywający tutaj w okresie VIII-XI wieku Wikingowie czuli się jak u siebie w domu. Dominowali nad Słowianami nadbałtyckimi nie liczebnie, ale - nie bójmy się tego powiedzieć - kulturowo, w taki sposób, że nie musieli zanadto używać siły zbrojnej, aby się z nimi "dogadać", czyli przez kilka wieków mniej lub bardziej harmonijnie współpracować. "Oni" korzystali z eksportu niewolników, a "my" - dzięki ich know-how, z polepszania warunków życia. Wikingowie górowali nad Słowianami tak, jak dominowali militarnie, a zatem organizacyjnie i technicznie, nad Frankonami i nad każdą inną nacją europejską, poza państwem bizantyjskim i kalifatami arabskimi.


Rozstawione dość regularnie wzdłuż słowiańskich brzegów Bałtyku wikińskie porty morskie i emporia musiały obsługiwać, chociaż trudno o archeologiczne tego dowody, prowadzony przez Wikingów zamorski handel niewolnikami. Istnieją natomiast jednoznaczne źródła historyczne, potwierdzające istnienie u progu XI wieku wielkich skupisk słowiańskich niewolników w arabskim kalifacie Kordoby. Ich transport ze słowiańskich ziem (m.in. z Połabia i Pomorza) do islamskiej Hiszpanii, na tamtejsze targi, odbywał się nie tylko poprzez Pragę, o czym doniósł w X wieku żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub, ale zapewne również drogą morską - z portów południowego Bałtyku na południowe wybrzeże Hiszpanii. O tym, że wybrzeże to było dobrze znane Wikingom, świadczy fakt, że już w 843-844 roku splądrowali miasto Sewilla, o czym informował muzułmański geograf al-Jakubi w AD 891 w swoim dziele "Księga krajów" (Kitab al-Buldan), nazywając napastników imieniem ar-Rūs.

Jednym z centrów handlu niewolnikami słowiańskimi było założone przez Żydów miasto Lucena, położone w autonomicznym, już wówczas (jako tzw. taifa) i pozostałym takim do dzisiaj, regionie Andaluzja, o starych, skandynawskich tradycjach kulturowych i państwowych (Wandalowie, Wizygoci). Toponim Andaluzja ma swój arabski pierwowzór w słowie "Al-Andalus", którym Muzułmanie z początku oznaczali na Półwyspie Iberyjskim wszystkie ziemie, odbijane z rąk post-skandynawskich plemion, stąd pierwotna nazwa brzmiała zapewne "Al-Vandalus". Później użycie tej nazwy ograniczyło się do regionu Andaluzji.
 
Nazwa miasta Lucena wywodziła się z hebrajskiego zwrotu "Eli ossana" (אלי הושענא), oznaczające "Boże zbaw nas". XII-wieczny geograf arabski al-Idrisi nazwał je jako "bogatsze niż każde inne miasto". Niewolnicy byli tam kastrowani i sprzedawani przez Żydów na dwory arabskie, najczęściej jako służba domowa i jako wojownicy do gwardii przybocznych. Prof. Luisa Maria Arvide Cambra, mediewistka i arabistka z uniwersytetu Almeria (UAL),  uważa, że Słowianie włączeni byli w wiele ważnych wydarzeń w średniowiecznej historii islamskiej Hiszpanii. 

Chociaż przybywali na dwory arabskie jako niewolnicy, często byli później uwalniani, otrzymując status mawali (klientów) i przyjmowali wtedy nazwisko rodziny, przy której żyli. Z czasem osiągali wysokie pozycje w administracji lokalnej (nawet jako gubernatorzy - emirowie, jak Słowianie o imionach Kharyan i Zuhayr) oraz w armii kalifackiej. Kroniki arabskie donosiły o słowiańskim emirze o imieniu Sabir, który w 927 roku dowodził flotą 44 okrętów, która z dzisiaj tunezyjskiego miasta Al-Mahdijja, wówczas prowincja Ifriqiya, napadła na włoskie miasto Taranto.

Branie w niewolę, zwłaszcza kobiet i dzieci, było w średniowieczu nieodłącznym, towarzyszącym wojnom procederem, prowadzonym przez wszystkie strony konfliktu, czy to pogańskie, czy chrześcijańskie. Kronikarz Piotr z Dusburga opisuje o napadających w połowie XIII wieku na polską ludność cywilną państwa krzyżackiego Prusach, którzy "gdy więc zebrali łupy, których było bardzo wiele, z ogromną radością uprowadzili wiele kobiet i dzieci". A dalej: "Tenże Marcin [z Golina] i kilku innych weszli do pewnej wioski w ziemi Sudowów [Jaćwingowie - plemię pruskie]. ... Zaś Marcin zabił dziesięciu mężczyzn w kąpieli. W ten sposób uprowadził ze sobą konie, bydło i inne zdobycze razem z kobietami i dziećmi".

Czerpanie z obcych wzorców w historii narodu polskiego, w oczach wielu naszych historyków jakoby umniejsza nasze własne zasługi i naszą wartość, podczas gdy historia świata pokazuje, że jest odwrotnie - do głosu dochodziły te społeczeństwa, które umiejętnie wykorzystały dorobek innych, starszych kultur, na przykład (żeby nie sięgać zbyt daleko): Etruskowie i Rzymianie wykorzystali i rozwinęli osiągnięcia cywilizacji greckiej,  wczesnośredniowieczni Europejczycy wykorzystali spadek cywilizacyjny m.in. po Celtach, Rzymianach i Bizantyjczykach. Bez mała pół wieku temu nasz XX-wieczny encyklopedysta Władysław Kopaliński tak to widział: "... możliwości rozwojowe społeczeństwa zależne są właśnie od umiejętności czerpania wzorów, narzędzi, technik i idei od innych grup, od gotowości dostrzegania korzyści w cudzych sposobach postępowania i chęci korzystania z tego, co u innych jest wartościowe."

Potwierdzeniem współpracy Słowian i osiadłych lub czasowo przybywających na Połabie i Pomorze Skandynawów jest fakt, że założone przez tych ostatnich emporia handlowe Menzlin, Ralswiek, Wolin i Bardy (Kołobrzeg) nie miały przez pierwsze dwa wieki wałów obronnych, a były otwartymi osadami - podobnie jak Ribe, Hedeby, Truso czy Birka. Być może zdarzały się także napady Słowian na emporia, jak na przykład wspomniany w kronikach ale niepotwierdzony archeologicznie atak Drożka na wikińskie emporium w Reriku (Groß Strömkendorf). Zaczęły one być umacniane dopiero po powstaniu zagrożenia zewnętrznego, głównie ze strony Cesarstwa Karolińskiego - w części sprowokowanego przez napady Wikingów na zachodnią Europę. To dzięki Wikingom na Pomorzu powstały, na przełomie VII/VIII wieku, pierwsze na ziemiach polskich ośrodki rzemieślniczo-handlowe, zatem urbanistyczne - zaczątki miast, silnie ufortyfikowane dopiero pod koniec IX wieku. 

Oto mapa z zaznaczonymi miejscami pochówków birytualnych zachodniosłowiańsko-normańskich (tak zwane cmentarzyska  Alt Käbelich), zawierających pochówki zarówno ciałopalne, jak i szkieletowe, datowane na IX-XI wiek, czyli okres kiedy nie nastąpiła jeszcze pełna fuzja kulturowa pomiędzy współzamieszkującymi Pomorze Skandynawami i Słowianami (na podstawie: Władysław Łosiński, 1993 - "Groby typu Alt Käbelich w świetle badań przeprowadzonych na cmentarzysku wczesnośredniowiecznym w Świelubiu pod Kołobrzegiem"). Miejsca te (zwłaszcza zaznaczone kółkiem brązowym) mogą odpowiadać skupiskom tworzenia się plemiennych elit na nordyckim podłożu etniczno-kulturowym. Dodajmy, że birytualne groby tego typu znajdowane są również we wschodniej części Pomorza (Czarnówko koło Lęborka). Odkryto dotychczas 69 "ważniejszych" niechrześcijańskich (pozakościelnych) cmentarzysk szkieletowych na całym obszarze Pomorza (na wschód i na zachód od Odry), które poza stanowiskami birytualnymi wskazują na wczesnośredniowieczną obecność skandynawską. Cmentarzyska typu Alt Käbelich odkrywane są również w innych regionach polski (Wielkopolska, Małopolska).


Archeologia Pomorza z okresu wczesnego średniowiecza jednoznacznie potwierdza wielokulturowość artefaktów, co z kolei wskazuje na wieloetniczność tego regionu. Fakt, że osiedla i grody pomorskie z upływem czasu (od X do XII wieku) zatracały swoją wielokulturowość, jest mylnie interpretowany przez naszych badaczy jako niewiele znaczący skandynawski epizod w historii Pomorza, podczas gdy pomijają następującą w tym czasie akulturację Wikingów wśród dominującej liczebnie ludności słowiańskiej, którzy - już jako tubylcy władający językiem słowiańskim, prawdopodobnie współtworzyli plemienne elity - polityczny zaczątek przyszłego księstwa pomorskiego.

Pomimo, iż powstanie emporiów wikińskich wśród Słowian południowego Bałtyku miało pozytywny wpływ na przyszły rozwój urbanizacyjny na ziemiach Połabia i Pomorza, podobnie jak wikińska obecność w Normandii, Anglii, Irlandii i na Rusi, nie mówiąc o Skandynawii, są badacze, którzy nie chcą widzieć miastotwórczej roli wikińskich centrów handlowych. Mateusz Bogucki pryncypialnie rozprawia się - jakby wchodząc w sandały rzymskiego Cezara, z "barbarzyńskim systemem ekonomicznym" ("barbaric economic system") Wikingów, uznając te centra jako "ślepy zaułek" (franc. "cul-de-sac") w historii urbanizacji Europy (M. Bogucki, 2010 - "Viking Age emporia around the Baltic Sea - a cul-de-sac of European urbanization?"). Tylko pro forma autor zaopatrzył tytuł znakiem zapytania - jakby pozorując wobec angielskiego czytelnika, że posługuje się naukowym sceptycyzmem. W treści artykułu nie wyrażał jednak żadnych wątpliwości, a w konkluzjach pozostał całkiem jednoznaczny. Po co tyle, obcej postawie naukowej, arogancji? Przypomnijmy z poprzedzającego artykułu "Krzywe zwierciadło historyków", że to Wikingowie założyli u progu X wieku stolicę Irlandii, Dublin. Przywołajmy też jednego z badaczy, który nie podziela wyroczni M. Boguckiego: "Gospodarka i sieć handlowa Wikingów pozwoliła skutecznie odbudować gospodarkę Europy po upadku Cesarstwa Rzymskiego" (Anders Winroth, 2014 - "The Age of the Vikings").

Zakładane przez Wikingów faktorie - protomiasta w północnej Europie miały swoją analogię nad Morzem Czarnym w czasach antycznych, kiedy to - jak pisze Jordanes w VI wieku, w swojej kronice "Getica": "Borysthenis, Olbia, Callipolis, Cherson, Theodosia, Careon, Myrmicion i Trapezus - to miasta, które dzikie plemiona scytyjskie pozwoliły zbudować Grekom, aby zapewnić im możliwości prowadzenia handlu". "Dzikość" Scytów według Jordanesa, a zapewne także u starożytnych Greków, polegała na ich zazwyczaj pasterskim, koczowniczym trybie życia, a chyba bardziej na ich agresywności i wojowniczości. 

Trzeba pamiętać, że organizacja i kultura materialna Scytów stała na wysokim poziomie. Oto odlane w złocie dwie postacie Scytów, strzelających z łuku (źródło: Wikipedia). Zabytek pochodzi z Kerczu (założony przez Greków Pantikapaion) na Krymie, datowany na lata 475-450 p.n.e. Scytowie byli doskonałymi łucznikami, a ich styl strzelania z łuku wpłynął na styl Persów, a następnie innych ludów, w tym Greków. Później, jak podaje Jordanes, nadczarnomorscy Goci udoskonalili wzmacniającym sznurem łuki armeńskich Persów. Naprężony z tyłu łuku sznur wykonany był z włókien zwierzęcych lub roślinnych, przez co wzmacniał wytrzymałość łuku.


Wikingowie potrafili także politycznie wykorzystać waśnie międzyplemienne wśród Słowian połabskich. Królewskie Roczniki Frankońskie podają, że "W AD 808  po stronie Godfreda (wodza duńskich Wikingów - mój przypis) ... stał także lud słowiański zwany Wilzami (Wieleci - przypis mój), a dzięki ich starej wrogości wobec ich sąsiadów Obodrytów, teraz spokojnie połączyli się z armią Godfreda (w konflikcie z Karolem Wielkim - przypis mój). Kiedy wrócił on do swego królestwa, także i Wilzowie powrócili do swoich domów, po drodze zabierając zrabowane Obotrytom dobra. ... Godfred ... zniszczył miejsce handlowe w pobliżu morza, zwane przez Duńczyków Reric. Miejsce to przynosiło jego królestwu dużo wpływów z opłat celnych". 

Tak więc niezależnie od wzajemnych stosunków pomiędzy plemionami słowiańskimi Wikingowie czerpali korzyści ekonomiczne z emporiów zbudowanych w każdym z tych plemion nadmorskich: Rerik (Obotryci), Dierkow (Chyżanie), Menzlin (Czrezpienianie), Ralswiek (Ranowie), Wolin (Wołynianie), Bardy (Parsęcianie - nazwa przeze mnie zaproponowana). Czrezpienianie wywodzili swoją nazwę od dwóch słów starosłowiańskich: "czerez" - "poprzez, za" i "Piana" - rzeka pod dzisiejszą nazwą Peene, czyli plemię osiedlone, patrząc od strony wschodniej, z której przybyli ich przodkowie - "za Pianą". Z Menzlina w kierunku Piany wiodła solidnie zbudowana droga i most przez rzekę, pozostałości których archelogowie datują na VIII wiek. Oprócz tych najbardziej znanych wikińskich emporiów na Połabiu należałoby być może zaliczyć jeszcze dwa porty, będące we władaniu Rugian (Ranów) - Barth (połabski Bard) oraz Wiek na półwyspie Wittow (Wittmund), leżacy w pobliżu Arkony - stołecznego grodu tego plemienia. W owym okresie Arkona i Wittow leżały na wyspie oddzielonej od Rugii. Barth i Wiek jako lokalne centra handlu morskiego, prawdopodobnie poprzedziły powstanie emporium w Ralswieku.

Wiek na Rugii to starosłowiański gród, wymieniony w 1165 roku pod całkiem skandynawską nazwą "Vikr". W późniejszym okresie, już poza epoką Wikingów, ludność miejscowa zarzuciła handel i rozboje morskie i powróciła do, albo kontynuowała,  pradawny wśród Słowian sposób na życie, jakim było rolnictwo i hodowla. Wskazują na to dokumenty z AD 1314 i AD 1318, kiedy gród ten odnotowany został pod dwiema, alternatywnymi nazwami - jako "Medove sive Wiek" et "Medove sive Wyk", czyli po polsku "Miodowe albo Wiek" i "Miodowe albo Wyk". Słowiański toponim Miodowe jasno wskazuje na, że gród ten musiał być sławny z pszczelarstwa i produkcji miodu. Połabskie słowo "med" pochodziło od starosłowiańskiego * medъ - miód (dzisiaj: rosyjski "мёд", bułgarski, serbski,  macedoński i ukraiński "мед", chorwacki, słoweński, czeski i słowacki "med"). Oto przenośne, wykonane z plecionej słomy, ule, na ilustracji z bizantyjskiego manuskryptu z X wieku "Geoponika"  (źródło: Klára Kabátová, 2019 - "Symbol včely v dějinách").


Współpraca wojskowa pomiędzy Słowianami zachodnimi i Wikingami trwała jeszcze w XI wieku. Normańsko-angielski mnich benedyktyński i kronikarz Orderic Vitalis w swojej "Historia ecclesiastica" z początku XII wieku tak pisał o ich wspólnej, pod przewodnictwem króla duńskiego Swena II Estrydsena (okres panowania 1047-1074), wyprawie (nieskutecznej) na Anglię w 1069 roku, przeciwko normańskiemu królowi Anglii, Wilhelmowi Zdobywcy: "Jego [Swena Estrydsena] potęga była wielka; zebrał wszystkie siły, jakie uzyskał od przyjaciół i krajów sąsiednich, którym [wcześnniejszych źrdłach iej] był pomocny. Pomogła mu Polska, tak jak i Fryzja i Saksonia. Pomocnicze siły przeciwko Anglikom wysłała także Lutycja [Wieleci]. Albowiem ten ludny naród nadal pozostał pogański i w sidłach zaślepienia i ignorancji nie znał prawdziwego boga, ale raczej oddawał cześć Wodanowi, Thorze i Freyi oraz innym fałszywym bogom, prawdziwym demonom. Były to bitwy lądowe i morskie bardziej zręczne niż Swen, a ponawiane przez króla próby zostały obezwładnione." (Hic ingenti potentia pollebat, universas regni sui vires contrahebat, quibus a vicinis regionibus et amicis auxilia magna coacervabat. Adjuvabant eum Polenia, Frisia necne Saxonia. Leuticia quoque pro Anglicis opibus auxiliares turmas mittebat. In ea populossima natio consistebat, quae gentilitatis adhuc errore detenta verum Deum nesciebat; sed ignorantiae muscipulis illaqueata, Guodenen et Thurum Freamque aliosque falsos deos, immo daemones colebat. Hæc gens terra marique præliari perita erat, quam Suenus cum rege suo sæpe vicerat suæque ditioni subegerat). 

Na poniższym zestawienie srebrnych denarów, wybitych przez Swena Estridsena (z lewej strony) i Bolesława Szczodrego (z prawej), można dopatrzyć się pewnych wspólnych cech stylistycznych, co mogłoby wskazywać na ich szerszą współpracę w sprawach gospodarczych.


"Historia ecclesiastica" uznawana jest przez niektórych historyków jako największe, powstałe w Anglii dzieło historii społecznej średniowiecza. Zauważmy na odnotowane przez chrześcijańskiego historyka przenikanie kulturowe (wspólnota pogańskich, nordyckich bogów) pomiędzy nadbałtyckimi Słowianami i duńskimi Wikingami. Militarna pomoc Polski dla Swena II Estrydsena, w świetle tego dzieła, miała miejsce za czasów panowania króla Bolesława II Szczodrego, prawnuka Bolesława Chrobrego. Jego sojusznik, Swen Estrydsen, miał również piastowskie korzenie, bowiem był prawnukiem Mieszka I w linii żeńskiej (jego matka to Estryda Małgorzata, córka Sygrydy Storrady (Świętosławy), a ta była córką Mieszka I). 

To za czasów tych władców, jak można sądzić - w wyniku ich współpracy, w latach 1060-tych został zbudowany gród w Gdańsku. Gród ten miał zapewne w zamyśle tych władców zastąpić, zniszczone, prawdopodobnie przez Kazimierza Odnowiciela - ojca Bolesława Szczodrego, emporium w Truso. Polsko-duński projekt, poszerzony wiek później m.in. o powołany w Oliwie zakon cystersów, jak pokazała historia, nie był dalej kontynuowany z powodu utraty przez Skandynawów, z początkiem XIII wieku, kontroli politycznej, militarnej i handlowej w strefie południowego i wschodniego Bałtyku na rzecz Niemców, chociaż związki pomorsko-nordyckie w sferze kultury trwały do końca średniowiecza.

Zauważmy, że półtora wieku później, władca Polski, Leszek Biały, po zawartym z Prusami pokoju, miał ambicje założenia na ziemi pruskiej grodu - faktorii handlowej, w celu sprzedaży Prusom soli i żelaza. Wzmiankuje o tym, z treści listu wynika, że z wyrzutem (wobec nałożonych przez Watykan sankcji wobec Prus), papież Honoriusz III w liście z 17 kwietnia 1221 do polskich władz kościelnych: "W tym celu — jak donoszą, zamierza w środku ich ziemi założyć nowe miasto i w nim urządzić targ soli i żelaza, na których brak cierpią poganie  (Utpote qui, sicut dicitur, novam in medio terre illius indendit construere civitatem, ibique statuere forum salis et ferri, quorum pagani penuriam patiuntur). Pomysł Leszka Białego, niestety nie został zrealizowany - z dwóch powodów: sprzeciwu papieża dla współpracy Polski z Prusami oraz z powodu uśmiercenia księcia polskiego przez władcę Gdańska, Świętopełka II, opatrzonego przez dzisiejszych historyków niezasłużonym i ahistorycznym tytułem "Wielkiego".

Przyjęta powszechnie przez historyków hipoteza o wzmiance nazwy Gdańska (Gyddanyzc) już w AD 997, jest moim zdaniem, nieudowodniona i nieprawdziwa, bowiem zrodzona została w XIX wieku jako zaledwie, sprzeczna z aktualnym stanem wiedzy archeologicznej i historycznej, próba rekonstrukcji treści i autora nieistniejącego oryginału "Żywota pierwszego św. Wojciecha".

Wydaje się, że wyrażana czasami przez historyków nuta żalu, że wspomniany wyżej oraz w artykule "Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów" Godfred zniszczył jakoby konkurencyjne dla Hedeby emporium w Reriku - uznawane za koronny dowód aktywności handlowej wczesnośredniowiecznych Słowian, nie wydaje sie uzasadniona. Nie tylko, jak wspomniałem wyżej, z braku dowodów archeologicznych i kronikarskich dla hipotezy o kontroli Reriku przez Słowian, ale ze względów na bezkonkurencyjne położenie Hedeby na najkrótszym szlaku między Morzem Bałtyckim i Morzem Północnym. 

Obrazuje to powyższa mapa, z zaznaczonym torem wodnym umożliwiającym żeglugę statkami morskimi korytami rzek Schlei, Treene i Eider (kolor brązowy) oraz 17-kilometrowy odcinek lądowy przerzutu towarów, między Hedeby i Hollinstedt (kolor zielony). Do Hollinstedt dochodziły pływy morskie z Morza Północnego, które niosły statki wikińskie i fryzyjskie. Ostatnie badania (Helmut Andersen - "Danevirke og Kovirke 1861-1993; Arkæologiske undersøgelser", Aarhus 1998) wskazują na duże prawdopodobieństwo, że 7-kilometrowa fosa (niemieckie Kograben, duńskie Kovirke), łącząca rzekę Schlei z Rheider Au - dopływem Treene, stanowiła nie tylko element umocnień zwanych Danevirke, ale mogła być najstarszym kanałem żeglugowym, łączącym Bałtyk z Morzem Północnym. Datowanie resztek konstrukcji drewnianych w tej fosie metodą węgla C14 pozwala określić wiek tej budowli pomiędzy latami 770-970, być może powstałej więc za czasów wspomnianego Godfreda, na początku IX wieku. Tysiąc lat później - pod koniec XIX wieku, powstał dzisiaj używany Kanał Kiloński.

Nieznane są badaczom żadne słowiańskie konotacje nazwy Rerik (pisanej z łacińska Reric), natomiast znane jest stare skandynawskie imię Rœrekr (w zachodnim dialekcie języka staronordyjskiego), które w średniowieczu stało się popularne wśród rycerstwa jako Roderyk, a wśród ruskich Waregów jako Ruryk. O Rurykowiczach pisze w "Powieści minionych lat" ruski kronikarz Nestor "Ci ludzie są wareskiego rodu, a przedtem byli Słowianie". Słowo "rodu" nie oznaczało jednak ich jednorodności etniczno-plemiennej, a przeciwnie - wieloetnicznej elity rządzącej, w opozycji do kiedyś ("przedtem") rządzących słowiańskich wodzów. Faktoria w obotryckim Reriku została założona nie przez Słowian, ale przez słowiańsko-nordyckich Waregów. Oto, pochodząca z Rerik, wikińska fibuła z uprzęży końskiej, z posrebrzanego brązu, długość 5,2 cm (źródło: Astrid Tummuscheit, Marcus Gerds " Reric – Zankapfel zwischen Slawen und Dänen" w: "Archäologie in Deutschland", Nr 5, 2007).


Być może Schleswigowi Szwajcarzy zawdzięczają nazwę swego kraju. W "Schwytzer Chronica" z 1554 roku przywołana została historia osiedlenia się około 100 roku p.n.e., po przegranej bitwie z Rzymianami, w okolicach dzisiejszego miasta Zürich plemienia Cymbrów, któremu przewodził niejaki Schwytz.  Od niego miałaby pochodzić nazwa Szwajcarii (Schweiz), albo raczej od Schleswigu - rodzinnych stron Cymbrów. Prawdopodobnie z tej dawnej tradycji wywodzi się biało-czerwona flaga Szwajcarii, identyczna barwami i formą krzyża z najstarszym wybrażeniem flagi duńskiej w Herbarzu Geldrii z końca XIV wieku. Tak, jak Wilhelm Tell, bohater narodowy Szwajcarów, ma swój pierwowzór w przywołanym w "Gesta Danorum" przez Saxo Grammaticusa duńskim łuczniku Toko. Czy mielibyśmy się wstydzić, gdyby biało-czerwone barwy przynieśli do polskiej flagi duńscy wojowie Piastów, tak jak flaga Anglii od czasów najazdów duńskich Wikingów jest niemal identyczna z flagą Danii?

Być może wspomniany wcześniej ("Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów") L. Leciejewicz zbyt jednak dosadnie kontrastuje Słowian zachodnich (a więc i polskich) ze współczesnymi im społecznościami zachodnioeuropejskimi i idzie za daleko w ocenie poziomu ich rozwoju społeczno-organizacyjnego, gdy dalej konstatuje że "okruchy przekazane przez relacje źródłowe (kronikarzy wczesnośredniowiecznych - mój przypis), bądź wywnioskowane pośrednio ujawniają struktury pojęciowe społeczeństwa jeszcze pierwotnego, w swych podstawowych rysach ukształtowane niegdyś w wyniku rewolucji neolitycznej" (podkreślenie moje). A przecież wiemy, jaki wielki postęp kulturowy dokonał się w Europie aż po Ural od okresu neolitu do początków średniowiecza, z którego z pewnością po części, mimo względnej izolacji, o której mówi L. Leciejewicz, skorzystali Słowianie. 

Faktem jest, że obecność Wikingów na ziemiach słowiańskich w okresie od połowy IX wieku do połowy XI wieku przyśpieszyła przejście w krótkim okresie drugiego półwiecza X wieku z organizacji plemiennej na poziom struktur państwowych. Stary plemienny system społeczny odzwierciedlał, jak opisuje historyk L. Leciejewicz, niższą i opóźnioną w stosunku do zachodniego świata zamożność społeczną. Wikingowie stworzyli pomost cywilizacyjny łączący powstałe na bazie nowych struktur państwa, jak Ruś, Polska i Pomorze, z Europą chrześcijańską. Oto obok szkic mapy, który w oparciu o zabytki archeologiczne przedstawia skupiska ludności skandynawskiej w epoce Wikingów, obejmujące poza samą Skandynawią ich enklawy pośród plemion ugro-fińskich, bałtyjskich, pomorskich i połabskich.

Przytoczmy interesujący fragment z pierwszych akapitów "Kroniki PolskiWincentego Kadłubka, traktujących o początkach państwa polskiego: "Nie rządzili bowiem ... ani potomkowie plebejscy, ani samozwańczy władcy, lecz książęta dziedziczni, których dostojność, chociaż wydaje się okryta pomroką niewiedzy, świeciła jednak dziwnym blaskiem ... w jakim to czasie, mamy przyjąć, wzięło początek niemowlęctwo naszych ustaw? ... dowiedziałem się z opowiadania starszych, na wskroś prawdomównych ... iż żyła tutaj niegdyś nie przeliczona moc ludzi, którzy tak niezmierne królestwo cenili sobie nie więcej, niż [gdyby to była tylko] jedna morga [ziemi]. ... Tak dalece nie ponaglała ich żądza panowania ani namiętność posiadania, lecz siła dojrzałej odwagi była ich żywiołem, iż poza wielkodusznością nic nie uważali za wielkie i przyrostowi swojej dzielności nie stawiali nigdy żadnych granic. Nie byłaby to bowiem dzielność, gdyby chcieli ją zamknąć w ciasnym więzieniu granic! Tytułom swojego zwycięstwa dorzeźbili oni granice zgoła pozaościennych krajów. Podbili bowiem pod swe panowanie nie tylko wszystkie ludy z tej strony morza mieszkające ...". 

Historycy nie przywiązują do tego fragmentu "Kroniki" Kadłubka zbytniej wagi, uważając że jest to zupełna licentia poetica, wymysł autora, wzorowany na antycznych figurach retorycznych. Czy słusznie? Kronikarz ten, inaczej jak Gall Anonim, nie wierzył w plebejskie pochodzenie władców piastowskich. Mówił też, iż w początkach formowania się państwa mieszkała w Polsce "nieprzeliczona moc ludzi", czyli znacznie więcej, niż za czasów Kadłubka. Po trzecie, władców tych cechowała przede wszystkim odwaga, ale i żądza panowania, dzięki czemu "dorzeźbili" do Polski granice pozaościennych krajów.

Wymieszanie terytorialne, kulturowe i etniczne Normanów (zwanych najczęściej w świecie arabskim ar-Rūs, ar-Rusija, Rūsiyyah) i Słowian (zwanych Ṣaqāliba) we wczesnym średniowieczu miało odbicie w zachowanych w krajach Orientu kronikach z tego okresu, w których często mylono obie te grupy plemion, a przy tym uważano, że Skandynawia jest wyspą, zamieszkałą przez Rusów (ar-Rūs - vide wyżej wzmianka al-Jakubiego z AD 891). X-wieczny perski geograf ibn Rusta pisał około AD 905, iż "Co się tyczy ar-Rusija, żyją oni na wyspie otoczonej przez jezioro... wyspa pokryta jest puszczami i mokradłami ... Napadają oni na Ṣaqāliba, używając łodzi aby dotrzeć do nich". Jeszcze XIII-wieczny kronikarz arabski ibn Saʿīd al-Maghribī mylił te dwie grupy etniczne, kiedy nazwał Skandynawię Al-jazīrah as-Saqāliba, czyli "Wyspą Słowian". Mylenie przez świat arabski Skandynawów ze Słowianami wynikało z wzajemnego przenikania się kulturowego i etnicznego tych grup na ziemiach zdominowanych ludnościowo przez Słowian, jakie trwało od czasów wielkich migracji pomiędzy plemionami gockimi i słowiańskimi, a kontynuowanego w epoce Wikingów.

Jak długo wgłąb późnego średniowiecza przenikały wśród Słowian północno-zachodnich uchwytne archeologicznie wikińskie, a dalej ogólnie - skandynawskie wpływy kulturowe jest pytaniem otwartym, jak dotąd nie zachęcającym polskich historyków do badań. Najstarszym na Pomorzu zabytkiem wozu kołowego są jego XII-wieczne fragmenty pochodzące ze Szczecina.

Archeologowie uznają, że wóz ten miał koła niemal identyczne z kołami wozu umieszczonego w łodzi z Oseberg, datowanej na AD 834. Oto z boku stara fotografia wozu z Oseberg. 

Wóz szczeciński nie jest jedynym, który na naszych ziemiach posiadał koła tzw. typu skandynawskiego, to jest o wysokich obodach (obręczach osadzonych na drewnianych szprychach), których poszczególne fragmenty zwane dzwonami (dzwono) łączone były z piastą dwiema okrągłymi w przekroju szprychami; bez żelaznych obręczy na kołach i piastach. Podobny typ koła w warstwie datowanej na XIII wiek znaleziono w Kołobrzegu oraz w Kamieniu Pomorskim. Dalsze tego rodzaju zabytki znajdowane są w Meklemburgii i w niemieckiej części Pomorza. 

Z tego samego, IX wieku, co wóz z Oseberg w Norwegii, pochodzi fragment dębowego koła, odkryty w Astrup Banke, w południowej Jutlandii, w Danii (foto poniżej: National museet, Kopenhaga).

Wymieńmy jeszcze, poza skandynawskimi artefaktami z wczesnośredniowiecznego Pomorza, głęboko schowanymi w lokalnych muzeach, przykłady publicznie dostępnych zabytków z okresu postwikińskiego na Pomorzu. 

Wśród kamiennych chrzcielnic zwracają uwagę: granitowa czara chrzcielnicy typu gotlandzkiego z końca XII wieku w kościele św.  Mikołaja w Grudziądzu; podobna chrzcielnica z przełomu XIII/XIV wieku w kruchcie kościoła WNMP w Chełmnie; w kościele w Górsku koło Torunia; XIII-wieczna w kościele NMP w Koszalinie, z tego samego wieku w katedrze w Kamieniu Pomorskim, w kościele w Reczu koło Choszczna, w Małkocinie koło Stargardu, w Mechowie i Tetyniu koło Pyrzyc oraz z kościoła we Wrzosowie koło Szczecina i z Lubiany koło Choszczna (dwie ostatnie obecnie w Muzeum Narodowym w Szczecinie). Bogato zdobiona XIII-wieczna gotlandzka chrzcielnica (zachowała się jej czasza) trafiła także do kościoła św. Wojciecha i św. Stanisława w Wilamowie koło Łodzi. Z uwagi na charakterystyczny na czaszy gotlandzki ornament arkadkowy, występujący w części wymienionych wyżej kościołów na Pomorzu, także chrzcielnicę z kolegiaty w Kruszwicy z XII wieku należałoby moim zdaniem zaliczyć to tej samej grupy pomników.

Zdania historyków są podzielone, czy i w jakim stopniu zabytki te są wyrobami miejscowymi, czy też są bezpośrednimi importami z Gotlandii. Dla chrzcielnicy kruszwickiej istnieje pogląd, że nie może to być wyrób z Gotlandii, bowiem wykonany został z granitu, który nie był tam typowym surowcem dla tego rodzaju wyrobów (był nim zaś wapień i piaskowiec). Nie można jednak całkiem zgodzić się z takim wyjaśnieniem, bowiem chrzcielnice granitowe, sprowadzane z Gotlandii, spotykane są we wschodniej Jutlandii (na przykład w kościele Nørre Tranders w Aalborgu, w którym zabytek ten pochodzi z początków XII wieku, tak zresztą jak kruszwicki). Nie zapominajmy, że pierwsi Piastowie najłatwiejszy kontakt językowy (a szerzej - zapewne też kulturowy), poza Słowianami, mieli z wywodzącymi się etnicznie głównie z Gotlandii Waregami.

Jedne ze starszych rzeźb drewnianych w Polsce są pochodzące z końca XIII wieku dwie Madonny tronujące z Gardna koło Kołbacza (obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Szczecinie). Przyjmując, iż datowanie tych zabytków jest prawidłowe - mogą one wskazywać na przepływ impulsów kulturowych z Pomorza na Gotlandię. Wskazywałoby na to znaczne podobieństwo pomiędzy niżej zestawionymi rzeźbami drewnianymi, z której ta z Gardna (pierwsza z lewej) jest najstarsza, podczas gdy trzy pozostałe pochodzą z XIV wieku (kolejno: Gardno, Hangvar, Tofta, Bro). Od AD 1240 Gardno należało do zakonu cysterskiego w Kołbaczu, będącego filią duńskiego opactwa w Esrum w diecezji Roskilde.


Na silnie rozwinięty kult maryjny w średniowiecznej Skandynawii wskazują nie tylko liczne kościoły pod wezwaniem Marii Panny i przedstawienia ikonograficzne i rzeźbiarskie Matki Bożej, ale także odwoływanie się do niej w chwilach zagrożenia i największych ludzkich potrzeb. Potwierdzałby to m.in. amulet z Ribe, w formie drewnianego, czworokątnego kijka, pokrytego na wszystkich bokach tekstem runicznym, służącym do "leczenia" malarii. Zabytek ten pochodzi z przełomu XIII/XIV wieku (foto poniżej: Christer Hamp, 2015). Jak widać, mamy to do czynienia z nierzadkim w średniowieczu, połączeniem wierzeń pogańskich z chrześcijaństwem.

Próba przetłumaczenia tekstu pochodzi ze strony SKANDIS"Ziemię proszę o ochronę i niebo wysokie, słońce i świętą Marię i samego Boga, Pana, aby użyczył mi leczących rąk i uzdrawiającego języka, żeby uleczyć Bevende [dygoczącego] kiedy ten potrzebuje uzdrowienia. Z pleców i z piersi, z ciała i z członków, z oczu i z uszu, zewsząd, gdzie może wejść ból. Czarny zwie się kamień, stoi w morzu. Na nim leży dziewięć potrzeb [nieszczęść], które … nie mają ani słodko spać, ani budzić się w cieple [mają bez przerwy męczyć sprowadzającego chorobę demona], zanim nie otrzymasz lekarstwa na tą [chorobę], na którą wyciąłem runy. Amen i niech się stanie". 

Warto wspomnieć, że w klasztorze w Kołbaczu przebywał w latach 1327-1340 Jan ze Stynna (Johannes de Zinna), gdzie napisał, popularny i przepisywany w średniowiecznej Europie, podręcznik prawa kanonicznego "Speculum abreviatum", wydany drukiem w Strasburgu w 1511 roku. Autor studiował w Paryżu, pochodził z miejscowości Zinna (łuż. Cynna), o pierwotnej starołużyckiej nazwie Syno (pol. siano). W owym czasie opatem tego konwentu był Theodoricus, czyli Teodoryk. Imię to jest gockiego pochodzenia. Od niego wywodzą się niemieckie imiona Dietrich, Dieter, Diederik.

I to nie z Niemiec ani Polski, ale z Danii przyszedł na Pomorze pierwszy ruch monastyczny. Fakt ten wskazywałby na nadal trwające - już poza okresem wikińskim - silne związki kulturowe między Skandynawią a Pomorzem. Założone przez mnichów z Clairvaux opactwo w Esrum dało początek pomorskiej odnodze klasztorów cysterskich: Kołbacz (1173), Oliwa (1186), Marianowo i Bukowo (1248), Mironice (1278), Bierzwnik (1280).

Kulturowe relacje skandynawsko-pomorskie w późnym średniowieczu były dużo bogatsze i wszechstronniejsze, aniżeli pokazuje to polska historiografia, która szczególnie "po macoszemu" traktuje syna Darłowa, księcia pomorskiego Bogusława, później pod imieniem Eryka Pomorskiego - króla Danii, Szwecji i Norwegii. W celu utrzymania linii dynastycznej władczyni (regentka) tych trzech krajów Małgorzata I, po śmierci własnego syna, zaadoptowała w 1389 roku siedmioletniego księcia Bogusława. Sama Małgorzata została w dzieciństwie wychowana przez Merete Ulvsdatter, córkę św. Brygidy Szwedzkiej. Przy okazji wyżej zestawionych rzeźb "tronujących Madonn", dodajmy sylwetkę św. Brygidy, utrwaloną w drewnianej rzeźbie, pochodzącej z kościoła w Högsrum na wyspie Olandia, obecnie  w Nationalmuseum w Sztokholmie (nr inwentarzowy 19664, foto: Lennart Karlsson).

To w Gdańsku i w Rzymie rozpoczęto w AD 1391, zaraz po jej kanonizacji, wznoszenie dwóch pierwszych kościołów pod wezwaniem św. Brygidy - szwedzkiej mniszki, założycielki w AD 1346 w Vadstena zakonu Brygidek. Zakon ten stał się najbardziej popularny w samej Szwecji, chociaż kult św. Brygidy Szwedzkiej rozpowszechnił się, z pewnością nie przypadkowo, na całym Pomorzu. Imię św. Brygidy, dla szwedzkich katolików patronki ich kraju, jest najpopularniejszym patronimem kościołów zakładanych przez mniejszości szwedzkie na świecie. Taka mniejszość przetrwała zapewne licznie w Gdańsku do końca XIV wieku, gdzie obok kościoła powstał klasztor - filia konwentu św. Brygidy w Vadstena. To do Gdańska przeniosły się zakonnice z Vadsteny w 1594 roku, po zamknięciu ich klasztoru w wyniku Reformacji. I to do Gdańska z Vadsteny przetransportowany został w 1598 roku XIV-wieczny relikwiarz św. Brygidy, odebrany przez Szwecję w trakcie II Wojny Północnej w 1656 roku, obecnie ponownie w kościele opackim w Vadstena. To siostra Eryka Pomorskiego, księżna Katarzyna, w 1426 roku ufundowała w Gnadenberg pierwszy w Niemczech klasztor Brygidek - filię Vadsteny.

Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden możliwy związek skandynawsko - pomorski z okresu średniowiecza. Na wspomnianej wyżej Olandii leży miejscowość Högby (dawniej Høghaby), w której zachowały się resztki budowli z pierwszej połowy XIII wieku, jaka w dokumencie z 1346 roku zwana była kaplicą św. Ottona, a która należała do rodu o imieniu Bielke. Chociaż ród ten uznawany jest jako miejscowy, szwedzki, to jego nazwa nie wydaje się ani nordycka, ani nawet germańska, ale raczej słowiańska (pomorska), pochodząca od słowa "biały": biel, biela, bielak, bielawa, bielec, bielik (kiedyś rodzaj rośliny), bielin, bielina, bielny, biełka, bieły. Pierwotne nazwisko mogło powstać wśród Pomorzan na przykład jako "Bełka", czyli człowiek o blond włosach, a przy tym o jasnej cerze. Także żaden inny kościół ani kaplica w Szwecji nie mają wezwania św. Ottona - patrona Pomorza, co nie dziwi, bowiem arcybiskupstwo w Lundzie konkurowało z biskupami niemieckimi o prawo ewangelizacji Pomorza. Można przypuszczać, że ten ród rycerski przybył do Szwecji z Pomorza, najprawdopodobniej mając słowiańskie lub nordycko-słowiańskie pochodzenie.

Nie istnieją dowody archeologiczne, które by pozwalały zidentyfikować źródła i wyodrębnić okres, w którym wśród elit plemiennych na ziemiach polskich nastąpiłaby dostatecznie wielka akumulacja bogactwa i władzy, tworząca podłoże ekonomiczne i polityczne do powołania do życia w połowie X wieku państwa polskiego bez zasadniczego udziału zewnętrznego, jak utrzymuje nasza historiografia. A co więcej, państwo polskie miałoby powstać nie tylko w oparciu o niezidentyfikowane archeologicznie własne siły ekonomiczne i organizacyjne, ale wbrew potężnym sąsiadom, jakim było Cesarstwo Niemieckie, Księstwo Czesko-Morawskie, Ruś Kijowska i last but not least - wikińska Skandynawia. Dominują natomiast dowody, że ten udział zewnętrzny, konkretnie skandynawski trwał i narastał w X wieku, jeszcze przed nagłym (w kryteriach historycznych) i jakby znikąd pojawieniem się na scenie Mieszka I.

Czyż zasygnalizowane wyżej przykłady budowania przez Wikingów własnych struktur władzy, efektywniejszych od dotychczasowych, lokalnych w wielu innych miejscach Europy można dalej w nieskończoność, na karcie polskiej historii pod rubryką "Polska Piastów" zaopatrywać w stempel "nie dotyczy"? Czy można nie zauważać, że przyjmując chrzest w 966 roku Mieszko I (którego Gerhard z Augsburga, współczesny mu kronikarz niemiecki nazywał Dux Wandalorum) kontynuował strategię zdobywania i legitymizowania wobec Cesarstwa władzy politycznej poprzez chrzest, tak jak wszyscy poprzedzający go wodzowie wikińscy? Jak w 826 roku Harald Klak, którego ojcem chrzestnym w Moguncji był Ludwik I Pobożny, cesarz karoliński? Jak wspomniani w artykule "Pomorze u progu świata wikińskiego" Rorik z Dorestad (AD 860), Gotfrid (AD 882) i Rolf (AD 911)? Jak Harald Sinozęby (AD 955) i jak Olga (Helga) Kijowska (AD 957)?

Zauważmy, że mianem Dux Wandalorum wczesnośredniowieczni kronikarze obdarzali także słowiańskich władców na Połabiu i Pomorzu, co wskazywałoby na pozostałości etniczne Wandalów - tych plemion południowo-skandynawskich, wśród plemion zachodniosłowiańskich nie tylko w piastowskiej Wielkopolsce. Czyż dla wareskiego Mieszka I, albo raczej jego przodków przybyłych znad Dniepru do Wielkopolski obecność tam częściowo zeslawizowanych Wandalów nie ułatwiła jemu stworzenia państwa polańskiego, zwanego dzisiaj państwem polskim? 

Sam Wincenty Kadłubek przekonany był o słowiańskości Wandali, kiedy w swojej "Chronicon Polonorum" pisał: "Od Wandy ma pochodzić nazwa rzeki Wandalus; stąd wszyscy Polacy Wandalami zostali obwołani czyli nazwani" (… vnde idem fluvius a Vanda sic in eo victimata, nomen Vandalus accepit, a quo etiam omnes Poloni Vandalitae sunt nominati seu appellati). Być może nasz autor oparł się na informacji z "Kroniki Słowian", wagryjskiego proboszcza Helmolda z Bosau (słow. Bozowe, Bożów). Tenże pisał w Chronica Sclavorum: "Tam, gdzie kończy się Polska, dociera się do prowincji najliczniejszych Słowian, których dawniej nazywano Wandalami, a obecnie nazywa się ich Winitami [Wenetami] lub Winulami" (Ubi Polonia finem facit, pervenitur  ad ainplissimam Sclavorum provinciam, qui antiquitus Wandali, nunc autem Winithi seu Vinuli apellantur).

Oto jak grafik francuski Benoît Farjat (1655-1724) wyobrażał sobie w barokowych czasach legendarnych pierwszych władców polskich: Lacha I, Krakusa i Wandę (Wendę). Bez wątpienia źródłem "faktograficznym" dla wybujałych historii umieszczonych pod ilustracjami musiał być zleceniodawca tego drugiego najstarszego, wykonanego w Rzymie, pocztu królów polskich, zatytułowanego "Series chronologica dvcvum et regvm polonorvm a Lacho I ad Avgvstvm II" - być może biskup Stanisław Dąmbski, który koronował Augusta II Mocnego na króla Polski. Dokument ten jest niewątpliwie cennym źródłem dla poznawania ewolucji polskiej myśli historycznej w czasach nowożytnych.

Na marginesie warto zwrócić uwagę na królewskie nakrycia głowy Lacha I i Krakusa, mającą formę ruskiej czapki władców zwanej kamilawką (od bizantyjskiego kamilavkionu), z otokiem wysadzanym drogimi kamieniami. Nazwa i wzór pochodzi ze Wschodu, oryginalnie wykonywana ze skóry wielbłądziej (kamelos to po grecku wielbłąd). Podobną czapkę-koronę otrzymał w AD 1074 w prezencie król węgierski Gejza I od cesarza bizantyjskiego Michała VII Dukasa.


Na koniec godzi się zauważyć, że zanim jeszcze wśród Słowian zachodnich wykształciły się zręby państwowości ówcześni kronikarze, jak Adam z Bremen, Herbord z Michelsberg czy Helmold z Bosau, obok wielu negatywnych cech Słowian, zwykle odnoszących się do ich pogańskości, podkreślali znaną nawet na Zachodzie "słowiańską gościnność", czyli pokojowe podejście wobec obcych, którzy nie wyrażają wrogich zamiarów. 

Mamy tego potwierdzenie w zachowanych pomnikach językowych w wymarłym języku połabskim. To Połabianie byli najwcześniej ze Słowian zachodnich i najmocniej poddani wpływom nordyckim i ogólnie germańskim. Interesujące jest, że słowo sęsjoda, które fonetycznie jest bliskie polskiemu sąsiadowi, w ich języku miało znaczenie bardziej ogólne - 'mieszkaniec, współmieszkaniec jakiegoś miejsca, terenu'. Kto wie, może z tego to słowa (chociaż są też inne hipotezy) wywodzi się inne w tym języku - Sjostje, czyli Niemiec, być może w podtekście - 'sąsiad'. Tak samo, słowo draug w połabskim oznaczało 'przyjaciel' - od starosłowiańskiego дроугъ, o pierwotnym znaczeniu 'towarzysz w walce' (stąd pochodne od niego drużyna - oddział bojowy). W języku staropolskim istaniało słowo drug, które obecnie znaczy 'druh'. Ciekawe, że w staronordyckim istniało słowo draugr - oznaczające 'mąż, mężczyzna'. Natomiast połabskie słowo drauge - od starosłowiańskiego дроуга, znaczyło w obu językach 'inny'. A więc tak połabskie draug i drauge, jak i starosłowiańskie дроугъ i дроуга, fonetycznie i znaczeniowo były bliskie - 'przyjaciel', chociaż 'inny, obcy'.

Oto co mówi Helmod: "Tam na podstawie własnego doświadczenia przekonałem się o tym, o czym przedtem słyszałem na podstawie pogłosek, a mianowicie że żaden naród nie przewyższa gościnnością Słowian. ... powszechna też panuje [tam] zgoda, by takiego nazwać niesławnym i złym, i godnym szyderstwa ze strony wszystkich, kto nie obawia się odmówić gościowi chleba. ... Albowiem gościnność i troska o rodziców uchodzą u Słowian za pierwsze cnoty." (Illic experimento didici, quod ante fama vulgante cognovi, quia nulla gens honestior Sclavis in hospitalitatis gratia. ... atque in id omnium vota pariter conspirant, illum inglorium, illum vilem et ab omnibes exibilandum dicentes, qui hospiti partem negare non timuisset. ... Hospitalitatis enim gratia et parentum cura primum apud Sclavos virtutis locum optinent". ["Chronica Slavorum Helmoldi", Lubeka 1659].

Czyż potomkowie plemion nordyckich (Longobardów, Gepidów) penetrujących od VI wieku tereny naddunajskie, nie mogły osiąść się tam i mieć swojego udziału - jako część elity politycznej wśród Słowian, w budowie powstałego na przełomie VIII/IX wieku Państwa Wielkomorawskiego i jego domniemanej stolicy w Mikulczycach? To tam archeolodzy odkryli jednoznaczne ślady pobytu Wikingów, jak na przykład okucie pasa wojownika z wizerunkiem tak zwanego młota Thora

W swojej Kronice Kosmas pisze o legendarnej bitwie pomiędzy dwoma czeskimi plemionami Czechów i Łączan (Łuczan), przed którą wojownik Tyro powiada: "Gdyby się przypadkiem zdarzyło, że zginąłbym w bitwie, pogrzebcie mnie w tym pagóreczku i zbudujcie mogiłę, na wieki po mnie nazwaną; stąd i dziś nazywa się grobem najmężniejszego żołnierza Tyra" („Si forte contigerit me mori in prelio, sepelite me in hoc colliculo et construite mausoleum mihi in secula nominativum.“ Unde et hodie nominatur: militis acerrimi bustum Tyri). Czyż imię tego "najmężniejszego" wojownika nie jest związane z imieniem Tyra - nordyckiego boga wojny?

Bałamutne i oderwane od kontekstu Kroniki, mające zatrzeć wszelkie niesłowiańskie konotacje, jest tłumaczenie naszych i czeskich historyków, bez żadnego uzasadnienia etymologicznego, że słowo "tiro" miało tam jakoby oznaczać "młodzieńca, nowego żołnierza, nowicjusza". Tymczasem Kosmas  rycerza Tyra określił jako "drugiego po księciu władzą", czyli jako prawą rękę legendarnego księcia czeskiego Neklana. Czyż jakiś "początkujący wojownik" zasługiwałby na wzmiankę kronikarza, a tym bardziej na domaganie się, aby w przypadku swej śmierci w bitwie usypano godną jemu mogiłę? Jak wiemy ze źródeł historycznych, okazałe kopce i kurhany w wielu przypadkach zachowały nawiązujące do wielkich wodzów nazwy.

Uciekanie niektórych czeskich historyków od dowodów, potwierdzonych także archeologicznie, istnienia we wczesnym średniowieczu wyraźnych związków handlowo-kulturowych ziem czeskich ze Skandynawią, stoi w sprzeczności z faktem, iż w X wieku czeskie srebrne denary odgrywały znaczącą rolę w wymianie handlowej pomiędzy Europą środkową i północną. Wspomniany wyżej żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub pisał o czeskich denarach na targu w Pradze: "Mają ich pełne skrzynie. To jest ich bogactwo i można za to kupić najdroższe rzeczy: pszenicę, niewolników, konie, złoto, srebro i wszystko". Czeskie dinary z X-XII wieku znajdowane są m.in. w Danii. Poniżej jeden z denarów księcia Bolesława II Pobożnego, z symbolicznym wizerunkiem "ręki Boga" (Manus Dei) na rewersie. O symbolice tej wspominam w artykule "Słowiańskie klasztory benedyktyńskie". 


Oto plan sytuacyjny IX-wiecznego grodziska Mikulczyce.


Czyż wspomniana łagodność Słowian wobec obcych, nie czyniących im krzywdy, nie stanowiła na Pomorzu i Połabiu od VI wieku żyznej gleby dla ogólnie pokojowej współegzystencji osiadłych tam przed nimi resztek plemion skandynawskich i przybywających w ostatnich wiekach pierwszego millenium Wikingów? Słowiańska otwartość z pewnością sprzyjała germanizacji polskich miast i kościołów w średniowieczu. Pamflet na wójta krakowskiego Alberta z około 1320 roku jest tego przykładem. "Pieśń o wójcie Albercie" powstała po stłumieniu jego buntu wobec Władysława Łokietka, w którym pewne cechy ogólnoludzkie brzmią tutaj wobec Niemców jak oskarżenie: "Najprzód kłania się z pokorą - I do łask się wkrada - I wnet siebie, córki, braci - Z możnem gniazdem kolligaci ..." (przekład z łaciny: Szymon Szymonowic). Jak widać, przybywający do Polski Niemcy nie mieli trudności w przenikaniu do lokalnej społeczności i w koligaceniu się poprzez małżeństwa mieszane z możnymi tubylcami.

Harald Sinozęby, zanim po śmierci swojego ojca został królem Danii w 958 roku, zapewne wielokrotnie bywał wśród Słowian połabskich i pomorskich, w tym w kontrolowanym przez duńskich Wikingów Wolinie. Zły okres dla miasta zaczął się, gdy Harald powierzył władztwo nad Wolinem awanturniczemu (jak się miało okazać) Styrbjörnowi Silnemu, jarlowi (wodzowi) Fionii (drugiej co do wielkości wyspy duńskiej), który to emporium handlowe zamienił w siedzibę piratów, atakujących statki i porty w tej części Bałtyku. W 970 roku Harald, już jako król Danii i Norwegii, poślubił Tofę - księżnę z rodu wspomnianych wyżej Nakonów, córkę Mściwoja, a wnuczkę księcia obotryckiego Nakona. Sam Nakon zmuszony był prawdopodobnie przyjąć chrzest w 955 roku, po przegranej bitwie nad rzeką Reknicą. Nakon został wymieniony przez wspomnianego w artykule "Pomorze u progu świata wikińskiego" Ibrahima ibn Jakuba jako jeden z czterech wielkich władców Słowian: "Kraje Słowian ciągną się nieprzerwanie od Morza Syryjskiego (Śródziemnego) po Ocean ku północy (...) Królowie ich są obecnie czterej: król Bułgarów (Piotr I) i Buislaw (Bolesław I Srogi), król Pragi i Krakowa, i Mesko (Mashaqu), król Północy i Nakon (Naqun) na końcu Zachodu". Zwraca uwagę brak wymienionych wareskich Rusów jako Słowian. Tak więc widoczne jest wzajemne przenikanie się kulturowe, polityczne, a nawet rodzinne między Wikingami, Połabianami i Pomorzanami.

2 komentarze:

  1. Wieleci (Słowianie) tłukli Franków, Sasów, Duńczyków, i zależnie od okoliczności Szwedów. A ci tzw ''Wikingowie'' ze strachu do walki z Wieletami najmowali Polan.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że tak "tłukąc" bez opamiętania sami wyginęli, bo nie nauczyli się od tych ludów, jak zorganizować własne państwo.

    OdpowiedzUsuń