05 września 2016

Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska

Jeszcze starszym, niż fresk z Chrystusem Pantokratorem w kolegiacie w Tumie, o którym wspomnieliśmy w poprzednim artykule "Bizantyjskie źródła kultu maryjnego", jest ten sam motyw główny (w tym gwiazdy na nieboskłonie) we fresku w absydzie romańskiej Kaplicy Mnichów (podlegającej opactwu w Cluny, o którym wspomnę jeszcze poniżej) w Berzé-la-Ville, powstałym między latami 1109 i 1120. Polichromie z tej kaplicy uznawane są przez historyków jako najdonioślejszy przykład sztuki bizantyjskiej w Burgundii. To ikonografia bizantyjska, biorąc inspirację z 66 rozdziału Księgi Izajasza (Caelum sedes mea, terra autem scabellum pedum meorumniebo jest moim tronem, a ziemia podnóżkiem),  stworzyła pewien "standard" przedstawiający Chrystusa Pantokratora na tle nieba i z Ziemią  u jego stóp.

Artyści bizantyjscy przybywali do południowej Francji zapewne drogą morską, przez Morze Śródziemne, do portów Prowansji. Przykładem tego jest dokument, który stwierdza że w AD 1040 biskup Tulonu (Toulon) Deodatus osiedlił przy kościele w Auriol, przy ujściu Rodanu, kolonię greckich mnichów ("Anno MXL testi fuit donationis de Auriol monachis graecis"). Nie jest wykluczone, że wizerunek tumskiego Chrystusa został przyniesiony przez benedyktyńskich artystów z tej dalekiej burgundzkiej prowincji. Oto fragment fresku (foto: Juliette Rollier).


Zatrzymując się w naszych rozważaniach na chwilę w Prowansji, należącej wówczas politycznie i kulturowo do Królestwa Burgundii, przypomnijmy wywodzący się stamtąd kult greckiego św. Idziego, patrona klasztoru benedyktyńskiego w Saint-Gilles-du-Gard. Rozwinął się on w Polsce po "cudownych narodzinach" Bolesława Krzywoustego w AD 1086,  za sprawą wypromowanego przez Galla Anonima (być może pochodzącego z Prowansji), albo raczej przez tego króla, wstawiennictwa jego ojca Władysława Hermana  u św. Idziego. 

Kronikarz barwnie opisał historię cudu, w tym podróż posłów polskich do Francji: " Wnet posłowie się wybrali, przez kraje, których nie znali; kiedy Galię już przebyli, do Prowansji wnet trafili..."). Pomysłodawcą zwrócenia się do zakonu Saint-Gilles i wniesienia tam darów był biskup poznański Franko (Franco), którego niektórzy historycy uważają za Franka z rejonu lotaryńskiego Liège, a inni za pochodzącego z zakonu w Cluny, klasztoru-matki dla Saint-Gilles. Odilon, opat zakonu w Cluny i przyszły święty (pol. św. Odylon), bardzo aktywnie promował rozwój sieci klasztorów kluniackich w Europie; sam biskup Notker, na listowne życzenie współczesnego mu Odilona, założył pięć opactw benedyktyńskich w Lotaryngii.

Zauważmy, że chociaż geograficznie od Polski odległa Prowansja, mogła wówczas być nie całkiem obca słowiańsko-nordyckim tradycjom. Region ten miał wtedy jeszcze świeże i silne związki historyczne ze Skandynawią - nie tylko poprzez rządzące elity potomków nordyckich Burgundów, ale i tradycje kulturowe po innych plemionach nordyckich. Klasztor św. Idziego położony był nad rzeką Gard, znaną również pod zromanizowaną nazwą Gardon, której źródłosłów leży w staronordyckim słowie garðr - jako miejsce obronne, odziedziczonym zapewne po czasach Królestwa Wizygotów (Regnum Gothorum), trwającym od V do początków VIII  wieku.  

Ze źródeł historycznych (Petrus Guillermus w kapitularzu klasztoru St. Gilles "Vita et miracula sancti Aegidii" 1151-1200, także Długosz) wiemy, że sam Bolesław Krzywousty przybył z pielgrzymką do klasztoru St. Gilles w prowansalskim Gard, na początku 1129 roku. Miejscowy kronikarz odnotował, że 5 marca odbyła się w klasztorze msza uroczysta ku pamięci zmarłej w AD 1086 Judyty (wymienionej tam jako Judita ductrix), matki Krzywoustego. Można więc przypuszczać, że w mszy tej uczestniczył sam Bolesław. Jego śmierć w 1038 roku także została tam odnotowana (Boleslauus dux Poloniae).

Nie dziwi zatem, że wczesnośredniowieczne kościoły w Polsce, pod wezwaniem św. Idziego, zostały erygowane w czasach kulminacyjnego okresu kultu tego świętego w naszym kraju, w I połowie XII wieku. Nie mówimy tutaj o przetrwałych do dzisiaj budowlach, które z reguły mają późniejszą metrykę, ale o zachowanym przy nich patronimie św. Idziego. Pierwotne budowle wznoszone były prawdopodobnie z drewna. Do nich należy zaliczyć kościoły pod tym wezwaniem m.in. w Krakowie, Wrocławiu, Czerwińsku nad Wisłą, Inowłodzu koło Opoczna, Mikorzynie koło Konina, Krobi koło Leszna, Bałdrzychowie koło Łęczycy, Ptkanowie koło Opatowa, Siemianicach koło Kępna, Choceniu koło Włocławka, Bydgoszczy, Tarczku koło Starachowic, Zakliczynie nad Dunajcem, być może również w Brzeźnie koło Sieradza, Wyszkowie nad Bugiem i Zrębicach koło Częstochowy.

Legenda narodzin Bolesława Krzywoustego za wstawiennictwem św. Idziego z Prowansji przekonała króla Węgier Władysława I (i przyszłego świętego), którego matką prawdopodobnie była Adelajda, córka Mieszka II (Lamberta) i który spędził w Polsce dzieciństwo, do zaproszenia mnichow ze sławnego klasztoru w Saint-Gilles, aby założyli w Somogyvar opactwo benedyktyńskie. Otwarcie nastąpiło w AD 1091, a król przekazał  klasztor mnichom z prowansalskiego klasztoru-matki "po wsze czasy". Faktycznie przebywali tam do około 1240 roku. To mnichom z Prowansji Węgry zawdzięczają powstanie na ich ziemiach pierwszych upraw winorośli (mogła być uprawiana na tych ziemiach przez Rzymian). Historycy przyjmują, że to właśnie z klasztoru w Somogyvar przybył do Polski z dworem Bolesława Krzywoustego Gall Anonim. Król nasz odbył tam w 1113 roku pielgrzymkę pokutną za oślepienie swego brata, księcia Zbigniewa. Polski król spotkał się wówczas zapewne z królem Węgier Kolomanem Uczonym, który wspierał Krzywoustego w jego walkach ze Zbigniewem na Mazowszu w AD 1107. O szerokim wykształceniu króla węgierskiego z uznaniem wypowiadał się nasz Gall Anonim.


Kościół klasztorny w Saint-Gilles przyjął wezwanie tego patrona w IX wieku i zapewne po tym czasie nastąpiła jego rozbudowa, przeprowadzona prawdopodobnie z udziałem greckich budowniczych i artystów. Dalsze zmiany architektoniczne w formie tak zwanej sztuki romańsko-prowansalskiej przyniósł wiek XII, jednakże bizantyjski styl budowli pozostał niezatarty. Przytoczmy tutaj opinię, jaką wyraził w XIX wieku francuski historyk sztuki Prosper Mérimée: "Fasada Saint-Gilles to nec plus ultra (łac. szczyt doskonałości) sztuki bizantyjskiej". Nie jest to wszakże opinia, z którą łatwo byłoby się rozprawić "zamazywaczom" śladów kultury bizantyjskiej w Europie i w Polsce, bowiem autorytet autora tych słów został uwierzytelniony nadaniem nazwy "Base Mérimée" dla centralnej bazy danych narodowego dziedzictwa kultury w dziedzinie architektury we Francji. Oto powyżej scena obmycia stóp apostoła Szymona Piotra (pukającego się w głowę) przez Chrystusa, na fasadzie opactwa Saint-Gilles (źródło: France-Romane, Chez-Alice).

Pytanie zgoła retoryczne - czy autor powyższej płaskorzeźby w prowansalskim Gard, datowanej na okres budowy w latach 1120-1160 "łacińskiego" kościoła opackiego, któremu patronim dał,  urodzony w Atenach, ale osiadły w Prowansji jako mnich - eremita św. Idzi, nie mógł "przypadkiem" zainspirować się bezpośrednio jakimś dziełem ikonografii bizantyjskiej?

Podajmy dwa  takie ewentualne źródła, z identycznym tematem obmywania nóg apostołom przez Chrystusa. Pierwsze to bizantyjska mozaika z początku XI wieku, z klasztoru Osios Loukas w Grecji (foto: lampada.in.ua).


Drugi przykład to poniższy fresk z bizantyjskiego kościoła Panagia Asinu w Nikitari na Cyprze, datowany na około AD 1105? Przedstawia on tę samą scenę obmycia przez Chrystusa nóg apostołom w Wielki Czwartek (źródło: pravoslavie.ru). Kto bardziej miał możliwość poznania odległych od wybrzeży Francji o tysiące kilometrów kościołów w Bizancjum, aniżeli nieznani nam z imienia artyści bizantyjscy, sprowadzeni do Prowansji w większej grupie, w celu budowy lub tylko dekoracji kościoła st. Gilles?


Na zakończenie rozważań na temat tradycji religijno-kulturowych prowansalskiego opactwa św. Idziego, przywołajmy jego, sięgającą VII wieku, "legendę założycielską". Według niej, św. Idzi - urodzony w Atenach, a osiadły w Prowansji grecki mnich - eremita, miał łanię, którą Chrystus wysłał, aby zapewnić mu mleko do życia. Pewnego dnia panujący na tych terenach, książę wizygocki Flawiusz Paulus, wybrał się ze swoimi rycerzami na polowanie. Kiedy zauważyli łanię Idziego, ruszyli za nią w pościg, a ona uciekła i skryła się w jego pustelni. Celując w łanię, jeden z myśliwych zamiast w nią, przypadkowo strzelił w świętego (przyszłego). Z powodu tego błędu Flawiusz odwiedził go i zaoferował pomoc najlepszych chirurgów, ale Idzi odmówił i modlił się, aby rana nigdy się nie zagoiła, cytując słowa z Drugiego Listu do Koryntian (12:9): „ bowiem cnota doskonali się w słabości” (... nam virtus in infirmitate perficitur). Będąc pod wrażeniem tak świętej postawy, Flawiusz zbudował klasztor na terenie dzisiejszego Saint-Gilles-du-Gard i przekonał Idziego, aby nim kierował. 

Na podstawie tej historii atrybutami św. Idziego są łania, strzała i pastorał - symbol władzy biskupiej lub opackiej, jak na obrazie po prawej stronie. Jest to jest fragment ołtarza z XIII-wiecznego kościoła San Juan del Hospital w Walencji. Autorem obrazu jest XV-wieczny hiszpański malarz, Miquel Alcanyís. Zabytek, z około 1408 roku, znajduje się w kolekcji nowojorskiego Metropolitan Museum of Art.

Na stronach Wikipedii, stającej się dzisiaj probierzem aktywności i stanu "ducha intelektualnego" w poszczególnych krajach hasło "architektura romańska", tak jak i wiele innych haseł związanych z aspektami społeczno-kulturowymi, pada ofiarą pozanaukowej ideologizacji, "naciąganej" interpretacji. Zbudowany na czterech filarach (kultura antyczna, cywilizacja bizantyjska, renesans karoliński, elementy nordyckiej kultury ludowej) styl romański w architekturze został w polskiej Wikipedii jak kurza chatka postawiony "na jednej nodze" - na tradycjach starożytnego Rzymu, bez żadnego odniesienia do jej korzeni także bizantyjskich i nordyckich. Sama zresztą cywilizacja antyczna to przede wszystkim kultura grecka, na podłożu której zrodziła się kultura łacińska. Alfabet łaciński powstał z ewolucji jego poprzedników, kolejno: greckiego, etruskiego i staroitalskiego.

Tak samo dużym uproszczeniem jest operowanie przez historyków pojęciem "cywilizacji łacińskiej" jako bezpośredniej kontynuatorki dorobku cywilizacyjnego Cesarstwa Rzymskiego i rzymskiego chrześcijaństwa. W istocie, termin "cywilizacja łacińska" zawiera w sobie przede wszystkim grecką filozofię i nauki ścisłe, następnie prawo rzymskie oraz etykę chrześcijańską. Jednakże zarówno prawo rzymskie, jak i chrześcijańskie kanony moralne nie dotrwałyby do czasów reformy gregoriańskiej, kiedy zrodziła się nowoczesna cywilizacja europejska, gdyby przez połowę tysiąclecia, po upadku Cesarstwa, nie zostały przechowane i rozwinięte przez Bizancjum.

Od początków VI wieku, na gruzach rzymskiego imperium, w jego zachodnich prowincjach powstały królestwa "barbarzyńskie": Anglo-Saksonów w Brytanii, Franków i Burgundów w Galii, Wizygotów w Iberii, Wandalów w Afryce i Ostrogotów w Italii. Wszystkie te ludy zasiedliły te nowe kraje jako przybysze, imigranci ze swoich wcześniejszych (ale jeszcze nie pierwotnych) "wychodni": Anglo-Saksoni z nasady Półwyspu Jutlandzkiego, Frankowie - z dzisiejszej Dolnej Saksonii, Burgundowie - znad dolnej Noteci, Wizygoci i Ostrogoci z dzisiejszej Ukrainy, Wandalowie - z nad środkowej Odry. Na południu Europy, w strefie Morza Śródziemnego i Morza Czarnego, na styku ze Wschodem i Południem, dominowało Cesarstwo Bizantyjskie, osiągające w połowie VI wieku swoje największe rozmiary i wpływy polityczno-cywilizacyjne w tej części świata. Oto mapa cesarstwa w roku 565 (źródło: Quora Digest). 


W połowie pierwszego milenium niemal cała Europa, poza Skandynawią i większą częścią Bizancjum, objęta była wielką wędrówką ludów. To Cesarstwo Bizantyjskie w tych niespokojnych czasach broniło spadku kulturowego po Rzymianach. To sztuka bizantyjska, a nie żadna inna, stworzyła w Europie pomost kulturowy pomiędzy czasami antycznymi i średniowieczem.

Osiągniecia cywilizacyjne antycznego Rzymu nie przetrwałyby w tradycji europejskiej przez kilka wieków "barbaryzmu" (napady na Italię przez Wizygotów w AD 410, Hunów w AD 452, Wandalów w AD 455, Scyrów, Herulów i Rugiów w AD 476, Ostrogotów w AD 489)  i zerwanych tradycji kulturowych w okresie wędrówek ludów, gdyby cesarz Konstantyn I Wielki (przenosząc w IV wieku stolicę cesarstwa do Konstantynopola) oraz jego następcy, zwłaszcza Justynian I Wielki, nie uchronili tego dorobku. Cesarz Justynian I, ustanawiając w 554 roku na terenie Italii bizantyński system prawny nazwał ten dokument sankcją pragmatyczną (pragmatica sanctio), który dla przyszłych monarchów europejskich stał się wzorcem wprowadzania przez nich w życie dekretów o najwyższej randze. 

Pamiętajmy, że baza materialna i organizacyjna dla rozwoju chrześcijaństwa nie powstała w Rzymie, ale zrodziła się w Konstantynopolu. Dla władców bizantyjskich model pogańskiej świątyni rzymskiej nie mógł być miejscem wyrażania i rozwoju kultu chrześcijańskiego. Rzymskie budowle służyły bowiem pogańskim bogom za ich własny dom, a wszelkie ceremonie kultowe z udziałem tłumów odbywały się na zewnątrz domów poszczególnych pogańskich bożków. 

To w Bizancjum stworzono dla Chrześcijan zupełnie inne funkcje budowli, która stała się ich domem zebrań, gdzie nabożeństwa odprawiano w obecności wiernych, wewnątrz budynku. To z języka greckiego, ze słowa ἐκκλησία (ekklēsíā), oznaczającego zgromadzenie, zwołanie, wywodzi się późniejsze łacińskie słowo ecclesia, oznaczające kościół - sensie budowli oraz w sensie zgromadzenia wiernych. 

Sam Rzym, w okresie od VI do połowy VIII wieku był miastem wielonarodowym, z dużą społecznośćią grecka, przybywającą głównie z Grecji, ale też i z Syrii i Sycylii. Lata 537-752 to okres dominujących wpływów Bizancjum w wyborze rzymskich papieży. Niektóre budowle pogańskie w Rzymie zostały przez władców bizantyjskich zamienione na kościoły. Pierwszym, w ten sposób konsekrowanym kościołem był były Panteon, który cesarz bizantyjski Fokas przekształcił w 609 roku w kościół pod wezwaniem Świętej Marii od Męczenników (Santa Maria ad Martyres). Oto powyżej, datowana na początek VII wieku, piękna, bizantyjska ikona Madonny z Dzieciątkiem (gr. Hodegetria), z tej świątyni (drewno, tempera, 100 x 47.5 cm). 

Po ustanowieniu w AD 568 przez Longobardów własnej państwowości w północnej Italii nastąpił podział Półwyspu Apenińskiego pomiędzy Bizantyjczyków oraz już "włoskich" Lombardów. Ci pierwsi mieli swoją "sankcję pragmatyczną", ci drudzy w AD 643 wprowadzili na swoich ziemiach tak zwany edykt Rotara (Edictum Rothari).

To postnormandcy władcy Lombardii stworzyli prawne, ekonomiczne i organizacyjne warunki dla rozwoju sztuki kamieniarskiej w tym kraju. Podstawy prawa budowlanego określone  zostały we wspomnianym Edictus Rothari Regis, króla Rotara. Kolejnym aktem prawnym, który wspierał rozwój budownictwa kamiennego w Lombardii, to Memoratorium de mercedes Comacinorum, z czasów króla Grimwalda (662-671), albo Liutpranda (712-744). Kamieniarze i architekci z Lombardii, tak zwani Komaskowie, byli bardzo poszukiwani w całej Europie w wczesnym średniowieczu, a przez kolejne wieki ich fama objęła inne dziedziny sztuki, głównie rzeźbę i malarstwo.

Bizancjum stało się nie tylko depozytariuszem kultury antycznej, ale ją rozwinęło i znacznie wzbogaciło o greckie tradycje antyczne i o koloryt orientalny. Dopiero tak przetworzona, "zmodernizowana" antyczność rozpoczęła od VI wieku swój pochód z Bizancjum przez Rawennę, Lombardię, Toskanię do Europy zachodniej (Nadrenia, Burgundia, Katalonia itd.), jako już odrębna kultura bizantyjska.

Oto z lewej strony zdjęcie fragmentu romańskiego portalu w bazylice San Fidele, w Como, Lombardia (foto: Viviana La Marno, 2008). Świątynia ta powstała na początku XII wieku na miejscu lombardzko-bizantyjskiego kościoła z VII wieku, pod wezwaniem św. Eufemii, bizantyjskiej męczennicy. Przy krawędzi lewej kolumny portalu widnieje sylwetka gryfa, chwytającego smoka, co może sugerować iż gryf broni wejścia do kościoła przed złem. 

Uzupełnijmy wizytę w Como zajrzeniem do pobliskiej wsi Lenno, gdzie Lombardowie pozostawili po sobie XI-wieczną rotundę - baptysterium (foto z prawej: Eugenio Merzagora, 2011). 

Jak znaczące były różnice polityczno-kulturowe pomiędzy wczesnośredniowieczną Lombardią, a pozostałą częścią Italii, niech świadczy manuskrypt "Bibliotheca Scriptorum Cisterciensis" (będący częścią wydrukowanej w AD 1656 księgi "Chronologia Dunensis"), powstały w końcu XII wieku, wymieniający chronologicznie tworzone do tego okresu klasztory cysterskie w Europie. Dokument ten wymienia  obiekty cysterskie (Abbatia) według krajów, w których powstały (Patria), podając osobno "In Lombardia" i "In Italia". Podobne czyni rozróżnienie pomiędzy Francją (In Gallia), a Normandią (In Normannia) i Burgundią (In Burgundia), oraz między Niemcami (In Germania), a Bawarią (In Bauaria) i Saksonią (In Saxonia).

Charakterystyczne dla architektury wczesnochrześcijańskiej rotundy - baptysteria znane są we Włoszech jeszcze z czasów Królestwa Ostrogotów. W założonym w Italii państwie Ostrogoci umożliwili praktykowanie nie tylko głównemu, ortodoksyjnemu chrześcijaństwu, ale wielu innym jego odłamom i innym wyznaniom: arianizmowi, kościołowi chalcedońskiemu, pelagianizmowi, manicheizmowi, judaizmowi i wreszcie, nadal trwającemu rzymskiemu pogaństwu, mimo formalnego jego zakazania przez cesarza Teodozjusza I w AD 392. Architektonicznymi przykładami wschodniego chrześcijaństwa w Italii tamtego okresu są dwie rotundy w Rawennie z V wieku: baptysterium Ortodoksów i baptysterium Arian

Klasyczną architekturę bizantyjską reprezentują w Rawennie bazyliki św. Witalisa (San Vitale) z 547 roku i św. Apolinarego  (San Apollinare Nuovo) z 561 roku. Obydwie zbudowane za czasów cesarza bizantyjskiego Justyniana Wielkiego i na jego cześć i chwałę. Oto z boku fragment mozaiki z kościoła św. Apolinarego, przedstawiającej w aureoli cesarza - fundatora.

Piszący około AD 830-846 kronikę miejscowego kościoła (Liber Pontificalis Ecclesiae Ravennatis), Angellus z Rawenny, tak się wyraził o architekturze kościoła św. Witalisa: "Żaden kościół w Italii nie jest podobny do tego, pod względem architektury i urządzenia" (Nulla in Italia ecclesia similis est in aedificiis et in mechanicis operibus). 

Oto poniżej jedna z mozaik w kościele św. Witalisa z wizerunkiem cesarza Justyniana, w aureoli, w otoczeniu dworu. Jest to jeden z najsłynniejszych w Europie wizerunków władzy politycznej w okresie średniowiecza. Obraz ten jest integralną częścią znacznie większego programu mozaikowego w prezbiterium kościoła. Po jego lewej stronie, od skraju, stoją trzej duchowni, z główną postacią biskupa Maksymiana z Rawenny. Kolejne trzy osoby to członkowie administracji cesarskiej, a po jego skrajnej prawej stoi czterech żołnierzy, z tarczą z Chrystogramem. Mozaika ta symbolizuje zatem centralną pozycję cesarza między władzą kościoła, a władzą cesarskiej administracji i wojska. Podobnie jak cesarze rzymscy z przeszłości, Justynian ma władzę religijną, administracyjną i wojskową. Chrystogram Chi-Rho na tarczy wojska cesarskiego oznacza, że jest to jednocześnie wojsko broniące Boga.

Duchowieństwo i Justynian trzymają kolejno od skrajnej prawej - kadzielnicę, księgę Ewangelii, krzyż i misę na chleb eucharystyczny. Elementy te pozwalają wnioskować, że mozaika przedstawia tak zwane Małe Wejście, które wyznacza początek prawosławnej liturgii eucharystycznej.

Głównym przesłaniem mozaikowego programu w tej budowli jest potwierdzenie autorytetu cesarza bizantyjskiego w historii chrześcijaństwa w Europie. Jest to wizualne świadectwo dwóch głównych ambicji panowania Justyniana. Jako polityczny spadkobierca tradycji cesarzy rzymskich, Justynian dążył do przywrócenia dawnych granic Cesarstwa, obejmującego jego wschodnią i zachodnią część. Jako chrześcijański cesarz uważał się za obrońcę wiary, aby w konsekwencji ustanowić ortodoksyjną jedność religijną w całym Cesarstwie.


Zrodzony kilka wieków później w północnych Włoszech romanizm, który następnie rozprzestrzenił się za Alpy dalej do Europy, zawierał w sobie bardzo różnorodne tradycje cywilizacyjne i religijne. Przeniknęły one we wczesnym średniowieczu i utrwaliły się w Italii, głównie za pomocą wprowadzanych tam nowych instytucji politycznych (organów administracji państwowej), narzucanych z Bizancjum i Europy nordyckiej, a później i zachodniej.
 
Od końca VI wieku wymienione prowincje włoskie, tak zresztą jak i cała Italia, były we władaniu dwóch cywilizacji - skandynawskich Lombardów i greckich Bizantyjczyków. Prof. Halina Manikowska w swojej publikacji "Włochy średniowieczne" (Katedra Italianistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 2007) pisze, że u tych pierwszych "pełną wolnością cieszyli się tylko Longobardowie i ludzie podlegli ich prawu: arystokracja wojskowa (adalingi) oraz obdarzeni ziemią wojownicy (arimanni), zobowiązani do służby wojskowej wedle posiadanego majątku; Rzymianie spadli do klasy ludzi półwolnych (aldiones)". 


Elity longobardzkie stosunkowo szybko, w dwóch-trzech pokleniach, zlatynizowały się, ale jeszcze w VIII wieku zdarzały się zachowane imiona germańskie, na przykład patriarcha Akwilei (Lombardia) Siguald, w latach 772-776. Imię to w starogermańskim brzmiało Sigivald, a w staronordyckim Sigvaldr. Oznaczało zwycięskiego władcę, od słów *seʒiz/sigis - zwycięstwo oraz *waldaʐ - władca. 

Oto powyżej płyta marmurowa, stanowiąca część tak zwanego ołtarza Sigwalda, który ten hierarcha podarował katedrze w Cividale del Friuli, Lombardia (foto: Marten Kuilman, 2013). Płaskorzeźba przedstawia tak zwane drzewo życia, zwieńczone krzyżem o wzorze plecionkowym, w otoczeniu dwóch gryfów, symbole czterech ewangelistów, zawarte o ozdobnych medalionach, oraz łacińskie inskrypcje. Motyw drzewa życia, ze zwierzętami po bokach, w sztuce przedromańskiej i romańskiej przejęty został ze sztuki bizantyjskiej, reprezentowanej zwłaszcza na tkaninach.

Do dzisiaj w języku włoskim zachowała się "grecka" (bizantyjska) wymowa nazwy regionu Lombardia, z nietypowym akcentem na "i", co czyta się jak Lombardija. Podobnie Włosi wymawiają "z grecka" słowo Bulgaria - Bulgarija, która historycznie była częścią Cesarstwa Bizantyjskiego. Typowy akcent w języku włoskim pada na przedostatnią sylabę, na przykład Toscania - Tos'kania, Polonia - Po'lonia etc.

Po zawładnięciu bizantyjskiej Aleksandrii przez Muzułmanów w AD 642 liczni tam artyści greccy wyemigrowali do Rzymu. Jeżeli więc nasi historycy mówią o wpływach włoskich, italskich czy łacińskich we wczesnośredniowiecznej Polsce i Europie, to próbują tym samym fałszywie wskazywać na kontynuację tak mile widzianych, a dawno nieistniejących, antycznych "wpływów rzymskich", aby przykryć faktyczne oddziaływanie kulturowe w tym okresie Lombardów i Bizantyjczyków. 

Oto pochodząca z włoskiej Wikipedii mapa podziału politycznego i cywilizacyjnego Italii pod koniec VI wieku - kraju objętego w tym okresie panowaniem kultury grecko-bizantyjskiej i normańsko-lombardzkiej. Zaznaczyłem będący we władaniu Bizancjum region Apulii (Puglia), bo o nim tutaj nieco powiemy.
 
Wybrzeża Apulii zostały skolonizowane zanim jeszcze powstało Cesarstwo Rzymskie. Południowa część Półwyspu Apenińskiego i większa część Sycylii została skolonizowana przez  Greków już w VI wieku przed naszą erą. Region ten nosił przez wieki nazwę Wielkiej Grecji (Magna Graecia).

Cywilizacyjne i etniczne wpływy greckie, a później bizantyjskie trwały w tym regionie, tak jak i w nieodległej Kalabrii, aż do końca średniowiecza. W południowych Włoszech dialekty włoskie uzyskały przewagę nad językiem greckim dopiero w XIII-XV wieku, w miarę upadku wpływów politycznych i kulturowych Cesarstwa Bizantyjskiego w Kalabrii. Do dziś przetrwały w Apulii szczątki kultury i języka italo-greckiego, ograniczone do terenów tak zwanej "Grecia Salentina". 

To w apulijskim mieście Trani znajduje się romański kościół, któremu dziś patronuje św. Jakub (Chiesa di San Giacomo), ale który został zbudowany na początku XII wieku jako bazylika pod wezwaniem św. Marii Rusów (Basilica di Santa Maria de Russis). We wczesnośredniowiecznych dokumentach w języku łacińskim Rusini albo Rusowie nazywani byli w kilku formach: Russis, Ruzzis, Rutzis, Rusis. W przypadku tego kościoła można przypuszczać, że jego fundatorami byli ruscy Waregowie, służący w armii bizantyjskiej. We frontonie tego kościoła  znajduje się portal z archiwoltą z listowiem z akantu i paciorkami różańca, flankowany przez dwie kolumny na słoniach trzymających gryfa (z lewej strony) i lwa (z prawej). Foto: Petrus Agricola, flickr 2007.

 
Oto inny przykład wpływów bizantyjskich i jednocześnie normańskich, w architekturze romańskiej katedry w Bitonto, Apulia - sylwetka gryfa, z kwiatem lilii w dziobie (Sophie Johnson 2016 - "The Romanesque Disgorging Green Man and His Companions").


W następnych wiekach zmieniała się ona na korzyść Cesarstwa Niemieckiego (na północy) i Wikingów (na południu), a ze stratą dla Lombardii i Bizancjum. Nie można przeoczyć faktu, że w AD 973 na zjeździe w Kwedlinurgu, zaproszony przez cesarza Ottona I nasz Mieszko I miał okazję zetknąć się z "wielkim światem", jaki reprezentowały tam obecne delegacje z zależnych od Niemiec, Rzymu i Lombardii, dalej Cesarstwa Bizantyjskiego i zależnego od niego italskiego Benewentu oraz Bułgarii,  Węgier, Rusi i Danii. 
 
To z Lombardii, jak oceniają historycy, pochodzi najstarszy w Polsce, datowany na około AD 800, manuskrypt zwany Praedicationes. 107 pergaminowych stron z licznymi inicjałami plecionkowymi, motywami zoomorficznymi (ptaki, ryby, głowa potwora, gryf) oraz cała strona z symbolami czterech ewangelistów, miałoby być pisanych ręką irlandzkiego mnicha. Oprócz kazań postnych zawarte są w tym zabytku opisy kamieni szlachetnych jako amuletów i ich dobroczynnych właściwości, a także zaklęcia magiczne i egzorcyzmy dotyczące pogody. 

To z Bizancjum dotarła do Europy technika wyrabiania pergaminu (gr. pergamini - Περγαμηνή) jako materiału piśmiennego, ze skór zwierzęcych, głównie baranich, cielęcych i kozich. Sama nazwa wywodzi się z języka greckiego Pergamum (Πέργαμον) - starej nazwy, położonego w Anatolii, greckiego miasta Pergamon. Technika ta, jaka później dotarła do Europy, pojawiła się w Pergamonie za życia króla greckiego (basileus) Eumenesa II (lata panowania 196-160 p.n.e.), chociaż już w VI wieku p.n.e. skórę zwierzęcą wykorzystywali do pisania Asyryjczycy i Babilończycy. W spisywanych na papirusie pierwszych tekstach Biblii (z greckiego βιβλίον, biblion - "zwój papirusu") już pojawiła się nazwa "pergamin", w pochodzącym z końca I wieku n.e. 2. Liście do Tymoteusza ("Opończę, którą pozostawiłem w Troadzie u Karpa, przynieś idąc po drodze, a także księgi, zwłaszcza pergaminy" - 2 Tm 4:13).

To z Bizancjum przyszła do wczesnośredniowiecznej Europy "moda" na ozdabianie biżuterią odzieży, koron, krzyży, relikwiarzy, okładek ksiąg itd. Już św. Epifaniusz z Salaminy w IV wieku pisał o ochronnych cechach tych kamieni. W chrześcijańskim Bizancjum uznawano, że kamienie te bronią właściciela przed demonami. XI-wieczny Michał Psellos pisał o leczących właściwościach kamieni szlachetnych.
  
W spisie inwentarza biblioteki kapitulnej w Krakowie, sporządzonej za czasów biskupa Maurusa (zm. 1118), w AD 1110 widnieją dwa tomy prawa lombardzkiego. Wyraz maurós w starogreckim oznaczał osobę o ciemnej karnacji skóry. Imię biskupa Maur  (łac. Maurus) sugeruje, że mógł on mieć arabski lub murzyński rodowód, a pochodzić bardziej z wielorasowego i chrześcijańskiego Bizancjum (w tym z Afryki), niż na przykład z muzułmańskiej Hiszpanii. Już pod koniec X wieku chrześcijaństwo wśród Arabów egipskich było tak powszechne, że biskup koptyjski Severus ibn al-Muqaffaʿ pisał dla nich księgi liturgiczne w języku arabskim. To z Egiptu lub Etiopii mógł pochodzić Maurus, wcześniej prawdopodobnie mnich benedyktyński, a później biskup krakowski. Lombardzkie księgi prawnicze w jego zbiorach, również wskazują na południowy i wschodni raczej niż zachodni kierunek tych kontaktów. Badacye uważają, że wspomniany wyżej  rękopis Praedictiones przywiózł do Polski w połowie XI wieku,  przybyły prawdopodobnie z Burgundii lub Nadrenii, Aaron, arcybiskup Krakowa.

Niektórzy są jednak zdania, nie wnikając jakiej był rasy, że krakowski Maurus pochodził z południowej Francji. Nie ma niestety żadnych przesłanek uprawdopodabniających taką hipoteze, poza skojarzeniem, że inny Maur - pierwszy uczeń św. Benedykta z Nursji - załozyciela reguły benedyktyńskiej, został przez niego wysłany w AD 543, z misją ewangelizacyjną do Galii (Francji). Ale to było ponad pięć  wieków przed Maurem krakowskim!

Indywidualny grób i szczątki biskupa Maurusa zachowały się do dziś w pod posadzką romańskiej krypty św. Leonarda na Wawelu "+MAVRVS EPC MCXVIII+" (foto powyżej), więc nie ma przeszkód technicznych, aby zbadać jego DNA (jego wzrost wynosił około 180 cm). Tylko czy naukę polską stać na podjęcie "ryzyka" badań genetycznych, jeżeli okazałoby się, że jeden z najstarszych polskich biskupów, a bardziej ogólnie - intelektualistów (wykonał spis książek w bibliotece katedralnej w Krakowie; pierwszy taki znany w Polsce) mógł być .... "Murzynem"?

Na ołowianej blasze, złożonej u wezgłowia biskupa, wyryte zostało w języku łacińskim jego credo, wyznanie wiary, gdzie tylko jedno słowo - Chrystus - pod symbolem "X" [XPISTVM] (Xpistum filius eius unicum ... - Chrystusa, syna jego jedynego ...) nie jest łacińskie, ale greckie (bizantyjskie). Zwraca uwagę raczej skromne wyposażenie grobu (odkryty został, nienaruszony, w 1938 roku), poza płytką ołowianą: podróżny, srebrny i pozłacany kielich liturgiczny, srebrna patena, pierścień ze złotej blachy (w środku pusty) i kościany koral. Brak było w grobie dwurożnej, łacińskiej mitry biskupiej oraz pastorału lub jego zwieńczenia, tak zwanej kurwatury z nodusem - o charakterystycznych dla właściciela ornamentach.

Prawdopodobnie biskup nie używał tych insygniów (nie były wówczas jeszcze w powszechnym użyciu), bowiem w spisanym na objęcie przez Maura biskupstwa  inwentarzu skarbca katedralnego na Wawelu takie atrybuty biskupie nie zostały wpisane, chociaż istnieją w jego spisie m.in. ... dwa jaja strusie (Adam Bochnak - "Grób biskupa Maura w krypcie św. Leonarda na Wawelu", Rocznik Krakowski 1938). Struś to ptak żyjący wówczas na sawannach w Afryce. Oszczędność insygniów, wraz z powściągliwym tekstem credo w jego mogile, świadczyłaby o ascetycznej - bliższej wschodniej, niż łacińskiej formie kultywowania wiary przez biskupa. Jego skromność, zwykle obcą późniejszym biskupom łacińskim, potwierdzają pierwsze słowa w dokumencie wystawionym przez niego dla kościoła św. Marcina w Pacanowie: "Ego Maurus Cracoviensis episcopus, licet indignus, confero Deo et beato Martino, in dedicacione eius ecclesie, decimam de villa ... (Ja Maur, biskup krakowski, aczkolwiek niegodny, składam Bogu i błogosławionemu Marcinowi dla poświęconego mu kościoła dziesięciny ze wsi ...).

Oto poniżej ilustracja przedstawiająca zestaw artefaktów znalezionych obok szczątków biskupa w jego grobie z AD 1118, jakie znajdują się w zbiorach Muzeum Katedralnego na Wawelu. Na srebrnej patenie widoczne są bizantyjskie symbole tak zwanej Manus Dei - wyłaniającej się z niebios ręki boskiej na tle krzyża greckiego, o której to symbolice pisałem w artykule "Słowiańskie klasztory benedyktyńskie".


Ewentualna "murzyńskość" krakowskiego biskupa Maura nie powinna jednak przydawać "ujmy" historii chrześcijaństwa w Polsce, jeżeli zważymy że najbardziej adorowane chyba insygnium władzy dynastii Piastów, jakim jest kopia Włóczni świętego Maurycego (a właściwie samego jej grotu; Muzeum Katedralne na Wawelu mylnie sugeruje, że to oryginał) uosabia kult pierwszego świętego Murzyna, rzymskiego legionisty z III wieku. Jego zasługi dla Kościoła uhonorował pierwszy cesarz bizantyński i święty kościoła prawosławnego Konstantyn Wielki. Oryginalnym grotem włóczni św. Maurycego cesarz Konstantyn miał w AD 324 wytyczyć granice zakładanego przez siebie Konstantynopola. Nie wiadomo, co działo się z włócznią przez aż kolejne sześć wieków, ale taż sama miała pojawić się w AD 926 na zjeździe państw Cesarstwa Niemieckiego w Wormacji, w rękach króla Burgundii Rudolfa II, który przekazał ją królowi Niemiec, Henrykowi Ptasznikowi. Oryginał znajduje się obecnie w Skarbcu Cesarskim w Wiedniu.

Jeszcze w liście mnicha benedyktyńskiego Brunona z Kwerfurtu do króla Niemiec Henryka II z końca 1008 roku, w którym nalegał na przerwanie wojny z Polską i odważnie zarzucał swojemu królowi bratanie się z pogańskimi Lucicami (Wieletami) przeciwko Polsce, prowadzącej misję ewangelizacyjną w Prusach, zauważał, że "... jakim to sposobem idą obok siebie diabeł Zuarasiz i wódz świętych - mój i twój Maurycy?" (... quomodo conveniunt Zuarasiz diabolus, et dux sanctorum vester et noster Mauritius? "Zuarasiz" to szczególnie czczony wśród Słowian połabskich bóg Swarożyc, o którym wspomina kilka lat później po tym liście Thietmar z Merseburga. Wizerunek św. Maurycego w epoce ottońskiej ozdabiał chorągwie cesarzy.

Rzeźba św. Maurycego z około AD 1250 (zdjęcie obok) w rycerskiej kolczudze pochodzi z katedry św. Maurycego w Magdeburgu, która otrzymała imię tego patrona za powstałym tam w AD 937 pod tym wezwaniem klasztorem benedyktyńskim. Tym bardziej ważny dla Benedyktynów, że rzymski senator Ekwicjusz (Equitius) w AD 512 nadał swojemu synowi afrykańskie imię Maura, który potem - jako św. Maur, wszedł do historii jako pierwszy, wielki uczeń samego św. Benedykta z Nursji, założyciela zakonu.

Mszał Gnieźnieński (Missale plenarium ms. 149), sporządzony - jak sądzą historycy, z okazji konsekracji Katedry Gnieźnieńskiej w AD 1097 (i tam się pierwotnie znajdujący), z zachowanymi 230 iluminacjami, który czekał prawie dziewięć wieków, zanim zainteresowali się nim poważniej historycy kultury (Krzysztof Biegański, Jerzy Woronczak - "Missale Plenarium Bible Capita Gnesnensis", 1970-1972 oraz Jan Gajur - "Kalendarz Świętych w gnieźnieńskim Missale plenarium Studium liturgiczno-historyczne", 1977), pochodzi z zakonu pod wezwaniem św. Maurycego z Niederalteich.
 
W XII/XIII-wiecznej Saksonii popularne były w obiegu srebrne brakteaty z wizerunkiem św. Maurycego. Oto jeden z nich, wybity przez arcybiskupa Wichmana z Seeburga, pochowanego w katedrze św. Maurycego w Magdeburgu.  Pod trójłukiem popiersie świętego w aureoli, z odkrytą głową, w zbroi i płaszczu, na lewym ramieniu tarcza, z przodu leżący miecz. Na arkadzie u góry dwuwieżowy westwerk kościoła zwieńczony kopułami, po bokach dwie smukłe jednokondygnacyjne wieże. Średnica 24 mm, waga 0.79 g (źródło: dom aukcyjny Warszawskie Centrum Numizmatyczne).
 

Dodajmy, że imię Maur nosił autor łacińskiego poematu "Carmen Mauri" (Pieśń Maura) o tragicznych losach palatyna Pawła Własta, zwanego też Włostowicem lub Duninem. Według średniowiecznych kronikarzy polskich (Janko z Czarnkowa, Jan Długosz), Piotr Włostowic (Włast) przybył z Danii i stąd nazwisko Dunin. Natomiast nowożytni, zwłaszcza współcześni historycy polscy zakwestionowali jego skandynawskie pochodzenie twierdząc że Piotr Włostowic pochodził ze słowiańskiego rodu. Uzasadnieniem tej tezy miałby być fakt, że jego ojciec miał już słowiańskie imię Włast. Jest to argument zgoła powierzchowny i banalny, bowiem osiadające w kontynentalnej Europie skandynawskie rody arystokratyczne znane były z szybkiej akulturacji w obcym etnicznie środowisku. Przyjmowali oni nie tylko imiona z kraju osiedlenia, ale i lokalny język - dawniej w Iberii, Galii, Burgundii, Italii, a później na Rusi, w Normandii, Irlandii, Anglii, na Sycylii, czy w Polsce.

Interesującym jest fakt, że w późniejszych wiekach, po zerwaniu więzi między kościołem rzymskim i bizantyjskim i od czasów wypraw krzyżowych, Europa zachodnia skończyła z tolerancją rasową, zasadniczo kontynuowaną w wielonarodowym Cesarstwie Bizantyjskim. Już współczesny powstaniu magdeburskiej rzeźby św. Maurycego franciszkanin Bartłomiej Anglik w swoim dziele "De Proprietatibus rerum" doszedł do wniosku, że ludzie z Afryki są "tchórzliwego serca" (mimo, że św. Maurycy był patronem żołnierzy) i "podstępni". Chociaż zrodzony w Bizancjum ruch monastyczny przyjął w Europie w formule zakonu benedyktyńskiego czarne habity, to czerń, w tym czerń skóry człowieka, od wspomnianych czasów stawała się przeciwieństwem jasności, światła, kolorem wyrażającym ciemne siły, szatana, demona i człowieka potępionego. W przypisach do "Dialogów" papieża Grzegorza I Wielkiego, wydanych przez Wydawnictwo Benedyktynów w Tyńcu w 2007 roku, potwierdza się, że "w tradycji monastycznej szatan przybiera postać czarną (Etiopczyk, Murzyn, Maur)". 


Zwróćmy uwagę na fakt, że aż po XIII wiek Europejczycy przedstawiali ukrzyżowanego Chrystusa nie jako z własnej woli umierającą w cierpieniach postać ludzką - tak, jak jest do dziś utrwalony w powszechnym wyobrażeniu katolików i protestantów, ale jako postać żywą i królującą (bo przecież w końcu zmartwychwstałą), z otwartymi ramionami jakby obejmującą całą ludzkość - jak jest widziany i przedstawiany w tradycji bizantyjskiej, ortodoksyjnej. Oto powyżej pokrywka datowanego na około AD 800 bizantyjskiej stauroteki, czyli relikwiarza Krzyża Prawdziwego, znajdującego się w zbiorach Metropolitan Museum of Art. Wykonana w srebrze i złocie, w technikach emaliowania komórkowego i niello. Wymiary 10.2 x 7.4 cm.

W sztuce bizantyjskiej i wczesno-chrześcijańskiej nie "wkładano" na głowę Chrystusa korony cierniowej, a jego stopy nie były złączone i przybite jednym gwoździem - jak to stopniowo zaczęto prezentować w sztuce zachodnio-europejskiej, a jeżeli już przybite, to do podpórki (suppedaneum), na której stał Chrystus. Scena Ukrzyżowania w katedrze w Halberstadt (foto poniżej: zug55, Flickr) zawiera wyraźne wpływy sztuki bizantyjskiej (Chrystus stojący, aniołowie ze smukłymi, charakterystycznymi dla sztuki bizantyjskiej, skrzydłami), ale już z głową Chrystusa opuszczoną w cierpieniu - w typowym dla świata łacińskiego wyobrażeniu.


Chrystus cierpiący, czy tryumfujący na krzyżu - to istotna cecha wyróżniająca łaciński lub bizantyjski sposób przedstawienia sceny Ukrzyżowania. Samo Ukrzyżowanie jest bowiem centralnym motywem wiary, przedstawiającym istotę doktryny chrześcijańskiej - zbawienie ludzkości od grzechów poprzez śmierć Chrystusa na krzyżu i jego zwycięstwo nad nią poprzez Zmartwychwstanie. 

Popatrzmy na postać Chrystusa triumfującego (gr. Ο Χριστός θριαμβευτής - O Christós thriamveftís), na krzyżu w romańskim kościele w Östra Vrams, w szwedzkiej, a kiedyś duńskiej Skanii. Dla przybliżenia szczegółów twarzy pokazujemy tutaj fragment fotografii z 1904 roku (źródło: Arkivsök Riksantikvarieämbetet). Zastanawiające jest, że powstały w drugiej połowie XV wieku krucyfiks tak ściśle nawiązywał do kanonów sztuki wschodniochrześcijańskiej, czyli bizantyjskiej -  nimb krzyżowy wokół głowy Chrystusa, korona na głowie i spokojne, panujące nad bólem spojrzenie.


W sztuce bizantyjskiej, i przeniesionej z niej do romańskiej, w scenie tej przedstawiona postać Chrystusa wyraża nie cierpienie (jak w sztuce łacińskiej), ale tryumf, panowanie nad światem i zwycięstwo nad grzechem i śmiercią. W bizantyjskich przedstawieniach ukrzyżowanego Chrystusa jego postać stoi zwykle na podpórce, wyprostowana, z głową podniesioną i patrzącą na nas. O przykładach wczesnośredniowiecznej sztuki sakralnej, przedstawiającej krucyfiksy z Chrystusem triumfującym, a nie cierpiącym wspominam w artykule "Zapomniane ślady bizantyjsko-wikińskie".

Bardzo interesującym pomnikiem (niestety dzisiaj już zaginionym), świadczącym o głębokim wpływie tradycji bizantyjskiej w europejskiej sztuce romańskiej jest pochodzący z początków XI wieku kamienny krucyfiks, jaki został wydobyty w 1884 roku spod posadzki katedry w Merseburgu. Jego wyobrażenie zostało utrwalone tylko w wykonanym na miejscu (in situ) rysunku, który po małej edycji załączam powyżej (źródło: Jahrbuch der Königlich Preussischen Kunstsammlungen, 1885, 6. Band). Postać Chrystusa, z głową w aureoli krzyżowej, wykonana została w "bizantyjskiej" pozie. Nad głową wyrzeźbiony został kwiat, prawdopodobnie róża, która w następnych wiekach miała stać się popularnym w chrześcijaństwie symbolem Matki Boskiej. Dante Aligheri nazwał matkę Chrystusa "różą, w której święte słowo stało się ciałem". Kwiat róży, chroniony przez ciernie, stał się symbolem piękna, tajemnicy, życia i zmartwychwstania.

Wykonany z piaskowca, mierzył jeden metr długości, spoczywał na płycie nagrobnej grobowca, w którym znajdowały się, niezidentyfikowane do dzisiaj, drobne szczątki biskupa oraz kawałki jego wyposażenia (srebrnego kielicha i wykonanej w kości słoniowej kurwatury pastorału). Z uwagi na okoliczności i umiejscowienie odkrycia można liczyć się z tym, że biskupem tym mógł być Thietmar - budowniczy katedry (sam poświęcił kamień węgielny 18 maja 1015 roku), a w historiografii zapisany jako jeden z najwybitniejszych kronikarzy wczesnego średniowiecza. Mniej prawdopodobnym jest, że grobowiec należał do jednego z dwóch poprzedzających Thietmara na urzędzie biskupów: zmarłego w w AD 970 w Bawarii Boso lub do zmarłego w AD 1009 Wigberta, który kierował diecezją merserburską zaledwie pięć lat.

Niespełna 70 km na północ od Merserburga, w portalu romańskiego, z przełomu XII/XIII wieku, kościoła św. Pawła w Rathmannsdorf, znajduje się tympanon z zachowanym grecko-bizantyjskim wyobrażeniem Chrystusa na krzyżu, jak na poniższej fotografii (źródło: Kirche Rathmannsdorf Sankt Pauli).


Mamy jednakże w Polsce, wykute w kamieniu przedstawienie Chrystusa ukrzyżowanego,  w bizantyjskiej aureoli krzyżowej, o podobnym wyobrażeniu artystycznym do zaginionego, merseburskiego XI-wiecznego krucyfiksu, który odzwierciedla przyjmowany w sztuce bizantyjskiej pogląd o Chrystusie nie cierpiącym, ale tryumfującym (bo wkrótce zmartwychwstałym) na krzyżu.

Jest to kamienny krucyfiks wmontowany w tympanon romańskiego portalu południowego w kościele św. Piotra i Pawła w Koninie, datowany na I połowę XIII wieku (foto: AlbumRomański.pl). Czy ten pomnik sztuki bizantyjskiej nie wskazywałby na trwanie wpływów chrześcijaństwa wschodniego w Polsce jeszcze w połowie XIII wieku?


Bizantyjską figurę Chrystusa nie cierpiącego, ale Chrystusa panującego, z koroną na głowie, przedstawia krucyfiks z duńskiego kościoła w Åby, koło Århus. Krucyfiks jest wyrzeźbiony w drewnie, pokryty wbijanymi, nitowanymi i złoconymi płytkami miedzianymi, a detale podkreślone są przez wypalony brązowy lakier. Zabytek datowany jest na drugą połowę XI wieku (źródło: Muzeum Narodowe, Kopenhaga).
 
Postać Chrystusa, poza ogólnie bizantyjskim charakterem, ma w sobie elementy nordyckie, czyli z puntu widzenia bizantyjskiego - cechy "barbarzyńskie". Podkreślone są one stylizowanym wzorem rysów twarzy i przepaski na biodrach, wraz z ponadmiarowymi dłońmi i głową, dużymi, migdałowymi oczami oraz długimi, cienkimi wąsami Wikingów, przez co postać ta mogła dawać wrażenie przedstawiania wikińskiego księcia.
 

Jeszcze jeden skandynawski zabytek, o silnych związkach stylistycznych z kościołem wschodnim, to XII-wieczna płaskorzeźba z kościoła w Hejnum, na Gotlandii (foto: Bernt Enderborg, Guteinfo). Przedstawia ona ukrzyżowanego Chrystusa, w otoczeniu czterech aniołów. Głowa Chrystusa nie różni się od typowych głów Wikingów, przedstawianych na wielu rzeźbach kamiennych.


Oto poniżej z kolei przykład wczesnych wpływów bizantyjskich w głębi państwa zachodniofrankońskiego już na przełomie VI/VII wieku. Ilustracja (foto: Antiquité Tardive, 2006) przedstawia pochodzącą z Limons (Puy-de-Dôme), datowaną na ten okres, ażurowaną zapinkę (fibulę) o średnicy 63 mm. Wykonana jest ze złota tak zwaną metodą wosku traconego i wysadzana granatami

Przedstawia w środku głowę Chrystusa, a na obrzeżach motywy przeplatane i zoomorficzne (gryfy, smoki, twarze?) oraz greckie litery Alfa i Omega, a także literę R, razem tworzące tak zwany Chrystogram, czyli monogram Chrystusa, zwany także krzyżmem. Symbolika ta wywodzi się ze słów Apokalipsy św. Jana: "Jam jest alfą i omegą, początkiem i końcem, mówi Pan Bóg ..." (Ego sum α et ω, principium et finis, dicit Dominus Deus...") i dalej: "A na szacie i na biodrze swym ma wypisane imię: Król królów i Pan panów" (Et habet in vestimento et in fœmore suo scriptum: Rex regum, et Dominus dominantium).


Można powiedzieć, że sztuka romańska, karolińska, ottońska, mozańska, reńska, ruska, piastowska itd. to córki sztuki bizantyjskiej, podczas gdy ich ojcami - "roznośnikami" byli w znacznej mierze Ostrogoci, Longobardowie, Wenecjanie, Wizygoci, Normanowie (ci z Normandii), Waregowie oraz artyści i mnisi greccy, za pośrednictwem których przez całe stulecia dokonywał się transfer kulturowy z Bizancjum do Europy. 

Bizantyjsko-antyczny styl w architekturze został nazwany romańskim dopiero w XIX wieku - w dobie narodzin archeologii antycznej i mody w kulturze (malarstwo, literatura, rzeźba) na neoklasycyzm, a także rodzenia się w tym okresie narodowych szowinizmów, chętnie odwołujących się do starożytnego Rzymu.

Oto jeszcze jeden monogram Chrystusa, uwidoczniony na ścianie otwartego, bizantyjskiego sarkofagu, zwanego książęcym, z około AD 375, w Istambule (dzielnica Sarıgüzel-Fatih). Zabytek jest na ekspozycji w tamtejszym muzeum archeologicznym (foto: Ferda Barut, Anadolu Univerisity).


Podobny charakter plastyczny, w bizantyjskim stylu, ma XI-wieczny sarkofag wareskiego księcia Rusi, Jarosława Mądrego, złożony w Soborze Sofijskim w Kijowie. Cerkiew ta ma identyczne, bizantyjskie wezwanie jako Sobór Mądrości Bożej (w greckim - Ἁγία Σοφία, czytaj: Aja Sofia), takie same jak cerkiew Hagia Sofia w Konstantynopolu. 

W języku staronordyckim imię tego księcia brzmiało Jarisleif. Składa się ono z dwóch słów: Jari - pochodzące od staronordyckiego jara - walka, oraz leif - pochodzące od staronordyckiego leifr - potomek. Jarisleif to zatem "potomek wojownika". Natomiast zbliżone fonetycznie słowiańskie imię Jarosław (*Jaroslavъ), pochodzi od prasłowiańskich słów *jarъ - jary, silny i *slava - sława. Jarosław to zatem ktoś "silny sławą". Zachowując podobieństwo fonetyczne niektórych imion nordyckich i słowiańskich, ruscy Normanowie slawilizowali swoje imiona, przejmując słowiańskie znaczenie swoich imion.


Na istotną rolę kultury nordyckiej w pierwszych wiekach średniowiecza, a więc w okresie tak zwanym przedromańskim, zwrócił uwagę czołowy angielski poeta Oświecenia Aleksander Pope (1688-1744): "Mnisi dokończyli to, co rozpoczęli Goci". Inny angielski poeta tych czasów, James Thomson (1700-1748), w przedmowie do swojego dramatu "Sophonisba" poszedł nawet dalej, przypisując cały okres ("ciemnego" - z perspektywy Oświecenia) średniowiecza wpływom nordyckim, w opozycji do "światła", jakie przyniosło Oświecenie: "Kiedy Wiedza po długiej, gotyckiej nocy rozpostarła swe światło w zachodnim świecie, wraz ze sztuką wyłoniła się Sophonisba". Dramat ten (polski tytuł: Sofonisba), którego konstrukcja, jak się uważa, po raz pierwszy od czasów antycznych została stworzona w oparciu o klasyczne reguły tragedii grecko-rzymskiej, powstała po kilkunastu wiekach od tamtej epoki, dopiero w AD 1515 (włoski autor Gian Giorgio Trissino). Potwierdza to jeszcze na początku XX wieku szkocki literaturoznawca i historyk William Paton Ker: "Innymi słowy, mroki średniowiecza kończą się mniej więcej wtedy, gdy uczeni włoscy zaczynają odtwarzać formy poezji klasycznej w języku klasycznym. Sophonisba ... była jakby historyczna latarnią, wyznaczająca granice tego okresu" (W. P. Ker - "The Dark Ages", 1904). 

Jakże więc można wskazywać na kulturową ciągłość pomiędzy czasami rzymskimi, łacińskimi a romańsko-gotyckim średniowieczem, jak to obsesjonalnie czynią niektórzy historycy kultury ? W kulturze średniowiecza było tyle "łacińskości", ile wniosła do niej, bezpośrednio lub pośrednio, cywilizacja bizantyjska - depozytariusz europejskich tradycji antycznych.

Złotnictwo i tkactwo to dwie z wielu dziedzin sztuki i dwie z wielu gałęzi gospodarczych, które przybyły do Europy wczesnośredniowiecznej z Bizancjum i Bliskiego Wschodu. Nowe techniki jubilerskie, takie jak emalie i filigran, przynieśli ze sobą, sprowadzani na europejskie dwory królewskie, rzemieślnicy bizantyjscy. Wyroby w tych technikach, a także wytworne, złocone i haftowane tkaniny jedwabne, były też bezpośrednio sprowadzane ze świata bizantyjskiego i arabskiego.

Do najwspanialszych tkanin należy poniższy, tak zwany płaszcz koronacyjny cesarzy niemieckich (Krönungsmantel), będący głownym elementem tak zwanych Regalii cesarskich (Reichskleinodien). Jest to dzieło arabsko-bizantyjsko-normańskie, zamówione przez Rogera II, normańskiego króla Sycylii. Szata ta używana była przez całą historię - przytoczmy tę tyle majestatyczną co pompatyczną nazwę: Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego (łac. Sacrum Imperium Romanum Nationis Germaniae), do większości aktów koronacyjnych "cesarzy rzymskich", aż po wiek XIX (AD 1806).  

Płaszcz koronacyjny wykonano z jedwabiu, barwionego na czerwono korą azjatyckiego drzewa o nazwie brezylka sappan oraz larwami czerwca polskiegoZłote hafty przedstawiają dwa lwy w lustrzanym odbiciu, każdy zabijający wielbłąda. Pomiędzy lwami wznosi się stylizowana palma na wzór drzewa życia. Płaszcz waży jedenaście kilogramów. Niewykluczone, że barwnik czerwca, za pośrednictwem Waregów, docierał do Bizancjum z rejonu Grodów Czerwieńskich, których nazwa prawdopodobnie wywodziła się od tego cenionego owada. Więcej o czerwcu traktuję w artykule "Przedpiastowska Polska w handlu ze Wschodem".


Roger II był wytrawnym mecenasem sztuki i literatury. Na swoim dworze w Palermo zgromadził arabskich i bizantyjskich uczonych, poetów i rzemieślników. Nie wydaje się jednak uzasadnione, rozpowszechnione i ulubione przez wyznawców "łacińskości" twierdzenie, że zabytek wykonano w warsztacie królewskim w Palermo, Wyszyty napis kuficki, biegnący wokół rąbka szaty dedykuje ją królowi sycylijskiem i podaje islamską datę roczną 528 oraz miejsce wykonania w Palermo. Data islamska odpowiada w  kalendarzu chrześcijańskim AD 1133/1134. 

Jednakże, z uwagi na fakt, że tkacze jedwabiu po raz pierwszy przybyli z Bizancjum na Sycylię w 1147 roku, pojmani siłą podczas natarcia floty sycylijskiej na Grecję, należy raczej uznać, że szatę tą król Roger II sprowadził wcześniej bezpośrednio z Bizancjum, z już wykonaną dedykacją. W 1147 roku flota sycylijska dotarła do greckich Teb, gdzie wojska Rogera splądrowały fabryki jedwabiu i porwali żydowskich tkaczy adamaszku, brokatu i jedwabiu, zabierając ich do Palermo, gdzie stworzyli podstawy przemysłu jedwabniczego na Sycylii. Forma i przedstawienie ikonograficzne szaty koronacyjnej odzwierciedla różne wpływy kulturowe, które ukształtowały Sycylię w XII wieku: łacińskie, grecko-bizantyjskie i muzułmańskie. Tak więc "czysto łacińscy", za jakich się podawali, władcy Świętej Rzeszy Rzymskiej (Heiliges Römisches Reich), koronowali się w "barbarzyńskich" szatach. Historyczna łacińskość lub rzymskość Niemiec", to chyba najstarszy, dominujący do dziś w historiografii, fake news.

Historyk i archeolog francuski Arcisse de Caumont (1801-1873), wyznawca czystych ideałów rzymskich i łacińskich w kulturze, takie widział relacje pomiędzy opartymi na łacinie językami romańskimi i architekturą romańską: "Język romański jest zdegenerowanym językiem łacińskim, a architektura romańska jest zwyrodniałą architekturą rzymską". Rzymski wzorzec ideału cywilizacyjnego, jaki zdaniem Caumonta został "zdegenerowany" we wczesnym średniowieczu, nie był w istocie tak czystym i nieskażonym jeszcze w okresie potęgi Cesarstwa. Przez pierwsze dwa wieki język grecki był mową chrześcijan rzymskich, a berberyjski cesarz rzymski Septymiusz Sewerus (145-211 AD) mówił bardzo kiepską łaciną. Pałac cesarza rzymskiego Dioklecjana (244-316 AD) w Splicie (gdzie po abdykacji w AD 305 zamieszkał i tam zmarł) ściśle nawiązywał do architektury syryjskiej.

Obecne rozdzielanie przez niektórych historyków cezurą roku tysięcznego, zrodzonej w Bizancjum w VI wieku sztuki i architektury romańskiej na "skażoną" -"przedromańską" (do końca X wieku) i "czystą, łacińską" - "romańską" po tej dacie, jest zabiegiem sztucznym, ulubionym szufladkowaniem akademickim, nie mającym nic wspólnego z naturalną dla kultury i sztuki płynną ewolucją w czasie i w przestrzeni. W Polsce historycy sztuki, ignorując ówczesne tamtym czasom, wielokierunkowe prądy kulturowe, które wpływały na zastosowaną w poszczególnych zabytkach formę dzieła, "dla wygody" i "porządku" w swoich szufladkach, przyjmują zwykle rok 1038 za cezurę sztucznie oddzielającą sztukę przedromańską od romańskiej.

Oto jeszcze jeden przykład bizantyjskich korzeni w sztuce romańskiej we Francji - portal kościoła pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła (świętego w tradycji bizantyjskiej i łacińskiej), St-André-de-Sorède (francuska Katalonia), z XI-wiecznym tympanonem. Centralne miejsce zajmuje, wpisany w krzyż grecki, chrystogram, a poniżej przedstawienie Chrystusa błogosławiącego (Maiestas Domini), w otoczeniu aniołów i czterech apostołów.


Określenie "sztuka romańska" powstałe w analogii do języków romańskich, jest pojęciem umownym, w żadnym przypadku tożsamym ze "sztuką łacińską", tak jak nazwa "sztuka gotycka", chociaż nazwa pochodzi od Gotów, nie jest "sztuką gocką". Tak jak romanizm to nie latynizm, a koniak to nie koński winiak. XIX-wieczni historycy z Europy zachodniej po prostu przywłaszczyli sobie termin "romański" od językoznawców, którzy nieco wcześniej dokonali podziału języków świata na różne grupy, w tym na grupę języków romańskich, jako synonim języków łacińskich. Historycy sztuki - czy to ze ślepoty, bezmyślności, czy dla wygody, również w swojej dziedzinie uznali "łaciński" i "romański" za synonimy. 

Te oczywiste uproszczenia przyjmuje część naszych historyków, dla których sztuka romańska jest po prostu sztuką "łacińską", koniec, kropka. Sam kościół katolicki umieścił jednak bizantyjskich świętych Cyryla i Metodego, z uszeregowanego przez znawców okresu kultury przedromańskiej ("przedłacińskiej"?), wśród oficjalnych sześciu "Patronów Europy". Nadawanie dzisiaj stylowi romańskiemu cech wyłącznie "łacińskich", czy "europejskich", a tym bardziej przeciwstawianie go kulturze bizantyjskiej, jest daleko idącym uproszczeniem, antynaukowym pozbawianiem faktów ich różnorakich kontekstów, sprzyjającym dychotomii myślenia i jest wulgaryzacją, prymitywizacją historii kultury. W przewodniku po 850 kościołach przedromańskich i romańskich we Francji (jest ich w istocie około tysiąc), nie mając ideologicznych powodów, aby manipulować faktami, autor stwierdza obiektywnie i rzetelnie, że architektura tych budowli wynika z kulturowego amalgamatu antyczności z wpływami celtyckimi, barbarzyńskimi (nordyckimi), bizantyjskimi i islamskimi (André Verrassel "À la découverte de 850 églises romanes de France", 1985). Kiedy naszych historyków będzie stać na podobnie trzeźwy osąd?

Istnieje pewien paradoks w dorobku naszej historiografii. Z jednej strony uderzające jest ubóstwo źródeł historycznych opisujących budowle przedromańskie i romańskie i ich budowniczych, w trzech pierwszych wiekach istnienia państwa polskiego (koniec X - koniec XIII wieku), z pewnym wyjątkiem germanizującego się Śląska i Pomorza, gdzie źródła te są wyraźnie bogatsze i bardziej sumiennie odnotowane. Widoczny jest brak zainteresowania polskich kronikarzy opisem współczesnych im pomników kultury materialnej narodu, a także niewielka dbałość przez wieki naszej historii o zachowanie starych budowli następnym pokoleniom. Obiekty architektoniczne w swej zasadniczej bryle przedromańskie praktycznie w ogóle się do naszych czasów nie zachowały, a budowli romańskich, na tle krajów ościennych, jest też stosunkowo niewiele. Widomy brak historycznych dokumentów o tej architekturze i ubóstwo dziedzictwa materialnego z tej epoki kontrastuje z drugiej strony z niezwykłym przywiązaniem historyków architektury i sztuki do naciągania pod "łacińskość" - bez dostatecznych dowodów lub wbrew tym dowodom, praktycznie wszystkich z zachowanych, stosunkowo skromnych resztek budownictwa przedgotyckiego w Polsce.

Ten brak zainteresowania przez starszych i nowszych kronikarzy i historyków bliższym opisem towarzyszących ich czasom dzieł architektury i sztuki w Polsce dobrze określił Cyprian Norwid: "Ślad wszystkich słowa epok i wielu tajników pozostawa i snowa się ... I tych pomników nieczytelnych ... lub, jaśniej powiem, nieczytanych, lub jeszcze jaśniej rzeknę: tych niedomniemanych, sporo jest dotąd, lubo i te coraz bledną ..." (Cyprian K. Norwid - "Rzecz o wolności słowa", Paryż 1869).

W odróżnieniu od Polski, nasi najbliżsi i dalsi sąsiedzi zachowali znacznie więcej zabytków najstarszej architektury murowanej, a także źródeł historycznych ją opisującej. Przykładowo z kroniki zakonnika Rudolfa Glabera (985-1047) "Rodulfi Glabri Historiarum Libri Quinque", wiemy o konsekracji w maju 1000 roku, ufundowanego przez księcia andegaweńskiego Fulko III Czarnego, kościoła benedyktyńskiego w Beaulieu-lès-Loches w dolinie Loary, którego  zwieńczenie sklepienia było drewniane (laquearibus).

Podobne sklepienia, nawet z widoczną od wnętrza kościoła więźbą dachową, były dość często stosowane w najstarszych kościołach romańskich, w tym w pierwszej bazylice św. Piotra w Rzymie. Najważniejsza świątynia katolicka na świecie - bazylika św. Piotra w Watykanie, powstała z inicjatywy i można by rzec na "odchodne", przez cesarza Konstantyna I Wielkiego. W AD 319 rozpoczęto burzenie rzymskiej budowli, tak zwanego Circus Vaticanus (cyrku zbudowanego przez cesarza Kaligulę), na którego miejscu w latach 322-326 powstała chrześcijańska bazylika, całkowicie przebudowana dopiero w XVI wieku. W trakcie jej budowy cesarz Konstantyn I przedstawia w AD 324 projekt nowego miasta o nazwie Constantinopolis, które zbuduje w zaledwie sześć lat, aby przenieść do niego stolicę cesarstwa w AD 330. Od tego cesarza i od Konstantynopola rozpoczęła się, znaczona budową licznych kościołów pod wpływem architektury bizantyjskiej ekspansja chrześcijaństwa, tak w Europie zachodniej jak i wschodniej.


Oto powyżej, jak sobie wyobrażał koronację Karola Wielkiego w bazylice watykańskiej 25 grudnia 800 roku żyjący pod koniec XV wieku Jean Fouquet. To dzieło malarskie jest cennym zabytkiem historycznym, ukazującym wnętrze oryginalnej bazyliki św. Piotra przed jej zburzeniem w 1505 roku przez papieża Juliusza II. Widoczna jest otwarta więźba dachowa, mury z rzymskimi motywami architektonicznymi oraz dodanymi w kolejnych wiekach bizantyjskimi, a nawet gotyckimi (stroje postaci są już renesansowe). Jako Pomorzaninowi wypada mi wspomnieć, że takie oto wnętrze starej bazyliki watykańskiej oglądał książę pomorski Bogusław X, w czasie jego pobytu w Rzymie na przełomie lat 1497/1498. Wtedy to papież Aleksander VI wręczył księciu Pomorza miecz z wygrawerowanym napisem: "Bogislao - Pontifex Alexander sextus Romae Anno 1497".

W Anglii synonimem stylu romańskiego jest tamtejsza architektura normańska. Nieprzypadkowo - styl ten przynieśli na wyspy potomkowie Wikingów z Normandii. William Zdobywca zatrudnił przy budowie słynnej Twierdzy Londyńskiej (Tower of London) normańskiego architekta Gundulfa, przyszłego budowniczego katedry i biskupa Rochester. Kremowo-żółty kamień wapienny (tzw. kamień z Caen) do wykładania wnętrz twierdzy Gundulf sprowadzał w latach 1070-tych morzem z Normandii. Także inne "flagowe" pomniki architektury w Wielkiej Brytanii, jak katedra w Canterbury czy opactwo Westminster budowane były przez Normanów w tym samym okresie z częściowym użyciem kamienia z Caen. Daje to pojęcie, jak solidnych już pod koniec XI wieku statków używano do transportu tak znacznej ilości budulca przez Kanał La Manche!

Ale to jeszcze nic - gdy porównamy odległość, jaka dzieliła Durham od Caen, kiedy inny normański architekt, opat klasztoru benedyktyńskiego Saint-Vincent w Mans (Francja) i przyszły biskup katedry w Durham - William z Saint-Calais, postanawia przy budowie tej katedry wykorzystać francuski wapień z Caen. Nie można tutaj nie wyrazić zdumienia i podziwu, że na przełomie XI/XII wieku Normanie dysponowali świetnie rozwiniętym transportem - tak morskim, jak i lądowym, że byli w stanie przetransportować morzem i lądem na odległość ponad tysiąca kilometrów zapewne co najmniej kilkanaście, jeżeli nie kilkadziesiąt tysięcy ton kamienia! Do tego celu służyły im statki o ładowności 60 ton (i być może więcej). Tej wielkości był odkryty w 1981 roku w Hedeby wrak statku "Haithabu 3", datowany dendrologicznie na rok około 1025.

Ilość nie powinna wydawać się przesadzona, biorąc pod uwagę wielkość tej katedry (długość wewnętrzna 143 metry, szerokość/wysokość nawy odpowiednio 25/22 metry). Jeżeli ją porównamy ze zbudowaną w 1990 katedrą w Waszyngtonie o długości całkowitej 160 metrów, do budowy której użyto około 150.000 ton kamienia, to kamień zużyty na budowę katedry w Durham  może mieć ciężar co najmniej stu tysięcy ton. Z uwagi jednak, że jurajski wapień z Caen był ceniony ze względu na jego walory estetyczne bardziej, niż na właściwości konstrukcyjne, był on wykorzystywany w Anglii przez Normanów do obkładania ścian i kolumn nośnych, zbudowanych z trwalszego surowca - stąd jego mniejszy udział w całości budowli. Wapień ten był bowiem niezbyt wytrzymałym budulcem, o ciężarze właściwym tylko około 2.3 tony na metr sześcienny i odporności na ściskanie 40 MPa (dane z nieczynnych dzisiaj miejsc kopalnych w Normandii).

Spróbujmy zrekonstruować niezbędny czas i tonaż okrętowy dla realizacji transportu normandzkiego kamienia do Durham. Przyjmując, iż pochodzący z Caen, a zawarty w murach katedry Durham budulec ważył 15 tysięcy ton, jego transport morzem wymagał na trasie około 500 mil morskich wykonania 500 rejsów okrężnych statkiem o ładowności 30 ton. Łączny, dla wykonania tej pracy, pokonany przez statki dystans, wyniósłby aż pół miliona mil morskich, czyli  bez mała milion kilometrów (926.000)! Hipotetyczny statek, a raczej wiele takich statków, wykonujących równoległe podróże między Normandią i Durham (w tym 50 mil w górę rzeki Wear), biorąc pod uwagę znane wraki wikińskich i post-wikińskich statków towarowych z XII wieku (Roskilde 4, Lynæs 1, Lynæs 2, Karschau, Skanör), mógł mieć około 20 metrów długości, 6 metrów szerokości i wyporność całkowitą (brutto) około 40 ton. Można przypuszczać, że praca ta została wykonana w okresie 5-10 lat, a raczej sezonów żeglugowych, każdy trwający około pół roku. Podróż okrężna trwała około miesiąca, zatem każdy statek wykonał w roku sześć przewozów.  W okresie pięcioletnim potrzebne byłoby około 17 statków o powyższych parametrach, w okresie 10-letnim dwa razy mniej.


Pamiętajmy, że Normanowie zbudowali w Anglii, tylko w ciągu XI wieku, aż 15 imponujących katedr (nie liczymy pomniejszych kościołów, zamków i innych świeckich, wielkich budowli). Oto one (źródło: Almost History). Można powiedzieć, że w XI wieku, dzięki przybyszom z Normandii, Anglia dokonała jednego z największych w swojej historii przełomów cywilizacyjnych.

Wielu historyków, zwłaszcza anglosaskich, banalizuje kulturowy przełom, jaki dokonał się w Anglii za pośrednictwem najeźdźców z Normandii. Tak popularna w Polsce książka historyka Paula Zumthora "Wilhelm Zdobywca", nie jest w żadnym wypadku biografią tego władcy - jak jest traktowana nawet wśród historyków, ale zbeletryzowaną opowieścią, z elementami zmyślonej przez autora fabuły, czyli konfabulacji. Mieszanie faktów z fałszem zaczyna coraz bardziej być intencjonalnie przemycane do literatury popularno-naukowej i to nie głównie - jakby się zdawało, przez historyków-amatorów, ale przez tak zwane "autorytety". W jaki sposób niedoinformowany czytelnik, w tego rodzaju książkach, podpartych "wyznaczonym" autorytetem, ma odróżnić fakty historyczne od wplatań fikcyjnych? 

Nie dziwię się jednej z czytelniczek, która wyznaje: "Kolejna książka przy której poległam (Paul Zumthor 'Wilhelm Zdobywca')... Jednak czy to, że nie dokończyliśmy danej lektury powinno wzbudzać w nas poczucie winy? Weźmy na przykład którego z porzuconych przeze mnie klasyków: "Ulissesa" Jamesa Joyce'a, czy "Dzieci północy" Salmana Rushdie - mimo najlepszych chęci i świadomości rangi tych tytułów nie udało mi się ich skończyć i wiem, że do nich nie wrócę" ("Niedokończone lektury", 2009). "Rangę" tytułom i osobom, wbrew rozsądkowi, coraz częściej nadają kontrolowane przez polityków i korporacje media. Lansowani przez nie, nominowani już jako "klasycy", James Joyce czy Salman Rushdie, to przedstawiciele zalewającej świat "kultury rynsztokowej", czyli antykultury.

Jak już wspomniałem, termin "romański" powstał w architekturze dopiero w XIX wieku. W Szwecji terminu tego użył po raz pierwszy w 1836 roku tamtejszy historyk, architekt i archeolog, Carl Brunius, w odniesieniu do katedry w Lund. Wcześniej używano innych określeń, na przykład "styl przedgotycki", "styl bizantyjski", "styl z okrągłymi łukami". Potwierdził to współczesny szwedzki historyk, Jes Wienberg ("Middelalderen og kirkerne i Danmark", 1993), który stwierdził: "Ale także tutaj, w krajach nordyckich, można użyć zupełnie innych terminów. Romański mógł być zwany także stylem okrągłego łuku lub stylem bizantyjskim" (Men også her i Norden kunne helt andre begreber blive brugt. Det romanske kunne også kaldes rundbuestil eller byzantinsk stil.). 

To w dobie rodzących się w XIX wieku nacjonalizmów rozpoczęła się między włoskimi i francuskimi historykami dyskusja, a właściwie mniej naukowa, a bardziej polityczna "przepychanka", czy romanizm narodził się we Francji, czy w Italii - bo inne miejsca z góry wykluczono. 
 
Bizancjum - stała inspiracja i źródło dla rozwoju idei "romańskich" w sztuce, jako organizm polityczny w niebycie, nie miał wtedy w wielu kręgach historyków i nie ma wśród nich do dziś, "prawa do obrony". Od XIX wieku do dziś, w niektórych, podszytych szowinistycznym europocentryzmem kręgach europejskich historyków, zwłaszcza wśród krajów o tradycji kolonialnej, postępuje proceder przywłaszczania elementów kultury bizantyjskiej (a także innych kultur), bądź jak swojej, narodowej, bądź co najmniej jako łacińskiej, zachodniej. Tą fałszywą narrację wspierały od wieków te kraje regularnym okradaniem słabszych politycznie państw, ale o wyższej w historii kulturze materialnej, z ich własnych, narodowych zabytków.

Według ocen historyków gospodarczych, na początku XI wieku Konstantynopol liczył (wszystkie liczby są przybliżone) 500 tysięcy mieszkańców, podczas gdy największe metropolie zachodniej Europy: Regensburg 40.000, Moguncja i Rzym po 30.000, Londyn 20-25.000, a Paryż 20.000 mieszkańców. Dodajmy, że na ziemiach dzisiejszej Italii to nie Rzym był wówczas największym miastem, ale będące we władaniu arabskim, a wcześniej bizantyjskim, Palermo, którego liczba mieszkańców była według jednych ocen (Stephan R. Epstein) 60.000, według innych (Paul Bairoch) - nawet 350.000. Te liczby mówią więcej, niż tysiące powstałych w Europie woluminów, głoszących dominację cywilizacyjną karolińskiego Zachodu nad Wschodem. Rzućmy okiem na plan Konstantynopola, wykreślony przez włoskiego kartografa Cristoforo Buondelmonti w AD 1422.

Kiedy w AD 1088 powstawał w Bolonii pierwszy europejski uniwersytet, uniwersytet w Konstantynopolu działał już 663 lata, to jest dłużej, niż Uniwersytet Jagielloński od założenia go w AD 1364 do dnia dzisiejszego.  Największa biblioteka świata antycznego znajdowała się w egipskiej Aleksandrii, która posiadała w zbiorach około 490.000 manuskryptów. Historyk Ammianus Marcellinus pisał około AD 378, że w wyniku napaści rzymskiego cesarza, którego nazwał "dyktatorem Cezarem" w bibliotece w Aleksandrii (Serapeum) spłonęło 70.000 ksiąg (papirusowych zwojów).

Pod koniec V wieku Imperialna Biblioteka w Konstantynopolu liczyła 120.000 woluminów. Nieznany jest w Europie żaden zbiór biblioteczny z okresu średniowiecza, który by nawet zbliżał się do zasobów bizantyjskich. Założona w Chinach w okresie dynastii Ming (XVI wiek) biblioteka liczyła do XIX wieku 70.000 tomów, kiedy to znaczna ich część została rozkradziona przez Anglików. Od czasów antycznych aż do początków drugiego tysiąclecia centra intelektualne i duchowe, z których czerpała Europa, znajdowały się na obrzeżach Europy lub poza geograficznymi granicami tego kontynentu - najpierw w Aleksandrii (w czasach Cesarstwa Rzymskiego), później w Konstantynopolu (w czasach Cesarstwa Niemieckiego).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz