07 października 2016

Zabytki obrządku wschodniego w polskim Kościele

Rezygnacja ze wschodniego obrządku w polskim kościele nie była na początku chyba zbyt pryncypialna, bowiem arabski podróżnik al-Idrisi (Edrisi) jeszcze w połowie XII wieku w swojej "Księdze Rogera" widział nasz kraj pełnym "uczonych greckich", a więc zapewne skupionych w klasztorach, czyli poza oficjalną hierarchią Kościoła mnichów rusko-bizantyjskich. Jeszcze do XVI wieku trzy najważniejsze słowa w religii katolickiej w Polsce, czyli "Bóg", "kościół" i "ksiądz" wymawiane były przez lud i w najstarszych pomnikach języka polskiego (m.in. Bogurodzica, Psałterz Floriański, Psałterz Puławski) w języku starocerkiewno-słowiańskim: jako "Gospodzin", "cerkiew" i "pop", a zawołanie z kościoła bizantyjskiego "Kyrie eleison", zawarte też w słowach pieśni "Bogurodzica", wymawiane było w katolickiej liturgii w polskich kościołach jeszcze pół wieku temu. W Kościele unickim, zwanym dzisiaj Kościołem katolickim obrządku bizantyjsko-ukraińskiego, jeszcze do 1774 roku - do chwili wydanego przez cesarzową Marię Teresę zakazu, używano w Galicji słowa "pop" na określenie księdza tego kościoła. 

Starosłowiański "pop" - ksiądz i łaciński "papa" - papież, mają tą samą, grecką etymologię, wywodzącą się od starogreckiego  πάππας (páppas) - ojciec, w sensie ojciec duchowy, później ksiądz, biskup, a w szczególności, do III wieku n.e. - patriarcha (biskup) Aleksandrii, później również patriarcha Jerozolimy, Konstantynopola, Antiochii oraz Rzymu. Patriarcha, jako synonim biskupa, pochodzi od starogreckiego πατριάρχης (patriarchēs) - głowa, ojciec rodziny. Patriarcha to słowo złożone z dwóch słów  - πατρία (patria) - rodzina i ἄρχειν (archein) - rządzić.

Zrodzony w Bizancjum ruch monastyczny stał się głównym nośnikiem przekazu cywilizacyjnego, który pozwolił Europie wydźwignąć się z zapaści kulturowej po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Z nim przyszedł między innymi do Polski tak bardzo celebrowany u nas kult maryjny, o którym piszę w artykule "Bizantyjskie źródła kultu maryjnego". Europejscy mistrzowie zdołali dorównać najwyższemu kunsztowi sztuki bizantyjskiej dopiero w dobie gotyku, a więc po ponad pół tysiącu lat "terminowania". 

Niech ta z boku ilustracja VI-wiecznego, najstarszego znanego na świecie, wizerunku Matki Boskiej z Dzieciątkiem (fragment ikony), z najstarszego w świecie chrześcijańskim klasztoru św. Katarzyny na Synaju w Egipcie, będzie przykładem artystycznego poziomu w Cesarstwie Bizantyjskim, w którym zrodziła się tak zwana hodegetria - ikonograficzne przedstawienie Matki Boskiej z Dzieciątkiem, na długo zanim dotarło ono do świątyń Europy karolińskiej i ottońskiej.

Oddziaływanie kościoła wschodniego w XII wieku sięgało nie tylko Polski, ale i Skandynawii, a zwłaszcza Gotlandii. Rusko-bizantyjskie wpływy kulturowe widoczne są na malowidłach na płytach drewnianych, wykonanych w okresie AD 1125-1150, jakie zachowały się w kościołach w Dalhem, Eke i Sundre na tej wyspie. Nieco młodsze są wschodnie polichromie z gotlandzkich kościołów w Garda (około AD 1160) i w Källunge (około AD 1190), a także w duńskich kościołach w Vä, Måløv, Jørlunde, czy Sæby. Z przełomu XI/XII wieku datowany jest bizantyjski w formie relief na desce z fragmentem sceny Sądu Ostatecznego, pochodzący z katedry w Hólar, na Islandii. Badacze Per Beskow i Reinhart Staats w pracy "Nordens kristnande i europeiskt perspektiv. Tre uppsatser", 1994, potwierdzają, że pozostałości bizantyjskiej liturgii przetrwały w Szwecji po epoce Wikingów.

Powróćmy tutaj na krótko do teorii głoszonej przez Marka Derwicha, o czym wspomniałem w artykule "Słowiańskie klasztory benedyktyńskie". Ten specjalizujący się w polskim monastycyzmie badacz, nie widzi w początkach chrześcijaństwa w Polsce "czytelnych śladów wpływów na naszych ziemiach mnichów obrządku wschodniego" ["Monastycyzm benedyktyński w średniowiecznej Europie i w Polsce", 1998]. Pisane, które można przeczytać, a więc "czytelne" dzieło al-Idrisiego jako źródło historyczne, a także dowody archeologiczne, m.in. z Łyśca i Wiślicy, potwierdzają rusko-bizantyjski charakter najstarszych tam budowli i wskazują na słowiańsko-bizantyjską wspólnotę kościelną w Polsce.

Nie odczytując "śladów wpływów na naszych ziemiach mnichów obrządku wschodniego" w cytowanej wyżej publikacji M. Derwich wnioskował w ten sposób, że pierwsze polskie zakony musiały zostać zbudowane - jeżeli nie ze Wschodu, to przez mnichów z Zachodu. Jednakże w artykule "Les Bénédictins polonais et Cluny légende et réalité" z międzynarodowego kolokwium "Construction d'un imaginaire collectif européen: Du Moyen Age aux débuts des Lumières, Allemagne, France, Pologne", na KUL w Lublinie w 2012 roku, nie był w stanie tego potwierdzić, bowiem powołując się na "źródło z 1472 roku" przyznał iż "Informacja ta ma ogromne znaczenie dla historii zakonu benedyktyńskiego w Polsce, ponieważ jest ona niemal jedyną, która mówi o kontaktach benedyktynów polskich z tymi z Zachodu" (Cette information a une grande importance pour l'histoire des bénédictins en Pologne, parce qu'elle est presque la seule à parler des contacts entre les bénédictins polonais et ceux de l'Occident). A więc znawca ten wcześniej rozstrzygnął o nieobecności w polskim monastycyzmie XI wieku mnichów ze Wschodu, ale potwierdzenie obecności mnichów z Zachodu znalazł dopiero w źródle z końca XV wieku.

M. Derwich ["Les Bénédictins de Mont-Chauve (Łysiec) et la ville de Nowa Słupia", 2013],  jest zresztą zdania, bez specjalnego uzasadnienia tego, że zanim na Łyścu powstał klasztor, nie było tam żadnego miejsca kultu pogańskiego - jak sądzi większość historyków, a sam klasztor został wzniesiony nie za Bolesława Chrobrego, jak pisał Jan Długosz, ale dopiero na początku XII wieku. Jego zdaniem do tego czasu szczyt tej góry był miejscem schronienia ludności z okolicznych osad w chwilach zagrożenia napadem ("pour moi, c'est le vestige du refuge qui, en cas de danger, abritait les habitants des environs").

Jest to dość kuriozalna teoria, jeżeli zważy się, że w sytuacji zagrożenia - kiedy czas jest "na wagę złota", okoliczna ludność, w tym kobiety, dzieci, starcy i chorzy, wraz z równie ważnym dobytkiem żywym (woły, trzoda chlewna itd.) miałaby w pośpiechu i ze zwiększonym wysiłkiem wspinać się na szczyt góry, uwzględniając że od strony najłagodniejszego, od strony południowo-zachodniej, nachylenia jej stoku na jej ostatnim, trzykilometrowym odcinku należałoby pokonać różnicę wzniesień około 250 metrów. Góra Łysiec nie byłaby zatem łatwo i szybko dostępnym schronieniem, co jest ważną cechą miejsca refugialnego. O Łyścu wspominam w artykule "Słowiańskie klasztory benedyktyńskie".

Popatrzmy jeszcze na widoczne w iluminacji Psałterza Floriańskiego orientalne, a konkretnie bizantyjskie wpływy w tym ważnym pomniku najstarszej literatury polskiej: wizerunek małpy (z rodziny makakowatych), egzotycznego ptaka (z rodziny papug wschodnich) i złocone południowe motywy roślinne (foliały 51r, 16v).


Pewne elementy stylistyczne i językowe we wspomnianej wcześniej pieśni "Bogurodzica", jak na przykład pierwsze jej słowa "Bogu rodzicza dzewicza, Bogiem slawena Maria", są reliktami języka starocerkiewnego, co wskazywałoby że jej oryginalne pochodzenie (w następnych wiekach spolszczone) może być zbliżone wiekiem, a być może i genezą, do czeskiej najstarszej pieśni "Hospodine pomiluj ny", powstałej na przełomie X/XI wieku. Jej starosłowiańska treść (w czeskiej transkrypcji) jest następująca, z polskim tłumaczeniem:

Hospodine, pomiluj ny!                                Panie, zmiłuj się nad nami!
Jezukriste, pomiluj ny!                                Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Ty, spase všeho mira,                                 Ty, Zbawicielu wszelkiego pokoju,
spasiž ny i uslyšiž,                                       ratuj nas i usłysz,
Hospodine, hlasy našě!                               Panie, to głosy nasze!
Daj nám všěm, Hospodine,                         Daj nam wszystkim, Panie,
žizn a mír v zemi!                                        obfitość i pokój na ziemi!
Krleš! Krleš! Krleš!                                      Kyrie eleison, kyrie eleison, kyrie eleison!

Przejęte z języka starocerkiewno-słowiańskiego greckie zawołanie "Kyrie eleison" (pol. "Boże, zmiłuj się nad nami!"), występuje w formie zniekształconej, skróconej, ludowej. Nie podobało się to uczonemu kanonikowi Kosmasowi z Pragi, który w swojej kronice odnotował: "..., a prosty i ignorancki lud wołał Krlessu".

W średniowiecznej polskiej mowie słowa "rodziczka", "rodzica" oznaczały rodzicielkę, czyli matkę. Biorąc pod uwagę zawarte w "Bogurodzicy" dalsze starosłowiańskie wyrażenia, takie jak "Bożyc" (syn Boga), "Gospodzin" (Pan, Bóg) i "szli ... w raj", możliwe jest jednak, że i ta wcześniejsza czeska pieśń powstała jako echo IX-wiecznej bizantyjskiej misji chrystianizacyjnej Cyryla i Metodego na Morawach.

Wyjaśnijmy, że cytowane z "Bogurodzicy" słowa "Bogiem sławiena" budzą kontrowersje interpretacyjne - czy chodzi o "sławiona przez Boga", czy "głoszona Bogiem", czy "błogosławiona", a może "osławiona Bogiem". W języku starocerkiewnym "błagosławić", a w staropolskim "sławić" oznaczało "chwalić, dobrze o kimś/czymś mówić, rozpowiadać". Opowiadało to, jak twierdzi Aleksander Brückner w swoim "Słowniku etymologicznym języka polskiego", greckiemu słowu "eulogein". Jego alternatywną, staropolską formą było słowo "bogosławić", utrzymującą się do XVI wieku. Z uwagi na fakt, że najstarsza kopia (odpis) "Bogurodzicy" pochodzi z początku XV wieku, a zaginiony oryginał mógł być co najmniej o stulecie starszy, należy liczyć się z tym, że pieśń ta pierwotnie spolszczona, zaczynała się słowami : "Boga rodzica dziewica, Bogiem sławiona Maryja". 

Iłarion (Hilarion), metropolita kijowski i Wszechrusi (tytuł ustanowiony przez patriarchę bizantyjskiego w 988 roku) w XI-wiecznym, spisanym na pergaminowym zwoju, "Słowie o zakonie i łasce", tak wychwala księcia Włodzimierza I Wielkiego, świętego kościoła ortodoksyjnego i katolickiego, założyciela kościoła chrześcijańskiego na Rusi [moje podkreślenie]: "Twoim dobrym świadectwem pobożności, o błogosławiony, jest święty kościół Najświętszej Maryi Panny Bogarodzicy, który wzniosłeś na prawosławnym fundamencie i gdzie nadal spoczywa Twoje odważne ciało, czekające na trąbę Archanioła". Jest w tym tekście nawiązanie do Pierwszego Listu do Tesaloniczan (1 Tes 4,16): "Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos Archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi".

Oto poniżej dwa pierwsze wersety "Bogurodzicy" wraz z zapisem nutowym, z datowanej na 1408 rok najstarszej znanej kopii (w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej).


W "Statucie Wiślickim" z 1347 roku zachowało się wiele innych słów, wspólnych dla języka staroruskiego i staropolskiego (kursywą) , na przykład: czestnie - uczciwie, dzirżeć - trzymać, pirzwy - pierwszy, wtory - drugi, pośledni - ostatni, na lubość - chętnie, licowy - twarzowy, imieć - mieć, niekaki - pewien, jigracz - gracz, winowaty - winny, tobola - torba. Podobnego rodzaju słowa zawarte są w innych, najstarszych pomnikach języka polskiego, czego przykłady podałem w artykule "Polanie wielkopolscy znad Dniepru".

Z jednego z rękopisów z około 1410 roku, jaki przytacza Teresa Michałowska w swoim dziele "Średniowiecze" (2006), niestety bez jego bliższej identyfikacji, autorka przywołuje fragment modlitwy w języku polskim: "Wierzę w Ducha Świętego, (...) świętą Cyrkiew krześcijańską ...".

W innych, przytoczonych tam polskich pomnikach językowych z przełomu XIV/XV wieku zachowały się dalsze, bardzo liczne, ślady języka starocerkiewnego (w większości tamże nie objaśnione), na przykład chocesz - chcesz, greszny - grzeszny, otcze - ojcze, sierca - serca, kaźnia - przykazanie, macierz - matka, krasny - piękny, we wszem - w całym, mać - matka, k nam - do nas, k tobie - do ciebie, wiesiele - wesoło, wszego - całego, wlity - połączony, spasny - zbawczy, Gospodzina - Pana Boga, mirne - pokojowe, bydlenie - życie, pienie - śpiew, kakoć - jakoś, lubo - chętnie, krasą - pięknością, cudności - cudowności, wsza - cała, wysłusza - wysłucha, bydła - żywota, soczyli - osądzali, lice - twarz, zabieżała - przybiegła, piejcie - śpiewajcie, szłapienie - stopnie (schodów), piacz - pięć, duszne - duchowe, wiesielcie - weselcie, woniająca - pachnąca, wielmi - bardzo, krystowo - chrystusowe, śćkło - szkło, wtore - drugie, przybieżeli - przybyli biegiem, żenie - żonie, k matce - do matki, nie lza - nie można, świetską - świecką, sławiena - chwalona, budu - będę, wysłuszona - wysłuchana, Gospodna - Pana Boga, zwony - dzwony, zwonić - dzwonić, wieliki - wielki, czist - czysty, torłop - kobiece futro, maciora - matka.

Autorka, widocznie przez niezrozumienie słów, zaopatruje wykrzyknikami następujące tytuły pieśni z tak zwanego "Kancjonału Przeworszczyka" z 1435 roku: "Zdrawa [!] Gospodze milasty [!]", "Na wsze [!] nadzieio przemieła [!]". Są to ewidentne ślady po języku starocerkiewnym, w pierwszym przypadku oznaczającym dzisiaj błaganie: "Zdrowia, Panie Boże litościwy", w drugim "Na wszystkich nadzieja przeszła". Określenie "Przeworszczyk" na mieszkańca Przeworska jest również pozostałością po tymże języku.

Ale nie tylko zabytki słowiańskiego piśmiennictwa były niszczone, a dzisiaj nierozpoznawane, ale zabytki wschodniosłowiańskiej sztuki, będącej pod wpływami bizantyjskimi stopniowo i systematycznie rugowano z przestrzeni publicznej, a zwłaszcza z sakralnej. Przykładem tego jest decyzja kanoników kościoła katedralnego w Sandomierzu z 1713 roku, aby "Malowidła sklepienne chóru mniejszego pokryte grecką malaturą przez Kazimierza Wielkiego dostosować do sklepienia w nawie i obielić" (Andrzej Wyrzykowski, 1934 - "Zabytkowe freski w prezbiterium katedry sandomierskiej"). Te ostatnie fragmenty fresków bizantyjsko-ruskich, przetrwałych od czasów Kazimierza Wielkiego usunięto i pokryto nowymi tynkami z polichromią barokową.  W dzisiejszej katedrze udało się odtworzyć freski ruskie, powstałe póżniej, w okresie panowania dynastii Jagiellonów. Oto fragment jednego z tych fresków - procesja liturgiczna aniołów (źródło: Gość Niedzielny).


Zastanawiająca jest wątła argumentacja tych polskich historyków, którzy wykluczają bezpośrednią obecność w Polsce we wczesnym średniowieczu liturgii słowiańskiej. Do nich należy między innymi wspomniana Teresa Michałowska. Uważa ona, że słowo "Bogurodzica" zostało przeniesione do dawnej polszczyzny od Czechów, a ci zapożyczyli je z języka starocerkiewno-słowiańskiego. Jej wywód, mimo że po czesku Bóg to Boh, a więc powinna być "Bohorodzica" - słowo nieznane w historii języka czeskiego (mogło być znane wówczas na ziemi halicko-wołyńskiej), przewrotnie opiera się na podobieństwach między czeskim imieniem Bohumil a polskim Bogumił. Autorka zapomina wyjaśnić, dlaczego w treści hymnu jest wiele słów z języka starocerkiewnego (sławiena, Bożyc, Gospodzin ...). Nie podejmuje się także rozwikłania, skąd w języku staropolskim "wzięło się" takie słowo jak "cerkiew", oraz te które sama przytacza w swojej pracy i setki innych zawartych w najstarszej polszczyźnie, wywodzących się bezpośrednio z języka starosłowiańskiego, a które nie przeszły do języka czeskiego. Zupełnie błędne jest jej przypisywanie słowa "maciora", jakoby wywodzące się "od staroczeskiego matera".  W staropolskim "maciora" oznaczało "matka" i wywodziło się, tak jak staroczeskie "matera" od starosłowiańskiego "mać", a te - obok germańskich i romańskich odpowiedników (np. łac. mater), z praindoeuropejskiego "*méh₂tēr".

Posługiwanie się "pośrednictwem czeskim" w wykształceniu się z języka starosłowiańskiego języka polskiego jest typowym, powszechnym wręcz zabiegiem, stosowanym przez historyków naszego języka. Z uwagi na nieustanne wypieranie się przez większość naszych badaczy - wbrew źródłom historycznym, istnienia w polskim dziedzictwie kulturowym istnienia także wschodnio-słowiańskich i rusko-wareskich korzeni, należy uznać pogląd o czeskich źródłach języka staropolskiego za akademicki przykład tak zwanego skrzywienia konfirmacyjnego. Jest to błąd poznawczy wynikający z poszukiwania, przywoływania i interpretowania tylko tych przekazów, które potwierdzają wcześniej przyjęte założenia i hipotezy. Mówiłem już o tym w artykule "Krzywe zwierciadło historyków".

W tym miejscu pozwolę sobie tylko zauważyć, że oba języki - polski i czeski, rodziły się z języka starosłowiańskiego - tak jak nasze państwa, w zbliżonym czasie i rozwijały się równolegle. Inna sprawa - paradoksalna i zagadkowa to fakt, że będące w ścisłym związkiem kulturowym z Cesarstwem Czechy potrafiły "obronić" i zachować do dzisiaj więcej własnych, pradawnych pomników językowych, niż my - pozostający poza cesarstwem niemieckim.

Już w okresie rozdziału kościoła chrześcijańskiego na ryt ortodoksyjny (dawny) i łaciński (nowy) z końcem XI wieku, klasztor benedyktyński w austriackim Lambach, a więc bardziej na zachód położony, niż jakikolwiek klasztor polski, utrwalił we freskach z tego okresu sceny biblijne (zachowało się 23) przedstawione według typowo bizantyjskiej idei ikonograficznej. Oto poniżej jedna z tych scen, przedstawiająca króla Heroda na łożu śmierci.


Herod spoczywa na charakterystycznym dla greckiej tradycji łożu, zwanym kline (gr. κλίνη) - wymienionym kilkakrotnie w Nowym Testamencie, oznaczającym zarówno łóżko jak i stół. W antycznej Grecji (później w Rzymie) mebel ten służył nie tylko do spoczynku, ale i do spożywania na nim jedzenia. Cała kompozycja sceny przedstawia świat bizantyjski - architektura, ubiory, fryzury, rysy twarzy, kolorystyka.
 
Łoże w podobnym stylu bizantyjskim przedstawione jest na jednej ze scen Sądu Ostatecznego, jakie zachowały się na XIII-wiecznych freskach w kaplicy południowej kościoła benedyktyńskiego (obecnie Bazylika Zwiastowania NMP) w Czerwińsku nad Wisłą.

Oto scena śmierci Matki Bożej, zwanej w kościele ortodoksyjnym "Zaśnięciem" (gr. Koimesis - Κοιμήσης). Jest to X-wieczna, bizantyjska płaskorzeźba, wykonana w steatycie, ze śladami złocenia. Oryginał znajduje się w zbiorach Kunsthistorisches Museum w Wiedniu. Przedstawiająć sceny śmierci, późniejsza sztuka zachodnioeuropejska często czerpała z tych bizantyjskich motywów ikonograficznych.


W kontekście systematycznego tuszowania tradycji kościoła wschodniego w Polsce przez naszych historyków (piszę o tym w artykule "Zacierane tradycje bizantyjskie") nie dziwi fakt, że aktualnie dominuje w polskiej historiografii hipoteza - zbudowana na podstawie struktury sekwencyjnej pieśni "Bogurodzica", o jej zachodnioeuropejskich źródłach. I znowu, jak w wielu innych zabytkach, o których tu po części piszemy, "łacińskości" doszukują się ci badacze nie w treści czyli w istocie dzieła, ale w mniej ważnej formie, czyli kształcie morfologicznym kompozycji. Forma ta nie jest przy tym znana z oryginału, lecz skompilowana z wielu zachowanych odpisów, o różnej zawartości tekstowej. Zestawiona z teologiczną, liturgiczną, ikonograficzną i literacką tradycją wschodniego chrześcijaństwa, także przecież dla zainteresowanych "czytelną",  treść tego dzieła nie da się jednakże wyrwać z widocznych korzeni bizantyjsko-słowiańskich. A te, zanim dotarły do Polski - wyrastały na Rusi i na Morawach, a także - w formie (ale nie w treści) mniej lub bardziej "zokcydentalizowanej" i w okresach późniejszych, docierały do nas z Europy postkarolińskiej.

Karkołomnym zabiegom naszych "łacinników", usiłującym przybliżyć, a może nawet utożsamić genezę "Bogurodzicy" z kościołem zachodnim, nie pomagają następujące słowa Jana Pawła II, skierowane w liście do Kościoła w Polsce z 8 grudnia 1981: "Do tylu już pokoleń chrześcijan na różnych miejscach ziemi, którzy – zwłaszcza od czasów Soboru Efeskiego – wyznawali z ufnością wiarę w Boskie Macierzyństwo Maryi, dołączyły się od początków minionego tysiąclecia pokolenia naszych praojców, wyznając staropolską mową "Bogurodzicę Dziewicę, Bogiem sławieną Maryję [...]". Ten zwołany w Bizancjum w 431 roku sobór powszechny, jak wspomniałem w artykule "Bizantyjskie źródła kultu maryjnego", nadał Matce Boskiej tytuł Theotokos, czyli Matka Boga, a w języku starosłowiańsko-cerkiewnym "Bogurodzica". 


Dodajmy, że współczesny czasom Bolesława Chrobrego książę ruski Mścisław Chrobry już w 1022 roku zbudował murowaną cerkiew w Tmutarakaniu (po wschodniej stronie Krymu) pod wezwaniem Bogurodzicy. Oto powyżej ruiny tej świątyni, w formie trójabsydowej bazyliki (foto: WorldRockArt.ru).

Inne, typowe dla kościoła ortodoksyjnego określenia Bogurodzicy, to Dziewica (Diewa - starosłowiańskie słowo "dhěva", później staropolskie "dziewa", oznaczało młodą kobietę, nie będącą matką), Zawsze Dziewica (Prisnodiewa), Panna Maria (Diewa Marija), Najczystsza Panna (Prieczista Diewa), Panna Przenajświętsza (Preswiata Diewa), w Europie łacińskiej zastąpiono innymi wyrażeniami: Pani (Domina), Nasza Pani (łac. Mea Domina, franc. Notre-Dame), Święta Maria (Sancta Maria), Maria, Madonna, Królowa Niebios (Regina Cœli), Królowa Pokoju (Regina Pacis), Matka Bolesna (Mater Dolorosa), Gwiazda Morza (Stella Maris) itd.

Wdzięcznym, współczesnym przykładem wiązania nowej, polskiej tradycji ludowej, jakim jest  twórczość muzyczna disco polo,  z kultem maryjnym, a chyba szerzej - z sakralnością kobiety jako matki, jest ta oto, z tekstem anonimowego autorstwa, dziękczynna piosenka zespołu Bayer Full, zatytułowana "Wspaniała Matka" (chociaż muzyka, ach ta globalizacja, już angielska - Nicky Chinn), w popularnym ("wyrafinowani" artyści inaczej by to nazwali) przedstawieniem graficznym.


O regularnym czerpaniu ze sztuki bizantyjskiej w okresie tak zwanego renesansu karolińskiego już wiele tutaj mówiliśmy. Kolejnym klasycznym przykładem bizantyjskiej budowli z czasów Karola Wielkiego jest kościół św. Trójcy w Germigny-des-Prés (foto poniżej), konsekrowany przez biskupa Teodulfa - Wizygota z pochodzenia, który uczestniczył w AD 800 w koronacji cesarza. Pierwotnie zbudowany na planie krzyża greckiego z czterema absydami i z imponującą mozaiką (ponad 130 tysięcy wielokolorowych kostek tessera i emalii) na sklepieniu absydy wschodniej. Można zauważyć, że łuki pomiędzy filarami nie mają typowego dla architektury romańskiej kształtu odwróconej litery U, ale są jeszcze bardziej wygięte, przybierając kształt podkowy. 

Łuki podkowiaste były w owym czasie charakterystyczne dla architektury mauretańskiej, a przez  wizygockie pochodzenie biskupa "przemycony" został do chrześcijańskiej świątyni ten nietypowy element architektoniczny. Zanim bowiem Półwysep Iberyjski stał się mauretańskim, już Wizygoci wprowadzili tam łuk podkowiasty do swoich budowli, naśladując ten element z przedmuzułmańskiej architektury w Afryce północnej. Na załączonej ilustracji (źródło: CPArama, internetowe forum starych pocztówek z Francji) można przeczytać: "Kościół romano-bizantyjski z IX wieku, konsekrowany przez Teodulfa w 806, Karol Wielki przybywał tam by się modlić".


Należy zauważyć, że Biblia została przetłumaczona na język gocki  (Biblia gocka) - przez żyjącego w Bizancjum gockiego misjonarza o imieniu Wulfila (co w jęzuku staronordyckim znaczy "Wilczek"), kilka dekad wcześniej, niż na język łaciński - przez Hieronima ze Strydonu (tzw. Wulgata, AD 382-405). Pierwsze plemiona gockie w Moezji (dzisiejsze pogranicze serbsko-bułgarskie) przyjęły chrześcijaństwo około AD 376-390, to jest ponad wiek wcześniej, zanim w 496 roku ochrzczony został Chlodwig I, król Franków.

Pierwszy poważny reformator monastycyzmu zachodniego to Benedykt z Aniane, a wcześniej Wizygot o imieniu Witiza. Wydał on w AD 817 w skodyfikowanej formie (Corpus regularum i Concordia regularum) reguły zakonne, które starał się zbliżyć do zasad surowego życia zakonnego, zrodzonych w IV wieku w Bizancjum, sformułowanych przez Jana Kasjana z bizantyjskiej Dobrudży (dzisiaj pogranicze rumuńsko-bułgarskie) i rozwiniętych przez Benedykta z Nursji. Wezwanie tego ostatniego świętego nosi benedyktyński kościół w duńskim Ringsted - najstarszy murowany z cegły kościół w Skandynawii.

Przywołany na początku artykułu M. Derwich nie widzi kluczowej, przewodniej roli wschodniego monastycyzmu także w narodzinach życia zakonnego w Europie zachodniej, chociaż przyznaje, że ortodoksyjny w swej duchowej postawie Benedykt z Aniane należy do "ojców" monastycyzmu zachodniego oraz, że "trudno przecenić znaczenie jego działalności dla ... ukształtowania się karolińskiego monastycyzmu benedyktyńskiego" (M. Derwich - "Benedykt z Aniane i jego dzieła: uwagi na marginesie nowej edycji Concordia regularum", Studia Źródłoznawcze, 2001).

O "czytelnych śladach" kościoła wschodniego w polskich klasztorach i kościołach, niedostrzeganych przez niektórych znawców,  pisze jeszcze w AD 1653 François Du Chesne, historiograf Francji w swojej "Histoire des papes et souveraines chefs de l'église" wspominając, że w AD 1039 arcybiskup gnieźnieński Stefan, za radą biskupa krakowskiego Rachelina, wysłał do papieża Benedykta IX swoich legatów ze skargą na króla czeskiego Brzestysława I, który rok wcześniej spustoszył wiele polskich kościołów, a także "... z wielką zagładą i masakrą Ortodoksów" ("... avec vn grand meurtre & carnage des Orthodoxes"). Zauważmy, że Gall Anonim podkreślał, iż za Bolesława Chrobrego Polska miała "aż dwóch metropolitów, wraz z podległymi im sufraganami" (... quod suo tempore Polonia duos metropolitanos cum suis suffraganeis continebat). Chociaż istnieją różne teorie o wspólnej konkluzji, iż mieliby to być dwaj arcybiskupi tego samego, katolickiego kościoła, to jednak należy liczyć się z tym, że chodzić mogło o obecność w kraju głów dwóch kościołów: rzymskiego i ortodoksyjnego (słowiańskiego).

A czyż eremici (od słowa greckiego erēmítēs - żyjący na pustkowiu) w pierwszym polskim zakonie w Międzyrzeczu od AD 997 do AD 1038 nie mogli w części pochodzić ze stron, gdzie ten ruch się narodził, czyli z Bizancjum? Pamiętajmy, że zarówno Benewent, z którego przybył do Międzyrzecza mnich Benedykt, jak i Wenecja, z której  pochodził mnich Jan, były prowincjami od czterech wieków pod politycznymi i religijnymi wpływami Bizancjum.

W kontekście  całego wyżej cytowanego dzieła francuskiego historiografa nie ulega wątpliwości, że badacz ten wyraźnie odróżniał wyznanie ortodoksyjne od katolickiego. Kto wie, czy "traf" że stolica apostolska nie ogłosiła żadnych sankcji wobec księcia Brzetysława I (rozważana była jego ekskomunika i restytucja zagrabionych w Polsce relikwii i skarbów), nie wynikał z faktu, że rozpowszechnione w Polsce wyznanie ortodoksyjne nie było przez papieża zbyt dobrze widziane.

Przy reliktach murów rotundy NPM (św. Feliksa i Adaukta) na Wawelu odkryto w 1964 roku grób dostojnika, który na palcu nosił złoty pierścień, a obok złożony był oprawiony w złoto wisior z kryształem górskim (fotografia obok), datowany na przełom X/XI wieku. Tak wysokiej wartości artystycznej wyrób, właściwy dla sztuki bizantyjskiej, mógł nosić na piersiach - jak stwierdza Teresa Mroczko, wzorem bizantyjskim,  jeden z ówczesnych władców Małopolski.

W 1232 roku papież Grzegorz IX nakazał polskim duchownym zaprzestanie udzielania ślubu dla par katolicko-ortodoksyjnych. Jeszcze w AD 1279 rezydujący w Budzie legat papieski dla Polski i Węgier Filip z Fermo ogłosił, aby duchowieństwo "schizmatyckie" (czyli prawosławne) w Polsce zaprzestało odprawiania nabożeństw w kościołach (a na Węgrzech zakazał księżom konkubinatów). Sprzyjający osiedlonym na Węgrzech pogańskim Połowcom, król węgierski Władysław IV wyprosił legata papieskiego z Węgier, a ten w AD 1281 udał się do Polski. Dekret legata został przyjęty w Polsce z niejakim "ociąganiem", bowiem dopiero w AD 1285 przez arcybiskupa Jakuba Świnkę na synodzie w Łęczycy. Wtedy również wprowadzono obowiązek nauczania w języku polskim (obok dotychczasowej łaciny) w szkołach katedralnych i klasztornych  oraz obowiązek wygłaszania kazań wyłącznie w języku miejscowym, polskim. Chodziło o to, aby zablokować dość powszechny wśród duchownych niemieckich w Polsce zwyczaj wygłaszania kazań po łacinie. Msze prowadzone wyłącznie w niezrozumiałej wśród miejscowego ludu łacinie, być może utrwalały rytuał kościelny, ale z pewnością nie pomagały Kościołowi w kształceniu ludzi i krzewieniu wiary (czyż nie z tego powodu niektórzy oceniają, że nasza  wiara jest powierzchowna, skupiona na przestrzeganiu bardziej rytuału, niż przykazań? - ale to już osobna kwestia). Nic więc dziwnego, że msze prawosławne (czyli dotyczące "prawych Słowian"), całkowicie wówczas zrozumiałe dla Polaków, mogły być popularne w polskim kościele do końca XIII wieku.

Ilustracja obok przedstawia scenę koronacji Przemysła II przez arcybiskupa Jakuba Świnkę w Katedrze Gnieźnieńskiej 26 czerwca 1295 roku (źródło: "Orzeł piastowski Przemysła II herbem Rzeczypospolitej", Michał St. de Zieleśkiewicz - blog). Brodaty biskup i mnisi oraz krzyż patriarchalny sugerują przetrwały jeszcze wówczas ceremoniał ortodoksyjny.

Podczas gdy w Polsce od końca XI wieku, to jest od separacji kościoła łacińskiego od ortodoksyjnego, postępowała dyskryminacja języka słowiańskiego, opóźniając w ten sposób rozwój języka polskiego (tak jak czeskiego, słowackiego i innych zachodniosłowiańskich), w Europie łacińskiej - wraz z rozwojem organizmów państwowych następowało równoległe kształtowanie się języków narodowych. Tamtych jednakowoż Kościół  nie uważał, w przeciwieństwie do słowiańskich, za "barbarzyńskie" i nie przeszkadzał w ich używaniu. 

Na soborze w Tours w 813 roku zdecydowano, że kazania w kościołach Cesarstwa nie będą już więcej prowadzone po łacinie, ale w językach lokalnych: gallo-romańskim  (rusticam romanum) oraz germańskim (lingua theodisca), "aby ułatwić wszystkim zrozumienie co się mówi" (quo facilius cuncti possint intellegere quae dicuntur). Języki te, zwane językami prostych ludzi, dzięki postanowieniom soborowym swobodnie i bez przeszkód rozwijane, co udowadniają wspaniałe pomniki tamtejszej literatury, przekształciły się w język starofrancuski i staroniemiecki. Dodatkowo, język łaciński bujnie rozkwitał w Cesarstwie także poza Kościołem, a to dlatego że był wspólnym językiem komunikacji między elitami francuskimi i niemieckimi.

Wykonana przez nieznanego mi autora powyższa scena koronacji piastowskiego władcy niewątpliwie czerpała z ilustracji polsko-niemieckiego artysty Daniela Chodowieckiego, przedstawiającej scenę koronacji Karola Wielkiego w dniu Bożego Narodzenia AD 800 w starej bazylice watykańskiej i w oprawie charakterystycznej dla kościoła ortodoksyjnego, opublikowanej w 1774 roku w podręczniku Johannesa Bernharda Basedowa "Das Elementarwerks", który - jak oceniają historycy, w poważny sposób wpłynął na oblicze europejskiej edukacji. Oto fragment tej ilustracji (źródło: Wikimedia).


Należąc niby do tej samej "cywilizacji łacińskiej", jak bardzo chcą nasi historycy, jako Słowianie byliśmy od zarania traktowani przez Cesarstwo przedmiotowo i jako autsajderzy, czyli mówiąc bardziej elegancko - "ludzie spoza towarzystwa" (inna sprawa, że sami chcieliśmy być poza nim), a nie podmiotowo, jak ich tubylcze społeczności. Nic dziwnego, że ograniczony do łaciny, niedostępny "ludziom prostym" język pisany należał w średniowiecznej Polsce praktycznie do cudzoziemców lub do zakonników, a łacina mówiona zamknięta była w zasadzie w obrębie murów Kościoła jako język liturgiczny czyli forma - element rytuału, a nie treść - element przesłania i wychowania. Liturgia pozbawiona "słowa Bożego" w zrozumiałym języku narodowym ograniczała się do rodzaju misterium, rytualnej magii. A przecież sami apostołowie chcieli, aby słowa ewangelii były znane wiernym ("Chrześcijanin, który nie żywi się Pismem, ten nie żyje" - Ewangelia św. Mateusza 4.4). Po schizmie kościołów chrześcijańskich pod koniec XI wieku łacińscy Włosi zaczęli nazywać wyznawców prawosławia "heretyckimi Grekami" (Graeculus perfidus), a Grecy (Bizantyjczycy) rewanżowali im się określeniem "zuchwali Włosi" (Italos itamos).

W kontekście zacierania tradycji wschodniego kościoła w Polsce przez mainstreamowych historyków, nie dziwi dość powszechnie przyjęty przez nich pogląd o "nieżyczliwości wobec Polski" kronikarza Kosmasa z Pragi, między innymi z powodu, iż ten krytycznie ocenił ślub czeskiej Dobrawy z polańskim Mieszkiem I. 

Po pierwsze, nie można uznać a priori czyjejkolwiek opinii za niechętną, czy wrogą tylko dlatego, iż opinia ta jest wobec kogoś lub czegoś krytyczna. Po drugie, wiele muszą mieć brawury historycy, którzy nie są psychologami, czy socjologami, aby subiektywnymi terminami "niechętny", "wrogi" obdarzać kogoś takiego, jak Kosmas z Pragi czy Thietmar z Merseburga (wspominałem o tym w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy"), którzy żyli prawie tysiąc lat temu, a których osobowości i kontekstów ich konkretnych zachowań dzisiejsza nauka nie zna. Brawura tych historyków oscyluje więc pomiędzy poklaskiem u jednych czytelników, a nadwerężeniem swojej wiarygodności naukowej u drugich.

Kosmasa stosunek do Dobrawy, a może i do Polski (po reakcji antykatolickiej, zwanej "powstaniem ludowym" w Polsce, w AD 1038), może wynikać z całkiem obiektywnych powodów, których nie chcą widzieć nasi historycy. Współczesny Gallowi Anonimowi (a ten w swojej kronice nie wymienił ani jednej daty rocznej) Kosmas pisał pod rokiem 977: "Zmarła Dąbrówka, która ponieważ była nad miarę bezwstydna, kiedy poślubiała księcia polskiego, ..., co było wielkim głupstwem tej kobiety". Urażony tą opinią, którą nazwał "złośliwością" kronikarza, historyk Jerzy Strzelczyk ("Mieszko Pierwszy. Chrzest i początki Polski", 2016), zawyrokował, że Kosmas z Pragi jest "nieżyczliwy Dąbrówce" i natychmiast dodał lekką ręką, bez uzasadnienia, jakby to wynikało z wyrażonej przez kronikarza opinii: "i dzieje Polski za Mieszka I słabo znający". 

Oto wizerunek kronikarza z Rękopisu Lipskiego (Lipský rukopis), będącego najstarszym, znanym odpisem Kroniki Czeskiej Kosmasa, pochodzącym z przełomu XII/XIII wieku (zaginionym w Lipsku w czasie II wojny światowej).


Nie możemy nie uwzględniać i tego faktu, że za życia tego kronikarza Polska napadała na Czechy, dokonując grabieży i uprowadzeń ludności w niewolę. Kosmas pisał o tym fakcie z dużym żalem, nie powstrzymując się, aby polskich najeźdźców nazwać poganami: "Któż nie słyszy z goryczą w sercu łkania niemowląt, jęków kobiet brzemiennych i żon uprowadzonych przez pogan?" (Quis lactentium singultus aut pregnantis gemitus sive uxoris rapte a paganis non amaro corde percipit?).

Czy jednak Kosmas - jako uczony (studiował w renomowanej w Europie szkole katedralnej św. Lamberta w Liege, o czym wspominałem w artykule "Lotaryngia jednym ze źródeł polskiego chrześcijaństwa") oraz jako wysoki urzędnik kościoła katolickiego (dziekan kapituły praskiej), nie miał istotnie wiedzy o historii polsko-czeskich stosunków sprzed wieku? I czyż nie miał on podstaw ocenić negatywnie, zawartego w AD 965 małżeństwa katolickiej Dobrawy z wówczas pogańskim jeszcze (lub co najwyżej prawosławnym) księciem Polan, rok przed jego chrztem katolickim? Metoda naukowa nie tylko historyka, ale i każdego badacza, kończy się tam, gdzie rozum (greckie λόγος - lógos) zastępują emocje (greckie πάθος - páthos).

Reliktem przedmiotowego traktowania Słowian w misji ewangelizacyjnej Kościoła wydaje się być dzisiejsze słowo "niedziela". W językach romańskich brzmi ono dzisiaj dimanche po francusku, domingo po hiszpańsku czy domenica po włosku i wywodzi się ze słów: dies Dominicus - dzień Pański, czyli dzień Boga. Tłumaczy ono chrześcijanom niedzielę jako dzień należący do Boga, który się święci. 

Dzień Pański, czyli niedziela, została formalnie wprowadzona w Kościele w AD 383, zastępując dotychczasowy dzień Słońca (heméra helíou - tak nazwany przez starożytnych Greków), będący od dekretu cesarza Konstantyna z AD 321 dniem wolnym od pracy dla mieszkańców miast, a zezwalający na uprawę roli w tym dniu mieszkańcom wsi. Jeszcze synod w bizantyjskiej Laodycei w AD 364 nie zakazywał pracy w niedzielę, ale zachęcał do jej nie wykonywania w tym dniu, "w miarę możliwości", natomiast wyraźnie zakazał "próżnowania w sobotę", czyli kontynuowania przez chrześcijan świętowania tego dnia, jak wyznawcy judaizmu.

Sol Invictus czyli Słońce Niezwyciężone było wywodzącym się ze starych pogańskich kultur bóstwem czczonym w Cesarstwie Rzymskim. Pogańska etymologia tego dnia przetrwała do dziś w językach germańskich, na przykład Sunday po angielsku (Sunnandæg po staroangielsku), Sonntag po niemiecku czy Sunnudagur po islandzku. U Słowian zaginęła pierwotna pogańska nazwa niedzieli jako "święta słońca", a także wczesnochrześcijańskiego "dnia Pańskiego" - wśród Słowian pod nazwą "gospodьnica". 

Wśród Słowian zastąpiona została przez Kościół słowem "niedziela" (a na Rusi Въскрьсениѥ - Wskrzeszenie), w starosłowiańskim języku - *nedělja, wywodzącym się z pierwotnych słów *ne dělati (не делать), czyli nakazu: "nie działać", czyli nie pracować. Przykładowo, w wymarłym dzisiaj języku połabskim niedzielne przykazanie "nie pracować" brzmiało ni djola, a "niedziela"  nidelja (poniedziałek - penidelja). Mapa obok przedstawia szkicowy, hipotetyczny rozkład zaludnienia i zalesienia ziem Połabszczyzny w połowie XII wieku, u progu rodzącego się ustroju feudalnego (autor: Jan Kub, Słowacja, 2007).

Do chrześcijan w Europie zachodniej Kościół zwrócił się ze swoistym "znakiem informacyjnym", interpretującym ten dzień jako Pański, albo pozwolił utrzymać w obiegu stare pogańskie znaczenie tego słowa. Dla Słowian wydano natomiast nie wymagający objaśnienia "znak nakazu", a może nawet "znak zakazu", objęty w praktyce surowszymi sankcjami za niestosowanie go niż "znak informacyjny". Sankcje karne za "profanowanie niedzieli i świąt" odnowił na synodzie biskupów polskich we Wrocławiu w AD 1331 biskup Nanker.

Niedostrzegane, a raczej zacierane przez niektórych historyków "czytelne ślady" obrządku wschodniego we wczesnośredniowiecznych polskich klasztorach kontrastują chociażby z dzisiejszym zwyczajem w opactwie benedyktyńskim w belgijskim Chevetogne, czy w założonym w VIII wieku klasztorze benedyktyńskim w bawarskim Niederaltaich, gdzie dziś celebrowane są podwójne liturgie: katolicka i bizantyjska (foto poniżej: Benediktinerabtei Niederaltaich).


Sama kongregacja benedyktyńska powstała przecież na tradycjonalistycznych, czyli ortodoksyjnych podstawach wiary chrześcijańskiej i do dziś zachowuje wewnętrzną strukturę zbliżoną do monastycyzmu wschodniego. Ruch ten przed schizmą, a w niektórych klasztorach jeszcze długo po schizmie, sprzyjał liturgii ortodoksyjnej. Przywołując ryt katolicko-ortodoksyjny w dzisiejszych klasztorach benedyktyńskich zwracamy uwagę nie tyle na głębokość pewnych tradycji, ile odnosimy się do panujących we współczesnej polskiej historiografii resentymentów, każących w imię ideologicznego mitu "czystości" polskiego rodowodu wypierać się  części korzeni naszej kultury, czyli zubażać nasze dziedzictwo kulturowe.

4 komentarze:

  1. Czy można gdzieś przeczytać coś więcej na temat zagrożenia klątwą dla Brzetysława po najeździe na Polskę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wiele przyczynkarskich wzmianek, dość rozproszonych w wielu opracowaniach i w wielu językach, o okolicznościach wybronienia się Brzetysława I u papieża Benedykta IX przed klątwą.

      Przywołajmy tutaj ostatnią mi znaną, pochodzącą z książki "Svatý Vojtěch mezi námi", czeskiego wydawnictwa Jezuitów "Refugium Velehrad-Roma" z 2015 roku: "Poselstvo, jež poslal Břetislav do Říma se žádostí, aby byla Praha povýšena na arcibiskupství, se též nesetkalo s úspěchem. Římané se pohoršili nad násilným přenesením svatých ostatků a byli zděšeni způsobem, jakým Češi plenili polské kostely. Naštěstí Břetislav opatřil poselstvo značným dílem uloupeného polského zlata a stříbra, a právě to jej zachránilo před exkomunikací", czyli: "Wysłane przez Brzetysława poselstwo do Rzymu z prośbą aby Praga została awansowana do arcybiskupstwa, także nie odniosło sukcesu. Rzymianie byli zaniepokojeni gwałtownością sprowadzenia świętych zwłok (św. Wojciecha, z Gniezna do Pragi - mój przypis) i zatrwożeni sposobem, w jakim Czesi plądrowali polskie kościoły. Na szczęście Brzetysław zaopatrzył poselstwo w wielką ilość skradzionego polskiego złota i srebra, które uratowało go przed ekskomuniką".

      Usuń
  2. Informacja o ilustracji przedstawiającej koronację Przemysła II jest mocno na wyrost - miedzioryt ten pochodzi z ilustrowanej wersji książki Jerzego Samuela Bandtkiego "Krótkie wyobrażenie dzieiów Królestwa Polskiego" (Wrocław 1810). Ilustracje te są utrzymane w konwencji mocno uproszczonej i w większości przedstawiają sceny w strojach barokowych, mające bardzo niewiele wspólnego z rzeczywistością, a bardziej ukazującą polskość rozumianą w stylu stereotypowym -szlacheckim (kontusze, żupany itp.). Ponadto wspomnienie o brodach kłóci się z kolejnym akapitem, w którym trafnie wspomniane jest podobieństwo ryciny do przedstawienia koronacji Karola Wielkiego - brodatych postaci jest więcej, a tam w roku 800 obecności Kościoła "ortodoksyjnego" nie ma podstaw się doszukiwać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, że ilustracja koronacji Przemysława II z książki J. S. Bandtkiego z 1810 roku jest uproszczona, bowiem inna nie mogła być - jeżeli próbuje się odtworzyć wydarzenie sprzed pięciu wieków, w oparciu o wyobraźnię autora i jego wiedzę o tak odległej epoce. Polski kopista obrazu z książki J. B. Basedowa zachował XVIII-wieczny entourage (architektura) oryginału, polonizując ubiory (kontusze, żupany).

    Przytoczyłem ten obraz dlatego, że wyrażona została na nim próba odtworzenia ceremoniału według form typowych dla kościoła ortodoksyjnego, jakim jest krzyż patriarchalny oraz brodaty biskup i mnisi. Obserwacja ta nie jest sprzeczna, ale tożsama z podobnym przedstawieniem ceremonii koronacji Karola Wielkiego, wykonanej przez D. Chodowieckiego (krzyż patriarchalny, brodaty papież i brodaci biskupi). Musimy pamiętać, że epoka Karola Wielkiego poprzedzała o ponad dwa wieki schizmę chrześcijańskiego kościoła, a do tego czasu wiele elementów w ceremoniach kościelno-państwowych w Cesarstwie Niemieckim zostało przejętych bezpośrednio z Bizancjum i kościoła wschodniego. Taka też wiedza, jak wskazują dwie omawiane ilustracje, zachowała się w Europie aż po czasy nowożytne.

    Faktem jest, że korzystając z osiągnięć kultury bizantyjskiej (np. kaplica pałacowa w Aachen) Karol Wielki, kiedy już został koronowany, zaczął zwalczać wschodni zwyczaj noszenia przez księży brody, uważając go za "barbarzyński". Piszę o tym w artykule "Zacierane ślady bizantyjskie".

    Posługiwanie się przez artystów, dla odtworzenia wydarzeń historycznych, strojami z czasów im współczesnych, jest zabiegiem typowym dla kultury w każdej epoce. Dla oceny jako źródło historyczne określonej ilustracji, odtwarzającej dawną epokę, mniej istotna jest warstwa kulturowa związana wyłącznie z okresem wykonania dzieła (np. stroje epoki), ale warstwa dokumentująca, "fotografująca" istniejące jeszcze wówczas zabytki kultury materialnej (np. obiekty architektury) i niematerialnej (np. ówczesna wiedza o starych zwyczajach), które nie przetrwały do naszych czasów. Przykładem jest obraz Jeana Fouqueta z końca XV wieku, przedstawiający na tle aktualnego wówczas wnętrza bazyliki watykańskiej ceremonię koronacji Karola Wielkiego, o czym wspominam w artykule "Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska".

    OdpowiedzUsuń