21 września 2016

Bizantyjski Maiestas Domini w sztuce polskiej

Można chyba powiedzieć, że wspomniany w artykule "Żywot św. Wojciecha powstał zapewne w Leodium" motyw Chrystusa w mandorli, znany w historiografii jako Maiestas Domini, stał się w X-XII wieku bizantyjskim standardem dekoracyjnym w Europie, w tym także w Polsce. Jak zauważa ks. dr Andrzej Krzystek, "Postać Chrystusa Pantokratora, Wszechwładcy, Pana wszystkiego, Władcy i Sędziego Wszechświata, jest wyrażeniem prawd wiary, sformułowanych na pierwszych soborach w Nicei w 325 roku, Konstantynoplu w 381 roku i zapisanych w Symbolu Wiary" ("Kielich i patena Konrada Mazowieckiego z XIII wieku - kopia dla Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej", Studia Koszalińsko-Kołobrzeskie, Nr 27/2020).

Na datowanym na koniec IX wieku, mozaikowym tympanonie nad głównym wejściem z narteksu do nawy głównej bazyliki Hagia Sofia w Konstantynopolu widnieje postać tronującego Chrystusa z otwartą ewangelią w dłoni z napisem w języku greckim: "Ειρήνη ύμίν, εγώ είμί τό φώς τού κόσμου", czyli: "Niech pokój będzie z wami; jam jest światłością świata". Na marginesie, używana dzisiaj nazwa świątyni Hagia Sofia, jest tylko niewiele mówiąca transkrypcją z języka greckiego, tłumaczoną często i mylnie, jako "Święta Zofia", podczas gdy greckie słowa oznaczaja w istocie "Święta Mądrość" lub "Mądrość Boża". Imię żeńskie Zofia (Sophia, Sophie, Sofia etc w innych językach), jest wtórne do greckiego słowa Σοφία - Sofía, oznaczającego „Mądrość”.

U stóp Chrystusa widnieje postać klęczącego bizantyjskiego cesarza, Leona VI Mądrego, a po bokach Chrystusa medaliony z wizerunkami Matki Bożej i Archanioła Michała. Być może (do sprawdzenia przez dociekliwych badaczy), ta bizantyjska mozaika jest najstarszym poza literaturą, znanym graficznym przedstawieniem  wersetów z Ewangelii według św. Jana (8-12, 20-19).


Przedstawiana w ikonografii postać Chrystusa Pantokratora (gr. pantokrátôr - „wszechmogący”) jest typem obrazu odziedziczonego w Europie z Bizancjum. Na tego rodzaju obrazach i mozaikach Jezus przedstawiony jest w majestacie, prawą ręką czyniąc znak błogosławieństwa i trzymając otwartą księgę (Ewangelię) w lewej dłoni. Ten typ przedstawienia Jezusa Chrystusa jako Pantokratora - wszechwładcy, sięga późnej starożytności w Bizancjum, rozprzestrzenia się od IX wieku na obszarze kościoła bizantyjsko-wschodniego oraz od końca XI wieku - w normańskich kościołach Sycylii (Cefalù, Palermo, Monreale) i w całej Europie zachodniej.

Oto taki wizerunek, w formie kamiennej płaskorzeźby, w bazylice św. Sernina (Saturnina) w Tuluzie, konsekrowanej w AD 1096. Na krzyżu wpisanym w nimbie widnieją trzy litery: R (Rex) oraz alfa i omega - pierwsza i ostatnia litera greckiego alfabetu, symbolizujące tutaj wiarę, że Chrystus jest wszystkowiedzącym, jest początkiem i końcem wszechrzeczy, jest wcieleniem Boga. Na książce widnieją słowa Pax vobis, czyli "niech pokój będzie z wami". 

I tak, jak w ewangeliarzu Notkera (we wspomnianym w wyżej artykule) Chrystus, w aureoli w kształcie migdała, otoczony jest symbolami czterech ewangelistów: Jana, Mateusza, Marka i Łukasza (odpowiednio: orzeł, anioł, skrzydlaty lew i skrzydlaty wół). 

Już żyjący w IV wieku trzej święci kościoła wczesnochrześcijańskiego, tak zwani Ojcowie Kapadoccy (Bazyli Wielki, Grzegorz z Nyssy, Grzegorz z Nazjanzu), uważali że w czasie tak zwanego Przemienienia Pańskiego na górze Tabor postać Chrystusa otaczała światłość, którą Bizantyjczycy w kolejnych wiekach zaczęli przedstawiać w ikonografii jako mandorlę (migdał) - promieniującą siłę, energię.

Bizantyjski wizerunek Chrystusa został uwieczniony na jednym z cenniejszych zabytków książkowych w Polsce, jedynym w kraju zabytkiem oprawy złotniczej, jakim jest datowany na połowę XII wieku tak zwany Ewangeliarz Anastazji. Jego fundatorem była Wierzchosława Nowogrodzka, żona księcia Bolesława Kędzierzawego. Po jej śmierci przekazał on księgę dopiero co założonemu przez biskupa płockiego Aleksandra z Malonne (parafia w diecezji Liege) klasztorowi w Czerwińsku. Klasztor ten powstał prawdopodobnie z pomocą mnichów z zakonu  św. Idziego w Liege. Wierzchosława, a w jej języku rodzinnym Wierchusława, pochodziła z wikińskiej dynastii Rurykowiczów. Była córką pskowskiego księcia Wsiewołoda, prawosławnego świętego. Bizantyjskie imię Anastazji, obok jej słowiańskiego imienia, przybrała prawdopodobnie na chrzcie. Anastazja pochodzi od greckiego słowa anástasi, oznaczającego zmartwychwstanie.

Widoczna z lewej strony, kuta w srebrnej blasze, okładka (na podkładzie drewnianym) Ewangeliarza Anastazji (Bulletin du Musée National de Varsovie, 1974) jest znacząco podobna do wizerunku z okładki Ewangeliarza Notkera oraz do marmurowej płaskorzeźby Chrystusa z Tuluzy. Identyczny z Ewangeliarzem Notkera jest układ symboli ewangelistów w poszczególnych rogach reliefu. Tak samo jak na płaskorzeźbie z Tuluzy i na bizantyjskiej staurotece z Mettlach, na wpisanym w nimb krzyżu widnieją litery alfa i omega.

Przypomnijmy, że po Bolesławie Kędzierzawym pozostały jeszcze dwa charakterystyczne pomniki Chrystusa w mandorli (Maiestas Domini), jakim jest tympanon z wrocławskiego kościoła św. Michała oraz taki wizerunek na Drzwiach Płockich (prawe skrzydło, najwyższa kwatera), zamówionych w Magdeburgu w AD 1152 przez wspomnianego lotaryńskiego biskupa Aleksandra, do końca XIV wieku znajdujących się w katedrze płockiej, a następnie - prawdopodobnie od AD 1388, w soborze św. Zofii (Mądrości Bożej) w Nowogrodzie. Był to zapewne dar księcia płockiego Siemowita IV dla swojego szwagra, księcia litewskiego Lingwena,  brata króla Władysława II Jagiełły (oryginalne imię litewskie: Jogaila, czytaj Jogaiła). Lingwen przyjął chrzest w obrządku ortodoksyjnym i obrał imię Szymon (Semen, Simeon). Został fundatorem klasztoru, a od 1388 roku wyznaczony przez polskiego króla namiestnikiem Republiki Nowogrodzkiej. I na koniec ale nie mniej ważny o Bolesławie Kędzierzawym jest fakt, że za jego czasów i z jego wielkim wsparciem, powstała kolegiata w Tumie.

Ulubiona wśród historyków jest teoria, że drzwi z Płocka zostały zrabowane przez wojska tatarskie lub litewskie. Wydaje się to jednak mniej prawdopodobne, z uwagi na zachowanie się kompletu 46 części, w tym 24 kwater, które w przypadku rabunku stanowiłyby każde z osobna wartość samą w sobie nadającą się do zaboru i rozproszonej sprzedaży. W teoriach tych brak jest pomysłu, kto, kiedy i jak miałby w XIII/XIV wieku nakazać oraz logistycznie zabezpieczyć i skoordynować rabunek, transport i montaż całości akurat w tym, oddalonym od Płocka w owym czasie o około dwa miesiące podróży, mieście. Pod koniec XIV wieku ta bizantyjska w architekturze bazylika w Nowogrodzie poddana została odnowie, w trakcie której wymieniono m.in. sześć cebulastych kopuł. Wyposażenie w okazałe drzwi z Płocka było z pewnością ważnym elementem odbudowy.

Półtora wieku przed wbudowaniem Drzwi Płockich w soborze św. Zofii w Nowogrodzie, w AD 1225 wykonane zostały tak zwane Złote Drzwi w soborze Narodzenia Matki Boskiej w Suzdalu pod Moskwą. Dekoracja w stylu bizantyjsko-ruskim wykonana na złoconej miedzianej blasze położonej na żelaznej ramie przedstawia w 28 kwaterach sceny ze Starego Testamentu, za wyjątkiem jednej - obrazującej Matkę Boską. Wysokość drzwi wynosi 3.75 m, szerokość 2.50 m, a grubość skrzydeł 22 cm. Oto ich górny fragment (źródło: "La Sainte Russie au Louvre", 2010).


Ewangeliarz Anastazji powszechnie uznawany jest jako zabytek sztuki mozańskiej, a nasi historycy często przypisują mu autorstwo miejscowe, polskie, z "inspiracji sztuką mozańską". Już pierwsza hipoteza, chociaż jedna z prawdopodobnych, nie pozwala w racjonalny sposób wyeliminować innych umiejscowień autorstwa tego dzieła, na przykład prowansalskiego, jak sugerowałaby wspomniana wyżej płaskorzeźba z Tuluzy.

Druga hipoteza o wykonaniu dzieła w Polsce jest jeszcze bardziej niepewna, bowiem istnieje w zbiorach Walters Art Museum w Baltimore relief w plakietce z kości słoniowej zwany "Christ in Majesty", czyli Maiestas Domini, z cechami o tak znacznej analogii ze srebrną plakietką z Czerwińska i datowany również na połowę XII wieku, że należy przypuszczać że jedno z tych dzieł inspirowało wykonanie drugiego. Francja północna przypisywana jest przez historyków sztuki jako prawdopodobne miejsce powstania reliefu z Baltimore. Niektórzy z nich nawet przybliżają miejsce powstania dzieła jako okolice Liege. Plakietka kupiona we Francji w 1928 roku pozbawiona jest jednakże informacji o źródle pochodzenia, ani nie ma odniesienia do miejsca i czasu jej wykonania. Na związek "genetyczny" tych dwóch plakietek może wskazywać także fakt, iż wśród pierwszych (być może dwóch pierwszych) opatów czerwieńskiego klasztoru był Francuz Guido, o spolszczonym imieniu Gwidon (AD 1155) i pewien Nadreńczyk Falcold (imię spolszczone - Fakold) z Brula (dzisiaj Brohl, niedaleko Koblencji).

Bizantyjski motyw Chrystusa w majestacie został utrwalony w kolegiacie tumskiej nie tylko na opisanym w artykule "Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska" fresku, ale i na pochodzącej również z XII wieku płaskorzeźbie, której pierwotne umiejscowienie w kościele nie jest wyjaśnione (jako zwieńczenie tympanonu nad portalem głównym lub zdobienie prezbiterium). Poniżej zestawione jest zdjęcie niekompletnego reliefu (autor: Podlasiak ex Historycy.org) w formie, w jakiej został wbudowany w 1995 roku w południową ścianę prezbiterium (z lewej strony) oraz szczegóły głównej części figury Chrystusa z publikacji Michała Walickiego z 1938 roku "Kolegiata w Tumie pod Łęczycą".
 

Na zdjęciu z lewej, obok głowy Chrystusa otoczonej nimbem krzyżowym, widoczne jest słowo "lux", czyli po łacinie "światło". Na brakującym prawym łuku mandorli był zapewne napis "vita" (życie). Niemożliwy jest natomiast napis na obu łukach mandorli "Ego sum lux mundi; qui sequitur me, non ambulabit in tenebris, sed habebit lumen vitae, dicit Dominus" ("Jam jest światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia" - Ewangelia według św. Jana 8.12), jak sugeruje wspomniany w artykule "Język starosłowiański u pierwszych chrześcijan w Polsce" Zygmunt Świechowski; ani też tylko "Ego sum lux mundi". W pierwszym przypadku jest on zbyt długi, aby miał zmieścić się na dwóch pełnych częściach mandorli, w drugim - musiałby być umieszczony bardzo asymetrycznie (trzy wyrazy z lewej strony, a tylko jeden z prawej), co nie wydaje się prawdopodobne.

Sugerowana sentencja, choć brzmi pięknie i "byłaby pożądana" dla nadania zabytkowi jeszcze większej wartości, jest tylko jednym z wielu pobożnych życzeń - a nie faktów, jakie pojawiają się w wielu pracach traktujących o sztuce romańskiej w Polsce. Faktem jest natomiast, że Chrystus Pantokrator, czyli Wszechwładca jest dość często przedstawiany w ikonografii bizantyjskiej z księgą w lewej dłoni otwartą na słowach ewangelii: "Ego sum lux mundi", jak na przykład na fresku w XI-wiecznym kościele św. Klemensa w katalońskim Täull, zbudowanym w tradycji bizantyjskiej i lombardzkiej. 

Z prawej strony tumskiej rzeźby Chrystusa widzimy detale greckiej tuniki (tzw. joński chiton), przykrytej płaszczem (tzw. himation). W chitonie wycięty jest kwadratowy, lamowany kołnierz, przypominający taki w ubiorze Gejzy I na opisanej w artykule "Zacierane tradycje bizantyjskie" bizantyjskiej koronie św. Stefana. Odczytane tutaj wyrazy LUX VITA odzwierciedlają istotę ósmego fragmentu ewangelii, zatytułowanego "Światłość wobec ciemności". W 2005 roku rzeźbę usunięto "w celu konserwacji" i do dziś jej losy nie są publicznie znane.

Nie wiem czy w świetle podanych tutaj licznych dowodów wpływów bizantyjskich na sztukę w Polsce piastowskiej naszym poszukiwaczom łacińskiego Graala będzie "raźniej", jeżeli zamieścimy przykład sztuki bizantyjskiej ze wspomnianego wcześniej Poitiers, czyli z samego krańca świata zachodniego, gdzie docierała już w VIII wieku. Stamtąd i z tamtego okresu pochodzi Ewangeliarz Świętego Krzyża, iluminowany bizantyjską sztuką ikonograficzną. Oto jedna z ilustracji (foto: Giraudon ex "Naissance d'une nation", 1988) przedstawiająca Chrystusa Pantokratora w nimbie krzyżowym i aureoli, siedzącego na tronie podpartym na lwich łapach, otoczonego  medalionami z zoomorficznymi formami czterech ewangelistów w aureolach. Nad jego głową w kwadracie umieszczono dwa słowa w języku greckim: Phos Zoe, czyli Światło i Życie, a poza kwadratem te same słowa po łacinie: Lux Vita.

Łacina na zabytku wczesnośredniowiecznym nie jest sama w sobie dowodem, że chodzi o zabytek rzymski, łaciński albo karoliński. Była ona bowiem poza greckim, jednym z wielu języków używanych w Bizancjum. Natomiast słowa, monogramy i symbole greckie świadczą jednoznacznie o wpływie bizantyjskim. Interesującym jest, że miniatury tego ewangeliarza, poprzedzające powstanie karolińskiej sztuki iluminacyjnej, nie budzą szczególnego zainteresowania wśród tych historyków sztuki, a nie brakuje ich też poza Polską, którzy wspierają ideę (bo nie jest to fakt) "karolińskiego renesansu" jako bezpośredniego kontynuatora rzymskiej sztuki antycznej.

Innym polskim zabytkiem, jednoznacznie wyrażającym wpływy rusko-bizantyjskie, jest XIII-wieczna, tak zwana Patena Płocka, albo Patena Konrada Mazowieckiego. Oto jej kopia, wykonana na podstawie XIX-wiecznej ryciny. Oryginał wykonany był w złoconym srebrze, z zastosowaną w ikonografii bliskowschodnią techniką niello. Wnętrze pateny posiada dwukrotnie wgłębione dno, o sześciolistnym wykroju. Centralną część pateny zajmuje wygrawerowany wizerunek Chrystusa w Majestacie, w otoczeniu czterech postaci - Konrada Mazowieckiego (DUX CONRADVS), jego żony Agafii (OAFIA) oraz synów Ziemowita (SEMOVITVS) i Kazimierza (HAZIMIRVS). Księżniczka Agafia Światosławówna pochodziła z wareskiej dynastii Rurykowiczów.


Trzeba wiedzieć, że używane dzisiaj imię Ziemowit jest zniekształconą formą starosłowiańskiego, czyli wschodniosłowiańskiego imienia Siemowit, oznaczającego "głowę rodu").  Wyraz *sěmьja to rodzina, ród; nadal o takim znaczeniu przetrwał w języku rosyjskim - семья́ (semʹjá), białoruskim - сям'я́ (sjam'já) i ukraińskim - сім'я́ (sim'já). Wyryte na patenie imiona OAFIA (ros. Ога́фья)SEMOVITVS i HAZIMIRVS mają zlatynizowane formy imion wschodniosłowiańskich. Nad postacią Chrystusa w nimbie krzyżowym widnieje postać anioła trzymającego kadzielnicę. We wschodnim chrześcijaństwie, a później i w łacińskim, kadzielnica weszła do obrządków liturgicznych. Wspomina o niej po raz pierwszy pod koniec IV wieku, bizantyjski mnich Ewagriusz z Pontu. Kadzielnica, zwana również trybularzem (łac. thuribulum), wywodzi swoją nazwę od greckiego słowa θύος (czyt. thuos), które pochodzi od θύειν (czyt. thuein), oznaczającego poświęcić, ale także złożyć w ofierze.

Oto poniżej jeszcze jeden przykład sztuki bizantyjskiej z Gotlandii, przedstawiającej Chrystusa Pantokratora - fragment XIII-wiecznego witrażu z romańskiego kościoła w Endre (foto: Bert Enderborg). Niewiarygodne, jak w dobrej formie ten zabytek przetrwał do dziś.


A propos nieznanych losów konserwacji, omawianej wyżej tumskiej płaskorzeźby oraz w ogóle konserwacji najstarszych zabytków architektury wczesnośredniowiecznej w Polsce nie można nie zauważyć, że nie zawsze prowadzona ona jest zgodnie z wymogami ochrony naszego dziedzictwa kulturowego, jak to się dzisiaj szumnie mówi, a w praktyce ...
 
Spójrzmy obok na wizualizację próby rekonstrukcji oryginalnej bryły XII-wiecznego kościoła św. Jana Chrzciciela w Prandocinie, widok od strony północnej (źródło: Małopolskie Dni Dziedzictwa Kulturowego). Ufundowany prawdopodobnie przez pochodzącego z Moraw lub Czech, wojewodę krakowskiego, Prandotę Starego (Magnusa Prandotę), herbu Odrowąż

Zbudowany został z miejscowego (Nasiechowice), wapnistego piaskowca (bloczki kamienne ścian i detale architektoniczno-rzeźbiarskie). Fasadę zdobią oplatające ją w całości lombardzkie fryzy arkadkowe oraz podwójne plecionki nad oknami i portalem (od strony południowej). Po przebudowach w okresie baroku kościół stracił wiele z oryginalnego charakteru. Jak w wielu podobnych przypadkach w Polsce, barok nie tylko nie wniósł do architektury nic wartościowego, ale wręcz był destrukcyjny, poprzez zniszczenie i przysłonięcie unikatowych detali romańskich. Mimo likwidacji dwóch półkolistych absyd, wybicia w murze dodatkowych i znacznie powiększonych okien, a zamurowania okien romańskich, kościół ten  nadal jest uważany za jeden z cenniejszych zabytków architektury romańskiej w Polsce. Zarówno XII-wieczny portal, jak i równie oryginalne małe okienka zamurowane są w sposób dość niedbały, bez zachowania ślepych, rozglifionych nisz lub przynajmniej ogólnych obrysów okien i konserwacji plecionek w obramieniach okien.

Efekt  "konserwatorskich" zabiegów na zabytku prandocińskim widoczny jest na zdjęciu poniżej. Wydaje się, że zniszczone pierwotne otwory okienne padły ofiarą państwa - mecenasa sztuki. Zapewne z powodu braku cech ornamentyki sakralnej te elementy architektury nie wydały się mecenasowi godne zachowania. W ten oto sposób zabytek po ośmiu wiekach przetrwania barbarzyńskich wojen i pożóg, został trwale uszkodzony przez świadomego konserwatora zabytków. Chociaż przy tym w części uratowano i zakonserwowano freski wewnątrz kościoła, to jednak trudno zaliczyć remont tego zabytku do "Hall of Fame" polskiej szkoły konserwatorskiej.

Widoczny w ciągu wieków w Polsce, wyraźnie różniący się od wielkiego szacunku do zabytków w krajach Europy zachodniej, brak respektu do pamiątek po poprzednich pokoleniach, ich rugowanie z przestrzeni publicznej i stawianie na ich miejsce nowych pomników "ku czci i chwale" będących aktualnie u władzy, czy to w Warszawie, Krakowie, czy w Wólce Dolnej, to najgorszy wyraz prywaty i kulturowego egoizmu naszych elit. "Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości", powiedział jeden z rozsądniejszych Polaków.

W związku z koniecznością remontu gotyckiego kościoła na Pomorzu jego proboszcz wyznał mi niedawno, że "zamiast wywalania pieniędzy na ten stary kościół, lepiej byłoby na jego miejsce zbudować nowy". Oczywiście są kapłani, którym na sercu leży ochrona średniowiecznych zabytków kościelnych, jakim jest na przykład autor pięknego portalu "Architektura sakralna Pomorza Zachodniego".

Nie żaden obcy wróg naszej kultury,  ani zaborca, ani najeźdźca, ale rajcy miasta Krakowa w XIX wieku zburzyli najstarszy miejski szpital oraz klasztor i kościół św. Ducha z XIII wieku po to, aby akurat w tym miejscu wznieść teatr im. Słowackiego, i w poczuciu dumy ze swej decyzji umieścić na nim napis, o ironio: "Kraków narodowej sztuce". Czy naprawdę tylko sąsiadów mamy obciążać za ubogość, w stosunku do krajów ościennych, pomników kultury materialnej w Polsce? Paradoks tym większy, że patronem teatru został Juliusz Słowacki, dziś uznawany za narodowego "wieszcza", a zupełnie zignorowany przez rodaków za życia. Ten największy do swych czasów polski dramaturg nie doczekał się inscenizacji żadnej ze swoich 17 sztuk teatralnych.

W przywołanym wyżej Czerwińsku, obok kościoła klasztornego, istniał równie stary, a raczej jeszcze starszy, kościół parafialny pod wezwaniem św. Wojciecha. W upadającej XVIII-wiecznej Polsce sarmackiej "został czasem strawiony zupełnie (i) do reperacyi stał się niezdatnym" tak, że "kanonik płocki Marcin Krajewski z daty 19 października 1778 roku rozebrać go dozwolił, o tem wszystkiem świadczą pozostałe ieszcze gruzy". Ruiny kościoła dotrwały co najmniej do 1823 roku, w którym to roku Wincenty Hipolit Gawarecki opublikował te słowa w książce "Opis topograficzno-historyczny Ziemi Wyszogrodzkiey".

Opisując wygląd kościoła św. Marcina w Opatowie w aktualnym mu czasie, czyli w połowie XV wieku, Jan Długosz tak pisze w dziele "Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis": "W portalu zachodnim są postawione na obu węgarach postacie wyrzeźbione w habicie templariuszów, które oglądaliśmy - tylko że dziekan opatowski, powodowany niemądrym przesądem, odrąbał im głowy niedawno temu".

Ta, odnotowana przez kronikarza, ignorancja u niektórych plebanów, dziekanów i biskupów, zawiadujących majątkiem kościelnym, a więc nie prywatnym, ale narodowym,  nieraz o wielkiej wartości kulturowej i historycznej, jest do dzisiaj nie tylko ich osobistym grzechem pychy, ale i społecznym utrapieniem kraju. Zaściankowe ambicje niedouczonych arogantów,  prowadzą do destrukcji stylistycznej cennych zabytków, tylko po to, aby próbować zaistnieć w historii. Co nam po tym, że zostaną przez nią surowo ocenieni, jak tamten dziekan opatowski, kiedy zapisana na rachunek nas wszystkich niepowetowana strata została już poniesiona?

Mówimy tutaj o ochronie dziedzictwa narodowego w szerokim tego słowa znaczeniu, które czasami bezmyślnie było marnotrawione przez naszych przodków. K. Szajnocha ("Dzieła Karola Szajnochy" 1876, Tom IV) pisał, jak po zwycięskiej bitwie pod Beresteczkiem w  1651 roku polskie wojska obeszły się ze zbiorami archiwalnymi tego miasta, będącego własnością wojewody Rafała Leszczyńskiego, pradziada króla Stanisława Leszczyńskiego: "... cała bowiem kancelarya, ze wszystkiemi dawnemi aktami, dostała się pod Beresteczkiem Polakom, którzy najszpetniejszym sposobem nie oddali jej do archiwów Rzeczypospolitej, lecz porozszarpywali ją pomiędzy siebie na wieczne zatracenie".

Niechlubnym, współczesnym przykładem "radosnej", barbarzyńskiej wręcz twórczości architektonicznej, jakim jest połączenie i częściowe przykrycie bryły XII-wiecznego  kościoła romańskiego z ciosów piaskowca, z powstałym w ostatnich latach bezstylowym monstrum z cegły, jest kościół św. Andrzeja Apostoła w Kościelcu Kolskim (foto: cracusiac, Fotopolska.eu). Część historyków jest zdania, że romański kościół może pochodzić nawet z XI wieku, ale posadowiona przy nim dopiero co XXI-wieczna budowla w dużym stopniu uniemożliwia szersze badanie archeologiczne otoczenia zabytku i bardziej konkludujące jego datowanie. Inwestorowi tej wybujałej budowli należy się laur Konserwatora Zabytków: "Prawo prawem, ale moje musi być na wierzchu".


Nie można wykluczyć, że kościół ten został ufundowany około 1088 roku przez księcia Mieszka Bolesławowica, syna Bolesława Szczodrego, który miał poślubić w tym roku Katarzynę, córkę księcia kijowskiego Wsiewołoda I. Książę ruski dwa lata wcześniej ufundował w Kijowie klasztor żeński pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła - pierwszym, znanym w Europie patronimem tego świętego. Przełożoną klasztoru została Janka, córka Wsiewołoda I z małżeństwa z córką cesarza bizantyjskiego Konstantyna IX Monomacha.

Dodajmy, że pamięć o św. Andrzeju Apostole jest szczególnie czczona w kościele prawosławnym, a w greckiej tradycji zwany jest on Pierwszym Powołanym (Protokletos), będąc odpowiednikiem św. Piotra w kościele łacińskim. Miał on założyć pierwszy kościół chrześcijański w Bizancjum, a AD 38 powołać pierwszego biskupa o imieniu Stachys w tym mieście, które trzy wieki później przybrało nazwę Konstantynopol.  

Oto poniżej fragment X-wiecznej, bizantyjskiej plakietki z kości słoniowej, przedstawiającej św. Andrzeja (OΑΓΙΟC ΑΝΔΡΕΑC) i św. Piotra (OΑΓΙΟC ΠΕΤΡΟC). Oryginał znajduje się w zbiorach Kunsthistorisches Museum w Wiedniu. Napis w języku greckim ponad ich postaciami głosi: "Wy, bracia cieleśni, zwiastunowie Bożej tajemnicy, uzyskajcie od władcy Konstantyna przebaczenie grzechów”. Płaskorzeźba powstała w Konstantynopolu, za czasów panowania Konstantyna VII Porfirogenety (912-959).


Chociaż osoba świętego Andrzeja ma swoją najdłuższą i najtrwalszą tradycję w kościele wschodnim, niektórzy nasi badacze (np. Brygida Kürbis) uważają, że jego patronowanie (patrocinium) kościołom w Polsce nie pochodzi z tradycji ortodoksyjnej, ale łacińskiej. Jako dowód podaje się fakt ufundowania pierwszego kościoła opackiego w Europie zachodniej pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła w AD 1100, w pobliżu Brugii (Flandria), przez Roberta II Jerozolimskiego, po szczęśliwym powrocie z I wyprawy krzyżowej. A przecież już u zarania powstawania państwa polskiego, jego zdobyte przez Mieszka I wschodnie rubieże - Grody Czerwieńskie, objęte były wpływami kulturowymi ze Wschodu (vide archeologia) i religią prawosławną.

Przypadek kościoła w Kościelcu Kolskim mówi dużo o naszym dość lekceważącym podejściu do zabytków kultury materialnej. Wystarczy zauważyć, że w odróżnieniu od języków zachodnio-europejskich, w języku polskim słowo "zabytek" ma mniej konotacji pozytywnych (pamiątka, pomnik, antyk, dobro kultury, relikwia), niż negatywnych, o czym świadczą jego liczne, bliższe lub dalsze synonimy: anachronizm, barachło, antyk, staroć, starocie, grat, rupieć, próchno, klamot, klekot, lichota, chłam, lipa, marnota, fajans, śmieć, rzęch, badziewie, złom, wrak, gruchot, szmelc, dezel, tandeta, obdrapaniec, przeżytek, relikt, skansen, pozostałość, ruina, starzyzna, szpargał, trup, anachronizm, staroświecczyzna

Dla porównania popatrzmy, z czym Anglikom kojarzy się słowo "zabytek" (monument), według słownika synonimów Thesaurus: kamień nagrobny (footstone, gravestone, headstone, ledger, tombstone),  płyta pamiątkowa (marker, slab, tribute), arcydzieło (masterpiece), mauzoleum (mausoleum), kolumna (pillar, column), relikwiarz (shrine), posąg (statue), stela (stele), głaz (stone), tablica pamiątkowa (tablet), grób (tomb), kurhan (cairn), grobowiec symboliczny (cenotaph), uczczenie pamięci (commemoration), budowla (erection, pile), pamiątka (memento, reminder), wielki kamienny pomnik (monolith), obelisk (obelisk), upamiętnienie (record), znak, dowód pamięci (token), wieża, baszta (tower), dowód, świadectwo, świadek (witness), wielkie dzieło (magnum opus).

Czy ta tak diametralnie różna percepcja znaczenia słowa "zabytek", a zatem i wynikającego z niej stosunku do zabytków wśród Polaków i Anglików, nie wskazuje na jedną z przyczyn relatywnie ubogiego dorobku naszej kultury materialnej, jaki odziedziczyliśmy po przodkach, w zestawieniu nie tylko z Anglią, ale i nawet z Czechami czy Węgrami? Cyprian Kamil Norwid powiedział nam, Polakom: "... aby drogę mierzyć przyszłą, trzeba-ć koniecznie pomnieć [pamiętać], skąd się wyszło!".  Na marginesie, użyte przez Norwida staropolskie słowo "pomnieć" wywodzi się od prasłowiańskiego *mьněti - myśleć, sądzić, uważać, mniemać. W starosłowiańskiej formie przetrwało do dzisiaj w języku rosyjskim: помнить (pomnić) - pamiętać. A co z Norwidem ? - I cóż z tego, że szczycimy się naszymi "wieszczami", jak ich światłe refleksje i przepowiednie ignorujemy. 

Zważmy, że pełne znaczenie słowa "ignorancja" nie zamyka się w lekceważeniu czy pomijaniu - czyli sposobie podejścia do spraw uznawanych za mało ważne przez każdego z nas, gdy dokonujemy codziennych wyborów. Gorzej, gdy ignorancja sięga przymiotów naszego charakteru, naszej mentalności, jest życiowym wyborem; wtedy nazywa się niewiedzą, nieznajomością, zacofaniem, nieuctwem, ograniczonością, wstecznictwem, po prostu głupotą. Czy te cechy miały wpływ na przebieg polskiej historii? Znak zapytania chyba tutaj niepotrzebny.

Z profanującej romański kościół w Kościelcu Kolskim tandety kulturowo-stylistycznej wracajmy do zabytków słowiańskiej sztuki sakralnej. Rzućmy okiem na jeszcze jedno przedstawienie Pana w Majestacie z wydanego w 1397 roku Psałterza Kijowskiego, którego iluminacje - jak oceniają historycy sztuki, wzorowane były na XI-wiecznym bizantyjskim zdobnictwie książkowym (źródło: Wystawa w Galerii Tretiakowskiej "Holy Russia", 2012).

Ilustracja poniżej przedstawia Chrystusa w mandorli w akcie Wniebowstąpienia Pańskiego. Napisany w języku staroruskim Psałterz Kijowski jest jednym z najcenniejszych pomników wśród iluminowanych rękopisów w języku słowiańskim. Powstał mniej więcej w tym samym czasie, co Psałterz Floriański, zawierający najstarsze w języku polskim teksty psalmów.


Kolejnym przykładem wizerunku Maiestas Domini jest plakietka ze szwedzkiej prowincji Uppland (diecezja Uppsala). Powyższa reprodukcja przedstawia klasyczną postać Chrystusa w mandorli, w tym samym co w ewangeliarzu Notkera i Anastazji układzie ewangelistów. Wykonany w formie emaliowanej tabliczki na pozłacanej blasze miedzianej i podkładem na desce dębowej, stanowił górną pokrywę przenośnego ołtarza, a być może pojemnika na relikwię,  w kościele w Norrala. Zabytek ten, oceniany jako wykonany pod koniec XII wieku i pochodzący z północnych Niemczech (zatem możliwe, że z Meklemburgii lub Pomorza), był jednym z niewielu, jaki uratował się po pożarze kościoła w 1807 roku i został opublikowany w książce "Norrlands kyrklinga konst under medeltiden" (Henrik Cornell 1918).

Na obwodzie plakietki widnieje inskrypcja: "Ale wiedz kim jestem - Bogiem świętym i drogą życia. Moja śmierć jest dla dobra kościoła, a na synagogi zgubę" (Qvod sim sentite devs et pivs et via vite mors fovet eclesiam mea set perimit sinagigam). O ile cała strona ikonograficzna i technika wykonawcza zabytku wskazuje na jego bizantyjskie podłoże, o tyle tekst na bordiurze sugeruje, że dzieło powstało w Europie ottońskiej, już po pierwszej wyprawie krzyżowej. Krucjata ta miała silne przesłanie nie tylko antypogańskie, ale i antyżydowskie, mimo że w poprzedzających wiekach wyznawcy Mojżesza cieszyli się wyższym statusem, aniżeli poganie i heretycy.


Jak widać na poniższej ilustracji jednej ze scen Drzwi Płockich, wyraz graficzny plakietki z Norrala koresponduje z podobnym wyobrażeniem Pana w Majestacie, w bizantyjskiej aureoli krzyżowej, w otoczeniu wspomnianych wyżej czterech ewangelistów oraz wznoszących mandorlę czterech aniołów, co sugeruje Dzień Wniebowstąpienia Pańskiego, jak w Psałterzu Kijowskim. Drzwi Płockie powstały prawdopodobnie nieco wcześniej, niż zabytek szwedzki.
 

Prześledziliśmy tutaj kilka przykładów, wywodzącego się ze sztuki bizantyjskiej artystycznego ujęcia Maiestas Domini w różnych miejscach wczesnośredniowiecznej Europy, aby zwrócić uwagę na subiektywną jednostronność ocen tych historyków, którzy usuwają w cień znaczenie Bizancjum w rozwoju kultury i sztuki w Europie, a usiłują stworzyć, bez udziału Bizancjum, bezpośredni pomost cywilizacyjny pomiędzy zaginionym od pół tysiąca lat antycznym Rzymem, a  Europą karolińską i Polską piastowską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz