13 listopada 2016

Wikińska niewiasta na dworze Mieszka I ?

Ach, znowu ta powtarzana na blogu mantra, doszukująca się "na siłę" wikińskości Polski piastowskiej - wywnioskują po tytule najprawdziwsi z prawdziwych Polaków. Artykuł ten, zaopatrzony w tytule znakiem zapytania, polecam umysłom otwartym, dla których nawet największy patriotyczny nakaz nie krępuje wolności myślenia.

W wyemitowanej w dniu 11 listopada 2016 przez kanał TVN24  informacji ("Zobacz jak mieszkał Mieszko I") o natrafionym ostatnio w Poznaniu pod fundamentami XVI-wiecznego budynku psałterii na Ostrowiu Tumskim kolejnym segmencie, być może najstarszym - jak spodziewają się archeolodzy, umocnień piastowskiego grodu archeolog przed kamerą pochwalił się jednym z wydobytych tam artefaktów: fragmentem kościanej łyżeczki (zdjęcie poniżej), która służyła prawdopodobnie do higieny uszu. Nic więcej na temat tego trofeum nie dodał.


To prawdopodobnie X-wieczne znalezisko, obok innych rodzajów przyborów toaletowych z okresu piastowskiego wydobywanych na ziemiach polskich, takich jak grzebienie, szczypce, nożyce, brzytwy, jest ze wszech miar godne uwagi, bowiem wskazuje nie tylko na zainteresowanie osoby przebywającej na dworze Mieszka I wyższą formą higieny osobistej  - jaką można uznać dbanie o czystość uszu, ale i jej wysoki status społeczny, jako właściciela tego małego, precyzyjnie wykonanego przyboru, zapewne w oczach pospólstwa uznanego za przedmiot zbytku.

Gall Anonim przywołuje zwyczaj korzystania przez Bolesława Chrobrego i jego drużynę z gorącej łaźni, czyli sauny - popularnej wśród wschodnich Słowian (zwanych u kronikarzy arabskich Saqaliba - często uogólniona przez nich nazwa dla ludzi o jasnej karnacji, a zwłaszcza o rudych lub blond włosach) i ruskich Waregów, o czym pisali przed Gallem m. in. żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub (lata 965-66), perski geograf Ahmad ibn Rustah oraz ruski kronikarz Nestor. W traktującej o XII-wiecznych norweskich Wikingach "Sverris saga" mowa jest o napadzie na wojowników w trakcie brania przez nich kąpieli w łaźni.  O wikińskich łaźniach na Islandii wzmiankują Eyrbyggja saga i Sturlunga saga. Ich istnienie w początkach zasiedlania tej wyspy na przełomie IX/X wieku przez norweskich Wikingów potwierdzają wykopaliska archeologiczne.

Jasna cera Słowian i Skandynawów, z którymi Arabowie zaczęli się stykać od VIII/IX wieku, była dla nich na tyle egzotyczna, że jeszcze XIII-wieczny kronikarz arabski ibn Saʿīd al-Maghribī mylił te dwie grupy etniczne, kiedy w swoim dziele al-Mughrib fī ḥulā l-Maghrib ("Nadzwyczajna księga o pięknościach Zachodu") nazwał Skandynawię Al-jazīrah as-Saqāliba, czyli "Wyspą Słowian". A może mylenie przez świat arabski Skandynawów ze Słowianami miało głębsze, niż zewnętrzna aparycja, podłoże? Może to mylenie wynikało także z wzajemnego przenikania się kulturowego i etnicznego, jakie trwało od czasów wielkich migracji pomiędzy plemionami gockimi i słowiańskimi, a kontynuowanego w epoce Wikingów.

Jeszcze w AD 1458 Eneas Silvio Piccolomini, późniejszy papież Pius II, uważał że Szwecja położona jest na wyspach, co być może wiązało się z utożsamianiem przez niego wyspy Gotlandia z całą Szwecją, zwaną też czasami jako "Gothia". W swojej pracy "O Europie" pisał on: "Szwecja ze wszystkich stron otoczona jest morzem i składa się z wielu wysp, spośród których Scandavia jest powszechnie znaną u starożytnych pisarzy" (Suecia cincta undique mari plures continet insulas, inter quas Scandavia est apud veteres late memorabilis). Wiemy więc z wcześniej cytowanego arabskiego źródła, że Słowianie i Normanie byli dla Muzułmanów trudni do rozróżnienia, zapewne nie tylko z powodu podobnej karnacji skóry, ale i z wzajemnego przenikania kulturowego i etnicznego między nimi.

Nie zachowała się ukruszona rękojeść poznańskiej łyżeczki, ale na podstawie innych tego rodzaju znalezisk wykonanych w kości lub metalu, można przyjąć, że była ona zdobiona reliefowym lub ażurowym cyzelunkiem. Być może łyżeczka poznańska była zbliżona w formie do kościanej łyżeczki, pochodzącej z wikińskiego grodu w Trelleborgu tak, jak na poniższym zdjęciu (źródło: szwecjoblog.blogspot.com).


Zauważmy, że pochodząca z waresko-ruskiego Nowogrodu, wyrzeźbiona w drewnie figura, a właściwie sama głowa (foto poniżej), wykazuje duże podobieństwo do głowy na łyżecce do uszu z Trelleborga.

Pochodzące z okresu wczesnego średniowiecza łyżeczki do higieny uszu archeolodzy najliczniej znajdują w Europie na terenach wikińskiej aktywności kulturowej: w Skandynawii, na Rusi, na Wyspach Brytyjskich oraz w Europie środkowej (Polska, Czechy i Węgry). Tego rodzaju wymyślne akcesoria należy wiązać przede wszystkim z kobietami wikińskimi. Ich status społeczny w tradycji nordyckiej był wyższy, niż w innych kulturach, tak europejskich jak i orientalnych.

Przytoczę tutaj fragment z XII-wiecznej kroniki "Gesta Danorum" Saxo Gramatyka opisujący reakcję Gøtera, legendarnego gockiego króla Norwegii, na impertynencje uczynione przez pewnego wojownika wobec kobiety: "Król polecił teraz swej siostrze przynieść napój w dużym pucharze. Erik uchwycił jej prawą rękę przy naczyniu, które mu podawała, i powiedział: ”Czy okazałbyś mi swoją łaskawość, szlachetny królu, podarowując mi to? Czy mogę zatrzymać to, co trzymam w ręku, na zawsze?” Król, co myślał, że chodziło jedynie o puchar, o który prosił, odpowiedział, że może on to z przyjemnością, lecz Erik przyciągnął pannę ku sobie, tak jakby otrzymał ją razem z pucharem. Gdy król zobaczył to, powiedział on: ”Łatwo poznać durnia po jego zachowaniu. U nas panny mają niczym nie ograniczoną własną wolę” (Jan Wołucki, 2015 - "Saxo Grammaticus: Gesta Danorum").

Jeżeli już jesteśmy przy powyższym, wydanym po raz pierwszy w języku polskim, tłumaczeniu tej jednej z najczęściej przytaczanej w europejskiej historiografii wczesnego średniowiecza kroniki, nie sposób nie wyrazić zdziwienia nie tyle naukową krytyką (której brak) istoty dzieła tłumacza, co przemilczaniem translacji dzieła Sakso Gramatyka, jako ważnego wydarzenia w polskiej nauce. Na pewną, pozamerytoryczną i podszytą mentorstwem ocenę, zdobył się dr Paweł Migdalski ("Na marginesie nowych przekładów ważnych średniowiecznych źródeł kronikarskich do dziejów Polski, Pomorza i Słowiańszczyzny zachodniej", Stargardia IX, 2014). Nie wnikając w ogóle w treść i formę translacji recenzent skonstatował kuriozalnie, że z uwagi na brak w dziele "wprowadzenia do tematu", analizy źródłowej dotychczasowych wydań kroniki z dostatecznie "rozbudowanymi komentarzami i wyjaśnieniami", nie jest to utwór "dla czytelnika już wyrobionego", ale dla ... "uczniów" (z podstawówki, z liceum?). A przecież wypadałoby chociaż docenić sam fakt powstania pierwszego w Polsce tłumaczenia XII-wiecznej kroniki (do treści którego recenzent nawet nie ustosunkował się), na jakie nie zdobyła się przez wieki polska historiografia, jakiego nie dokonał żaden polski zawodowy badacz z tytułem naukowym, ale zdolny i staranny historyk amator, popularyzator, marginalizowanych przez nasz naukowy mainstream, historycznych związków normańsko-słowiańskich.

Jan Wołucki przełożył duński tekst kroniki "Gesta Danorum", wydanej przez Fryderyka Winkela Horna w 1898 roku, zamiast oczekiwanej przez recenzenta najnowszej, duńskiej adaptacji tej łacińskiej kroniki. Chociaż we wstępie swojej pracy tłumacz jasno uzasadnił wybór tej, a nie innej edycji jako przedmiot swojego przekładu, to recenzent - jak pisze, nie zrozumiał logicznie wyłożonych powodów wyboru. Inaczej jak autor, recenzent nie przedstawił przy tym żadnych merytorycznych argumentów, dlaczego najnowsze, "krytyczne" wydanie łacińskiego oryginału i jego duński przekład z 2005 roku miałoby być lepsze (według rzeczowych kryteriów tłumacza), aniżeli edycja sprzed ponad wieku. Jak wiemy, nie każde nowe dzieło, w tym naukowe, w określonej dziedzinie lub na określony temat, jest z gruntu bardziej wartościowe od poprzedniego. Inaczej mielibyśmy tysiące Szekspirów, Mozartów i Einsteinów.

Wizytujący pod koniec X wieku wikińskie emporium w Hedeby a wspomniany Ibrahim ibn Jakub (al-Tartushi) wyraził zdziwienie gdy się dowiedział, że kobiety wikińskie mają prawo do rozwodu, jeżeli tego chcą. Fakt ten, potwierdzony licznymi wzmiankami o rozwiedzionych kobietach w wikińskich sagach, świadczy również o zaawansowanym systemem prawnym Skandynawów w okresie przedchrześcijańskim. Na przykład, kobieta która z powodu wyjazdu męża na wyprawę zagraniczną nie spała z nim przez okres trzech lat, miała prawo do rozwodu. Najczęstszymi powodami rozwodu z inicjatywy kobiety było niezapewnienie przez męża środków materialnych do życia rodziny, a także agresywność męża wobec żony. Daleko było jednak do równouprawnienia płci w dzisiejszych standardach. Chociaż niewierność kobiety była surowo karana, to mąż wikiński mógł do domu sprowadzać nawet kilka kochanek, a dotychczasowa żona (lub żony - vide niżej) zachowywała prawa rodzinne i ekonomiczne.


Spójrzmy powyżej na dwustronną fotografię postaci, uznawaną przez archeologów za Walkirię (staronord. Valkyria), nordyckiej boginię walki, uzbrojoną w tarczę i miecz. Figura odlana w srebrze, pozłacana, w tzw. technice niello. Zabytek datowany na okres od końca VIII wieku do połowy XI wieku (foto: Arnold Mikkelsen), ze zbiorów Nationalmuseet w Kopenhadze. 

Ten o dużej randze artystycznej zabytek potwierdza znany ze źródeł historycznych i archeologicznych wysoki prestiż kobiet wśród Wikingów. Zwraca uwagę zadbana, pięknie zaczesana fryzura. Wolne kobiety wikińskie nosiły zazwyczaj długie włosy, w odróżnieniu od kobiet będących w niewoli wikińskiej, zobowiązanych do noszenia krótkich fryzur. Kobiety niezamężne nosiły zwykle rozpuszczone włosy lub spięte opaską. Kobiety zamężne splatały włosy z tyłu głowy lub zwijały je na czubku w kok, często - zwłaszcza na terenach, gdzie praktykowano chrześcijaństwo, pod nakryciem głowy (beret lub chustką).


Srebrne zawieszki wikińskie z sylwetką, popularnie uznawaną za Walkirię, znajdowane są w Skandynawii, a szerzej - w basenie Morza Bałtyckiego, ale najczęściej w szwedzkiej Uplandii. Powyższe dwie ilustracje reprezentują takie zawieszki ze szwedzkiej Birki i z "naszego" Truso. Obie datowane są na IX/X wiek. Fotografia z kobiecą sylwetką z Truso (zwana tam "postacią kobiecą w długiej sukni"; wysokość 2.7 cm) pochodzi z książki Marka F. Jagodzińskiego "Truso - między Weonodlandem i Witlandem" (2010). Fotografia artefaktu z Birki (grób Bj 968) ze Swedish History Museum. W grobie z Birki odkryto również m.in. srebrny krzyżyk, dwa młotki Thora na krążku, zawieszka z sylwetką węża.

Zaprezentujmy poniżej jeszcze jeden wikiński zabytek z Truso, fragment srebrnej zawieszki, przedstawiający Walkirię, uzbrojoną w długi miecz i tarczę (Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu). Stoi ona przed koniem, trzymającą jego uzdę. Zwróćmy jeszcze raz uwagę na jej charakterystyczną, powłóczystą suknię, długie, opadające na plecy włosy oraz na stożkowy hełm na głowie. 

Podobnego rodzaju artefakty znane są także z Anglii, ale głównie z Danii - z Ribe, Stentinget i Hedeby (Jutlandia), oraz Odense i Tissø (Zelandia). Oto figurynka z Tissø (Nationalmuseet, Kopenhaga). Przedstawia stojącą kobietę w długiej sukni i hełmie, z mieczem i tarczą, naprzeciwko konia i kobiety - jeźdźca, na co wskazuje wyrazista fryzura z zaplecionymi włosami, ubranej w koszulę i spodnie, uzbrojoną we włócznię i miecz.


Te charakterystycznie ubrane w długie suknie sylwetki kobiet znane są nie tylko z wielu zawieszek odkrywanych w strefie wikińskiej aktywności, ale zostały również utrwalone na tak zwanym gobelinie z Oseberg. Jego resztki zostały odkryte na słynnym statku Oseberg z 834 roku. Graficzną rekonstrukcję pierwotnego przedstawienia - sceny rytualnej uroczystości, być może pogrzebu, wykonała Mary Storm z Muzeum Historycznego w Oslo. Liczne postacie tych kobiet odgrywają w tej uroczystości niewyjaśnioną do końca, ale z pewnością znaczącą rolę.


Interesującym jest, że nasze słowa "chusta, chustka" pochodzą - jak chyba w żadnym, innym współczesnym języku, od nordyckiego "hustrulinet" lub "hustrulin", jako połączenie dwóch słów: "hustru" - kobieta zamężna i "lin" - nakrycie głowy. We wczesnym średniowieczu oznaczało ono dużą chustę (podwikę), którą, dla ukrycia włosów, kobiety zamężne i zakonnice owijały całą głowę i ramiona i zawiązywały lub podpinały pod szyją. Postacie kobiet z tak upiętymi chustami na głowie prezentowane są na miniaturach w XI-wiecznych manuskryptach, zwanych Izbornikami Światosława. Zwyczaj ten utrwalony został w chrześcijaństwie, zwłaszcza ortodoksyjnym (i we wschodniej Słowiańszczyźnie), w nawiązaniu do stwierdzenia św. Pawła z Tarsu, że "Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę ..." (List do Koryntian 11,5). Przykładem praktyki przykrywania głowy była, czczona w Gdańsku od średniowiecza, szwedzka św. Brygida, żona i matka - jedna z najbardziej znanych w historii Szwecji kobiet (heliga Birgitta), o której wspominam w artykule "Emporia wikińskie wśród Słowian".

Jeszcze ciekawszym jest fakt, że słowo "chusta" w znaczeniu nakrycia głowy zastąpiło w języku polskim dawne, starosłowiańskie słowo "oubrous", w staropolskim "obrus", które do dzisiaj, jako nakrycie głowy, w formie językowej "ubrus", pozostało w języku rosyjskim, białoruskim i ukraińskim. Od XIII/XIV wieku w języku polskim i słowackim "obrus", tak jak "ubrus" w języku czeskim, słoweńskim i serbo-chorwackim, zaczął przyjmować znaczenie nakrycia stołu, ale już nie głowy. Pierwotnym znaczeniem słowa "ubrus" w języku starosłowiańskim była jednakże tkanina do wycierania (z brudu, potu, wilgoci, po umyciu itp.), czyli to, co średniowieczna kobieta miała najbliżej pod ręką, tak jak dzisiejsza gospodyni ścierkę; aby później -  już jako czysta, często zdobiona tkanina, już nie tylko lniana ale i jedwabna, "awansować" jako kobiece nakrycie głowy, a dzisiaj stać się nakryciem stołu.

Imiona wikińskich kobiet w języku staro-nordyckim oznaczały określone, najbardziej cenione przymioty, najczęściej związane z ich urodą (Astrid, Estrid, Thurid), walecznością (Hilda, Gunhild, Sigrid), boskością-mądrością (Gudrun, Helga, Tora, Ragnhild) czy rodzinnością (Liv, Sif, Thyra). Poniższa ilustracja przedstawia fragment skandynawskiej zapinki z brązu, datowanej na lata 890-900, pochodzącej z wikińskiego emporium w słowiańskim Menzlinie.  Sylwetka kobiety wyraźnie podkreśla jej cechy kobiece - duże oczy, usta, piersi (foto: Felix Biermann, 2022 - "Slawen und Wikinger in Pommern").


"Niewiasta z wdzięków, a bohater z ducha" - waleczność i męstwo, a jednocześnie wyrazista kobieca osobowość tytułowej bohaterki poematu historycznego Adama Mickiewicza "Grażyna" z 1823 roku. "Gražì" to po litewsku "piękna", co autor potwierdza słowami: "Z cór nadnemeńskich pierwsza krasawica, zwana Grażyną, czyli piękną księżną ... ". W istocie poeta wskazuje na jej litewsko-prusko-nordycki rodowód.

W autorskich przypisach poeta wyjaśnia, dlaczego "charakter i działanie Grażyny mogą się zdawać zbyt romansowe i z obyczajami owoczesnymi (dawnymi) niezgodne; dziejopisowie albowiem niepochlebnymi kolorami malują stan niewiast w Litwie starożytnej. Te nieszczęśliwe ofiary przemocy i ucisku żyły w pogardzie, skazane na służbę prawie niewolniczą. Ale z drugiej strony u tychże dziejopisów znajdujemy całe przeciwne podania. I tak, na chorągwiach pruskich i na monetach starożytnych widziano ... niewiastę w koronie; skądby wnosić można, iż kiedyś niewiasta panowała w tym kraju. ... Sprzeczności te pogodzić się dadzą, jeśli zważymy, iż ród litewski składał się z dwóch, od dawna razem zamieszkałych ... krajowców (autochtonów) i przychodniów, jak się zdaje Normandów; ci ostatni zachowali zapewne wrodzone ku płci pięknej uczucia szacunku i przywiązania".

Nasi historycy i krytycy literatury nie powinni bagatelizować historycznych związków prusko-normańskich, jakich domyśla się Adam Mickiewicz, co zresztą już i tak uczynili, ignorując i przemilczając zacytowaną wyżej wypowiedź poety, wielkiego intelektualisty. W odróżnieniu bowiem od wielu z nich, ograniczających się do dziejopisarstwa i komentarzy, nasz wieszcz narodowy był nie tylko poetą, literatem, ale dysponował wiedzą wszechstronną, był erudytą, lingwistą, badaczem historii, działaczem narodowym i wykładowcą w prestiżowym Collège de France. Zauważmy, ze słowo "męstwo" w wielu językach słowiańskich zarezerwowane było dla mężczyzn, podczas gdy w języku staronordyckim, jako "móðr", a także w późniejszych, poszczególnych językach skandynawskich, słowo to semantycznie "nie ma płci", było cechą tak męską, jak i kobiecą. Nawet sam poeta powiedział o Grażynie: "bohater z ducha", tak jakby w jego czasach nie było jeszcze w użyciu dziwnego słowa "bohaterka".

Z dostępnych źródeł historycznych wynika, że  w odróżnieniu od wczesnośredniowiecznych Skandynawek, pozycja społeczna kobiet wśród Słowian, zresztą także w zachodniej Europie, była niższa. Mąż posiadał nad żoną pełniejszą władzę. Nasz XII-wieczny dziejopisarz - moralista Wincenty Kadłubek tak oceniał naturę kobiet: "Cóż więc z pośród wszystkich stworzeń żyjących jest najdziksze? Odpowiedział: to, co spośród wszystkich jest najłagodniejsze, wskazując na niewiastę" (Quod ergo animantium omnium est atrocissimum? Respondit: quod omnium est mansuetissimum, feminam significans). I dalej, doceniając: "Niewiasta rzadko dobra, lecz która dobra – korony godna" (Femina raro bona, sed quae bona digna corona), oraz, przestrzegając: "Nie łatwo panować nad żoną, skoro raz jej pozwoli się zapanować" (Non enim facile de uxore triumphatur, que semel triumphasse permittitur).
 
Zapewne wyższym prestiżem cieszyły się Słowianki wychodzące za mąż za Wikingów. Ojcom córek swatanych z wojami gwardii wareskiej Mieszko I płacił wielkie sumy, jak odnotował Ibrahim ibn Jakub. Po co najmniej kilka żon posiadali książęta słowiańscy (lub raczej słowiańsko-warescy) przed przyjęciem chrztu: ruski Włodzimierz I Wielki, pomorski Warcisław I, polański Mieszko I.

Jeszcze na początku XX wieku w Rosji północno-zachodniej (Karelia) etnografowie znajdowali wśród lokalnych społeczności ozdobne łyżeczki do higieny uszu, zwane "kopouszka", "uchowiertka", a w dzisiejszym rosyjskim "uchoczystka", białoruskim "kapawuszka", w języku angielskim kilka synonimów określenia "ear pick", we francuskim "cure oreille", w niemieckim "Ohrlöffel", a w naszym języku brak chyba krótszego i jednoznacznego określenia, niż "łyżeczka do czyszczenia uszu", przez niektórych badaczy określona bardziej naukowo, nie wiem, czy przez to bardziej precyzyjnie - "zgłębnik służący do czyszczenia uszu". Oto wyobrażenie średniowiecznej damy zajętej higieną uszów (źródło: mir-i-my).

W wczesnośredniowiecznej Europie (do końca XI wieku) znany i praktykowany, a mocno zwalczany przez Kościół, był rodzaj pozakościelnego ślubu, zwany z łacińska "more danico", czyli "po duńsku, na sposób duński". Forma takiego ślubu wywodziła się z wikińskiej, pogańskiej tradycji ślubu "cywilnego", czyli publicznego, z wieloma świadkami, którzy z (najczęściej) braku formy pisemnej aktu ślubnego swoją obecnością, sankcjonowali wzajemną wolę zawarcia małżeństwa i powstałe zobowiązania małżonków.

Tradycja "more danico" dopuszczała także wielożeństwo (czasami przez niektórych historyków mylnie wyłącznie z tym utożsamiana) - jeżeli Wikinga na kolejne żony i na utrzymanie wszystkich dzieci było stać. To stąd, według wielu badaczy, rodziła się ich aktywność w gromadzeniu bogactwa wszelkimi skutecznymi sposobami, w tym więc i z zamorskich rabunków. Wielożeństwo praktykowali Wikingowie na terenach przez nich kontrolowanych, nawet po przyjęciu chrześcijaństwa (np. w Normandii).

Paradoksalnie, mimo konkubinatów praktykowanych wśród Wikingów, pozycja społeczna kobiety była już w ówczesnej Skandynawii wysoka, wyższa niż w kontynentalnej Europie, czego potwierdzeniem jest pęd Wikingów za kosztownymi i wysublimowanymi artystycznie ozdobami, którymi obdarowywali swoje kobiety. Dla nich dzieci zrodzone od wielu żon były traktowane równorzędnie i uznane w społecznościach wikińskich za zupełnie legalne, a które Kościół uważał za bękartów, bastardów. W małżeństwie "po duńsku" zrodzili się m.in. dwaj książęta normandzcy - Ryszard II Dobry i Wilhelm Zdobywca, zwany przez kościelnych kronikarzy Wilhelmem Bękartem.

Jeżeli zgodzimy się, że tkactwo było profesją par excellence kobiecą, to i warto tutaj zauważyć, że dzięki wikińskiemu handlu na ziemie polskie docierały masowo, sprowadzane z naddnieprzańskiego Owrucza, przęśliki tkackie. Były one ekskluzywną alternatywą dla sporządzanych lokalnie, glinianych przęślików. Produkty te, wykonane z różowo-brązowego, naturalnego kamienia pyrofillitowego, poszukiwane były nie tylko ze względów estetycznych, ale przede wszystkim praktycznych -  z uwagi bowiem na gładkość powierzchni przęślika, nie zahaczały one włókien przędzy. Do tej pory odkryto w Polsce ponad 800 sztuk tego rodzaju zabytków. Ruscy Waregowie handlowali przęślikami z Owrucza także z krajami Wschodu, na przykład z odległą o półtora tysiąca kilometrów od tego grodu nadwołżańską Bułgarią Kamską. Oto jeden z takich okazów (foto: Muzeum Okręgowe w Sandomierzu).


Przęślik to ciężarek nanizany na jeden koniec wrzeciona (drewnianego pręta), używanego do ręcznego (a nie na kołowrotku) wykonywania przędzy z lnu i wełny. Przęślik, czyli okółek wrzecionowy, pełnił funkcję koła zamachowego, dzięki któremu przyspieszone wrzeciono obracało się długo i szybko, co było niezbędne do mocnego i równomiernego skręcenia pasm włókien wyciąganych z kądzieli (pęka włókien). 


Istnieją dowody archeologiczne by sądzić, że kobiety bardzo ceniły przęśliki z Owrucza. Były one przez właścicielki oznakowane, aby przypadkowo, w trakcie spotkań prządek, ich nie „zamienić”. Na X-wiecznym przęśliku, odnalezionym w Wyszgorodzie pod Kijowem, zachował się napis: „Wrzeciono Potworiny” (Потворине пряслень). Na innym, z XIII wieku, zapewne podarowanym przez mężczyznę swojej dziewczynie, wydrapano na nim starannie: „pannie młodej - pan młody” (невесточь – невестин). Oto rysunki tych zabytków (źródło: M. Semienowa, Русь Изначальная).

Oto scena z prządkami przy kądzielach z runą (ostrzyżoną wełną owczą), trzymającymi w prawych dłoniach, wirujące wrzeciona, zakończone przęślikami (rys. S. W. Wicharew, motyw z poematu A. Puszkina "Bajka o carze Sałtanie").


W literaturze staronordyckiej jest wiele wątków i przedstawień kobiety w jej różnorodnych rolach społecznych, politycznych a nawet wojennych. W sagach islandzkich kobieta występuje często jako spiritus movens - duch sprawczy, motywujący mężczyzn do działania, nie zawsze łagodnego. Islandzka mediewistka, dr Jóhanna Katrín Friðriksdóttir, zauważa wręcz, że "podżeganie innych do przemocy i zemsty jest tym, co czynią kobiety z sag" ("Women in Old Norse literature", 2013). Autorka przytacza dawne powiedzenie Normanów: "zimna jest rada kobiety" (kǫld eru kvenna ráð). Przetrwało ono również w języku staroangielskim: "Wommenes conseils been ful ofte colde" ("Canterbury Tales", VII: 3256). Dzisiejsza antynaukowa i antyspołeczna propaganda "cancel culure" przykleja temu powiedzeniu łatkę "antyfeminizmu".

Najwyżej usytuowane w hierarchii społecznej wikińskie kobiety były nie tylko damami dworu, ale zajmowały wysokie stanowiska polityczne, były wojowniczkami - rycerzami (rzadziej), a także zajmowały się handlem i wyprawami zamorskimi. Wskazuje na to na przykład należąca do kobiet około połowa grobów z wagami, odważnikami i portmonetkami w emporium handlowym w Birce oraz w mniejszym stopniu w Estonii. W poselstwie Waregów do Konstantynopola w AD 945 była m.in. kobieta o imieniu Thorsfrid oraz rycerze - mężczyźni, reprezentujący interesy kobiet: Isgaut był przedstawicielem księżnej Olgi, Kanitzar - Przedsławy, a Sigbjorn - Swanhildy. Zasadniczo Goci (wyspa Gotlandia z własną kulturą i językiem była stosunkowo niezależna od Szwecji, chociaż płaciła trybut, do XIV wieku) i Szwedzi nie zabierali swoich kobiet w podróżach do Rusi i na Wschód, co sprzyjało ich mieszaniu się etnicznemu z lokalnymi Słowiankami i ich szybkiej slawizacji.

Dodajmy, że jeszcze przed epoką Wikingów w nordyckiej kulturze rodzina i kobieta były społecznie chronione. Lombardzki król Grimoald I (to zlatynizowane germańskie imię Grimwald) w AD 668 dodał do tzw. edyktu Rotariego (germ. Chrothar) kilka rozdziałów, w tym m.in. ten, w którym ustalono dla mężczyzny znaczącą karę pięciuset solidów za prawnie nieuzasadnione porzucenie żony.


Oto powyżej replika łyżeczki do higieny uszu - jednego z takich artefaktów, znalezionego w X-wiecznym grobie bogatej kobiety w szwedzkiej Birce (grób 973). Łyżeczka z rękojeścią ma długość 7.8 cm i zakończona jest zawieszką. W grobach wikińskich kobiet znajdowane są zestawy przyborów toaletowych (w połączeniu na przykład z nożyczkami do obcinania paznokci i szczypcami do epilacji), które połączone zawieszką na kółku stanowiły formę broszki.

O nadzwyczajnej, na tle wczesnośredniowiecznej Europy postkarolińskiej, higienie Wikingów mówią nie tylko liczne świadectwa archeologiczne i sagi islandzkie, ale i współczesne im wzmianki obcych kronikarzy. Wspominam o tym w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy".

Co prawda X-wieczny arabski podróżnik Ahmad Ibn Fadlan bardzo krytycznie ocenił sposób praktykowania higieny przez Wikingów z Rusi (Rūsiyyah), pisząc: "Codziennie muszą oni myć swoje twarze i głowy, a czynią to w najbardziej brudny i niechlujny z możliwych sposobów; mianowicie każdego dnia służąca dziewczyna przynosi swojemu panu wielką misę wody, a ten myje swe ręce, twarz oraz włosy grzebieniem nurzanym w wodzie". Dalszy tekst kronikarza o myciu się w tej samej wodzie kolejnych osób, które do niej plują i wycierają nos, nie wydaje się wiarygodny, a ma służyć moim zdaniem spotęgowaniu obrzydzenia arabskiego czytelnika wobec "brudu" innowierców z Rusi. Nazywał on Waregów "najbrudniejszymi istotami, jakie stworzył Allah". 

Faktem jednak jest, że standardy higieny w świecie arabskim były wyższe, aniżeli w średniowiecznej Europie, co wynikało nie tylko z ich wyższej wówczas kultury, ale i z rytualnych wymogów religijnych. Religia islamska nakazuje bowiem pobożnemu muzułmaninowi myć się pięć razy dziennie przed każdą modlitwą, tylko pod bieżącą wodą, w strumieniu lub z polewającego naczynia. Z kolei w chrześcijańskiej, wczesnośredniowiecznej Europie higiena osobista była często traktowana jako zbędna przesada i zbytek praktykowany przez najwyższe elity, z którego w tradycji niektórych zakonów nie wypadało zbyt często korzystać. Benedyktyni na przykład traktowali niemycie się przez długi czas jako formę ascezy - "przybliżania się do Boga". Kiedy w 1236 roku Ferdynand III Święty zdobył islamską Kordobę, w mieście było około 300 łaźni publicznych. W tym czasie w Paryżu było ich około 30, a wiek później w Krakowie jedenaście.

Dodajmy, że średniowieczna europejska "biblia" zdrowego stylu życia Tacuinum Sanitatis powstała na podstawie dzieła napisanego w połowie XI wieku w Syrii, przez irackiego lekarza Ibn Butlana "Tablice zdrowia" (Taqwin al‑sihha); jest ona faktycznie rozszerzonym tłumaczeniem tego dzieła.  W tamtych czasach higiena osobista stała na najwyższym poziomie nie w Europie zachodniej, ale wśród Arabów, Żydów, Turków i Wikingów. To dopiero w czasie wypraw krzyżowych do Syrii Europejczycy mogli szerzej zapoznać się z pierwowzorem dzisiejszego mydła, tak zwanym "mydłem z Aleppo (Halab)", innym od dotychczas wyrabianego w Europie (tradycja celtycka), a niezmiernie rzadko stosowanego, z tłuszczu zwierzęcego (łoju) i popiołu. 

Mydło znane było z Bizancjum i powszechnie używane przez Wikingów. Nie chodziło w tym przypadku tylko o utrzymanie czystości ciała, ale - dzięki temu, że w mydle zawarty był, działający jak wybielacz ług (rozpuszczony popiół drzewny) - dla upiększenia urody, wybielali swoje brody  i włosy na głowie. Dzięki arabskiej obecności we wczesnym średniowieczu na Półwyspie Iberyjskim i Półwyspie Apenińskim, to z Hiszpanii (mydło kastylijskie) i Italii eksport i znajomość mydła zaczęła rozszerzać się po Europie. 

Dzisiaj, w dobie zwiększonej wśród współczesnych społeczeństw świadomości o roli higieny osobistej w utrzymaniu zdrowia, powraca się do oryginalnej, alepiańskiej formuły produkcji prozdrowotnego mydła, pozbawionego trujących i drażniących skórę "upiększaczy" i tłuszczy zwierzęcych, które zmniejszają koszty produkcji, a zwiększają sprzedaż i zyski koncernów chemicznych. Jednym z dostępnych na rynku mydeł alepiańskich jest produkowana w Syrii "Alepia", zawierający 25% olejku laurowego.


I tego rodzaju mydło, wytwarzane ręcznie, oferowane w sklepie arabskim (fotografie własne). Jest to mająca siedzibę w Aleppo marka pod nazwą "Pawilon Królowej" (بافيون الملكة), pod którą produkuje się mydło alepiańskie na bazie oleju z owoców i liści drzewa oliwkowego i drzewa laurowego.


Nie tylko orientalna higiena i medycyna górowała we wczesnym średniowieczu nad europejską, ale także tamtejsza nauka i technika. Z Syrii pochodziło nie tylko sławne w Europie mydło alepiańskie, ale jeszcze bardziej sławna i pożądana stal damasceńska. Na marginesie: w AD 1138 - roku śmierci Bolesława Krzywoustego, przed jednym z największych odnotowanych trzęsień ziemi na świecie, jakie nawiedziło i całkowicie zniszczyło Aleppo, miasto to liczyło tyle mieszkańców co Warszawa w połowie XIX wieku. Kataklizmy o podobnych skutkach przynieśli Warszawie w XX wieku i Aleppo w XXI wieku już tylko ludzie.

Powróćmy do wczesnopiastowskiej Wielkopolski. Na starym szlaku wiodącym z Wolina i Szczecina do Poznania, nad brzegiem Noteci istniał w X wieku gród graniczny o słowiańskiej nazwie Drzeń (znane też nazwy "Drizina", "Drecen", "Driesen", "Dersen", "Droczen", "Dirzen", "Drezen", "Dirczen", "Drczen", "Drdzen"), a dzisiaj Drezdenko. W pobliżu grodu położone było wzniesienie o nordyckiej nazwie Holm, spolszczanej na Cholm, Chołm lub Chełm. Holm to stara normańska nazwa wzniesienia, otoczonego zwykle przez mokradła. Taka jest też geneza nazwy miasta Chełm na Lubelszczyźnie (nazwa staroruska: Холм), Chołm (staroruski: Холм) nad rzeką Łować w Rosji - na starym szlaku wikińskim "Od Waregów do Greków", czy też Chełmu Gryfickiego na Pomorzu  (o nazwie Cholm villas w dokumencie z AD 1217). Piszę o tym dlatego, aby wskazać na ścisłe we wczesnym średniowieczu związki kulturowe i osadnicze pomiędzy Słowianami i Normanami na terenach nie tylko Rusi, ale Pomorza i Wielkopolski.

Otóż na wydmowym wzgórzu o nazwie Holm, obok nadnoteckiego grodu Drzeń, na styku wpływów Polan, Pomorzan i Wikingów, został zakopany w połowie XI wieku skarb, który między innymi zawierał, wykonane w formie srebrnych zawieszek, dwa zestawy przyborów toaletowych. Oto powyżej one (źródło: J. Slaski, S. Tabaczyński - "Wczesnośredniowieczne skarby srebrne  Wielkopolski", 1959). Skarb zawierał też dwa srebrne łańcuchy, z zakończeniami w kształcie głowy węża. Nasi badacze uznają (szkoda, że bez bliższej analizy kulturowej) "jeden za skandynawski, drugi za bizantyjski" (A. Gieysztor "Kultura artystyczna przed powstaniem państwa polskiego" w książce "Dzieje sztuki polskiej", Tom 1, 1971). Należy żałować, że historycy sztuki nie wracają do odkrycia z Chełmu Drezdeneckiego i nie publikują ani studiów ikonograficzno-kulturowych tych zabytków, ani nawet bardziej dbale wykonanych ich zdjęć. Nie ma się czym chwalić, boć nie polskie, jak byśmy chcieli?


A jednak możemy tutaj szczęśliwie zaktualizować powyższy ustęp, bowiem dzięki publikacji pana Marka Krydy "The Viking Age Amulet Box with the Goats of the God Thor from Biskupin, Poland", Viking Poland Project, Santa Clara, Ca. 2021, mamy dostęp do powyższej, archiwalnej fotografii całego skarbu srebrnego z Chełma Drezdeneckiego, będącego w zbiorach Museum für Vor- und Frühgeschichte, Berlin. Marek Kryda, niezależny badacz roli Wikingów w Polsce pierwszych Piastów, jest autorem wydanej w 2019 roku książki "Polska wikingów" (część I), która "przewraca do góry nogami historię, którą znamy z podręczników" (Główna Księgarnia Naukowa w Krakowie). Polecam wszystkim czytelnikom ceniącym zdolność samodzielnego myślenia.


Przywołajmy tutaj amulet z Birki, zwany też "zawieszką z Björkö" (foto powyżej: Gabriel Hildebrand, 2013). Jest to srebrna płytka o wymiarach 1,78 x 1,58 cm. Zabytek znaleziony, obok innych srebrnych ozdób pochodzenia orientalnego, w IX-wiecznym skrzyniowym grobie kobiecym na wyspie Björkö obok Birki, zawiera napis runiczny - zaklęcie. Według ostatniej próby jego przetłumaczenia, podjętej przez Sofię Pereswetoff-Morath w artykule "En nytolkning av Birka-amuletten" (Futhark: International Journal of Runic Studies, 2021, Vol. 11) i za polskim tłumaczeniem Agnieszki Świątek-Brzezińskiej ("Amulet z Birki") jego treść jest następująca: "Niech to zaczaruję: moc jest blisko (albo: to co jest blisko [zawieszki] to moc). Nie zniszcz (albo: nie zgub, nie zapomnij) magicznej wiedzy. Wyrządzam szkodę prześladowaniu / okolicznościom (które) tobą zawładnęły".

W internecie pojawia się coraz więcej artefaktów archeologicznych w nielegalnym obrocie handlowym. Jednym z nich jest zaprezentowany obok wykonany z brązu, należący zapewne do kobiety wikińskiej, ozdobny zestaw przyborów, nazwany w ofercie sprzedaży na portalu ebay "amulety wikińskie z brązu". W opisie zabytku poinformowano, że został znaleziony na Ukrainie i składa się z zawieszek i amuletów, służących do odprawiania czarów i zaklęć przez kobiety wikińskie, a zestaw ten datowany jest na okres około AD 800-1000. W mitologii nordyckiej postacie kobiet (szamanka Völva, boginii miłości i magii Freja) odgrywają ważną rolę w tworzeniu przepowiedni, w ziołolecznictwie i różnych form magii.

Wróćmy do przyborów toaletowych i piśmiennych używanych przez wikińską arystokrację. Oto, obok rylców do pisania na tabliczkach woskowych (a niektóre, być może, do czyszczenia paznokci), widok z dwóch stron egzemplarza łyżeczki do uszu z X-wiecznej Starej Ładogi na Rusi (źródło: A. Fetisow 2014 "​Gigiena i tualetnye prinadlezhnosti rannego srednevekovya").



W poemacie "Reginsmál" z IX-wiecznego zbioru "Edda Starsza" podkreślona jest potrzeba regularnej pielęgnacji ciała: "Uczesanym i umytym każdy myślący człowiek winien być, a o poranku odżywionym, bowiem nie można przewidzieć gdzie się on znajdzie ku wieczorowi". Przeczy to, przynajmniej wobec Wikingów, wyrażanym niekiedy przez naszych archeologów i historyków poglądzie, że wczesnośredniowieczne grzebienie (nota bene, chyba najczęściej wydobywane wikińskie artefakty) służyły raczej do wyczesywania z brudnych wikińskich głów i bród insektów, aniżeli do dbania o fryzurę. W ten oto sposób grzebień stał się w ich oczach nie potwierdzeniem dbałości o higienę i wygląd zewnętrzny, ale "dowodem w sprawie" na brak higieny u Wikingów. Temu nadal popularnemu wśród wyznawców barbarzyńskości Wikingów stereotypowi (w odróżnieniu od jakoby bardziej cywilizowanych innych Europejczyków) przeczy m.in. taka oto wzmianka o pewnym Wikingu, u Saxo Gramatyka: "Gdy będzie tak siedział i fryzował głowę, zajęty anegdotami i opowieściami, głaskał brodę i czesał swe włosy, wtedy jest czas, by wbić miecz w jego serce, bowiem gdy ktoś ma głowę tak zajętą, nie myśli o niebezpieczeństwie".

O dbałości o wygląd zewnętrzny Wikingów, nie mówiąc już o potwierdzonej zabytkami ich wysokiej estetyce artystycznej, świadczy na przykład ten oto fragment z poematu Hávamál, z tego samego zbioru: "Umyty i nakarmiony winien mężczyzna na zgromadzenie jechać, choćby nie był dobrze ubrany; nikt nie powinien wyrażać wstydu z powodu jego butów lub spodni, ani jego konia, jeżeli nie ma dobrego" (Ţveginn og mettur, ríđi mađur ţingi ađ, ţótt hann sé-t vćddur til vel. Skúa og bróka skammist engi mađur né hests in heldur, ţótt hann hafi-t góđan). Tekst ten jednak nie zachęca, ani nawet nie usprawiedliwia niechlujstwa zewnętrznego, a jedynie sugeruje wyrozumiałość wobec osób czysto, chociaż biednie ubranych, biorących udział w zgromadzeniu (Thing). Od czasów Wikingów sobotę nazywa się w Skandynawii laurdag (laugardagr), lørdag lub lördag, co oznacza "dzień mycia, prania". Wikińska nazwa soboty przetrwała także w języku estońskim: laupäev, pochodząca od słowa lauga - myć, kąpać się.

Wspomniany wyżej kronikarz Ibn Fadlan zwraca uwagę na silne, umięśnione postury Wikingów: "Nigdy nie widziałem ludzi o doskonalszej budowie ciała.  Są oni jak palmy daktylowe, a ich skóra jest czerwonawa". Jeszcze w XIII wieku benedyktyński mnich Jan z Wallingford wspominając tak zwaną Masakrę Dunów w Anglii w dniu św. Briktiusa, jaka miała miejsce równo 1014 lat temu, czyli 13 listopada 1002 roku, mając na myśli kobiety angielskie, biadał nad tym, że: "Dunowie, przez swój zwyczaj codziennego czesania włosów, cosobotnich kąpieli i częstej zmiany ubrania, zdołali przyciągnąć uwagę i uczynić swymi nałożnicami zamężne kobiety, a nawet córki stanu szlacheckiego".

Oto jeszcze jeden rodzaj łyżeczki do higieny uszu, pochodzący z X wieku, wykonany w brązie z filigranową główką i z zawieszką, jaki znaleziono w Gedehaven, na duńskiej Zelandii (w zbiorach Nationalmuseet, Kopenhaga). Wikińskie kobiety nosiły te artefakty jako ozdoby zawieszone u szyi, dla podkreślenia swojego zamożnego stanu.


Powstaje pytanie, w jakich okolicznościach i z jakiego kierunku, elity wywodzące się jakoby z "ubogiego wieśniaka" - jak określił go Gall Anonim, z prostego chłopa Piasta-oracza i jego żony Rzepki po dwóch, trzech pokoleniach mogły zdobyć się na wyższą formę higieny, jaką wówczas musiało być dbanie o czystość uszu; a tym bardziej - na nabywanie tak luksusowych, czasami bogato inkrustowanych utensylii, jak łyżeczka do uszu. Nie możemy chyba przyjąć, że Polanie "od zawsze" mieli podwyższone i wysublimowane zasady higieny osobistej, skoro tego rodzaju artefakty pojawiły się na naszych ziemiach (poza tak zwanym okresem wpływów rzymskich) wraz z Wikingami. 

Pamiętajmy, że jeszcze po dwóch wiekach cywilizowania Saksonii cesarz Otton III zauważał wśród swoich ziomków i nie znosił "saksońskiego prostactwa" (saxonicani rusticitatem), a widelec - jako sztuciec osobisty (sztućca kuchennego używano już w czasach antycznych), rozpowszechnił się na europejskich stołach dopiero kilka wieków po jego wprowadzeniu u schyłku X wieku przez księżniczkę bizantyńską Teofanu na dwór cesarza Ottona II.

Zawarty w wyniku oblężenia Konstantynopola przez wareskiego księcia Nowogrodu Olega Mądrego (Helgi) pomiędzy Rusią i Bizancjum w AD 907 traktat pokojowy gwarantował ruskim Wikingom swobodny dostęp do łaźni publicznych w Bizancjum, jak określił to kronikarz Nestor w "Powieści lat minionych"  - "tak często, jak oni chcieli". Był to efekt ataku Waregów na stolicę Bizancjum w tymże roku, jak opisał kronikarz Nestor: " [...] Poszedł Oleg na Greków, Igora zostawiwszy w Kijowie; wziął zaś ze sobą mnóstwo Waregów i Słowian,[...] I z tymi wszystkimi poszedł Oleg na koniach i na korabiach; i było korabi w liczbie dwóch tysięcy. I przyszedł pod Carogród; Grecy zaś zamknęli sund, i gród zamknęli. I wyszedł Oleg na brzeg, i począł łupić, i mnóstwo zabójstw uczynił Grekom w okolicy grodu. I zburzono mnogie pałace, i cerkwie popalono ...". Zwróćmy uwagę na użyte przez kronikarza ruskiego staronordyckie słowo "sund", oznaczające cieśninę, zatokę.

"Rogowe łyżeczki spotykamy dość często na terenie Rusi Kijowskiej, od Kijowa na południu (skąd pochodzi większa seria takich zabytków) po Nowogród na północy. Występują one także w mniejszych ośrodkach, jak np. Dźwinogród (obecnie Zvenigorod, koło Lwowa). Zabytki z Nowogrodu datowane są na drugą połowę wieku XI – lata siedemdziesiąte XII. wieku. Reasumując, bardzo bliskie analogie dla tego typu zabytków znane są z ziem ruskich i datowane zasadniczo na wiek XII." - to cytat z pracy R. Wołoszyna et al.: "Przyczynek do  studiów nad Grodami Czerwieńskimi. Rogowa łyżeczka z Czermna z badań wykopaliskowych w 2015 roku" w: "Fines testis temporum", 2017. Oto pochodząca z tej ksiązki (po edycji) ilustracja łyżeczki  higienicznej z Czermna. Zabytek datowany jest jako nie młodszy niż (terminus ante quem) z pierwszej połowy XIII wieku.


Jeżeli zgodzimy się, że zasady higieny i utensylia rozpowszechnili w Polsce piastowskiej raczej przybyli z Rusi Wikingowie, lub pewniej ich potomkowie, aniżeli "łacińscy" Europejczycy, to winniśmy uwzględnić ewentualność, że łyżeczka do higieny uszu trafiła do grodu poznańskiego wraz z przybyłą tutaj ze Skandynawii lub Rusi żoną Wikinga. Drugą możliwością jest, że Wiking podarował ten luksusowy przedmiot żonie - Słowiance, a trzecią że sam go używał. Oto znajdowane niemal w całej Europie, typowe dla wielu grobów wikińskich, artefakty służące higienie (foto: Viking Exhibition, The Field Museum, Chicago 2015).


O względnym zacofaniu poziomu higieny w Europie kontynentalnej we wczesnym średniowieczu wobec świata orientalnego i Wikingów już wspominaliśmy. Zainteresowani - jeżeli znają tylko języki obce, a nie polegają na w dużym stopniu zmurszałej polskiej historiografii i jej młodych adeptach (patrz niżej), mogą w czasach demokratyzacji wiedzy, jaką przyniósł internet, łatwo dotrzeć do bogatych, a przy tym weryfikowalnych zasobów źródłowych. Trudno tym razem będzie naszym archeologom "ustalić" ponad wszelką wątpliwość, że kościana łyżeczka do uszu trafiła do Poznania na przykład z  ulubionego przez nich "warsztatu bawarskiego". 

Chociaż kto wie? Nie z takimi przypadkami "poradziła sobie" nasza historiografia. Są tacy badacze przeszłości, dla których "epoka Wikingów" nie istniała: "Okres zaczynający się na przełomie VIII i IX i trwający do ok. 1066-1085 r. w historii Europy przyjęło nazywać się epoką wikingów. ... Czy rzeczywiście jednak możemy mówić o takiej epoce? Nie ulega wątpliwości, że charakter i zasięg wypraw łupieżczych wikingów w tym okresie robi wrażenie. ... Trzeba jednak jasno podkreślić, że jako fenomen epoki średniowiecza wyprawy te nie zmieniły biegu europejskiej historii i w wypadku innych państw europejskich nie można mówić o epoce wikingów" (Marcin Sałański, 2015, Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego). 

Fakt, że epoka Wikingów miała na niektóre "państwa europejskie" większy, a na niektóre (wiele z nich jeszcze nie istniało) mniejszy wpływ, tak jak epoka ta nie miała prawdopodobnie żadnego wpływu na życie Papuasów, nie oznacza, że takiej epoki nie było i że nie wpłynęła ona na bieg europejskiej historii. O tych manowcach, po których błądzą niektórzy nasi historycy wspomniałem w artykule "Nadchodzą Wikingowie". Trzeba było tysiąca lat, które minęły od "mieszkowej łyżeczki", aby w Polsce tego rodzaju instrument do higieny uszu pojawił się w sprzedaży, w nowoczesnym już wzornictwie (źródło: allegro.pl). Nie wiedząc, jak ten instrument nazywano na dworze Mieszka I (może kopouszka - kopać w uchu?), po upływie tysiąca lat, oferowany jest dzisiaj pod swojską, jakże polską i zwięzłą nazwą: "Cleaner do czyszczenia wosku w uszu".


Nie rozwijając tutaj tematu spuścizny po cywilizacji wikińskiej zwróćmy chociażby uwagę na wpływ epoki Wikingów na ukształtowanie się języka angielskiego, dzisiejszej światowej lingua franca (rodzaj żeński). Zauważmy, że w wyniku najazdu normandzkiego księcia Wilhelma Zdobywcy na Anglię w AD 1066 - potomka wikińskiego wodza Rolfa (Rollona), pierwszego księcia Normandii, przez kolejne trzy wieki cała klasa arystokratyczna w Anglii mówiła w języku staronormandzkim, czyli dialektem francuskiego, przekształconym w język anglo-normański, który stał się językiem oficjalnym elit rządzących i językiem literackim.  

Wpływ normański i nordycki na uformowanie się języka angielskiego jest jeszcze większy, gdy uwzględnimy przeniesienie wielu słów do Anglii bezpośrednio z tradycji skandynawskiej, za pośrednictwem zasiedlających Anglię od V wieku takich plemion, jak Jutowie i Anglowie, a także - kilka wieków później, przez Wikingów duńskich i norweskich. Przykładowo, dzisiejsze angielskie nazwy dni tygodnia pochodzą bezpośrednio od bohaterów mitologii nordyckiej: Monday – Manadagr (od Mani - boga księzyca), Tuesday – Tysdagr (od Tyra - boga miecza), Wednesday – Odinsdagr (od Odina - boga wojny), Thursday – Þórsdagr (od Thora - boga burzy i piorunów), Friday – Frjadagr (od dwóch nordyckich boginii: Freya, władającą miłością, płodnością i magią oraz Frigg - opiekunką rodziny), Saturday – Laugardagr (od Lokki - boga - wilkołaka), Sunday – Sunnudagr (od Sol - boginii słońca). 

Z kolei nordyckie dni tygodnia wywodzą się z jeszcze starszej mitologii greckiej, w której dni te oznaczono nazwami planet i imionami bogów: poniedziałek –  Artemida, wtorek – Ares, środa – Hermes, czwartek – Zeus, piątek – Afrodyta, sobota – Kronos, niedziela – Apollo. Za Grekami w podobny sposób nazwali dni tygodnia Rzymianie.

W zaliczanym do germańskich języku angielskim, do dzisiaj więcej jest w nim słów pochodzenia francuskiego, niż germańskiego (w tym znaczna część - nordyckiego). W wyniku migracji od początku V wieku n.e. na Wyspy Brytyjskie duńskich plemion Jutów i Anglów oraz późniejszej inwazji i kontroli w latach 878-954 przez duńskich Wikingów połowy terytorium Anglii (tzw. Danelaw), znaczący, bo około 40-procentowy udział w zasobie leksykalnym germańskiej części języka angielskiego (tzw. Middle English) ma język staronordycki. Nadawane w Anglii przez Normanów pierwsze tytuły feudalne zwane były po nordycku "jarl", przekształcone dotrwały do dzisiaj pod terminem "earl".

Jak głęboka w Normandii, w ciągu ponad siedmiu dekad na przełomie XI/XII wieku, nastąpiła integracja etniczno-kulturowa i językowa wikińskich Skandynawów z ludnością miejscową, świadczy porównanie opisu tego ludu zamieszkującego Normandię w "Historii Normanów" Amatusa z Monte Cassino z 1080 roku z "Księgą Rogera" al-Idrisiego z 1155 roku, o czym wspominam w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy". Proces ten odbywał się tak prędko zapewne w dużym stopniu dzięki wysokiemu statusowi lokalnych żon w rodzinach Wikingów, które stając się matkami sprzyjały utrwalaniu w rodzinach mieszanych języka wernakularnego i zanikaniu języków nordyckich w Normandii. Także znana łatwość adaptacyjna normańskich przybyszów do lokalnych warunków kulturowych przyśpieszała cywilizacyjne stapianie się obu środowisk. Do dziś w języku duńskim przetrwało przysłowie:  Zachowuj się zgodnie ze zwyczajami kraju, w którym jesteś, albo go opuść" (Skik følge eller land fly). Podobny przebieg fuzji etniczno-kulturowej i językowej pomiędzy lokalnymi plemionami słowiańskimi, a współosiedlającymi się we wczesnym średniowieczu Normanami miał zapewne miejsce na Pomorzu i Połabiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz