21 listopada 2016

Pomorscy Goci nad Parsętą i Dnieprem

Powróćmy do podjętego w artykułach "Pomorski szlak nad Morze Czarne od Gotów do Wikingów", "Parsęcianie przed powstaniem państwa pomorskiego" oraz "Polanie wielkopolscy znad Dniepru" tematu starożytności na terenach leżącej w dorzeczu dolnej Parsęty gminy Manowo. Przywołany tam prehistoryk Władysław Łęga, po wieloletnich badaniach nad prehistorią Pomorza doszedł do wniosku, że zabytki pomorskie potwierdzają ciągłość osadniczą pewnych grup ludności począwszy od czasów schyłkowej epoki brązu po wczesne średniowiecze. Te same dowody archeologiczne doprowadziły Józefa Kostrzewskiego - według jego tak zwanej koncepcji autochtonicznej, a za nim wszystkich "patriotycznych" historyków, do wniosku, że ta niekwestionowana płynna ewolucja kulturowa istotnie potwierdza ciągłość zamieszkania Pomorza, jednakże tą ludnością co najmniej od tysiąca lat przed naszą erą są Słowianie, na których to tereny przejściowo "wtargały" grupy obcej ludności.

Stąd mylnie przypisali słowiański rodowód kulturze łużyckiej, a właściwie zespołowi kultur z epoki brązu z okresu między XIV a V wiekiem p.n.e., a także utrwalili popularny od średniowiecza pogląd o słowiańskim pochodzeniu, osadzonych od początków IV wieku p.n.e. w Wielkopolsce i na Śląsku, znanych z ataków na Cesarstwo Rzymskie, Wandalów. O "spolonizowanych" Wandalach, którym przewodził Mieszko I, Dux Wandalorum, wspominam w artykule "Emporia wikińskie wśród Słowian". Oto mapa Cesarstwa Rzymskiego i europejskiego Barbaricum około AD 125.


Teorie te budowane były na wątłym fundamencie utożsamiania przez niektórych archeologów pojęcia kultury archeologicznej z plemieniem, ze wspólnotą etniczną. Te niestabilne naukowo podwaliny przejęte zostały z kolei przez niektórych historyków, fałszywie stawiających znak równości między plemieniem a tworzącym się na określonym terenie państwem, podczas gdy w rzeczywistości powstanie każdego europejskiego państwa, w tym Niemiec, Francji, Włoch, Anglii, Hiszpanii itd. dokonywało się w oparciu o konglomerat różnych plemion, niekoniecznie jednorodnych etnicznie, ale połączonych określoną wspólnotą kulturową.

To nie plemiona - fałszywie przez historyków modelowane jako jednolite etnicznie i rasowo, ale - jak wskazuje historia choćby narodów wyżej wymienionych, akumulacja bogactwa i władzy politycznej wśród elit, a następnie w części wymuszona, a w części dobrowolna integracja i asymilacja społeczno-kulturowa współegzystujących na określonym terenie plemion, była najsilniejszym czynnikiem państwowotwórczym. Żaden rozsądny badacz nie podejmie się dzisiaj określenia, które z nordyckich, wzajemnie konkurujących plemion, miałyby jako jedyne zdeterminować powstanie zalążków państw skandynawskich, już w IX wieku. Wtedy to bowiem, w relacji Ottara z Halagolandii, po raz pierwszy pojawiły się nazwy: "Denamearc" (Dania), "Sweoland" (Szwecja) i "Norðweg" (Norwegia). Jednym z kluczowych impulsów kulturowych dla rodzenia się we wczesnym średniowieczu państwowości stało się przyjmowanie przez elity rządzące chrześcijaństwa.

Plemiona północne (wobec Cesarstwa Rzymskiego) równie często wspólnie walczyły przeciwko cesarstwu, jak i wzajemnie przeciwko sobie, na przykład wojny Longobardów z HerulamiGepidami. Nie tylko plemiona należące do Słowian, czy Germanów, toczyły wojny w obrębie własnej grupy etnicznej, ale nawet oddziały tych samych plemion stawały po przeciwnych stronach frontu. Dobitnym tego przykładem była bitwa pod Châlons, w galijskiej Szampanii, w AD 451, pomiędzy Cesarstwem Rzymskim i Hunami. Cesarstwo wspierały wojska Wizygotów, Franków salickich, Burgundów, Saksonów i Alanów, a po stronie Hunów walczyli także Alanowie, Burgundowie, Ostrogoci, Gepidzi i inne plemiona wschodnio-germańskie.

Oto ekspresyjna scena batalistyczna, obrazująca Rzymian walczących z barbarzyńcami, których część historyków identyfikuje jako Gotów. Płaskorzeźba pochodzi z sarkofagu Ludovisi z około AD 250.


Plemiona nordyckie potrafiły jednocześnie znakomicie zawiązywać alianse polityczne i wojskowe, często poprzez zawierane małżeństwa, z dowolną, realną siłą polityczną w Europie, a także między swoimi plemionami. Przykładem układów międzyplemiennych był Rycymer (405-472) - nordycki generał w armii rzymskiej, pochodzący ze związku małżeńskiego między elitami politycznymi Gotów i Swebów. Połączenie tych sił pozwoliło Normanom przejąć kontrolę nad Cesarstwem Rzymskim po pierwszym zdobyciu Rzymu przez Wizygotów w AD 410. Rycymer, zwany jako Flavius Ricimer (Flavius po łacinie znaczy 'żółtowłosy, czyli blondyn') to bowiem stał się faktycznym władcą tego upadającego imperium, który wyznaczył tylko nominalnie na cesarza Libiusza Sewera (Libius Severus), piastującego ten urząd w latach 461-465.

Jak mówiłem w artykule "Emporia wikińskie wśród Słowian", sam Wincenty Kadłubek przekonany był o słowiańskim pochodzeniu Wandalów, pisząc: "... wszyscy Polacy Wandalami zostali obwołani czyli nazwani" (omnes Poloni Vandalitae sunt nominati seu appellati)Wandalowie to prawdopodobnie plemiona wschodniogermańskie pochodzenia skandynawskiego, chociaż mogły być związani także z ludami bałtyjskimi.  Niektórzy badacze wiążą kolebkę Wandalów ze szwedzką prowincją Svealand, a zwłaszcza z ziemiami wokół miejscowości Vendel. Tam powstały historyczne, a nawet mityczne posiadłości królów, zwane Uppsala øðr - domeny Uppsali. Miały one mieć swój początek od donacji boga Frejra. Tytuł "Dux Wandalorum" występuje w wielu dokumentach źródłowych nie tylko wobec Mieszka I, ale i w stosunku do książąt pomorskich i obotryckich.

Tytułami książęcymi zazwyczaj nie posługiwano się w dokumentach "na wyrost" lub przypadkowo. Tytuły te odzwierciedlały konkretne ziemie i zamieszkałe na nich ludy, poddane określonemu władcy. W odtworzonej treści XI-wiecznego epitafium wyrytego na grobowcu Bolesława Chrobrego ("Chabri Boleslai"), jaka zachowała się w XV-wiecznym włoskim dokumencie w Huntington Library, San Marino, Kalifornia (HM 1036, foliał 206v), spisane są na cześć jego pamięci takie między innymi słowa: „Inclite dux tibi laus strenue Boleslaus ... regni Sclavorum Gottorum sue Polonorum …”, często tłumaczone w następujący sposób (moje podkreślenia): "Sławny książę, chwała Tobie Bolesławie Waleczny ... królestwo Słowian, Gotów i Polan ...".

Jednakże powyższe słowo „sue” nie oznacza po łacinie polskiego spójnika „i” - jak pośpiesznie zdecydowała większość naszych badaczy, ale jest to przede wszystkim zaimek dzierżawczy "jego". W dosłownym znaczeniu słowo „jego”, w kontekście powyższej frazy, nie ma jednak żadnego sensu. 

Inni historycy tłumaczą "sue" jako zniekształconą formę słów "seu",  "siue", "sive" - wszystkie oznaczające "albo, lub, czyli". W ten sposób przetłumaczona część zdania "regni Sclavorum Gottorum seu (sive) Polonorum" brzmiałaby: "... królestwo Słowian, Gotów lub (czyli) Polan ...", powtarzam: "Gotów czyli Polan". Dla uniknięcia przyznania, że spójnik "sue" między Gotami i Polanami może oznaczać "albo, czyli, lub", ci zdeterminowani badacze gotowi są znaleźć w starej łacinie przykłady, gdzie "sue" miałoby oznaczać "i". Ale i w tym przypadku zwrot "... regni Sclavorum Gottorum sue Polonorum …” znaczyłby "... królestwo Słowian, Gotów i Polan ...", a więc niemożliwe jest pozbycie się "Gotów" jako ludu podległego Chrobremu, niezależnie czy byli oni osobną grupą plemienną, poza "Słowianami" i "Polanami", czy też byli tożsami z Polanami.

Zauważmy, że Jordanes, VI-wieczny bizantyjski historyk i biskup gocki (w polskiej Wikipedii fałszywie określony jako "rzymski"), zatytułował swoją kronikę "De Getorum sive Gothorum origine et rebus gestis", czyli "O pochodzeniu i historii Getów, czyli Gotów". Oto strona tytułowa wydania tej kroniki w 
holenderskiej Lejdzie w AD 1597, wraz z załączoną do niego hiszpańską "Historią Gotów Wandalów i Swebów" Izydora z Sewilli (560-636) oraz fragmenty dzieł Prokopiusza z Cezarei (500-560) o starożytnych siedzibach i migracjach Gotów.

W podobnym znaczeniu Stanisław Sarnicki, XVI-wieczny polski historyk, użył słowo "sive" w dziele "Stanislai Sarnicii Annales sive De origine et rebus gestis Polonorvm et Litvanorvm", a po polsku "Stanisława Sarnickiego Roczniki, czyli O pochodzeniu i sprawach Polaków i Litwinów" (podkreślenia moje). 
 
Symptomatyczne jest, że w wielu interpretacjach badaczy, użycie "Gottorum" w oryginalnym tekście łacińskim tłumaczone jest, że właściwie "autor miał na myśli" nie Gotów, ale … Prusów. Takie wyjaśnienie może mieszać w głowie, bowiem Chrobry nie był w żadnym wypadku władcą Prus, ani nawet nie ważył się nim być, zmuszony przez Prusów dwukrotnie do ugięcia się przed ich szantażem. Świadczy o tym wymuszenie przez nich na Chrobrym w AD 997 olbrzymiego okupu w złocie za oddanie ciała św. Wojciecha - straconego misjonarza i wysłannika Chrobrego do Prus. W roku 1009 Chrobry został ponownie zmuszony do wykupienia od Prusów 19 ciał straconych tam kolejnych misjonarzy, z Brunonem z Kwerfurtu na czele - "dla zyskania pociechy jego domu w przyszłości" (ac domui suae futurum acquisivit solatium), jak odnotował kronikarz Thietmar.

Jest jednak inny powód, dla którego można przyjąć, że Chrobry był, tylko w pewnym sensie, nie tylko królem Gotów, ale i Prusów, jeżeli uwzględnimy że całe wczesnośredniowieczne Prusy, jak na to wyraźnie wskazują wikińskie zabytki z tamtych terenów, były pod dominacją kulturową i polityczną Normanów. 

W swoim dziele z 1752 roku "Heraldica: to iest osada kleynotow rycerskich y wiadomość znaków herbownych" historyk i heraldyk Józef A. Jabłonowski pisał: "... bo wiadomo, że Gottowie z Gettami jeden naród, a dla większego dowodu jedneż prawie imiona gottskie i litewskie przytaczam:  Narimund, Doumund, Algimund, Pisimond, Giermond, te są stare tej prowincji nazwiska, gottskim podobne: Torysmond, Trafimond, Hunimond, Zygmont i moc innych."

Nawet nie należący do dogmatycznego nurtu naszej historiografii Jerzy Strzelczyk nie miał intelektualnej odwagi, aby pójść "tak daleko" i uznać faktu wikińskiej akulturacji wśród Prusów. Był jednak blisko, bowiem wyspekulował, że Goci z epitafium Chrobrego musieli być Prusami, bowiem ci Prusowie "mogli się znaleźć w programie politycznym" Chrobrego. Stwierdził przy tym, że Gall Anonim "Prusów nazywał Getami" ("Goci - rzeczywistość i legenda", 1984). 

Gall Anonim w istocie o Sarmatach mówił, że bywają nazywani Getami. Zacytujmy go:   "Ziemia słowiańska ... ciągnie się od Sarmatów, którzy zwą się też Getami, aż do Danii i Saksonii" (Terra sclavonica ... constituturis existens, a Sarmaticis qui et Getae vocantur, in Daciam et Saxoniam terminatur). Można więc, z perspektywy Galla Anonima przyjąć, że z tradycji poprzedzającej jego czasy  wynikało, że Sarmatami nazywano ogólnie ludy, mające wspólne korzenie słowiańsko-germańskie, tak etniczne, jak i kulturowe, które  po zakończeniu wielkich migracji współżyły ze sobą i się mieszały przez pierwsze wieki wczesnego średniowiecza, w szerokim pasie terenów od Naddnieprza, poprzez Wołyń, Polesie, Prusy, Pomorze, Połabie, ... aż po Danię. Nie można przecież zapomnieć, że te wielkie migracje na wschód, zachód, południe i północ Europy, ta pobudzona zagrożeniem lub potrzebą szukania dogodniejszych warunków do życia ruchliwość społeczna oraz ciągłe i nowe na szlakach przemarszu kontakty z obcymi ludami, językami i kulturami  stworzyły podłoże do zbudowania pewnej dozy wzajemnej akceptacji i tolerancji.

Pamiętajmy, że przemieszczania się plemion po Europie po upadku Cesarstwa Rzymskiego następowały w różnych, czasami przeciwstawnych kierunkach, stąd nieuniknione były międzyplemienne kontakty nie tylko w obrębie jednych grup językowych, ale pomiędzy Słowianami i Germanami. O powrocie plemienia Herulów znad środkowego Dunaju, gdzie w 512 roku zostali pobici przez Gepidów, do swojej praojczyzny w Skandynawii, opowiada wspomniany wyżej bizantyjski historyk Prokopiusz z Cezarei w VI rozdziale swojego traktatu "O wojnie gockiej" (De bello Gothico). Ta ich długa wędrówka do domu prowadziła, jak wspomina historyk, "przez wszystkie ludy Sklawinów", przez Połabie, gdzie nad Bałtykiem zamieszkiwali jeszcze germańscy Warnowie, i dalej do rodzinnej Danii.

Z późnego okresu antycznego i czasów wielkich migracji pochodzi poniższe naczynie gliniane, zdobione ornamentem, odkryte w Grzybnicy, gmina Manowo, niedaleko Koszalina, będące na ekspozycji w muzeum okręgowym w Koszalinie (fotografia własna). Datowane na początek IV wieku, zaliczane jest do schyłkowych zabytków kultury wielbarskiej.


Natomiast, niezależnie od tej, wzbogaconej przez migracje palety barw etniczno-kulturowych we wczesnośredniowiecznej Europie środkowej, lokalne ośrodki władzy starały się nie tylko zabezpieczyć przed obcą władzą tereny, nad którymi panowali, ale i je poszerzać. Te dążenia, w dzisiejszej terminologii można nazwać programami politycznymi lub strategicznymi, mającymi na celu ściślejsze związanie lokalnych ludów z ich władzą.

Nie było jednak, jak sugeruje J. Strzelczyk, żadnego "programu politycznego" Chrobrego względem Prus, ale był taki wobec plemion pomorskich i połabskich. Słusznie na to zwrócił uwagę Tadeusz Wojciechowski, historyk lwowski ("Szkice historyczne XI wieku", 1904): skoro Chrobry zbudował pierwszy klasztor w Międzyrzeczu, na pograniczu z pogańskim Lubuszem i Pomorzem, to "nie myślał wtedy o Prusakach, lecz o Pomorzanach przyodrzańskich i o Lutykach, których zamierzał podbić i nawrócić przez misję polską, aby nie ulegli niemieckiej".

Z kolei odróżnianie w tekście epitafium, o którym mówimy wyżej, Słowian (Sclavorum) od Polaków (Polonorum) niektórzy próbują wyjaśnić, że w ten sposób wykazano panowanie Chrobrego nie tylko nad Polakami (Polonorum), ale i nad "Słowianami połabskimi", choć były to tylko i okresowo Łużyce. Połabianie nie byli jednakże, tak jak i Prusowie, poddanymi polskiego władcy.  Wendami (Wenden), a nie Słowianami, Niemcy nazywali w średniowieczu ogólnie Słowian zachodnich, w tym zwłaszcza Słowian połabskich, Łużyczan (również jako Sorben, a także Pomorzan (obok Pomoranen). Kronikarz Nestor określał "Słowian" jako (dalekie od Łaby) jedno z naddnieprzańskich plemion, do których przybyli "Waregowie, czyli Rusini". W innym miejscu swojej kroniki ("Powieść minionych lat") Nestor dodał, że inni Waregowie byli Szwedami, Normanami, Anglami i Gotami. Oto fragment Kroniki Nestora, z ilustracją przedstawiającą atak Waregów na Konstantynopol w 907 roku.


Nie można całkowicie wykluczyć, że - jak przyjmują nasi historycy, łaciński zwrot pięciu słów "... regni Sclavorum Gottorum sue Polonorum …", to "jakaś pomyłka" albo "wymysł" późniejszych skrybów. Ale tym bardziej nie można wyeliminować prawdopodobieństwa, że słowa te są oryginalną treścią epitafium, a oficjalne interpretacje są tylko wańkowiczowskim chciejstwem. Przypomnijmy z wcześniejszych artykułów na tym blogu, że X-cio, XI-nasto i XII-nastowieczni kronikarze, a więc obserwatorzy współcześni początkom państwa polskiego, wyraźnie odróżniali Słowian od Polan i Lachów (czyli przyszłych Polaków) oraz Słowian od Rusów (czyli Waregów). Al-Masudi uważał, że Słowianie, Rusini i Bułgarzy pochodzą ze wspólnego pnia plemiennego. Nestor pisał: "Cyryl zaś i Metody z wielką gorliwością uczyli Słowian i Lachów". Adam Bremeński pisał o "Grekach", czyli Waregach, zamieszkujących Wolin wraz ze Słowianami, Kijów określając jako "największe miasto Rusi, rywal do berła Konstantynopola i najjaśniejszą ozdobę Grecji" (Cuius metropolis civitas est Chive, aemula sceptri Constantinopolitani, clarissimum decus Graeciae).

Bolesław Chrobry, według nagrobnego epitafium, mógł więc być władcą "Słowian i Gotów, czyli Polan". Słowiańskimi były plemiona podbite przez Polan po ich przybyciu do Wielkopolski, podczas gdy Polanie to Waregowie, a więc już zeslawizowani Goci - jeżeli przyjmiemy, że tak Goci jak i Wikingowie tworzą ogólną nazwę plemion nordyckich, przed ukształtowaniem się poszczególnych państw skandynawskich.

Alternatywnie - jeżeli zignorujemy w tekście słowo "seu" ("sive") i zastąpimy je nieistniejącym tam słowem "et" - odpowiednikiem polskiego "i, oraz", wyjaśnienia panowania Chrobrego nad "Słowianami, Gotami i Polakami (Polanami)" można szukać w hipotezie, że został on nazwany władcą: 1) na pierwszym miejscu - miejscowych, podbitych przez polańskich Piastów, wielkopolskich i kujawskich Słowian, których nazwy zaginęły w historii, 2) na drugim - Gotów, osiadłych w północnych terenach Polski (Pomorze, część Prus i Mazowsza), i wreszcie 3) jakby najmniej licznych, przybyłych z Rusi Polan - skupionych w podbitej Wielkopolsce.

Oto poniżej jeszcze jeden przykład gockiej kultury Pomorza, której niektóre elementy przetrwały do wczesnego średniowiecza - pochodzący z okresu wpływów rzymskich zespół zabytków, w tym brązowy dzban typu Oinochoe (w jęz. greckim οινοχόη - oinochói oznacza "lać wino") z Kretomina oraz inne zabytki, m.in. z Białęcina i Swołowa (zdjęcie: Muzeum w Koszalinie).


Według kanonów naszej historiografii, traktującej zbyt często naukę historyczną instrumentalnie i koteryjnie (nietolerowanie krytyki dzieł oficjalnych autorytetów, nawet - quelle horreur, w środowisku akademickim), zabytki te miałyby potwierdzać jeszcze jeden mit: słowiańską aktywność handlową w pierwszych wiekach naszej ery, a być może nawet ich wysoki kunszt rzemieślniczy, jeżeli "nie da się" wykluczyć lokalnej, pomorskiej (w rozumieniu - słowiańskiej) produkcji pod "wpływem rzymskim". W przypadku dzbana z Kretomina, datowanego na AD 80-160, jednego z kilku tego rodzaju zabytków odkrytych na ziemiach polskich, historycy uważają że jest to wyrób oryginalnie rzymski i wskazują na jego pochodzenie z prowincji Kapua.

Oto jeszcze jedno ujęcie brązowego dzbana z Kretomina, w towarzystwie naczynia glinianego z tej samej epoki, pochodzącego z Nowego Łowicza, w gminie Kalisz Pomorski, na ekspozycji w muzeum koszalińskim (fotografia własna).


W spekulacjach o "pomorskości", albo nawet "słowiańskości" zabytku zupełnie pomijany jest fakt, że w okresie antycznym to nie Pomorze, ale południowa Skandynawia była przeciwległym biegunem kontaktów Cesarstwa Rzymskiego z północnym Barbaricum. Skandynawscy archeolodzy określają zabytki rzymskie jako oryginalne "rzymskie", podczas gdy zabytki znajdowane na Pomorzu lub w innych miejscach w Polsce nasi archeolodzy próbują czasami "na siłę" uznać jako miejscową, a tak zwani autochtoniści - słowiańską produkcję, w oparciu o "wpływy rzymskie".

Pozostałe zabytki "o proweniencji rzymskiej", nieprzypisywane przez naszych historyków producentom pomorskim, uznawane są przez nich automatycznie jako tak zwane "importy" - czyli efekt "handlu dalekosiężnego" pomiędzy Pomorzem a prowincjami Imperium Rzymskiego. Jest to kolejny ukuty przez historyków stereotyp, ignorujący różne, pozahandlowe możliwe przyczyny przemieszczania się przedmiotów - przyszłych artefaktów w przestrzeni, np. rabunki, okupy, dary, przewóz ich wraz z właścicielem ("mienie przesiedlenia") itd.

Słowo-wytrych "importy" na wszystkie przemieszczone daleko od przyjętego miejsca ich wytworzenia artefakty, jest tak bardzo w naszej literaturze historycznej nadużywane, że zostało sprowadzone do wytartego, nic nie wyjaśniającego sloganu. A przecież już po koniec II wieku p.n.e. - całe stulecie przedtem, zanim jeszcze zostało powołane do życia Cesarstwo Rzymskie, nordyckie plemię Cymbrów dokonało eskapady na tereny Półwyspu Bałkańskiego, skąd wrócili do swojej macierzystej północnej Jutlandii z cennymi łupami, w tym z tak zwanym kotłem z Gundestrup. Wykonany w Tracji z 9 kilogramów srebra, oryginalnie pozłacany, przedstawia sceny z mitologii celtyckiej. Zabytek ten łączy trzy różne światy kulturowe: antyczny grecki (miejsce powstania), celtycki (przekaz ikonograficzny) i nordycki (rytualny dar wotywny, złożony w bagnie w Gundestrup). Nie było tutaj żadnego importu-eksportu czy daru, była to zapewne zdobycz wojenna (w roku 113 p.n.e. Cymbrowie starli się w bitwie pod Noreią z Rzymianami). Oto fragment tego zabytku (źródło: Wikipedia).


"Pomorskość" artefaktów z czasów antycznych, a w dużym stopniu także w z okresu wczesnego średniowiecza, zrównywana ze "słowiańskością" nie ma jakiegokolwiek potwierdzenia ani w źródłach archeologicznych, ani w historycznych, co nie przeszkadza nie tylko początkującym badaczom, ale i uznanym autorytetom budować "pokrzepiające" teorie o słowiańskiej kulturze materialnej w oparciu o mylnie zaklasyfikowane pochodzenie albo wręcz jednoznaczną, słowiańską atrybucję odkrywanych zabytków, które kulturowo są wieloznaczne.

Nie sposób tutaj, w oparciu o jakiekolwiek, choćby najbardziej spektakularne artefakty, udowodnić faktu permanentnej obecności, w ciągu całego pierwszego tysiąclecia naszej ery, z różnym chronologicznie i geograficznie natężeniem, na ziemiach dzisiejszej Polski, niesłowiańskich społeczności, których rolę w rozwoju kulturowym nasi badacze pomijają lub w najlepszym razie minimalizują. Może tylko tytułem chwilowego zamknięcia tej kwestii i kontynuowania tematu, jak w tytule artykułu, nieśmiało zwrócę uwagę, że istnieje w Polsce wiele nazw rzek (hydronimów), które dla Słowian są niezrozumiałe, takie jak Wisła, Odra, Bug, Ina, Gwda, Drwęca, Nogat, Raba, Soła, Nysa, czy Nida, których jest około 190, a które musiały powstać w zamierzchłej przeszłości, zanim pojawili się tutaj Słowianie, a mimo to przetrwały do dziś. Chociaż, "jak się chce", i jak to wielu badaczy czyni z łatwością, to da się każdemu z tych hydronimów przypisać słowiańskie pochodzenie, na przykład: Odra - bo "odrywać", Bug - bo "bagno" itp. Ale na przykład bóg "Óðr" to w nordyckiej mitologi mąż bogini Freja. Słowianie, istotnie, mają również swój udział w nazewnictwie rzek na terenie Polski (a raczej w ich ponownym nazwaniu), ale są to nazwy dużo młodsze i dotyczące pomniejszych dopływów, na przykład Bystrzyca, Kamienna, Wieprz.

Oto zachowane z pierwszego wieku n.e. wyposażenie jednego z arystokratycznych grobów z Hoby na duńskiej wyspie Lolland (Lolandia), zawierające rzymskie naczynia, biżuterię i narzędzia (materiały: brąz, srebro, złoto, ceramika, szkło). Brązowy dzban z tej kolekcji z trójlistnym wylewem jest bardzo podobny do dzbana z Kretomina (ten już bez ornamentyki). Na dnach dwóch srebrnych kubków z pierwszego planu wyciśnięto napis "Silius", które to imię nosił dowódca rzymskiej armii stacjonującej w Dolnej Germanii (Germania Inferior) w latach AD 14-21. Ze względu na kompletność i brak śladów uszkodzeń rzymskiej zastawy stołowej historycy przypuszczają, że skarb nie powstał drogą podboju, a mógł być prezentem tego rzymskiego dowódcy dla skandynawskiego wodza plemiennego. Dzban kretomiński nie musi być pochodzić z podnapolitańskiej Kapui, jak "chcą" historycy, ale mógł dotrzeć na Pomorze z rzymskiej Nadrenii. Zdjęcie wykonał Lennart Larsen, Muzeum Narodowe, Kopenhaga).


Pochodzący od czasów antycznych po wczesne średniowiecze skandynawski spadek kulturowy na Pomorzu, a także w innych regionach Polski, jest rezultatem trwających mniej lub bardziej intensywnie, ale nieprzerwanie od epoki brązu (kultura unietycka), relacji ludów skandynawskich z kulturami śródziemnomorskimi i orientalnymi. 

Godzi się tutaj zauważyć, że już żyjący u progu naszej ery grecki geograf Strabon nazywał ludy żyjące między dolnym Dnieprem a Dunajem jako "Tyrrhegetae", czyli Getowie znad rzeki Dniestr, zwanym wówczas po grecku "Tyras". W I wieku n.e. rzymski historyk Pliniusz Starszy pisał o plemieniu "Tyragetae", a w II wieku Ptolemeusz, geograf grecki, nazwał tamtejsze plemiona jako "Sarmatae-Tyrangetae". W VI wieku, wspomniany wyżej bizantyjsko-gocki kronikarz Jordanes, Górami Sarmackimi nazwał dzisiejsze Karpaty.

Oto z boku, wykonany w brązie, grecki (Pella, południowa Macedonia) dzban z trójlistnym wylewem, datowany na 530-520 rok przed naszą erą (źródło: Pavlos Chrysostomou - "Starożytna osada dworska", Muzeum Archeologiczne w Pelli, 2011).

Jeszcze w AD 1616 słynny flamandzki historyk, geograf i kartograf, Pieter de Bert (łac. Petrus Bertius), w wydanym przez siebie dziele "Commentariorum Rerum Germanicarum libri tres", tak pisał o historycznych plemionach znad Morza Czarnego: "Nad rzeką Dniepr, zwaną też Borysthenes, oraz nad Dniestrem, zwanym też Tyras, osadzeni byli Goci ... Na ich miejsce przybyli Słowianie" (Ad fluvium vero Dnieper, qui est Borysthenes, et Denester, qui est Tyras, Gothi residebant ... In horum locum Sclavini successerunt).  Dzisiaj wiemy, że w trakcie pobytu Gotów następowało przez kilka wieków, przynajmniej w pewnym zakresie, mieszanie etniczne i kulturowe z dawniejszą, miejscową ludnością, a także z przybywającymi na te tereny innymi plemionami. Ten ceniony kartograf znany jest przede wszystkim z wydania "Geografii" Ptolemeusza.

Nawiasem mówiąc, dalekosiężne związki kulturowe wśród plemion osiadłych lub migrujących pomiędzy południową Skandynawią a Dnieprem, potwierdzone archeologicznie, sięgają czasów kultury łużyckiej: "W innym aspekcie rozpatrywać należy kilka znalezisk z brązowymi zausznicami znad Bugu. W kontekście podobnych znalezisk z obrębu kultury miłogradzkiej na Polesiu z jednej strony oraz z Jutlandii - z drugiej (gdzie wystąpiły też okazy złote lub elektronowe) można przyjąć istnienie szlaku łączącego środkowe Naddnieprze, poprzez Polesie, Bug i Kujawy, z Półwyspem Jutlandzkim" (Zbigniew Bukowski 1969 - "Studia nad południowym i południowo-wschodnim pograniczem kultury łużyckiej").

Pamiętajmy, że zanim Słowianie na dobre zadomowili się u wybrzeży Bałtyku, wcześniejsze tam, od początków naszej ery znane z imienia plemiona germańskie były w intensywnych kontaktach (handel, płatna służba wojskowa) z obszarami Cesarstwa Rzymskiego. Znajomość tamtych terenów pozwoliła im  nie tylko na prowadzenie wypadów łupieżczych w czasach schyłkowych cesarstwa, m. in. pod wodzą Odoakera w AD 476, ale i zakładanie tam własnych państw (w AD 493 po Odoakerze Ostrogoci pod wodzą Teodoryka). To między innymi, zajmujący nad Bałtykiem tereny dzisiejszej Warmii i Mazur, przodkowie przyszłych Prusów, germańscy Scyrowie (Skirowie), obok skandynawskich Herulów towarzyszyli Odakerowi w jego wyprawie do Italii.

Pruski etnograf i prusko-polski duchowny Mateusz Pretoriusz (1635-1704), w oparciu o swoje i we współpracy z Krzysztofem Hartknochem (1644-1687) badania ludów pruskich, ich historii, kultury i języka, w swoich dziełach "Orbis Gothicus" i "Mars Gothicus" doszedł do wniosku, że ziemie pruskie były pierwotnie zasiedlone przez Gotów, a z nimi zmieszani są etnicznie współcześni jemu Prusowie, Litwinie, Żmudzini i Łotysze (Kuronowie).

Oto jeszcze etruski dzban z V wieku p.n.e. (wys. 14.1 cm), w zbiorach Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku - jako przykład ewolucji kulturowej śródziemnomorskiego dzbana typu Oinochoe prowadzącej do dzbana z Kretomina. Inny przykład takiego naczynia pochodzącego z I wieku n.e. z Pompejów znajduje się we francuskim Musée Condé.

O ile można uznać, że część zabytków z okresu wpływów rzymskich i okresu wędrówek ludów patynowana jest słowiańskością przez fakt ich złożenia, a być może wyjątkowo wyprodukowania wśród ludów słowiańskich, o tyle próby "podrabiania" ich naciąganą argumentacją na słowiański wyrób lub pochodzenie, kiedy słowiańskość na tych ziemiach dopiero się rodziła i nie mogła wydać jeszcze takich owoców cywilizacji, nie przynoszą moim zdaniem zaszczytu polskiej historiografii.

Fakt jest jednak taki, że dopiero po zbudowaniu trwałych struktur państwowych i utrwaleniu się chrześcijaństwa w XI i XII wieku Polska i Pomorze zostały w pełni włączone w budowanie cywilizacji europejskiej. W tzw. żywotach św. Ottona z Bambergu (w tym w "Vita Priefligensis" Ebona) można dostrzec, że jeszcze na początku XII wieku trwałe były na Pomorzu lokalne struktury władzy (nobiles, potentes, primores), skupiające wokół siebie rycerstwo, związane więzami krwi (familia) lub inne zaufane osoby (amici, cognati). Te kręgi władzy, odpowiadające za obronę i handel na określonym terytorium oraz za przekazy kulturowe ze świata zewnętrznego - analogicznie jak wcześniej na Rusi, reprezentowały nie tylko stare rody słowiańskie, ale i moim zdaniem zasymilowanych i zeslawizowanych od wielu pokoleń Skandynawów.

Podstawowa ludność słowiańska, która siłą rzeczy - ze względu na początkową dopiero fazę rozwoju społecznego, bardziej asymilowała obce impulsy kulturowe, niż emanowała swoimi osiągnięciami na zewnątrz, zajmowała się rolnictwem, hodowlą i rzemiosłem, w "Żywotach" określeni jako mediocres, natomiast warstwa najuboższa to pauperes. Taki jest l'état des lieux społeczeństwa pomorskiego u zarania swojej państwowości w XII wieku: wielowarstwowy, wielokulturowy i wieloetniczny, a nie ubogi swoją jakoby homogenicznością etniczną (czystością "rasy słowiańskiej"?), w jakiej malują go dzisiejsi historycy.

Nie tylko Polacy, ale w istocie każdy wielki, współczesny naród europejski - Niemcy, Rosjanie, Włosi, Hiszpanie, Anglicy, Francuzi nie tylko przetrwał, ale przede wszystkim rozwinął się cywilizacyjnie dzięki swoim licznym korzeniom o różnym pochodzeniu etniczno-kulturowym. Przywołajmy tutaj przykład Francuzów, znanych dzisiaj ze swojego wysokiego poczucia dumy narodowej. Francuzi to zasadniczo dawne plemiona celtyckie, które po zlatynizowaniu przez Rzymian byli już Gallami, aby z kolei wymieszać się z napływającymi ze wschodu żywotnymi, germańskimi Frankami. Ten w pozytywnym tego słowa znaczeniu "zlepek" trzech wielkich korzeni celtycko-łacińsko-germańskich dał we wczesnym średniowieczu początek narodowi i językowi francuskiemu.

Chociaż chąśników uważa się powszechnie u nas za słowiańskich piratów morskich, to w świetle silnego we wczesnym średniowieczu współwystępowania kultur słowiańskich i nordyckich na Połabiu i Pomorzu, nie ma w istocie żadnego podłoża w źródłach historycznych i archeologicznych, aby uważać uczestników historycznie potwierdzonych aktów napadów i rozbojów (chociaż niewątpliwie byli Połabianami i Pomorzanami, bo tam zamieszkiwali), wyłącznie, a nawet głównie, za Słowian - w rozumieniu etnicznym. Mimo braku takich źródeł, metodą częstego powtarzania gołosłownej tezy, historiografia nasza "ratyfikowała" i dodała do swojej bogatej kolekcji ten jeszcze jeden mit.

Odkryte pod koniec XIX wieku na gockim cmentarzysku w Rządzu koło Grudziądza brązowe naczynia (ilustracja poniżej, źródło: R. Boguwolski, M. Kurzyńska "Archeologia Północnej części ziemi chełmińskiej", 2001), sprowadzone z cesarstwa i używane w tym miejscu nie przez Rzymian, ale przez plemiona skandynawskie, jest jeszcze jednym, jednoznacznym potwierdzeniem, że antyczne Pomorze znajdowało się w obrębie wpływów nordyckich, a nie rzymskich - jak okres ten na Pomorzu i w Polsce (tzw. "okres wpływów rzymskich") mylnie klasyfikują nasi historycy. Są to kopie zaginionych lub znacznie zniszczonych zabytków, które nie przetrwały II wojny światowej: rondelek, wiadro (situla) oraz dzban (oinochoe). Znajdują się one na stałej ekspozycji w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu.


Wielu historyków i archeologów w swoich publikacjach niestrudzenie buduje fetysz artefaktu - czyli przedmiotu, wynosząc jego ważność ponad samego nabywcę, właściciela lub użytkownika, który rozstrzyga o wyborze tego czy innego produktu, jaki ma mu służyć w jego otoczeniu społeczno-kulturowym. Czy rację miałby archeolog, który natknąwszy się za tysiąc lat na liczne resztki (gdyby przetrwały) koreańskich lodówek w Polsce, wyodrębniłby "okres wpływów koreańskich" na życie Polaków z początku XXI wieku?

Oto z boku jeszcze jeden, pomorski i gocki zarazem dzban z brązu typu oinochoe, pochodzący jak naczynia z Elbląga, z początków naszej ery. Odkryty w miejscowości Czarnówko koło Lęborka, obecnie w tamtejszej kolekcji muzealnej, nazwany jako "naczynie kultowe" (foto: Katalog z wystawy "Stary świat - nowe życie Lubowidz Czarnówko Wilkowo", Muzeum w Lęborku, 2018). Być może chodzi tutaj o popularny wśród Gotów, a później wśród Wikingów, kult picia alkoholu, w tym przypadku wina.

Przy uchwycie widoczna jest głowa prawdopodobnie boga wina, czyli Dionizosa u Rzymian lub Bachusa u Greków. Z uwagi na widoczną brodę - charakterystyczną dla greckich wyobrażeń tego boga, należy sądzić, że dzbanek z Czarnówka, tak jak i z tych samych względów dzbanek z Rządza, pochodził z rejonu Morza Czarnego albo Półwyspu Bałkańskiego, a nie - jak sądzą w muzealnicy z Lęborka, "import z Italii". Oto inna brodata twarz - z antycznego świata greckiego, uwidoczniona na przywołanym wyżej, wykonanym w Tracji kotle z Gundestrup. Ten zabytek (foto: Wikipedia), jak wiele innych tutaj wymienionych, w drodze z Tracji do Jutlandii, przechodził prawdopodobnie również przez Pomorze.


Trzeba jednak przyznać, że istotnie, to w Cesarstwie Rzymskim naczynia typu oinochoe były w pierwszych wiekach naszej ery najbardziej powszechnie wyrabiane, co jednak nie upoważnia badaczy do automatycznego kwalifikwania wszystkich tego rodzaju zabytków jako wyrobów italskich. W Europie zachodniej spotykamy brązowe dzbanki z trójlistnym wylewem nie tylko pochodzenia rzymskiego, ale i produkcji lokalnej, na przykład z Luksemburga (fotografia własna poniżej: eksponaty w Nationalmusée um Fëschmaart w Luksemburgu).


Nieprzerwana obecność nordyckich wpływów kulturowych na Połabiu i Pomorzu już od epoki brązu oraz proliferacja w głąb dzisiejszej Polski kolejnych kultur nordyckich (lub z wpływami nordyckimi) w epoce żelaza (jastorfska, pomorska, przeworska, oksywska) kontynuowana była u progu naszej ery. Zaszufladkowanie wydobytych z ziemi artefaktów do określonej grupy kulturowej, chociaż jest ulubionym zajęciem archeologów i historyków, nie zawsze jest proste, oczywiste, a nawet możliwe, bowiem sam proces wymyślania przez nich szufladek jest w swej istocie upraszczaniem, tworzeniem modelu, schematu, który ma pomóc (ale nie zawsze przesądzić - o czym badacze często zapominają) w grupowaniu zabytków i budowaniu uogólnień. Mówię tutaj o tym, bo z uwagi na ich zawodowe dążenie do "porządku w szufladach" zbyt często wyrokują jednoznacznie o przynależności zabytku do tej czy innej szuflady, podczas gdy wyraża on cechy kulturowe pośrednie, spotykane w kilku różnych wspólnotach cywilizacyjnych.

Pochodzące z grobów ciałopalnych z przełomu er artefakty, o których teraz powiemy, z uwagi na swoje położenie geograficzne (Bornholm, Gdańsk-Oliwa, Szczecinek - źródła Parsety, Podwiesk k/Chełmna), zaklasyfikowane byłyby teoretycznie do różnych kultur (nordycka, oksywska, pomorska, być może przeworska). Zabytki z trzech pierwszych lokalizacji zestawił mieszkający w Szczecinku Friedrich Kasiski ("Ueber Brandgräber", w: "Schriften der Naturforschenden Gesellschaft in Danzig", 1876). Czwarte opisuje Ewa Bokiniec w pracy "Uwagi na temat powiązań kultury oksywskiej z kręgiem jastorfskim i Europą Północną w świetle materiałów z cmentarzyska w Podwiesku, stanowisko 2, pow. Chełmno" (w: "Wiadomości Archeologiczne" Nr 54, 1995-1998). Ponad 20 artefaktów z tych czterech miejsc reprezentuje ten sam rodzaj i typ zabytku, co wskazuje że powstały one w obrębie tej samej, nordyckiej wspólnoty cywilizacyjnej.

E. Bokiniec w konkluzji zauważa, że znaczna ilość zabytków z Ziemi Chełmińskiej wskazuje na silne i stałe w późnym okresie przedrzymskim kontakty kulturowe pomiędzy Pomorzem, Połabiem i Skandynawią. Dorzecze Parsęty  było w ostatnich wiekach przed naszą erą jednym z głównych skupisk kultury jastorfskiej oraz oksywskiej nad południowym Bałtykiem, na co wskazują stanowiska archeologiczne usytuowane od jej źródeł (Gałowo, Godzimierz, Parsęcko, Sitno) po ujście rzeki, z koncentracją w okolicach Białogardu (Białogórzyno, Buczek, Czarnkowo, Czarnowęsy, Dębczyno, Domacyno, Jarzyce, Karlino, Karwin, Lubiechowo, Motarzyn, Pomianowo, Rogowo, Rzyszczewo, Wygoda). 

Dorzecza Regi, Parsęty i Wieprzy były natomiast w pierwszych wiekach naszej ery głównym skupiskiem zabytków rzymskich, w tym monet, sprowadzonych na Pomorze. Najbogatsze odkrycia archeologiczne z okresu kultury jastorfskiej na całym Pomorzu pochodzą z cmentarzysk w Lubieszewie koło Gryfic (tak zwane groby książęce), w mniejszym zaś stopniu z cmentarzysk koło Stargardu - w Kunowie i w Długim oraz z cmentarzyska w Troszynie - koło Wolina i Kamienia. 

Oto z boku dzban gliniany, o wysokiej technice wykonania, z kręgu kultury wielbarskiej z I-II wieku n.e., odkryty w Zagórzycach, w dorzeczu Regi. Jest to, lepione ręcznie, naczynie sepulklarne - popielnica, urna na skremowane szczątki zmarłego (foto: Muzeum Narodowe w Szczecinie). Naczynie ma gładką, ciemnobrunatną powierzchnię, a na załomie brzuśca dekorację w postaci rytych,  nakładających się na siebie, pasm.  Wykonane zostało niewątpliwie pod wpływami kultury antycznej, znanej nordyckim plemionom z ich szerokich kontaktów z Cesarstwem Rzymskim.

Od II wieku n.e. część pomorskich Gotów, będącą dzisiaj najstarszą zidentyfikowaną etnicznie ludnością Pomorza - reprezentanci wspomnianej wyżej kultury wielbarskiej, w tym także ci zamieszkujący Ziemię Manowską nad Radwią koło Grzybnicy, ruszyli "szukać szczęścia" w kierunku Morza Czarnego. 

Na Podolu, wśród lokalnego elementu sarmackiego wytworzyli w III wieku n.e. tzw. kulturę czerniachowską, która w IV wieku rozprzestrzeniła się od dzisiaj rumuńskiego Siedmiogrodu, aż po źródła rzeki Sejm na Wyżynie Środkoworosyjskiej. Pozostała na Pomorzu część plemion gockich wymieszała się kulturowo, a więc zapewne i etnicznie, ze skandynawskimi grupami plemiennymi, przybyłymi znad dolnej Łaby, tworząc w dorzeczu Regi i Parsęty w okresie od III do VI wieku tak zwaną kulturę dębczyńską.

Rzućmy okiem na poniższą mapę ziem polskich i ziem sąsiednich od północnego i południowego wschodu, z syntetyczną prezentacją lokalizacji znalezisk archeologicznych, sklasyfikowanych według różnych grup kulturowych późnego antyku (źródło: Magdalena Mączyńska, 2019 - "Faza C3 w kulturze wielbarskiej – próba wyróżnienia").


Zgodnie z oficjalną, ale nieuzasadnioną i mylącą, przyjętą przez naszych badaczy nomenklaturą, mapa została zatytułowana przez autorkę jako "Kultury młodszego i późnego okresu wpływów rzymskich we wschodniej części środkowoeuropejskiego Barbaricum". 

Jednakże już Otto Tischler ("Ostpreußische Grabhügel", 1886) w bardzo dobitny sposób zwrócił uwagę na powiązania między znaleziskami grobowymi (fibuły) z pierwszych wieków naszej ery, pochodzących z Prus Wschodnich, a znaleziskami z Meklemburgii i Szlezwika-Holsztynu. Podobne formy występują również na Pomorzu. W artykule „Groby szkieletowe z dodatkami rzymskimi z Borkenhagen i Falkenberg (Pomorze)” z 1893 roku H. Schumann stwierdził: "Wszystkie zapinki z Borkenhagen [Borkowice koło Koszalina] należą do form, które odpowiadają klasie D cmentarzysk wschodniopruskich, a zatem można je umieścić w III wieku naszej ery. Ogólnie rzecz biorąc, szkielety z Borkenhagen przedstawiają wyposażenie grobowe takie, jakie znajdujemy również w zachodniopruskich - Neustädter Feld koło Elbląga [dzisiaj Nowe Pole - dzielnica Elbląga], na Bornholmie i w meklemburskich grobach szkieletowych". Widzimy więc, że w tym okresie żywe było zjawisko przepływu kulturowego pomiędzy południową Skandynawią ziemiami południowego Bałtyku - od Zatoki Meklemburskiej po Zatokę Gdańską. 

W świetle fałszywej narracji, uprawianej przez główny nurt naszych badaczy, można tylko zapytać - gdzie Rzym, a gdzie Krym? Czy w tamtych czasach Rzymianie rzeczywiście określali stan kultury ludów nadbałtyckich i determinowali ich życie? Tylko w takiej - nieistniejącej w historii tych ziem sytuacji, uzasadnione byłoby określanie tej epoki jako "okresu wpływów rzymskich". A przecież zgodzimy się, że dominujące dzisiaj na rynku wyroby z Chin, odkopane za tysiąc lat, nie dałyby podstaw, aby nasze czasy i życie uznać za "okres wpływów chińskich".

Nadużycie terminologiczne polega na tym, że mówi się o mitycznych wpływach rzymskich, a pomija zupełnie realny, materialny wpływ skandynawski w przedstawionych na mapie grupach archeologicznych, odpowiednio: 1) grupa dębczyńska, 2) krąg zachodniobałtyjski, 3) kultura luboszycka, 4) kultura wielbarska, 5) kultura przeworska. Cztery pierwsze grupy są par excellence, niezależnie od tego jak wielu naszych badaczy usiłuje to ukryć, kulturami nordyckimi, natomiast związki pomiędzy kulturą przeworską a kulturami nordyckimi były pośrednie i późne, poprzez grupę nidzicką i zachodniobałtyjski zespół kulturowy, u schyłku okresu migracyjnego. 

Część badaczy jest zdania, że wzajemne oddziaływanie kultury przeworskiej i staropruskiej miało miejsce już w II wieku n.e., kiedy wśród plemion pruskich upowszechniła się metalurgia żelaza. Uważam, że technologia ta dotarła do tych plemion bądź za pośrednictwem kultury oksywskiej, bądź bezpośrednio ze Skandynawii. Tereny objęte kulturą przeworską poddane były z kolei wpływami kulturowymi przemieszczających się grup handlowo-rzemieślniczych, prowadzących wymianę towarową na szlakach bursztynowych pomiędzy Sambią i Zatoką Gdańską a Cesarstwem Rzymskim.
Popatrzmy obok na jeszcze jeden dzban "kretomiński", znaleziony w XIX wieku w samym środku terenów objętych kulturą czerniachowską, wśród byłych pomorskich Gotów, to jest w powiecie Kaniów nad Dnieprem. Zabytek ten, odkryty przy drodze wiodącej z Kaniowa do Kijowa, wraz z towarzyszącą mu glinianą amforą potwierdza prowadzony przez tamtejszych Gotów handel z Cesarstwem Rzymskim drogą morską przez Morze Czarne. W książce Michała Grabowskiego "Ukraina dawna i teraźniejsza", Kijów 1850, skąd pochodzi ta ilustracja, zabytek ten określony został jako "naczynie z koryntskiej miedzi". 

Jak wynika z przytoczonych przykładów, nie tylko plemiona skandynawskie z wysp duńskich oraz z Pomorza, ale i te znad Dniepru, u schyłku epoki antycznej upodobały sobie trunki z wina, które serwowali z tego charakterystycznego naczynia - dzbanka o trójlistnym wylewie.


Nordyccy Pomorzanie w II/III wieku nalewali wino z karafki do szklanek, czego potwierdzeniem są pochodzące z późno rzymsko-gockich rejonów znad Morza Czarnego kubki szklane o oliwkowo-zielonej barwie, jakie odkryto na Pomorzu (foto powyżej, źródło: "Baltische Studien" 1940). Miejsca odkrycia artefaktów (kolejno od lewej do prawej): Swołowo k/Słupska, Kowalki k/Białogardu, Witkowo k/Słupska, Borkowice k/Koszalina. Zabytki datowane są na początek V wieku n.e. 

Ten sam rodzaj kubka pochodzi także z duńskiej wyspy Zelandia, z miejscowości Højrup oraz z norweskiego Eide, koło Bergen (zdjęcie obok: Gunnar Ekholm, 1956 - "De orientaliska glasens vägar mot Norden"). Autor tej pracy stwierdza, że charakterystyczna dekoracja tych naczyń wskazuje na ich pozaniemieckie, wschodnie pochodzenie.
Podobne cztery znaleziska  pochodzą z południowej i środkowej Rosji, jedno z Kaukazu i dwa ze wschodniego Turkiestanu. Cechy ornamentu i szkła przemawiają za ich pochodzeniem z Syrii, ojczyzny najstarszych miast handlowych na świecie, Sydonu i Tyru.

Tak jak Kazarowie, Żydzi europejscy i Arabowie w epoce Wikingów utrzymywali stosunki handlowe ze Skandynawią za pośrednictwem wareskiej Rusi, tak Syryjczycy z okresu rzymskiego mieli jeden ze swoich szlaków eksportowych na Pomorze, a stąd do Skandynawii.

Można przypuszczać, że pośredniczącą rolę Wikingów w ich epoce odgrywali Goci i plemiona nadbałtyckie, głównie pomorskie, a przede wszystkim Rugiowie wywodzący się z Rogalandu, w południowo-zachodniej Norwegii.

Zauważmy, że dzisiejsze słowo "szkło" Słowianie zapożyczyli od Gotów, którzy słowem "stikls" określali spiczaste pucharki, przekszałcone później w szklanki. Miało to miejsce prawdopodobnie u progu IV wieku n.e., w strefie nadczarnomorskiej, w okresie wspomnianej wyżej kultury czerniachowskiej, bowiem już z tamtego okresu pochodzą kubki szklane o identycznym, jak powyższe z Pomorza, kształcie i wzorze, które publikuje w 1988 roku E. L. Gorochowski w pracy "Chronologia cmentarzyska Czerniachowa na Ukrainie Leśno-Stepowej" (Гороховский, Е. Л., 1988 - Хронология черняховских могильников Лесостепной Украины).

W języku staropolskim było to "śćkło", w staroruskim "stiekło", pochodzące od starosłowiańskiego słowa "stĭklo", a te z kolei od gockiego "stikls". "Szklanka" to w starocerkiewno-słowiańskim "stĭklěnica" i "stĭklĭnica".

Słowo "flaszka" (później - butelka) przywędrowało do Słowian także od Skandynawów, gdzie znane było jako flaska. Dawni Normanie przejęli z kolei to słowo od Rzymian, którzy butelkę nazywali flascho (czytaj: flasko). Niektórzy językoznawcy uważają, że słowo Flasche wśród zachodnich Germanów pochodzi od flechten - pleść, bowiem pierwotne u nich flaszki, zanim poznali szkło, wyrabiano z oblepionego gliną łyka.

Rzućmy okiem wyżej na przykład skandynawsko - bizantyjsko - słowiańskiego tygla kulturowego, jaki wiele wieków po epoce antycznej wytworzył się we wschodniej Europie, co uosabiają motywy architektoniczne z fasady XIII-wiecznej katedry św. Jerzego w Juriewie Polskim, położonym 180 km na północny wschód od Moskwy. Nazwa wywodzi się od jego założyciela, księcia Jerzego Dołgorukiego, potomka Waregów z rodu Rurykowiczów, związanego również z bizantyjską dynastią Monomachów. Ten fragment fasady jurewijskiej katedry jest ciekawą próbką wyobrażeń świętych i apostołów (ci nie tylko w nimbie, ale i w aureoli-mandorli czy też w medalionie) kościoła ortodoksyjnego, pomieszanych z bizantyjskimi gryfami, lwami, smokami-żmijami i maszkaronami, o których  na tym blogu będziemy wiele mówić (foto: Margarita Kusznirenko, tourister.ru).

Drugi człon nazwy miasta Juriew Polski pochodzi, tak jak słowo "Polska", od słowa "pole", wśród których w XII wieku powstał ten gród. Tak w języku staroruskim, jak i w staropolskim słowa "polski" i "polny" używane były zamiennie. Podobną etymologię, związaną nie tyle z Polską, co z polem, ma zapewne pierwszy człon nazwy miejscowości Polski Gradec (Полски Градец) w Bułgarii, w prowincji Stara Zagora, 240 km na wschód od Sofii. Drugi człon "gradec", także "gradac" (czeski "hradec") odpowiada wśród południowych Słowian historycznemu określeniu grodu. Pozostał on śladem obecności Słowian nie tylko w dzisiejszych państwach słowiańskich na Bałkanach, ale i w dzisiejszej Austrii i Albanii.

W Polskim Gradcu bułgarscy archeologowie odkryli pozostałości dwóch starochrześcijańskich bazylik i przyległych do nich nekropolii. Pochodzą one z końca IV i pierwszej połowy V wieku, zniszczone prawdopodobnie przez dwie, znane w tym regionie, inwazje Hunów w AD 441 i AD 457. Interesujące jest, że miejsca te reprezentują kulturę sarmacko - alańską, mało jeszcze rozpoznaną, z którą - jak się sądzi, związane były także najstarsze plemiona słowiańskie. Czy w Polskim Gradcu mogłyby leżeć szczątki pierwszych - nie tylko w Cesarstwie Bizantyjskim, ale i w całej Europie, chrześcijańskich Słowian?
.

2 komentarze:

  1. Podobno tamgi Alanów zostały odnalezione gdzieś na wykopaliskach w Wielkopolsce, stąd teoria że niektóre stare polskie herby mogą być pochodzenia alańskiego. Nie znalazłam jednak o tym żadnych wzmianek w internecie. Czytałam o tym w książce Naila Aschersona "Morze Czarne".

    OdpowiedzUsuń
  2. Tamgi, jak wiadomo, to pozostawiane na różnych artefaktach znaki własności, charakterystyczne dla antycznych i wczesnośredniowiecznych ludów wschodnio-europejskich, głównie koczowniczych. Są one reprezentowane na zabytkach znajdowanych także na ziemiach polskich, przeważnie na obszarach dawnych Grodów Czerwieńskich. Do tamgów można zaliczyć dwa fragmentaryczne symbole trójzęba na odkrytym w latach 1930-tych na Ostrowiu Lednickim kiścieniu (wschodniej broni obuchowej), prawdopodobnie znaki ruskich Rurykowiczów.

    OdpowiedzUsuń