Oto wizerunek łodzi wikińskiej w epickim, nawiązującym do ówczesnej wiedzy archeologicznej, obrazie Wiktora M. Wasniecowa zatytułowanym "Waregowie", który przedstawia przybycie w 862 roku Ruryka
do wschodnich Słowian. Ten rodzaj łodzi wikińskiej nasza literatura
historyczna przywłaszczyła sobie od dawna jako łódź "typowo
słowiańską". Przybyli Wikingowie wyposażeni są w charakterystyczne dla
nich hełmy-szyszaki i podłużne tarcze. Wikingowie oczywiście używali
również tarcz okrągłych, ale te były jeszcze antycznego (rzymskiego)
pochodzenia.
Nic dziwnego, że książęta leżącego u progu świata wikińskiego Pomorza również korzystali z uzbrojenia podobnego, jak u ruskich Waregów - szyszaków (szłomów), czasami z ochroną nosa (nosalami), oraz boków głowy i szyi (barmica), podłużnych tarcz, kolczug i włóczni.
Oto fragment kolekcji rosyjskiego przemysłowca i kolekcjonera sztuki Bogdana Chanienko i jego żony Warwary (Barbary), na fotografii z ich ksiązki: Ханенко Б.Н., Ханенко В.И. - "Древности Приднепровья. Эпоха славянская (VI-XIII в.). Вып. V", 1902 ("Starożytności Naddnieprza VI-XIII wiek, Wydanie V"). Widzimy m.in. okazałą kolczugę oraz wareski szyszak.
Naszym znawcom średniowiecznej broni nie podoba się wschodnie pochodzenie tarczy migdałowej. Nie wskazując dowodu archeologicznego lub ikonograficznego, a powołując się na historyka-amatora Ronalda Oakeshotta, gołosłownie ustalają że „jest to na pewno wynalazek zachodni” (historyk sztuki Zdzisław Żygulski).
Oakeshott powołał się na Ewangeliarza Ottona III (Liuthara), wykonany około AD 1000, który jakoby miał zawierać wizerunek takiej tarczy. W rzeczywistości w zabytku tym, zresztą jak najbardziej bizantyńskim wytworze kulturowym, nie ma takiego wizerunku, są natomiast wielokrotnie ilustrowane tak zwane bizantyjskie "ognie greckie". Dzięki internetowi uważny czytelnik sam może się przekonać o nieprawdziwości tezy Oakeshotta, zaglądając do tego pomnika sztuki bizantyjskiej na stronie Bayerische Staatsbibliothek. Błąd ten powtarzają za Oakeshottem niektóre popularne publikacje w Europie, m.in. angielska Wikipedia pod hasłem Kite shield.
Przy okazji, "ogień grecki", jaki znamy z Bizancjum, nie był znany w starożytności, jak podaje za naszymi niektórymi "znawcami" polska Wikipedia, ale jako broń miotająca ogień została wynaleziona około roku 672, kiedy to cesarz Konstantyn IV począł wyposażać w nią swoje okręty przed spodziewanymi inwazjami na Bizancjum przez floty arabskie.
Oto miniatura z XII-wiecznego, bizantyjskiego manuskryptu, noszącego zeuropaizowaną nazwę Madrid Skylitzes. Przedstawia ona zastosowanie ognia greckiego przeciw wrogiemu okrętowi, w tym przypadku przeciwko Tomaszowi Słowianinowi, bizantyjskiemu zbuntowanemu generałowi, z początku IX wieku.
Nazywany również „ogniem morskim” i „ogniem płynnym” przez samych Bizantyjczyków, był podgrzewany, sprężany, a następnie dostarczany przez rurę zwaną syfonem. Ogień grecki był używany głównie do podpalania wrogich statków z bezpiecznej odległości.
Po raz pierwszy została opisana na początku IX wieku przez mnicha i kronikarza Teofana Wyznawcę, ale do dzisiaj nie jest znana jej właściwa formuła chemiczna i technologia wytwarzania. Stosowana była skutecznie przez wojska bizantyjskie (zwłaszcza w bitwach morskich i oblężeniach) do XIII wieku. Kronikarz Adam Bremeński, opisując Wolin jako "najszlachetniejsze miasto" (nobilissima civitas), przywołuje istnienie w nim "garnka Wulkana" (Olla Vulcani), którzy tamtejsi mieszkańcy nazywają ogniem greckim. Chodziło zapewne o wykorzystanie tej techniki na wieży, pełniącej funkcję latarni morskiej, czy też punktu nawigacyjnego.
Przedstawienie tarczy migdałowej pojawia się w datowanym na około AD 1045, zdobionym bizantyńskimi, a także islamskimi i irańskimi, wykonanymi na jedwabiu motywami, Złotym Kodeksie z Echternach, a więc nie w dziesiątym - jak chce Oakeshott, ale w XI wieku.
Kodeks ten zawiera m.in. treść umowy małżeńskiej pomiędzy cesarzem Ottonem II a cesarzową bizantyjską Teofanu. Na dworze cesarskim w Bizancjum noszono tak zwany po grecku thorakion - formę wysadzanej drogimi kamieniami przypiętej do pasa szarfy w kształcie tarczy migdałowej. Oto jego ilustracja umieszczona na tak zwanej koronie Monomacha, datowanej na AD 1042.
Obok koronowanego w 1042 roku cesarza Konstantyna IX Monomacha, z prawej strony jego małżonka Zoe i jej siostra Teodora - obie z symbolami tarczy migdałowej i włóczniami w dłoni. Należy tutaj podkreślić, że zanim w X wieku powstały koligacje małżeńskie dynastii ottońskiej z dworem cesarskim w Konstantynopolu, już wiek wcześniej Eudokia Ingerina - córka wareskiego rycerza na dworze bizantyjskim o imieniu Ingar (Ingr), wydała na świat przyszłego cesarza Bizancjum, Leona VI Mądrego. Zwróćmy uwagę, że już w pierwszym pokoleniu wikiński ojciec nadał córce lokalne imię Eudokia, w języku greckim oznaczające "Dobra Sława", czyli nasza Dobrosława.
Interesujące jest, że duński król Kanut Wielki, kiedy w 1016 roku objął władzę także nad Anglią, nazwał siebie terminem używanym od VII wieku przez cesarzy bizantyjskich - basileus Anglorum, a nie określeniem stosowanym przez cesarzy rzymskich, jak imperator lub augustus. Potwierdzona jest obecność w Anglii XI wieku w źródłach pisanych i archeologicznych tekstów greckich i bizantyjskich pieczęci ołowianych.
Późniejszy władca Danii, Kanut IV Święty, zasłużył sobie na uwiecznienie go na fresku, namalowanym w XII wieku na jednej z 16 kolumn w Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem (foto obok). Sylwetka króla jest niemal naturalnej wielkości, opatrzona nadpisem "SCS CHNVTVS REX DANORVM". Król, z koroną - diademem na głowie, ma na sobie szaty władcy bizantyjskiego (tunika do stóp i płaszcz z klamrą), chociaż dzierży broń rycerza normańskiego - w lewej dłoni tarczę migdałową, w prawej włócznię (źródło: Hans Kjær, 1932 - "St. Canute and St. Olaf in the Church of the Nativity, Bethlehem").
Kanut Wielki, król Danii, Anglii i Norwegii, znany jest z monet z „krzyżem patriarchalnym” i łacińskim napisem „CNVT REX” (Kanut Król). Użycie symboliki krzyża patriarchalnego, pokazywało, że nowe królestwo skandynawskie nie tylko przyjęło chrześcijaństwo, ale - zapewne w imię obrony niezależności od Rzymu, wskazywało na pewną więź kulturowo-polityczną z Bizancjum. Fakt ten znajduje dalekie echo w epickich sagach skandynawskich, na przykład w poemacie "Hǫfuðlausn", w zachowanej części refrenu jest mowa o Kanucie Wielkim: „Knut broni ziemi tak jak strażnik Bizancjum [Bóg] chroni Niebo” (Knútr verr grund sem gætir / Gríklands himinríki). Poemat ten napisał współczesny królowi duńskiemu islandzki skald Þórarinn loftunga (Torarin pochlebca).
Krzyż patriarchalny był szczególnie często używanym symbolem na monetach bitych przez wikińskie księstwo Yorku. Zostało ono założone w 876 roku przez Halfdana Ragnarssona, jednego z przywódców armii Wikingów. Nazwane zostało przez Duńczyków Jórvík, skąd pochodzi nazwa York. Trwało do najazdu Normanów z Francji w AD 1066.
Przedstawmy jedną z wikińskich monet, emitowanych w Jorku. Jest to srebrny pens z około AD 900-905, o wadze 1.42 g (źródło: Colonial Coins & Medals). Na awersie patriarchalny krzyż, z czterema kulkami w górnych kątach, cztery kulki u dołu po prawej, trzy u dołu po lewej. W otoku legenda ułożona w naprzemiennych literach „CИVT REX”. Na rewersie, w wewnętrznej koralikowej obwódce, mały krzyż pattée, dwie kulki po skosie, z legendą w otoku, rozpoczynającą się małym krzyżem pattée, „EB IΛI ICE ITI”, rozdzieloną kulkami. Ta ostatnia inskrypcja oznacza "EBRAICE CIVITATI" ("EBRAICE CIVITAS"), czyli starą, łacińską nazwę Jorku. Polscy badacze nazywają krzyż pattée niezbyt fortunnie "krzyżem kawalerskim".
Całkowicie bizantyjski charakter ma kompozycja na poniższej ilustracji, przedstawiająca króla Kanuta Wielkiego, który wręcza, ufundowany dla katedry w Winchester, złoty krzyż swojej małżonce Emmie, królowej Anglii i księżnej Normandii (źródło: Stowe Manuskrypt 944, folio 6).
W kontekście przybrania przez króla Kanuta Wielkiego bizantyjskiego tytułu basileus, czy nasz Mieszko I nie przybrał słowiańskiego imienia Miszka? W języku starosłowiańskim oznacza ono niedźwiedzia, co byłoby zgodne z jego zwalistą posturą. Czyż jego nie tylko dziadowie, ale nawet ojciec nie mógł być Wikingiem, który nadal synowi pierwotne imię Dago lub Dagobert? Słowiańsko brzmiące imię Mieszko nasz władca mógł przyjąć na prawdopodobnym chrzcie prawosławnym, poprzedzającym ślub z Dobrawą (Dąbrówką) w AD 965 i późniejszy, około AD 966, oficjalny chrzest łaciński. Jeszcze dzisiaj w języku bułgarskim, wywodzącym się bezpośrednio z języka starocerkiewno-słowiańskiego, słowo "mieczka" (мечка) oznacza niedźwiedzia.
W języku litewskim "meškiukas" to miś pluszowy. Dag (Dagr) to w mitologii nordyckiej personifikacja słońca, dnia. W języku staronordyckim oznacza "dzień", ale i "okres życia, życie". Końcówka imienia -bert pochodzi od protogermańskiego słowa *berhtaz, oznaczającego "światły, błyskotliwy, znakomity". W gockim przekształcone zostało w "𐌱𐌰𐌹𐍂𐌷𐍄𐍃" (bairhts), a w staronordyckim w bjartr.
Ibrahim ibn Jakub, będący na usługach kalifa Kordoby, Al-Hakama II, żydowski handlowiec i kronikarz, pisał około 965 roku o Mieszku I (Mashaqu lub Mešqo, w zależności od różnej transliteracji ze starożytnego języka arabskiego) jako "królu Północy". Może to określenie nie było przypadkowe i świadczyło o sile politycznej i militarnej Mieszka I, której nie próbowali bardziej sprawdzać nawet niszczący najazdami Europę zachodnią i Bizancjum Węgrzy.
Gall Anonim tak pisał o Bolesławie Chrobrym: "Miał zaś król dwunastu przyjaciół i doradców, z którymi oraz ich żonami, zbywszy się trosk i narad, lubował się w wesołym biesiadowaniu i towarzystwie; z nimi też poufalej prowadził tajne narady w sprawach królestwa." Chociaż liczba 12 może z naszej, chrześcijańskiej perspektywy, najbardziej kojarzyć się z dwunastoma apostołami Chrystusa, nie należy zapominać, że we wczesnym średniowieczu nakładały się na siebie i współistniały także inne tradycje i religie, w których liczba 12 odgrywała ważną rolę: 12 głównych bogów w mitologii greckiej, czy 12 synów boga Odyna w mitologii nordyckiej.
Szczególnie w tradycji nordyckiej dwunastka była ważną liczbą, na przykład "Saga św. Olafa" (Olafs saga helga) mówi, że dla króla Uppsali zostało wyznaczonych dwunastu doradców; w Sadze o Herwarach jest dwunastu braci - wojowników (berserków) oraz dwunastu mędrców króla; w Gesta Danorum jest legendarny władca duński Rolf Krake z dwunastoma berserkami. Nie możemy mieć pewności, z których tradycji Chrobry stworzył sobie 12-osobowy zespół zaufanych doradców. Czy ważyłby się szukać biblijnej analogii z apostołami, przyrównując się do roli Chrystusa?
Tarcza migdałowa jako broń została wprowadzona w Bizancjum prawdopodobnie już w pod koniec IX wieku, razem z tak zwaną kopią podramienną (couched lance), jako formą ataku konnego. Poza tym, "At least from the first half of the eleventh century an almond-shaped shield is in evidence in Georgia, which must have been introduced from Byzantium" [Journal of Medieval Military History, 2014, Volume XII]. Oto ilustracja tarczy migdałowej w orientalnej scenie walki z udziałem słoni, pochodząca z tak zwanej Biblii św. Piotra z Rodos, datowanej na XI wiek (źródło: Bibliothèque nationale de France).
Spójrzmy na polski przykład, jeden z najstarszych, tarczy migdałowej. Oto poniżej ilustracja zachowanego fragmentu pieczęci pomorskiego księcia Kazimierza I. Wykonana w czerwono-brązowym wosku, z czerwonymi nićmi z jedwabiu, pochodzi ona z dokumentu datowanego w roku 1170 i znajdowała się w Königlichen Geheimen Staats-Archive w Berlinie (źródło: "Siegel des Mittelalters von Polen, Lithauen, Schlesien, Pommern und Preussen", 1854).
Postać księcia ubrana jest w strój rycerski zbliżony do ubioru wikińskiego. Na tarczy widoczna jest część książęcego herbu z kwiatem lilii. Ten pochodzący z Orientu symbol królewskiej (tutaj książęcej) władzy zaczął być od końca XII wieku coraz bardziej popularny w arystokratycznej i rycerskiej heraldyce Europy.
Podobnego rodzaju, inna tarcza drewniana, w znacznej części zachowana, jak na powyższej ilustracji w dłoni księcia Kazimierza I, została odkryta na Podzamczu w Szczecinie i została "wydatowana" metodą dendrochronologiczną na lata 1170-1197, czyli dokładnie z okresu wyżej zilustrowanej tarczy książęcej. Mimo ich fizycznego podobieństwa, niektórzy nasi historycy, oczywiście wykluczając skandynawską współobecność kulturowo-etniczną na Pomorzu od zarania średniowiecza, z góry przyjmują, że tarcza "musiała" pozostać po jednym z nieokreślonych z napadów duńskich na Szczecin. Dziwne, że do tej pory nie pokusili się na stworzenie podobnej koncepcyjnej hiperboli w stosunku do tarczy, którą dzierżył Kazimierz I.
Tarcza migdałowa jako broń została wprowadzona w Bizancjum prawdopodobnie już w pod koniec IX wieku, razem z tak zwaną kopią podramienną (couched lance), jako formą ataku konnego. Poza tym, "At least from the first half of the eleventh century an almond-shaped shield is in evidence in Georgia, which must have been introduced from Byzantium" [Journal of Medieval Military History, 2014, Volume XII]. Oto ilustracja tarczy migdałowej w orientalnej scenie walki z udziałem słoni, pochodząca z tak zwanej Biblii św. Piotra z Rodos, datowanej na XI wiek (źródło: Bibliothèque nationale de France).
Spójrzmy na polski przykład, jeden z najstarszych, tarczy migdałowej. Oto poniżej ilustracja zachowanego fragmentu pieczęci pomorskiego księcia Kazimierza I. Wykonana w czerwono-brązowym wosku, z czerwonymi nićmi z jedwabiu, pochodzi ona z dokumentu datowanego w roku 1170 i znajdowała się w Königlichen Geheimen Staats-Archive w Berlinie (źródło: "Siegel des Mittelalters von Polen, Lithauen, Schlesien, Pommern und Preussen", 1854).
Postać księcia ubrana jest w strój rycerski zbliżony do ubioru wikińskiego. Na tarczy widoczna jest część książęcego herbu z kwiatem lilii. Ten pochodzący z Orientu symbol królewskiej (tutaj książęcej) władzy zaczął być od końca XII wieku coraz bardziej popularny w arystokratycznej i rycerskiej heraldyce Europy.
Podobnego rodzaju, inna tarcza drewniana, w znacznej części zachowana, jak na powyższej ilustracji w dłoni księcia Kazimierza I, została odkryta na Podzamczu w Szczecinie i została "wydatowana" metodą dendrochronologiczną na lata 1170-1197, czyli dokładnie z okresu wyżej zilustrowanej tarczy książęcej. Mimo ich fizycznego podobieństwa, niektórzy nasi historycy, oczywiście wykluczając skandynawską współobecność kulturowo-etniczną na Pomorzu od zarania średniowiecza, z góry przyjmują, że tarcza "musiała" pozostać po jednym z nieokreślonych z napadów duńskich na Szczecin. Dziwne, że do tej pory nie pokusili się na stworzenie podobnej koncepcyjnej hiperboli w stosunku do tarczy, którą dzierżył Kazimierz I.
Symbol kwiatu lilii na tarczy księcia Kazimierza został umieszczony na jego pieczęci niewiele później, niż została wybita w Lundzie w okresie 1110-1115 moneta duńskiego króla Nielsa Starego (1064-1134). Król przedstawiony jest w półpostaci z wyciągniętym mieczem i berłem z lilią. Jego w bizantyjskim stylu korona ozdobiona jest kulkami. Na rewersie przedstawiony jest krzyż liliowy, podobnie jak na zwieńczeniu apsydy katedry kamieńskiej, ufundowanej przez Kazimierza I. W otoku monety wybite jest imię NIKOLAS i, co najbardziej niezwykłe, imię królowej MARGARETA (źródło: Ulla Haastrup, 2016 - "Stifterbilleder og deres ikonografi i danske 1100-tals fresker"). Co jest szczególnie interesujące to fakt, że pokazane tutaj paralele ikonograficzne w symbolice kwiatu lilii, łączące władców Danii i Pomorza, wzmocnione są faktem, iż Magnus Silny, syn Nielsa Starego, w 1129 roku pojął za żonę Ryksę, córkę Bolesława Krzywoustego. Były to czasy pełnej kontroli Pomorza przez polskiego władcę.
O przetrwałym w innej części ziem przybałtyckich - w Kurlandii i na Żmudzi, aż po czasy nowożytne, spadku kulturowo-etnicznym po Wikingach i Gotach mówią w swoim dziele "Starożytna Polska pod względem historycznym, geograficznym i statystycznym opisana" (Tom 3, 1846) polscy historycy Michał Baliński i Tymoteusz Lipiński: "Lecz zbliżając się do czasów zaprowadzonego chrześcijaństwa na północy, do
czasów więcej historycznych, nowy wpływ, a daleko
dzielniejszy od innych widzieć się daje. Ludy Skandynawskie z brzegów Szwecyi, Norwegii i Danii, rozlatują się na lekkich łodziach swoich po Morzu Bałtyckim, i najeżdżać zaczynają pobrzeża Kuronów i Sambów, czyli Prusaków. Te ich najazdy nie ograniczają się
nawet samemi rozbojami; mieszkańcy Szwecyi we środku dziewiątego wieku zdobywają osady w dzisiejszej Kurlandyi i Żmudzi i mieszają się z krajowcami, gdzie
dotąd w ostatniej ślad ich bytu pozostaje w niektórych
nazwiskach szlachty, zupełnie gockich. ... Wszakże pierwiastkowa cywilizacya Żmudzi, a przynajmniej wstrząśnienie jej w rodowym bycie dawnym należy Skandynawom. Osady ich musiały być niemałe, kiedy w imionach szlachty żmudzkiej ślad tego pozostał: ... Ejmund, Eismont, Dowmund, Dowgird, Mongird, Norwid, Misztolt, Gintowt, Milmont, Milwid ". Nordyckie imię Ejmund znalazło swoją historię o ruskich Waregach w Sadze o Ejmundzie ("Eymundar þáttr hrings").
Oto z boku ilustracja, pochodzącego z XII wieku, kamiennego medalionu, z wyrzeźbionym wizerunkiem rycerza w "szłomie wielkopolskim", okryty barmicą i kolczugą, dzierżącego miecz i tarczę migdałową. W tle wyryte imię DYMITRI (Димитри). Zabytek pochodzi z Wołkowyska, na białoruskim Polesiu. Staroruskie imię Dymitrij jest pochodzenia greckiego, od imienia Demetrios (Δημήτριος - Dēmētrios), przyjmowane na Rusi w ślad za św. Dymitrem z Tesaloniki.
Na marginesie, pochodzenie nazwy "barmica" - chroniącego kark i ramiona rycerza okrycia, z metalowych oczek lub płytek, przymocowanego do tylnej i bocznych krawędzi hełmu, nie jest wyjaśnione. Możliwym jest, że słowo to ma korzenie zarówno normańskie, jak i turkijskie, złożone z dwóch słów - staronodyckiego bœgr, oznaczającego ''ramię', oraz słowa z rodziny języków turkijskich - yağmurluk, oznaczającego 'okrycie przed deszczem'. Z tych dwóch słów mogła zrodzić się we wczesnym średniowieczu, na pograniczu wikińsko-bułgarskim w rejonie środkowej Wołgi, nazwa "barmica".
W tym samym rejonie słowo yağmurluk przeniknęło do kultury żydowskiej w czasach Kaganatu Chazarskiego, jako rodzaj religijnego nakrycia głowy. Wraz z częścią migrujących na zachód ludów chazarskich przeniosło się do Europy, znane dzisiaj jako "jarmułka", w języku jidisz: יאַרמלקע - jarmulke. W języku staroruskim słowo емурлукъ - jemurłuk oznaczało płaszcz przeciwdeszczowy, a później, w tradycji rosyjskiej, słowo ермолка - jermołka, oznaczało domowe nakrycie głowy, noszone przez osoby szlacheckie.
Wikińskie tarcze o kształcie migdała (migdałowate), zwane także normańskimi, utrwalone zostały na pochodzącym z XI wieku i wykonanym w Bizancjum relikwiarzu tzw. Krzyża Prawdziwego, obecnie w zbiorach Muzeum Ermitaż w Petersburgu oraz na piastowskim XII-wiecznym tzw. kielichu królewskim
(tzw. "drugi kielich Dąbrówki") z Trzemeszna, w detalu sceny walki Dawida
z Goliatem. Obydwa wyobrażenia zestawione są na powyższej ilustracji. Historycy sztuki uznają, że na relikwiarzu bizantyjskim z Petersburga, przedstawiającym sceny biblijne z ukrzyżowania Chrystusa rzymski żołnierz z tarczą normańską, podobną do tej z kielicha z Trzemeszna (po lewej stronie powyższej ilustracji) posiada strój i atrybuty Warega - żołnierza gwardii wareskiej.
Postać z drugiego trzemeszeńskiego kielicha uosabiająca Goliata z normańską tarczą (po prawej stronie), jest możliwą wizualizacją XII-wiecznego rycerza z Polski. Podobnie jak opisana wyżej scena z Drzwi Gnieźnieńskich, przedstawiająca - według "Dziejów Polski" (PWN 1993) - wyposażonych w takie tarcze "wojów pieszych z czasów Bolesława Chrobrego". I tym razem można chyba dodać za naszymi historykami - polskich rycerzy "w tradycji wikińskiej". Warto tutaj zauważyć, że - w odróżnieniu od reliktów tarcz wikińskich, archeolodzy nie odkryli dotąd śladów ani jednej wczesnośredniowiecznej "tarczy słowiańskiej" na terenach Polski piastowskiej, czy poza nią.
Na marginesie, niektórzy polscy historycy błędnie przyjmują powstanie gwardii wareskiej w Bizancjum za czasów cesarza Bazylego II (lata panowania 976-1025). Jednakże już w 902 roku około siedmiuset żołnierzy wareskich służyło w marynarce bizantyjskiej, w kampaniach przeciwko muzułmańskiemu emiratowi Krety.
W bizantyjskim manuskrypcie z AD 515, zwanym dzisiaj niezbyt sensownie "Wiener Dioskurides" - Wiedeńskim Dioskuridesem (nie mylić z wiedeńskimi parówkami; ech, ta zachodnio-europejska megalomania!), jest wzmianka o dowódcy gwardii wareskiej o imieniu Μιχαήλ - Michaíl.
Grek Pedanios Dioskurides był w I wieku n.e. jednym z najsławniejszych w czasach antycznych lekarzy, autorem dzieła "Περὶ ὕλης ἰατρικῆς - Perí hýlēs iatrikḗs" (łac. Materia medica) i uważany za pioniera farmakologii. Łaciński tekst jego dzieła z VI wieku zwany był Dioscorides longobardus. Z Wiedniem ten autor ma mniej wspólnego, niż te oto wiedeńskie parówki (Wiener Würstchen) - tylko tyle, że tam jego dzieło jest przechowywane.
Być może chodzi o tego samego, jak z "Wiedeńskiego Dioskuridesa" dowódcę gwardii wareskiej o imieniu Μιχαήλ - Michaíl, na poniższej pieczęci, będącej dawniej w tak zwanej Kolekcji Mordtmanna. Urodzony w Hamburgu w 1811 roku, zmarły w Konstantynopolu w 1879 roku, dr Andreas David Mordtmann, był znanym orientalistą, w zakresie epigrafiki, historii i geografii. Poniższa, edytowana ilustracja, pochodzi z artykułu A. Mordtmanna "Bulles byzantines relatives aux Varègues", w publikacji francuskiego towarzystwa naukowego Société de l'Orient Latin "Archives de l'Orient latin", Paris 1884, Tom 1.
Ta ołowiana bulla została nazwana "Pieczęcią Michała, wielkiego tłumacza Waregów". Na awersie przedstawiony jest wizerunek św. Michała Archanioła, trzymającego berło w prawej dłoni i kulę ziemską w lewej. Z lewej strony widnieją litery O*H*AP, skrót słowa δ αρχάγγελος (Archanioł); po prawej MX-Μιχαήλ (Michaił). Na rewersie widzimy u góry znak krzyża, u dołu topór wikiński, rodzaj halabardy (topora z rodzajem bagnetu) oraz następujący tekst: "CΦΡΑΓΙC TΥ ΠANCEBACTY CΕBACTY KAI MΕ ΓAΛΥ ΔΙΕΡΜΙΝΕΥ TωN BAPAΓ ΓωN MIXAHΛ" (Σφραγίς του πανσεβάστου, σεβατου και μεγάλος διερμηνέας των Βαράγγων Μιχαηλ), czyli: "Pieczęć najczcigodniejszego z czcigodnych i wielkiego tłumacza Waregów Michała".
Wydaje się warta poprzybliżenia, z bulli Michała Warega, chyba dotąd nieznana broń, którą możnaby nazwać halabardą wareską. Zwana była w Bizancjum, według orientalisty A. Mordtmanna, z języka greckiego jako "romfaja" (ρομφαία). W wielu wczesnośredniowiecznych źródłach (Izydor z Sewilli, Michał Psellos, Anna Komnena, Niketas Choniates) pojawia się wzmianka o tak nazwanej bizantyjskiej broni, jednakże bez jej bliższego opisu. Jest ona najczęściej rozumiana jako oburącz trzymana broń, o lekko zagiętym ostrzu, jak na przykład na poniższej ilustracji, będącej fragmentem okładka książki (zbiór poezji Άγγελος Δ. Κανιούρας «Ρομφαία», Γκοβόστη, Αθήνα 2020).
Przedstawiona na bulli Michała Warega broń, faktycznie zakończona ostrzem o charakterze romfaji, czyli broni siecznej i kolnej, jest jednakże wyposażona również w topór - broń obuchowo-sieczną. Poniższa ilustracja wymagałaby analizy przez specjalistę od historycznej białej broni, ale już na pierwszy rzut oka, bez pewności, czy była ona na bulli zobrazowana w rzeczywistych proporcjach, jest oryginalnym połączeniem topora bojowego ze sztyletem sierpowatym, włócznią, bagnetem lub szablą (w zależności od techniki walki), na drzewcu zakończonym rodzajem obłęku.
Na marginesie, A. Mordtmann, właściciel powyższej pieczęci, uzyskał swój tytuł naukowy za tłumaczenie z arabskiego i edycję dzieła X-wiecznego, perskiego geografa al-Istakhri'ego. W swojej "Książce dróg i prowincji" ("Kitab al-Masalik wa-l-mamalik") al-Istakhri nazwał trzy plemiona na Rusi: "Kūtaba", "Sāqlab" i "Uthanie". Według niego król Rusów żyje wśród pierwszego z nich, do którego tylko przybywają kupcy. Chodzi zapewne o Kijów, zwany u al-Balkhi'ego "Kūyāba" (AD 920), a u cesarza bizantyjskiego Konstantyna Porfirogenety "Κιοάβα" (AD 952).
Al-Istakhri opracował w I połowie X wieku mapę świata, której jedną z późniejszych kopii prezentuję poniżej, z naniesionymi przeze mnie, niektórymi nazwami geograficznymi. Zorientowana jest ona południem do góry. Pochodzący z Iranu geograf najwięcej wiedzy miał, co jest zrozumiałe, o terenach Azji i Afryki. Europa nie była mu dobrze znana i wykroił dla niej niewiele miejsca na mapie, i tak zresztą, w największej części przydzielając to miejsce dla Bizancjum.
Około trzy dekady później, na bazie mapy Al-Istakhriego, inny perski geograf wyznania muzułmańskiego - Ibn Hawqal opracował mapę świata o bogatszym zasobie informacyjnym. Jej angielskie tłumaczenie zamieszczam poniżej. Wymienił na przykład więcej szczegółów, dotyczących Europy śródziemnomorskiej - z Półwyspu Apenińskiego (regiony Lombardów, Calabria, Otranto, Zatoka Wenecka) i z Półwyspu Bałkańskiego (Peloponez, Konstantynopol, ludy słowiańskie - Saqaliba).
W istocie wiedza Ibn Hawqala była znacznie szersza, bowiem wiemy, że na przykład podróżował na Sycylię, której na mapie nie zaznaczył. To z jego opisów muzułmańskiej wówczas Sycylii wiemy, że w Palermo była, dodajmy - już od IX wieku, dzielnica słowiańska, zwana Harat as-Saqaliba - związana prawdopodobnie ze słowiańskimi niewolnikami, ale chyba także słowiańskimi piratami morskimi, znanymi w tamtym regionie i czasie (X wiek).
Wracając do tarczy migdałowej - to
prawdopodobnie właśnie z Bizancjum rozprzestrzenił się ten typ tarczy na
wareską Ruś i poprzez Normanów - na frankijską Europę. Normański typ
tarczy widoczny jest także na XIII-wiecznej pieczęci gdańskiego Mściwoja II, namiestnika książąt krakowskich; podobnie jak i na pieczęciach (z podobnego okresu) księcia Leszka Białego i księcia Henryka II Pobożnego.
Nie wiadomo czemu drugi kielich z Trzemeszna nazwano królewskim, mimo że jest o niższej wartości artystycznej od pierwszego. Tak samo przyjęło się w sięgającej XVII wieku tradycji uważać obydwa kielichy jako dar księżnej Dobrawy (Dąbrówki), żony Mieszka I, gdyż nadal nazywane są nie tylko przez kreujących mity "pospolitych" dziennikarzy, ale i (quelle horreur!) przez niektórych zawodowych historyków, jako tzw. "kielichy Dąbrówki", mimo że pochodzą z końca XII wieku i nic nie wskazuje, aby miały coś wspólnego z Dobrawą lub Czechami.

Przykładem sztuki złotniczej w technice niello jest pokazana tutaj obok, pochodząca z Kijowa srebrna zawieszka. Zabytek o rozmiarach 51-55-16 mm, datowany jest na XI-XII wiek i należy do zbiorów nowojorskiego Metropolitan Museum of Art. Przedstawia on sylwetkę gryfa (połączenie lwa i orła), o którym będziemy na tym blogu wiele mówić.
Historycy sztuki uznają, że do pierwszego kielicha z Trzemeszna należała także srebrna patena (talerz), datowana na koniec XII wieku, z wygrawerowaną główną sceną ukrzyżowania oraz dziewięcioma scenami
ze Starego Testamentu na obwodzie (zaprezentowana w dalszej części artykułu). Patena ta stanowi obok dwóch
kielichów trzeci element skarbu, który z uwagi na jednolitość genezy
kulturowej powinien zwać się Skarbem Trzemeszeńskim.
Centralna scena przedstawia ukrzyżowanego Chrystusa z napisem ponad głową: IHC NAIARENVS (NAZARENVS). Pierwsza część monogramu IHC to trzy pierwsze litery z greckiego słowa IHCOYC, które wraz z drugim słowem znaczą Jezus z Nazaretu.
W sposób znamienny dla sztuki bizantyjskiej przedstawiano ukrzyżowanego Chrystusa nie ze stopami skrzyżowanymi, lecz spoczywającymi swobodnie na podporze - elementy ikonograficzne obce w kościele łacińskim. W ten sposób przekazano wiernym, że wobec bliskiego jego zmartwychwstania, istotą Chrystusa na krzyżu nie jest cierpienie, ale zwycięstwo nad śmiercią i panowanie nad światem.
Oto poniżej scena Ukrzyżowania Chrystusa, przedstawiona na bizantyjskiej plakietce - ikonie z kości słoniowej z połowy X wieku, o wymiarach 15x10x1 cm, numer zabytku 17.190.44 (źródło: Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork). Cała scena rozgrywa się pod baldachimem podtrzymywanym przez ażurowe kolumny. W górnych rogach umieszczone są, typowe dla sztuki greckiej, ozdobne palmety. Pod krzyżem stoi św. Maria Matka Boża i św. Jan Ewangelista. Pod stopami Chrystusa rzymscy żołnierze siedzą i grają w kości. Na dole kompozycji krzyż Chrystusa przebija brzuch leżącego Hadesa, władcy podziemia, siedziby zmarłych w mitologii greckiej. Jest to wyjątkowy szczegół, który wizualnie ogłasza tryumf Chrystusa nad śmiercią i grzechem. Napis obok mówi: „krzyż włożony w brzuch Hadesa”, symbolizując w ten sposób rozstanie się w Bizancjum z pogańskimi bogami mitologii klasycznej.
Bardzo podobną sylwetkę, ukrzyżowanego, ale stojącego na podeście, Chrystusa, z twarzą nie przedstawiającą cierpienia, zawierają inne, klasyczne dzieła sztuki bizantyjskiej, na przykład: iluminacja w znajdującym się w zbiorach wawelskich Ewangeliarzu Emmeramskim z końca XI wieku, iluminacja z Sakramentarza Henryka II z początków XI wieku (w zbiorach Bayerische Staatsbibliothek, Monachium) oraz mozaika, prawdopodobnie X-wieczna, z Museo dell'Opera del Duomo, Florencja. O bizantyjskiej symbolice ukrzyżowania Chrystusa pisałem w artykule "Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska".
Porównajmy dwie poniższe ilustracje. Z lewej strony jest to fragment bizantyjskiej mozaiki w Soborze Sofijskim, z początku XI wieku, przedstawiający św. Mikołaja. Z prawej to wizerunek Mieszka I, z cyklu rysunków Jana Matejki "Poczet królów i książąt polskich". Niezależnie od różnych materiałów i technik wykonania obu dzieł, widoczne są podobne, bizantyjskie szaty obu postaci, a także trzymane w dłoniach krzyże typu pattée.
Zwróćmy uwagę, że Jan Matejko "wyposażył" pierwszego władcę Polski w krucyfiks z bizantyjską formą Chrystusa triumfującego (gr. Ο Χριστός θριαμβευτής - O Christós thriamveftís), a nie na sposób łaciński - cierpiącego. Zgodnie z bizantyjskim zawołaniem "Pod tym znakiem zwyciężysz" (In hoc signo vince), artysta ukazał Mieszka I, dzierżącego w prawicy miecz, a w lewej dłoni krucyfiks z Chrystusem panującym, nie cierpiącym, z Chrystusem - zwycięzcą, zwycięzcą życia nad śmiercią.
Jest to charakterystyczne dla religii ortodoksyjnej przedstawienie Chrystusa, w odróżnieniu do postaci Chrystusa z nogami skrzyżowanymi - typowego na krucyfiksach ze strefy kościoła łacińskiego. Chociaż historyczne obrazy i ilustracje Jana Matejki nie są same w sobie źródłem historycznym, to trzeba pamiętać, że artysta na każdą postać historyczną poświęcił wiele lat studiów o danym władcy i o zabytkach i materiałach ikonograficznych z aktualnej jemu epoki.
Podobny w charakterze do "mieszkowego" krzyża jest krzyż wyrzeźbiony w jaśpisie, w formie zawieszki, z przełomu IX/X wieku, dedykowany cesarzowi bizantyjskiemu Leonowi VI. Pod krzyżem widoczny jest tak zwany globus krzyżowy (globus cruciger), a u nas jabłko królewskie - symbol władzy cesarskiej, najpierw w Bizancjum, później także u cesarzy i królów w państwach europejskich.
Podobny w charakterze do "mieszkowego" krzyża jest krzyż wyrzeźbiony w jaśpisie, w formie zawieszki, z przełomu IX/X wieku, dedykowany cesarzowi bizantyjskiemu Leonowi VI. Pod krzyżem widoczny jest tak zwany globus krzyżowy (globus cruciger), a u nas jabłko królewskie - symbol władzy cesarskiej, najpierw w Bizancjum, później także u cesarzy i królów w państwach europejskich.
W wewnętrznym obwodzie pateny z Trzemeszna widnieje napis: "Vita subit letum, dulcedo potat acetum. Non homo sed vermis, armatum vincit inermis", czyli: "Życie podporządkowuje się śmierci, słodycz pije ocet. Nie człowiek, lecz robak jego zbrojnego zwycięża bezbronny". Są to słowa Hildeberta (1055-1133), francuskiego arcybiskupa Tours (którego, jak niektórzy nasi historycy suponują, mógł znać "nasz" Gall Anonim). Dodano więc słowa teologa kościoła łacińskiego, jakby przeczące przesłaniu ikonograficznemu dzieła bizantyjskiego, bowiem zawarta jest w nich idea śmierci jako zwycięzcy nad człowiekiem. Na obramieniu pateny widnieje następująca inskrypcja: "Clamant scripture, quod signavere figure. Sign is patratis, jubar emicuit deitatis. Que precesserunt Christi tipus ilia fucrunt", czyli: "Pismo święte wieści, co te postaci oznaczają. Gdy zostaną (tutaj) umieszczone, rozbłysk świętości się objawia. Postać Chrystusa poprzedziła wszystko".
Dziwnym wydaje się, że w wielkiej monografii - syntezie polskich zabytków literatury Teresy Michałowskiej "Średniowiecze", 1995-2006, nie dokonano analizy treści i heksamerycznej formy epigramu na patenie z Trzemeszna. Może słuszną być interpretacja Józefa Łepkowskiego dwóch kobiecych postaci towarzyszących Chrystusowi, jako alegoria Polski pogańskiej - kobieta z przepaską na oczach, opuszczoną chorągwią i upadłą koroną, oraz Polski chrześcijańskiej - kobieta z koroną na głowie i podniesioną chorągwią, zbierającą do czary krew Chrystusa. Jeżeli jednak, jak sądzą niektórzy historycy sztuki, był to "import" wyrobu gotowego, a nie wykonanego według artystycznego zamówienia polskiego arystokraty, to figury kobiet w tej scenie mogą personifikować władzę państwową - z jednej strony skorumpowaną i słabą, z drugiej prawowitą i silną.
Jean-Pierre Caillet, francuski historyk sztuki, tak się wyraził o tej patenie: "... Ukrzyżowanie z pochodzącej z Trzemeszna (Polska) pateny każe w oczywisty sposób myśleć o X-wiecznej, powstałej w Konstantynopolu patenie z katedralnego skarbu w Halberstadt." [Paolo Piva (red.) "L'arte medievale nel contesto 300-1300 Funzioni, iconografia, tecniche", Milano 2006]. Oto patena z Trzemeszna (źródło: "Monuments du moyen age et de la renaissance dans l'ancienne Pologne", 1855).
Dla porównania, zestawmy poniżej bizantyjską patenę z Halberstadt. Zabytek ten wykonany został z pozłacanego srebra, jako odlew, repusowany, rzeźbiony i grawerowany, o wadze 2.25 kg. Centralne miejsce zajmuje medalion, przedstawiający scenę Ukrzyżowania, z greckim napisem w otoku: „Bierzcie, jedzcie; to jest Ciało moje, za wielu wydane na odpuszczenie grzechów” [według relacji św. Mateusza; Mt 26, 26-30]. Ze słów Chrystusa wygłoszonych podczas Ostatniej Wieczerzy oraz z przedstawienia na tej patenie wynika, że podczas Eucharystii kładziono na niej chleb. Dzielono się świętym chlebem nie w kościele katolickim, ale prawosławnym.
Na krawędzi płyty otaczają scenę medaliony z portretami męczenników i świętych biskupów kościoła wschodniego, oddzielone arabeskami. Święci biskupi i greckie inskrypcje potwierdzają jego pochodzenie z Cesarstwa Bizantyjskiego.
Dodajmy tutaj jeszcze jedną patenę o wyraźnych paralelach ikonograficznych z pateną z Trzemeszna i z Halberstadt, a więc ze świata kultury bizantyjskiej, jakkolwiek pochodzącą dopiero z XVI wieku, a wykonaną w Wenecji (foto poniżej: Longari Arte Milano, Francesco Vitali, 2016). Wyjątkowy jest materiał z którego została wykonana - wytłoczona skóra na drewnianej ramie.
Medalion centralny ze sceną Ukrzyżowania jest niemal identyczny z przedstawieniem ikonograficznym na patenie z Halberstadt, a tekst grecki w obwódce głosi: + ΔΑΒΕΤΕ ΦΑΓΕΤΕ ΤΟΥΤΟ ΕΣΤΙΝ ΤΟ ΣΩΜΑ ΜΟΥ ΤΟ ΥΠΕΡ ΥΜΩΝ ΚΑΩΜΕΝΟΝ ΕΙΣ ΑΦΕΣΙΝ ΑΜΑΡΤΙΩΝ, czyli: "Bierzcie, jedzcie; To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!" [według relacji św. Łukasza; Łk 22,19-20].
Jest jeszcze jeden, pochodzący z bazyliki w Trzemesznie
ważny zabytek ruchomy, to tak zwany kielich św. Wojciecha. Legenda mówi, że
biskup przed wyprawą do Prusów odprawiał w Trzemesznie nabożeństwa z
użyciem tego mszalnego kielicha. W istocie tylko czara kielicha miałaby pochodzić z X
wieku - co jest niesłychanie spekulatywną hipotezą, natomiast stopa i nodus z końca XII wieku, a oprawa wewnętrzna czary dopiero z XV/XVI wieku.
"Naczynie składa się z kilku elementów, które zostały wykonane w różnym czasie. Najstarszą jego częścią jest agatowa czasza. Jest to prosty w formie kubek, od spodu lekko profilowany. Naczynie zostało wykonane z jednego kawałka półszlachetnego kamienia o brunatno-czerwonej kolorystyce, która wpada miejscami w odcień ciemnobursztynowy i jest poprzecinana mlecznobiałymi warstwami, miejscami przeźroczystymi i opalizującymi. Warstwy tworzą nieregularne plamy. Kubek został najprawdopodobniej wykonany w warsztatach bizantyńskich. Gdy czasza pękła, została oprawiona w złoto" (Katalog wystawy w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, 2016).
Nodus kielicha ozdobiony jest wygrawerowanymi
motywami roślinnymi, tak zwanymi arabeskami,
oplatającymi pół nagiego człowieka (czy to też "pigmej"? - jak odkryty przez historyków sztuki na Drzwiach Gnieźnieńskich, vide artykuł "Słowiańskie kołki w wikińskich łodziach"), lwa, strusia i innego ptaka.
Arabeski, jako forma ornamentyki plecionej
z motywami roślinnymi, charakterystyczne były nie tylko dla sztuki
hellenistycznej, celtyckiej, a później rzymskiej, ale znalazły
kontynuację w sztuce arabskiej (stąd nazwa), bizantyjskiej i wikińskiej.
César García de Castro Valdés, odpowiedzialny za dziedzictwo kulturowe
hiszpańskiej Asturii, uznaje trzemeszeński kielich za "produkt bizantyjski" (Anales de Historia del Arte, 2014).
Przy okazji, kiedy mówimy o Asturii, to wypada wspomnieć o bazylikowych w formie, czyli bizantyjskiego pochodzenia, wczesnośredniowiecznych kościołach w tej prowincji - w Oviedo, Val del Dios i Naranco. Zapatrzony w wyłącznie łacińskie korzenie kulturowe Europy, polski historyk sztuki, Karol Estreicher ("Historia sztuki w zarysie", 1988), w nawiązaniu do widocznego, ale niezrozumiałego dla niego w sercu zachodniej Europy, wschodniego charakteru tych budowli, tak pisze (podkreślenie moje): "Zarówno ten kościół [w Naranco], jak i kościół w Germigny-des-Prés [Francja], jak i niektóre kościoły w północnych Włoszech, wykazują jakieś trudne do wytłumaczenia związki z budownictwem w dalekiej Armenii (np. z katedrą w Eczmiadzin). Tłumaczą się one być może wędrówkami Gotów".
Oto powyżej fragment bizantyjskiej mozaiki z kościoła w Germigny-des-Prés (źródło: Wikipedia). Mozaika przedstawia bibilijną Arkę Przymierza - ozdobną skrzynię, w której przechowywane były dwie mojżeszowe kamienne tablice z treścią Dekalogu. Domysł historyka o przywleczeniu sztuki bizantyjskiej do Europy przez Gotów ma coś na rzeczy, ale nie do końca. Być może jego skojarzenie, nie poparte głębszą analizą, wynikało z faktu, że akurat ten kościół we Francji ufundował, będący Gotem z pochodzenia, biskup Teodulf z Orleanu. Już od schyłku czasów antycznych i w okresie wielkich migracji, plemiona gockie stykały się (i częściowo je przyswajały), z kulturami wschodnimi na Bałkanach i w strefie Morza Czarnego.
Dystrybutorami sztuki bizantyjskiej w Europie we wczesnym średniowieczu byli przede wszystkim wschodni, głównie greccy rzemieślnicy, artyści, architekci, którzy - zwłaszcza w dobie ikonoklazmu, masowo emigrowali z Bizancjum do Europy zachodniej. Władcy europejscy, pragnący nadać swojej władzy większego prestiżu, z własnej inicjatywy sprowadzali Greków, aby budowali i dekorowali europejskie pałace i kościoły. Obok Bizantyjczyków także wczesnośredniowieczni Goci, czyli przede wszystkim handlujący z Bizancjum, albo służący na tamtejszych dworach, Waregowie, byli rozsadnikami wschodniej kultury w Europie.
Oto poniżej fragment miniatury z pochodzącego z pierwszej połowy IX wieku, greckiego Psałterza Chłudowa, przedstawiająca niszczenie świętych wizerunków.
Jakim środowiskom artystycznym przypisują nasi historycy wykonanie
skarbu z Trzemeszna? Ano: mozańskiemu, środkoworeńskiemu, angielskiemu,
bawarskiemu bądź polskiemu. Miejsca przechowywania w
Europie zachodniej zabytków (muzea, uczelnie, biblioteki itd.) ci badacze często "automatycznie" wiążą z miejscem istnienia legendarnych "warsztatów", w których tworzyli lokalni, samorodni artyści. Ta narracja ignoruje intensywne przepływy kulturowe z Bizancjum, jakie miały
miejsce w epoce karolińsko-ottońskiej (handel, dary, rabunki, ściąganie
artystów bizantyjskich przez władców i elity Europy, emigracja
tamtejszych artystów, zwłaszcza wymuszona prześladowaniami w czasach
tzw. ikonoklazmu).
To nie Rzym na przełomie X/XI wieku był centrum cywilizacyjnym na kontynencie europejskim, ale - jak zauważył Walerian Meysztowicz "centrum cywilizacji greko-łacińskiej kwitnęło w Konstantynopolu" ("Le centre de la civilization gréco-latine fleurit à Constantinople ..." - "Antemurale", Tom IV, Rzym 1958). Przyjmowane dziś z góry nastawienie na udowadnianie za wszelką cenę "łacińskości" - w sensie pochodzenia zabytku (lub idei jego wytworzenia) z Italii, nawet tam gdzie jej nie ma, albo istnieje tylko w pewnym stopniu, nie ma nic wspólnego z postawą naukową, jakiej oczekiwalibyśmy od każdego historyka - profesjonalisty.
Zauważmy, że w okresie rozkwitu Cesarstwa Bizantyjskiego plemiona gocko-normańskie pięciokrotnie oblegały i plądrowały Rzym - w AD 410 przez Wizygotów pod władzą Alaryka I, w AD 455 Wandalowie pod władzą Genzeryka, w AD 546 i AD 549-550 Ostrogoci pod władzą Totili oraz w AD 1048 Normanowie pod władzą Roberta Guiscarda. Rzym w okresie wczesnego średniowiecza był nie tylko słaby politycznie, ale i kulturowo, a jego ranga zaczęła się odradzać dopiero w okresie Imperium Karolińskiego i Ottońskiego.
Powyższy fragment płaskorzeźby ze współczesnego miasta Solin, obok Splitu w Chorwacji, prezentuje grecką boginię Tyche, zwanej "Tyche Salonitana". Płaskorzeźba z IV wieku n.e., przedstawiająca patronkę miasta, ukoronowaną w formie murów miejskich, znajdowała się nad bramą miejską Porta Caesarea w Salonie. Na fladze napis MIVSFλ oznacza pełną, rzymską nazwę miasta - Martia Iulia Valeria Salona Felix. W mitologii greckiej Tyche była córką Zeusa, uchodziła za opiekunkę miast. Solin, grecka nazwa Salona (Σαλώνα), to starożytne miasto, zamieszkałe przez kolonię Greków wśród Dalmatów już od IV wieku p.n.e., później w obrębie Cesarstwa Rzymskiego. Miasto zostało zniszczone w VII wieku przez najazdy Słowian (Chorwatów) i Awarów.
XIII-wieczny Tomasz Archidiakon, zarządca chorwackiej diecezji w Splicie, w swojej "Historia Salonitana" pisał: "Goci, którzy są Słowianami ...".
Również wcześniejszy, XII-wieczny, anonimowy Pop Duklanin w swojej "Historii Królestwa Słowian" (Latopis Popa Duklanina), w części zatytułowanej Libellus Gothorum, opisywał historię rzekomej dynastii gocko-słowiańskich władców, trwającej od V wieku, aż po jego czasy, w legendarnym "Królestwa Słowian", obejmującym Chorwację, Dalmację, Bośnię, Duklę i Serbię. Wymienił on tam postać legendarnego władcy Gotów o takim samym imieniu Totila, jak VI-wieczny król Ostrogotów, jednakże miał on być synem Swiewłada I (Свевлад - Wszechmocny), bratem Brusa i Ostroiła (Оштроило - Zaostrzony). Za radą najstarszego brata Brusa, wraz z Ostroilem mia podbić Panonię i "Teutonię". Po zwycięstwie nad chrześcijańskimi królami Dalmatów i Istrii, wojska obu braci rozdzieliły się. Totila udał się do Italii, zaś Ostroił do Ilirii.
Chociaż wymienione te dwa zabytki (jak zresztą wiele innych, poważniejszych kronik), zapewne nie odzwierciedlają zupełnie realnych wydarzeń historycznych, to jednak wskazują na historyczność istnienia na Bałkanach związków słowiańsko-gockich, na przełomie antyku i wczesnego średniowiecza.
Oto powyżej okładka chorwackiego wydania "Latopisu Popa Duklanina" z 1950 roku. Przedstawia ona postać arcybiskupa Dukli jako fundatora kościoła, w koronie i w bizantyjskich szatach - chlamidzie (w starogreckim χλαμύς - chlamýs), rodzaju uroczystego płaszcza, noszonego w Bizancjum przez cesarzy i wysokich dostojników.
To w 960 roku, po raz pierwszy w Europie zachodniej na północ od Alp w saksońskim Gernrode, zbudowano kościół św. Cyriaka z bizantyjskimi emporami - galeriami nad bocznymi nawami. Nie tylko forma budowli, ale jej najstarsze ozdobne elementy architektoniczne są bizantyjskiego pochodzenia. Oto z prawej strony ich przykład - wizerunek gryfa i ptaka wśród roślinnej ornamentyki.
Zastanawiające jest, że gdy w połowie X wieku prądy religijno-kulturowe z Bizancjum docierały do Saksonii (a już wiek wcześniej na Morawy i Czechy), a handel z Orientu trafiał na Pomorze i do Skandynawii, Polska piastowska miałaby być wyłączona, albo "ideologicznie odporna", jak "chcą" historycy, na wpływy bizantyjskie.
Bizantyjskie wpływy kulturowe, a nawet religijne w Skandynawii wykraczały daleko poza II połowę XI wieku, kiedy dokonała się schizma w kościele chrześcijańskim i antagonistyczny odtąd podział na jego tradycyjny, ortodoksyjny kościół bizantyjski i zreformowany kościół łaciński.
Þórarinn loftunga, wspomniany skald z początku XI wieku, przywołując wielkość i znaczenie Bizancjum, obdarzał Kanuta Wielkiego, niemal cechami boskimi. Taki rodzaj staroonordyckiej przenośni lub hiperboli, zwany kenning, jest jeszcze jednym potwierdzeniem silnych związków, w okresie przed schizmą kościołów, nie tylko gospodarczych i politycznych, ale kulturowych i religijnych pomiędzy światem bizantyjskim i skandynawskim.
Jeszcze w XII wieku, jak zauważa Ebbe Nyborg z Muzeum Narodowego w Kopenhadze ("Danske kalkmalerier som kilder til forholdet mellem Norden og Byzans i 1100-tallet: en diskussion af seks nylige bidrag", Fornvännen 2018:4), widoczne jest "... przytłaczające występowanie fresków inspirowanych bizantyjskimi wpływami na Zelandii i w Skanii" (... overvældende forekomst af byzantinskprægede kalkmalerier på Sjælland og i Skåne). Autor postuluje, aby na pytanie o przyczyny silnego oddziaływania Wschodu na wyraz ikonograficzny duńskich kościołów w tamtym okresie, odpowiedzi szukać w "połączeniu badań nad tymi polichromiami z pisemnymi świadectwami powiązań dynastycznych i innych z Rusią i Bizancjum" (... kombinering af kalkmalerierne med de skriftlige vidnesbyrd om dynastiske og andre kontakter til Rus-riget og Byzans).
Poniższy fresk bizantyjski, datowany na około rok 1125, odkryto w kościele w Sæby, w północnej Jutlandii (Ulla Haastrup i John Lind, 2016 - "Dronning Margrete Fredkulla. Politisk magthaver og mæcen for byzantisk kunst i danske kirker i 1100-tallets begyndelse").
Niech poniższa mapa zaświadczy o skali handlu prowadzonego przez Polskę piastowską za pośrednictwem skandynawskim z Bizancjum, jak wynika to jednoznacznie z dotychczasowych odkryć archeologicznych (Marek Jankowiak - "Byzantine Coins in Viking-Age Northern Lands", w: "Byzantium and the Viking World", Uppsala 2016). Kwadraty oznaczają skarby, a kółka odkrycia pojedynczych monet, zasadniczo datowane na okres od połowy IX wieku do połowy XI wieku.
Największe skupisko bizantyjskich monet jest oczywiście w samej Skandynawii, zwłaszcza na Gotlandii, natomiast na terenach Polski jest największa poza Skandynawią koncentracja znalezisk tych monet. Zapytajmy retorycznie, czy to przypadek? Handel Polski z Bizancjum musiał chociaż częściowo być prowadzony przez Małopolskę i Wielkopolskę, a mimo to nasi historycy nie potrafią uchwycić śladów wschodniego chrześcijaństwa w państwie Mieszka I, chociaż takie znajdowane są w Skandynawii, a szczególnie na Gotlandii.
Mieszko I, który zatrudniał trzytysięczną armię wikińsko-bizantyjskich Waregów - z pewnością niezupełnie pogan, czyż nie był otoczony wschodnimi chrześcijanami, jacy z pewnością znajdowali się wśród rycerzy gwardii wareskiej? Czyż władca Polan nie opłacał czasem swojej gwardii przybocznej bizantyjską monetą? Mieszko I, czyż nie mógł przyjąć również tego wyznania, jak chroniąca go armia wareska - jak wskazuje wiele źródeł historycznych, daleko przed tym, zanim zdecydował się poślubić Dobrawę?
Kontakty polityczno-kulturowe skandynawsko-bizantyjskie trwały przez kolejny wiek XI, czego małym potwierdzeniem jest powyższy kamień runiczny (U112) z połowy XI wieku, postawiony i zachowany w parafii Ed, w szwedzkiej Upplandii. Wyryto na nim następujący napis „Ragnvaldr kazał wyrzeźbić te runy; był on w Grecji dowódcą orszaku”. Chodzi tutaj o Ragnvalda Ingvarssona, postać historyczną, który był kapitanem Gwardii Wareskiej w Konstantynopolu w I połowie XI wieku. Jeden z historyków sugeruje, że zmarł on w AD 1043, kiedy został wynajęty przez Włodzimierza Jarosławowicza, księcia Nowogrodu, na wojnę rusko-bizantyjską, której jedna z bitew - pod Iskrestos (nad cieśniną Bosfor), miała miejsce w tamtym roku.

Bardzo zbliżony do rzeźby z Reims jest wizerunek Chrystusa, z właściwą dla sztuki bizantyjskiej aureolą krzyżową (tak jak i na patenie z Trzemeszna), wyryty na
staurotece (relikwiarzu) z klasztoru benedyktyńskiego w nadmozelskim Mettlach (foto: Zentralinstitut für Kunstgeschichte, Munich).
O wymianie kulturowej w średniowiecznej Europie pisze trafnie rosyjska historyk Wasilina Sidorowa: "W średniowieczu kontakty międzykulturowe były o wiele ważniejsze, niż przyjmują współcześni historycy. Pomimo strachu przed dalekimi podróżami i dość prymitywnej infrastruktury, zainteresowanie innymi krajami i innymi kulturami wśród niektórych grup społecznych było silne i szczere. Począwszy od XI wieku liczba pielgrzymek, misji dyplomatycznych i podróży handlowych, a także intensywność migracji znacznie wzrosły. Więzi między prowincjami Galii pozostały ważne pomimo różnic regionalnych i wewnętrznych konfliktów. Obecność cudzoziemców w Galii, zwłaszcza w kręgu Kościoła, pozwala przypuszczać, że interakcje kulturowe odegrały ważną rolę w rozwoju społeczeństw europejskich. Można mówić o sieci komunikacji, w której rozprzestrzeniały się wiadomości. Liczne ślady takiej wymiany można znaleźć w kronikach, listach i żywotach świętych" ("Intercultural communication according to French historical writings of the first half of the 11th century", 2015).
Spójrzmy na szczegóły jeszcze jednej "tarczy piastowskiej", jaką utrwalili bizantyjscy mistrzowie w fasadzie opactwa św. Idziego w prowansalskim Saint-Gilles, który odwiedzili w XI wieku wysłannicy polskiego księcia Władysława Hermana. Zapewne ten "szczyt doskonałości" sztuki bizantyjskiej, jak określił architekturę klasztoru Prosper Mérimée, musiał zrobić na polskich przybyszach ogromne wrażenie, bowiem skutecznie wstawili się u tamtejszego św. Idziego o "cudowne narodziny" Bolesława Krzywoustego, o czym donosi Gall Anonim. Scena przedstawia, tak jak na kielichu z Trzemeszna, walkę Dawida z Goliatem (foto: Ella Pronk, Amsterdam 2013).
Zestawianie "tarcz słowiańskich" z wzorami bizantyjsko-normańskimi
brzmi jednak jak herezja dla tych historyków, którzy w kielichu
"królewskim" z Trzemeszna nie tylko nie widzą wpływów ani ze Wschodu,
ani z Północy, bowiem w mozole ustalili że wykonawca tego dzieła przybył
z Prüfening do Trzemeszna, gdzie je zrealizował. Dlaczego stamtąd i
dlaczego miało ono powstać w Polsce?
Wyjaśnił to zachodnim czytelnikom "Journal of the Warburg and Courtauld Institutes" (1971) Piotr Skubiszewski: "It must be remembered that there were connections between Prüfening and Poland in the twelfth century" (str. 63). W jakim zakresie istniały bezpośrednie i szczególne relacje klasztoru w Prüfening z Polską, poprzez które miałby w Trzemesznie powstać ten kielich i to inspirowany właśnie stamtąd, a nie z dziesiątek lub setek innych miejsc w Europie, z którymi Polska w XII wieku miała "koneksje"? Czy miałoby wystarczyć, że w Prüfening powstał pierwszy z trzech (napisany prawdopodobnie przez mnicha Wolfgera) żywotów Ottona z Bambergu, założyciela tamtejszego klasztoru i przez znaczną część życia związanego z Polską?
W 24-stronicowej analizie ikonograficznej, ale już nie kulturowej tego zabytku, nie wskazał żadnego historycznego, bądź archeologicznego źródła, eliminującego inne możliwe podłoża lub kierunki jego kreacji. W tej zasadniczej kwestii odesłał czytelników nie do określonego źródła faktograficznego, ale do ... Wprowadzenia do wydania "Monumenta Poloniae Historica" z 1966 roku, nie cytując z niego ani jednego słowa, ani żadnego faktu. Autor w ten sposób "pożegnał się" z anglojęzycznym czytelnikiem, każąc mu przyjąć zawarte w jego artykule (a nie do sprawdzenia) wywody za pewnik. Jak pisał Juliusz Słowacki w "Beniowskim": ... wtenczas po włosku: addio!, po polsku: pisuj do mnie na Berdyczów.
Wyjaśnił to zachodnim czytelnikom "Journal of the Warburg and Courtauld Institutes" (1971) Piotr Skubiszewski: "It must be remembered that there were connections between Prüfening and Poland in the twelfth century" (str. 63). W jakim zakresie istniały bezpośrednie i szczególne relacje klasztoru w Prüfening z Polską, poprzez które miałby w Trzemesznie powstać ten kielich i to inspirowany właśnie stamtąd, a nie z dziesiątek lub setek innych miejsc w Europie, z którymi Polska w XII wieku miała "koneksje"? Czy miałoby wystarczyć, że w Prüfening powstał pierwszy z trzech (napisany prawdopodobnie przez mnicha Wolfgera) żywotów Ottona z Bambergu, założyciela tamtejszego klasztoru i przez znaczną część życia związanego z Polską?
W 24-stronicowej analizie ikonograficznej, ale już nie kulturowej tego zabytku, nie wskazał żadnego historycznego, bądź archeologicznego źródła, eliminującego inne możliwe podłoża lub kierunki jego kreacji. W tej zasadniczej kwestii odesłał czytelników nie do określonego źródła faktograficznego, ale do ... Wprowadzenia do wydania "Monumenta Poloniae Historica" z 1966 roku, nie cytując z niego ani jednego słowa, ani żadnego faktu. Autor w ten sposób "pożegnał się" z anglojęzycznym czytelnikiem, każąc mu przyjąć zawarte w jego artykule (a nie do sprawdzenia) wywody za pewnik. Jak pisał Juliusz Słowacki w "Beniowskim": ... wtenczas po włosku: addio!, po polsku: pisuj do mnie na Berdyczów.
Jeszcze
jeden wizerunek tarczy w kształcie migdała, zbliżonej do wyżej
wskazanego XI-wiecznego relikwiarza Krzyża Prawdziwego z Bizancjum,
przedstawia powyższy fragment jednej z kart (f. 18v) tak zwanego Złotego Kodeksu Pułtuskiego (Codex aureus pultoviensis) z drugiej połowy XI wieku. Przedstawia on Heroda Wielkiego, biblijnego króla Judei, z rzymskimi wojownikami wyposażonymi w miecze i tarcze bizantyjsko-wikińskie.
Na tej samej stronie Kodeksu Pułtuskiego jest ta oto, poniższa miniatura, przedstawiająca scenę, dokonanej przez żydowskiego króla Heroda, namiestnika Rzymu, tak zwanej rzezi niewiniątek - wymordowania tysięcy kilkuletnich chłopców.
W judaiźmie często jest mowa o roli krwi, jako formy pokuty i odkupienia grzechów. W religii tej "goje", czyli nie-Żydzi, zwani są także Abhodah Zarah ("bałwochwalcy") oraz Basar Vedam ("ciało i krew") i wszyscy uznani, w tym Chrześcijanie, za "przeznaczonych na zatracenie, którzy nie mają żadnej łączności z Bogiem".
W publikacji "Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim", hebraista, ksiądz Justyn Pranajtis, podaje za książką Jana Buxdorfa - "Synagoga Judaica", Bazylea 1712, że Majmonides, żydowski filozof z XII wieku, w następujący sposób określał, kto jest "ciałem i krwią" dla Żydów: "Kto zobaczy chrześcijanina mądrego i wykształconego (niech powie): Błogosławiony jesteś, Panie [Boże], Królu wszechświata, który w swojej mądrości hojnie obdarzasz nas ciałem, krwią ...". I dalej pisze: "Podobnie w innej modlitwie, w której proszą Boga o jak najszybsze przywrócenie królestwa Dawida, o posłanie Eliasza i Mesjasza oraz o uwolnienie ich z długiej niewoli itd., proszą także, aby nie dopuścił ubóstwa, aby nie zmuszano ich do przyjmowania darów z ciała i krwi [podkreślenie moje], do pożyczania lub proszenia o jałmużnę".
W skompilowanym między XI a XIV wiekiem midraszu "Yalkut Shimoni" („Zgromadzenie Szymona”), do ksiąg Tanach, w części 245c, numer 772, jest i taka wykładnia Starego Testamentu: „Każdy, kto przelewa krew bezbożnego, jest tak samo mile widziany przez Boga, jak ten, kto składa ofiarę Bogu” (“Everyone who sheds the blood of the impious is as acceptable to God as he who offers a sacrifice to God" (za publikacją Justyna Pranajtisa "The Talmud Unmasked", New York 1939). "Yalkut Shimoni" to najbardziej znana i najobszerniejsza antologia midraszowa, będąca uporządkowanym zbiorem interpretacji z jeszcze starszych midraszy, a więc sięgający w głąb tradycji judaistycznych.
Na blogu o masońskiej nazwie GroupeOsiris2012, w artykule "Connaissiez vous le Talmud?" (Czy znaliście Talmud?) z 2013 roku, przywołane są jego niektóre przesłania, w tym przywołane wyżej: "Talmud, Ialkut Simoni 245c : Répandre le sang des impies est un sacrifice agréable à dieu" (Talmud, Ialkut Simoni 245c: Przelanie krwi niegodziwych jest ofiarą miłą Bogu). Oto z boku, oferowany na ebay, fez masoński z haftowanym emblematem boga Ozyrysa (Vintage Freemason Shriner Jeweled Osiris Fez Hat Cap & Bag II).
Na marginesie, dwa elementy z polskiego herbu szlacheckiego Leliwa - półksiężyc i gwiazda, o którym traktuje artykuł "Bizantyjskie gryfy w symbolice wczesnopiastowskiej", widoczne są na powyższej czapce masońskiej, aczkolwiek odwrócone do dołu, a gwiazda jest pięcioramienna.
Podobnie jak ród Leliwa, ruskiego pochodzenia jest ród Czetwertyńskich, których tarcza zawiera gwiazdę sześcioramienną i półksiężycc, jednakże odwrócony ku dołowi, z wbitymi weń dwoma mieczami. Herb położony na futrze gronostajowym (źródło: Juliusz Ostrowski, 1897-1906 - "Księga Herbowa Rodów Polskich").
Czym jest Talmud dzisiaj dla wyznawców judaizmu, wyjaśnił Herman Wouk, żydowski pisarz z USA: „Talmud jest do dziś krążącą krwią serca religii żydowskiej. Jakiekolwiek prawa, zwyczaje lub ceremonie przestrzegamy – czy jesteśmy ortodoksyjni, konserwatywni, reformowani czy po prostu spazmatycznymi sentymentalistami – postępujemy zgodnie z Talmudem. To nasze prawo zwyczajowe” ("The Talmud is to this day the circulating heart’s blood of the Jewish religion. Whatever laws, customs or ceremonies we observe – whether we are Orthodox, Conservative, Reform or merely spasmodic sentimentalists – we follow the Talmud. It is our common law"); Herman Wouk w serii artykułow pod tytułem ‘The Talmud: Heart’s Blood of the Jewish Faith’ w "New York Herald Tribune", w 1959 roku oraz w książce "This Is My God: The Jewish Way of Life" ("To jest mój Bóg: żydowski sposób życia") z 1988 roku.
Oto powyżej, napisany przez św. Pawła Apostoła na papirusie w języku greckim, fragment Drugiego Listu do Koryntian (zaczynający się od wersetu 11,33), jeden z najstarszych zachowanych pomników Nowego Testamentu.
W Nowym Testamencie nie ma już rasistowskiego rozróżnienia: my - Żydzi i oni - "ciało i krew", czyli "reszta świata", inni ludzie, lub raczej podludzie. W Ewangeliach określenie "ciało i krew" oznacza człowieka w ogóle, czyli wszystkich ludzi. Proszę porównać Ewangelie według św. Jana 1:13 - "... którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili" i według św. Mateusza 16 - "Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie"; także List do Koryntian 15,50: "Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego, i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne".
Wracajmy do Kodeksu Pułtuskiego. Ten sam manuskrypt zawiera inną miniaturę z akcentami bizantyjsko-wikińskimi, w obrazie zatytułowanym Pokłon Trzech Króli (łac. Adoratio Magorum), czyli święto Objawienia Pańskiego (gr. Θεοφάνια - Teofania).
Oto poniżej fragment tej miniatury, z przedstawieniem tronującej w pałacu bizantyjskim (vide szczegóły architektury) Matki Bożej z Dzieciątkim, przyjmującej pokłon trzech mędrców (gr. μάγοι - magoi), zgodnie z opisem w Ewangelii według św. Mateusza ("Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy ..."). Bizantyjski jest także nimb krzyżowy wokół głowy Chrystusa.
Zwraca uwagę tron (z języka starogreckiego θρόνος - thrónos) Matki Bożej, z ozdobnymi, wysokimi ramionami oparcia, w formie głów zwierzęcych z długimi szyjami.
Zwieńczenia tronu przypominają z jednej strony zakończenia stewy dziobowej i rufowej na łodziach wikińskich, a z drugiej - często występujące w sztuce bizantyjskiej i romańskiej motywy mitologicznych bestii, smoków, uosabiających siły zła. W przypadku tej miniatury nie wydaje się jednak, aby głowy te miałyby u widza wywoływać niepokój; inaczej, niż na, załączonym tutaj, niewielkim fragmencie z Drzwi Gnieźnieńskich, gdzie smok - żmij szykuje się do zaatakowania lwa.
Przywołajmy jeszcze jeden przykład przenikania wschodnio-chrześcijańskich, czyli bizantyjskich motywów do sztuki sakralnej we wczesnośredniowiecznej Skandynawii. Wspomniany wyżej, charakterystyczny dla sztuki bizantyjskiej nimb krzyżowy wokół głowy Chrystusa został utrwalony na kamiennej chrzcielnicy, wykonanej w lokalnym piaskowcu przez kamieniarza Tove, datowanej na drugą połowę XII wieku, w kościele w Lyngsjö, koło Åhus, w szwedzkiej (wówczas duńskiej) Skanii. Jedna ze scen przedstawia akt chrztu Chrystusa w rzece Jordan (źródło: Biopix Jc Schou).
To prawdopodobnie w Lyngsjö, w miejscu nazwanym przez zakonników Clara Sylua (Jasny Las), został założony pierwszy w Skandynawii klasztor cysterski w AD 1138, do którego należał też ten kościół. To powstałe w AD 1151 opactwo Esrum było w AD 1174 założycielem pierwszego na Pomorzu klasztoru cystersów w Kołbaczu.
Palatyn Polski (Petrus comes Poloniae) za czasów Bolesława Krzywoustego, Piotr Włast (1080-1153), zwany Duninem, a dzisiaj Włostowicem, był nie tylko fundatorem wielu kościołów, ale także przypuszczalnie inicjatorem sprowadzenia do Polski, niedługo po Danii, zakonu cystersów. Sam będąc normańskiego pochodzenia, miał za żonę ruską księżnę z dynastii Rurykowiczów, Marię Olegownę. Ojciec Marii, książę czernichowski Oleg, był kuzynem Włodzimierza Monomacha, którego żoną była Gytha z Wessex, prawdopodobnie siostra Magnusa Haroldsona. Piotr zwany Duninem nosił imię rodowe Gwilhelm (Gwylhelm).
Oto obraz Jana Matejki z 1888 roku, zatytułowany "Piotr Włast sprowadza cystersów do Polski". Siedzący na tronie palatyn królewski wita się z odzianym w białe szaty mnichem.
Wracając do omawianych wyżej tarcz - warto zauważyć, że w czasach waresko-wikińsko-piastowskich, w języku staropolskim nie znano słowa "tarcza", które przyjęliśmy dopiero u progu czasów nowożytnych z niemieckiego "Tartsche" - formy tarczy prostokątnej, osłaniającej w całości żołnierza piechoty. Wcześniej używaliśmy słowa "szczyt" - od starosłowiańskiego "szczit", a szczytnikami nazywaliśmy wyrobników tarcz.
Z tego źródłosłowu pochodzą nazwy miejscowości Szczytniki (część z nich to historycznie tak zwane wsie służebne, o których wspominam w artykule "Nadchodzą Wikingowie") i Szczytno, a także prawdopodobnie nazwa miasta Szczecin (Szczycien - gród dobrze broniony). Nie został zbrojnie zdobyty w trakcie niemiecko-duńsko-polskiej krucjaty połabskiej w AD 1147. Służący biskupowi Danielowi I kronikarz Wincenty z Pragi m.in. tak wzmiankował ten epizod: "A kiedy przybyli pod ich [Pomorzan] stolicę zwaną Stetin, zbrojne wojska otoczyły ją tak blisko, jak możliwe" (Verum ubi ad metropolim eorum Stetin nomine perveniunt, illud prout possunt armata militia circumdant.)
Do dzisiaj we wszystkich językach słowiańskich, poza współczesnym polskim, słowo "tarcza" ma prasłowiańskie korzenie: w staropolskim "szczyt", w bułgarskim, rosyjskim, serbskim i ukraińskim "szczit" (щит), w chorwackim i czeskim "sztit" (štit), w słoweńskim "szczit" (ščit), w słowackim "sztit" (štít). W językach wschodniosłowiańskich dzisiejsze określenie "zaszcziszczać" (защищать) - w naszym języku "bronić", oznacza w swoim historycznym źródłosłowie "ustawiać tarcze w szyku (ścianę tarcz)". We współczesnym języku polskim ostało się słowo prasłowiańskiego, wschodniego pochodzenia, wywodzące się od szczytu, czyli dzisiejszej tarczy: "zaszczyt", czyli chwała, honor. To tylko małe przykłady szerszego procesu zanikania w języku polskim, wraz z upływem średniowiecza, wielu słów ze wspólnego (do około X wieku) dla wszystkich Słowian języka prasłowiańskiego i zastępowania ich między innymi spolszczonymi formami łacińskimi i germańskimi.
O tym, że wspomniana tradycja postwikińska trwała w Polsce jeszcze w ciągu XII wieku, świadczy wiele zabytków, np. pochodzący z pierwszej połowy tamtego wieku, wykonany z poroża, krążek do gry planszowej z inskrypcją runiczną (ilustracja powyżej). Wyryty napis mówi, że należy on do Jona, a więc do osoby z chrześcijańskim rodowodem imienia. Napis zawiera wyraz "tafl", który oznacza zarówno grę, jak i pionek do gry. Mógł być częścią wikińskiej gry planszowej, zwanej Hnefatafl. Znaleziony został na grodzisku w Kałdusie - przez półtora stulecia (od początku XI do połowy XII wieku) jednym z ważnych centrów wojskowo-politycznych pierwszych Piastów, grodu będącym protomiastem Chełmna, który historycy niechętnie eksponują ze względu na dominację na tym terenie zabytków skandynawskich. Pionki do gry Hnefatafl znaleziono m.in. w Wolinie i w Świelubiu, w obu przypadkach datowane na IX wiek, oraz w Szczecinie - datowane na przełom XI/XII wieku.
Na poniższej ilustracji zestawiono dwa pionki (bez zachowania skali), częściowo zwapniałe, do tej wikińskiej gry. Ten z lewej pochodzi z Kijowa (źródło: Natalia Khamaiko, 2018 - "Gaming pieces from recent excavations of the Kiev Podil"), datowany na drugą połowę XII wieku, a ten drugi - ze Szczecina (źródło: Muzeum Narodowe w Szczecinie), datowany na początek XI wieku. Obydwa zabytki wykonane zostały z kła morsa, a w ich podstawach pozostał ślad po mocowaniu na tokarce, w postaci stożkowatego otworu.
Muzeum Narodowe w Szczecinie przyznaje: "Obecność pionu z kła morsa, egzotycznego na Pomorzu surowca, dowodzi bliskich kontaktów mieszkańców Szczecina z kulturą Skandynawii okresu wikińskiego".
Hnefatafl, tłumaczony jako "królewski stół", obok szachów (skaktafl), był jedną z ulubionych gier planszowych wikińskich elit. Jarl Rögnvaldur Kali Kolsson wylicza dziewięć umiejętności, których godny jest prawdziwy wódz wikiński: gra w tafla (gry planszowe), pisanie runów, czytanie ksiąg, praca w kuźni, jazda na nartach, łucznictwo, wioślarstwo, gra na harfie i składanie sag (Tafl emk örr at efla, íþróttir kank níu, tynik trauðla rúnum, tíð er bok ok smíðir, skríða kank á skíðum, skýtk ok raek, svát nýtir, hvárt tveggja kank hyggja, harpslátt ok bragpáttu). Wzmianki o tej grze znajdujemy w skandynawskich sagach, a ilustracje na kamieniach runicznych.
Oto poniżej ilustracja jednej z dwóch wikińskich mis drewnianych z Kałdusa (rys. Helena Michel), wykonanej z drewna jesionowego.
Na czterech przeciwległych końcach wmontowane są cztery ozdobne okucia z
pozłacanej blachy brązowej, nawiązujące do mitologicznego jesionu - drzewa życia (Yggdrasil),
a w środku misy okrągła plakietka z wyobrażeniem zwierzęcia o sylwetce jelenia. Otaczająca szyję plecionka
może oznaczać jego rolę sakralną, jeżeli przyjąć interpretację
historyków podobnego motywu u zwierząt rzeźbionych na kapitelach
normańskich XI-wiecznych kościołów w Anglii.
Podobne talerze (kilkanaście sztuk), w połowie z drewna jesionowego, z metalowymi zdobnymi okuciami (brązowymi, srebrnymi, pozłacanymi), datowane ogólnie na XI wiek, znajdowane były na Ostrowie Lednickim oraz w pobliskich Dziekanowicach (w grobie kobiecym).


Motyw plecionki wokół szyi ptaka przytacza Władysław Duczko w pracy "Viking Rus: Studies on the Presence of Scandinavians in Eastern Europe" (2004). Widoczny on jest również na zamieszczonym w artykule "Nadchodzą Wikingowie" obrazie W. Kandinskiego z wołżańskimi łodziami, ozdobionymi jeszcze na przełomie XIX/XX wieku, na szczycie wysokiej stewy dziobowej, jak w tradycji i w stylu wikińskim, głowami zwierząt.
W mitologii nordyckiej drzewo życia stoi u wejścia do wikińskiego Hall of Fame, czyli pałacu sławy Walhalla. Według datowanego między IX a XIII wiekiem zbioru pieśni islandzkich Edda poetycka, do liści drzewa jesionu sięgają i raczą się nimi cztery jelenie: Dáinn, Dvalinn, Duneyrr i Duraþrór. Jednakże już w pierwszej części tego zbioru, zwanej Gylfaginning (czyli "Zwiedzenie Gylfiego"), pojawia się imię jeszcze innego jelenia - Eikþyrnir, stojącego przed Walhalla, z którego rogów sączą się krople, wpadające do Hvergelmir, czyli do "gotującego się źródła". Wizerunki czterech jeleni, położonych pomiędzy ramionami krzyża greckiego, widnieją na każdym z czterech brakteatów z początku XIII wieku, odkrytych w Krakowie w 1999 roku (B. Haczewska - Deer or buffalo, "Notae Numismaticae", Tom V, 2004).
Interesujący jest motyw jelenia na niektórych srebrnych monetach, zwanych sceatami, będącymi denarami bitymi we wczesnym średniowieczu (VIII-X wiek) na Jutlandii, we Fryzji i w Anglii, jako środek płatniczy w handlu morskim w basenie Morza Północnego.
Poniżej zamieszczam dwustronny widok jednej z tych monet, odkrytych w Hedeby, która zdaniem numizmatyków została wybita w Ribe, w okresie AD 825-840 (D. M. Metcalf - "Viking-Age Numismatics 2. Coinage in the Northern Lands in Merovingian and Carolingian Times", The Numismatic Chronicle 1996, Vol.156). Sklasyfikowana ona została w serii "X" tych monet, pod nazwą "Wodan/monster", to jest z wyobrażeniem starogermańskiego boga Wodana lub - w tym przypadku, nordyckiego Odina na awersie i zwierzęcia na rewersie. Widzimy na rewersie sylwetkę jelenia z odwróconą w tył głową, a na awersie centralnie umieszczoną twarz Odina i w otoku cztery głowy ludzkie, przedzielone wężami i - jak można się dopatrzeć (pamiętajmy o niemożliwości uzyskania na tej monecie precyzyjnego rysunku), chwytającymi się za ogon dwugłowymi monstrami.
Biorąc pod uwagę podobieństwa do innej monety tego typu, odkrytej w 2018 roku w pobliżu Ribe (foto poniżej: „Damhus-skatten
– Ribemønter fra vikingetiden ofret til mosens guder”, Arkæologipå Sydvestjyske Museer, 24/10/2018), można wstępnie przyjąć, że pochodzi ona z początku IX wieku.
Podobne jak na misie z Kałdusa przedstawienie jelenia z wygiętą łukowato szyją i głową zwróconą do tyłu znajdujemy w X-wiecznej, pochodzącej z Wolina, figurce z brązu (W. Filipowiak - Wolin Wineta, "Poznaj swój kraj", Nr 3/1987). Oto poniżej ilustracja tej odlanej w brązie figurynki (Normen Posselt, Paweł Szczepanik, 2017 - "Zoomorphe Applikationen und Darstellungen auf slawischen Schläfenringen im nördlichen westslawischen Raum").
To w X-wiecznym Wolinie istniała latarnia morska, wyposażona we wspomniany wyżej "ogień grecki" - już nie jako broń ogniową, ale źródło światła - bizantyjskie osiągnięcie techniczne, które dotarło do Wolina za pośrednictwem ruskich Waregów. Jak odnotował Adam z Bremy, to co on nazwał w swojej kronice "garnkiem Wulkana", sami mieszkańcy tej wikińskiej faktorii nazywali "ogniem greckim". Podobna latarnia istniała w wymienionym przez cesarza Konstantyna VII Porfirogonetę Witiczewie nad Dnieprem, jako element systemu sygnalizacyjnego dla Waregów podróżujących pomiędzy Kijowem i Konstantynopolem.
I jeszcze jedno zestawienie sylwetki jelenia z odwróconą głową, uwidocznionej na dwóch ozdobnych, posrebrzanych toporach o szerokim ostrzu. Odkryte w XIX wieku zabytki pochodzą z Dolnego Śląska, kolejno od lewej z Gubina i Żagania. Obydwa utracone po 1945 roku, bez datowania (Felix Biermann, 2002 - "Mittelalterliche Kriegerausrüstung mit der Darstellung eines gehörnten Tieres"). Ozdobny topór w podobnej ikonografii, stylistyce i wykonaniu, odkryty w Oleń-Kołodeż koło Woroneża nad Donem w Rosji, pozwolił na jego wydatowanie na XII/XIII wiek.
Istnieje bardzo ciekawy zabytek, przedstawiający postać męską z szerokim toporem w dłoni, wraz z kobietą z dzbanem w ręku, oboje siedzący w łodzi wikińskiej. Oto poniżej płaskorzeźba na fasadzie kościoła w Rone, na Gotlandii (foto: Bernt Enderborg, Guteinfo). Aktualna bryła kościoła pochodzi z XIV wieku, ale widoczne są w jego architekturze liczne ślady wcześniejszej, romańskiej budowli.
Łódź ma wszelkie cechy wikińskiej łodzi klepkowej, z obiema stewami zakończonymi zdobioną głową zwierzęcia, z zaznaczonymi dulkami i nitami. Topór z szerokim ostrzem, zwany w Sadze o Gotlandczykach (Gutasaga) braiþyxi, nie był tylko toporem ciesielskim, jak w polskiej literaturze się przyjmuje, ale także bojowym.
Nieznane są postacie w łodzi, ale można przypuszczać, że topór trzyma Olaf II Haraldsson (995-1030), król Norwegii, święty. Jako 18-letni młodzieniec został ochrzczony w Normandii. W 1064 roku został kanonizowany przez papieża i ustanowiony świętym patronem Norwegii. Przyjmowane jest w tradycji, że topór w herbie Norwegii jest bojowym toporem św. Olafa, który zginął w bitwie pod Stiklestad, w walce z Duńczykami o niepodległość Norwegii. Kobietą w łodzi mogła być jego żona Astrid, córka Olafa Skötkonunga i - według sagi Heimskringla, obotryckiej księżnej (córki jarla z Windlandii) o imieniu Edla.
Szersze wyjaśnienie co reprezentuje ta łódź daje wspomniana Gutasaga. Jest tam następująca wzmianka, dotycząca zdarzenia z 1029 roku: "Jakiś czas później król Olof Święty uciekł ze swoimi statkami z Norwegii i zacumował w porcie zwanym Akergarn [obecnie Sankt Olofsholm, Gotlandia]. Święty Olof pozostał tam przez długi czas. Wtedy Ormika [zdrobniałe imię męskie od OrmR] z Hejnum [Gotlandia] i wielu innych potężnych mężów poszli do niego ze swoimi darami. W ten sposób Ormika dał mu dwanaście baranów i inne cenne rzeczy. Następnie święty Olof dał jemu w zamian dwa naczynia do picia i szeroką siekierę. Zaś potem Ormika przyjął chrześcijaństwo zgodnie z nauką św. Olofa. I zbudował on sobie dom modlitwy w miejscu, gdzie teraz stoi kościół Akergarn [obecnie relikty kościoła św. Olafa]. Stamtąd święty Olof udał się do Jarosława w Holmgård [Nowogród na Rusi, gdzie jeszcze w tym samym, XI wieku, powstał kościół pod wezwaniem św. Olafa]."
Nie tylko wspomniany wyżej król duński św. Kanut IV, został upamiętniony na XII-wiecznym fresku w Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem, ale i król norweski, św. Olaf II Haraldsson. I ten święty, w aureoli, został uwidoczniony w bizantyjskim stroju ukoronowanego w diadem władcy, w tunice z płaszczem i uzbrojonego rycerza jednocześnie (foto obok, źródło Hans Kjær, 1932 - "St. Canute and St. Olaf in the Church of the Nativity, Bethlehem"). W prawej dłoni trzyma topór, w lewej tarczę migdałową, z krzyżem na niej. Obok głowy widnieje napis: "SCS OLAVUS REX NORVEGIE". U stóp świętego widnieje figura adorującej go osoby.
Wracajmy do Kałdusa. Eksponowanie
Gdańska jako miasta "stołecznego", a pomniejszanie metropolitalnej roli
Kałdusa odbywa się ze szkodą dla prawdy historycznej. Kiedy bowiem na
początku XI wieku w Kałdusie, najbardziej na północ wysuniętym stołecznym grodzie Piastów - w odróżnieniu od Gdańska, uznawanego za taki, Bolesław Chrobry rozpoczął budowę kamiennej, trójnawowej bazyliki,
gród w Gdańsku - wedle naszej aktualnej wiedzy archeologicznej, a także historycznej (fałszywa datacja i autorstwo tzw. Pierwszego Żywota św. Wojciecha - o czym będę mówić w kolejnych artykułach) jeszcze
nie istniał.
Rozmiary budowanej w Kałdusie katedry (długość 36 metrów, szerokość 17 m, grubość murów fundamentowych 2 metry) wskazują, że była tam planowana siedziba biskupia, być może mająca zastąpić upadłe około 1005 roku biskupstwo w Kołobrzegu. Budowę przerwano prawdopodobnie w 1038 roku, w trakcie tzw. reakcji pogańskiej i nigdy jej nie ukończono. Funkcje centrum polityczno-religijnego po niedokończonym Kałdusie przejął Płock, który od 1079 roku stał się siedzibą Władysława Hermana, a pół wieku później rozpoczęto tam wznoszenie bazyliki katedralnej. Słowo bazylika pochodzi od greckiego Βασιλεύς (król) i pierwotnie w Bizancjum oznaczało pałac królewski.
Historycy dziwnie nie zastanawiają się, dlaczego decydowano się na biskupstwa we Włocławku, Kałdusie i Płocku, a nie w przesławnym, ze zrodzonej w XIX wieku kanapariuszowej legendy, Gdańsku. Odpowiedź jest jedna i oczywista - gród ten w tamtych czasach jeszcze nie istniał, a gdy powstał, podlegał diecezji we Włocławku. Kiedy historycy odważą się odbrązowić genezę Gdańska z 997 roku? - oto jest pytanie. Gdy weźmiemy pod uwagę manowce, po których podąża część naszej historiografii, dylemat bycia historykiem nabiera szekspirowskiego wymiaru: "Być albo nie być; oto jest pytanie: czy szlachetniejszym jest znosić świadomie losu wściekłego pociski i strzały, czy za broń porwać przeciw morzu zgryzot, aby odparte znikły? (William Shakespeare, "Hamlet").
Oto z boku ilustracja "orantki" (jak się powszechnie uważa) z Kałdusa, brązowej plakietki (wysokość 4.4 cm) z przełomu X/XI wieku. Ogólnie badacze oceniają, że zabytek pochodzi z kręgu kultury skandynawskiej lub rusko-bizantyjskiej, co moim zdaniem w przypadku Kałdusa, na jedno wychodzi. (źródło: TorunTour.pl).
Przedstawia ona postać kobiecą w długiej tunice, ze spiętymi w dwa kosmyki włosami oraz, jak się zdaje, z dużymi zausznicami. Dłonie kobiety, ozdobione bransoletami, mają proporcjonalnie większy rozmiar od reszty ciała i skierowane są do góry, jakby w geście modlitwy. Uderzająca jest długa szyja kobiety, ozdobiona wydłużającymi ją naszyjnikami. Tego rodzaju ozdoby mają długie tradycje wśród kobiet w Azji i w Afryce. Wydaje się, że z uwagi na odkrytą głowę, nieskromnie wyeksponowanie szyi, ozdoby przy uszach i dłoniach, nie może chodzić o postać orantki chrześcijańskiej, a raczej kobiety pogańskiej. Właścicielami tej plakietki, tak jak i znalezionej w Kałdusie zawieszki z młotkiem Thora, fragmentem brązowej wagi, fragmentem wędzidła w kształcie głowy żmii, oraz wspomnianego wyżej krążka z gry planszowej, z napisem runicznym, byli prawdpodobnie Normanie.
Należy liczyć się z normańskim pochodzeniem tego zabytku, ze wschodnią jednakże inspiracją kulturową. Kałdus leżał w tym czasie na wareskim szlaku handlowym z Rusi Kijowskiej, przez Drohiczyn i Kałdus, do Zatoki Gdańskiej i Skandynawii.
Popatrzmy tutaj na postać chrześcijańskiej orantki, jaką jest tak zwana Madonna Greca z Bazyliki Santa Maria in Porto w Rawennie, będąca patronką tego miasta. Jest to bizantyjska płaskorzeźba wykonana w marmurze paryjskim, pochodząca z okresu sprzed Soboru Efeskiego w AD 431, sprowadzona do Włoch w AD 1100. Przedstawienie postaci w pozie orantki wywodzi się ze sztuki starogreckiej, a przejęte zostało w sztuce wczesnochrześcijańskiej i bizantyjskiej.
Wypada tutaj dodać, że jeżeli chodzi o negację śladów bizantyjsko-wikińskich w Kałdusie, czy szerzej - w Polsce, zawsze można liczyć na wyznawców wyłącznej, już od mitycznego Piasta Oracza (boska ingerencja w wyniesieniu jego syna na tron Polski), "łacińskości" polskich korzeni. Historyk Dariusz Sikorski ("Wczesnopiastowska architektura sakralna", 2012) uważa na przykład, że niedokończona bazylika w Kałdusie nie miała nic wspólnego z wikińską tam obecnością na początku XI wieku, bowiem - wbrew wielu odkrytym tam przez Wojciecha Chudziaka dowodom (z jego ich interpretacją można już dyskutować), w tym obecności wikińskiej sprzączki na dnie wykopu fundamentowego kościoła, "woli" on przyjąć - bo nie udowadnia, że budowę tego kościoła rozpoczęto i przerwano w pierwszej połowie XII wieku.
Uważa on poza tym, że ani nie miała to być bazylika, a zwykły kościół jednonawowy (chociaż nawa byłaby wtedy o ponad 3 metry szersza, niż nawet ta w archikatedrze gnieźnieńskiej z przełomu X/XI wieku), ani że sprzączka może być dowodem, bowiem jest "o nieokreślonej chronologii". Dla porównania, najstarsza trójnawowa katedra romańska w Poznaniu (koniec X wieku) posiadała nawę główną o szerokości 8,5 metra. Brak w Kałdusie reliktów podpór międzynawowych, w kontekście wczesnej fazy budowy, z niedokończoną linią fundamentów zewnętrznych, nie pozwala przesądzać, że chodzi tutaj o konstrukcję jednonawową, jak "chce" D. Sikorski. Nie wskazuje on przy tym celowości, dla której akurat w pierwszej połowie XII wieku (albo nawet w XIII wieku, jak jeszcze inni sądzą), miano by rozpocząć wznoszenie, aby zaraz przerwać budowę tego wielkiego kościoła na terenach wówczas słabo zamieszkanych, w następnym wieku przejętych przez Zakon Krzyżacki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz