25 września 2016

Zagadkowe kapitele z Czerwińska

Zatrzymajmy się dzisiaj w starej mazowieckiej osadzie w Czerwińsku nad Wisłą, która wraz ze sprowadzeniem przez biskupa płockiego Aleksandra, prawdopodobnie  z opactwa  św. Idziego w Liege zakonu kanoników regularnych, zaczęła przybierać miejskie oblicze. O Czerwińsku wspomniałem wcześniej w artykułach "Bizantyjski Maiestas Domini w sztuce polskiej" oraz "XI-wieczna geneza Gdańska". Przywołany po raz pierwszy jako Cyruenzch w tzw. Falsyfikacie Mogileńskim pod rokiem 1065 (fragment dokumentu na zdjęciu poniżej, źródło: wikipedia).


Określenie XII-wiecznego dokumentu jako "falsyfikat" jest nieścisłe i wręcz mylące, bowiem dokument jest jak najbardziej oryginalny, jednakże z jego treści wynika, że powstał on w obecnej formie - jak przypuszczają badacze, około 1155 roku, to jest w roku nadania przywilejów zakonowi w Czerwińsku (pod nazwą Cirvenzk) przez papieża Hadriana IV. Nie oznacza to jednak, że nie został on wówczas przynajmniej w części spisany ze starszych dokumentów, sięgających nawet roku 1065 i zaktualizowany młodszymi źródłami. Dokument ten przywołuje m.in. przywileje dla ufundowanego w AD 1065 przez Bolesława Szczodrego klasztoru benedyktyńskiego w Mogilnie, związane z przyznanymi mu dochodami celnymi za towary przewożone Narwią od Wizny, przez Maków do Wisły, a dalej od miejscowości Kamień pod Czerwińskiem, do jej ujścia do Bałtyku („transitus omnes per Wyslam de Kamien usque ad mare, transitus in Narew in Wizna et in Makow"). 

Znamienne jest, że koniec tej trasy rzecznej określono ogólnikowo jako "ujście do morza" (usque ad mare), a nie sprecyzowano tak samo, jak jej początek, czyli nazwami grodów w Wiźnie i Makowie, oraz po środku jej leżącym grodzie w Kamieniu, w których zapewne znajdowały się przejścia rzeczne i komory celne. Brak wzmianki w tym dokumencie nazwy Gdańska, który powstał u głównego ujścia Wisły do morza, potwierdzałby istniejące dzisiaj dowody archeologiczne, że gród ten, wbrew tak zwanemu "Żywotowi pierwszemu św. Wojciecha", w 1065 roku jeszcze nie istniał, a istniały już grody w Kamieniu, Makowie i Wiźnie. 

Stosując te same kryteria, jakimi posłużyli się historycy, mianujący XII-wieczny dokument "falsyfikatem mogileńskim", należałoby również, powstałą w XIX i XX wieku kompilację, zwaną "Żywotem pierwszym św. Wojciecha", poskładaną techniką "copy-paste", z arbitralnie wybranych fragmentów kilkunastu odpisów i wersji, z których najstarsza pochodzi z XII wieku, również nazwać, stworzonym w XIX wieku przez Heinricha G. Pertza, z późniejszą modyfikacją Jadwigi Karwasińskiej, "falsyfikatem awentyńskim".

Nie chodzi tutaj o kwestionowanie swobody stawiania przez badaczy różnych tez i budowania hipotez, ale o brak swobody krytyki pewnych hipotez, o pozbawianie przez środowiska naukowe możliwości podważania oficjalnych wykładni i "ustawianie" wybranych hipotez jako niepodważalnych "faktów". W tym przypadku mainstreamowa historiografia przemilcza okoliczności i technikę rekonstrukcji "Żywota pierwszego" przez tych historyków, sankcjonując przyjęte tam hipotezy jako fakty. Nie stają się one przez to faktami, jak chce oficjalna historiografia, ale nadal pozostają tylko próbami, jednymi z wielu, odtworzenia nie zachowanego oryginału. Przyjmowanie przez oficjalną wykładnię interpretacji H. G. Pertza i J. Karwasińskiej jako dokumentu "na prawach oryginału", jest manipulacją na źródłowych dokumentach historycznych, jest zatwierdzonym "fake news".

Wracajmy do klasztoru w Czerwińsku, pod dzisiejszym wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Przyjmuje się, że założył go,  pod łacińską nazwą Cervenscum, w latach 1129-1138, pochodzący z diecezji w Liege, biskup Aleksander de Malonne. Czerwińsk w tym czasie już był wsią, w której istniał kościół pod wezwaniem św. Wojciecha. 

Oto poniżej fragment bulli papieskiej z 18 kwietnia 1155 roku wspomnianego Hadriana IV, w której obok Czerwińska (Ciruenzk) wymieniony jest Płock (Plozica), Nasielsk (Nasidilzk) i kilka wsi kujawskich i mazowieckich. Można tę bullę nazwać Bullą Czerwińską, bowiem papież Hadrian IV adresował ją do Gwidona - przeora klasztoru w Czerwińsku, w której potwierdzał wymienione posiadłości konwentu (źródło: Archiwum Główne Akt Dawnych).


Należy wziąć też pod uwagę wiadomość podaną w "Kronice Wielkopolskiej", że klasztor w Czerwińsku mógł zostać ufundowany już w AD 1117 przez arystokratę duńskiego pochodzenia, zwanego w Polsce Piotrem Włastem lub Piotrem Włostowicem, a później Piotrem Duninem, jak odnotował kronikarz Marcin Bielski: "Petrus de Datia ecclesiam Cervenensem et abbatiam erexit". "Datia" lub "Dacia" to łacińska wersja nazwy prowincji kościelnej, obejmującej w średniowieczu dzisiejszą Danię i szwedzką Skanię. W dokumencie wydanym w AD 1226 przez zakon cysterski w Esrum - "matkę", obok klasztoru w Kołbaczu, opactwa w Oliwie, czytamy: "My bracia L. z Esrum oraz P. z Sorø, zwani opatami w Danii, cysterskiej kongregacji, z diecezji w Roskilde ..." (Nos fratres L. de Esron, P. de Sora, dicti abbates in Dacia, cirterciensis ordinis, Roskildensis diocesis ...). Na tego fundatora klasztoru w Czerwieńsku wskazywałyby znaczące podobieństwa architektoniczne do, powstałych w tym samym okresie i ufundowanych przez Piotra Dunina, budowli sakralnych we Wrocławiu, Strzelnie, Inowrocławiu i Wysocicach.

Zauważmy, że Dunin, czyli "Duńczyk" Włast - posługiwał się drugim imieniem o starosłowiańskiej etymologii, wywodzącej się z cerkiewno-słowiańskiego słowa "volost", oznaczającego terytorium, władzę, które w później wykształconych słowiańskich językach narodowych (czeski, słowacki, rosyjski, ukraiński, bułgarski, serbo-chorwacki) jako "vlast" przybrało znaczenie albo ojczyzny albo państwa. Tradycja przybierania przez Normanów, osiadających wśród innych plemion i narodów, imion o lokalnym brzmieniu była powszechna - od ruskich Waregów, przez północno-italskich Longobardów, po normandzkich Wikingów.


W czerwińskim klasztorze, pod historycznym wezwaniem Zwiastowania Marii Panny, znajduje się XVII-wieczny obraz Matki Bożej Czerwińskiej, wykonany na bizantyjskich motywach XII-wiecznego obrazu - ikony Matki Bożej w bazylice Matki Bożej Większej (Santa Maria Maggiore) w Rzymie. Oto zestawienie tych dwóch obrazów, z lewej strony ten z Czerwińska. 

Ikona Matki Boskiej z Dzieciątkiem znajduje się pośrodku tabernakulum ołtarzowego Kaplicy Paulińskiej w rzymskiej bazylice. Obie postacie przedstawiono w typowej dla Bizancjum ikonografii - z wydłużonymi i mocno zarysowanymi rysami twarzy, dużymi oczami w kształcie migdałów i pofałdowanymi szatami. Złote tło w transcendentnej i świetlistej scenerii nadajepostaciom boską aurę. Nad Marią Dziewicą umieszczono grecki monogram, który identyfikuje ją jako Matkę Bożą - MP OY. Jest to skrót od greckich słów MHTHP OEOY – Bogurodzica (Matka Boga).

Wielu badaczy widzi w  dzisiejszym kościele poklasztornym elementy architektoniczne, charakterystyczne dla sztuki romańskiej w Lotaryngii. Gdyby tak było, a zdania są podzielone, to  fakt ten wskazywałby na to, że klasztor czerwiński mógł powstać z organizacyjno-kulturowym wsparciem opactwa św. Idziego w Liege. 

Inni badacze w Polsce przyjmują, że XII-wieczny portal romański tego kościoła jest dziełem jakiegoś ucznia z warsztatu lombardzkiego rzeźbiarza Wiligelme, o zlatynizowanym imieniu Wiligelmus, zwanego z włoska Wiligelmo. Pomijając nawet lombardzki styl artystyczny znajdowany w czerwińskim portalu, wczesne w Polsce, drugie po katedrze płockiej, zastosowanie cegły w budowie tej świątyni potwierdzałby lombardzką technikę architektoniczną. 

Historyk sztuki Teresa Mroczko (1932-1990), zwróciła uwagę, że charakterystyczny dla kościoła w Czerwińsku system podpór międzynawowych, ustawionych w rytmie filar - kolumna, spotyka się powszechnie w architekturze lombardzkiej okresu przedromańskiego.

Przywołany tutaj mistrz rzeźbiarski Wiligelmus znał bardzo dobrze współczesną mu sztukę bizantyjską, do której nawiązywał w swoich rzeźbach, ozdabiających fasadę katedry w Modenie. Świątynia ta jest ważnym pomnikiem architektury i rzeźby lombardzkiej, będącej jednym z filarów sztuki romańskiej.

Oto fragment biblijnej sceny stworzenia Adama i Ewy, z postacią Stwórcy. Płaskorzeźba ma wszelkie cechy sztuki bizantyjskiej, a zwłaszcza sylwetka Boga w nimbie z krzyżem i w aureoli w kształcie migdała. Trzej święci kościoła wczesnochrześcijańskiego (IV wiek), tak zwani Ojcowie Kapadoccy (Bazyli WielkiGrzegorz z NyssyGrzegorz z Nazjanzu), uważali że w czasie Przemienienia Pańskiego na górze Tabor, postać Chrystusa otaczała światłość, którą Bizantyjczycy w kolejnych wiekach zaczęli przedstawiać w ikonografii i rzeźbie jako mandorlę (migdał) - promieniującą siłę, energię.

Zaskakujące są w Czerwińsku detale w ornamentyce, odwołujące się raczej do wikińsko-normandzkich tradycji kulturowych, o korzeniach pogańskich. Obecność fantastycznych bestii i monstrów w polskich kościołach romańskich nie może zresztą dziwić, bowiem w ornamentyce całej romańskiej Europy tradycje pogańskie zostały przeniesione do rodzącej się sztuki chrześcijańskiej. Trzeba też brać pod uwagę, że społeczeństwa średniowieczne nie dysponowały tak szeroką wiedzą jak my dzisiaj o realnym świecie zwierząt, stąd długo jeszcze po czasy nowożytne ludzie nawet oświeceni sądzili, że wiele z tych - dzisiaj fantastycznych, monstrów i bestii realnie w przyrodzie istniało. 


Mówimy tutaj konkretnie o widocznych w narożnej głowicy w portalu romańskiego w Czerwińsku, możliwych elementach normańskich. Pokazana jest ona na powyższym zdjęciu z lewej strony i zestawiona z podobnymi motywami na dwóch narożnych głowicach w południowym portalu kościoła św. Marcina w Holt Fleet, hrabstwo Worcester w Anglii (prawe zdjęcie). 

Motywy z mazowieckiego Czerwińska i z normandzkiego Holt, tak pod względem przedstawień figuratywnych, jak i od strony wyrazu artystycznego są bardzo do siebie zbliżone. W istocie wyobrażenia smoków lub węży (na innym kapitelu z Czerwińska - motywów roślinnych), wydobywających się z ust ludzkich, nie są rzadkie w ornamentyce romańskiej w Europie. W przypadku Czerwińska tworzą kompozycyjnie pewne przesłanie, ideę o kontrolowaniu smoków - sił zła, jednak tym razem nie przez chrześcijańskich świętych (co jest typową narracją), lecz przez jakieś "inne osoby".

Holt zostało wymienione w tzw. Domesday Book (o którym to dokumencie mówiliśmy w artykule "Lotaryngia miejscem powstania żywota św. Wojciecha") w AD 1086, którego kościół był już wtedy w trakcie przebudowy przez Normanów, nowych władców Anglii. Z przełomu XI/XII wieku pochodzi powyższy fragment portalu tego kościoła.  Lewa głowica na prawym zdjęciu przedstawia wąsatą i brodatą głowę w koronie oraz ramiona i dłonie chwytające wychodzące z szeroko otwartych ust dwa węże-smoki. Oczy w głowie są duże, wyraźne, z otworami w źrenicach. Prawa głowica wyobraża zwiniętego, z otwartym szeroko pyskiem z zębami smoka, z naciętymi brwiami i o wielkich, w kształcie migdała ślepiach i otworach w źrenicach.

Głowica czerwińska (lewa fotografia, powyżej) przedstawia dwie postacie trzymające smoki za otwarte, zębate pyski, które to smoki owijają ogony wokół nóg tych figur. Postać z lewej strony nosi koronę, a ta z prawej jest osobą starszą od pierwszej, czyli bardziej doświadczoną, ale fizycznie równie sprawną jak pierwsza. U ich nóg wyłaniają się dwie wąsate głowy z wielkimi oczami i z otworami w źrenicach, w hełmach-szyszakach - uosabiających zapewne siły zła, z których z szeroko otwartych ust wydobywają się po dwa węże-smoki, zwane  żmijami.
 
Zagadkowe są postacie z Czerwińska, sugerujące ich panowanie nad smokami. W tradycji chrześcijańskiej skuteczną walkę smokom wydawali zarówno św. Jerzy jak i św. Michał, jak przedstawia na przykład tzw. Biblia Hardinga ze wspomnianego wyżej zakonu w Cîteaux, z około AD 1111 (ilustracja obok). Ich wizualizacja jest jednak całkiem inna, niż naszych postaci.

W iluminacjach chrześcijańskich obydwaj święci przedstawiani są w strojach rycerskich lub w szatach, zwykle na koniu, z mieczem lub włócznią przeszywającą smoka. Obydwaj mają głowy rzecz jasna w nimbie świętości.

Ani jednej z tych cech nie przedstawia postać z Czerwińska. W tradycji saksońsko-wikińskiej pogromcą smoka był legendarny nordycki władca Beowulf. Czy to aby nie jego wyobrażenie (lewa fotografia wyżej - postać z lewej strony, z koroną na głowie), a także jego towarzysza Wiglafa (starsza postać z prawej strony) przedstawia kapitel portalu kościoła w Czerwińsku?

Zauważmy, że na powyższym zdjęciu prawej głowicy z angielskiego kościoła smok, wąż lub inna bestia połyka własny ogon - motyw często spotykany w ornamentyce wczesnośredniowiecznej, w tym zwłaszcza sztuce wikińskiej, a mający swe korzenie jeszcze w czasach antycznych. W mitologii nordyckiej wąż Midgardu (Jörmungandr) należy do gatunku bestii -  gigantów. Wąż Midgardu spoczywa w światowym oceanie po tym, jak Odyn wyrzucił go do morza, by go utopić. Gigantyczny stwór owija się wokół całego świata, zamieszkałego przez ludzi (w nordyckim - Midgard) i gryzie się w ogon.

Charakterystyczne są dla wikińskiej sztuki w stylu runicznym Urnes wizerunki na kamieniach runicznych wijących się i splatających ze sobą, chwytających pyskami własne ogony węży i smoków. Oto obok taki przykład, szwedzki kamień runiczny U 455 z Näsby, Odensala, Upplandia (XI/XII wiek) z napisem „Ingefast kazał wznieść ten kamień ku pamięci Torkela - jego ojca, i ku pamięci Gunhild - jego matki. Oboje utonęli” (archiwalna fotografia z 1909 roku, Swedish National Heritage Board).

W pochodzącym z przełomu III/IV wieku n.e., gnostycznym (o początku wszechrzeczy), starochrześciańskim tekście w języku koptyjskim "Pistis Sophia" (pol. 'Mądrość Wiary'), smok symbolizuje kosmiczną wieczność, ciągłą zmianę życia w śmierć i rodzenia się z niej nowego życia: „Zewnętrzna ciemność, ten wielki smok, który trzyma ogon w pysku, jest poza tym światem i otacza cały świat”. Symbol smoka pożerającego własny ogon ma swoje dawne echo w wierzeniach przedchrześcijańskich, m.in. pod postacią legendarnego smoka Uroborosa, znanego w starożytnym Egipcie i antycznej Grecji.

W Starym Testamencie smok (jego morska odmiana - lewiatan), jest zwierzęcym wrogiem człowieka: "Dnia onego nawiedzi Pan mieczem swoim srogim, wielkim i mocnym, Lewiatana, węża długiego i Lewiatana, węża skręconego, a zabije smoka, który jest w morzu" (Ksiega Izajasza). W Nowym  Testamencie smok jest już jednoznacznie uosobieniem zła, nawet "królem zła": "A Smok dał jej [siedmiogłowej Bestii - mój przypis] swą moc, swój tron i wielką władzę" (Apokalipsa św. Jana).

Interesujące jest zestawienie dwóch zabytków (ilustracja poniżej, moja edycja), jakie archeolodzy odkryli w reliktach XII-wiecznego kościoła w Kaliszu - Zawodziu (Tadeusz Baranowski & Leszek Gajewski - "The Angel and the Dragon: two medallions from an early medieval hill-fort in Kalisz, Poland", w: "Art and symbolism in medieval Europe", 1997 Vol. 5).


Są to dwa krążki - medaliony, znalezione w odległości 4 metrów od siebie. Pierwszy (lewy) o średnicy 28 mm (maks.), grubości 5 mm i wadze 16.06 g, został odlany w brązie. Przedstawia on siedzącego na tronie, z głową w aureoli, uskrzydlonego człowieka; prawa dłoń lekko uniesiona, jakby w geście błogosławieństwa, w lewej  - trudny do identyfikacji przedmiot. Mimo pewnej dwuznaczności ikonograficznej reliefu, można przypuszczać że chodzi tutaj o tronującego Chrystusa (łac. "Maiestas Domini"). Postać uksrzydlonego Chrystusa znana jest m.in. z północnego zwornika w transepcie kościoła cysterskiego w Wąchocku, z I połowy XIII wieku. Drugi (prawy), to medalion odlany w ołowiu, o średnicy 21.3 mm, grubości 4 mm i wadze  11.59 g. Przedstawia uszaste, skrzydlate, szponiaste, o  długim tułowiu zwierzę, trzymające w pysku swój ogon. Uwidacznia ono zapewne smoka. 

Wspólne miejsce znalezisk, tożsamość techniki ikonograficznej i wykonania sugeruje, że obydwa artefakty należy interpretować również wspólnie, jako symbolizujące dwa przeciwieństwa - dobro i zło. Teza ta ma potwierdzenie m.in. na pieczęciach trzech książąt wielkopolskich z XIII wieku - Przemysła I (AD 1247), Bolesława Pobożnego (AD 1253) i Przemysła II (AD 1295), na których widnieją sceny ich walki ze smokiem.

Być może postacie  z Czerwińska to jednak całkiem inni bohaterowie średniowiecznych albo nawet antycznych legend, jak sugerowała na przykład, wspomniana wyżej historyk sztuki Teresa Mroczko, nazywając Hermesem postać starca z prawej strony kapitelu. Ta postać chyba niekoniecznie kojarzy się z tym właśnie greckim bogiem, ale może mieć ogólnie związek z kultem herosów w mitologii greckiej, nadal żywej wśród artystów bizantyjskich. Któryś z tych herosów potrafił zapewne oswajać i obłaskawiać nawet groźne smoki, aby te służyły swym panom, chroniły ich i ich bliskich przed innymi siłami zła, czy też przed zagrożeniem ze strony innych ludzi. O tej "dobrej stronie" smoków, nieznanej w mitologii chrześcijańskiej, wczesnośredniowieczne ludy nordyckie dowiadywały się również od swoich perskich i arabskich partnerów handlowych, u których tradycje "dobrych smoków" są jeszcze starsze.

Nawiasem mówiąc jest zadziwiające, że Teresa Mroczko - ta bardzo zasłużona badaczka, o cennym dorobku naukowym, jest chyba częściej cytowana w pracach naukowych na Zachodzie niż w Polsce. Wikipedia, stająca się coraz bardziej miarą społecznej aktywności intelektualnej w poszczególnych krajach, w swojej polskiej wersji nie zawiera profilu biograficznego i bibliografii tej badaczki. Partykularny, aspołeczny stosunek środowisk historyków do dorobku naukowego innych kolegów po fachu czasami przypomina niechęć konserwatorów zabytków do niektórych pomników naszej kultury i historii: "są, ale lepiej gdyby ich nie było".

Pewną analogią do czerwińskiego poskramiacza smoków jest  scena z kapitelu w romańskim kościele św. Piotra w Aulnay z pierwszej połowy XII wieku, kiedy to miasto należało do historycznego Księstwa Akwitanii, władanego przez "z bożej łaski króla Anglii, księcia Normandii i Akwitanii" Henryka II Plantageneta. Król ten był synem potomka Normanów i władcy Normandii Godfryda V - założyciela królewskiej dynastii Plantagenetów, która władała w XII i XIII wieku Imperium Angewińskim

Za jego panowania w Périgueaux, odległym o 150 km  od Aulnay, powstał - odbudowany po zniszczeniu pierwotnej bryły przez Normanów około 845 roku, imponujący kościół benedyktyński św. Fronta (później katedra) o bizantyjskiej architekturze, na planie centralnym krzyża greckiego, pięcio-kopułowy (pokryty płytkami ołowianymi),  nawiązujący formą do kościoła św. Marka w Wenecji. Zbudowana na planie krzyża równoramiennego wspólna forma światyń w Périgueaux (foto poniżej) i Wenecji tworzy pięć części na planie kwadratu - cztery ramiona krzyża greckiego i część centralna pomiędzy nimi, wszystkie przykryte kopułami.


Wieża kościelna z dzwonem wznosi się na wysokość 62 metrów. Jest to najstarsza dzwonnica we Francji (XII wiek) i jedyna tego typu w stylu bizantyjskim, jaka zachowała się na świecie (foto: Perigord.com). 


Podane tutaj przykłady wskazują, że w leżących we władanym przez postnormańską dynastię Plantagenetów  Księstwie Akwitańskim miastach Périgueaux i Aulnay przeplatały się zarówno normańskie, jaki bizantyjskie tradycje kulturowe. Z Aulnay pochodził też normański ród, z którego rycerz Gohier z Aulnay wspomniany jest przy transakcji wymiany ziemi w Normandii z AD 1231. Nie można więc pominąć normańskich wpływów kulturowych przy budowie tego kościoła (foto: Michel Rochat). 

Pamiętajmy, że podczas panowania Henryka II Plantageneta, tego jednego z najsilniejszych władców w Europie, w Watykanie zasiadał Adrian IV (Hadrian IV), jedyny angielski papież w historii Kościoła, za którego pontyfikatu rozbudowany został klasztor w Czerwińsku. Nie jest wykluczone normandzkie, a zatem nordyckie pochodzenie tego papieża. Pochodził on bowiem z arystokratycznej rodziny, co w Anglii w tamtych czasach było przywilejem normandzkich osadników. Studiował w Paryżu i Arles, na południu Francji. Tamże, w Avignon został opatem klasztoru św. Rufusa. Zanim objął pontyfikat był legatem papieskim na całą Skandynawię, założycielem arcybiskupstwa i pierwszej stolicy chrześcijańskiej Norwegii - Nidaros (obecnie Trondheim) oraz założycielem biskupstwa w Hamar. Archidiecezję w Nidaros obdarzył on wezwaniem św. Olafa - króla norweskiego Olafa II Haraldssona, który - nawiasem mówiąc, dopiero jako młodzieniec przyjął chrześcijaństwo w Normandii i został ochrzczony w Rouen. Papież Hadrian IV nakłonił Szwecję do przyjęcia zobowiązania płacenia tak zwanego świętopietrza. Jego cywilne nazwisko Breakspear oznaczało "łamiący włócznię".

W Bitwie pod Hastings w 1066 roku, jak uwidacznia to poniższy fragment Gobelinu z Bayeux ze sceną śmierci Harolda II Godwinsona, Normanie walczyli m.in. pod proporcem w kształcie smoka. Nawiązuje do tego faktu normański mnich benedyktyński Stefan z Rouen w swojej kronice - poemacie "Draco Normannicus" (Normański smok), napisanej około 1168 roku, a dedykowanej wspomnianemu wyżej księciu Normandii i królowi Anglii Henrykowi II Plantagenetowi.

Pół wieku po Bitwie pod Hastings i pół wieku przed powstaniem poematu "Normański smok" nasz Gall Anonim w "Kronice Polskiej" przyrównał najazd Bolesława Krzywoustego na Pomorze z końca 1107 roku, do ataku smoka: "I jak ogniem zionącym smok, samym tylko tchnieniem paląc wszystko dookoła, a to co nie spłonęło, rozbijając ruchem ogona przebiega ziemię, by czynić spustoszenia - tak Bolesław uderzył na Pomorze ..." (Igitur sicut draco flammivomus, solo flatu vicina comburrens, non combusta flexa cauda percuciens, terras transudat nociturus, sic Bolezlavus Pomoraniam impetit ...). 

Za Gallem także Wincenty Kadłubek widział w Bolesławie Krzywoustym "ziejącego ogniem smoka" (draco flammivomus): "Sława Bolesława była tak szeroko rozprzestrzeniona ze wszystkich stron, że wszyscy wrogowie byli zdumieni jego zaciekłością, jak syn Marsa, syn tygrysa, wściekły lew i ziejący ogniem smok" (Tanta vero Boleslai fama undique percrebuit ut omnes illius animositatem hostes obstupescerent, ut Martis alumnus, tigridis filius, leonis rabies, draco flammivomus).

Przyrównywanie władców do potworów  (smoków?) występuje już w Starym Testamencie. Jeremiasz o królu babilońskim Nabuchodonozorze mówi, ż pochłonął go jak potwór (Księga Jeremiasza 51:34), Ezechiel natomiast twierdzi, że faraon jest potworem w wodach morskich (Księga Ezechiela 32:2).


O ziejących ogniem normańskich smokach (draco flammivomus), wspierających w walce wikińskich władców, a także polskiego króla - jak to epicko przedstawił Gall Anonim, traktują również inne kroniki, na przykład: Wilhelm Calculus z Jumieges w Gesta Normannorum Ducum (XI wiek);  Helinand z Froidmont w Chronicon oraz w Sermones (koniec XII wieku); André Duchesne w Historiae Normannorum scriptores antiqui (AD 1619). Interesujące jest to, że ci władcy, a za nimi ich kronikarze, nie zawsze szukali w bitwach wsparcia w przyjętym już wtedy chrześcijańskim Bogu, ale przywoływali i oddawali się pod opiekę draco flammivomus.

Arrian, żyjący na przełomie I/II wieku n.e. grecki historyk, uważał  że szyk bojowy wojsk rzymskich, zwany "draco" (smok), przynieśli do armii służące w niej oddziały Scytów, tak oto go opisując: "Chorągwie scytyjskie to smokowce trzymane wysoko na drzewcach o tej samej długości. Wykonane są z kolorowych, zszytych ze sobą tkanin, a od głowy przez całe ciało do ogona wyglądają jak węże. Kiedy konie niosące ten ekwipunek nie są w ruchu, widać tylko zwisające barwne serpentyny. Podczas szarży najbardziej przypominają stworzenia - wypełnione wiatrem, wydają nawet rodzaj syczenia, gdy przepycha się przez nie powietrze". Jak sugeruje Gall Anonim, pod banderami smoka mogły występować także wojska Krzywoustego.

O Rusach-Waregach, których nazywał także "północnymi Scytami", pisał w IX wieku cesarz bizantyjski Leon VI, w swoim traktacie wojskowym "Taktyka", w kontekście ich ataków na Konstantynopol. Pod koniec II lub na początku III wieku grecki lekarz Galen wspominał, że ​​Sarmaci, Scytowie i inne ludy północne mają rudawe włosy.

Wraz z nadejściem  do Skandynawii religii chrześcijańskiej wszystkie te normańskie potwory, monstra i smoki, reprezentujące dotychczasowe boskie moce, zostały przez nowego, jedynego Boga obłaskawione. 

Oto poniżej przykład potwierdzający rozszerzające się wśród Wikingów przekonanie o górującej nad poprzednimi bóstwami sile chrześcijańskiego Boga.  Jest to tympanon z romańskiego kościoła w Vindblæs z końca XI wieku na duńskiej Jutlandii (foto: Biopix: N Sloth). W wyrażeniu graficznym tego zabytku widać dokonującą się ewolucję wikińskich wierzeń, o przeważającej jeszcze symbolice postpogańskiej, ale z dodanym wyraźnym symbolem Baranka Bożego (Agnus Dei) z krzyżem (fragment w prawym dolnym rogu). W najwyższym, centralnym miejscu umieszczona jest głowa, symbolizująca zapewne Boga, któremu hołd oddają pokorne i potulne, ujarzmione już smoki. Poniżej obramienia, we wnęce, adorujące smoki po obu stronach biblijnego Drzewa Życia, ale również wikińskiego Drzewa Świata (Yggdrasil), oba symbole o głęboko pogańskich korzeniach.


Symbolika wikińskiego drzewa świata została utrwalona także na misie drewnianej z Kałdusa, o czym wzmiankuję w artykule "Zapomniane ślady bizantyjsko-wikińskie".

Wschodniochrześcijańska symbolika Baranka Bożego utrwalona została na XII-wiecznej chrzcielnicy w stylu bizantyjskim w Eskelhem, na Gotlandiii (foto poniżej: Per-Erik Skramstad, Gravgaver.no). Baranek z Krzyżem Męki i z Chorągwią Zmartwychwstania należą do najstarszych w chrześcijaństwie symboli wiary. Z tego samego okresu pochodzą bizantyjskie chrzcielnice jeszcze w wielu innych kościołach na Gotlandi - Atlingbo, Garde, Guldrupe, Hejde, Mästerby i Sanda.


Popatrzmy jeszcze poniżej na zagadkowe twarze wyryte w głowicach kolumn we wspomnianej w artykule "Język starosłowiański u pierwszych chrześcijan w Polsce" kaplicy zamkowej w Durham (z lewej strony na zdjęciu) i w katedrze w Gloucester (z prawej strony). Ich wykonawcami byli XI-wieczni rzemieślnicy normandzcy. Nie mają one w żadnym wypadku chrześcijańskiego charakteru sakralnego, ale umieszczone w świątyniach normańskich mogą przedstawiać przemyconego tam Odina (Odyna), boga normańskiego.

Podobne wyobrażenia tego boga spotykane są w rzeźbach w drewnie i kamieniu na terenie Skandynawii. Przyjmuje się, że normańskie spirale na głowicach oznaczają motywy roślinne, listne, w ornamentyce chrześcijańskiej uznawane generalnie jako symbole raju. Spirale na narożnikach kapiteli występują także (niedokładnie odtworzone) w kościele św. Idziego w Inowłodzu. O starosłowiańskiej, czyli wschodniosłowiańskiej etymologii tego miasta wspominam w artykule "Kujawy w Państwie Gnieźnieńskim".


Warto także  przypomnieć, że obok wspomnianej wyżej najważniejszej katedry Cesarstwa Karolińskiego w Akwizgranie z przełomu VIII/IX wieku, także X-wieczna katedra św. Donata w Brugii (zburzona pod koniec XVIII wieku), czy też XI-wieczny kościół św. Piotra i Pawła w alzackim Ottmarsheim zbudowane zostały na planie oktagonalnym, na wzór kaplicy z tej pierwszej katedry. Kaplica św. Mikołaja w Nijmegen (Nimwegen) z XI wieku (gdzie w AD 991 zmarła cesarzowa Teofanu), czy z tego samego wieku kaplica św. Bartłomieja w Paderborn,  zbudowane zostały nie tylko na klasycznych wzorcach bizantyjskich, ale i przez bizantyjskich budowniczych ("per operarios graecos construxit"). 

Większość X/XI-wiecznej architektury bizantyjskiej w Europie zachodniej pozostaje jednakże na poziomie reliktów fundamentów i krypt kościołów, jak na przykład IX-wieczne krypta i tak zwany westwerk (przybudówka do nawy od strony zachodniej) w katedrze pod łącznym wezwaniem św. św. Kosmy i Damiana oraz św. Marii w Essen, w większości gruntownie przebudowywanych w kolejnych stuleciach. Ale i wśród nich, najczęściej w najniższych  partiach budowli, zachodni historycy sztuki znajdują tak zwane kapitele bizantyńskie. Kosma i Damian to święci greccy z III wieku. Za czasów papieża Feliksa IV (526-530) zaadaptowano rzymską, pogańską budowlę Sacræ Urbis na kościół pod wezwaniem świętych Kosmy i Damiana, zbudowany w formie ośmiokątnej rotundy, na planie krzyża greckiego. Oto jej wygląd w XIX wieku, która mimo późniejszej zabudowy jej otoczenia, zachowała jeszcze swój bizantyjski charakter (źródło: Rodolfo Lanciani - "Pagan and Christian Rome", 1893).


Jeden z rodzajów kapiteli bizantyńskich, o których mówimy poniżej, występuje zasadniczo w formie ściętego i odwróconego stożka lub piramidy, nieraz zbliżających się do formy wypukłej kostki z zaokrąglonymi od dołu krawędziami. Ma ściany pokryte wzorami liścia akantu, przeplatanymi motywami liściastymi, palmetami, rozetami lub motywami geometrycznymi. W swej starszej formie ściany są gładkie, na których nanoszono kolorowe freski (tak zwane głowice kostkowe). Spotykane są w kościołach takich, jak św. Marii na Kapitolu w nadreńskiej Kolonii (możliwe, że sprzed AD 965), w opactwie Notre-Dame w normandzkim Bernay, w XI-wiecznej normandzkiej krypcie katedry w Worcester, w południowym transepcie normańskiej katedry w St. Albans, w burgundzkiej kolegiacie Saint-Aignan w Orleans, czy w śródziemnomorskim opactwie św. Marii w Valmagne, nie wymieniając już licznych kościołów we włoskiej Lombardii.

Kapitelami bizantyńskimi są dwie, niżej zestawione głowice kolumn z kościołów romańskich św. Trójcy w Strzelnie (z lewej strony, źródło: Album Romański) oraz z Notre-Dame w Wassy, we francuskiej Szampanii (z prawej strony, źródło: Art roman Nord et Est de la France)


Zwracają uwagę na tych zbliżonych kompozycyjnie i architektonicznie zakończeniach kolumn charakterystyczne cechy bizantyńskie: wzory roślinno-geometryczne oszczędne, płaskorzeźby tylko nieznacznie modelowane i spłaszczone (a więc o "uproszczonym" lub "płytkim" reliefie - bezzasadnie rezerwowanym przez niektórych historyków dla sztuki zachodnioeuropejskiej), które nie naruszają kształtu, profilu głowicy.

Nawiązują one do bizantyńskich kapiteli w VI-wiecznej bazylice św. Witalisa w Rawennie (zbudowanej w okresie panowania Gotów wschodnich w Królestwie Ostrogotów) i IX-wiecznej bazylice św. Marka w Wenecji. Ta forma kapiteli, pierwotnie przyjęta w Lombardii i Wenecji, rozpowszechniła się szczególnie w kościołach romańskich Normandii i północnej Europy.


Powyższa ilustracja (na podstawie: T. G. Jackson "Byzantine and romanesque architecture", Cambridge 1913) przedstawia wnętrze zbudowanej w AD 1039 krypty katedry św. Marii w Spirze (Speyer), której kapitele kostkowe pozbawione są rzeźbionej dekoracji. Niemal identyczne są nie tylko kapitele, ale także kolumny, łuki, arkady i sklepienia w krypcie św. Leonarda z AD 1115 w katedrze na Wawelu. Jej pierwotnym i jedynym od początku XI do połowy XIII wieku patronem był św. Wacław, władca czeski który w 925 roku przyjął dla swego kraju (a więc zapewne i dla ówczesnej Małopolski) chrześcijaństwo. O trwających jeszcze w XII wieku bliskich związkach kulturowych po obu stronach Karpat świadczy wiele architektonicznych analogii pomiędzy rotundą św. Feliksa i Adaukta na Wawelu z rotundą w Hrast w Podgrodziu Spiskim na Słowacji.

Odległym w czasie od  bizantyjskiej, orientalnej architektury wczesnośredniowiecznej, ale bliską jej kulturowo jest stylistyka zbudowanego na przełomie XIX/XX wieku żydowskiego domu przedpogrzebowego (tzw. bet tahara) w Szczecinku, w którego fasadę wkomponowano kilkanaście kolumn zwieńczonych kapitelami kostkowymi (foto poniżej, z około 1950 roku, edycja własna na podstawie: "Temat Szczecinecki", 3-10-2014). Tahara to rytualne oczyszczenie, znane pod tą samą nazwą zarówno w religii judaistycznej jak i muzułmańskiej.


Interesujące są okoliczności nazwania najstarszej krypty wawelskiej imieniem św. Leonarda.  Od jego śmierci w VI wieku nie zachował się żaden przekaz  z jego imieniem, a legenda zaczęła się rodzić dopiero od napisania "Vita Sancti Leonardi" przez Jordana (Jourdain), biskupa Limoges w AD 1029. Jego legenda zaczęła się szybko rozchodzić po Europie od AD 1103, kiedy to "w cudowny sposób" został uwolniony, po trzech latach więzienia u emira w muzułmańskiej już wtedy Kapadocji (Turcja).

Bohemond (Boemund, 1058-1111), syn wspomnianego w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy" księcia normańskiego Roberta Guiskarda, sponsora klasztoru Monte Cassino. Guiscard nazwał tak syna za legendarnym, biblijnym olbrzymem zwanym Behemot. Po uwolnieniu Bohemond udał się do zakonu św. Leonarda w Noblat, gdzie wniósł wielki dar dziękczynny na kontynuowaną tam budowę pierwszego kościoła pod wezwaniem tego świętego, patrona m.in. uwięzionych. Krypta wawelska jest jedną z pierwszych w Europie, która przyjęła to imię za patrona.

Uderzającym jest fakt, że przywódcami pierwszej krucjaty w AD 1096-1098 nie byli żadni Galowie, Frankoni czy Rzymianie, ale trzej potomkowie książąt normańskich: wspomniani wyżej Godfryd z Bouillon (Lotaryngia) i Boemund z Hauteville (Normandia) oraz Rajmund z Tuluzy, potomek wizygockiego Ponsa Williama, "księcia Gotii". Można powiedzieć: "umarł król, niech żyje król!", patrząc jak ze sceny historii schodzili wówczas Wikingowie - "awanturnicy", a wstępowali na nią ich potomkowie, już jako "cywilizowani Europejczycy" - normańscy książęta, pretorianie Kościoła rzymskiego. 

Otton z Fryzyngi (1111-1158), niemiecki biskup i kronikarz, w swoim dziele "Gesta Friderici Imperatoris", wspomniał o Robercie Guiscard i jego synie: "Jego synem, który później dokonał wielu odważnych i chwalebnych czynów zarówno w Grecji [Bizancjum], jak i w innych częściach Wschodu, był Bohemund" (Huius filius, qui multa postmodum tam in Grecia quam in caeteris orientis partibus fortia et gloriosa gessit opera, Boimundus fuit). Kronikarz nazwał Apulię "prowincją normańską" (Campaniam seu Apuliam ingrediens in municipio Nortmannorum).

Bohemond (Bohemund) zmarł w 1111 roku we włoskiej Apulii (wł. Puglia) i został pochowany w Canosa di Puglia, mieście założonym 15 wieków wcześniej przez Greków. Grobowiec tego Normana umieszczono w zbudowanym do tego celu, w stylu bizantyjskim, mauzoleum, przyległym do miejscowej katedry, zbudowanej przez Longobardów (Lombardów) w VIII wieku. Oto ten zabytek (foto: Alinari / Bridgeman Images).


Także romańskie katedry w Moguncji (Mainz) i w Wormacji (Worms), w swoich najstarszych partiach zachowały relikty sztuki lombardzkiej. W górnym rogu wklejona jest ilustracja tego samego typu kapitelu, pochodzącego z apsydy  (z greckiego ἀψίς - apsis, czyli 'łuk'), w X-wiecznej bazylice w Murano (region Wenecji). Zbudowana w stylu wenecko-bizantyjskim (z kolumnami z marmuru greckiego) pierwotnie miała wezwanie św. Marii, a od AD 1125 św. Donata (obecnie używa się obydwu). Chociaż w okresie rzymskim Włosi używali sławnego do dziś marmuru z własnych kopalń w Carrara (odcienie bieli z szarymi żyłkami), to jednak w okresie wpływów bizantyjskich sprowadzano do Italii twardszy marmur grecki (kilka gatunków kolorystycznych), stosowany szczególnie przy wyrobach sarkofagów, kolumn i kapiteli. Podałem tutaj tylko kilka przykładów przenikania kultury bizantyjskiej do sztuki lombardzkiej, a przez nią do sztuki zachodnio-europejskiej. O sztuce lombardzkiej traktuje szerzej artykuł "Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska".

23 września 2016

XI-wieczna geneza Gdańska

Po bardzo wątpliwym - w świetle Kodeksu Brukselskiego z XII wieku oraz Kodeksu z Wolfenbüttel z przełomu XII/XIII wieku, o których mówię w artykułach "Lotaryngia jednym ze źródeł polskiego chrześcijaństwa" i "Żywot św. Wojciecha powstał zapewne w Leodium", pobycie w Gdańsku misja Wojciecha udała się do Prus.

Badacze formułują kilka hipotez, co do konkretnego miejsca w Prusach, do którego przybył z misją św. Wojciech. O jednym z nich - o Słupie nad rzeką Ossą, granicznym grodzie pomiędzy Pomorzem i Prusami, wspominałem w artykule "Kujawy w Państwie Gnieźnieńskim". Równie prawdopodobnym jest jednak także pruso-wikińskie Truso. Było to wówczas nadal największe skupisko rzemieślniczo-handlowe w tym regionie, portem morskim, który wiek wcześniej odwiedził Wulfstan, wysłannik anglosaksońskiego króla Alfreda Wielkiego. Pamiętajmy, że podjęta ponad 125 lat później misja chrystianizacyjna Ottona z Bambergu do Pomorzan również koncentrowała się wokół ich głównych ośrodków handlowych w Wolinie i Szczecinie.

Za czasów św. Wojciecha nie było jednak, jak na to wskazują wyniki badań archeologicznych, nie tylko centrum portowo-handlowego w Gdańsku, ale nawet jeszcze samego grodu. W świetle najnowszych wykopalisk archeologicznych z 2005 roku i zweryfikowanych metodą dendrochronologiczną dat zbudowania wałów grodu w Gdańsku wynika ("XVI Sesja Pomorzoznawcza", Szczecin 2009), że miasto to (jako gród) nie powstało ani za Mieszka I, ani za Bolesława Chrobrego, ale najwcześniej dopiero od drugiej połowy XI wieku (wały grodu) do początków XII wieku (zabudowa grodu). 


W trakcie prowadzonych przy ul. Grodzkiej 19 (róg ul. Sukienniczej) wspomnianych wykopalisk, na poziomie odkrytej podstawy wału grodowego natrafiono na pozostałości ofiary zakładzinowej z psa, przy którym w czterech garnkach złożono również płody rolne - owoce poziomek, czarnych jagód, czarnego bzu i żyta oraz kąkol i szczaw polny. Relikty ofiary widoczne są na powyższym zdjęciu, zorientowanym na północ, w lewym dolnym rogu (foto: Renata Wiloch, 2005). Odkrycie to wskazuje, że ludność budująca gród pozostawała jeszcze w sferze wierzeń pogańskich. Miała ona w tych wierzeniach opiekować się zapewne przyszłymi mieszkańcami grodu. 

Pochówek psa w rejonie dolnej Wisły odkryto m.in. we wczesnośredniowiecznym grodzisku w Kałdusie (poziom V), czyli na ówczesnym pograniczu słowiańsko-pruskim. Poziom niższy (VI), dzięki zawartej w nim ceramice i i dającym się wydatować dendrologicznie elementom drewnianym, kończył się na I połowie XI wieku. Można przypuszczać, że pochówek psa nastąpił w II połowie XI wieku, podobnie jak psa w grodzie gdańskim.

Przytoczmy opinię archeologów, którzy badali grodzisko w Kałdusie: "Pochówki tego typu są charakterystyczne dla germańskiego kręgu kulturowego, zarówno u schyłku starożytności (kultura przeworska), jak i we wczesnym średniowieczu (obszary Skandynawii), co wobec licznych śladów kultury skandynawskiej stwierdzonych wcześniej w Kałdusie zasługuje na szczególną uwagę" (Piotr Błędowski et al., 2009 - "Wczesnośredniowieczne grodzisko w Kałdusie, (gmina Chełmno, województwo kujawsko-pomorskie), stanowisko 3 (badania w latach 2005–2007)").

Fragment wałów obronnych na tej fotografii należy uznać za materialny początek budowy grodu gdańskiego. Został on posadowiony na tak zwanym surowym korzeniu, czyli w miejscu dotychczas nie zamieszkałym. Najliczniejsze, datowane dendrologicznie z tego miejsca bierwiona, pochodzą z początku drugiej połowy XI wieku, ale belki z lica wału pochodzą z  początku XII wieku. W pełni ukształtowany gród w Gdańsku nie mógł więc powstać wcześniej, jak na początku XII wieku. Lokalizacja wykopu po zachodniej stronie grodu gdańskiego zilustrowana jest czerwonym kwadratem na przedstawionym obok planie miasta, z zaznaczonym usytuowaniem grodu i osady (Renata Wiloch-Kozłowska, Bogdan Kościński (2009) - "Wstępne wyniki badań ratowniczych prowadzonych w Gdańsku przy ulicy Grodzkiej"). 

Szkoda, że prowadząca badania ratownicze prywatna firma archeologiczna, zaglądająca na to stanowisko archeologiczne przez wiele lat, nie porozumiała się (nie mogła, nie chciała?) z inwestorem, do którego należy ta działka, na której dzisiaj stoi hotel, aby - kiedy było to możliwe, został wyeksplorowany sąsiadujący z tym wykopem kawałek gruntu, pod którym przebiega linia wałów obronnych grodu w Gdańsku. Miasto i Polska straciła bezpowrotnie dostęp do ważnej wiedzy z historii miasta i kultury materialnej państwa. Gdzie był przez te kilka lat państwowy nadzór, prowadzony przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Gdańsku, którego biurko oddalone było o kilometr od ważnego, jeżeli nie najważniejszego w mieście stanowiska archeologicznego

Tutaj refleksja ogólna - niestety, skrajna liberalizacja polskiej gospodarki doprowadziła do wprowadzenia do zliberalizowanych zasad ochrony dziedzictwa narodowego przewagę prawną sektora prywatnego nad interesem państwa, tworząc pole do korupcji. Pierwszym punktem, uzasadniającym według rządu konieczność kolejnej nowelizacji ustawy o ochronie zabytków z 2003 roku (projekt ustawy numer UD247) jest, uwaga - "1. Przeciążenie wojewódzkich urzędów ochrony zabytków". W ten oto sposób nie tylko oczyszcza się biurka państwowych konserwatorów z "nadmiaru" pracy, ale daje prywatnemu sektorowi możliwości jeszcze większego wpływania na decyzje urzędnicze. Zgodnie z liberalną zasadą: im mniej państwa, tym lepiej dla prywatnej kieszeni, także tej, należącej do przedstawiciela tego państwa.

Równolegle z budowanym grodem, na zachód od niego, po drugiej stronie starej odnogi Motławy, na stałym lądzie, rozpoczęto budowę osady przygrodowej. Zachowane drewniane szczątki domostw tej osady przy ul. Tartacznej, pochodzą z XIII wieku. Wiek gdańskiej osady wskazuje, że pełna zabudowa grodu i jego zasiedlenie nastąpiło nie wcześniej, niż w ciągu XII wieku. 

Z terenów osady pochodzi, wydobyty przez archeologów w 2009 roku, gliniany pucharek, o średnicy czaszy 13 cm, datowany rownież na XIII wiek (foto poniżej: Muzeum Archeologiczne w Gdańsku). Ta rzadka forma wyrobów ceramicznych z tego okresu występuje najczęściej w odkryciach archeologicznych na wschód od dolnej Wisły, na pograniczu prusko-słowiańskim. Obok zapinek typu podkowiastego, zawieszek i okuć pochwy miecza, znajdowanych w reliktach grodu gdańskiego, a wskazujących na ich proweniencję z terenów pruskich, fakty te mogą sugerować podobne pochodzenie ludności, która zakładała gdański gród i osadę.


Nota bene
, konstrukcja skrzyniowa umocnień brzegowych osady gdańskiej, zdaniem archeologa Andrzeja Zbierskiego, wskazuje na "bliską analogię" z podobnymi konstrukcjami w Ujściu nad Notecią i w Birce (Sztokholmie), które to budowle poprzedzały powstanie grodu gdańskiego. Zbadany wiek metodą dendrochronologiczną najstarszych z odkrytych elementów umocnień grodu w Ujściu został określony na IX wiek (Monika Borka, Marek Krąpiec - "
Dendrochronological and radiocarbon dating of the medieval stronghold in Ujście (Poland)", w: "Geochronometria", Nr 39, 2012). Drugą obok Ujścia warownią Polan na granicy z Pomorzanami był gród w Santoku. Po przechwyceniu go od Pomorzan w połowie X wieku Polanie umocnili wały grodu podobną jak w Ujściu, Poznaniu i Gnieźnie konstrukcją rusztową i przekładkową, opartą na dębowych skrzyniach łączonych hakami. Istnieją opinie, że zastosowane w emporium wikińskim w Haithabu konstrukcje słupowo-dranicowe znane są również we wczesnośredniowiecznym Gdańsku.

Powyższe wyniki badań archeologicznych zostały pozytywnie zweryfikowane przeprowadzonymi dekadę później badaniami biochemicznymi, jakie miały miejsce na położonej w ramionach Motławy Wyspie Spichrzów. Jak wynika z pracy Joanny Święta-Musznickiej i Małgorzaty Latałowej ("From wetland to commercial centre: the natural history of Wyspa Spichrzow in medieval Gdansk", 2016), przeprowadzona w Laboratorium Paleoekologii i Archeobotaniki Uniwersytetu Gdańskiego analiza biologiczna i geochemiczna pobranych na tej wyspie pyłków roślin, niepyłkowych palinomorfów (zarodników i glonów) i makroszczątków biologicznych wskazuje, że pierwsze ślady osadnictwa ludzkiego w rejonie ujścia Motławy do Wisły pochodzą "z końca X i z XI wieku". 

Badaczki zauważają, że są one wyraźnie późniejsze, niż stwierdzone przez archeologów początki osadnictwa średniowiecznego w całym rejonie (Zatoki Gdańskiej) z VIII i IX wieku. Wnioskują one, że "można przypuszczać, że do końca X wieku obszar [przyszłego miasta Gdańska] nie nadawał się do osadnictwa". Ich zdaniem warunki do zasiedlenia w rejonie przyszłego grodu pojawiły się dopiero po obniżeniu poziomu wód gruntowych na tych, dotąd obszarach zalewowych, wynikłych z ocieplenia i wysuszenia klimatu (średniowieczne optimum klimatyczne), jakiego tego rodzaju skutki miały miejsce w XI i XII wieku.

Zatrzymajmy się jeszcze nad wynikami badań palinologicznych w interesującym nas tutaj rejonie Zatoki Gdańskiej, które pozwoliły odtworzyć ogólną szatę roślinną wschodniego Pomorza, w okresie pierwszego tysiąclecia naszej ery (Pędziszewska et al., w druku - "Natural environment and settlement dynamics in the first millennium A.D. in northern and central Poland according to pollen data", w: A. Bursche, A. Zapolska (Ed.), "The Migration Period between the Odra and the Vistula"). 


Zakreślone koła na mapie tego regionu, w trzech głównych przedziałach czasowych (czasy antyczne, okres wielkich migracji, wczesne średniowiecze), obrazują proporcje udziału w szacie roślinnej terenów zalesionych (kolor czarny) i terenów otwartych, łąkowych (kolor żółty). W naukach palinologicznych przyjmuje się, że proporcje pyłków drzew (brak działalności człowieka) do pyłków roślin zielnych (aktywność gospodarcza człowieka), w datowanych metodą radiowęglową próbkach, odzwierciedlają intensywność osadniczą człowieka w określonych regionach i w określonym czasie.

Nas interesują zwłaszcza dwa koła u wybrzeża Bałtyku - rejony dzisiejszego Pucka i Gdańska. Widzimy, że tereny wokół Gdańska były w ciągu całego pierwszego tysiąclecia jednymi z najsłabiej, minimalnie wręcz zaludnionych na całym wschodnim Pomorzu. Najbardziej intensywnie w tamtym millenium zaznaczyła się obecność człowieka w okolicach Gdańska w czasach antycznych, a mimo to - relatywnie, była ona tam i wówczas najsłabsza na całym Pomorzu wschodnim. Najbardziej intensywnie i trwale - od antyku po wczesne średniowiecze, a więc po czasy tworzenia się państwa polskiego, zaznaczyła się obecność człowieka w rejonie Starogardu Gdańskiego i Pucka. 

Nie tylko więc wyniki badań archeologicznych, ale również nauki biologiczne nie potwierdzają istnienia tysiąc lat temu, wokół dzisiejszego Gdańska, żadnego zaplecza ani demograficznego, ani gospodarczego, które warunkowałoby możliwość powstania tam w X wieku grodu, a nawet "grodu stołecznego", jak mistyfikują niektórzy badacze i jak deklaruje oficjalna historiografia. 

Dopiero w końcu XI wieku, po zniszczeniu prawdopodobnie przez Polskę portu w Truso Gdańsk zaczął stopniowo przejmować funkcje po tym emporium. Oto przykłady wikińskich zabytków z Truso.


Gdyby datowanie archeologiczne Gdańska nie było podważalne, to pod znakiem zapytania stoi kwestia realności roku 997 jako daty zaistnienia miasta w źródłach pisanych. Być może nazwa Gyddanyzc dotyczyła innego miasta, albo - co wydaje się bardziej prawdopodobne, została wprowadzona (wraz z ubarwiającym wyczyny świętego epizodem chrztu "gromady ludu" w nieistniejącym jeszcze mieście) do kopii "Żywota św. Wojciecha", spisanej już po powstaniu Gdańska, na której dzisiaj się opieramy. Nie wydaje się możliwe, aby chrzest ludu pogańskiego przez Wojciecha odbył się "z marszu" - bez zgody ich lokalnego - nie istniejącego w źródłach historycznych władcy, który sam musiał być wcześniej ochrzczony i przekonać do tego swoich współplemieńców.

Spisany z nieznanych źródeł (chociaż hipotez jest wiele) dokument "Tempore illo", około dwa wieki po św. Wojciechu, jeszcze bardziej komplikuje próby odtworzenia historii jego misji ewangelizacyjnej. W "Tempore illo" nie ma już żadnej wzmianki o Gdańsku, natomiast mowa jest o przybyciu św. Wojciecha w drodze do Prus "do "księcia Pomorza" (ad ducem Pomorie), którego misjonarz już znał wcześniej, bowiem "dawno temu ... ochrzcił tegoż księcia w Polsce" (quippe iam pridem ... eundem ducem Pomorie a baptizaverat in Polonia). Nie może więc chodzić o "Gdańsk AD 997" jako siedzibę księcia Pomorza wschodniego w owym czasie, bowiem  o istnieniu takiego księcia, ani na wschodzie, ani na zachodzie Pomorza nie mówią żadne, poznane dotychczas źródła historyczne. Pierwszy, wymieniony w rocznikach z klasztoru benedyktyńskiego w Niederalteich z około 1073 roku książę pomorski to Siemomysł lub Siemosił (Zemuzil Bomeranorum), mający prawdopodobnie swoją siedzibę w Białogardzie lub Kołobrzegu - w grodach o dwa wieki starszych, niż Gdańsk.

W świetle aktualnej wiedzy archeologicznej oraz wobec uznanej jako najwcześniejszej nazwy grodu "Gyddanyzc", jaka pojawiła się we wspomnianym w artykule "Żywot św. Wojciecha powstał zapewne w Leodium" kodeksie brukselskim Codex bibliothecae regiae Bruxellensis, datowanym na XII wiek, trudno dalej utrzymywać za uzasadniony panujący pogląd, że gród gdański albo jego nazwa mogła istnieć już w 997 roku. Nazwa ta, wraz z wymyślonym zapewne "epizodem gdańskim" w misji św. Wojciecha, musiała się pojawić dopiero w jednym z XII-wiecznych odpisów pierwotnego żywota, kiedy to gród pod tą nazwą już istniał.

Czyż nie jest to zastanawiajace, że ta jakoby X-wieczna nazwa "Gyddanyzc", poza "kanapariuszowym" Żywotem św. Wojciecha, nie była stosowana w najstarszych i nie kwestionowanych źródłach historycznych, aż po XII-wieczny Kodeks Brukselski, a w Polsce pojawiła się pod staropolską postacią "Gdanyszk", w dokumencie z 1227 roku (podkreślenie moje): "Michael dei gracia Cuiavie et Pomeranie episcopus universis plebanis eiusdem Pomeranie salutem et paternam dileccionem. Significamus vobis omnibus, quod licet fratres nostri charissimi Fratres Predicatores ad sanctum Nicolaum in Gdanyszk nostra donacione et exempcione ad nullam partem de sepultura …" (Przyznanie zakonowi św. Mikołaja w Gdańsku przez Michała, biskupa Kujaw i Pomorza, dochodów z tytułu pogrzebów). 

W świetle braku jednolitego, oryginalnego tekstu "Żywota pierwszego św. Wojciecha", a jedynie istnienia kopii i odpisów z wieków późniejszych, na podstawie których skompilowano ten Żywot, nie ma podstaw ani do uznania go za bezsporny dokument źródłowy, ani do uznania Jana Kanapariusza za autora nieistniejącegoo dokumentu. Obie te teorie nie są faktami historycznymi, a jedynie tworami historiograficznymi, i to jeszcze zupełnie niedawnymi, nad którymi dyskusja badaczy nie może być uznana za zakończoną, a tym bardziej rozstrzygająca. 

Na marginesie, imię Kanapariusza (łac. Canaparius), w polskiej, dawnej literaturze historycznej zwane prawidłowo Kanaparzem, wywodzone jest od specjalnej funkcji mnicha w klasztorze, jaką było trzymanie kluczy do spiżarni i piwnicy klasztornej. Mnich taki nazywany był kanaparzem lub kanafarzem, co właśnie oznaczało szafarza, czyli klasztornego piwnicznego. Staropolskie słowo 'kanaparz' ma łacińską etymologię - od słowa canaba, które z kolei wywodzi się od greckiego κάνναβις (kánnabis), co oznacza marihuanę. To z łaciny wywodzą się słowiańskie słowa - w polskim konopie, rosyjskim i serbskim конопля (czyt. konoplja), bułgarskim konop, czeskim konopí, a w językach bałtyjskich - w litewskim kanãpė, łotewskim kaņepe, a w staropruskim knapios.

Snując wątek mnichów - kanaparzy należy podkreślić, że konopie znane było już od czasów biblijnych nie tylko jako zioło uśmierzające ból i lecznicze, ale również służyło sporządzaniu kadzideł. W rozdziale Wj 30,23 Księgi Wyjścia (Exodus) tak opisany jest sposób przygotowania oleju i kadzidła: "Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów [567 gram - mój przypis] obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnej trzciny, ...". Ta "wonna trzcina" to w języku hebrajskim בֹ֖שֶׂם וּקְנֵה (czyt. keneh-bosem), co fonetycznie nie odbiega daleko od dzisiejszego kana-bis. 

Dodajmy tutaj, że wśród makroskamieniałości odkrytych w reliktach klasztornego ogrodu benedyktyńskiego w Trondheim znajdowały się takie rośliny, jak Cannabis, Carum carvi, Digitalis purpurea, Hyoscyamus niger, Iris, Linum usitatissimum, Malus, Papaver, Prunus i Pyrus (Sandvik, Paula Utigard, 2006 - "Frå Nidarosen til Nidarneset: Ein integrert naturvitskapleg—arkeologisk—historisk rekonstruksjon av framveksten av Trondheim", praca doktorska w Norges teknisk-naturvitenskapelige universitet, Trondheim oraz druga praca: Östman, Sofi et al., 2016 - "Miljöarkeologiska analyser från Torvet i Trondeim C, Sør Trøndelag, Norge"). W Trondheim, pod historyczną nazwą Nidaros, przyszły papież Hadrian IV założył pierwsze arcybiskupstwo w Norwegii. W AD 1155 objął on patronat nad już istniejącym klasztorem w Czerwińsku, łącznie z jego posiadłościami w Płocku, Czerwińsku i Nasielsku. Zaledwie kilka lat wcześniej (1148) pojawiła się pierwsza znana, oficjalna nazwa Gdańska - jako castrum Kdanzc (o czym niżej).

Historykom dekretującym powstanie Gdańska w AD 997 nie pomoże położenie pod ich teorię nawet największego kamienia z napisem gyddanyzc.(źródło: wikipedia.pl). Pomnik to ważny argument w propagandzie, ale nie wystarczająco twardy dowód w nauce. Tutaj liczy się ciężar argumentów, a nie argument ciężaru.


Kontynuujmy więc dyskusję, której nie podejmują najbardziej oficjalni badacze. Biorąc pod uwagę powołanie przez biskupa we Włocławku zakonu dominikanów w Gdańsku w 1227 roku oraz stałą nad nim opiekę - osobiście konsekrował ich kościół 17 czerwca 1235 roku, nie można wykluczyć że dwie wersje Żywota św. Wojciecha z Brukseli i Wolfenbüttel, zawierające "epizod gdański", pochodzą z pierwotnej redakcji takiej "wiadomości", sporządzonej przez dominikanów gdańskich, dla podniesienia chwały młodego grodu i wprowadzenia go w itinerarium świętych pielgrzymek - nie tylko dla sławy, ale i dla wielkich dochodów miasta. 

Inicjatorem takiego zapisu mógł być sam Świętopełk II, w tym samym 1227 roku, kiedy zabił władcę Polski, Leszka Białego i od kiedy zaczął tytułować się "książę". Świętopełk II miał wielkie ambicje uniezależnienia się od Polski, a wprowadzenie do biografii św. Wojciecha grodu w Gdańsku, którym władał, mogło wzmocnić jego pozycję polityczną. Gerard Labuda w pracy "Ze studiów nad najstarszymi dokumentami Pomorza Gdańskiego" (1952) uznał, że to nie dokument Świętopełka, wydany w 22 stycznia 1227 (możliwe, że antydatowany falsyfikat), a nieco późniejszy dokument Michała, biskupa Włocławka, z tego samego roku, był faktycznym przywilejem fundacyjnym dla zakonu dominikanów w Gdańsku. 

Historyk ten uważa, że Świętopełk antydatował swój "przywilej" z ważnych powodów politycznych, w kontekście procesu usamodzielnienia Pomorza Gdańskiego w latach 1227—1231. A więc chodziło Świętopełkowi, aby data jego dokumentu była starsza, aniżeli faktyczny przywilej, wydany przez biskupa włocławskiego. W ten sposób dążył do przypisania sobie zasług powołania tego zakonu w Gdańsku. Czy w tej sytuacji, dla osiągnięcia swoich celów politycznych, nie mógł równie dobrze dać poprawić zakonowi dominikanów Żywot św. Wojciecha o dopisanie w nim "ustępu gdańskiego" i wydanie tego dokumentu w nowym brzmieniu, jaki zachował się do naszych czasów? W świetle dotychczasowej wiedzy historycznej i archeologicznej, wpis na marginesie Żywota słowa gyddanyzc, w tekście uznanym jako pochodzącym z 997 roku, należy uznać za pochodzące z XIII wieku, "fałszerstwo gdańskie".
 
Jeżeli Gdańsk, na podstawie nigdy nie zweryfikowanej naukowo hipotezy, iż "Gyddanyzc" pojawił się "na scenie historii" w 997 roku, na podstawie odpisów z zaginionych oryginalnych źródeł historycznych, obchodzi rocznicę założenia miasta w tym roku, to - na tej samej zasadzie przyjęcia "na wiarę" innego źródła historycznego - Kroniki Polskiej Wincentego Kadłubka, na podstawie różnych odpisów z zaginionego oryginału tej kroniki, miasta Lublin, Lubiń, Wolin lub Berlin - hipotetyczne jako "Iulin" (Iulina), mogłyby obchodzić swoje rocznice powstania przed śmiercią Julii - siostry cesarza Gajusza Juliusza Cezara, która - zdaniem polskiego kronikarza, miała założyć jedno z tych miast, to jest w 66 roku przed naszą erą. Obydwa te źródła - skompilowany w XIX wieku Żywot pierwszy św. Wojciecha i Kronika Kadłubka - mimo, że to drugie ma bezspornego autora, należy traktować z dostatecznym krytycyzmem naukowym, dla oceny wartości historycznej poszczególnych ich części.
 
Oto poniżej post-Kadłubkowy, językowy pomnik "Iulina" w wersji wolińskiej - panorama miasta na mapie Księstwa Pomorskiego, wydanej przez Lubinusa w 1618 roku. W tym czasie znana już była sztuka Williama Szekspira "Twelve Night" (dzisiejszy polski tytuł: "Wieczór Trzech Króli"), wystawiona na scenie po raz pierwszy w 1602 roku, której akcja dzieje się w czasach antycznych i gdzie występuje "Lady Iulina".
 

Pierwsza pewna, bezdyskusyjna nazwa Gdańska pod nazwą Kdanzc pojawia się w bulli papieża Eugeniusza III (u nas zwana "bullą włocławską") z dnia 4 kwietnia 1148, która przydziela z tego grodu dziesięcinę od dochodów rolniczych i opłat celnych ze statków, na rzecz biskupstwa we Włocławku ("... castrum Kdanzc... cum decima tam annone quam omnium eorum que de navibus solvuntur..."). Kontynuację powstałego w AD 1148 podporządkowania Gdańska biskupstwu kujawskiemu dobitnie potwierdził król Kazimierz Jagiellończyk, który w 1457 roku po odebraniu Krzyżakom Malborka przyjął odebrał przysięgę mieszczan gdańskich w obecności biskupa włocławskiego. 

Mimo wymyślonej w XIX wieku legendy o ochrzczeniu Gdańska już w AD 997, w rzeczywistości całe Pomorze Wschodnie z Gdańskiem nigdy wcześniej nie uzyskało wysokiej rangi w administracji kościelnej i podlegało diecezji we Włocławku aż do roku 1818. Archidiakonat gdański powstał w 1156 roku, obejmując tereny od lewego brzegu Wisły do granicy z ziemią lęborską. W XVI wieku było w Polsce 27 archidiakonatów, nie licząc 7 w diecezji kamieńskiej. Pod koniec XVIII wieku Gdańsk był siedzibą archidiakonatu (delegata biskupa), jednego z czterdziestu jeden w całym państwie. W 1821 roku przeniesiono archidiakonat gdański z diecezji włocławskiej do diecezji chełmińskiej. Dopiero w 1925 roku erygowano diecezję gdańską, którą papież podniósł do rangi archidiecezji w 1992 roku.

Oto poniżej podział administracyjny Kościoła rzymsko-katolickiego w 1772 roku, w dzisiejszych granicach Polski, z trzema archidiakonatami w diecezji włocławskiej - we Włocławku, Kruszwicy i w Gdańsku (źródło: wikipedia). 


Nie wydaje się prawdopodobne - gdyby gród w Gdańsku miał istnieć już w AD 997, podczas gdy historia administracji kościelnej zaczęła się w tym mieście dopiero w AD 1148. Nie ma wcześniejszych śladów w źródłach historycznych o parafii gdańskiej, imieniu księdza lub innym imieniu jako świadka w dokumentach notarialnych, ani nawet przesłanek, aby w poprzedzającym okresie 151 lat tereny te włączone były w opodatkowanie kościelne lub państwowe.

Nieznane są przy tym archeologicznie starsze ślady kościoła w Gdańsku, niż pochodzące z około AD 1185 kamienne fundamenty romańskiego kościoła św. Mikołaja, który być może zastąpił na tym miejscu nieco starszą konstrukcję drewnianą. Relikty najstarszego kościoła w Gdańsku są o ponad dwa wieki młodsze, niż najstarsze w Polsce relikty kościołów. Nie istnieją też żadne ślady archeologiczne ani wzmianki źródłowe o jakiejkolwiek organizacji kościelnej w Gdańsku sprzed 1148 roku. Gród ten został objęty dziesięciną po ekonomicznym okrzepnięciu od czasu jego zbudowania w połowie XII wieku i po powstaniu podgrodzia na stałym lądzie oraz rolniczego zaplecza.

Według stanu wiedzy archeologicznej o Pomorzu Gdańskim, jaką przedstawia, opublikowane przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe w 1976 roku, dzieło zbiorowe "Dzieje Polski", pod redakcją Jerzego Topolskiego, pomimo przyjęcia przez autorów istnienia Gdańska w X i XI wieku jako stolicy prowincji, w tej cześci kraju nie było żadnego grodu, poza hipotetycznym grodem w Gdańsku. Na opublikowanej tam mapie Polski "Grody wraz z osadami służebnymi w X-XI w.", najbliżej Gdańska położony byłby gród w Wyszogrodzie (dzisiaj Fordon - dzielnica Bydgoszczy), odległy od niego o 150 km. 

Ta relatywna pustka osadnicza w XI wieku, w promieniu 150 km od ujścia Wisły do morza, jaskrawie kontrastuje z podanymi na mapie, pozostałymi grodami - stolicami prowincji, otoczonymi licznymi grodami i osadami służebnymi. I tak w promieniu 50 km od Poznania istniało 17 grodów i osad, Gniezna - 22, Kruszwicy - 11, Kalisza - 12, Łęczycy - 18, Wrocławia - 23, Krakowa - 17, Wiślicy - 23, Sandomierza - 12. Pytanie retoryczne - czy mogłaby w X-XI wieku powstać u ujścia Wisły stolica prowincji, bez istnienia adekwatnego zaplecza gospodarczego? Tego faktu historycy, zwykle o niewielkim lub żadnym dorobku w zakresie historii ekonomicznej, nie są w stanie dostrzec. 

Maria Bogucka i Henryk Samsonowicz uważają, że na początku XII wieku było w Polsce pięć miast o ludności około 4-5 tysięcy każde - Kraków, Wrocław,  Gniezno, Wolin i Kołobrzeg ("Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej", 1986). Do grona miast średnich, o liczebności 2-3 tysięcy mieszkańców, badacze zaliczyli: Głogów, Kruszwica, Legnica, Opole, Płock, Poznań, Przemyśl, Sandomierz, Szczecin i Włocławek. W trzeciej grupie to grody z liczbą ludności do tysiąca mieszkańców, takie jak Brześć Kujawski, Kalisz, Lublin, Łęczyca, Niemcza, Santok, Sieradz i Wiślica. O Gdańsku na tych listach, słusznie - bo nie ma ku temu podstaw naukowych, nie ma mowy.


Ilustracja powyżej przedstawia fragment  XII-wiecznych wałów obronnych w Gdańsku, o konstrukcji izbicowej (foto: Muzeum Archeologiczne w Gdańsku). 

Można przypuszczać, że Gdańsk uzyskał odpowiednią rangę i dochodowość pod koniec I połowy XII wieku i wtedy to stał się zapewne grodem kasztelańskim, tak jak i wymienione w "bulli włocławskiej" z 1148 roku - Wolbórz koło Piotrkowa (znany już z innego dokumentu, dotyczącego roku 1065), Zawichost nad Wisłą i Łagów koło Sandomierza (wymieniony już w AD 1086). Najstarszy, pochodzący z Gdańska, archeologiczny ślad chrześcijański, to XII-wieczny ułamek bursztynowego krzyżyka, umieszczony w wełnianej kaptordze, wespół z siekaczem bobra. Świadczy to o współistnieniu jeszcze w tym czasie wierzeń pogańskich z rodzącym się tam w XII wieku chrześcijaństwem.

Mimo wielu poważnych przesłanek archeologicznych, podważających możliwość istnienia grodu gdańskiego już w AD 997 (a więc, który musiałby powstać jeszcze wcześniej, aby "dorobił się" swego księcia i "gromady ludu"), nadal w Polsce panuje, oparte na propagandzie, a nie na rzeczywistych materiałach źródłowych, domniemanie autentyczności daty AD 997 dla Gdańska i uznawanie jej za "pewnik". Jest to jednakże pewnik bardziej deklaratywny, fasadowy i publicystyczny, aniżeli naukowy, faktyczny. Potwierdzeniem tego jest choćby pomijanie tego "faktu" w pracach naukowych, traktujących o początkach chrześcijaństwa w Polsce i na Pomorzu. Na przykład Gerard Labuda ("Chrystianizacja Pomorza w X-XIII stuleciu", 1993) i Dariusz A. Sikorski ("Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego", 2013) pomijają "fakt gdański z AD 997" w kłopotliwym milczeniu.

Zauważmy, że wedle tego, nigdy nie udowodnionego, a ochoczo przyjętego kanonu w historii Polski, nazwa Gdańska (AD 997) byłaby pierwszą z nazw miast piastowskich (nie licząc przyłączonego przez Mieszka I do państwa Polan Krakowa) i starszą, aniżeli Gniezna (ca AD 1000 - denar Chrobrego "Gnesdvn civitas", lub nawet ca AD 1012 - kronika Thietmara) - pierwszej stolicy Polski, gdyby uwzględnić, że termin "civitas Schinesghe" (państwo gnieźnieńskie) z dokumentu "Dagome iudex" z około 991 roku, pozwala tylko domyślać się, że chodzi tutaj o Gniezno. Ten paradoks jakoś historykom "nie przeszkadza", ale równie dziwnie - skoro mówią "A", powstrzymuje ich od powiedzenia "B", a więc już absurdalnej hipotezy - że Gdańsk, jakoby nazwany w historii wcześniej niż Gniezno, czy Poznań, musi być nawet tak stary, jak te miasta! Wbrew ewidentnym źródłom archeologicznym i historycznym.

Uważny czytelnik tekstu, skompilowanego w XIX wieku, tak zwanego kanapariuszowego "Żywota pierwszego" (Sancti Adalberti Pragensis episcopi et martyris vita prior) nie może nie zauważyć, że na marginesie strony skopiowanego rękopisu z wyrazem "gyddanyzc" został dopisany - prawdopodobnie tą samą ręką, a więc w tym samym lub bliskim sobie czasie, wyraz "danyzc". Załączam poniżej ten fragment strony, z zaznaczonymi obiema nazwami. Moim zdaniem, nieprzypadkowy dopisek "danyzc", może wskazywać, iż jego autor chciał wskazać na istniejącą, alternatywną nazwę grodu, która ma wyraźnie duńską konotację, a przy tym ułatwia wymowę dla germańskiego czytelnika. To z tej nazwy lub podobnej nastąpiła ewolucja nazwy Gdańska w kierunku współczesnej nam, niemieckiej nazwy Danzig.


Jeszcze bardziej istotne jest, że powyższy fragment tekstu Żywota nie ma nic wspólnego z nieistniejącym i nieznanym nikomu oryginałem z końca X wieku, ale jest to powszechnie publikowana w pracach historyków kopia dokumentu zatytułowanego "Passio Sci Adalberti martiris xpi" (później przypisanego Kanapariuszowi) w zbiorze średniowiecznych rękopisów "Codex Guelferbytanus 553 Helmstadiensis", znajdującym się od 1572 roku w Herzog August Bibliothek w Wolfenbüttel. To ten właśnie dokument został obwołany jako odpis Żywota pierwszego św. Wojciecha "Sancti Adalberti Pragensis episcopi et martyris vita prior" i przypisanego Kanapariuszowi mimo, że tytuł dokumentu, z którego pochodzi powyższa kopia z nazwami Gdańska, jest "pasją" (passio), a nie "żywotem" (vita): 

W konkluzji rozważań na ten temat, pozwolę sobie zacytować hipotezę postawioną w jednym z moich wcześniejszych artykułów: <<"uzupełnienie" Żywota o "epizod gdański" miało najpewniej miejsce w samym Gdańsku, na początku XIII wieku, wykonane ręką mnicha z zakonu dominikanów, na zlecenie księcia Świętopełka II. Tak więc uznawana dzisiaj powszechnie wersja Vita prior z "epizodem gdańskim", nie jest wcale Vita prior, a "upiększonym" odpisem Żywota św. Wojciecha z XIII wieku>>.

Można się zastanawiać, skąd dokument z "epizodem gdańskim" mógł się w połowie XVI wieku znaleźć w bibliotece książęcej w Wolfenbüttel. Gdyby kontynuować myśl zawartą w wyżej sformułowanej hipotezie, że wersja tej Pasji powstała na początku XIII wieku w zakonie dominikanów w Gdańsku, to hipotetyczny transfer dokumentu z Gdańska do Wolfenbüttel mógł nastąpić w wyniku działań fundatora biblioteki, Juliusza, księcia Brunszwiku. W 1572 roku zwrócił się on do rady miejskiej Gdańska z prośbą o współpracę w umocnieniu ruchu protestanckiego, przekazując przy tym Gdańskowi wiele cennych prezentów, m.in. marmurowe portale, alabastrowe rzeźby, proch i kule armatnie (Aleksandra Lipińska - "Alabasterdiplomatie", 2014). W zamian miasto zrewanżowało się księciowi innymi podarunkami (m.in. "danzker Bier"), wśród których być może znalazły się stare księgi, przekazane do założonej dopiero co przez niego biblioteki w Wolfenbüttel. Byłoby to tym bardziej prawdopodobne, że w połowie XVI wieku zakon dominikański w Gdańsku narażony był na tumulty ludności i plądrowania, stąd rada miejska, chcąc uchronić najcenniejsze dokumenty archiwalne zakonu, mogła przesłać je do książęcej biblioteki w Wolfenbüttel. Oto poniżej strona rękopisu z początkiem Pasji św. Wojciecha, z dokumentu ze zbiorów tej biblioteki.


Zauważmy, że nazwy grodu gdańskiego o duńskim brzmieniu pojawiły się w znanych dokumentach dopiero w XIII wieku: z 1209 roku (Danzk, Danzc) oraz w 1224 roku (Dancek, Danczk) i są bardzo zbliżone do "Danyzc" z tekstu "Żywota", przypisywanemu Kanapariuszowi. Skąd ten mnich z dalekiego rzymskiego klasztoru miałby pod koniec X wieku tyle wiedzy o Gdańsku, skoro faktyczne świadectwo z tego okresu (AD 991), jakim jest "Dagome iudex", dokument o najwyższej randze prawno-politycznej, sporządzony w imieniu władcy Polan Mieszka I, ma tak mocno przekłamaną nazwę "Schinesghe", że do dzisiaj historycy toczą boje, czy pod tym słowem kryje się Gniezno, czy Szczecin, a może Sardynia?

Jednak na początku XII wieku Gall Anonim, mimo że znaczną część swojej Kroniki poświęcił wydarzeniom na Pomorzu (Pomorze i Pomorzan wymienił około sto razy),  nie zauważył istnienia Gdańska. Wymieniał w swoim dziele wiele wielkich i małych miast i grodów:  Gniezno, Poznań, Giecz, Kruszwicę, Włocławek, Płock, Kołobrzeg, Białogard (nazwał je: "królewskie miasto, bogate i ludne"), Santok, Czarnków, Międzyrzecz, Bytyń (koło Wałcza), Ujście, Nakło, Łęczycę, Kalisz, Wieluń, Wrocław, Kraków, Sandomierz, Żarnowiec (koło Zawiercia), Koźle, Racibórz, Hradec (koło Opawy), Kijów, Pragę, Rzym, Wenecję, Akwileję, a nawet Marsylię i Kartaginę, ale nie wiedział nic o istnieniu Gdańska.

Zauważmy, że północne grody graniczne państwa gnieźnieńskiego na linii Noteci-Wisły: Bydgoszcz, Fordon, Pawłówek, Nakło nad Notecią, mają XI-wieczną metrykę, więc jakim cudem mogli Polanie wiek wcześniej założyć gród w Gdańsku, który byłby oddalony aż o tydzień (w tamtych czasach) drogi na północ, przez wrogie tereny, poza granicami państwa gnieźnieńskiego? 

Nic nie wiedzieli o Gdańsku, zwłaszcza w kontekście św. Wojciecha (bo inaczej nie omieszkali by się pochwalić wyczynem św. Wojciecha "w Gdańsku") mocodawcy Galla Anonima, którzy mu zlecili napisanie panegiryku na cześć władców piastowskich: Michał Awdaniec, kanclerz Bolesława Krzywoustego oraz Marcin, arcybiskup gnieźnieński - jego "doświadczeni sternicy" w tej pracy, jak ich określił kronikarz. Pamiętajmy, że w tych czasach Bolesław Krzywousty mocno zabiegał o ujarzmienie Pomorza, więc "sukces gdański" jego ojców z AD 997, gdyby był im znany, na pewno znalazłby się w opiewanej przez Galla historii czynów Piastów.

Nietrudno sobie wyobrazić, dlaczego w trzy lata po fikcyjnym chrzcie wielkich gromad ludności (niektórzy historycy zgłębili, że było to "kilka tysięcy" osób) w nieistniejącym jeszcze Gdańsku, nadbałtyckie biskupstwo powołano w AD 1000 nie w tym, jakoby pierwszym chrześcijańskim przyczółku, ale w pogańskim, realnym Kołobrzegu. Dlaczego, w świetle "chrztu gdańskiego", misja biskupa Reinberna, chociaż "niszczył i palił świątynie z posągami bożków" (fana idolorum destruens incendit), skończyła się na Pomorzu niepowodzeniem i trzeba było czekać kolejne dwanaście dekad, aby dopiero w AD 1124 misja św. Ottona z Bambergu przyniosła nad polskim Bałtykiem pierwsze owoce, zresztą pod silnym naciskiem politycznym i militarnym Bolesława Krzywoustego? Na to pytanie żaden historyk nawet nie próbował szukać odpowiedzi. Trzeba było kolejnego wieku, aby chrześcijaństwo dotarło do Zatoki Gdańskiej.

Wynika z tego, że co najmniej do czasów Galla Anonima, na początku XII wieku, nie działo się w grodzie gdańskim nic istotnego w historii Polski, co zwróciłoby uwagę tego, a nawet jakiegokolwiek innego kronikarza. W innym przypadku, Gall Anonim stwierdziłby - jak sam to ujął: "I to uważamy za godne przekazania pamięci ..." (Illud quoque memorie commendandum honore collocavit ...). A przecież św. Wojciecha i jego czyny przywołał w swojej kronice 11 razy.

Nie ulega wątpliwości, jak przyznają historycy, że Gall Anonim znał "Żywot św. Wojciecha". Gdyby w oryginalnym, zaginionym dokumencie wymieniony był Gdańsk - jak sobie "życzą" dzisiejsi historycy, to w świetle wielkich opisów o podbojach pogańskiego Pomorza przez polskich władców, jakie zawarł w swojej kronice Gall Anonim,  byłoby bardzo dziwne, gdyby pominął on nazwę Gdańska, zwłaszcza że podkreślał zasługi tego świętego w chrystianizacji Polski (m.in. opisany cud św. Wojciecha w Gnieźnie). Należy przypuszczać, że tekst "Żywota św. Wojciecha", jakim dysponował Gall Anonim, był bliższy oryginałowi i bardziej wiarygodny, niż kompilacja spośród 29 zachowanych do dzisiaj kopii i odpisów, z licznymi skreśleniami i dopiskami, naniesionymi w ciągu kilku wieków przez co najmniej kilkudziesięciu anonimowych skrybów - zwana "Żywotem pierwszym św. Wojciecha" (i traktowana milcząco, "przez aklamację", jako jednorodny, jednolity i spójny odpis zaginionego oryginału), jaką posługują się dzisiejsi historycy, upierający się, że oryginalny "Żywot" zwierał nazwę Gdańska z AD 997.

Zdaniem niemieckiego historyka Abrahama Saura (1545-1593) Duńczycy zbudowali tam gród w AD 1164, nazywając go Danswiik ("Stätte-Buch oder außführliche und auß vielen bewehrten alten und neuen Scribenten zusammen in ein Corpus gebrachte Beschreibung ...", 1658). Polscy historycy (Michał Baliński, Tymoteusz Lipiński - "Starożytna Polska, pod względem historycznym, jeograficznym i statystycznym opisana", 1843) również przywołują tą informację, z nazwą duńskiego grodu (albo osady targowej) Danswick, także Dans-wyk, Dans-wig, którą w AD 1185 przeniesiono w okolice obecnego kościoła św. Mikołaja. Słowo "vík" w języku staronordyckim oznaczało zatokę, ale też małą osadę, "vicus" lub "wik" w anglosaksońskim oznaczały obozowisko. 


Na wydanej w 1552 roku przez Sebastiana Münstera w Bazylei mapie "Pomerania XIIII Nova Tabula" Zatoka Pucka to "Putzker Wike". Toponim "wik" szerzej potraktowałem w artykule "Kujawy w Państwie Gnieźnieńskim". Oto powyżej fragment mapy z publikacji Sebastiana Münstera z 1564 roku "Cosmographey oder beschreibung aller länder, herrschafften, fürnemsten Stetten ...", na której Gdańsk nosi nazwę Danzg. Interesujące jest na tej mapie, że dzisiejsze Pomorze Koszalińskie to Cassubia, a Pomorze Słupskie - Vandalia. Wschodnią granicę Pomorza zaznaczono toponimem "Ankerholtz", którym było historyczne przejście graniczne do Pomerelii, na drodze pomiędzy Lęborkiem i Wejherowem, w pobliżu dzisiejszego Bożepola Wielkiego.

Obecność Duńczyków w rozbudowującym się w drugiej połowie XII wieku grodzie gdańskim,  jako współbudowniczych a zapewne również jako handlowców, nie powinna dziwić, jeżeli zważymy że w AD 1183 z  udziałem mnichów duńskich z Esrum i mnichów z Kołbacza założono klasztor cysterski w Oliwie. W języku staroniderlandzkim Gdańsk znany był pod nazwą Danswijk. XVI-wieczny holenderski lingwista Johannes Becanus ("Origines Antwerpianae sive Cimmeriorum Becceselana", 1569) zauważył, że Gedanum może pochodzić od nazwy Getodanum, ale uważa on, że nazwa Danswicum jest właściwsza, "bowiem Danswicum to (czyli) miasto Duńczyków" (Danswicum itaque Danorum sive vicum).

Wróćmy jeszcze do Truso. Znalezione tam (dzisiaj wieś Janów) brązowe odważniki w kształcie ośmiosześcianów (na fotografii powyżej), przyjęte przez Wikingów z Orientu, potwierdzają istnienie ośrodka handlowego operującego standardowymi miarami wagi dla poszczególnych srebrnych monet w obrocie, pozwalającymi na weryfikację czy określona moneta nie była podróbką. Oto rozkład geograficzny znalezionych odważników oktahedralnych, czyli ośmiościennych (źródło: vikingmetal.blogspot.co.uk).

Lokalnym centrum politycznym na wschodnim brzegu Zatoki Gdańskiej, obok emporium rzemieślniczo-handlowego w Truso, nie mógł być więc nieistniejący przed końcem XI wieku Gdańsk, ale  prosperujący od połowy IX wieku gród w Sopocie. Przeprowadzone w Gołębiewie, 5 km na wschód od grodziska w Sopocie badania archeobotaniczne (Anna Pędziszewska, Małgorzata Latałowa - "Stand-scale reconstruction of late Holocene forest succession on the Gdańsk Upland (N. Poland) based on integrated palynological and macrofossil data from paired sites", w: "Vegetation History and Archaeobotany" Nr 25, 2016) wskazały, że od początku IX wieku następowała w tym rejonie intensywna deforestacja i pobieranie drewna dębowego, które moim zdaniem przeznaczone było na budowę i rozbudowę grodu. Gród w Sopocie prawdopodobnie nigdy nie został podporządkowany Piastom, bowiem mimo dwukrotnego umacniania wałów na początku i w połowie X wieku, w drugiej połowie tego wieku został zdobyty i spalony - zapewne przez wareską drużynę Mieszka I. Był on jeszcze jedną siedzibą Wikingów nad Zatoką Gdańską, obok Pucka i Truso, niezależną od Piastów, spełniającą prawdopodobnie większą rolę obronną niż handlową, chociaż i ta - w świetle znalezionych zabytków, nie była bez znaczenia (produkcja bursztyniarska, tkacka, kowalska, rogowiarska - wskazująca na prowadzony tam skandynawski handel wewnątrzbałtycki i orientalny). 

Nie jest prawdą - co powtarzają niektórzy badacze, że "do upadku warowni w Sopocie przyczyniło się powstanie w X wieku grodu gdańskiego" ("Przewodnik archeologiczny po Polsce", 2010). Ta gołosłowna teza jest szczególnie osobliwa w ustach archeologów, którzy dobrze wiedzą, że nie ma wcześniejszych śladów konstrukcji grodu gdańskiego, niż pochodzących z II połowy XI wieku. Niedoinformowanych archeologów informujemy, że grody w Sopocie, Wolinie, Budzistowie (Kołobrzegu) już w X wieku handlowały łowionym (także w Truso) przez nie od VIII wieku śledziem oraz sprowadzali spoza Bałtyku taką rybę, jak suszony dorsz (sztokfisz), podczas gdy najstarsze ślady dorsza w Gdańsku pochodzą z XIV wieku. Już w X wieku śledź docierał do piastowskiego grodu w Grzybowie, a w XI wieku do grodów w Poznaniu, Kruszwicy, Kałdusie, a nawet we Wrocławiu. 

A propos słowa drużyna, jak "drużyna wareska" - określającego w piastowskiej Polsce i na Rusi Kijowskiej wojsko bezpośrednio podległe księciu: jego etymologia jest jednocześnie starosłowiańska (od słowa друг, czyli drug - przyjaciel, towarzysz) i gocka - 𐌳𐍂𐌹𐌿𐌲𐌰𐌽 (czytaj: driugan) - służyć, być sługą. W języku starogermańskim słowo to nabrało znaczenia wojskowego - *druhti - oddział żołnierzy; *druhtinaz - dowódca wojskowy. Dziwne jednak jest, że nasi historycy ukuli pojęcie "gwardia wareska", wywodzące się z germańskiego słowa "gwardia", zamiast używać słowiańskiego terminu "drużyna wareska".

Podobnie słowiańsko-germański źródłosłów mają miasta: Nowogród - Hólmgarðr, Kijów - Kønugarðr, Konstantynopol (Carogród) - Miklagarðr. Słowiański grad, gorod (gród) oznaczający ufortyfikowane miasto, zbliżone jest fonetycznie do staronordyckiego garðr, które oznacza coś trochę innego, bo "miejsce odgrodzone". W przypadku miast była to ogrodzona posiadłość lokalnego władcy (jarla), czyli podkreślone jest ono bardziej jako miejsce stołeczne ("stolica"), niż miejsce obronne. W nazwie tych miast nordyckie słowa przejęły słowiańską etymologię, chociaż oba znaczenia biorą swój początek od proto-indoeuropejskiego słowa *gʰerdʰ- (“grodzić, otaczać, chronić”).

Wracając do wyprawy św. Wojciecha do Prus, trzeba pamiętać, że najkrótsza droga wodna wiodła  tam Wisłą przez Nogat i jego południowe, nieistniejące już dziś ramię (pradolina obecnej rzeczki Tiny) na odcinku pomiędzy dzisiejszym Malborkiem a Jeziorem Drużno, nad którym leżało Truso. Całe to trzykrotne (od rozwidlenia Nogatu) nałożenie drogi, opisane w "epizodzie gdańskim" podróży Wojciecha z Gniezna do Prus, jest bardzo zagadkowe, ponieważ w opisie okresu poprzedzającego podróż nie ma żadnej wzmianki o dodatkowym celu podróży misyjnej, a trudno sobie wyobrazić, że decyzję o dewiacji podjął Wojciech ad hoc, w trakcie podróży, zwłaszcza gdyby przy tej nieplanowanej podróży miał zgromadzić od ręki gotowych na chrzest "liczne gromady ludu" (hominum multae catervae).

Oto zarastające dziś i zanikające Jezioro Drużno. Na horyzoncie widoczny Elbląg, a przeciwległy brzeg jeziora z prawej strony zdjęcia oddalony jest kilkaset metrów od terenów (niewidocznych na zdjęciu) byłego emporium Truso.
 

Na marginesie, nazwa rzeki Nogat w pobliżu handlowego centrum w Truso może wywodzić się od ruskiej monety "nogata", związanej wcześniej z arabską srebrną drachmą (z arabskiego: نقد‎ - naqd - pieniądz, moneta). Na Rusi Kijowskiej nogata stanowiła ekwiwalent wyprawionej skóry niedźwiedzia lub wilka i stanowiła dwudziestą część wprowadzonej do obiegu przez Wikingów w IX wieku grzywny.

Grzywna jako jednostka pieniężna wywodziła się od ceny konia, stąd jej pierwotna, słowiańska nazwa to *griva (grzywa) - od grzywwy końskiej. Ta z kolei odpowiadała początkowo wadze pół funta srebra, w formie kutych sztabek. Oto trzy grzywny nowogrodzkie, pochodzące z Koporja, w pobliźu Zatoki Fińskiej. Grzywna nowogrodzka to długi srebrny sztyft o wadze około 204 gramów. Początkowo znana w północno-zachodniej części Rusi, a od połowy XII wieku rozprzestrzeniła się na całe terytorium Rusi.


Ekwiwalentem jednej grzywny było 80 monet srebrnej nogaty, o wadze 2.5 grama. W X/XI wieku grzywna stanowiła na Rusi, w Czechach i w Polsce wartość jednego konia (stąd nazwa, pochodząca od końskiej grzywy). W języku starosłowiańskim *griva to grzywa, szyja lub kark, stąd *grivĭna - naszyjnik, dzisiaj w języku rosyjskim pod słowem "grivna". W Polsce spotykane są z tego okresu, podobnie jak w Norwegii, grzywny żelazne w formie tzw. płacideł - przedmiotów użytkowych (np. siekier) spełniających rolę pieniądza.

Geneza Gdańska w dalszym ciągu jest więc przez archeologów niedostatecznie rozpoznana, co nie przeszkadza historykom wypełnić istniejące poważne luki o początkach miasta wyłącznie "słowiańskością". Nie można jednak zaprzeczyć, że w najstarszych warstwach archeologicznych gdańskiego grodu znajdowane są datowane na XI wiek zabytki pochodzenia wikińskiego, jak na przykład mosiężne okucie ażurowe "typu gotlandzkiego", zdobiona drewniana łyżka ze splotem pierścieniowo-łańcuchowym w stylu Borre (znanym z zabytków m.in. w Wolinie i w Uppåkra koło Lundu), oliwkowego koloru tasiemka z brokatu pochodzenia bizantyjskiego (z wzorami wyszywanymi srebrną nicią), grzebienie bogato ornamentowane  czy - last but not least, drewniana zawieszka w kształcie młotka Thora - nordyckiego boga piorunów, siły, ochrony ludzi, uzdrawiania i płodności.

Nie sposób w krótkim artykule przedstawić pełen, znany archeologicznie, obszar współzależności kulturowych słowiańsko-wikińskich, jaki we wczesnym średniowieczu wytworzył się na terenie Gdańska. Wspomniana przed chwilą, datowana na XII wiek, drewniana łyżka z Gdańska, ma wymowne dla sztuki wikińskiej zdobienie. Zestawmy poniżej jej ornamentykę z plecionkowymu wzorami, wyrytymi na kamiennych krzyżach z wyspy Man, będącej przez ponad trzy wieki pod wpływami kulturowymi duńskich Wikingów (dla większej czytelności skala zabytków nie została zachowana).


Ilustracje tych zabytków pochodzą odpowiednio z artykułu A. Zbierskiego "Rzemiosło w Gdańsku wczesnośredniowiecznym" (w książce "Gdańsk jego dzieje i kultura", 1969) oraz z książki, którą w oparciu o przeprowadzone badania, napisał archeolog i geolog, Joseph George Cumming - "The runic and other monumental remains of the Isle of Man", 1857, z "gdańskim" rodzajem splotu ozdobnego oraz inną, typowo wikińską, znaną z wielu odkrytych w Polsce zabytków, ornamentyką na okładce. Jest to tak zwana dekoracja pierścieniowo-łańcuchowa, poza wyspą Man znana m.in. z zabytków z Wolina, ze Skanii i Jutlandii, z Canterbury w Anglii, z hrabstwa Kumbria w północnej Anglii. 


Ten sam wikiński splot pierścieniowo-łańcuchowy utrwalony został na rogowej rękojeści noża z Kamienia Pomorskiego, zaprezentowanej w artykule "Bałtyk morzem wewnętrznym Wikingów", a także na oprawce rogowej noża z Wolina - Starego Miasta i drewnianej oprawce noża ze Szczecina - Podzamcza. Tego rodzaju splot niektórzy badacze nazywają "motywem Gauta", poniewaź na jednym z kamiennych krzyży na wyspie Man, z wyrzeźbionym tym wzorem, zachował sie następujący napis runiczny: "Gaut to wszystko wykonał w Man".

Drewniana łyżka z Gdańska, ze splotem pierścieniowo-łańcuchowym w stylu Borre, ma swój kolejny, skandynawski odpowiednik - pierwowzór w poniższym fragmencie płyty kamiennej, z tak zwanym Krzyżem Thorwalda z wyspy Man. Na kamieniu tym przedstawiono przejście w świecie Wikingów od wierzeń pogańskich do ostatecznego przyjęcia chrześcijaństwa. Przez dłuższy okres u Wikingów wierzenia pogańskie i chrześcijaństwo współistniały. 

Jedna strona kamienia przedstawia nordyckiego boga Odyna pożeranego przez wilka Fenrira w bitwie Ragnorok – walce ze złem i końcem świata dla nordyckich bóstw. Drugą stronę wypełnia symbolika chrześcijańska - postać z księgą i krzyżem, obok ryby i pokonanego węża. Po jednej stronie, zapisany staronordyckimi runami, widnieje napis „Thorwald podniósł ten krzyż”.

I jeszcze jeden przykład wikińskiej paraleli ikonograficznej pomiędzy XII-wieczną łyżką z Gdańska i XIII-wieczną kamienną chrzcielnicą ze szwedzkiego miasta  Gällstad, w prowincji  Västergötland. Oto jej fragment ze splotem pierścieniowo-łańcuchowym (foto: Historiska museet, Sztokholm).


Czasami łatwiej naszym archeologom przychodzi formułowanie karkołomnych nieraz teorii dotyczących odkrytych artefaktów, aniżeli ich szczegółowe zinwentaryzowanie i opisanie, co wydaje się być ich podstawowym zawodowym obowiązkiem. Nie wiemy na przykład, ile młotków Thora osadzonych było na pierścieniu znalezionym na Srebrnym Wzgórzu w Wolinie na początku lat 1960-tych, pomijając już sam brak publikacji graficznej zabytków. Był to prawdopodobnie tak zwany pierścień wotywny, charakterystyczny dla rejonów środkowej Szwecji rodzaj amuletu, ale znaleziony także w Truso. Większość znajdowanych pierścieni Thora datowana jest na IX wiek i pochodzi z terenów wokół jeziora Mälaren - czyli miejsca narodzin wcześniejszej, wspomnianej wyżej, kultury Vendel. Uderzające są w tym kontekście resentymenty niektórych badaczy wobec odkrywanych w Polsce artefaktów wikińskich, co dzisiaj uniemożliwia jeszcze ich pełną inwentaryzację, nie mówiąc już o publikacjach, które byłyby dostępne szerokim środowiskom zainteresowanych badaczy w kraju i za granicą.
 
Bursztynowy młotek Thora z Wolina, datowany na VIII wiek (zdjęcie obok), przechowywany jest w niewystawianych zbiorach Muzeum Narodowego w Szczecinie. Jego pracownicy naukowi, na nieznanych bliżej podstawach, w jednej ze swoich publikacji odgadli ich  zdaniem oczywisty (bo w stwierdzony w definitywnej formie), chociaż niezrealizowany "zamiar" wolińskiego producenta, jakoby obiekt ten "przeznaczony był na eksport do Skandynawii". Niełatwo jest czytać zamysły osoby nawet nam nieobcej, więc zachodzę w głowę jak "dało się" odczytać intencje niezidentyfikowanej osoby sprzed ponad tysiąca lat? "Import" i "eksport" to wygodne, bo czysto deklaratywne, a zdecydowanie nadużywane narzędzia interpretacyjne dla zabytków ruchomych, w rękach naszych archeologów i historyków.

Jak lekceważone i marginalizowane są zabytki wikińskiego pochodzenia, świadczy poniższe zestawienie artefaktów, przedstawiających młotek Thora, gdzie oryginał już zaginął i został szkicowo odtworzony w prowizorycznym rysunku, albo oryginał istnieje, ale sfotografowany został z niedbałością o jakość zdjęcia. Oto kolejno miejsca odkrycia artefaktów: a) Wolin (srebro), b) Łupawa (srebro), c) Gdańsk (bursztyn), d) Wolin (bursztyn). Materiał ilustracyjny (edytowany) pochodzi z artykułu L. Gardeły (2015) "Viking Age Amulets in Poland: Symbolism and Context", jednakże bez wzmianki autora o wielkości poszczególnych zabytków i informacji, czy zostaly przedstawione na ilustracji w jednakowej skali.


Dodajmy, że odkryty w Gdańsku orientalny jedwab  znajdowany był również w innych grodach Polski, m.in. w Opolu i Kruszwicy, datowany na XI-XII wiek. W tej ostatniej była to stuła (szal), tkana złotą nicią z inskrypcjami i figurami, a także złoty krzyż bizantyjski. Wyjątkowy jest zbiór aż ośmiu rodzajów tkanin w jednym z grobów wikińskich w Kałdusie. Identyfikowane są one z podobnymi tkaninami pochodzącymi ze Skandynawii i z Rusi, w tym jedna z nich oceniona jako tkanina koptyjska (egipska). Niektóre z tych tkanin porównywalne są z innymi znajdowanymi na Pomorzu, w Wielkopolsce i na Śląsku.

Zauważmy, że używane na Bliskim Wschodzie i sprowadzane na ziemie polskie przez Wikingów materiały jedwabne nie tylko dekorowały ubiory mężczyzn i kobiet i podnosiły ich prestiż, ale spełniały także istotne funkcje praktyczne. Koszule, suknie, bluzki i bielizna jedwabna chroniły ciało przed powszechnymi wówczas, kąsającymi wszami, a więc pomagały w utrzymaniu higieny osobistej. Odzież spodnia z jedwabiu obniżała ryzyko infekcji ran, stąd ceniona była nie tylko przez elity rycerskie, ale i przez innych wojowników.

Oto poniżej dwa z ponad stu fragmentów z piętnastu rodzajów tkanin jedwabnych, pochodzących z datowanej na AD 843 łodzi z Osebergu, zilustrowanych w akwareli przez Sofie Kraft. Wszystkie one zostały przez naukowców rozpoznane, na podstawie sposobu tkania i wzornictwa, jako pochodzące w większości z Persji, w mniejszej części z Bizancjum. Dotychczas odkryto w Norwegii pięć miejsc, gdzie znaleziono orientalne tkaniny jedwabne z epoki Wikingów: Oseberg, Ness (Hamarøy), Gokstad, Sandanger (Sunnmøre), Nedre Haugen (Østfold).


O wcześniejszej obecności Wikingów u ujścia Wisły świadczy skarb 17 dirhemów arabskich z lat 724-813, bitych m.in. w Samarkandzie i Bagdadzie, odkrytych 30 km na wschód od Gdańska, w miejscowości Stegna, dawniej Steegen. Znane są monety bite przed powstaniem Gdańska, a odkryte w jego dzisiejszych dzielnicach: na Górze Gradowej - monety arabskie, saskie i ottońskie oraz srebrna moneta angielskiego króla Ethelreda II, w Świętym Wojciechu - monety arabskie i bizantyjskie (prawdopodobnie kolekcja zgromadzona w XIX wieku) oraz w Oliwie - dwa skarby z monetami arabskimi. 

Po południowej i wschodniej stronie Bałtyku są cztery miejsca, które z uwagi na znalezione tam najstarsze dirhemy z VIII wieku, można uznać jako tereny, gdzie powstały pierwsze wikińskie centra handlowe wśród Słowian i plemion bałtyjskich: ujście Piany, delta Wisły i Pregoły, ujście Dźwiny oraz ujście rzeki Wołchow do jeziora Ładoga. W delcie Wisły było to emporium w Truso, a powyższe znaleziska dirhemów na północny zachód od Truso mogą wskazywać na kontakty między tym emporium a osadą (później grodem) rzemieślniczo-handlową w Sopocie.

Jeżeli odrzuciliśmy z góry hipotezę o założeniu Gdańska z inicjatywy Duńczyków lub Szwedów w okresie niezależności politycznej Pomorza wschodniego od Polski (co czynią konsekwentnie historycy), to zbliżamy się do innej hipotezy, że założycielem miasta był Kazimierz Odnowiciel (po 1047 roku) albo raczej Bolesław II Szczodry - jednakże z pomocą skandynawskich budowniczych, a następnie handlowców i rzemieślników. Taki wniosek nie wynika tylko z danych archeologicznych i z niewyjaśnionej toponimii Gdańska (o czym poniżej), ale i z faktu, że po zapaści Polski wynikłej z kryzysu politycznego z lat 1038-1039 (bunt arystokracji i wygnanie z kraju księcia Kazimierza, powstanie ludowe, powiązane z wyżej wspomnianą reakcją pogańską  oraz napad na Polskę przez czeskiego króla Brzetysława I) kraj był zrujnowany, a rzemieślników brakowało do tego stopnia, że Bolesław Szczodry podjął się zbrojnego ataku na Czechy (nieudanego) w celu odebrania im fachowców, których uprowadził ze sobą Brzetysław.

Można przypuszczać, że po opanowaniu Pomorza Gdańskiego to właśnie znających fach morski skandynawsko-słowiańskich Pomorzan Bolesław Szczodry użył dla wsparcia inwazji wikińskiej na Anglię (okolice Yorku) przez króla duńskiego Swena II Estrydsena (Estridsen) w AD 1069, o której pisał angielski kronikarz Orderic Vital (łac. Ordericus Vitalis) w swojej "Historia Ecclesiastica": "Jego [Swena Estrydsena] potęga była wielka; zebrał wszystkie siły, jakie uzyskał od przyjaciół i krajów sąsiednich, którym [wcześniej] był pomocny. Pomogła mu Polska, Fryzja i Saksonia." ("Hic ingenti potentia pollebat, universas regni sui vires contrahebat, quibus a vicinis regionibus et amicis auxilia magna coacervabat. Adjuvabant eum Polenia, Frisia necne Saxonia"). W wyprawie, nieudanej zresztą, miał uczestniczyć Magnus Haraldson, który powrócił z polskim wojami, którymi pewnie dowodził i osiedlił się w naszym kraju. Piastował ważne funkcje polityczne - najpierw komesa wrocławskiego, potem mazowieckiego. Jego synem był Piotr Włostowic, zwany Duninem.

Spójrzmy na srebrną monetę wybitą przez Swena Estrydsena w AD 1047 w Lundzie, inspirowaną monetami bizantyjskimi, jakie sprowadził z Konstantynopola tamtejszy Wareg Harald Hardrade (Harald III Srogi), wówczas na krótko sprzymierzeniec Swena. Harald po drodze z Bizancjum (był tam dowódcą gwardii wareskiej) żył na Rusi u Jarosława Mądrego, gdzie w Nowogrodzie poślubił jego córkę Elżbietę Jarosławównę. Chodzi tutaj o monetę, będącą jednym z pierwszych znanych przedstawień Chrystusa tronującego, czyli Chrystusa Pantokratora w Skandynawii, które stanie się wkrótce, tak jak i w Europie, głównym motywem dekoracyjnym w apsydach  (z greckiego ἀψίς - apsis, czyli 'łuk') duńskich kościołów.
 

Dostępne dzisiaj źródła milczą, w jaki sposób król duński Swen Estrydsen stał się wcześniej, przed rokiem 1069, pomocny polskiemu władcy. Być może wsparł on pod koniec 1063 roku Bolesława Szczodrego  w spacyfikowaniu wschodnich Pomorzan, którzy w roku 1060 na krótko wyzbyli się zależności od Polski. Kontrolowane przez nich emporium w Truso, jeżeli nie w 1047 roku po zwycięstwie Kazimierza Odnowiciela nad Masławem (co bardziej prawdopodobne), to w 1063 roku zostało przez Szczodrego zniszczone, a w kolejnych dekadach XI wieku, z pomocą Duńczyków założony został dogodniej usytuowany niż Truso gród i port gdański. Zauważmy, że skandynawskiego pochodzenia ród Awdańców był politycznie związany z Bolesławem Szczodrym, skoro razem z nim udał się na wygnanie na Węgry, po zabójstwie biskupa Stanisława ze Szczepanowa.

Jeszcze w tzw. falsyfikacie mogileńskim (wspominam o nim w artykule "Zabytkowe kapitele z Czerwińska"), w którym zawarty jest przywilej Bolesława Szczodrego z AD 1065 dla benedyktyńskiego klasztoru w Mogilnie, gdzie wymienionych jest ponad polskich 40 grodów i wsi, nie pojawia się nazwa Gdańska, chociaż król przyznaje klasztorowi prawo do "swobodnej żeglugi  na Wiśle od Kamienia aż do morza" (transitus omnes per Vyslam de Camen usque in mare). Kamień (dzisiaj Kamion) to wioska przy ujściu Bzury do Wisły. Nie wydaje się możliwe, aby gród gdański nie został wówczas wymieniony, gdyby rzeczywiście istniał, zważywszy że jedyne wówczas ujście Wisły do Bałtyku (nie licząc pozostałych odnóg delty, uchodzących do Zalewu Wiślanego), znajdowało się w pobliżu późniejszego Gdańska. Dopiero w XIX wieku dokonano dwóch przekopów Wisły, skracających jej ujścia do morza.

Interesującym jest, że nadane przez Szczodrego opactwo w Mogilnie, jakby podążając za swoim fundatorem w kierunku związania Pomorza Gdańskiego z Polską, na przełomie XII/XIII wieku założyło w bezimiennej wcześniej w źródłach osadzie pod Gdańskiem (dzisiaj dzielnica miasta Święty Wojciech) kościół pod wezwaniem św. Wojciecha i prepozyturę lub filię. Jej tradycyjna, występująca w łacińskich dokumentach nazwa brzmiała "Święty Wojciech przy Dębie" (Sancti Adalberti ad Quercum), zapewne nawiązując do występujących tam pogańskich tradycji związanych z czczeniem dębów. Niekiedy, jak w niżej przytoczonym dokumencie, klasztor św. Wojciecha nazywano po prostu Mogilno (Mogylna).

W celu ekonomicznego wzmocnienia podgdańskiego klasztoru w 1223 roku książę pomorski Barnim I przyznał mu przywilej, zwalniajacy z cła za przewóz okrętami i wozami ładunków tego klasztoru na terenie całego Księstwa Pomorskiego: "... każdorazowe przewozy statkami lub wozami z Mogilna czyli Gdańska mogą odbywać się na naszej ziemi swobodnie, bez żadnych opłat" (... quocienscumque navigio vel curribus de Mogylna vel de Gdanzk ipsorum mercimonia fecerint in terra nostra, omni libertate ab omni exactione theolonei).

Wracając do związków Swena Estrydsena z Polską zwróćmy uwagę, że Swen przyjął swoje nazwisko od imienia swojej matki Estrydy Małgorzaty, jak już wspomniałem, siostrzenicy Bolesława Chrobrego i siostry Kanuta Wielkiego. Jest on założycielem królewskiej dynastii Estrydsenów, których godło weszło w skład herbu Danii, a także, w sposób zbliżony - czy przypadkowo ? - do przyszłego herbu Anglii. Także postwikińska Normandia przyjęła (obok, we wcześniejszym okresie, tzw. krzyża skandynawskiego) w swoim herbie ten sam temat tak zwanego kroczącego, strzegącego (bo z podniesioną łapą) leoparda (franc. léopard passant gardant) lub lwa. Przyjmuje się, że w heraldyce sylwetki lwów różnią się od leopardów tym, że lwy przedstawiane są zwykle w postaci stojącej i z głową z profilu. Tym nie mniej Anglicy wolą nazywać swój herb jako wizerunek z lwami.

Nazwa Gdańska, wywodzona od prasłowiańskiego rdzenia *gъd, oznaczającego teren wilgotny, mokradła - chociaż dawno zadekretowana jako toponimia bezdyskusyjna i rozstrzygająca, nie jest w istocie jedyną możliwą hipotezą do przyjęcia. Gdańsk brzmi podobnie jak w języku duńskim Dansk (duński), Polsk (polski), Pommersk (pomorski); w języku szwedzkim odpowiednio: danska, polska, pommerska. Każdy z tych, wywodzących się z języka staro-nordyckiego przymiotników (wówczas z  końcówką -skr, np. danskr) oznacza iż określany przez nie podmiot ma w nim swoje źródła, od niego pochodzi lub do niego należy. Zauważmy, że legendarny wikiński rycerz przyboczny Karola Wielkiego, zwany Ogierem Duńskim, wspomniany po raz pierwszy we francuskiej "Pieśni o Rolandzie" jako Ogier le Danois, w języku staro-nordyckim (Karlamagnus saga) zwany był jako "Oddegir Danski". Auda, siostra Ogiera, była towarzyszką życia Rolanda. Oto z boku XVI-wieczna polichromia z duńskiego kościoła w Skævinge, przedstawiająca Ogiera Duńskiego (w stroju renesansowym), podpisanego jako "Holger Dansck".

Wiele nazw miast/grodów w wikińskiej Rusi, w tym starszych niż Gdańsk (Połock, Smoleńsk, Mińsk, Pińsk, Witebsk, Briańsk, Kursk, Archangelsk, Łuck, wołyński Czersk), a w Polsce zwłaszcza na Mazowszu (Płock - z ewolucją końcówki -sk na -ck, Bielsk, Brańsk, Czerwińsk, Stupsk, Grzebsk, Szreńsk, Płońsk, Czersk, Grudusk, Serock, Sońsk, Pułtusk, Świeck, Nasielsk, Lutomiersk, Mińsk i inne w kierunku Rusi), w Wielkopolsce (Słońsk, Dolsk, Strońsk, Zbiersk) itd., a także Słupsk i Puck, posiadają nordyckie zakończenie -skr, zmodernizowane w duńskim i szwedzkim na -sk, np. allergisk - alergiczny, bibelsk - biblijny, katolsk - katolicki, moralsk - moralny, romersk - rzymski, svinsk - świński, tropisk - tropikalny. W języku kaszubskim Gdańsk, gdański to "G-duńsk, g-duńsczi", Zatoka Gdańska to "G-duńskô Hôwinga".

Polski językoznawca Stanisław Rospond zauważył, że starosłowiańska końcówka *-ьsk tworzyła nazwy miejscowe bądź od wyrazów pospolitych, bądź od nazw własnych, zwłaszcza rzek. Czyż ruchliwi Waregowie nie przemieszczali się na wielkich obszarach wschodniej i środkowej Europy wzdłuż rzek i cieków wodnych? To by tłumaczyło fakt, że jak stwierdzają językoznawcy (m.in. Ewa Rzetelska-Feleszko), "nazwy miejscowe z *-ьsk wykazały znacznie większą produktywność w Słowiańszczyźnie północnej, niż południowej". Na bazie stosowanej w toponimach końcówki *-ьsk wytworzył się, stosowany najpierw w przymiotnikach odrzeczownikowych, a od XIII w nazwiskach rycerskich (szlacheckich) przyrostek *-ьskъ (-ski).

Być może zawarty w nazwie Gdańsk i w innych nazwach polskich rdzeń *gъd wywodzi się jednak z prasłowiańskiego *gadь (< guodh-/*guedh-), oznaczającego żmiję, gada, tak jak Gъdьska župa była opolem zamieszkałym przez południowo-słowiańskie plemię Gadczanów (starosłow. Gьdьščani). Nie tylko więc małopolski Gdów mógł być pozostałością po zamieszkujących te ziemie przed Lachami/Lędzianami Białych Chorwatach. Nazwy takie jak Gdecz (obecnie Giecz koło Poznania), Gdańsk i Gdynia mogą być echem wcześniejszych wpływów językowych chorwackich Słowian z pogranicza z Rusią w kierunku Wielkopolski i Zatoki Gdańskiej, a przede wszystkim w kierunku Śląska i Czech, na Bałkany. Oto wieś Gdynia z 1904 roku (źródło: Allegro archiwum).


Dodajmy z tych terenów jeszcze kilka innych, "białochorwackich" toponimów. Na ziemi przemyskiej jest wioska Gdeczyna, oraz Gdeszyce (obecnie Ukraina), w powiecie Hrubieszów - wioska Gdeszyn, koło Chełma - wieś Gdola i strumien Gdolanka, osada Gdyczyna koło Dynowa, na Dolnym Sląsku - Gdaszów (obecnie Daszów koło Żmigrodu), a na Kujawach była to wieś Gdyszyn (Gdiszin w AD 1268). W polszczyźnie zachowały się czasowniki z rdzeniem gd-, takie jak gdakać, gderać (zrzędzić). W "Słowniku staropolskich nazw osobowych", 1965-1967, pod red. Witolda Taszyckiego, spotkać można dawne nazwiska - Gda, Gdak (AD 1446), Gdał (1409), Gdaszyc (1495), a dzisiaj jeszcze Gdaniec, Gdowik, Gdowski, Gdula.

W Chorwacji mamy wieś Gdinj, a na greckiej Krecie wieś Gdochia (Γδόχια). Ten ostatni toponim słowiańskiego pochodzenia nie powinien zupełnie dziwić, bowiem już w AD 623 syryjskie kroniki odnotowały najazd południowych Słowian na Kretę. Na marginesie - inne toponimy kreteńskie, uznane za pochodzenia słowiańskiego: Βλάτος (Vlatos); Βοράδω (Vorado); Βορί (Vori); Βόροι (Voroi); Βορού (Voroú); Ζίντα (Zinta); Ντουλιανά (Ntoulianá); Ζάχουντο (Záchounto); Λέσκα (Léska); Ροδοβάνι (Rodováni); Σεμπρώνας (Semprónas); Σκλαβολάσι (Sklavolási); Τοπόλια (Topólia); Τσεπέλι (Tsepéli); Χαρβάτα (Charváta).

Na północy, koło Grudziądza - Gdziek (obecnie Gziki) oraz Gdakowo. Białochorwackie pochodzenie mogą mieć także pobliskie, dzisiaj zapomniane toponimy - rzeka Wania (Wanja), dzisiaj Wierzyca i pochodzący od niej Wańsk, obecnie Gniew. 

Serbskie, chorwackie, lub ogólnie  - wschodniosłowiańskie pochodzenie, może mieć także nazwa wczesnośredniowiecznego grodu Sopot. Językoznawca Stanisław Rospond wywodzi jego nazwę od zrekonstruwanego, prasłowiańskiego *sopotъ - 'potok szumiący, źródło', od licznych potoków w pobliżu grodu sopockiego. Wydaje się, że rację mają ci lingwiści, którzy widzą pierwotne znaczenie słowa sopotъ w słowie  *šьръtъ - 'szeptać', starszym i dużo mocniej zakorzenionym w Słowiańszczyźnie, aniżeli w tym pierwszym znaczeniu.  'Szeptać' to w języku prasłowiańskim *šьръtъ, starosłowiańskim czyli wschodnio-słowiańskim (staroruskim) шьпътати, ukraińskim шепта́ти, białoruskim шепта́ць, serbskim ша̀птати, chorwackim šapat, słoweńskim šepetáti, czeskim šерtаt, górnołużyckim šерtас́, dolnołużyckim šерtаś. A więc potok zwano pierwotnie *sopotъ, bo szeptał, szumiał, szemrzał ("Świergot ptaków w lesie pachnącym – magiczny, Niżej szepce potok, towarzysz odwieczny ..." - Ewa Utracka, 2018). Od 'szeptać' pochodzi nie tylko 'sopot' - dawniej 'potok, strumień', ale i 'sapać', a także 'sap' - 'mokradło', 'sapowaty' - 'bagnisty, rozmokły, wilgotny'.

Geograficzne rozmieszczenie toponimu Sopot i pochodnych wskazuje na jego historyczną wędrówkę wraz z migrującymi plemionami, ze wschodniej Słowiańszczyzny, przez dorzecza Wisły, górnej Odry i Łaby, na południe, w kierunku Bałkanów. Najliczniej występują po obu tych końcach - w dawnej Rusi i na Bałkanach. Wymieńmy tutaj kilka przykładów: Ukraina - Sopot, Szeptyce, Szeptuhowski Prud, Szepteredi, Szepetowka, Szepetin; Polska - Sopot, Sopotnia Wielka, Szepietowo; Słowacja - Sopotnica, Sopotnicka dolina; Czechy - Sopotnice, Sopotska, Šeptouchov; Chorwacja - Sopot, Slap Sopot; Serbia - Sopotnica, Sopoćani, Szaptel; Bośnia i Hercegowina - Sopotnica, Sopotnik; Czarnogóra - Sopot; Bułgaria - Sopot. Toponimy te zachowały się również, po dawnej obecności Słowian, w Albanii (Sopot, Sopotit) i Grecji (Sopotou).

Oto poniżej, wykonana w technice LIDAR, mapa hipsometryczna grodziska w Sopocie, z doskonale widocznym, naturalnym ukształtowaniem terenu w jego otoczeniu, z dawnymi potokami  od strony północnej i południowej. Zarysowany owal w górnym biegu potoku północnego może wskazywać na istnienie w tym, chyba sztucznym zagłębieniu, zbiornika retencyjnego wody dla mieszkańców grodu. Kolorem jasnoniebieskim zaznaczyłem dawny, hipotetyczny przebieg linii brzegowej Bałtyku.


W drodze na Bałkany Chorwaci pozostawili po sobie, znani w historiografii jako Chorwaci czescy, miejscowość Kdyně w Czechach, zwaną dawniej Kdyn (dokument z 1369 roku). W tej części Czech jest jeszcze jeden, białochorwacki toponim - miasto Horaždovice, od chorwackiego imienia Gorazd. Na chorwackiej wyspie Hvar przetrwała do dziś nazwa Gdinj, a w gminie Pag miejscowość Dinjiška (po starej nazwie Gdinjiška) - oba toponimy z rdzeniem *gъd. 

Zwróćmy uwagę, że w suchym, krasowym krajobrazie Chorwacji trudno byłoby znaleźć uzasadnienie na wywodzenie znaczenia słowa *gъd od bagna, mokradła - od czego niektórzy badacze wywodzą toponimię Gdańska. Zapewne Chorwaci pozostawili po sobie nazwę Karkonoszy. Pierwotna nazwa tych gór składa się ze słów "krk", oznaczający kark, szyję - od protosłowiańskiego *kъrkъ - 'zginać, obracać', oraz z drugiego słowa 'nosić', razem - Krkonoše. Inne toponimy - oronimy w Czechach/Słowacji tego samego rodzaju - Krkavec koło Pilzna i koło Pezinok na Słowacji oraz nazwy formacji skalnych - Krkavčí skály koło Liberca i Krkatá bába koło Lubě. Krk to nazwa najbardziej zaludnionej wyspy w Chorwacji, Krka to nazwa rzeki w tym kraju i nazwa wsi w Słowenii, a Krklino to miejscowość w Macedonii.

Duński geograf i historyk Herman Rütgers w swoim traktacie "Regnorum Daniae ac Norvegiae ut et omnium ad ea pertinentium regionum historica et chorographica descriptio", Amsterdam 1669 pisze: "Tutaj także, Zatoka Codanus, ... dla łagodności wymowy nazywana jako Codani, Godani, Gedani, Gdani stąd Dani, w ten sam sposób jak miasto Dantiscum, o starej nazwie Gedanum, a przez Słowian nazwane Gdansck." ("Hinc quoque, Codanus Sinus, ... per Euphoniam sicut Codani, Godani, Gedani, Gdani unde Dani, perinde ac Dantiscum civitas, antiquum nomen Gedanum obtinens, Gdansck à Slavis nuncupatur."). Czyż słowiańska według tego badacza nazwa "Gdansck" nie jest bliska określeniu "duński" na wspomnianym wyżej wizerunku rycerza "Holger Dansck"?

H. Rütgers sugeruje, że zarówno przedrostek gd-, jak i końcowka -sk są słowiańskiego pochodzenia. Obie przyszły do nas z Chorwatami (-gd) i Waregami (-sk) ze wschodu. Wspomniany wyżej pomorski kronikarz Tomasz Kantzow na swoim szkicu mapy z AD 1538 określił to miasto jako Dantsk. Podobnie brzmi nazwa miasta w mowie najstarszych międzynarodowych handlarzy wczesno-średniowiecznej Europy, czyli w języku hebrajskim: Dantsk lub Dansk (דַנְסְק) oraz w języku jidisz: Dants lub Danc (דאַנץ). Jeszcze w XIX wieku w języku angielskim był to Dantzick, a we francuskim Dantsick ("System of Universal Geography", Edinburgh, London 1849). Na flamandzkiej mapie z 1532 roku widnieje nazwa Dansick, a na takiej mapie z 1541 roku - Dantsick. 

W zebranych przez Magno Matthia, kanonika Lundu, średniowiecznych manuskryptach "Civitatum quarundam Schaniæ brevis descriptiu" i wydanych drukiem w Kopenhadze w AD 1710, pod rokiem 1423 jest m.in. taka informacja: "Zanotowano bardzo ostre mrozy, do takiego stopnia, że ludzie mogli konno morzem (po lodzie) przeprawiać się z Gdańska, Lubeki i Pomorza do Danii" (Intensum admodum frigus fuisse memorant nonnulli, adeo qvidem, ut homines eqvis per mare profecti sint Dantisco Lubecvm et ex Pomerania in Daniam).

Oto próba rekonstrukcji grodu gdańskiego z końca XI wieku (rys. K. Nowaliński, według koncepcji A. Zbierskiego - "Początki Gdańska w świetle najnowszych badań", w: "Gdańsk, jego dzieje i kultura", 1969). Widoczne jest wewnętrzne ogrodzenie siedziby feudała - zasadźcy (łac. locator) grodu oraz kwartał rybacko-rzemieślniczy. Na rysunku brakuje jeszcze po zachodniej stronie grodu, na stałym lądzie, osady przygrodowej, która - jako zalążek właściwego miasta, powstała na początku XII wieku. Odkryte pale dębowe nabrzeża portowego datowane są na przełom XII/XIII wieku.

Na późną metrykę powstania Gdańska jako centrum administracyjnego Pomorza Wschodniego wskazuje także rozdrobnienie władzy na tych ziemiach wśród lokalnych wodzów, dzielone do czasu uzyskania przez Gdańsk praw miejskich w AD 1266 (patrz niżej), między ośrodkami władzy w Białogardzie nad Łebą, Suliszewie, Starogardzie, Świeciu i Tczewie. Dopiero z AD 1188 pochodzi pierwsza wzmianka o przedstawicielu władzy namiestnikowskiej w Gdańsku (camerarius - komornik), a pół wieku później o powstałej tam władzy kasztelańskiej. Z zachowanych dokumentów źródłowych wynika, że pierwsi namiestnicy książąt piastowskich na Pomorzu Wschodnim - Sobiesław I, Sambor I, Mściwoj I (Mściwuj I), zwani popularnie książętami gdańskimi - chociaż nimi nie byli, a nawet brak źródeł na potwierdzenie, aby rezydowali w Gdańsku, jako zarządcy tych ziem w imieniu Piastów, osadzeni byli w innych starych grodach.

Historyk Oswald Balzer za Wincentym Kadłubkiem kwalifikuje tych pierwszych zarządców ziemi gdańskiej jako "pomorskich poborców podatków" dla władców Polski. Kadłubek doniósł o tym, że około AD 1177 Kazimierz Sprawiedliwy powierzył Samborowi kierowanie "marchią gdańską" (Eiusdem, Sironis nepoti Samborio gedanensi marchia instituto). Zauważmy, że nie został on przez kronikarza nazwany tytułem princeps, a takim mianem obdarzył Konrada, syna księcia Władysława Wygnańca, który w tymże roku utworzył marchię głogowską (Glogoviensis marchiae principem creat). Nie ma więc jeszcze mowy ani o księstwie gdańskim, ani o księciu gdańskim. Status "marchii" wskazuje, że były to tereny przygraniczne, świeżo podbite przez Polskę, na których dopiero tworzona była polska organizacja państwowa. Marchię gdańską utworzyć mógł Bolesław Krzywousty dopiero po podboju Pomorza Wschodniego, zapoczątkowanym zdobyciem Nakła w roku 1113. 

"Marchia gdańska", w odróźnieniu od historycznego Pomorza, nigdy nie miała własnej podmiotowości państwowej, chociaż przed włączeniem jej do Polski, plemiennie związana była bardziej z Pomorzem właściwym, ale także z plemionami pruskimi, aniżeli z państwem gnieźnieńskim. Stąd w polskich dokumentach historycznych przyjęto dla tego regionu pogranicznego nazwę Pomorza lub Kaszub, a w niemieckich była to nazwa "Małe Pomorze", czyli Pomerelia (niem. Pomerellen). Tym niemniej, często nieobiektywny w swoich wywodach Gerard Labuda, polskie ziemie nadzorowane przez Świętopełka, nazwał zuchwale "jego państwem" - sic (G: Labuda, 2004 - "Czy książęta gdańscy dynastii Subisławiców byli w XII i w początkach XIII wieku namiestnikami krakowskich książąt-pryncepsów?"). Oto mamy, wśród historyków - ideologów, współautora spreparowanej legendy o "wielkości" postaci i dzieła Świętopełka II !

Oto dzisiejsza mapa z Pomerelią, która na początku XIV wieku została zabrana Polsce i na długie stulecia włączona w struktury państwa niemieckiego. Mapa poprawnie wskazuje całą Mierzeję Wiślaną jako część Pomerelii, gdyż jej historyczna nazwa to Mierzeja Gdańska (niem. Dantzker Neerung).


Powstała na samym początku XIII wieku "Kronika" Kadłubka - jedno z głównych źródeł wiedzy o historii Polski do końca XII wieku, a jednocześnie najstarszy dokument poświadczający powstanie władztwa piastowskiego na Pomorzu Wschodnim, nie wymienia nigdzie nazwy samego miasta Gdańska, a Ziemia Gdańska określona została tylko jako "marchia" - teren przygraniczny, terytorium powiernicze Piastów, zarządzanego w ich imieniu przez namiestnika, odpowiednika murgrabii w cesarstwie niemieckim. Sambor I uznawany jest za najstarszego (od około 1177), bezdyskujsyjnego polskiego władcy Pomorza Wschodniego, jakkolwiek istnieją przesłanki, aby widzieć nim już jego ojca - Sobiesława I  (od około 1150), chociaż żadne źródło historyczne nie wymienia go w takiej roli.

Dopiero więc od połowy XII wieku, kiedy na  Pomorzu Nadwiślańskim powstały struktury administracyjne państwa Piastów, można mówić jako o okresie przyłączenia tych ziem do Polski, z późniejszymi separatystycznymi próbami lokalnych władców oderwania się od Polski i szukania "opiekunów" w Danii i Niemczech.

Bezpodstawne jest uznawanie przez niektórych historyków wcześniejszych władców na Pomorzu, poprzedzających namiestników gdańskich: Siemomysła, Świętobora I i Świętopełka II Nakielskiego jako książąt całego Pomorza Gdańskiego, oparte głównie na fałszywej przesłance o istnieniu Gdańska jako stolicy Pomorza Wschodniego już w AD 997. Jeszcze Świętopełk II używał w dokumentach tytułu: "Świętopełk pan Gdańska" (Domini Zwantepolc de Danceke), jak na poniższej pieczęci z AD 1228 (źródło: Wiktor Czermak - "Ilustrowane dzieje Polski", 1935). Książę gdański dodał do swojego godła symbol kwiatu lilii, zapewne za królem duńskim Waldemarem II, który umieścił go na swojej monecie, bitej jeszcze pięć lat przed wydaniem poniższej pieczęci, a kilkanaście lat po jego pobycie w Gdańsku (vide niżej).


Stosował także inne tytuły: "princeps de Gdantzc", "princeps in Dancek", "dominus in Gdanzk",  "dominus Danceke", "dominus de Gdancz", czyli ogólnie "pan Gdańska" - kim faktycznie był, chociaż w późniejszym okresie przyjął megalomański, przesadny tytuł "dux Pomeranie" - książę Pomorza. Osiem wieków później nasi historycy, którym dla Świętopełka tytuł księcia nie wystarczał, porzucając fakty historyczne i kreując "fakt" medialny, tworzą kolejny mit - windują sławę tej postaci do fikcyjnego, ahistorycznego tytułu "wielkiego księcia", a będącą na pograniczu prusko-pomorskim ziemię gdańską nazywają "państwem wschodniopomorskim" (G. Labuda w cytowanej wyżej pracy).

Nie ma tutaj miejsca na rozwinięcie tematu genealogii pierwszych książąt Pomorza, ale godzi się zasygnalizować, że Świętopełk gdański nie był ani drugim (II), ani wielkim, a winno się go nazwać Świętopełkiem III - według ich następującej, prawdopodobnej linii dynastycznej, kolejno: Świętopełk I Mieszkowic, syn Mieszka I i Ody Dytrykówny - założyciel dynastii książąt pomorskich, rezydujący najpewniej w Szczecinie lub w Uznamiu; jego synowie Dytryk i Siemomysł; Świętobór I, syn Siemomysła; Świętobór II i Świętopełk Nakielski, synowie Świętobora I; Mściwoj, Bodzęta i Klemens - synowie Świętopełka II Nakielskiego; Sobiesław I Gdański, syn Bodzęty Nakielskiego; Sambor I Gdański i Mściwoj II Gdański, synowie Sobiesława I Gdańskiego; Świętopełk III Gdański, Warcisław II Świecki i Racibor II Białogardzki - synowie Mściwoja II Gdańskiego. Nadany tutaj numer II dla Mściwoja Gdańskiego, Warcisława Świeckiego i Racibora Białogardzkiego wynika, iż w dynastii pomorskiej byli już wcześniej książęta o tych imionach (Mściwoj I Nakielski, Warcisław I Szczeciński, Racibor I Szczeciński). Dla uniknięcia nieporozumień dalej posługiwał się będę numeracją imion przyjętą przez historyków.

Noszący słowiańskie imiona, kosmpolityczni książęta gdańscy generalnie, mimo różnych wolt politycznych, dążyli do uniezależnienia się od słowiańskiej Polski, wchodząc w coraz ściślejsze związki z Krzyżakami i Brandenburgią, a wymierzone przeciw Polsce i przeciw Księstwu Pomorskiemu. Zbliżeniu Świętopełka II z Krzyżakami sprzyjał legat papieski Wilhelm z Modeny, wielki promotor Zakonu Krzyżackiego, a przy tym zakonu dominikanów w Gdańsku. 

Pozycję polityczną Świętopełka II, dzięki wstawiennictwu Wilhelma z Modeny, poważnie wzmocnił papież Grzegorz IX, który wydał 5 maja 1227 roku polecenie biskupowi wrocławskiemu Wawrzyńcowi, opatowi zakonu św. Wincentego we Wrocławiu oraz dziekanowi gnieźnieńskiemu [?], aby "bronili polskich książąt, aby nie podżegali pogan przeciwko księciu gdańskiemu Świętopełkowi i jego braciom, mnichom kaznodziejom, których na swoją ziemię sprowadził do nawracania pogan".

Tenże, chroniony przez papieża Świętopełk, został w Kronice Wielkopolskiej nazwany "najpodlejszym zdrajcą" (proditor nequissimus), który "przywłaszczył sobie księstwo na Pomorzu" (sibi in Pomorania ducatum usurpavit). A z tych, chronionych przez papieża dominikanów - "mnichów kaznodziejów", zakonu infiltrowanego i kontrolowanego w Polsce przez Niemców, wywodził się, ponad wiek później, Johannes Falkenberg, autor dzieła "Satyra przeciw herezji i innym nikczemnościom Polaków".  Jan Długosz napisał o nim, że stosowniej jest dociekać „kiedy ta zakała zmarła niż kiedy się narodziła”.

W kilka miesięcy później, Świętopełk odważył się podstępnie napaść i dokonać zabójstwa władającego Polską księcia Leszka Białego, tego samego Leszka Białego, który dziesięć lat wcześniej mianował Świętopełka rządcą Pomorza Gdańskiego. W 1231 rok papież Grzegorz IX wydał bullę protekcyjną dla Świętopełka, mającą na celu chronić go przed książetami polskimi. W wyniku śmierci Leszka Białego, Polska utraciła Pomorze Gdańskie. Czy to dlatego, nie historia, ale niektórzy dzisiejszy polscy (czy polscy duchem?) historycy dodali Świętopełkowi przydomek "Wielki"? 

Jan Długosz zakończył opis tego wydarzenia następująco: "Spodziewano się, że natychmiast zapanuje w Polsce Świętopełk z synem Ottona Władysławem. Zwłoki Leszka Białego odwiezione przez pozostałych przy życiu jego towarzyszy do Krakowa, pochowano z ogromnym żalem i płaczem w katedrze krakowskiej. Świętopełk po zamordowaniu jak wroga swego księcia i pana, ani nie żałował zbrodni, ani nie uczcił niczym jego pogrzebu. Od tego również dnia zaczął się uważać za prawowitego księcia Pomorza".
 
Oto obraz Jana Matejki z 1880 roku - "Zabicie Leszka Białego w Gąsawie". Oryginał znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku.

 
Po osadzeniu przez polskich Piastów namiestnika gdańskiego w drugiej połowie XII wieku, proces dezintegracji Pomorza Wschodniego z Polską rozpoczął się bardzo szybko, bowiem już wraz ze złożeniem hołdu lennego królowi duńskiemu Waldemarowi II przez Mściwoja I (Mestwina I) w AD 1210 (historycy nasi oczywiście przesądzili, że do tego "został zmuszony"), w trakcie jego prawdopodobnego pobytu we wspomnianej wyżej duńskiej osadzie handlowej Danswik, a także zapewne w Oliwie - nadzorowanym przez Duńczyków klasztorem. Namiestnik władcy polskiego Mściwoj został zapisany przy tym wydarzeniu jako „Mistwi dux Polonie”, a więc jako "książę Polski". Cżyż nie dla podkreślenia ważności jego pozycji i zwiększenia podmiotowości wobec króla duńskiego? Ciekawe, że w dokumencie trochę późniejszym, z około 1213 roku, w sprawie klasztoru norbertanek w Żukowie, wystąpił z tytułem „princeps in Danzk” - już tylko jako urzędnik księcia polskiego.

Trzeba wiedzieć, że żyjący w czasach gdańskiego Mściwoja I, pochodzący z zakonu cysterskiego w Oliwie, zakonnik Chrystian, został opatem w wielkopolskim Łeknie. Jako przyszły biskup misyjny w Prusach miał on silne poparcie polityczne zarówno Mściwoja, jak i jego syna Świętopełka II. Biskup pruski Chrystian, jak wynika ze źródeł historycznych, był mocno związany ze środowiskiem meklembursko-pomorskim, znajdującym się w początku XIII wieku pod silnym wpływem politycznym Danii. Powyższe okoliczności przeczą stawianej tezie, że do złożenia hołdu lennego Mściwuja Duńczycy przymusili. 

Także Kronika oliwska, spisana w sponsorowanym przez Duńczyków klasztorze, wychwala antypolską postawę Świętopełka II: "Był on bowiem mężem walecznym i zwyciężył wszystkich występujących przeciw niemu; on to zwycięskim ramieniem uwolnił się spod jarzma książąt Polski mężnie broniąc swoich" (Erat enim vir bellicosus et adversus omnes sibi infestos victoriosus, qui so victrici manu excussit a iugo principum Polonie se et sua virlliter defendendo), podkreślenia moje.
 
Zabijając w 1227 roku władcę Polski Leszka Białego, Świętopełk II wszedł na drogę awanturnictwa politycznego, zakończonego przejęciem władzy na Pomorzu Gdańskim przez Krzyżaków w 1308 roku. W XIV wieku Jarosław Bogoria, arcybiskup gnieźnieński, nazywał tą część Pomorza już tylko "terytorium gdańskim" (Brudzevo in territorio Gdanensi - w dokumencie z 22.04.1357). Rozbójnictwo i zdrada stanu wobec polskiego pryncypała przez Świętopełka II i jego lokalnych następców, miały dalekosiężne, negatywne skutki utraty pełnej kontroli tej części Pomorza przez Polskę, aż do zakończenia II wojny światowej w 1945 roku. Czy tym sobie Świętopełk II zasłużył u dzisiejszych polskich historyków, by zostać nazwany "Wielkim"?

Czyż może być przypadkiem, że po spaleniu klasztoru w Oliwie przez pogan, w dniu 18 marca 1239 roku legat papieski na Polskę i Prusy Wilhelm z Modeny wysłał z Gdańska nie gdzie indziej, ale na Gotlandię list adresowany do "Christi fidelibus in insula Gutlandie" (do wiernych na wyspie Gotlandii), w którym prosi ich o jałmużnę  "cum igitur ad edificacionem ecclesie et monasterii de Oliva Cistertiensis ordinis ..., proprie non suppetant facultates" (o odbudowę kościoła i klasztoru cysterskiego obrządku w Oliwie ..., na co własne środki klasztoru nie wystarczą), obiecując im w zamian 40-dniowy odpust (Pommerellisches Urkundenbuch, Gdańsk 1882). Cztery lata wcześniej Wilhelm z Modeny konsekrował ołtarz Panny Marii w kościele dominikańskim św. Mikołaja w Gdańsku. Czyż wprowadzenie przez gdańskich dominikanów do Żywota św. Wojciecha "epizodu gdańskiego" nie przyniosłoby miastu wówczas wielkiej sławy, tak potrzebnej dla gromadzenia środków finansowych na odbudowę klasztoru cystersów w Oliwie i rozbudowę klasztoru dominikanów w Gdańsku?

Główny prowodyr zbrodni gąsawskiej na Kujawach Świętopełk II, syn Mestwina I, zerwał zależność polityczną Pomorza Wschodniego od Polski. Zauważmy, że posługiwał się on na początku najczęściej tytułem "Zwantepolc d(ominus) Danceke", gdzie nazwa Gdańska ma wyraźną konotację duńską, a pozbawiona już jest, tak jak i w przypadku Danswik, uznanego za słowiański rdzenia *gъd. Dopisek "danzyc" do pierwotnej nazwy "gyddanyzc", jak wspomniałem wyżej, został naniesiony na marginesie "kanapariuszowego" dokumentu - jakby dla podkreślenia tej duńskiej konotacji. Znany jest także dokument z okresu 1235-1240 z tytułem "Zuantepolcus Dei gracia dominus in Gdanzk". We wstępnym pokoju, zawartym przez Świętopełka z Krzyżakami w dniu 25.10.1247, wymieniony jest "most duński" (pons danensis) na Wiśle - jako punt graniczny poboru cła, co z łacińskiego dokumentu niektórzy badacze tłumaczą jako "most gdański".


W treści aktu nadania Gdańskowi prawa lubeckiego z AD 1266 miasto to występuje pod nazwą "Danceke". W AD 1294 książę wielkopolski Przemysław II wydał w Gdańsku dokument datowany "actum et datum in Danzich, in die beati Kalixti pape et martiris", czyli w dzień św. Kaliksta, papieża i męczennika, to jest 14 października. Pieczęć miasta na dokumencie z AD 1299 nosi napis: "Sigillum burgensium in Dantzike". Widoczna jest tutaj stopniowa ewolucja nazwy miasta, utrwalająca jej duńską konotację, która od początku XIV wieku została zniemczona na Danczik, później Dantzig (Danzig). 

Ilustracja obok przedstawia zamek krzyżacki w Gdańsku, jak został przedstawiony na namalowanym przez nieznanego artystę około 1480 roku obrazie (dzisiaj zaginionym) "Okręt Kościoła" (foto: Muzeum Gdańska). Zamek ten został rozebrany dwa dziesięciolecia wcześniej.

Wobec narastającego wobec Pomorza Gdańskiego zagrożenia politycznego i militarnego przez Krzyżaków, książę Mściwoj II podpisał koniunkturalnie (bo strategicznie Sobiesławice dążyli do niezależności ziemi gdańskiej od Polski) z księciem Polski Przemysłem II (Przemysław II) w 1282 roku w Kępnie układ, w którym przekazał zwierzchnictwo nad Pomorzem władcy polskiemu. W wyniku traktatu Przemysł przyjął tytuł "Dux Polonie et Pomeranie" (książę Polski i Pomorza). Na marginesie, interesujące jest, że jednym ze świadków tego porozumienia był pewien "Wasyl", wojewoda gdański, zwany w dokumencie "pomorskim". Wasyl to staroruskie imię, wywodzące się z tradycji bizantyjskich, od imienia Bazyli (gr. Βασίλειος - Basíleios). Ciekawe, że badacze historii Gdańska zupełnie  nie zajmują się wyjaśnieniem pochodzenia wojewody Wasyla, który pełnił już tą funkcję w 1273 roku (comes Waiisil palatinus Gdanensis), kiedy to był świadkiem w przyznaniu przez Mściwoja II przywilejów hrabiemu Mikołajowi Jankowiczowi. 

Poczucie niezależności politycznej Gdańszczan od Korony dominowało w kolejnych wiekach, chociaż ze względu na monopolistyczną pozycję portu, wzrost bogactwa i rozwój miasto zawdzięczało głównie obsłudze handlu morskiego Polski. Nie była to w żadnym wypadku "wina" Gdańska i Gdańszczan, ale następstwo sarmackiej mentalności klas politycznych w Polsce, gardzącej handlem i przemysłem. Gdańszczanie umiejętnie wykorzystywali słabości polityczne Polski. Marian Malowist pisał: "W XVI i na początku XVII wieku, kiedy kupcy gdańscy ... zaczęli wywierać coraz większy wpływ na rolnictwo we wszystkich częściach Polski. Pod koniec XVI w., kiedy warunki dla wywozu zboża były szczególnie sprzyjające, na targowiskach w miastach i wsiach Polski regularnie widywano agentów kupców gdańskich, gdzie skupowali zboże. ... W XVII w. bogaci kupcy gdańscy, podobnie jak kupcy ryscy, wpłacali zaliczki nie tylko drobniejszej szlachcie, ale nawet zamożnej szlachcie polskiej i litewskiej. ...Ten wielki rozkwit handlu gdańskiego na rozległym zapleczu można wytłumaczyć ogromnym wzrostem zamożności kupców gdańskich w okresie rewolucji cenowej.... Kupcy gdańscy otrzymywali zaliczki od Holendrów i ...ci drudzy czasami zbierali na ten cel pewne sumy od kupców w Antwerpii" (“Un essai d’histoire comparée: les mouvements d’expansion en Europe au XV et XVI siècles,” Annales E.S.C., XVII, 1962).
 
Pierre d'Avity, w wydanym w Londynie w 1617 roku kompendium geograficzno-historycznym "The estates, empires, & principallities of the world", zakończył szczegółowy opis Polski następująco: "A konkludując, w całym kraju nie ma wielkiego ruchu [handlowego], z wyjątkiem miasta Gdańska [widocznie Kraków nie odgrywał w handlu z Anglią wielkiej roli - mój przypis]. Nie ma wielkiego handlu w innych miastach, ani ludzi bardzo przedsiębiorczych. Co więcej, Polacy z natury lubią zabawę (zwłaszcza panowie), wydawać pieniądze ponad miarę na zabawy i ubiory w taki sposób, że konsumują więcej, niż ich dochody na to pozwalają" (But to conclude, the whole countrie hauing no great trafficke, except the towne of Dantzic, and there being no great trade in any other townes, nor the people of the countrie very industrious; moreouer the Polonians being of that nature as they loue to make good cheere (especially the gentlemen) and to spend disorderly in feasts and apparell, so as they consume more than their reueues will beare).

Sebastian Klonowic z ironią konstatował w swoim poemacie "Flis" z 1595 roku, że "Może nie wiedzieć Polak co to morze, gdy pilnie orze". W 1633 roku sejm przyjął uchwałę grożącą pozbawieniem szlachectwa za paranie się kupiectwem. Dopiero powołany przez zaborców Sejm Rozbiorowy 1773-1775 zezwolił szlachcie na zajmowanie się handlem i rzemiosłem i w ten sposób stworzył prawne warunki dla rozwoju przemysłu i miast na ziemiach polskich. Oto idylliczny obraz portu nad Motławą, pędzla Hermanna Meyerheima (1815-1880) - widok od strony dzisiejszej ul. Wartkiej na kościół św. Jana i w głębi kościół mariacki.


Z uwagi, iż w wielu publikacjach przywołujących dokument nadania prawa lubeckiego miastu Gdańsk podawany jest mylnie 1263 jako rok powstania tego dokumentu (oryginał przechowywany w Archiwum Państwowym w Gdańsku), pozwalam sobie zauważyć, że w dokumencie tym widnieje inna data - AD 1266, zgodnie z poniższą reprodukcją jego początkowego fragmentu: "In nomine S(an)c(ta)e et individu(a)e Trinitatis, amen. Anno d(omi)nice incarnationis mcclxui, ob honorem, dil(ec)tionem et petit(i)onem illust(ri)s D(omi)ni S. Ducis Pomerano(rum) nec non pro dil(ec)tione et petitione civium de Danceke (c)o(n)scribi secu(run)t Consules civitatis Lubicensis iustitiam ipsis a glo(rio)so D(omi)no Heinr. Duce Swecie (Sveviae), Bawarie (Bavariae), Saxonie Angarie et Nordalbingiae ..." [podkreślenia moje].

Rok 1266 (M.CC.LXVI.) ująłem w czerwone ramki. Przy uważnej i rzetelnej analizie rękopisu widać wyraźnie, że dwie ostatnie litery tej daty to "ui", czyli "vi", a nie - jak jest zwykle odczytywane: "iii". Nasi historycy "wolą" jednak datę 1263 - "lepszą", bo o trzy lata starszą, chociaż nie potwierdzoną w dokumentach.


Wróćmy jeszcze na chwilę do toponimii Gdańska i przytoczmy ze źródeł historycznych dwa przykłady, wskazujące na zamienne używanie "Dansker" na określenie zarówno Duńczyków, jak i ... Gdańszczan. Angielski pastor Samuel Purchas w trzecim tomie swojej książki - kompilacji relacji z podróży odbytych przez Ryszarda Hakluyta, pod własnym tytułem "Purchase his pilgrimes", wydanej w Londynie w AD 1625 tak niedwuznacznie pisze o Gdańszczanach: "Handel do Rygi i Rewala [obecnie Tallin] już od dawna był na porządku dziennym naszego angielskiego narodu, ale handel do Narwy był dotąd [do AD 1560, przypisy moje] skrywany przed nami przez Gdańszczan i Lubeczan" (The trade to Rie, and Reuel, of old time hath beene long since frequented by our English Nation, but this trade to the Narue was hitherto concealed from us by the Danskers and Lubeckers). 

W powstałym w tym samym mieście i okresie (wydanie z AD 1603) dramacie "Hamlet" Williama Szekspira - Poloniusz, szambelan króla duńskiego rzekł do swojego służącego: "Wypytasz mi się najdokładniej, jacy są Duńczykowie w Paryżu" (przekład: Józef Paszkowski), a w oryginale brzmiało tak: "Enquire me first what Danskers are in Paris". O różnych interpretacjach tego dzieła, w kontekście Polski i Gdańska, pisałem w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy". Na marginesie, o określeniu "dansker" jako ustępu, toalety, traktuję w artykule "Krzywe zwierciadło historyków".

"Sinus Codanus" to w istocie akwen, obejmujący wyspy duńskie, pomiędzy Zatoką Pomorską a cieśniną Kattegat, który tak nazwał pierwszy znany rzymski geograf Pomponius Mela w AD 43 w swoim dziele "De situ orbis libri III" (trzecia książka, rozdz. 3), od nazwy dzisiejszej wyspy Zelandii, zwanej za jego czasów Codanovia. Niektórzy badacze mylnie łączą tą ostatnią nazwę ze Skandynawią, a Sinus Codanus z całym Bałtykiem, podążając za późniejszym od Meli i zniekształconym opisem Pliniusza Starszego"... immanem…sinum, qui Codanus vocatur, refertus insulis, quarum clarissima est Scatinavia, incopertae magnitudini" - "olbrzymia zatoka zwana Codanus pełna wysp, z których najsławniejsza to Skandynawia, o nieznanej wielkości". Niektórzy nasi historycy słusznie domyślają się związku Zatoki Kodańskiej (Sinus Codanus) z Zatoką Gdańską. Jest to jednak związek tylko etymologiczny, a nie geograficzny.

Mylnie bowiem sądzą, że pod tą łacińską nazwą rzymscy geografowie mieli na myśli akwen, nad którym tysiąc lat później powstał Gdańsk. Nazwa Zatoki Gdańskiej pojawiła się po raz pierwszy jako Sinus Venedicus (Zatoka Wenedyjska lub Wandalska - jak wywodzi Johannes Magnus w dziele "Historia Ioannis Magni Gothi Sedis Apostolicae Legati Svetiae Et Gotiae", Rzym 1554) u Ptolemeusza w II wieku n.e. Wydaje się, że pozostali nad Zatoką Gdańską po okresie wędrówek ludów Wenedowie/Wandalowie wymieszali się ze Słowianami (tzw. akulturacja) tak, że powstał germańsko-słowiański lud używający mowy słowiańskiej, który wspomniany już Prokop z Cezarei zaliczył już do Słowian, a Jordanes uznał Słowian, Wandali i Antów jako pochodzących ze wspólnego pnia etnicznego. Oto fragment mapy z Gedanum i Venedicus Sinus, ze zbioru "Geografia cioe descrittione universale della terra partita...", wydanego w Wenecji w 1598 roku.
 

Herman Rütgers pisze dalej, że (moje wolne tłumaczenie) "Godne uwagi jest, że nasi Gotowie zamieszkiwali kiedyś na Pomorzu i w Prusach, a za pośrednictwem sąsiadujących Germanów ich nazwa została zaszczepiona nie tylko na Jutii (prawopodobnie Cymbrii - północnej Jutlandii - przyp. mój), Jutlandii i Gutlandii (północna część Jutlandii - przyp. mój), ale także na wyspach dwóch królestw - Zelandii i Gotlandii, dawniej zwanych jako Godanonia i Gothonia". ["... est memorabile, quod nostri Gothi Pomeraniam et Borussiam olim inhabitantes, et à vicinis Teutonibus adiuti, nomen suum in Iutiam, Iutlandiam vel Gutlandiam non tantum, verum etiam in Insulas illas duas Regias Zelandiam et Gothlandiam, Godanoniae et Gothoniae nominibus olim notas..."]. Dawna nazwa Zelandii jako łacińskiej Godanonii jest bliska Gedanii - łacińskiej nazwie Gdańska. Zauważmy, że w łacińskich źródłach historycznych, poza zagadkowym wpisem w tak zwanym "Żywocie pierwszym św. Wojciecha", Gdańsk zwany był jako Gedania, Gedanum lub Dantiscum. O tej ostatniej formie pisaliśmy wyżej (zbliżone nazwy: Dantsk, wymieniony w AD 1445 i 1448 oraz Dantzgk w AD 1450), a Gedania i Gedanum przypominają staroduńskie męskie imię "Gedda", oznaczające szczupaka. 

Zrodzony dopiero wraz z założeniem grodu gdańskiego pod koniec XI wieku związek etymologiczny nazw "kodańska" i "gdańska", wydaje się, tylko usankcjonował wcześniejsze, wielowiekowe słowiańsko-skandynawskie wymieszanie etniczne w rejonie południowego Bałtyku. Jeszcze dziś Czesi i Słowacy mówią na Kopenhagę Kodaň, ulica Kodaňská w Pradze to Kopenhaska, a na Danię mówią Dánsko (Danska). Nazwa Gdańska jako "Dantzke" występuje często w hanzeatyckich dokumentach źródłowych. W wydanej w 1742 roku książce "Swiat we wszystkich swoich częsciach większych y mnieyszych…" prymas Polski, arcybiskup Władysław Łubieński, tak pisał: "Wyspa Zelandyja przed tym nazwana Kodononija i Kadanija, jej zaś obywatele zwali się Kodani, Godani, Dani i stąd ma swoje przezwisko Danija".

W wydanym 2 lutego 1517 roku w języku duńskim  i łacińskim dokumencie notarialnym, określającym relacje prawno-handlowe pomiędzy Polską, Łotwą i miastami Rygą, Rewalem (Tallinem) i Gdańskiem, to ostatnie miasto zwane jest Dantsk, a po łacinie Gedanum

W wydanym przez Krzysztofa Mrongowiusza, pastora parafii św. Anny w Gdańsku (i popularyzatora w tym mieście polskiej mowy) słowniku niemiecko-polskim (Królewiec 1837) wspomina on, że na grobowcu gdańskiego burmistrza Leskau (zabity przez Krzyżaków), jaki znajduje się w kościele NMP w Gdańsku (foto poniżej, Matthias Weniger, 2020), wyryta jest nazwa Gdańska jako Dantzke, "co w języku duńskim oznacza Duńczyka". Płyta zawiera w istocie następującą inskrypcję w minuskule: "Hic iacent honorabiles viri / conradus leczekowe et arnoldus heket p(ro)consules / civitatis danczek qui obieru(n)t / fer(ia) sec(unda) p(os)t festu(m) palmar(um) an(n)o d(omi)ni mccccxi orste pro eis", czyli "Tu spoczywają czcigodni mężowie Konrad Leczkow i Arnold Hecht, burmistrzowie miasta Gdańska, którzy zmarli w poniedziałek po Niedzieli Palmowej [5 IV] roku Pańskiego 1411, módlcie się za nich" (Tadeusz Jurkowlaniec, Malbork 2010 - "Płyta nagrobna burmistrzów Konrada Letzkau'a i Hechta w kościele NMP w Gdańsku"). Zawarte w kronikach wersje nazwiska burmistrza Leskau, Letzkau, Leczkau są zgermanizowaną formą nazwiska Leczkow, pochodzącego od żuławskiej wsi Leczkowy. 


Na starym wareskim szlaku z Grodów Czerwieńskich do Zatoki  Gdańskiej leży Czerwińsk nad Wisłą i Czerwińsk na północ od Grudziądza. Kto wie czy Kodeń, leżący nad Bugiem na szlaku z Grodów Czerwieńskich (w części położonej po polskiej stronie dzisiejszej granicy w trójkącie Waręż - Czermno / Perespa - Gródek nad Bugiem) do Zatoki Gdańskiej ("kodańskiej") oraz Gdeszyn w tychże Grodach i Gdów koło Bochni nie mają związku ze słowiańsko-wareskimi relacjami, tak jak je mają Gdańsk i Gdecz (obecnie Giecz)? Fundatorem murowanego kościoła w Gdowie był wszakże Jaksa Gryfita - zięć uznawanego za Duńczyka, wspomnianego wyżej, Piotra Włostowica. Zapewne od imienia tego ostatniego wspomniany również Piotrków nosi od XIII wieku swoją nazwę, od kiedy odrodziła się w Polsce legenda o tym możnowładcy - vide "Pieśń Maura" (Carmen Mauri).

Zauważmy, że małopolski Gdów, wielkopolski Gdecz (łac. Gdech) i pomorski Gdańsk, a także miasto Gdow koło Pskowa na Rusi i tamże rzeka Gdowka,  rzeka Gda - w rejonie Juriewa Polskiego (nazwa miasta etymologicznie nie związana z Polską, ale z polem), oraz inna rzeka Gda - dzisiaj dolny bieg rzeki Sary, w dorzeczu rzeki Kotorosl, wpadającej w Jarosławlu do Wołgi -  leżały na głównych kierunkach ekspansji ruskich Waregów. Dodajmy, że tak jak wikińskie emporia poprzedziły powstanie współczesnych miast (Kaupang - Oslo, Uppåkra - Lundu, Hedeby - Hamburga, Rurikowo Gorodiszcze - Nowogrodu, Timerjowo - Jarosławia, Gniezdowo - Smoleńska), tak znane od początku IX wieku Sarskoje Gorodiszcze, leżące niedaleko ujścia rzeki Gdy do jeziora Nero - dało podstawy ekonomiczne do założenia miasta Rostowa. Oto średniowieczne mury Gdowa koło Pskowa (foto: Alexei Kouprianov).


Przyrostek -gda spotykamy w toponimach dawnej Rusi (północnej zwłaszcza): Wołogda, Pieczegda, Sziżegda, Sudogda, Wyczegda, Ugda, ale również w Szwecji (np. Lögda) i Norwegii (np. Sørbygda, także Sørbygd i Sørbygdi). Przedrostek „sør-” w tych ostatnich toponimach oznacza „południowy”, a rdzeń „bygd (a/i)” odnosi się do „wsi” lub „okolicy wiejskiej”. Podobnie jest z toponimami Nordbygda, Austbygda, Vestbygda i od nich pochodnymi.

Na koniec naszych krótkich rozważań nad etymologią nazwy "Gdańsk" zwróćmy uwagę na zwykle pomijaną w polskiej literaturze przedmiotu hipotezę uznanego fińskiego slawisty Jooseppi J. Mikkola,  że nazwa ruskiego grodu Gdow koło Pińska pochodzi od staroruskiego słowa "Gъdъ", które w języku litewskim występuje jako "gùdas", które dzisiaj oznacza Białorusina (mężczyznę), ale wywodzi się z czasów wczesnośredniowiecznych od nazwy plemion gockich (guta), penetrujących te ziemie. Jest na Litwie wioska Gudašiai, która znaczy dosłownie "dobrzy ludzie".

Polacy na Litwie nazywali kiedyś jeden z wielkich głazów wystających w nurcie Niemna jako "Rusak, czyli Gudas" (Zygmunt Gloger, 1903 - "Dolinami rzek: opisy podróży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu i Biebrzy"). Plemię zamieszkujące Gotlandię zwało się Gutar, ich język - odmiana staronordyckiego, przetrwały do dziś, ale zagrożony wyginięciem - gutniska, a ich pierwsza spisana historia - Gutasaga. Analogicznie można zauważyć, że Łotysze - od nazwy ich prastarych sąsiadów, słowiańskiego plemienia Krywiczów, do dzisiaj mówią "krievs" na określenie "rosyjski".

Wypada jeszcze dodać, że herb Gdańska, z białymi krzyżami na czerwonym tle, ma swoją paralelę z flagą duńską, tzw. Dannebrog, znaną jako flaga narodowa od czasów wspomnianego wyżej Waldemara II. Z wszelkim prawdopodobieństwem król duński był za swego życia w Oliwie i w Gdańsku co najmniej raz, w 1210 roku. Heraldyczna zbieżność pierwotnej flagi duńskiej i herbu Gdańska nie musi być "przypadkowa", bowiem w angielskim przewodniku dla handlowców "The Marchants Mapp of Commerce" z 1638 roku mówi się, że senat Gdańska ma za patrona św. Jerzego, którego krzyż nosi flaga miasta, "podobnie jak Anglia, Genua i Islandia".

Symbolika krzyża św. Jerzego zrodziła się wśród Normanów, po ich zwycięskim odbiciu Sycylii z rąk Muzułmanów w 1063 roku. Przyjęty we flagach krajów nordyckich (a także przez Estonię, wyspy Orkady i Szetlandy) tak zwany krzyż skandynawski wywodzi się z tradycji krzyża św. Jerzego. Powstałe w Gdańsku w XV wieku Bractwo św. Jerzego miało swoje korzenie w zrodzonej w Estonii (założony przez króla duńskiego Waldemara II Reval/Tallin i pierwszy tam kościół św. Marii) oraz w Kurlandii (Ryga), związanej z Hanzą, organizacji handlowo-militarnej. Ryga została założona w X wieku przez Wikingów  - vide list papieża Honriusza III z AD 1226 o przekazaniu miasta "według prawa gockiego" pod władanie biskupa łotewskiego ("De jure Gothorum concesso civitati Rigensi a Livoniensis Episcopo"). Idąc śladem niektórych naszych historyków autorzy polskiej Wikipedii "wolą" jednak tezę, że miasto założyli Niemcy.


Rzućmy jeszcze okiem na srebrny denar Waldemara II, bity w Lundzie w latach 1202-1223. Na awersie król w koronie z lilią i krzyżem, na rewersie wizerunek arcybiskupa Lundu (Andreas Sunesøn) w mitrze, z pastorałem i krzyżem. Obydwaj prowadzili, za przyzwoleniem papieża Innocentego III, misję chrystianizacyjną wśród Prusów. Nie zapominajmy, że założonemu z pomocą Duńczyków na przedpolu pruskim klasztorowi w Oliwie powierzono również krzewienie chrześcijaństwa wśród okolicznych ludów. Dwa krzyże z tego denara zbliżone są w formie do krzyży z herbu Gdańska.

W XII-XIII wieku mitry biskupie miały inną formę, niż dzisiaj, a mitra biskupa Lundu z powyższej monety króla duńskiego podobna jest do mitry biskupa - figury szachowej z XII-wiecznych, wikińskich szachów z Lewis (foto poniżej przedstawia fragment kolekcji z British Museum). Zwróćmy uwagę na hełmy wojowników z tych figur, przypominających nasze "szłomy wielkopolskie", czyli szyszaki rusko-wareskie. Historycy przyjmują, że wprowadzenie do szachów nazwy biskupa (w Polsce i Niemczech to odpowiednik gońca) nastąpiło w Skandynawii lub normańskiej Anglii około XI wieku, gdzie to i kiedy to biskupi aktywnie byli włączani do rozgrywanych bitew i wojen. Ciekawe, że w dawnej polszczyźnie dzisiejszego gońca szachowego nazywano księdzem albo popem (popkiem).

Na marginesie, pół wieku przed tym, zanim Szekspir umieścił akcję "Hamleta" na zamku króla duńskiego, nasz Jan Kochanowski stworzył poemat "Szachy", którego akcja dzieje się ... na zamku króla duńskiego. Cała fabuła rozgrywa się w istocie na szachownicy, a bohaterowie to figury szachowe. Byli tam i dwaj polscy rycerze o imieniach Fiedor i Borzywoj. W poemacie zawarto nie tylko duńskie i polskie, ale i ruskie i nordyckie konotacje: Fiedor (Fiodor), Pop (ksiądz) - goniec w szachach, Roch - wieża w szachach. To ostatnie imię pochodzi od starosaksońskiego hrōkr, oznaczającego kruka, wronę. Stare ślady etymologiczne w nazwach figur szachowych w Polsce, tak jak i wykopaliska archeologiczne (m.in. arabski charakter figur, Szachy Sandomierskie), wskazują na rusko-wareskie strony, skąd szachy mogły przywędrować do Polski. 


Waldemar II miał duże wpływy polityczne w zakonie Cystersów i takież do niego zaufanie, na co wskazuje wykorzystanie przez niego pośrednictwa zakonników klasztoru w Esrum - nadzorującego m.in. opactwo w Oliwie, do odebrania w AD 1226 kwoty 540 marek szterlingów (ekwiwalent około 105 kg czystego srebra), jakie przesłała mu z Francji jego siostra Ingeborga Duńska, ówczesna królowa Francji ("Cronica et cartularium monasterii de Dunis", 1864). Klasztor w Oliwie musiał więc także być ośrodkiem wpływów politycznych Waldemara II w Gdańsku.

Przypomnijmy jeszcze, że Waldemar II był w linii prostej, "po kądzieli", prawnukiem Bolesława Krzywoustego. Ryksa Bolesławówna, córka władcy polskiego, a babka Waldemara II, była matką Zofii Rurykowiczównej, księżnej Połocka i królowej duńskiej - matki Waldemara II. Natomiast synową Waldemara II była Jadwiga (Hedevig), krewna gdańskiego Świętopełka II, żona Knuda Valdemarsena. Z ich małżeństwa zrodził się Świętopełk Knutsson (Svantepolk av Viby), książę prowincji Östergötland. Zgodnie z "panującą" wśród polskich badaczy, niechętną nordyckim tradycjom narracją, pomniejszającą wpływy kulturowe i polityczne Wikingów na Pomorzu i w Polsce piastowskiej,  nasi historycy nie wykazują szczególnej ochoty do badania niewątpliwych implikacji politycznych, jakie musiały wynikać z więzów krwi pomiędzy władcami piastowskimi, wareskimi (Rurykowiczami) i skandynawskimi.
 
Może na koniec warto przypomnieć, że tak jak pod koniec X wieku skandynawsko-słowiański Wolin udzielił schronienia zbiegłemu królowi Danii i Norwegii Haraldowi Sinozębemu, jak książę pomorski Bogusław IV na początku XIV wieku skrywał banitów - przyszłych królów Danii, Krzysztofa II Menveda oraz jego syna Waldemara Atterdaga, tak i wielonarodowościowy Gdańsk w 1457 roku udzielił schronienia królowi Szwecji i Norwegii Karolowi Knutssonowi. Ten ostatni został skazany na banicję przez Jönsa Bengtssona, arcybiskupa Uppsali, bowiem - jak odnotował rok później Enea Silvio Piccolomini (tuż przed objęciem pontyfikatu jako papież Pius II), "prześladował Kościół Chrystusowy, lekceważył religię, ograbiał księży" (Christi ecclesias persequitur, religionem contemnit, sacerdotes dispoliat), a "teraz pozbawiony tronu żyje na wygnaniu na małej wyspie niedaleko ujścia Wisły" (ac regno pulsus in parva insula non longe ab ostio Viscelae exilium agit).

Nie była to jednak wysepka, ale ziemia pucka, którą otrzymał wygnaniec jako zastaw za pożyczkę udzieloną wspomnianemu wyżej królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi, na którego zresztą ten sam papież rzucił później klątwę za prowadzenie Wojny Trzynastoletniej. Czyż fakty te nie są przykładami specjalnych relacji pomiędzy Pomorzem i Skandynawią, niezależnie od epizodycznych wzajemnych konfliktów, relacji opartych na budowanych od wczesnego średniowiecza więzach etnicznych i kulturowych?