31 stycznia 2021

Słowiańskie berserki

Berserki to w mitologii nordyckiej nieustraszeni wojownicy - nieokiełznane bestie o wielkiej sile, których legenda - za pośrednictwem osiadłych wśród plemion słowiańskich Normanów, przeniknęła, jak to zauważymy w dalszej części artykułu, do przedchrześcijańskiej kultury i tradycji Słowian. Nie ulega wątpliwości, że tematyka charyzmatycznych berserków budzi wiele kontrowersji i nadal nie przestaje interesować uczonych, którzy kolejnymi swoimi publikacjami wywołują nowe polemiki. Nie unikając tego wrażliwego problemu zechcemy tutaj zwrócić uwagę na możliwą obecność pojęcia, idei "berserka" w polskiej, zaginionej już tradycji - jako kolejny dowód, słabo dotychczas przez naszych historyków dostrzeganych, związków nordycko-słowiańskich, nie tylko w sferze tak zwanych materialnych "importów", ale dużo bardziej ważnych wspólnot etniczno-kulturowych.

Przykładem takich wspólnot była współpraca Połabian i Pomorzan z Wikingami i nauczenie się od nich nie tylko sposobów budowy statków morskich w nieznanej wcześniej Słowianom technice klepkowej, ale opanowanie sztuki żeglowania na morzu oraz morskiego wojowania i korsarstwa. Zajęciu temu nadali nasi pomorscy przodkowie swojską nazwę chąsa lub chąźba, a siebie nazwali chąśnikami

Z faktu budowania statków i uprawiania wśród wczesnośredniowiecznych Słowian bałtyckich żeglugi morskiej nie należy jednak wyciągać wniosku - co czyni większość historyków, że na Połabiu i Pomorzu "uprawą morza" zajmowali się tylko, a nawet przede wszystkim, Słowianie - w rozumieniu "czyści Słowianie". W istocie fach ten należał przede wszystkim do zeslawizowanych potomków Normanów, zasiedlających południowe wybrzeża Bałtyku. Byli już oni tam (i dalej przybywali w epoce Wikingów), zanim dotarli do nich w VI/VII wieku ze wschodnich głębi kontynentu Słowianie. Etymologia terminów związanych z budową statków, jak z żeglugą morską nie jest słowiańska, ale nordycka. Ludowa "chąsa" też nie jest zupełnie rodzima - pochodzi od gockiego słowa "hansa" (𐌷𐌰𐌽𐍃𐌰) - zbrojna drużyna. Można w sposób rozważny przypuszczać, że we wczesnym średniowieczu szkutnictwo, żegluga i handel morski na pomorskim wybrzeżu należały do zadomowionych tutaj i etnicznie wymieszanych ze Słowianami potomków Normanów. Tak samo, jak od pełnego średniowiecza rzemiosło i handel w polskich miastach prowadzony był głównie przez spolonizowanych Niemców i Żydów. Mówimy o faktach, a nie o ich dzisiejszej, takiej czy innej, interpretacji.

Zacznijmy od oryginalnych, skandynawskich berserków. Sięgnijmy do źródła historycznego, jakim jest "Saga o Ynglingach", którą - jak wiele innych legend staroislandzkich, spisał ze starych źródeł pisanych i przekazów mówionych, poeta i historyk z przełomu XII/XIII wieku, historiograf rodów królewskich Norwegii, Snorri Sturluson.  Jak w wielu wczesnośredniowiecznych opisach początków plemion, narodów i państw w Europie, także w przypadku Normanów Sturluson odwołuje się do tradycji religijnych jako pierwotnego fundamentu ich wspólnoty. Centralną postacią stwórczą, założycielską i władczą dla plemion normańskich był bóg Odyn (w języku staronordyckim Óðinn). 

Bóg ten roztaczał szczególną opiekę nad odważnymi wojownikami, wyposażonymi w przymioty boskiej odporności na cięcia miecza i ogień, tak opisaną we wspomnianej historii o Ynglingach - legendarnego rodu władców, którego początki sięgały V wieku: "W bitwie Odyn miał moc oślepiania, ogłuszania i wprowadzania strachu u wrogów, przez co ich broń przecinała nie więcej niż kije. Z drugiej strony jego ludzie wychodzili z bitwy bez siniaków, silni jak niedźwiedzie lub byki, wściekli jak psy lub wilki gryźli tarcze i zabijali innych, a ni ogień, ni żelazo im nie szkodziły. Zwano to furią wojowników-bestii (þat er kallaðr berserksgangr). Określenie "berserksgangr" oznacza dosłownie "marsz (atak) berserków", czyli "wprowadzić się w stan berserka".

Określenie "berserkr" (liczba mnoga berserkir)  pojawia się w niezliczonych źródłach literatury nordyckiej, ale najstarsze dotyczy bitwy pod Hafrsfjord, rozegranej około lub niedługo po 872 roku u wybrzeży Norwegii, zawartej w "Sadze o Haraldzie Pięknowłosym"  (Haralds saga hins hárfagra), której archaiczna forma przekazu wskazuje, jak sądzą historycy, że powstał on w końcu IX wieku. Oto powyżej wizerunek, zatapiającego zęby w tarczy, wojownika - berserka, reprezentującego wieżę w XII-wiecznych figurach z wikińskich szachów z Lewis (źródło: Iowa Rambler).

Etymologia słowa "berserkr" pochodzi prawdopodobnie od staronordyckiego *ber, oznaczającego niedźwiedzia i sekr - skóra (koszula), a więc łącznie określającego człowieka przebranego w niedźwiedzią skórę. Możliwe jest jeszcze drugie wyjaśnienie pochodzenia słowa "berserkr" - od starogermańskiego przymiotnika "berr" - nagi. W tradycji starogermańskiej ("Historie" rzymskiego historyka Tacyta) bowiem znane są walki wojowników nago lub z nagimi torsami (łac. nudis corporibus). 

W mitologii nordyckiej występują również wojownicy przebrani w wilcze skóry, zwani "úlfheðnar" (w liczbie pojedynczej - úlfheðinn) lub później "wolfhetan", co dosłownie oznacza "fartuch wilka". Antroponim wojownika-wilka úlfheðinn znany jest z runicznych napisów nieco młodszych, niż pierwotne pojęcie "berserkr". Oba terminy pochodzą z epoki Wikingów i mogą oznaczać również pogańskie totemy - emblematy wyróżniające pewien rodzaj, grupę wojowników. Wilki dobrze oddają ducha i sposób walki berserków, bowiem atakują watahami, zespołowo (foto: Watahy z Warmii i Mazur).

W Danii do dziś zachowało się przysłowie: "Gdy jesteś wśród wilków, musisz wyć jak one" (Man må hyle med de ulve man er I blandt). Tylko pozornie odpowiada to naszemu "Jakżeś wlazł między wrony, to i krakaj jak i one". W duńskim jest to nakaz zachowywania się jak wilki, współdziałania z nimi - jeżeli chce się przeżyć, w polskim to porada przytakiwania tym, wśród których się znaleźliśmy, ale niekoniecznie zgadzania się z nimi. To polskie znaczenie bardziej odpowiada innemu, duńskiemu i niezmiernie mądremu w dobie dzisiejszej, wypowiedzianej światu przez globalistów wojny cywilizacyjnej: "Zachowuj się zgodnie ze zwyczajami kraju, w którym jesteś, albo go opuść" (Skik følge eller land fly).


Interesujące jest, że to w okresie wikińskim pojawiła się w Europie zachodniej legenda o żyjącym na dalekiej północy, w położonych nad fiordami rejonach skandynawskich, tajemniczym rodzie kynokefalosów - ludzi z psimi głowami. Około AD 865 powstał bowiem "List o psiogłowych" (Epistola de cynocephalis), sporządzony przez mnicha benedyktyńskiego Ratramnusa z Korbei, którego niektorzy badacze określają jako "uczonego z czasów renesansu karolińskiego". Nota bene, jaki uczony, taki renesans. 

Jak zauważa Małgorzata Chudzikowska-Wołoszyn z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie ("List o psiogłowych Ratramnusa z Korbei", 2018), "W dobie karolińskiej o skandynawskiej proweniencji psiogłowych wzmiankował choćby Paweł Diakon (ok. 720 – ok. 800) w Historii Longobardów. Na nordyckie korzenie szczekających ludzi wskazywał również kronikarz i poeta Notker Balbulus – Jąkała (zm. 912), który był współczesny Ratramnusowi. Znamienny wątek ludzi-psów znajdziemy również w źródłach następnego stulecia. Adam z Bremy (ur. ok. 1050 – zm. po 1081) w swojej historii Hamburga i ziem północnych potwierdzał wciąż obecny i aktualny w Europie mit na temat psiogłowego plemienia żyjącego w rejonach nadbałtyckich".

VI-wieczny historyk bizantyjski Prokopiusz z Cezarei, w swoim dziele "Słowa o wojnach" (w starogreckim Ὑπὲρ τῶν Πολέμων Λόγοι, po łacinie 'De bellis'), pisał o Słowianach-Antach: "Kiedy włączają się do bitwy, większość z nich idzie pieszo przeciwko wrogowi, niosąc w rękach małe tarcze i oszczepy, ale nigdy nie noszą kolczugi. Niektórzy z nich nie noszą nawet koszuli ani peleryny, ale zawijając spodnie aż do intymnych części, przystępują do walki ze swoimi przeciwnikami" ("Procopius in Seven Volumes", tłumaczenie H. B. Dewing, Tom 4, 1924, księga VII. 14. 22-30). Kronikarz więc mówił, iż część wojowników słowiańskich walczyła pół nago. 

Można by sądzić, że być może "nie było ich stać" na kolczugi i lepsze uzbrojenie, ale z drugiej strony - patrząc na nie wyjaśnioną dotychczas przez historyków szybkość rozprzestrzeniania się Słowian, na przełomie czasów antycznych i średniowiecza, ze wschodu na zachód i południe Europy, pomijając częściowo pokojowe przenikanie na tereny słabo zamieszkane, być może ich sposób walki, "berserkowska" determinacja i męstwo, miały większe znaczenie, niż ewentualnie lepsze uzbrojenie strony stawiającej opór. Jak pokazuje dalsza historia Słowian, niezależnie od wygranych czy przegranych bitew i wojen, nie brakowało im nigdy odwagi i woli walki. 

Wojny przegrywaliśmy zwykle z innych, poważniejszych powodów - błędnej polityki elit rządzących, osłabiającej potencjał gospodarczy, a zatem i obronny, państwa. W chwilach krytycznych dla państwa, żadna "berserkowska" odwaga narodu nie zrekompensuje, skumulowanej przez lata, głupoty i krótkowzroczności rządzących. A ci, za pomocą pochlebczych historyków, zwalają wobec własnego społeczeństwa winę za swoje nierozważne oceny i błędy na bliskie geograficznie, a "wrogie" historycznie kraje sąsiedzkie i na dalsze, "przyjazne", ale "zdradliwe" - jak się w końcu okazuje, kraje, które wszystkie umieją zadbać o własny interes narodowy.

Odejdźmy od polityki i korupcji. Ilustrację mężczyzny, ubierającego skórę niedźwiedzia, wykonał w akwaforcie amerykański artysta Robert Spencer (źródło: Vincent Samson - "Berserkir Les guerriers-fauves dans la Scandinavie ancienne, de l’âge de Vendel aux vikings (VIe-XIe siècle)", 2011). Niektórzy badacze wiążą, moim zdaniem słusznie, wczesno-średniowieczny kult berserka - jako nieustraszonego wojownika, z tradycją antyczną wśród Germanów, zwaną przez Tacyta comitatus, później tłumaczoną w historiografii niemieckiej jako Gefolgschaft. Terminy te określają związek materialny wojowników ze swoim panem i ich psychologiczne przywiązanie do niego oraz obrona reprezentowanych przez niego wartości.

Oparta na kulcie pośmiertnej chwały admiracja berserków została przeniesiona z mitologii nordyckiej do realnego władztwa politycznego wikińskich jarlów i innych wodzów, wyposażonych w wysoko kwalifikowaną i wysoko motywowaną gwardię przyboczną berserków,  przyczyniając się w ten sposób do spotęgowania sukcesów militarnych Wikingów i ich terytorialnego rozprzestrzeniania. 

Niektórzy cenieni berserkowie, stawali się przedmiotem darowizn między wspierającymi się skandynawskimi władcami, jak na to wskazuje wzmianka w Eyrbyggja-saga o podarowaniu przez króla szwedzkiego Eryka Zwycięskiego, nawiasem mówiąc - teścia księcia Mieszka I, dwóch swoich wojowników - braci, o imionach Halli i Leiknir, norweskiemu jarlowi Hakonowi Sigurdssonowi. Zarówno tych dwóch władców normańskich, jak i naszego Mieszka I łączył wspólny wróg - duński władca Harald Sinozęby, który walczył o przejęcie panowania nad Szwecją, Norwegią i konkurował z Mieszkiem I o Pomorze. Oto, jak w tej sadze opisano braci - wojowników: „ ... zarządzili atak furii berserków, a ci nie byli już ludźmi, kiedy zostali uwolnieni; szli wściekli jak psy i nie bali się ognia ani żelaza ... ” (... þeir gengu berserksgang ok váru þá eigi í mannligu eðli, er þeir váru reiðir, ok fóru galnir sem hundar ok óttuðuz hvárki eld né járn ...).

W mitologii nordyckiej, podczas wizyt w ludzkim świecie Odyn i Thor często przybierają postać niedźwiedzia jako przebrania. Dlatego w starożytności wśród plemion północnej Europy uważano niedźwiedzie za przodków człowieka. Niedźwiedzie symbolizują mądrość, siłę i uzdrowienie, które przywracają równowagę widzianemu i niewidzialnemu światu. 
 
Tu przychodzi na myśl wyjątkowość imienia Mieszka I i zagadka związana z jego pochodzeniem. Po raz pierwszy imię Mieszka I - jako Misaca, odnotował pod rokiem 963 Widukind z Korbei. Widukind to imię oznaczające "dziecko lasu" (widu/vitu - las, kind - dziecko). Chociaż - jak zaznaczył Gall Anonim, Mieszko "... wcześniej nazywał się inaczej”, kto wie - może Dagobert. Tłumaczyłoby to, dlaczego w dokumencie z około AD 991 "Dagome iudex" nazwał siebie DAGOME, czyli przez połączenie dwóch swoich imion: DAGObert + MEsco. W tym samym dokumencie jeden z synów Mieszka I, Mieszko junior, został nazwany Misica

Te dwa najstarsze, znane imiona Mieszka - Misaca i Misica tworzą najbardziej wiarygodną podstawę do uznania, iż chodziło tutaj o imię Miszka. Polski językoznawca Stanisław Rospond uważa, że  inskrypcja z Mesco jest wtórna w stosunku do Misco, jaka widnieje na przykład na denarach tego księcia (Misico). Badacz ten zwrócił uwagę, że rdzeń mis- był bardzo produktywny w słowotwórstwie słowiańskim w średniowieczu (porównaj: myšk-, mišk-, miš-, miš-), od którego powstało wiele rzeczowników złożonych. I dlatego twierdzi on, że w imieniu Mieszka pierwotny, oryginalny człon to mis- lub nawet misz-. Pewnego rodzaju archeologicznym tego potwierdzeniem jest bity za czasów Mieszka III Starego brakteat z napisem w judeosłowiańskim języku knaan "Miszka kral Pulski" (tekst z legendy monety, poniżej). 


Brak jakichkolwiek autentycznych źródeł historycznych na temat etnicznego pochodzenia pierwszego władcy Polski zmusza badaczy do podejmowania kolejnych prób poszukiwań jego korzeni narodowościowych, na podstawie lingwistycznej analizy różnych wersji słowiańskiego imienia Mieszko, jakie zachowały się w kronikach i dokumentach. 

Najczęściej imię Mieszka I uważane jest za zdrobnienie od słowa niedźwiedź - w starosłowiańskim "miszka" (мишка). Niestety, nie jest znane pierwotne słowo w języku protosłowiańskim, które określało tego, legendarnego, otoczonego aurą tabu przed wypowiadaniem jego nazwy, zwierzęcia. W języku staroruskim było to już słowo "miećka" (мечька), później"miedwiedica" (медведица), "miedwiedź" (медведь), w staropolskim - miedźwiedź (u Mikołaja Reja w dziele z 1562 roku "Zwierzyniec"). W tak zwanym "Dokumencie Idziego", potwierdzającym nadania dla klasztoru benedyktyńskiego w Tyńcu w AD 1105, występuje imię Medwed.

Ewolucja słowa niedźwiedź w języku polskim jest jeszcze jednym z licznych dowodów, prezentowanych na tym blogu, wykształcania się języka polskiego z jezyka prasłowiańskiego, za pośrednictwem języków wschodniosłowiańskich. Jest to logicznie zgodne z kierunkiem zasiedlania Europy centralnej przez migrujące ze wschodu plemiona słowiańskie. Podobny kierunek wykształcania się języka czeskiego, słowackiego i łżyckiego z tych języków potwierdzają następujące przykłady: 1) słowo oheň  (pol. ogien) po czesku  i słowacku, woheń po górno-łużycku, a  вогонь (czyt. wohoń) po ukraińsku, агонь (czyt. ahoń) po białorusku; 2) słowo hnízdo  (pol. gniazdo) po czesku, hniezdo po słowacku, hnězdo po górno-łużycku, występuje jako гнiздо (czyt. hnizdo) w ukraińskim i гняздо (czyt. hniazdo) w białoruskim.

Określenie "mieczka" (мечка) - jako niedźwiedź przetrwało do dzisiaj w języku bułgarskim i macedońskim. W języku staropolskim słowo "miech", a w zdrobnieniu "mieszek", oznaczało wór, torbę, sakiewkę, ale w zdrobnieniu Mieszek było to także imię męskie, jak Leszek, Godek, Sławek itd. W języku rosyjskim zachowała się nazwa мешoк (mieszok) jako "worek". Pierwotnie jednak, słowa te w języku starosłowiańskim pochodziły od określenia skóry, kożucha, z których wyrabiano m.in. worki i sakiewki. Słowo měch w języku starocerkiewno-słowiańskim oznaczało "futro", a do dzisiaj pozostało w takim znaczeniu w języku rosyjskim jako мех (miech). Zdrobniałe imię Mieszek pochodzi więc od pierwotnego znaczenia "miecha" jako futra. Mieszko jest więc zdrobnionym imieniem o takim samym pochodzeniu, wiążącym się zarówno ze słowem "niedźwiedź", jak i "futro". Dzisiaj więc na starodawną "miszkę", pod którą krył się niedźwiedź, powiedzielibyśmy "futrzak". Adam Mickiewicz stworzył, zawsze na czasie i nie tylko dla dzieci, wiersz o Mieszku, Leszku i niedźwiedziu "Przyjaciele" (źródło: "Wiersze dla dzieci", Wydawnictwo Greg, ilustracje: Marek Szal). 

 
Nasz wieszcz narodowy zauważył, że nie zawsze stać nas w życiu na ducha wojownika z zasadami, takimi jak "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Cechują one watahy wilków, a i zapewne towarzyszyły berserkom i prawdziwym rycerzom średniowiecza. Czy jest jeszcze w XXI wieku między ludźmi miejsce na "stare zasady", nawet w okresie pokoju -  odwagi cywilnej, solidarności, lojalności i rycerskości? Nie jest to w istocie pokój społeczny, kiedy dla "zdyscyplinowania" społeczeństw, wszechogarniająca propaganda zarządza strachem, a wolność człowieka jest deptana. Ktoś, nie tak dawno temu, powiedział: „Kiedy ludzie boją się rządu, panuje tyrania, kiedy rząd boi się ludzi, wtedy jest wolność”.
 
Już prawie dwa i pół tysiąca lat temu Arystoteles zauważył: "Trzy cele tyrana, to po pierwsze upokorzenie jego poddanych; wie, że podły człowiek nie spiskuje przeciwko nikomu; po drugie, wzbudzenie wśród nich nieufności; bo tyran nie może zostać obalony, dopóki ludzie nie zaczną sobie ufać - i to jest powód, dla którego tyrani toczą wojnę z dobrem; po trzecie, tyran pragnie, aby wszyscy jego poddani byli niezdolni do działania, ponieważ nikt nie próbuje tego, co niemożliwe, i nie będą próbowali obalić tyranii, jeśli są bezsilni". Historia pokazuje, że dla kontroli umysłu tyrani zawsze wykorzystywali propagandę, jako skuteczne narzędzie zniewolenia narodu, karmiąc go codziennie nowymi, spreparowanymi, fałszywymi wiadomościami, które mają coraz bardziej paraliżować społeczeństwo i uzależniać go od dyktatorskiej władzy.
 
 

Krytycy hipotezy o "miszkowym" źródłosłowie imienia Mieszko zwracają uwagę, iż jakoby brak jest śladów używania "miszki" w średniowiecznej polszczyźnie. Gdyby miało to być prawdą, to byłby to jeszcze jeden argument, że rusycyzm "miszka" mógł zostać przywleczony przez ruskich Waregów, osiadłych w Wielkopolsce jeszcze przed Mieszkiem, pod swoim naddnieprzańskim etnonimem "Polanie", który - poza imieniem Mieszka, nie przyjął się u nas jako synonim niedźwiedzia. Chyba jednak nie do końca, skoro pozostał nam ... pluszowy miś, Czechom medvídek, Słowakom macko, Białorusinom i Macedończykom miecze, Ukraińcom wiedmiedik, Rosjanom miszka, Chorwatom medo, Słoweńcom medwedek, a Serbom mieda. Nasz miś i rosyjska miszka są w tym zestawieniu najbliższe sobie fonetycznie i etymologicznie. Nazwy te trwały w słowiańskich legendach, baśniach ludowych, zwyczajach "wodzenia niedźwiedzia" (o czym niżej) i zabawkach z pewnością przez wieki, zanim Amerykanie wymyślili sto lat temu dla siebie nazwę teddy bear.
 
Jeżeli, przypadkowo lub nie, imię Mieszka (Miszka, Misaca, Misica) pochodziło od staroruskiego "miszki" - niedźwiedzia (co samemu władcy przydawało cech boskich i autorytetu), to Mieszko - poprzez związanie swego imienia z kultem niedźwiedzia, zrozumiałym zarówno dla Normanów, jak i Słowian, uosabiał sakralny charakter swojej - i później syna Bolesława, władzy, nad "Słowianami i Gotami, czyli Polanami" (regni Sclavorum Gottorum sue Polonorum), o czym wspominam w artykule "Pomorscy Goci nad Parsętą i Dnieprem".

Fenomen berserków - nieokiełznanych wojowników, należy więc widzieć przez pryzmat całości ówczesnych pogańskich wierzeń i kultów, ściśle połączonych z rytuałem współsolidarności między towarzyszami broni, a także uznania przez nich świętości statusu władcy. Dopiero nadejście do Skandynawii instytucjonalnego chrześcijaństwa na początku XI wieku podmyło kultowe i kulturowe fundamenty mitologii nordyckiej i ustroju społecznego Normanów oraz rozpoczęło kulturowy i polityczny demontaż wikińskiej ekspansji w Europie.

Kult zwierzęcej, a w tym przypadku wilczej wojowniczości, znany był u Wikingów już u zarania ich aktywności, bowiem na kamieniu runicznym z Istaby, datowanym na okres 550-790 AD, widnieją imiona trzech wojowników: "Wilk walki" (HaþuwulfR), "Wilk miecza" (*HaeruwulfR) i "Wilk armii" (HariwulfR) [gwiazdka oznacza imię częściowo odtworzone]. Nie wykluczone jest więc, że chodzi tutaj nie tylko o imiona, ale o ich ubiór i sposób walki, co oznaczałoby, że pojęcie berserka w mitologii nordyckiej może sięgać VI wieku i obejmować szczególny rodzaj odważnych, "namaszczonych" przez boga Odyna, wojowników. Walczyli oni w ekstatycznym szale bez zbroji (kolczugi), a bojowym było okrycie ze skóry niedźwiedzia, albo z wilka. Określenia "berserkr" i "úlfheðnar" odnoszą się do tej samej grupy wojowników, określanych w literaturze jako "ludzie Odyna".

Panująca w Anglii w VI-VIII wieku anglo-saksońska dynastia Wuffingów bierze swoją nazwę prawdopodobnie od "wilków Odyna", bowiem w IX-wiecznych manuskryptach nazwanych "Anglian collection" znajduje się opis linii genealogicznej, pochodzącego z tej dynastii króla Ælfwalda, sięgającej boga Odyna (Wodan). To do króla Raedwalda - przedstawiciela tej nordyckiej dynastii osiedlonej w Anglii, jak uważa się powszechnie, należał słynny, VII-wieczny hełm z Sutton Hoo, którego fragment repliki, dla przybliżenia szczegółów) zamieszczam poniżej (źródło: Wikipedia).

Hełm z Sutton Hoo pokryty jest płytkami z cynowanego brązu, które przedstawiają ikonografię figuratywną i zdobniczą bardzo podobną do hełmów ze szwedzkich pochówków w Vendel i w Valsgärde. W grobie łodziowym z Sutton Hoo umieszczono m.in. zestaw dziesięciu srebrnych mis bizantyjskich, prawdopodobnie wykonanych w VI wieku. Pod nimi znajdowały się dwie srebrne łyżki, w tym jedna, nosząca imię apostoła, św. Pawła, z naniesionym w technice niello greckim napisem "PAULOS”. 

Imię króla Ælfwalda, założyciela dynastii Wufingów, oraz jego następcy Ældwulfa, było popularnym rodzajem imienia wśród wodzów anglo-saksońskich (męskich i żeńskich), takich jak: Ælfred, Ælfric, Ælfflæd, Ælfwynn, Ælfgifu, Ælfthryth. Zawierały one w sobie słowa "elf", które w mitologii germańskiej, a zwłaszcza nordyckiej uosabiało rodzaj humanoidalnej osoby nadprzyrodzonej, uważanej w religii pogańskiej za zbliżonej do boga. Imiona nawiązujące do bogów znane są w innych kulturach, na przykład greckie imię Teodor oznacza "dar Boga", Teofil - "przyjaciel Boga", Diogenes - "urodzony z Boga". Tak, jak polskie imiona: Bogusław, Bogumił, Bogdan, Boguchwał itp. 

Imię Wulfstan, oznaczające "Wilczy kamień", nosił prawdopodobnie anglo-saksoński lub normański podróżnik, który odwiedził między innymi wikiński port w Truso (Druso) około 880 roku. Imię to nosili także: Wulfstan I - arcybiskup Yorku w X wieku, św. Wulfstan - biskup Worcester w XI wieku i Wulfstan II- arcybiskup Yorku w XI wieku. Ten ostatni nazywał sam siebie "Wilkiem" (Lupus), w jego "Kazaniu Wilka do Anglików" (Sermo Lupi ad Anglos).

Zauważmy, że w świetle zachowanej literatury źródłowej, w  rolę berserków wcielały się nie tylko abstrakcyjne postacie mityczne, o jakich mówi "Saga o Ynglingach", ale osoby związane z wydarzeniami historycznymi, a więc i one same mogły być postaciami realnymi, historycznymi: Hildebrand i Haki (Hake) z "Sagi o Halfdanie Czarnym", czy Berdla-Kari i Thorir Haklang z "Sagi o Haraldzie Pięknowłosym". Podstawowym źródłem wiedzy o wojownikach "zwierzęcych" są opisy ich zachowań w walce, nie zawsze nazywające ich tym terminem, zawarte w sagach islandzkich (isl. Íslendingasögu), opowieściach bazowanych głównie na wydarzeniach historycznych z okresu IX-XI wieku.

Zanim jednak zachowane dzisiaj źródła pisane podały nazwę nordyckich wojowników - bestii, już z kulturowego okresu Vendel (VI-VIII wiek) pochodzą przedstawienia ikonograficzne tych rycerzy. Oto powyżej rysunek, odkrytej w 1870 roku, w Torslunda na wyspie Olandia, jednej z czterech, płyty odlanych w brązie, jaki opublikował szwedzki archeolog Oscar Montelius w pracy "Om lifvet i Sverige under hednatiden" (O życiu w Szwecji w okresie pogańskim) w 1905 roku. Przedstawia on tańczącego wojownika, w stroju z hełmem rytualnym, zwieńczonym jakby ptasimi szyjami i głowami, oraz wojownika przebranego w wilczą skórę.

Z tego samego okresu, a bliżej można określić - z początku VII wieku, pochodzi poniższa ilustracja rekonstrukcyjna srebrnej, oryginalnie pozłacanej plakietki, umieszczonej na hełmie z Sutton Hoo, w hrabstwie Suffolk, Anglia, stanowiącym część wyposażenia w wikińskim pochówku łodziowym. Przedstawia ona dwóch tańczących wojowników, noszących na głowach rytualne hełmy o wyglądzie bardzo podobnym do hełmu wojownika z plakietki ze szwedzkiej Torlunda. Ten taniec wojenny wykonywany jest, zdaniem historyków, na cześć Odyna - boga wojny.

Oto poniżej kolejny motyw hełmu ozdobionego "rogami", a raczej stylizowanymi ptasimi szyjami i głowami, noszonego przez wikińskiego wojownika, jaki widnieje na pozłacanej sprzączce do pasa, odlanej z brązu, odkrytej na anglo-saksońskim cmentarzu z VI-VIII wieku, w angielskiej wsi Finglesham, w hrabstwie Kent (źródło: Wikipedia). Dzierżący w dłoniach dwie włócznie wojownik jest w pozycji tańczącej, w przy tym praktycznie nagi, poza hełmem na głowie i pasem. Zabytek znajduje się w zbiorach Ashmolean Museum w Oksfordzie.

Pas rytualny spełniał ważną rolę w utrzymaniu berserka w stanie wysokiego ducha bojowego, czy wręcz szału bojowego. W artykule"Charakternicy" (w pracy" "Studja staropolskie Księga ku czci Aleksandra Brucknera", 1928), polski etnograf i socjolog historyczny Jan S. Bystroń pisze o dość dobrze poświadczonych w literaturze historycznej słowiańskich "charakternikach" - ludzi, którzy według powszechnego mniemania nieczuli byli na broń wroga, dzięki noszeniu specjalnego pasa. Pisał on również: "Charakterników przypomniał Sienkiewicz; spotykamy się kilkakrotnie w Trylogji z tem określeniem ludzi niesamowitych, o nadzwyczajnem męstwie, nieustraszonych i niedosięgalnych kulą ...". W "Encyklopedii powszechnej" z 1861 roku tak m.in. określono "charakterników": "Pomiędzy dawnem rycerstwem naszem, szczęśliwych w boju, którzy bez ran schodzili z pola bitwy, zwano żartobliwie charakternikami; wierzono zaś z całym przekonaniem i pewnością, że są tacy, których się kula, spisa lub szabla nie ima. Takiej sławy używał Bohdan Chmielnicki pomiędzy Kozakami ...". 

W nowożytnej tradycji ukraińskiej, o której wspomina w XVI wieku historyk Bartosz Paprocki, charakternik, chimorodnik, gałdownik, zamorocznik to imię czarownika, uzdrowiciela, duchowego mentora na Siczy Zaporoskiej, który zajmował się nie tylko czarami i wróżbą, ale także leczeniem rannych Kozaków, ich przygotowaniem psychicznym i fizycznym do walki. Nie wiadomo, w jakim stopniu tradycje charakternika zrodziły się na Ukrainie pod wpływem szamańskich zwyczajów, przyniesionych ze Wschodu przez średniowieczne ludy koczownicze, a w jakim jest to pozostałość dawnej, wzajemnej akulturacji (zmieszania kultur) Gotów, Sarmatów, Słowian, Antów i innych plemion na przełomie antyku i średniowiecza, w strefie nadczarnomorskiej, jako kultowe i rytualne resztki po wcześniejszych kulturach gocko-sarmacko-słowiańskich  (grupa kultur czerniachowskich), z chronologicznie wyjściową na pograniczu Pomorza i Prus w I wieku n.e. kulturą wielbarską i zamykającą na Połabiu w VIII wieku kulturą Sukow-Dziedzice, których terytoria zaznaczono na poniższej mapie odcieniami brązu, jako "archeologiczna prowincja czarnomorsko-bałtycka" (źródło: Historycy.org, autor mapy: Michał Parczewski).

Jeżeli już jesteśmy przy widocznych na powyższych ilustracjach zabytków "wikińskich rogach", to wyjaśnijmy mit "rogatych Wikingów". Otóż doprawianie rogów walczącym Wikingom przez karmiące się odpadami - czyli wymyślaną sensacją, bulwarowe publikacje i hollywoodzkie wytwórnie filmowe jest faktograficznie i naukowo bezpodstawne. Są to typowe dla mediów komercyjno-korporacyjnych fake news, akceptowane przez ich własnych, zajętych bardziej polityczną cenzurą, tak zwanych (koniecznie w cudzysłowie) "fact checkers". 

Wikingowie nie walczyli w hełmach z "rogami", natomiast zdobili je i  nosili w celach rytualnych i przy okazjach świętowania, jednakże nie były to żadne rogi - jakie wyrastają z głów zwierząt kopytnych, ani naśladowania takich rogów.


Rytualne hełmy "z wypustkami" mają w tradycji skandynawskiej, głębokie korzenie, sięgające późnej nordyckiej epoki brązu (1000-800 BC), a więc niemal dwa tysiące lat przed epoką Wikingów. Oto powyżej obrzędowe rekwizyty, na ekspozycji w National museet w Kopenhadze (foto: Simon Burchell, 2011). Hełmy złożone zostały jako dar wotywny w jeziorze Løje Sø, pod Veksø, na duńskiej wyspie Zelandia. "Wypustki", podwójnie zagięte, zostały przymocowane do hełmu nitami.

Z lat 800-500 przed naszą erą pochodzi sześć, wykonanych w brązie, figurynek wojowników i kobiet, z których zachowały się dwie, w obrzędowych hełmach i z toporami w dłoniach, odkrytych dwa i pół wieku temu w Grevensvænge, na tej samej duńskiej wyspie Zelandia, 70 km od Veksø. Oto z boku edytowany rysunek z 1779 roku dwóch artefaktów, z których ten po lewej stronie, ale bez topora, przetrwał do dzisiaj.

Rysunek przedstawia dwie postacie klęczących mężczyzn w hełmach z "rogami", z pasem i pierścieniem na szyi, trzymających odpowiednio topór w prawej i lewej ręce,

Na ilustracji bocznej zamieszczamy fragment zachowanej figurunki wojownika z Grevensvænge, w rytualnym hełmie. Widzimy, że wypustki na hełmie nie są rogami jakiegokolwiek naturalnego zwierzęcia, ale jakimiś istotami mitycznymi, wężowatymi, albo jakby rodzajem trąb.

Symbolika "rogatych" hełmów rytualnych przeniknęła także do mitologii i sztuki celtyckiej, czego dowodem jest tak zwany kocioł z Gundestrup, odkryty pod koniec XIX wieku na duńskiej Jutlandii, datowany na II/I wiek p.n.e., a pochodzący prawdopodobnie z Dacji (Bałkany). Ornamentyka jest celtycka, ale stylistyka postaci i wyobrażeń (postacie ludzkie, lew, lampart, delfin, jeleń, dzik, słonie, byki, psy, koty, ptaki, gryfy, koniki morskie, fantastyczne zwierzęta) ma charakter bliskowschodni. To wykonane w pozłacanym srebrze duże naczynie, o średnicy 69 cm i pojemności stu litrów, trafiło do Danii zapewne albo w drodze wymiany handlowej, albo było podarunkiem, albo też zabrane jako łup wojenny. 

W każdym przypadku potwierdza to, że już u schyłku poprzedniej ery plemiona normańskie rozlewały się po Europie, zwłaszcza w kierunku południowym, czego potwierdzeniem jest obszar pomiędzy południową Skandynawią, a dorzeczem górnego Dunaju, gdzie w okresie od VI do I wieku p.n.e. dominowała tak zwana kultura jastorfska. Tworzyła ona pomost cywilizacyjny, a z czasem zapewne i współetniczny pomiędzy kulturami i ludami nordyckimi i celtyckimi w środkowej Europie.

Interesująca jest teoria niektórych badaczy, że wspomniany wyżej, celtycki kocioł znalazł się w północnej Jutlandii, zamieszkałej przez plemię Cymbrów, w związku z rozpoczętą w tym okresie emigracją tego plemienia w kierunku Noricum - północnej prowincji Cesarstwa Rzymskiego, gdzie w 113 roku p.n.e. stoczyli z Rzymianami zwycięską bitwę pod Noreją. Ciekawe, że imiona wodzów cymbryjskich były w brzmieniu celtyckie: Ariovist, Boiorix, Ceasorix, Claodicus, Lugins, Marbod. Czyżby Cymbrowie oddali (lub zmuszeni zostali oddać) władzę nad sobą na terenach celtyckich celtyckim elitom? 

Oto z boku fragment jednej z płytek tego celtyckiego kotła z Danii, przedstawiający postać w hełmie z wypustkami, trzymającą w dłoniach połowę złamanego koła (foto: Tsahizn Tseh, 2014).

Jeszcze jeden przykład kultowego hełmu z ostatnich wieków poprzedniej ery, to datowany na lata 325-275 BC brązowy hełm, ozdobiony sylwetkami dwóch koników morskich, pochodzący z krańca Półwyspu Apenińskiego - późniejszej Apulii (foto poniżej: Jan van der Crabben, British Museum). Należał on prawdopodobnie do ówcześnie zamieszkującego te tereny ludu Messapiów, przed ich podbojem przez Rzymian. Kształt hełmu typu pilos oraz motyw konika morskiego wskazuje na wpływy z antycznej Grecji.

Wikińskiego wojownika w zdobionym "rogami" hełmie widzimy na kolejnej ilustracji, stanowiącej kawałek zrekonstruowanego gobelinu z Oseberg, ze sceną uroczystego pochodu. Przybliżenie szczegółów nie pozwoliło pokazać całej sylwetki wojownika, który nie jest ubrany w spódnicę - jak sugerowałby ten fragment ilustracji, ale w bufiaste spodnie poza kolana, przyjęte w tradycji rosyjskiej, a później i polskiej. W takie spodnie ubrani byli, przedstawieni na historycznych miniaturach, Rusowie - Waregowie.

Resztki tego zabytku zostały odkryte na słynnym statku Oseberg z 834 roku. Próby rekonstrukcji pierwotnego przedstawienia ikonograficznego, w formie ilustracji w akwareli dokonała Mary Storm z Muzeum Historycznego w Oslo. Poniższa grafika jest fragmentem większej sceny rytualnej uroczystości, być może pogrzebu. Z uwagi na zatarcie szczegółów oryginalnego rysunku tkaniny oraz porównując z innymi zabytkami o tych cechach ikonograficznych, nie wydaje się, aby była to oryginalnie forma "rogów", a raczej wychodzące z hełmów kultowe istoty, na przykład w rodzaju węży.

Około połowa zachowanych do dzisiaj gobelinów w Europie, pochodzących z okresu IX-XIII wieku, pochodzi ze Skandynawii lub spoza niej, ale z motywami normańsko-wikińskimi. Reszta tego rodzaju zabytków pochodzi z terenów byłego Cesarstwa Niemieckiego, a także marginalnie - z Hiszpanii. Zabytki te w większości znajdują się w zbiorach przechowywanych w kościołach i klasztorach, a tylko kilkanaście procent pochodzi z wykopalisk archeologicznych. 

Dokonywane przez badaczy opisy zabytków, przedstawiających postacie w hełmach z tajemniczymi odnogami, pochodzących z okresów nordyckich epok brązu, żelaza i Wikingów, coraz częściej kwalifikują te tajemnicze wypustki jako "rogi", a postacie noszące takie hełmy jako przedstawiające boga Odyna. Są to moim zdaniem świadomie dokonywane uproszczenia, mające z jednej strony podnieść prestiż badacza, "odkrywającego" jeszcze jedną postać mitycznego Odyna, a z drugiej strony, podnieść prestiż placówki muzealnej, posiadającej oryginał takiego artefaktu. 

Przykładem takiego tworzenia stereotypów i wulgaryzowania nauki jest manipulowanie wiedzą o IX-wiecznej, brązowej figurynce - zawieszce (amulecie), pochodzącej z kobiecego grobu z Ekhammar, gmina Kungsängen, w szwedzkiej prowincji Uplandia (foto obok: Gabriel Hildebrand, 2011). Przedstawia ona wojownika w "rogatym hełmie", trzymającego w prawej ręce miecz, a w lewej dwie włócznie - jak opisują badacze, ale które wyglądają raczej na dwie magiczne laski.

Historiska museet w Sztokholmie, dysponent oryginalnego zabytku tak go opisuje: "Wisiorek lub amulet przedstawiający mężczyznę trzymającego miecz i dwie włócznie, w hełmie z rogami, prawdopodobnie przedstawia kapłana czczącego kult Odyna".

Replika tego artefaktu oferowana jest do sprzedaży, przez National museet w Kopenhadze, za cenę 849 DKK, opisaną jako "Odinfigur med horn - forgyldt sølv" (Figurka Odyna z rogami - srebro pozłacane). Ten nowy stereotyp ma swoje negatywne konsekwencje dla prac innych uczonych, którzy nieświadomie opierają się na "nowych faktach", stworzonych nawet przez tak renomowaną instytucję, jak National museet w Kopenhadze. 

Sprzedawana przez muzeum w Kopenhadze kopia figurynki jest właśnie przykładem powielania powierzchownej tezy pod pozorem faktu. Rekonstrukcja graficzna szczegółów amuletu z Ekhammar, której autorem jest Jonas Lau Markussen, pozwala jednoznacznie skonstatować, że postać nie nosi "rogatego hełmu", jak popularnie przyjmują naukowcy dla tego i wielu innych podobnych artefaktów (ilustracja z lewej strony). Widzimy, że zamiast ostrych i sztywnych rogów, jakie naturalnie noszą rogate zwierzęta, z głowy postaci wyrastają fantastyczne, jakby żywe istoty (albo istota), sugerujące ich elastyczność i miękkość. 

Także opis zabytku - "rogaty hełm" i "dwie włócznie", jaki publikuje jego właściciel - Muzeum Historyczne w Sztokholmie, jest dwukrotnie nieścisły. Bowiem, poza już wspomnianymi wyżej nie-rogami, z uwagi na raczej wyraźnie widoczne kulkowe zakończenia i krótkie drzewce, należy uznać, że nie są to włócznie, ale laski magiczne. Kolejny błąd, jak się wydaje, popełnia autor rekonstrukcji, który określa postać jako boga Odyna. Pałeczki magiczne przemawiają jednak za postacią kapłana, który niewątpliwie wyznaje kult tak Odyna, jak i innych bogów z mitologii nordyckiej.

Dodajmy jeszcze jedną, odlaną w metalu, figurynkę, pochodzącą z grobu (kobiety) 571 w Birce. Odlew jest mało dokładny, tym nie mniej można przyjąć, że i tutaj chodzi o postać czarownika, ze schodzącymi się nad głową wężowatymi istotami, trzymającą w dłoniach miecz i laskę czarnoksięską (źródło: Michaela Helmbrecht, 2008 - "Figures with Horned Headgear A Case Study of Context Analysis and Social Significance of Pictures in Vendel and Viking Age Scandinavia").

Analizując wiele podobnych artefaktów z wikińskiego okresu Vendel, autorka, tak jak i cały główny nurt badaczy, utrzymuje, że we wszystkich tych przypadkach chodzi o postacie ubrane w nakrycia głowy "z rogami", zupełnie nie wnikając w różnorodne, dalekie od rogów formy tych elementów. A przecież jest dużym uproszczeniem, wręcz schematem myślowym przyjmowanie, że wszystko co wystaje ponad głowę należy nazwać rogiem.

Jednakże w innej sprawie autorka wyraża pogląd tutaj prezentowany i inny, niż większość badaczy, że wyobrażenia postaci w tego rodzaju artefaktach, które można uznać za amulety, prawdopodobnie nie przedstawiają samego Odyna, ale wojowników, odprawiających rytuał związany z Odynem.

Hasło "Odin" w duńskiej Wikipedii, zawiera następującą informację: "Odyn z Uppåkry to około pięciocentymetrowa statuetka przedstawiająca mężczyznę w hełmie z rogami. Jedno oko jest ranne. Figura pochodzi z VIII wieku ..." (Odin fra Uppåkra er en cirka fem centimeter lang statuette af en mand iført en hjelm med horn. Det ene øje er skadet. Figuren er dateret til 800-tallet ...). 

Moim zdaniem, ten wykonany z brązu zabytek nie przedstawia ani rogów, ani hełmu. Oto jego fotografia, wraz z wizualną rekonstrukcją (źródło: Lyle Tompsen, 2020 - "A Comparison of Stave Churches and Pre-Christian Cult-Houses, Their Origins and Influences"). 

Odkryta w Starej Ładodze, o wysokości 5.4 cm, brązowa i pozłacana figurynka, datowana na połowę VIII wieku, jest przez archeologów uznana, jako przedstawiająca "śpiewającego Odyna" (źródło: Andrej Czernow, Nestoriana). Zabytek ten zestawiony jest poniżej z podobną, lecz starszą (VI-VII wiek) figurynką z Levide (z prawej strony), w południowej Gotlandii (źródło: Medieval Histories, 2014).


Poniższy rysunek fragmentu folii metalowej, która przykrywała hełm wikiński, przedstawia wytłoczoną na niej grafikę, częściowo nieczytelną, ale z wyraźną postacią z wężowymi "wypustkami" na głowie. Cała scena wydaje się mieć charakter rytualny, jakby przedstawiała taniec zwycięstwa po wygranej bitwie. Interesująca nas postać trzyma w jednej dłoni długą laskę, a w drugiej podtrzymuje, razem z jeźdźcem na koniu, deskę lub żerdź z dzikiem. Zabytek pochodzi z grobu numer 7 we wspomnianym wyżej Valsgärde, w szwedzkiej prowincji Uppsala (źródło: Early Medieval Archaeology).


Oto poniżej kolejna, antropomorficzna zawieszka - amulet, w formie odlewu z pozłacanego brązu, datowana na VI-VII wiek. Przedstawia ona głowę Wikinga, z brodą w szpic i opadającymi wąsami oraz, charakterystycznymi dla sztuki wikińskiej, wyrazistymi oczami. Zwieńczona jest ona parą rowkowanych ptasich szyj z głowami, stykającymi się dziobami. Zabytek, o wysokości 3.8 cm, został znaleziony w 2002 roku w Blakeney, u wybrzeża Morza Północnego, w angielskim hrabstwie Norfolk. Sprzedany przez dom aukcyjny Christie's.

I na zakończenie krótkiego przeglądu skandynawskich, rytualnych nakryć głów "z rogami", przedstawmy tego rodzaju zabytek, który pochodzi wyjątkowo spoza strefy skandynawsko-angielskiej, jakim jest poniższa plakietka (tutaj w dużym powiększeniu), odkryta nad węgierskim jeziorem Balaton, w miejscowości Keszthely-Fenékpuszta (Róbert Müller, 2008 - "Neue germanische Funde aus der Festung Keszthely-Fenékpuszta").

Została ona wykonana na wytłoczonej blaszce ze stopu miedzi, o wymiarach 24x26 mm, na której widnieją dwaj wojownicy, trzymający włócznie w obu rękach, a u każdego z nich z ich głów wystaje para zwróconych do siebie pyskami-dziobami para mitycznych istot. Wyposażeni w szerokie pasy, wojownicy zdają się śpiewać i stąpać w powolnym tańcu. Wojowników oddzielają splecione ze sobą dwa mityczne wężowate stworzenia z otwartymi pyskami. Zabytek datowany jest w przedziale czasowym AD 535-630. W tym okresie w Panonii przebywało normańskie plemię Longobardów. Pod względem archeologicznym z okresu lombardzkiego znanych jest na Węgrzech około 40 cmentarzy, na których pochowano około 2000 osób.


W tym samym rejonie Keszthely-Fenékpuszta Longobardowie zostawili po sobie wiele zabytków bizantyjskich lub wykonanych pod wpływem bizantyjskim, między innymi, w kobiecym grobie, takie oto dwie złote zawieszki z VI wieku, w kształcie gruszek (foto: James Steakley). Fronty ozdobione są wzorzystymi motywami, wykonanymi w orientalnej technice cloisonné. Kilka przegródek jest wypełnionych almandynami (szflifowanymi kamieniami półszlachetnymi), a pozostałą powierzchnię tworzą intarsje ze szkła w kolorze niebieskim i zielonym, osadzone na cienkościennych klozonach ze złotej folii. Zabytki te są kontynuacją dużo wcześniejszych, bo co najmniej od pierwszych wieków naszej ery, kontaktów kulturowych plemion nordyckich z Orientem.


Przedstawione tutaj rytualne rogi na głowach wojowników, nie są w rzeczywistości jakimiś sztywnymi, statycznymi rogami zwierzęcymi, ale istotami żywymi, symbolizującymi w nordyckiej mitologii,siły wyższe, boskie, ulotne, być może idee, emocje. Postacie, z których głów, a czasami z hełmów, wyrastają giętkie istoty, mogą reprezentować kapłanów, wróżbitów, bąź samego boga Odyna.

Bardzo trafnie wnioskuje Kornelia Lasota, zdolna absolwentka Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, kiedy pisze: "Wydaje się, że w staronordyckim widzeniu świata wszystkie zwierzęta były szanowane i cenione, ponieważ stanowiły kluczową i nieuniknioną część ludzkiej egzystencji. Jak zauważa Kaitlyn Gutierrez, 'Zwierzęta najwyraźniej odgrywają niezliczone role w mitologicznym świecie nordyckich bogów, działając jako powiernicy, towarzysze, jako stworzenia, które uosabiają koncepcje [nawet] takie jak wiatr, a nawet są niezbędne w tworzeniu i niszczeniu królestwa bogów”. Wydaje się, że w światopoglądzie staronordyckim wszystkie zwierzęta były szanowane i cenione, ponieważ stanowiły kluczową i nieuniknioną część ludzkiej egzystencji'" (K: Lasota, 2021 - "The  Holy  Serpent:  Snakes in  the  Old  Norse  Worldview").

Analogicznym do wyobrażenia "wilczego wojownika" z plakietki z Torlunda jest poniższe przedstawienie rycerza ubranego w wilczą skórę na srebrnej pochwie miecza z Gutenstein, Badenia-Wirtembergia, datowanej na koniec VII wieku. Rycerz ten trzyma w lewej dłoni, umieszczony w pochwie, tak zwany miecz pierścieniowy. Rękojeść tego miecza była zabezpieczona od strony ostrza i od strony jabłka dwoma równoległymi pierścieniami. Sposób trzymania miecza i skierowane jego ostrze ku dołowi może sugerować, że rycerz ten bierze udział w ceremonii pogrzebowej.

Ten rodzaj miecza, związany z przedchrześcijańskim okresem Vendel, produkowany był u schyłku okresu wielkich migracji, w VI i VII wieku, przez Normanów, a ze Skandynawii rozprzestrzenił się w Anglii i wśród innych plemion germańskich, Frankonii i Lombardii. W poemacie epickim, datowanym przeważnie na VIII wiek (zachowana kopia pochodzi z początku XI wieku), "Beowulf", opisującym legendarne dzieje Skandynawii, ten rodzaj miecza, przysługujący wodzom i wielkim rycerzom, tak właśnie jest nazwany - "hring-mæl", czyli właśnie miecz pierścieniowy. Sam główny bohater, Beowulf, jest gockim rycerzem. Jego imię "pszczeli wilk" ma charakter metaforyczny - oznacza "wilka pożerającego pszczoły", czyli niedźwiedzia. Jak wiemy, etymologia prasłowiańska słowa niedźwiedź jest całkiem podobna - *medъvědь (*medъ 'miód' + v +*ēd, od *ěsti 'jeść, a więc "jedzący miód".


Można przypuszczać, że berserkowie spełniali wśród plemion nordyckich rolę oddziałów elitarnych, specjalnych, należących do najbliższego kręgu władcy, którym ten powierzał zadania najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne. Nazywani byli wojownikami-bestiami, bowiem z utożsamiania się z cechami najbardziej groźnych zwierząt czerpali odwagę i wysokiego ducha bojowego. Tak przebrany wojownik ujawniał w walce swoją dziką naturę przez przerażający ryk i ekstatyczne szaleństwo. 

We fragmencie wspomnianej wyżej sagi opisującej bitwę pod Harfsfjord mowa jest o krzykach i wyciach berserków. Oto jeden z opisów: "Wtedy berserkowie ryknęli, wybuchła bitwa, wilcze skóry wyły dziko, potrząsając włóczniami" (Grenjuðu berserkir, guðr var á sinnum, emjuðu úlfhéðnar, ok ísarn glumdu). "Vatnsdæla saga" tak opisuje fragment tej bitwy: "To była największa bitwa króla Haraldra [Haralda Pięknowłosego]. Był przy nim  Rǫgnvaldr von Møre i wielu innych, wielkich wodzów. a ich berserkowie, zwani Úlfheðnar, mieli wilcze skóry zamiast zbroi i stali na dziobie statku królewskiego, ..." (Þenna bardaga átti Haraldr konungr mestan; þá var með honum Rǫgnvaldr af Mæri ok margir aðrir stórir hǫfðingjar ok þeir berserkir, er Úlfheðnar váru kallaðir; þeir hǫfðu vargstakka fyrir brynjur ok vǫrðu framstafn á konungs skipinu ...).

Na marginesie, słynne miecze typu "Ulfberht" - tyle powszechnie, co bezpodstawnie uważane za frankońskie, zawierają imię własne Ulf (czyli wilk) - typowo nordyckie, w odróżnieniu od germańskiego Wulf (Wolf). "Ulfberht" oznacza "Błyszczący wilk" - doskonała metafora dla miecza wikińskiego lub imię jego właściciela - najwyraźniej berserka. Imiona nordyckie z rdzeniem 'ulf' przewijają się w historii Gotów, opisanej w dziele "Getica" przez bizantyjsko-gockiego kronikarza Jordanesa w VI wieku: Achiulf, Agrivulf, Athavulf, Ediulf, Hunuulf, Oduulf, Roduulf, Vultuulf, Vulfila. O mieczach wikińskich pisałem w artykule "W poszukiwaniu świętego Graala".

Oto dzisiejsze wyobrażenie wikińskich berserków, w wersji wilczych wojowników (Úlfheðnar), w akcji (źródło: Úlfheimr, Christopher Thorolf Bjørnsen).


Zmuszony na codzień walczyć o przeżycie i bezpieczeństwo rodziny, cechy męskości i mężności rozwijał człowiek od zarania swojej historii. Tak więc w antycznych kulturach na całym świecie wojownicy broniący swych bliskich utożsamiali się z siłą i bojowością najdzikszych, najniebezpieczniejszych zwierząt, czego dowodem były maski i skóry, które nosili w bitwach i w ceremoniach rytualnych: niedźwiedzi, wilków, smoków, lampartów, tygrysów, ptaków drapieżnych.

Nie dziwi więc, że tak poczesne miejsce w mitologii nordyckiej zajmuje bóg wojny Odyn. Fakt ten wskazuje na bardzo dawne, archaiczne źródła skandynawskich legend. Zjawisko przywoływania w literaturze starożytnej i średniowiecznej metafor zwierzęcej wściekłości wojowników (łac. furor heroicus) występuje powszechnie wśród innych ludów indo-europejskich, na przykład u Persów, Greków, Celtów, Scytów, Daków, Bałtów i Słowian.

Opisując około 1080 roku w dziele "Gesta Hammaburgensis Ecclesiae Pontificum" pogańskie zwyczaje w Szwecji, niemiecki duchowny i kronikarz Adam Bremeński odnotował: "Drugi [z bogów], wściekły Wotan, przynosi wojnę i obdarza człowieka siłą przeciwko swoim wrogom" (Alter Wodan, id est furor, bella gerit, hominique ministrat virtutem contra inimicos). Wotan to imię w języku staro-wysoko-niemieckim, czyli Oðinn - w staronordyckim. 

Można zauważyć w pewnym stopniu fonetyczną i semantyczną zbieżność staronordyckiego oðinn z protoindo-europejskim słowem *óinos i z prasłowiańskim *edinъ, obydwa oznaczające - jeden (jedyny). Interesująca jest ewolucja prasłowiańskiego *edinъ w starosłowiańskie formy ѥдинъ, ѥдина, ѥдино (jeden, jedna, jedno), a następnie - w okresie wareskiej Rusi, w staroruskie оди́н, одна, одно́. Staroruskie jeden - оди́н (czytaj: odín) zbliżyło się fonetycznie do staronordyckiej nazwy boga - Oðinn. A kto wie, być może, że to dzięki trwającej w Naddnieprzu od IV wieku n.e. interakcji kulturowej i etnicznej pomiędzy plemionami gockimi i słowiańskimi z protogermańskiego teonimu *Wōđanaz wykształcił się pod wpływem słowiańskim staronodycki Oðinn, zbliżony do prasłowiańskiego *edinъ, a później do staroruskiego оди́н. W mitologii nordyckiej, wśród innych bogów Odyn miał najwyższe znaczenie, był więc jednym, jedynym takim.

Na poniższej ilustracji (źródło: Michael P. Speidel -"Berserks: A History of Indo-European 'Mad Warriors'", 2002) przedstawiony jest, będący w zbiorach Nationalmuseet, Kopenhaga, złoty brakteat w formie zawieszki - amuletu, z wizerunkiem - zdaniem autora - boga Odyna - wodza berserków, wykonującego rytualny taniec wojenny. Widoczna jest naga, dynamiczna postać męska, jakby z wilczym ogonem, jedynie z hełmem na głowie (i chyba z pasem), wywijająca toporem, tarczą, włócznią i maczugą.


Autor powyższej publikacji pisze: "Otwartym pytaniem pozostaje, czy wszyscy starożytni, nadzy czy półnadzy wojownicy uważali się za odpornych na zranienia, podobnie jak ich średniowieczni odpowiednicy. Psychologiczny i fizjologiczny stan walki w szaleństwie, wraz ze wzrostem poziomu adrenaliny może sprzyjać takiej wierze, ponieważ adrenalina rozszerza drogi oddechowe, aby poprawić oddychanie i zwęża naczynia krwionośne w skórze i jelitach, tak że zwiększony przepływ krwi dociera do mięśni, aby wojownicy ci poradzili sobie z wymaganiami batalii".

Ten sam, co na pochwie miecza ze wspomnianego wyżej Gutenstein, typ elitarnego miecza pierścieniowego i podobny charakter ceremonii pogrzebowej przedstawiony jest na poniższej plakietce z VII-wiecznego hełmu wojownika, pochodzącego z jego grobu w miejscowości Vendel w Szwecji (źródło: Peter Paulsen - "Alamannische Adelsgräber von Niederstotzingen" 1967). Biorący udział w procesji wojownicy mają na głowach rytualne hełmy, zwieńczone mitycznymi ptakami drapieżnymi. Orłami? Według poematu "Grímnismál", nad zachodnią bramą Walhalli - miejsca pobytu poległych w walce bohaterskich wojowników, stał wilk, a nad jego głową krążył orzeł.


Na obrazkowym kamieniu runicznym ze Stenkyrka na Gotlandii, datowanym na okres 700-800 AD, widzimy na jego poniższym fragmencie dwóch, walczących ze sobą wojowników, z narzuconymi na ramiona, stylizowanymi okryciami (pelerynami), być może symbolizującymi zwierzęce skóry (źródło: Wikipedia).

Wykonane zwykle z wapienia kamienie obrazkowe (po szwedzku: bildstenar lub billedstenar), najczęściej bez żadnego tekstu runicznego, to charakterystyczny dla Gotlandii element historycznego pejzażu. Tak nazywają się tam obrobione, płaskie głazy, od pół do trzy i pół metra wysokości, z wyrytymi na nich (i pierwotnie kolorowanymi) obrazami figuralnymi i zdobieniami, przedstawiającymi różne, tajemnicze zdarzenia z życia tej wyspy, w długim okresie od V do końca epoki Wikingów (XI wiek). Ustawiane były jako stele, w celach upamiętnienia wydarzenia, ale rzadko związane z grobami, zwykle przy drogach i w miejscach eksponowanych. Motyw obrazkowy jest tylko z jednej strony kamienia. Do tej pory rozpoznano tylko na Gotlandii 467 kamieni obrazkowych. Kilka dalszych znajduje się w Uplandii, Skanii oraz na sąsiedniej wyspie Olandia, a także - po drugiej stronie Bałtyku, z VII wieku, w historycznej prowincji Kurlandia (dzisiaj Łotwa). Od XII wieku skandynawskie kamienie obrazkowe ustąpiły miejsca pierwszeństwa kamieniom runicznym z wstęgowymi napisami.


W mitologii przedhistorycznych Słowian, ale i Germanów, istniało jeszcze, w wierzeniach ludowych przetrwałe co najmniej do późnego średniowiecza, jeszcze inne niż w rozumieniu wikińskich wojowników, pojęcie człowieka-wilka, albo człowieka w wilczej skórze. Tą fantastyczną, a w wierzeniach uznawaną za realną istotą - człowiekiem przemienionym w wilka, był wilkołak (w niemieckim Werwolf). Słowo to wywodzi się z prasłowiańskiego *vľ̥kodlakъ, składającego się ze słów *vľ̥kъ (wilk) i *dlaka (sierść), co razem oznacza kogoś, kto ma wilczą sierść, czyli wilczą skórę. W języku serbsko-chorwackim wilkołak to "vukodlak". Pochodnym od "dlaka" - sierść jest słowo "kudeł" (kudło) - zmierzwiona sierść zwierzęca. 

Rozpatrzmy krótko etymologię słowa 'wilk', wywodzącą się od prasłowiańskiego *vľ̥kъ. W starocerkiewno-słowiańskim była to forma влькъ. We współczesnych językach słowiańskich pisownia jest następująca: rosyjski, macedoński - волк (wołk), kaszubski - wôłk, słoweński - vôłk, białoruski - воўк (voŭk), bułgarski - вълк (vǎlk), połabski (zaginiony) - våuk, serbo-łużycki - wjelk, czeski, słowacki - vlk, serbsko-chorwacki - ву̑к (vȗk), ukraiński - вовк (wowk). Podajmy parę przykładów, pochodzących od 'wilka', toponimów: Wołcza (miejscowość i rzeka na Pomorzu); Wołcza (Волча - rzeka na Ukrainie); Wołczenica (rzeka na Pomorzu); Wołczkowo (miejscowość na Pomorzu); Wołczyn (miejscowość na Dolnym Śląsku); Wołcza Dolna (Нижняя Волчья - miejscowość na Ukrainie); Wołczańsk (Волчанск - miejscowość na Ukrainie); Wołczy Jar (Волчий Яр - miejscowość na Ukrainie); Wołczenka (Волченка - miejscowość na Ukrainie); Wołczejarowka Jar (Волчеяровка - miejscowość na Ukrainie). Widoczny jest związek fonetyczno-semantyczny tych toponimów pomiędzy Starą Rusią (Ukrainą) i Pomorzem.

O ile jednak dla wikińskiego wojownika sens znaczeniowy wilka był pozytywny - bo dobrym mocom zawdzięczał obdarzenie go w walce wilczymi cechami, to w kulturach ludowych różnych krajów wilcze cechy wilkołaka, nadane mu przez siły zła, miały jednoznacznie negatywne znaczenie.

Na ilustracji obok widzimy XVI-wieczne wyobrażenie wilkołaka, zawarte w książce "Historia monstrów" (Histoire des monstres), której autorem był włoski lekarz i przyrodnik z epoki Odrodzenia, Ulisse Aldrovandi. Można rozumieć, że ówczesny stan wiedzy daleko odbiegał od dzisiejszego, ale trudno zaakceptować postawę naukową tego badacza, który sam propagował metodę badań empirycznych, a więc konieczność weryfikacji faktów naukowych przez osobiste doświadczenie, czyli bezpośredni ogląd badanego przedmiotu, czy zjawiska. On zaś, nie widząc na oczy wilkołaka, zdobył się na jego zilustrowanie i opis. Książka ta, wydawana wielokrotnie przez kolejne sto lat, z pewnością nie wzmocniła dorobku naukowego tego badacza, ale dzięki tyle "atrakcyjnej", co fałszywej narracji, przysporzyła mu dochodu i sławy. To tak, jak dzisiejsze elity światowe podpierają się "nauką" w uprawianej propagandzie.

Tytuł naukowca lub, tak nadużywanego dziś "eksperta", nie musi gwarantować prawdziwości jego opinii, zwłaszcza jeżeli wypowiada się na zlecenie polityków. "Dzieło" o monstrach potwierdza ogólniejszą opinię, że renesans, niesłusznie stawiany dzisiaj w opozycji do średniowiecza, nie tworzył przełomu kulturowego w stosunku do poprzedniej epoki, jak się dość powszechnie uważa, a według francuskiego filozofa Etienne Gilsona odrodzenie to tylko "zepsute średniowiecze".

Wróćmy do nordyckich berserków, którzy prawdopodobnie zostawili ślad w słowiańskiej, a nawet konkretnie - polskiej tradycji, w obszarze onomastyki, czyli takich nazw własnych, jak nazwy miejscowości i nazwiska. Szkoda, że w badanie słowiańskiej i polskiej prehistorii w tak małym stopniu włączają się językoznawcy, bowiem nie ma dzisiaj żadnej pracy naukowej, która by została poświęcona kompleksowemu zbadaniu związków etymologicznych i semantycznych pomiędzy językami starosłowiańskimi i staronordyckimi. 

A czasy prehistoryczne, niezależnie od toczonych okresowo lokalnych wojen, tworzyły szczególnie szeroką platformę dla budowania przez stare społeczeństwa jednej, wspólnej wizji świata i podobnego rozumienia sił, które nim kierują. Stąd nawet dzisiaj wyodrębnione i znane wielkie grupy plemienne w prehistorycznej Europie łączyło znaczne podobieństwo wyobrażeń o pochodzeniu świata i bliskość budowanych na tej podstawie wierzeń religijnych. Religie te sprzyjały więc wzajemnym kontaktom, nawet między odłamami etnicznymi, wywodzącymi się z różnych grup językowych, ale z tego samego pnia języków indo-europejskich


Być może przykładem (foto powyżej, zdjęcie z lat 1950-tych, źródło: Wikipedia) tych dalekich w czasie, wspólnych wierzeń i tradycji pomiędzy ludami nordyckimi i słowiańskimi, jakie kształtowały się niewątpliwie w wyniku długotrwałego wzajemnego  obcowania i kontaktów, jest dzisiaj słowiański zwyczaj oprowadzania na przedwiośniu po wsiach, trzymanego na powrozie lub łańcuchu u szyi, kiedyś żywego niedźwiedzia, dzisiaj osobę przebraną (w słomie) za to zwierzę, czyli tak zwane wodzenie niedźwiedzia

Kiedyś wytresowany niedźwiedź, a współcześnie osoba przebrana za niedźwiedzia, wykonuje przed odwiedzanym domem pokazowy taniec, a - w tradycji śląskiej, gdy gospodyni domu zatańczy z niedźwiedziem, wróży jej to urodzaj i szczęście na cały rok. Jak podaje Bogdan Jasiński w pracy „Annogórskie obrzędy i tradycje wczoraj a dziś” (2019): "Niedźwiedź tańczy wyłącznie z gospodynią, a ona wyjmuje mu słomkę z kostiumu i później podkłada (kokoszy, gansi, kwoczce), żeby były ciplątka (kurczaczki)". Na końcu obchodu po wsi zostaje on rytualnie zabity. Oto XIX-wieczna ilustracja w tuszu, piórem i pędzlem, rosyjskiego artysty P. F. Kawierzniewa "Przebierańcy", ze sceną zabicia niedźwiedzia (źródło: Wikipedia). 


Interesująca jest pewna paralela słowiańsko-nordycka, bowiem jak podaje Lydia T. Black w pracy "Bear in human imagination and in ritual" (1998), że uścisk między niedźwiedziem a dziewicą występuje często w tradycji nordyckiej i ugrofińskiej oraz, jak podaje Rhys Carpenter w pracy "Folk Tale, Fiction, and Saga in the Homeric Poems" (1946), w tradycji nordyckiej istnieją różne wersje legendy o dziewczynie, która spotyka niedźwiedzia w lesie i zamieszkuje z nim w jaskini. 

Przytoczmy tutaj kilka, godnych uwagi, spostrzeżeń  z artykułu "Niedźwiedź w wierzeniach Słowian" (źródło: Slawoslaw.pl): "Niedźwiedź to zwierzę wyjątkowe, zwłaszcza dla Słowianina. Często zwykło się je traktować jako jedne z zoomorficznych wcieleń Welesa — słowiańskiego boga zaświatów i zwierzęcej natury, jednak to wyłącznie jedno ze specyficznych wierzeń narosłych dookoła tego niezwykłego stworzenia. Dla wielu ludów niedźwiedź był symbolem nieograniczonej siły i agresji, przez co wzbudzał on bojaźń przemieszaną z fascynacją. Unikano wypowiadania jego imienia, ale też starano się upodobnić do niego na rozmaite sposoby. Spośród mieszkańców lasu najwięcej unikatowych przekonań dotyczy poczciwego niedźwiedzia — zwierzęcia tak tajemniczego, że dziś aż nikt nie zna jego pierwotnego słowiańskiego imienia". 

I dalej: "W mowie wielu dawnych ludów występował swoisty kulturowy zakaz wypowiadania imion i nazw istot o potężnej mocy: bogów, demonów, a także — wyjątkowo niebezpiecznych zwierząt. Wiązał się on z powszechną wiarą w to, że złamanie tego tabu może sprowadzić nieszczęście nie tylko na pojedynczego człowieka, ale też na całą wspólnotę. Z tego właśnie powodu dawni Słowianie unikali wypowiadania prawdziwego imienia niedźwiedzia. Przesąd ten był na tyle mocno zakorzeniony w świadomości ludzi, że z czasem całkowicie została zapomniana dawna nazwa tego zwierzęcia. Pomimo upływu wielu lat, wierzenie to wciąż oddziaływa na język, czego najlepszym dowodem są upowszechniające się formy miś, misio, które są już wtórną tabuizacją [nadawaniem tabu], wynikającą stąd, że wyraz niedźwiedź przestał spełniać swoją magiczną rolę, stając się właściwym określeniem gatunkowym. Warto nadmienić, że popularny dziś miś jest niczym innym jak zdrobnieniem od 'miedźwiedzia', utworzoną w oparciu o rosyjską formę Miszka".

Oto ilustracja słowiańskiej tradycji "wodzenia niedźwiedzia" na litografii Iwana A. Gołyszewa z 1866 roku (źródło: New York Public Library), zatytułowana "No, chodźże Miszeńka".


Podobny charakter obrzędu, jak wyżej opisany, może przedstawiać scena z poniższej ilustracji kolejnej plakietki ze wspomnianej już wyżej miejscowości Torslunda w Szwecji. Prowadzony na postronku niedźwiedź "podlizuje się" właścicielowi, jakby czuł, że topór w jego rękach nie wróży dla zwierza nic dobrego.


Może się wydawać, że szukanie związków tej trwającej jeszcze słowiańskiej tradycji z dawno zanikłymi śladami nordyckich zwyczajów, jest iluzoryczne i zwodnicze, ale inne ślady związków kulturowych i językowych między tymi grupami etnicznymi pozwalają stwierdzić, że parantele te nie są raczej przypadkowe. Musimy także brać pod uwagę, że czasy średniowiecza i nowożytne przerwały znacznie dłuższy okres przedhistorycznej wspólnoty religijno-kulturowej i w dużym stopniu językowej pomiędzy sąsiadującymi grupami etnicznymi.

Podajmy tutaj dwa przykłady z wczesnośredniowiecznych sag skandynawskich, wskazujących nie tylko na oswajanie niedźwiedzi przez człowieka, ale na towarzyszenie przez niedźwiedzia człowiekowi w dalekich podróżach, tak lądem, jak i morzem. Jest to przy tym jeszcze jeden dowód na znakomite opanowanie przez Normanów sztuki nautycznej i żeglarskiej, umożliwiającej zasiedlanie przez nich nawet odległych, niegościnnych, arktycznych pustkowi.

Pierwsza to "Opowieść o Audunie z Zachodnich Fiordów" (Auðunar þáttr vestfirska). Mówi ona o ubogim osadniku, pochodzącym zapewne z Danii, żyjącym w zachodnich fiordach Islandii, jednym z najbardziej niegościnnych regionów wyspy. W pewnym momencie postanawia on schwytać niedźwiedzia polarnego, aby go dać w prezencie królowi Danii, Swenowi II Estrydsenowi (1020-1076). Niezależnie od opisanych okoliczności i postaci historycznych, utwór uznawany jest za literaturę fabularną. Dla nas istotne jest, że bohater opowieści łapie niedźwiedzia na Grenlandii i sprowadza go morzem oraz przez Norwegię, aż do Danii.

Drugą jest saga islandzka, podobnie jak powyższe opowiadanie, z początku XIII wieku, o tytule "Budzący głód" (Hungrvaka) - historia o pierwszych pięciu biskupach Islandii. Jest w niej opisany m.in. pewien epizod o pierwszym z nich, o nazwisku Ísleifur Gissurarson (1006-1080), kierującym z nominacji archidiecezji w Bremie, diecezją w Skálholt. Ten wykształcony w Niemczech (w Herford) duchowny udał się na dwór króla Niemiec, Henryka III Salickiego, zapewne w 1056 roku, aby podarować mu, sprowadzonego z Grenlandii niedźwiedzia.

Postać niedźwiedzia, głęboko osadzona w mitologii nordyckiej, przetrwała w wielu sagach skandynawskich. Wierszowana opowieść "Bjarkamál" z XI wieku przekazuje historię śmierci legendarnego władcy duńskiego - Rolfa Kraka, pod Lejre, na wyspie Zelandii (Sjælland). Ma ona formę dialogu pomiędzy dwoma, z dwunastu, berserkerami Rolfa Kraka, o imionach Bödvar Bjarki i Hjalt. "Bödvar Bjarki" to w staronodyckim języku "Mały Niedźwiedź". W czasie snu tego bohatera roztacza nad nim opiekę fylgia (fylgjur) - w tej mitologii, nadprzyrodzona istota, reprezentowna zwykle przez zwierzę, która czuwa nad losem obdarzonego przez nią człowieka. Kiedy Bjarki śpi głęboko, jego fylgia w postaci niedźwiedzia, walczy za niego. Kiedy ten budzi się, wstaje i kontynuuje walkę, niedźwiedź znika.

Na Bałkanach, gdzie w lasach Karpat niedźwiedzie żyły licznie jeszcze do progu XX wieku, wytworzył się zawód zwany "ursari" - oprowadzacze niedźwiedzi, wodzący niedźwiedzie, czyli treserzy. Oto ilustracja takiego ursara-tresera z 1881 roku, wykonana przez rumuńskiego artystę Theodora Amana techniką akwaforty i suchej igły (źródło: Wikipedia).


Zauważmy, że w czasach prehistorycznych, aż po wczesne średniowiecze i początki rodzenia się państw narodowych w Europie oraz tworzenia trwałych granic, które ograniczały swobodne przepływy dużych grup ludzkich między różnymi częściami kontynentu, następował proces wyodrębniania się języków narodowych, co tym bardziej utrudniało również przepływ idei i prądów kulturowych - zjawisk typowych dla prehistorycznych czasów bez istnienia granic państwowych w tej części Europy. W obrębie powstających państw ruchliwość ludności została również ograniczona przez procesy feudalizacji i wiązania osób z konkretnym miejscem zamieszkania. W średniowieczu, poza okresem krucjat, zasadniczy strumień przepływu ludzi i idei w Europie zawęził się jeszcze bardziej - do elit władczych i kościelnych, a w części do wędrownych kupców i pielgrzymów.

Oto całkiem współczesna, bo z 1970 roku, fotografia bułgarskiego oprowadzacza niedźwiedzi (źródło: Wikipedia).


Przedhistoryczna epoka pogańska tworzyła w Europie pewnego rodzaju kulturowo-religijny "globalizm", na bazie którego powstały i przetrwały gdzie niegdzie aż do czasów współczesnych podobne tradycje ludowe w różnych częściach Europy.

To z tych powodów nie możemy patrzeć na prehistoryczny okres Słowiańszczyzny według dzisiejszych kryteriów i pojęć państwa, narodu i etnonimów dla ogółu ludności, o zmiennej strukturze etniczno-kulturowej w czasie i przestrzeni, zamieszkujących tereny obecnej Polski. Nasi badacze, instytuty i uczelnie konsekwentnie ignorują fakt współżycia i współobcowania na ziemiach polskich we wczesnym średniowieczu wielu grup etnicznych, maskując ten fakt sztuczną, pozanaukową dychotomią - my, tutaj w Polsce Słowianie, broniący naszych granic (ewentualnie napadający na innych w celach obronnych), a przy tym legalnie kupujący obce "importy" i oni - poza Polską, usiłujący na nas napaść. 

Fotografia obok przedstawia maskę wilka, noszoną w rytualnych maskaradach ludowych u schyłku zimy w krajach skandynawskich, zdjęcie z 1954 roku (źródło: Vincent Samson - "Berserkir Les guerriers-fauves dans la Scandinavie ancienne, de l’âge de Vendel aux vikings (VIe-XIe siècle)", 2011). 

Wracając do wspomnianych związków etymologicznych i semantycznych pomiędzy językami starosłowiańskimi i staronordyckimi przytoczmy tutaj następujący przykład. Staronordyckie słowo "Mjǫllnir" to nazwa "młotu Thora", nordyckiego boga burzy. Dosłownie tłumaczy się je jako "ten, który miażdży", pochodzące od czasownika "mölva" - miażdżyć. Z tego samego rdzenia pochodzą polskie słowa "młot", "młócić" i łacińskie "malleus". Ale jest też inna teoria, która łączy nazwę "Mjølner" ze staro-wschodniosłowiańskim "мълниa" (mŭlnija), oznaczającym błyskawicę. 

Oznaczające błyskawicę starosłowiańskie słowo "mŭlnija" przeszło do wyrazów pokrewnych w języku rosyjskim, białoruskim, serbo-chorwackim, bułgarskim i wymarłym połabskim. Ta teoria wprost utożsamia "Mjǫllnir" z piorunem jako bronią boga burzy i wskazuje na związek wschodniosłowiańskiej "mŭlniji" z nordycką mitologią. We współczesnym rosyjskim 'błyskawica' to молния – mołnija, a w wymarłym języku połabskim było to maunja, a więc pochodzenie stare, sięgające języka starosłowiańskiego. Skąd ta bliskość fonetyczna i semantyczna z językiem staronordyjskim

Polskie słowa "młot, młotek; młócić, młocek, młoćba, młocarnia" pochodzą od pnia "mel-" (mleć), nie ograniczonego jeszcze do ‘mielenia’ (w żarnach), lecz w pierwotnym znaczeniu: ‘rozbijania, kruszenia, bicia kłosów’; stąd i dawna nazwa ‘piorunu’ to "mołnia", nadal zachowana u Kaszubów, jak i w Rosji. 

Nordycko-słowiański związek wspomnianych wyżej słów wzmacnia jeszcze fakt, że Perun, słowiański bóg burzy (u Bałtów nosił on imię Perkun albo Perkunas), posługiwał się symbolem młota, zwanego "молния" (mołnija), a w staroruskim "мълниꙗ" (mlnija). Do dzisiaj po imieniu boga Peruna pozostało w języku polskim słowo piorun, łączące znaczenie dwóch słów: błyskawicy i grzmotu. "Mjǫllnir", lub bardziej aktualne "Miölnir" to więc kruszący ‘młot Thora-Pioruna’. Wspomniany wyżej bizantyjski historyk Prokopiusz z Cezarei pisał w VI wieku o nieokreślonym plemieniu Słowian, że ci "uznają, że pewien bóg, stwórca błyskawic, jest jedynym panem ich wszystkich; składają mu w ofierze wołu i wszystkie zwierzęta ofiarne". W XI-wiecznej kronice Nestora mowa jest o tym, że Rusini w traktatach z Cesarstwem Bizantyjskim, zawartych w latach 907, 945 i 971 składali przysięgę na słowiańskich bogów Peruna i Welesa.

Poniższa mityczna scena wniebowstąpienia Aleksandra Wielkiego (źródło: www.KievLavra.ru), przedstawiona na centralnej, czołowej płytce złotego diademu, odkrytego w 1900 roku w pobliżu wsi Sachnowka, nad rzeką Roś, koło Korsunia Szewczenkowskiego na Ukrainie, uznawana jest przez niektórych historyków jako alegoria słowiańskiego boga Peruna, dzierżącego w obu dłoniach mołnie - młoty, symbole jego władzy, unoszonego w przestworza przez zaprzęg dwóch gryfów. 
 

Diadem, w mocno zniszczonym stanie, składa się z dziewięciu złotych, połączonych haczykami, płytek, które pokryte są, w tak zwanej technice emaliowania komórkowego (cloisonné), przedstawieniami figuralnymi i zdobniczymi oraz perłami na obwodach płytek. Zabytek datowany jest na koniec XII wieku. Aleksander Wielki uważany był zarówno w Bizancjum, jak i na Rusi za świętego. Niewykluczone, że kult Aleksandra Wielkiego odrodził się przez i od czasów cesarza bizantyjskiego Aleksandra (870-913). Kult ten z Bizancjum rozszedł się po całej Europie - od południowych Włoch po Anglię, czego dowodem są zachowane zabytki z tą sceną, w formie płaskorzeźb na fasadach kościołów i zabytków muzealnych, w wielu krajach, m.in. w Rosji (Wladimir), Turcji (Istambuł), Bułgarii (Weliki Presław), Grecji (Mt. Athos, Mistra), Włoszech (Otranto, Fidenza, Trani, Wenecja), Niemczech (Darmstadt, Würzburg), Anglii (Charney Basset). 

Ten bohater świata grecko-bizantyjskiego w licznych scenach wniebowstąpienia w zabytkach bizantyjskich z Europy, trzyma w swoich dłoniach berła, jako symbole władzy królewskiej, albo niewielkie zwierzęta, ale tylko w przypadku ruskiego zabytku spod Kijowa są to najwyraźniej dwa młoty. 

Przywołajmy tutaj islandzką sagę, zatytułowaną "Historia jednorękiego Egila i Asmunda, zabójcy berserków" (Soga om Egil Einhendte og Åsmund Berserksbane), której dzieje toczą się na wschodnich obrzeżach Rusi (Rússía), pomiędzy Gardariki a Hunaland (ziemia Hunów), w bliżej nieokreślonej przeszłości i dotyczy dwóch braci, którzy poszukują dwie uprowadzone córki tamtejszego króla. W końcu znajdują je i poślubiają. Legenda ta wskazuje, że berserki działali nie tylko w strefie ojczystej Skandynawii, ale wszędzie, gdzie docierali Wikingowie. Nie dziwią więc symbole młotów Thora z terenów Rusi, Polski czy Czech.

Oto poniżej inny, jeden z najstarszych bo z XI wieku, zabytek bizantyjski ze sceną Wniebowstąpienia Aleksandra Wielkiego, pochodzący z północnej fasady kościoła św. Marka w Wenecji (foto: Peter Ackermann). W obydwu zaprezentowanych tutaj przypadkach gryfy mają dominujące cechy lwa, gdzie wszystkie cztery łapy należą do tego zwierzęcia. Są to w istocie bardziej skrzydlate lwy, niż gryfy, charakterystyczne dla wizerunków gryfa w antycznej Grecji. Na reliefie tym gryfy niosące na skrzydłach Aleksandra Wielkiego podążają za trzymaną przez króla przed ich dziobami przynętą - nabitymi na włócznie zającami. Legendarne ptaki próbują sięgnąć po nią, w wyniku czego król wzbija się w niebo.


Ale zachował się zabytek z tą samą sceną Wniebowstąpienia Aleksandra Macedońskiego (Wielkiego), o cały wiek starszy, aniżeli ten z Wenecji. Jest to poniższa (źródło: blog Katasumuri No Yume, 2018), bizantyjska plakietka pozłacana i emaliowana, będąca częścią skarbu odnalezionego w pobliżu Wielkiego Presławia, od końca IX wieku stolicy Bułgarii. Odkryty w 1978 roku, a złożony do ziemi przed AD 972 Skarb Presławski zawierał zabytki antyczne i bizantyjskie z okresu między III a X wiekiem. Na marginesie, pochodzący z początku XI wieku  Kodeks Supraski, najstarszy zabytek piśmiennictwa słowiańskiego w Polsce (trafił tutaj w XVI wieku), został spisany najprawdopodobniej w tak zwanej, cyrylo-metodiańskiej  szkole presławskiej, w ówczesnej stolicy państwa bułgarskiego, Presławiu. 

Wydaje się, że wprowadzone do Historii Polski przez Wincentego Kadłubka wzmianki o walkach Słowian (pra-Polaków) z Aleksandrem Macedońskim, mogą być dalekim echem legendy, jaka została przeniesiona do historii Słowian z czasów antycznych, być może sięgających walk Aleksandra Wielkiego ze Scytami, z którymi spokrewnieni byli Sarmaci, a ci z kolei wchodzili w związki plemienne z Alanami, których część - jak się uważa, nosiła w sobie słowiański element etniczny. O związkach tych plemion wspominam w artykułach "Słowiańsko-wikińskie symbiozy" oraz "Pomorscy Goci nad Parsetą i Dnieprem". 

Jan Długosz utożsamia zarówno Polaków, jak i Rusinów bezpośrednio z Sarmatami: "U starożytnych przecie pisarzy i historiografów [zapewne w tym "Geografia" Klaudiusza Ptolemeusza] istnieje Sarmacja Europejska i tak Rusini, jak Polacy zwani są Sarmatami. Przeto uważam za słuszną i prawdziwą ową nazwę, którą Polakom i Rusinom nadała starożytność". Starożytni uczeni, wbrew temu co wyżej stwierdził polski kronikarz, nie utożsamiali Sarmatów z Rusinami i Polakami, bo tych nacji w czasach antycznych nie znano.

Poniższa scena gryfów zaprzęgniętych do rydwanu, niosących w przestworza Aleksandra Macedońskiego, może wskazywać na przechowaną wśród X-wiecznych Słowian tradycję związków ich dalekich przodków z tym wielkim władcą. Zauważmy, że podobny przedział czasowy 13 wieków, pomiędzy czasami Aleksandra Wielkiego i czasem powstania poniższego dzieła, dzieli spisanie około VI wieku p.n.e. lub później (najwcześniej w okresie tak zwanej "niewoli babilońskiej") hebrajskiego Starego Testamentu, w którym wiele tematów, elementów fabuły i postaci (zwłaszcza opis potopu w Księdze Rodzaju, relacje z rajskiego ogrodu Eden, rady Koheleta) wyraźnie współbrzmią z Eposem o Gilgameszu. Niektórzy badacze dopatrują się w hebrajskiej biblii wręcz bezpośrednich zapożyczeń z pochodzącego z dawnej Mezopotamii (dzisiejszego Iraku) poematu - najstarszego na ziemi dzieła literackiego. Powstało ono, jak uważają badacze, w królestwie Sumerów, a jego najstarsze zachowane części pochodzą z XVIII wieku p.n.e.


Poświęciliśmy tutaj wiele miejsca na przywołanie nordyckich elementów kulturowych, jakie we wczesnym średniowieczu przeniknęły do świata słowiańskiego po to, aby zwrócić uwagę na wielką pustkę w dorobku naszej historiografii w zakresie badań tych normańsko-słowiańskich relacji, w tym zwłaszcza na terenie ziem polskich, które daleko wykraczają poza narzucony w oficjalnym mainstreamie zakres tych związków niemal tylko do ulubionego i przy tym wyświechtanego sloganu o tak zwanych "importach ze Skandynawii". O "eksportach" z Polski z tego okresu niewiele się mówi, stąd wydawałoby się, że Piastowie nie mieliby czym zapłacić za sprowadzaną ze Skandynawii i Rusi kosztowną broń i za, utrzymywane przez nich, przyboczne gwardie wikińskich najemników. Źródła historyczne i archeologiczne jednak przeczą temu - Piastowie mieli na to wszystko dużo pieniędzy, dużo srebra i złota. 

Gdy chce się wyjaśnić zależności polityczne i ekonomiczne między podmiotami, służy temu zasada - follow the money, podążaj za pieniędzmi. Gdyby nasi prehistorycy i mediewiści chcieli wyjaśnić realne powiązania między pierwszymi władcami piastowskimi w Polsce z wikińską Skandynawią, musieliby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego walutą numer 1 w ówczesnej Polsce nie był pieniądz ani polski, ani niemiecki, ani czeski, ale dirhamy arabskie - których największa koncentracja w Europie, archeologicznie jednoznacznie potwierdzona, była na Gotlandii i ... w Polsce. Może odkryliby głębsze podstawy etniczno-kulturowe tych współzależności?

Zatrzymajmy się jeszcze nad śladami normańskimi w polskich nazwach geograficznych, a także w nazwiskach osób. Oto, jak nasz wielki patriota, Stefan Żeromski opisał część polskiego wybrzeża Bałtyku: "Gdzie wystają złomy wielkie radłowskiej mielizny, gdzie wełny się pienią nad oksywskim zburzyszczem i gdzie się ciągnie mała głębia karwińska, usiana potężnymi głazami, ongi śmiały się w słońcu wyniosłe czoła ziemi, z których jeno zostały nazwy głuche z normandzkiego napastnika mowy wyjęte by o formie ich świadczyć" [moje podkreślenie, "Miedzymorze", 1924]. 

Wielki pisarz, zaledwie kilka lat po uzyskaniu przez Polskę niepodległości,  nie był jednak gotowy dopuścić myśli, iż Normanie nie musieli być tutaj napastnikami, zwłaszcza że pozostawione przez nich nazwy przetrwały tysiąc lat. Toponim Oksywie, w źródłach historycznych Oxiua, Oxive, Occina, Oxiva, Oxiuia, z wszelkim prawdopodobieństwem pochodzi od staronordyckiego słowa oxihoved, czyli głowa wołu. Nazwa ta może dotyczyć Przylądka Oksywskiego - miejsca po wczesnośredniowiecznym grodzie na południowo-wschodnim cyplu Kępy Oksywskiej, albo też całej Kępy Oksywskiej - jak widać to na poniższym fragmencie mapy z 1938 roku. Ta wysoczyzna morenowa, otoczona Pradoliną Kaszubską i wodami Zatoki Puckiej, podobnie jak Kępa Pucka, Kępa Redłowska i Kępa Swarzewska, uformowane zostały w tak zwanej fazie gardzieńskiej ostatniego zlodowacenia, około 13 tysięcy lat temu, jakkolwiek zawierają także osady starszych zlodowaceń Wisły.


W dzisiejszym języku norweskim "głowa wołu' to oxehode i oznacza dawną, używaną w Skandynawii miarę objętości płynów, zwłaszcza piwa i wina, odpowiadającą beczce o pojemności około 230 litrów. Anglicy nazywali tą miarę "głową wieprza" (hogshead). Pobyt przybyszów ze Skandynawii musiał z pewnością być wielowiekowy i pokojowy, aby nazwy miejsc mogły się tak trwale zakorzenić, podobnie jak słowiańskie nazwy miejscowości, rzek i jezior w dzisiejszych wschodnich Niemczech.

Niektórzy badacze (na przykład, archeolog Teresa Kiersnowska) są zdania, że występujące w Polsce toponimy, takie jak Biesiekierz, Biesiekiery czy Wargowo są pochodzenia nordyckiego, które dotarły do nas za pośrednictwem ruskich Waregów. Inne wyjaśnienie pochodzenia nazw, takich jak Biesiekierz, Biesiekiery i pochodne od nich nazwisko Biesiekierski, dał językoznawca Stanisław Rospond: Według niego źródłosłowem tych nazw jest "kierz" - w języku staropolskim znaczącym "krzak", w połączeniu z "biez", znaczącym dawniej "bez". "Biezkierz" oznaczał więc miejsce bez krzaków. Dalej jednak modyfikuje etymologię przez nawiązanie do przyjętego z języka wschodniosłowiańskiego słowa "biesić się" - wściekać się, rozbestwiać się, wpadać w gniew szalony, wywodzącego się od słowa "bies". Bies - diabeł, czart (czort), zły duch, to w starosłowiańskim бъсъ (besъ - bes). Jak bowiem stwierdza Aleksander Brückner w "Słowniku etymologicznym języka polskiego" (1927) - "... bo wszelkie czary za biesowstwo uchodziły".

Obraz z 1905 roku, zatytułowany "Czarownicy" (ros. Колдуны - Kołduny), rosyjskiego malarza Mikołaja Rericha, w zbiorach Państwowego Muzeum Sztuki Rosyjskiej w Kijowie (Киевский национальный музей русского искусства), wyobraża rytualne przedstawienie ruskich berserków, ubranych w wilcze skóry.


Czartki to wsie - koło Środy Wielkopolskiej, Kalisza i Sieradza. Czartoria to kiedyś osada w starorzeczu Warty, na podgrodziu Poznania (dziś nazwa ulicy w tym mieście). Czartoria to także osada w starorzeczu Narwii, koło Nowogrodka. Czartoria to również osada nad rzeczką Wolicą - dopływem Wieprza, w dawnych Grodach Czerwieńskich. Czartoryja to wieś koło Sieradza, Czartowiec to szczyt górski w Sudetach, na granicy polsko-czeskiej. Czarci Wierch to szczyt w Beskidzie Sądeckim. Czartorysk (dzisiaj Stary Czortorysk) na Wołyniu to nazwa grodu nadana przez wareskich Rurykowiczów, znana od 1100 roku. Czertoroj to dawna (AD 1147) nazwa lewego dopływu Desny, w pobliżu jej ujścia do Dniepru.
 
Słowo "zbiesić się" jest więc w swoim najstarszym znaczeniu zbliżone semantycznie do "stać się berserkiem" (berserksgangr). Od niego pochodzą toponimy, w części historyczne, w części nadal aktualne, takich miejscowości jak Biesowice (Bessewitz) koło Słupska, Bieszkowice (Bieschkowitz, Bieskowitz) koło Gdyni, w pobliżu dawne Bieskowo (obecnie w obrębie wsi Koleczkowo), Bieskowo koło Koronowa, Bieszewo koło Świecia, Bieszewo (Bzowo, niem. Besow) koło Sławna, Bieślin koło Trzemeszna, Biesiec koło Wielunia, Bieszcza koło Krzepic, Bieszków koło Szydłowca, Bieśnik koło Tarnowa i koło Gorlic, Biesna koło Gorlic, Biesal (Biesselen) koło Ostródy, Biesowo i Biesówko koło Biskupca, Góra Biesiec w Karkonoszach, a w pewnym stopniu także Biesiekierz (Bysseker) koło Gdańska, Biesiekierz (Biziker, Bysybker, Bietziker) koło Koszalina, Biesiekierz koło Aleksandrowa Kujawskiego, Biesiekierz koło Ostrołęki, Biesiekierz-Gorzewo, Biesiekierz Nawojowy, Biesiekierz Rudny, Biesiekiery - wszystkie koło Łowicza.


Interesujące jest, że w pobliżu miejscowości z "biesowską" toponimią - Biesal na Mazurach, w odległych od niej kilka kilometrów Lubajnach, w obecności licznych śladów osadnictwa wczesnośredniowiecznego, odkryto skarb srebrnych monet, o wadze około 250 gramów (foto powyżej, Robert Lesiński). Badacze oceniają, że został ukryty w ziemi około 1060 roku. Są to srebrne siekańce monet europejskich (X i XI wiek) i arabskich (IX wiek) oraz ozdób. Srebrne siekańce to typowa forma pieniądza w handlu wikińskim z Bliskim Wschodem. Łączna ich ilość wynosi 620 sztuk, w tym 120 całych monet europejskich. 

Wśród siekańców znalazł się fragment monety Bolesława Chrobrego PRINCES POLONIE, bitej w pierwszych latach XI wieku, z wyobrażeniem pawia na awersie i krzyża na rewersie. Stosowną analizę w tej kwestii, wyjaśniającą że nie chodzi na tej monecie o wizerunek orła, lecz pawia, przeprowadził numizmatyk Stanisław Suchodolski ("Orzeł czy paw? Jeszcze o denarze Bolesława Chrobrego z napisem PRINCES POLONIE", 2012).


Paw to symbol par excellence orientalny, spotykany zwłaszcza we wczesnośredniowiecznej ikonografii bizantyjskiej. Symbolizował on w sztuce bizantyjskiej nieśmiertelność, zmartwychwstanie Chrystusa, odrodzenie, raj, ponieważ każdej wiosny odrastały jego wspaniałe pióra w ogonie. 

Skarb z Lubajn, jak i inne odkrycia archeologiczne (vide m.in. denar PRINCES POLONIE i "denar ruski" Bolesława Chrobrego z Bornholmu), wskazują na związki handlowe i kulturowe młodego państwa polskiego ze Skandynawią i Orientem jednocześnie. 

Oto z boku miniatura z VI-wiecznego syryjskiego kodeksu Ewangelie Rabbuli, przedstawiająca postać Matki Bożej z Dzieciątkiem, w świątyni, zwieńczonej ozdobną kopułą nieboskłonu, nad którą unoszą się dwa pawie.

Wizerunek dwóch pawi został umieszczony na sarkofagu Teodorusa, bizantyjskiego arcybiskupa Rawenny w latach 677-691. Rawenna była wówczas stolicą terenów należących do Cesarstwa Bizantyjskiego w Italii. Sarkofag znajduje się w Bazylice św. Apolinarego w Classe (starożytne miasto portowe pod Rawenną). 

Święty Apolinary – patron Rawenny, założyciel wspólnoty chrześcijańskiej i pierwszy legendarny biskup tego miasta. Pochodził z Antiochii (Cesarstwo Bizantyjskie), a do Rawenny został posłany przez Świętego Piotra, którego był uczniem. Tam zginął śmiercią męczeńską z rąk pogan, szerząc wiarę chrześcijańską. Jest uważany za świętego kościoła katolickiego, prawosławnego i ormiańskiego.


Na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim było dawne jezioro Bieszcze, nazwane tak z uwagi na grząskie, niedostępne brzegi. Nazwa ta wywodziła się ze staroruskiego słowa běskij - diabelski (běs - diabeł). Podążając za przekazem ludowym można sądzić, że położone w średniowieczu na dzikim, bezludnym pograniczu polsko-rusko-węgierskim Bieszczady, zawdzięczają swoją nazwę diabelskim siłom. W jednej wersji chodzi o dwóch panujących lub konkurujących ze sobą w Bieszczadach rywali - "biesów" i "czadów" (czortów). 

W drugiej interpretacji, którą tutaj proponuję, chodzi o jednych i tych samych biesów, czy ich potomków, którzy zadomowili się w Bieszczadach. W języku staroruskim istniało słowo "czado" (чадо), oznaczające dzieci, potomstwo. W staropolskim tym słowem było czędo. Inne, pochodne słowo domoczadziec (домочадец) to osoba obca, żyjąca w domu na prawach członka rodziny. Chodzi więc zapewne o potomków pierwotnego biesa, czyli Bies-czadów, którzy żyli od wieków w Bieszczadach.  Inne, dawne nazwy tych gór to m.in. Byesczad, Byeskad, Byesczad. Dzisiaj ten toponim w języku rosyjskim i ukraińskim to Бещади (Bieszczadi), w słowackim - Beščady, w litewskim  - Beščiadai, bułgarskim - Бешчади (Bieszczadi), a w węgierskim - Besszádok (w dokumencie z AD 1269 w tym języku - Beschad).


Warto pamiętać, że bliskość geograficzno-przyrodnicza świata nordyckiego i słowiańskiego implikowała budowanie wierzeń, kultów i mitów, opartych na występujących w obu tych ekumenach tych samych gatunków zwierząt i roślin.  Na powyższej ilustracji (źródło: Paul B. Du Chaillu "The Viking Age", 1889), odtwarzającej wydobyty na początku XIX szklany pucharek z grobu szkieletowego w Nordrup w Danii, datowany na III wiek n.e., widzimy dobrze znanych przedstawicieli puszcz polskich - walczących ze sobą niedźwiedzia i tura. 
 
Polscy prehistorycy, datując zabytki z tego okresu na ziemiach polskich jako "rzymskie", z zasady traktują je jako "importy", nie biorą pod uwagę, że znajdowane u nas wyroby z "okresu rzymskiego" mogą być w pewnej części produkcją miejscową, lub spoza Cesarstwa Rzymskiego, jak powyższy pucharek z duńskiej Zelandii. Na marginesie, z uwagi na odkryte w tym grobie puzderko w tym samym typie, co podobne odkrycia w Weklicach koło Elbląga i w Krośnie koło Pasłęka, łączy te trzy miejsca wspólnota etniczno-kulturowa (kultura wielbarska) tego okresu. 

Chcąc "bardziej" przybliżyć Polskę do antycznego świata łacińskiego, nasi historycy wymyślili dla terytorium Polski dość pretensjonalny termin - "okres wpływów rzymskich, obejmujący czasy antyczne od początku II wieku p.n.e. do AD 375. Ciekawe, że termin ten nie jest stosowany w innych krajach, których tereny graniczyły bezpośrednio z Cesarstwem Rzymskim, będących więc pod znacznie większymi, niż dzisiejsze ziemie Polski, wpływami Rzymu: Węgry, Czechy, Ukraina, Holandia, Niemcy. Oto mapa Europy środkowej około roku 125 n.e. (źródło: Wikipedia), z wykazem hipotetycznego położenia plemion poza granicami Cesarstwa Rzymskiego (szary kolor), w tym zwłaszcza plemion usytuowanych na ziemiach Polski.


"Okres wpływów rzymskich" to formuła raczej teoretyczna, akademicka, nie określająca realiów historyczno-kulturowych, specyficznych dla ziem polskich w tym okresie. Tutaj dominowały w tych czasach dwie, autonomiczne dla tych terenów, główne kultury: przeworska i wspomniana wyżej wielbarska. Żadna z nich, poza rzymskimi "importami", rozsianymi także w różnych, innych zakątkach "barbarzyńskiej" Europy, nie przejęła żadnych, specyficznych dla świata śródziemnomorskiego, elementów kulturowych. W katalogu z wystawy "Rzemieślnicy czy artyści?" z 2016 roku, Muzeum Archeologiczne w Gdańsku uważa, że "oddziaływania kultury rzymskiej, widoczne nad dolną Wisłą już od początku I wieku n.e.", przyczyniły się "... do zmiany oblicza kulturowego lokalnych barbarzyńców". I dalej stwierdza: "liczne i niekiedy ekskluzywne importy rzymskie, wpływały ... na rozwój gospodarczy". Wydaje się, że było odwrotnie - to własna, efektywna organizacja i  gospodarka plemion gockich pozwoliła im na import ekskluzywnych wyrobów, ... a później na pokonanie samego Cesarstwa.
 
W oparciu o dotychczasowy dorobek archeologiczny i zachowane źródła historyczne można powiedzieć, iż od początku pierwszego milenium naszej ery, poprzez okres wielkich migracji i kolonizacji tych ziem przez Słowian, aż po koniec epoki Wikingów na przełomie XI/XII wieku, na ziemiach polskich trwały bez przerwy rozproszone ogniska obecności ludności wernakularnej, tubylczej, o nordyckich korzeniach etniczno-kulturowych. Ludność ta, powiększana o okresową, dodatkową imigrację ze Skandynawii, z czasem - w kolejnych pokoleniach, uległa całkowitej akulturacji ze Słowianami (Polakami), często w obrębie elit rycerskich.

Zauważmy, że inna nazwa herbu Topór - jednego z najstarszych rodów szlacheckich w Polsce, to Wścieklica. Jedno z gniazd rodowych Toporczyków znajdowało się w Biesiekierzu koło Łęczycy. Do herbu Topór należą m.in. stare nazwiska Biesiekierski, Wścieklica, Wścieklicki. Istniał również w Polsce herb rodowy pod nazwą Bes (Bies). Z dokumentu z 1476 roku pochodzi nazwisko BIESZEK.

Nasz sławny kronikarz, ale także heraldyk, Jan Długosz tak pisał o jednym z herbów baronów Królestwa Polskiego: "Kornicz, inaczej Biesowie [w oryginale - herb "Kornycz alias Byessowye"], nosi w herbie okrągłe dwa chleby. Ci wywodzą ród z Rusi. Kiedy ze swym rodem przybyli na Śląsk i ruskim obyczajem ciągle wymieniali biesa, tj. szatana, nazwano ich pospolicie Biesowie".
 
W języku słowiańsko-cerkiewnym i dzisiaj w rosyjskim słowo "бешеный" - czytaj: bieszenyj, pochodzi od "biesa" - diabła, szatana, i oznacza szalony, niepohamowany, wściekły. W staropolszczyźnie bies znaczył "diabeł wcielony" w człowieka. Wścieklizna (choroba zwierząt) to po rosyjsku "бешенство" (bieszenstwo), a po bułgarsku po prostu "бяс" (bias), w dopełniaczu "беса" (biesa). Oto poniżej napis (Graffiti № 927) na ścianie Soboru Mądrości Bożej w Kijowie, datowany na drugą połowę XII wieku: "Pyta koza, czy ma pójść z biesem, a baran jej kiwa - tak" (Спрашивает коза, с бесом ей пойти, кива ей баран да); za Aleksem Liaszenko, Quora. 


Nazwę "wścieklica", albo rozłupa, szłyk, kapuza, lisiurka, nosi dawny rodzaj futrzanej czapki męskiej, oparty na wzorcach wschodnich, pierwotnie z szerokimi klapami, przykrywającymi uszy i kark, z czasem o zmiennej formie. Trudno powiedzieć, czy może ona nawiązywać, w jakimś odległym sensie, do skóry z niedźwiedzia lub wilka, narzucanej na głowę i ramiona przez dawnych berserków, a nazwa "wścieklica" jest tego dalekim echem semantycznym. 

Zaprezentujmy tutaj jeszcze jeden zabytek z Soboru Mądrości Bożej w Kijowie, jakim jest poniższy, XI-wieczny fresk, przedstawiający rytuał walki dwóch Waregów, z których jeden - z odkrytym torsem, z wilczym okryciem głowy, bez tarczy i z włócznia w dłoni, walczy z drugim, wyposażonym w tarczę i topór, tak zwany "duński" - ang. Dane axe (źródło: Neil Price, 2019 - "The Viking Way, Magic and Mind in Late Iron Age Scandinavia").


Z zarysowanej tu analizy wynika, że słowa "berserk" i "bies" oraz "berserksgangr" i "zbiesić się", zanikłe już we współczesnych językach - chociaż etymologicznie pochodzą z innych grup językowych, to mają one, w wyniku wzajemnego oddziaływania etniczno-kulturowego pomiędzy światem nordyckim i słowiańskim, znaczne podobieństwa semantyczne. Oddziaływanie to zrodziło się nie później, niż we wczesnym średniowieczu i miało początkowe miejsce na terenach wschodniej Słowiańszczyzny. Słowa "bies", "zbiesić się" miały ugruntowane miejsce w tradycjach ludowych rosyjskich i polskich, czego dowodem są te pomniki językowe w literaturze Rosji (m.in. wiersz A. Puszkina "Biesy", powieść F. Dostojewskiego "Biesy") i Polski (w twórczości m.in. A. Mickiewicza, W. Bogusławskiego, H. Rzewuskiego, A. Świętochowskiego, J. Bystronia, W. Gomulickiego, J. Lemańskiego, P. Wilkońskiej, F. Zabłockiego). 
 
Wymieniony tutaj etnolog Jan S. Bystroń jest autorem artykułu "Charakternicy" (w pracy" "Studja staropolskie Księga ku czci Aleksandra Brucknera", 1928), w którym pisze o dość dobrze poświadczonych w literaturze historycznej słowiańskich "charakternikach" - ludzi, którzy według powszechnego mniemania nieczuli byli na broń wroga, dzięki noszeniu specjalnego pasa.


"Konie ledwie zipią już, Zamieć mi powieki skleja, Drogi zmiotło, ani rusz. Wokół mrok, choć wykol oczy; Co tu robić? Będzie źle! Bies nas, widać, w polu toczy I kołuje nami w mgle. Widzisz? Widzisz? W pustce białej Wyje, wije się  i plwa Teraz konie oszalałe Prosto w otchłań jaru pcha". [A. Puszkin "Biesy" - fragment, tłumaczenie J. Tuwim, ilustracja J. Pollard]. "Bolesław zbiesił się, było to na uczcie, trzasnął szklaną czarą w ziemię - i z miejsca: - Przemko, weźmiesz wojów, kupce pokażą ci, gdzie on zasiek stał. Nie wracaj, pokąd nie ułowisz wszystkich. A ułowisz, jedną nogę do jednego konia ..." [Antoni Gołubiew "Bolesław Chrobry"].

XIII-wieczna Knytlinga-saga przywołuje istnienie wśród plemienia Ranów (Rugian) boga, piątego w kolejności ważności, o imieniu "Pizamar" (Pisamar). Z uwagi na wyraźnie zniekształconą nazwę nasi badacze odczytują ją jako Bezmiar, Bezmir lub Wyszomir. Czeski historyk Karel Jaromir Erben sądzi, że jego słowiańska nazwa brzmiała Běsomar, wiążąca się ze słowem "bies" (po czesku běs). O ile przyrostek "-mir" jest charakterystyczny dla imion słowiańskich, to jego wariant "-mar" ma nordyckie pochodzenie. W tradycjach ludowych południowej Słowiańszczyzny przetrwało imię Bjesomar, jako władcy zła i niegodziwych sił.
 
Na wiele rodzących się tutaj pytań nie możemy dać odpowiedzi, bowiem nasi historycy od lat i dekad nie podejmują kompleksowych, interdyscyplinarnych, obejmujących nauki lingwistyczne, etnologiczne i antropologiczne, studiów nad związkami kulturowo-językowymi i etnicznymi pomiędzy światem normańskim i słowiańskim we wczesnym średniowieczu, ze szczególnym uwzględnieniem procesów kulturowych i politycznych zachodzących na ziemiach polskich.

Na koniec kilka ogólnych refleksji o wpadającej w skostnienie naszej, i nie tylko, współczesnej myśli historycznej. Pozostańmy przy naszej historiografii. Ta, mimo technologicznych atutów cyfryzacji i szybszego dostępu do zbiorów naukowych, w tym zagranicznych, w sposobie patrzenia na nauki historyczne i w rozwoju swojego warsztatu metodologicznego - mam wrażenie, cofnęła się niestety - w stosunku do literatury naukowej XIX wieku i okresu międzywojennego. W tamtych dziełach widać nieskrępowany przepływ idei, szerokość horyzontów w twórczych poszukiwaniach i wnikliwość krytyki naukowej. 
 
Czasy faszyzmu i komunizmu w Europie zasadniczo ograniczyły zakres zainteresowań badawczych do problemów mile widzianych przez władze polityczne. I dzisiaj w sposobie prezentacji faktów historycznych niewiele zmieniło się na lepsze, a wiele na gorsze. Wbrew pozorom, "cywilizacja fejsbukowa" - zmierzająca ku przyszłej "policji myśli", dotyka także uczelni i nauk społecznych. Dzisiejsze czasy globalizacji prowadzą do uniformizacji osądów i do dalszego ograniczania wymiany poglądów, idei i wiedzy. "W zamian" karmi się ludzi strachem i ogranicza wolności obywatelskie, przyśpieszając regres edukacyjny i kulturowy, a nawet zdrowotny społeczeństw. Czy nie czas przestać iść w milczącym stadzie owiec? Will we go berserk?

2 komentarze:

  1. https://www.salon24.pl/u/polskawikingow/1076985,mazurscy-galindowie-i-jacwingowie-gotami
    Kolejny kawałek ukladanki

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za link do artykułu. Marek Andrzej Kryda, autor bloga "Polska Wikingów" pod tym przez naukę "zakazanym" (bo wbrew jej oficjalnej narracji) tytułem, pisze znakomite eseje, w których przedstawia argumenty i stawia tezy, pobudzające Czytelnika do myślenia. Jego artykuły, skromnie nazwane "notkami", zawierają wielki potencjał intelektualny i świeżość spojrzenia na historię Polski w epoce Wikingów, którego brakuje wielu zawodowo parających się tym okresem, "luminarzom" nauki.

    Jego wcześniej opublikowany artykuł "Berserkowie w Polsce Mieszka - Miszki czyli Niedźwiedzia" oraz mój powyższy wskazują, że dwaj badacze - amatorzy, podejmując niezależnie od siebie temat berserków, dochodzą do podobnych lub uzupełniających się obserwacji, co wskazuje, przynajmniej w pewnym stopniu, na ich miarodajność - zwłaszcza w obliczu braku zainteresowania się tym tematem przez oficjalną naukę.

    OdpowiedzUsuń