Powróćmy jeszcze do wspomnianego w artykule "Parsęcianie przed powstaniem państwa pomorskiego" cmentarzyska w Cewlinie. Przed II wojną światową zdążono odkryć 19 grobów płaskich szkieletowych
(na wznak, w pozycji wyprostowanej), z których co najmniej połowa należy
do kobiet, niektóre do dzieci. Niestety same zabytki zaginęły, a
pozostała tylko dokumentacja bardzo fragmentaryczna. Jest to
cmentarzysko typu rzędowego, charakterystyczne dla końcowego etapu
wczesnego średniowiecza, czyli dla wieku XI. Zgodnie z tradycją wikińską
wszystkie groby kobiece ułożone były w osi wschód-zachód, z głową po
zachodniej stronie. W większości grobów złożone były do nich noże
żelazne (u mężczyzn i kobiet), w części w skórzanych pochewkach z
brązowym okuciem. W niektórych grobach męskich były osełki ogniwkowe i
krzesiwka żelazne, w wielu kobiecych i w jednym męskim kabłączki
skroniowe. Brak jest w odkrytych grobach męskich jakichkolwiek atrybutów
militarnych. Lokalna społeczność uprawiała więc raczej rolnictwo,
aniżeli angażowała się w wyprawy wojenne lub napady.
Na powierzchni cmentarzyska znajdowano ułamki ceramiki, w większości całkowicie obtaczanej na kole garncarskim. Ocenia się, że cmentarz zaczął być używany na początku XI wieku, a więc około pół wieku po zbudowaniu grodu w Boninie. Ziemia Manowska, jak i leżące na niej cmentarzysko w Cewlinie, zaliczane jest do skandynawskiej strefy pochówkowej w okresie od VIII do XI wieku (H. Zoll-Adamikowa "Gräberfelder des 8./9.-10./11. Jahrhunderts mit skandinawischen Komponenten im slawischen Ostseeraum", Sprawozdania Archeologiczne 1997). Strefa ta obejmowała pas nadmorski zajmowany przez słowiańskie plemiona od Obotrytów na zachodzie do Kaszubów na wschodzie. Wzdłuż dolnej Odry na południe sięgała ona Cedyni, gdzie w końcu X wieku powstały dwa cmentarze szkieletowe ze skandynawskim wyposażeniem grobów. Charakter kulturowy i okres użytkowania cmentarzyska w Cewlinie zbliżony jest do cmentarzysk "Młynówka" w Wolinie (rozpoznanych 165 pochówków) oraz 2 (772 pochówki) i 2a (222 pochówki) w Cedyni.
Biorąc pod uwagę skrajnie położone groby i średnią odległość między grobami sąsiadującymi, można przypuszczać że cmentarzysko cewlińskie zawierało do stu grobów. Niestety, po wojnie nie zainteresowano się jego dalszym archeologicznym rozpoznaniem, a czynna żwirownia dokonała przez lata dzieła zniszczenia. Być może powodem braku zainteresowania władz był fakt, że cmentarzyska szkieletowe nie były w ogóle znane pogańskim Słowianom, a więc nie należało mnożyć nowych dowodów obecności Skandynawów.
Mógł istnieć równie dobrze powód odwrotny: polscy historycy
od dawna usiłują spekulować, że pochowani ludzie w Cewlinie (tak jak w
Wolinie i Cedyni) to pierwsi pomorscy chrześcijanie - jako owoc
działalności duszpasterskiej biskupa Reinberna z Kołobrzegu. W czasach
PRL ci pierwsi jakoby cewlińscy chrześcijanie mogli nie być na liście
priorytetów archeologicznych, tak jak w "sztandarowym" Wolinie i Cedyni.
Co straciliśmy kulturowo po "skazanym na śmierć" cmentarzysku w
Cewlinie - zyskała przyroda, która po latach zamieniła nieczynną
żwirownię w taki oto malowniczy zakątek (fotografia własna).
Zniszczenie cmentarzyska w Cewlinie, przy pełnej świadomości służb archeologicznych i konserwatorskich, nie jest niestety wyjątkiem w wybiórczym traktowaniu stanowisk archeologicznych w zależności od stopnia zawartości "składnika słowiańskiego". Podobny los dotyczył i zapewne spotyka nadal inne wczesnośredniowieczne cmentarzyska w Polsce. W Kolonii Stary Brześć Kujawski, w odległości 6 km od Bodzi, odkryte w trakcie budowy drogi cmentarzysko szkieletowe z XI wieku zostało w większości zniszczone przez kontynuowanie budowy, zanim pojawili się tam archeologowie. Na cmentarzysku szkieletowym z XI wieku w Gustorzynie (2 km od Bodzi) odkryto m.in. fragmenty obuwia skórzanego z wszytym srebrnym drucikiem. Na odkrytym przez Wojciecha Szymańskiego w 1961 roku wczesnośredniowiecznym stanowisku archeologicznym w Kruszczewie pod Płockiem archeolodzy stwierdzali "postępujące niszczenie osady" (Marek Dulinicz), zanim w 1987 roku przystąpiono do ratowania pozostałych resztek. Wydobyto m.in. fragmenty grzebieni z identycznym ornamentem plecionki jak XI-wieczne wikińskie grzebienie znalezione w Wolinie, a także podobne z Płocka i Kruszwicy. Natrafiono także na fragmenty ruskiej, nadczarnomorskiej korczagi (amfory), wcześniej znanej z Kruszwicy, Drohiczyna i Sandomierza.
Dominująca, w oparciu o znajdowane na Pomorzu pochówki szkieletowe sprzed XII wieku, teoria "pierwszych chrześcijan" nawróconych w wyniku misji biskupa Reinberna, nie ma żadnych racjonalnych podstaw, jeżeli zważy się, że Reinbern zakończył pobyt w Kołobrzegu (prawdopodobnie został wypędzony) po zaledwie pięciu latach, a później - aż do misji chrystianizacyjnych z XII wieku, Pomorze było głęboko pogańskie. Tym nie mniej nie można wykluczyć, że kiedyś zostanie odkryty na Pomorzu grób szkieletowy z XI wieku z towarzyszącym mu krucyfiksem, ale i tak bardziej prawdopodobnym wydaje się, że będzie to grób ochrzczonego poza Pomorzem Wikinga, aniżeli Słowianina.
Nie odnaleziono dotychczas w Kołobrzegu śladów pierwszej, z okresu Reinberna, chrześcijańskiej świątyni, a za najstarsze na Pomorzu uznawane są pochodzące z około połowy XII wieku (po misji św. Ottona z Bambergu w AD 1124), odkryte w 2009 roku, relikty kościoła z Lubina na Wolinie, jednego z ówczesnych większych grodów na całym Pomorzu (dwie kolejne fotografie poniżej). Strategicznie położony gród wraz z portem, kontrolujący ujście z Zalewu Szczecińskiego przez Świnę do Bałtyku, funkcjonował w X-XII wieku. Pod koniec XVIII wieku odkryto na grodzisku około sto srebrnych arabskich dirhemów, wybitych w połowie X wieku. W trakcie ostatnich wykopalisk wydobyto m. in. paciorki bursztynowe, fragmenty grzebieni z wikińską ornamentyką, okucie pochwy noża, zapinki, żelazne nity do łodzi.
Postawiona na kamiennych fundamentach budowla o długości 10-ciu i szerokości 7 metrów, miała konstrukcję słupowo-plecionkową. Na pobliskim cmentarzysku odkryto 41 pochówków szkieletowych, bursztynowy krucyfiks oraz monety z drugiej połowy XII-go i z XIII wieku. Średni wiek życia pochowanych osób wynosił 39 lat dla mężczyzn i 35 lat dla kobiet. Średni wzrost tych pierwszych sięgał 169 cm, podczas gdy u kobiet 156 cm.
Trzeba jednak pamiętać, że najstarsze wczesnośredniowieczne pochówki szkieletowe na terenie polskiego Pomorza, pochodzą ze Świelubia koło Kołobrzegu, Kępska koło Bobolic i tak zwany pochówek łodziowy z Góry Chełmskiej koło Koszalina i datowane są na II połowę IX wieku, a więc na długo przed pierwszą próbą chrystianizacji Pomorza. Ten ostatni pochówek, klasycznie skandynawski, ma takąż chronologię uznaną jedynie za "domniemaną" (Helena Zoll-Adamikowa, 1988 - "Przyczyny i formy recepcji rytuału szkieletowego u Słowian nadbałtyckich we wczesnym średniowieczu"). Zmarła w 2000 roku autorka - zasłużona profesor archeologii, nie doczekała się jeszcze hasła w polskiej Wikipedii, podaję więc link do węgierskiej. Z uwagi na odkryte w tych grobach artefakty, m.in. topór i umbo z "wyraźnymi nawiązaniami skandynawskimi" (Władysław Łosiński, 1997 - "Rola kontaktów ze Skandynawią w dziejach gospodarczych Słowian nadbałtyckich") oraz miecz wikiński typu D, według typologii mieczów wikińskich Jana Petersena, są to niedwuznacznie groby normańskie. Z uwagi na współwystępowanie na jednym cmentarzysku w Świelubiu grobów ciałopalnych oraz szkieletowych (kurhanowych i płaskich) archeolodzy słusznie zaliczają je jako połączanie w jednym czasie i miejscu słowiańskich i skandynawskich tradycji sepulkralnych.
Jak wolno przebiegał proces chrystianizacji Słowian świadczy wiele faktów. O tym, że Polsce polańskiej biskup misyjny Jordan "bardzo się pocił z nimi" (multum cum eis sudavit), w nakłanianiu na nową wiarę, pisał już Thietmar. Jeszcze w epitafium na grobowcu Bolesława Chrobrego - jego ojca, Mieszka I, w odróżnieniu od matki Dobrawy Przemyślidki, nazwano poganinem. Był to zapewne drugi sarkofag Chrobrego w katedrze poznańskiej, odtworzony przez Kazimierza Odnowiciela po najeździe na Polskę przez Brzetysława I w AD 1038.
Na marginesie, grobowiec Chrobrego dotrwał w Poznaniu do czasów upadającej politycznie i cywilizacyjnie XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej, kiedy to w 1790 roku zawaliła się nań południowa wieża zaniedbanej katedry. Przyniesiony z Zachodu styl barokowy dokonywał w polskich kościołach dalszych, nieodwracalnych zniszczeń nie tylko ich pierwotnej - romańskiej i gotyckiej substancji architektonicznej, ale prowadził do bezmyślnego zatracenia cennego, historycznego wyposażenia, jak miało to miejsce m.in. w katedrze poznańskiej - "Prócz dawnych ołtarzy, ławek i stalli, które bez żalu oddano do różnych prowincjonalnych kościołów lub po prostu wyrzucono, z miejsca na miejsce przenoszono też nagrobki, nie mówiąc o wielu pochówkach, spoczywających pod posadzką świątyni" (Jacek Kowalski, 2022 - "Katedra Poznańska studia o sztuce").
Inny przykład stanu ducha i materii w upadającej wówczas Polsce podał w książce "Opis topograficzno-historyczny Ziemi Wyszogrodzkiey" w 1823 roku Wincenty Hipolit Gawarecki. Stary kościół parafialny pod wezwaniem św. Wojciecha w Czerwińsku "został czasem strawiony zupełnie (i) do reperacyi stał się niezdatnym" tak, że "kanonik płocki Marcin Krajewski z daty 19 października 1778 roku rozebrać go dozwolił, o tem wszystkiem świadczą pozostałe ieszcze gruzy". Oto ruiny klasztoru przy kościele św. Piotra w Krakowie, na rysunku Zygmunta Vogla z 1795 roku (w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie).
Epitafium na grobowcu Chrobrego powstało najpewniej za tego właśnie króla, bo wcześniejsza
inskrypcja, jak i sam pierwotny sarkofag, nie przetrwały najazdu
czeskiego. Nawiązanie w treści epitafium do zasługi cesarza Ottona III, który
"przydał sławy" polskiemu królowi, koronując Chrobrego (dosłownie: Ob famam bonamt tibi contulit Otto coronam - "Dla sławy dobrej Otto nadał tobie koronę"), wujka Rychezy
Lotaryńskiej, żony Kazimierza Odnowiciela, fakt ten by potwierdzało.
I to właśnie z perspektywy Rychezy, jak się zdaje autorki inskrypcji na drugim grobowcu Chrobrego, Mieszko I został nazwany bezbożnym ojcem (perfidio padre), prawdopodobnie z uwagi na jego ochrzczenie w rycie słowiańsko-ortodoksyjnym, tak bardzo atakowanym przez kościół niemiecki, ale jak wiemy całkowicie akceptowalnym przez Cesarstwo Niemieckie za czasów Mieszka I i cesarzowej Teofanu. Na niesłowiańskie autorstwo łacińskiego wspomnianego napisu nagrobnego wskazuje także błąd w nagłówku z imieniem Chrobrego jako "Chabri", zamiast "Chrabri". Mógł go popełnić skryba wpisujący ten tekst do XV-wiecznego dokumentu włoskiego, ale wydaje się to mniej prawdopodobne, bowiem został on powtórzony ponownie w tekście epitafium. Fakt ten wskazuje, że słowo "Chabri" było oryginalnie wyryte na odbudowanym pomniku.
Tak na marginesie - być może dostarczony przez Mieszka I w AD 986 na dwór cesarzowej Teofanu w Kwedlinburgu żywy wielbłąd, jako podarek dla kilkuletniego cesarza Ottona III, nie miał żadnych podtekstów politycznych, a miał tylko zaimponować oryginalnością prezentu, ale warto zauważyć, że w średniowieczu wielbłąd symbolizował dobroduszność i posłuszeństwo. Mieszkowy wielbłąd wskazywałł jednocześnie na żywe za jego czasów kontakty kulturowe rodzącej się dynastii piastowskiej z Bliskim Wschodem, a więc z Bizancjum i dalej - światem arabskim. Wiemy z kronik arabskich, że ruscy Waregowie byli częstymi gośćmi na szlakach handlowych do Bagdadu.
Jest rzeczą zastanawiającą, że polscy historycy i archeolodzy, w sposób bardzo powściągliwy poruszają temat wikińskich śladów chrześcijaństwa wschodniego na Pomorzu, jeszcze daleko przed przyjęciem przez Mieszka I chrześcijaństwa łacińskiego. Kłopotliwym, jak się zdaje, bo raczej ukrywanym, aniżeli eksponowanym zabytkiem, jest odkryty w Żółtem na Pomorzu Środkowym, odlany w brązie bizantyjski krucyfiks (foto poniżej: Krzysztof Bednarek, "Głos Koszaliński", 12 październik 2006). Wczesnośredniowieczny kompleks archeologiczny Żółte - Nętno położony jest u starych źródeł Regi (czego badacze zdają się nie dostrzegać), a więc skomunikowany był drogą wodną z Bałtykiem i Skandynawią.
Ten, pochodzący z tamtejszego, datowanego dendrochronologicznie na lata 886-890 grodziska, zabytek, jest spektakularnym, bo najstarszym na Pomorzu (a bodajże i w Polsce, poza symboliką na monetach) śladem chrześcijaństwa, i przy tym - chrześcijaństwa wschodniego. Archeolog Ryszard Kaźmierczak określił odkryty, rzadko publikowany zabytek, jako "krzyżyk" (faktycznie jest to krucyfiks, bo z figurą Chrystusa), pochodzący "z Azji Mniejszej" - według drugorzędnego kryterium pochodzenia geograficznego, a uniknął kwalifikacji według kryterium najważniejszego, pierwszorzędnego - pochodzenia kulturowego, czyli ze wschodniochrześcijańskiego Bizancjum. Temat ten, jak i inne - z różnych miejsc i epok, ale ideologicznie kłopotliwe dla badaczy historii, został zamieciony pod przysłowiowy dywan. A Nętno - Żółte, jakby bez "przypadkowego" krucyfiksu, określone zostało, arbitralnie i jednoznacznie, jako "miejsce kultu z okresu przedchrześcijańskiego". W przyjętej narracji marginalizowana jest wśród zabytków z tego "miejsca" obecność ozdób złotych, odważników do wag szalkowych, żelaznych toporów.
Jak tendencyjnie traktowany jest problem obecności wikińskiej i chrześcijaństwa wschodniego na ziemiach polskich, świadczy chociażby publikacja pod red. L. Gardeły "Rytuały w przeszłości" (Analecta Archaeologica Ressoviensa, 2015). Pomorskie Żółte z IX-wiecznym, bizantyjskim krucyfiksem, wymieniane jest tam wyłącznie jako miejsce kultu pogańskiego Słowian, natomiast przy wikińskim cmentarzysku z X wieku w Kopparsvik na Gotlandii zauważono, że "dowodów na istnienie wczesnochrześcijańskiej społeczności wokół Kopparsvik dostarczają pojedyncze przedmioty chrześcijańskie odkryte w niektórych grobach (na przykład niewielki krzyżyk)", chociaż okładkę publikacji ozdobiono pogańskim, rytualnym rogiem do picia, właśnie z tej nekropolii.
Jak na to wskazują liczne zabytki archeologiczne, wczesnośredniowieczna zachodnia Słowiańszczyzna i Skandynawia (prawdopodobna obecność misjonarzy bizantyjskich w Danii i Szwecji) była obszarem nakładających się na pogańską tradycję wpływów, najpierw wschodniego, a poźniej zachodniego chrześcijaństwa.
Nie tylko biskup Jordan "bardzo się pocił" w nawracaniu na chrześcijaństwo plemiona wielkopolskie. Wdrażanie chrześcijaństwa także u naszych południowych sąsiadów nie przebiegało łatwiej. Mimo iż władca morawski Mojmir I
przyjął chrzest już w 831 roku, w 845 roku 14 książąt czeskich wraz z
ich drużynami ochrzcili się w Ratyzbonie, w 863 Cyryl i Metody
rozpoczęli chrystianizację Moraw, a w 925 wspomniany wyżej władca Czech
Wacław I przyjął chrześcijaństwo, to nadal u schyłku X wieku Czechy były
półpogańskim krajem, w którym biskup praski Wojciech, przyszły
misjonarz do Prus i święty, występował przeciwko pogańskim jeszcze tam
obyczajom małżeńskim oraz przeciwko handlowi niewolnikami, przez co
został zmuszony przez księcia Bolesława II do opuszczenia kraju. Czterej bracia Wojciecha z rodu Sławnikowiców
- konkurentów politycznych panującej dynastii Przemyślidów, zostali w
995 roku wraz ze swymi rodzinami zamordowani przez Bolesława II,
zwanego Pobożnym. Jeszcze w XII wieku czeski lud wkładał do grobu
zmarłego tak zwane milodary, a lud polski między Wisłą a Bugiem
praktykował pochówek ciałopalny jeszcze w XIII wieku.
Wspomniany w artykule "Słowiańskie klasztory benedyktyńskie" legat papieski Jakub Pantaleon, jak pisze Claude Fleury (1640-1723) w swojej "Histoire ecclésiastique", po odbytym we Wrocławiu synodzie, udał się jeszcze w tym samym 1248 roku do Pomezanii, czyli dzisiejszego Pomorza wschodniego i do Warmii, gdzie przekonywał tamtejszych chrześcijan, aby zaprzestali palić zwłoki po śmierci, ani nie zakopywali ich z niespalonymi ciałami koni, bronią i cennymi przedmiotami, ani nie czcili po zbiorach płodów rolnych bożka zwanego Kurszem (fr. Curche). Bożek ten musiał zapewne być religijnym idolem wśród bałtyckiego plemienia Kurszów, zwanego dzisiaj Kuronami. Kuronowie, lub z łotewska Kursenieki, zamieszkiwali w średniowieczu wybrzeża Zatoki Gdańskiej na wschód od Gdańska, oraz wybrzeża Sambii i Kurlandii. Jeszcze przez II wojną światową mieszkańcy osad rybackich na Mierzei Kurońskiej mówili tym dzisiaj praktycznie wymarłym dialektem języka łotewskiego z domieszką języka dolnoniemieckiego.
Powyżej ilustracja z początku ubiegłego wieku przedstawia rodzaj łodzi, jakich używano przez wieki w osłoniętych wodach zalewowych i zatokowych południowego i wschodniego Bałtyku - od Zatoki Lubeckiej, po Kurlandię. Jej pomorska nazwa "Zeesboot" pochodzi od słowa "seyse" (w późniejszych źródłach także: tzessen, sessen, czesse, czese, sese, zese, zeese) - od prasłowiańskiego česati - drapać, skrobać, (później) czesać i germańskiego "boot" - łódź. Jest to bezstępkowa, płaskodenna łódź o zanurzeniu około 40 cm, służąca nie tylko do połowów, ale do przewozu zwierząt hodowlanych, produktów rolnych itp. Słowo "seyse" zostało odnotowane w najstarszym z zachowanych źródeł, jakim jest wzmianka w Pommersches Urkundenbuch z roku 1315 roku, dotycząca połowów ryb w wewnętrznych zatokach wyspy Uznam. Dzisiejsze "Zeese" to rodzaj ciągnionej łodzią blisko dna płytkiego akwenu sieci, której stara słowiańska nazwa brzmiała również "włoka", w odróżnieniu od starogermańskiej nazwy "worpnette" - obie wymienione w wyżej przytoczonym źródle. Dziś nasi Kaszubi mówią na ten rodzaj łodzi "ceza". Powyższe zdjęcie przedstawia jej kurlandzką odmianę, zwaną "Kurenkhan".
Kiedy już powstała Polska piastowska, w języku staronordyckim zwana była, często z dodaną końcówką -land (w zależności od źródła pisanego) jako: Bolani, Boloni, Pulani, Pulina, Pullerna, Pollerna, Palerna, Polarna, Polima. Żadna z tych nazw nie odpowiadała słowiańskiej konotacji nazwy "Polska" z wyrazem "pole". Niektóre z nich wywodziły się z żydowskich i arabskich kręgów kulturowych i poprzez kontakty handlowe plemion gockich (wikińskich) z tymi społecznościami wmieszały się do języka staronordyckiego. Inaczej, niż toponimy nadawane bezpośrednio przez ludy nordyckie (Gotów, Wandalów), jak na przykład nazwa "Wisłoujście", która w przekazie historycznym, jakim jest relacja z podróży żeglarza Wulfstana do Truso około roku 890 brzmiała jako "Wislemuða". W języku staronordyckim wyraz "muðr" oznaczał właśnie ujście rzeki.
Hydronim ten, jak i inne toponimy z
terenów delty Wisły, a szerzej - Zatoki Gdańskiej (np. Hel, Puck,
Oksywie, Gdańsk, Elbląg, Nogat, Wisła) powstawały w nordyckiej sferze
kulturowo-językowej, niektóre już w głębokiej prehistorii, co najmniej od czasów
uformowania się szlaku bursztynowego z objętego kulturą mykeńską basenu Morza Egejskiego do plemion pomorskich i bałtyjskich w epoce brązu (vide artykuł "Największy skarb na Pomorzu z epoki brązu"), aż po wczesne średniowiecze.
To na szlaku bursztynowym leżała miejscowość Topolno, koło Świecia nad Wisłą, gdzie na początku XX wieku, na cmentarzysku z okresu późno-lateńskiego i rzymskiego odkryto gliniany puchar z czasow rzymskich (foto obok, źródło: Piotr Bieńkowski - "O paru znaleziskach gallo-rzymskich na naszych ziemiach", Przegląd Archeologiczny 1921, Zeszyt 3-4). Przedstawia on twarze greckich postaci - brodatego Sylena i jego towarzyszki Sylenki, należące do dworu Bachusa - greckiego boga wina i zabawy. Ucha dzbana przedstawiają figury żołnierzy - ordynansów wyższego rangą legionisty - prawdopodobnie skandynawskiego najemnika w armii rzymskiej i właściciela tego pucharu. Szczegóły stroju żołnierzy wskazują, iż puchar pochodzić może z okresu panowania cesarza Hadriana (AD 117-138). W tym okresie wschodnie Pomorze zamieszkiwali jeszcze Burgundowie, którzy mieli być wkrótce wyparci za Noteć przez kolejne emigrujące ze Skandynawii plemię Gepidów.
W istocie, od kiedy to - z początkami naszej ery plemiona nordyckie zaczęły podejmować coraz bardziej regularne kontakty z Cesarstwem Rzymskim, handel dostarczanym przez te ludy nadbałtyckim bursztynem stawał się z czasem coraz mniej istotnym powodem regularnej komunikacji pomiędzy Skandynawią i strefą śródziemnomorską. Coraz większego znaczenia, jak to wynika z odkryć archeologicznych, zaczęły nabierać wynajmowanie się przez Normanów jako najemników wojskowych w służbie Cesarstwa. Implikowało to nie tylko znacznie ludniejsze i częstsze przemieszczanie się ludności skandynawskiej na południe Europy i z powrotem - po kontraktach wojskowych lub w ich przerwach, ale rosnącą tendencję do trwalszego osiedlania się najemników i ich rodzin w szerokim pasie ziem dawnych szlaków bursztynowych. Przykładem wskazującym na tego rodzaju procesy w pierwszych wiekach naszej ery jest rosnąca w tym okresie ilość rzymskich monet, znajdowanych na szlaku od południowego Bałtyku w kierunku Bramy Morawskiej.
Oto jedna z nich, pochodząca znad Zatoki Gdańskiej (Reda), z wizerunkiem Antoninusa Piusa, cesarza w okresie lat 138-161 (źródło: "Historia Rumi od pradziejów do 1945 roku", 2017, Tom 1). Wybity w Rzymie denar z brązu, prawdopodobnie w AD 151-152, przedstawia na awersie głowę cesarza w wieńcu laurowym i napisem: ANTONINVS AVG (Augustus) PIVS PP (Pater Patriae) TR P (Tribunicia Potestas) XV. Na rewersie widnieje wizerunek stojącej Salus - rzymskiej boginii zdrowia, która prawą ręką podaje z patery pokarm dla oplatającego pogański ołtarz węża. Lewym ramieniem wsparta jest na berle. W otoku napis (na tym egzemplarzu zatarty): SALVS AVG. COS IIII (Consul Quartum). Po obu stronach boginii litery S - C (Senatus Consulto).
Nazwa półwyspu Hel ma wyraźny związek znaczeniowy z wczesnośredniowiecznym łańcuchem wysepek i podmorskich mielizn, z których w czasach nowożytnych uksztaltowała się ciągła linia brzegowa półwyspu. Te zdradzieckie mielizny okazywały się groźne, zwłaszcza w czasie sztormowej pogody, dla żeglarzy którzy chcieli z głębi morza przepłynąć "na skróty" między tymi mieliznami w okolice Pucka i Oksywia. Musiało się to często kończyć rozbiciem okrętu i śmiercią śmiałków, stąd ten ciąg mielizn i wysepek został nazwany Hel (w staronordyckim Höll), czyli w mitologii nordyckiej miejsce pobytu zwykłych ludzi po ich śmierci, w odróżnieniu od takiego miejsca dla bohaterskich rycerzy, zwanego Walhalla (Valhöll).
To ze świata greckiego, a później grecko-bizantyjskiego płynęły najsilniejsze prądy kulturowe do plemion gockich i sarmackich nad Morzem Czarnym, to język grecki dał początek alfabetowi Gotów, a później i Rusów. To na własny język gocki, dla którego stworzył na bazie greki alfabet gocki, mnich Wulfila przełożył w IV wieku Biblię - zanim św. Hieronim ze Strydonu przetłumaczył ją na łacinę. Do języka staroruskiego przeniknęły słowa z języka gockiego, a później staronordyckiego i greckiego, a sam alfabet starosłowiański, użyty w głagolicy - najstarszej formie pisanej języka słowiańskiego, powstał zasadniczo, tak jak i alfabet gocki, w oparciu o alfabet grecki.
Oto fragment mapy "The Roman Empire about 395", ze strefą czarnomorską i częścią Bizancjum. Zaznaczone zostało położenie w tej części Europy, pod koniec IV wieku, głównych plemion: Słowian, Gotów Wschodnich (Ostrogotów), Gotów Zachodnich (Wizygotów), Wandalów i Lombardów (Longobardów) oraz hipotetyczne umiejscowienie Strydonu - miasta narodzin św. Hieronima, zniszczonego przez Gotów w AD 379.
Być może wówczas, na pograniczu gocko-słowiańskim, w strefie nadczarnomorskiej, przekninęło ze starogockiego do języka prasłowiańskiego słowo *mečь - dzisiaj miecz, bowiem w tym pierwszym znane bylo jako mēkeis, albo mēki. Innym wyrazem gockim, przejętym przez Słowian jest słowo kаuрōn - dokonać wymiany (towaru) oraz kaupatjan, oznaczającego ubić interes, dobić targu, a u Słowian - kupić.Tak samo wschodniogockie słowo dulgs - dług, dulgis - dłużnik to w starocerkiewno - słowiańskim doug (долг). Biorąc pod uwagę stare tradycje wojenne, zbrojeniowe i handlowe Gotów, nie ulega wątpliwości, że w tych przypadkach kierunek transferu językowego był od Gotów do Słowian. Słowo dulgs pojawia się w IV-wiecznej Biblii Gockiej, Łk 7,41: "Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników" (Twai dulgis skulans wesun dulgahaitjin sumamma), gdzie dulga-heitja to wierzyciel.
Aż po wiek XVIII zachowały się na Krymie resztki tak zwanego języka krymsko-gockiego. Był to dialekt dawnego języka gockiego, z wpływami języka słowiańskiego i greckiego. Jego obecność na Krymie w XVI wieku potwierdził Flamand, Ogier Ghiselin de Busbecq, ambasador Austrii w Imperium Osmańskim (polska Wikipedia podaje omyłkowo, że był on ambasadorem Imperium Osmańskiego). Jeszcze pod koniec XVIII wieku Białorusin, Stanisław Bohusz Siestrzeńcewicz, arcybiskup mohylewski, w czasie podróży na Krym odnotował tam obecność języka "podobnego do języka dolnoniemieckiego (Plattdeutsch)", jakim posługiwano się w Saksonii, południowej Danii, Meklemburgii i na Pomorzu. Oto mapa Krymu (Spiridon Ion Cepleanu, 2012), z zaznaczonym czerwoną linią gocko-greckim Księstwem Teodoros (gr. Θεοδωροῦς), zwanym również Gotią (gr. Γοτθία), w XV wieku. Żółtą linią zaznaczono północną granicę dawnego Cesarstwa Bizantyjskiego.
Należy jednak podkreślić, że to nie Goci byli pierwszym plemieniem znad Bałtyku, które zetknęło się z antycznymi kulturami in situ, czyli na miejscu ich występowania. Zanim dotarli nad Morze Czarne w III wieku n.e., całe sześć wieków przed nimi uczynili to Bastarnowie, osiedlając się na początku III wieku p.n.e. w dorzeczu dolnego Dniestru. Bastarnowie to pierwsze, znane w źródłach historycznych nadbałtyckie plemię, które "przetarło" szlak znad Bałtyku nad Morze Czarne, chociaż tak zwana kultura pomorska (z charakterystycznymi urnami twarzowymi) była najstarszą, wyodrębnioną przez badaczy kulturą archeologiczną, jaka w okresie od VII do III wieku p.n.e. rozprzestrzeniała się znad Bałtyku w kierunku Morza Czarnego. Jej pierwotnym ogniskiem były tereny od rzeki Słupii po dolną Wisłę. Moim zdaniem Bastarnowie mogli być współtwórcami kultury pomorskiej.
Mocno podzielone są zdania historyków co do etnicznego pochodzenia Bastarnów i ich pierwotnych siedzib nad Bałtykiem. Najczęściej uważani są, moim zdaniem niesłusznie, za Celto-Germanów, a nawet Celtów, osiadłych początkowo przy ujściu Wisły. Są też bardziej naukowo podparte opinie, że byli Normanami, pochodzącymi z południowej części Półwyspu Jutlandzkiego. Równie kontrowersyjne są opinie, że następująca po kulturze pomorskiej kultura oksywska na wschodnim Pomorzu, była częścią, rozprzestrzenionej w głębi dzisiejszej Polski, kultury przeworskiej.
Wydaje się, że nosicielami kultury oksywskiej były pierwsze plemiona gockie, imigrujące w ostatnich stuleciach przed naszą erą, na południowe wybrzeże Bałtyku, z dzisiejszej środkowej Szwecji. Kultura ta przeżyła się nad Bałtykiem w I wieku n.e., podczas gdy już w tym okresie część plemion gockich osiedlona była nad Morzem Czarnym.
Jednakże na długo przed Bastarnami i Gotami, bo z końcem epoki kamiennej, od około 3.500 lat p.n.e., jak na to wskazują wykopaliska archeologiczne na Jutlandii, ludy nordyckie podjęły kontakty z Orientem, tworząc tak zwany szlak pontyjski nad Morze Czarne (Krym), eksplorowany później w kierunku zachodnim, raczej nie w celach pokojowych, przez Scytów. Część tego szlaku przebiegała przez Pomorze i Kujawy. W tym ostatnim regionie stwierdzono z tego okresu obecność wytworów kamiennych pochodzących z Wołynia. nadczarnomorscy Goci nauczyli się od tamtejszych plemion scytyjskich i perskich walki łuczniczej. Bizantyjsko-gocki kronikarz Jordanes pisał w VI wieku, że Goci przejęli łuki od perskich Ormian, ale udoskonalili je wzmacniającym sznurem. Oto powyżej kopia zabytku (złoty odlew), datowanego na lata 475-450 p.n.e., pochodzącego z Kerczu (założony przez Greków jako Pantikapaion) na Krymie, przedstawiającego dwóch wojowników scytyjskich, strzelających z łuku (źródło: Wikipedia).
To, moim zdaniem, w związku z dalekosiężnymi relacjami handlowymi i kulturowymi pomiędzy światem nordyckim i światem scytyjskim, czego jednak nie dopatrują się nasi archeologowie, w 2017 roku odkryto w Chotyńcu koło Jarosławia grecką amforę do wina (wysokość 61 cm), pochodzącą z egejskich, greckich wybrzeży Azji Mniejszej i datowaną na przełom VII/VI wieku p.n.e. (foto poniżej: Wojciech Rajpold). Mimo wydobytych tam jeszcze innych artefaktów nadczarnomorskiego pochodzenia, nie wydaje się dostatecznie uzasadnionym nazywanie stanowiska archeologicznego w Chotyńcu "scytyjskim" grodziskiem.
To w wyniku wielowiekowych kontaktów ludów Północy z nadczarnomorskimi Scytami, ci pierwsi zdobyli od tych drugich tajniki wysokoartystycznego rzemiosła oraz udoskonalili metody walki na koniach. Wczesnośredniowieczna sztuka Wikingów, w swoich licznych stylach - Oseberg, Borre, Jellinge, Mammen, Ringerike, Urnes, zachowała ślady wschodniego wzornictwa. Nie przypadkowo cesarz bizantyjski Leon VI Mądry (866-912) nazywał Rusinów - Waregów "północnymi Scytami" (oi vóreioi Skýthes - οι βόρειοι Σκύθες).
Na marginesie, pierwsze konfrontacje wojenne nadczarnomorskich Gotów z Cesarstwem Rzymskim miały miejsce w strefie ujścia Dunaju już na początku lat 210-tych, za panowania cesarza Karakalli. Od połowy III wieku n.e., z zajmowanego Krymu, przez około 30 lat normańskie plemiona penetrowały czarnomorskie wybrzeża Azji Mniejszej, Grecji, Tracji i Mezji, prowadząc wojny z Cesarstwem Rzymskim. Fakt ten wskazuje na wysoką już wówczas wśród Normanów nadczarnomorskich technikę w zakresie szkutnictwa i nawigacji morskiej. Grecy nazywali ją wojną scytyjską, natomiast Rzymianie - wojną gocką. Jednakże oprócz Gotów po ich stronie walczyli też Herulowie, Gepidzi, Wandale, Dakowie, Bastarnowie i inne, lokalne plemiona, zapewne pochodzenia scytyjskiego. Oto mapa tych wojen (Vissarion, 2009).
Wojny te zaczęły się od napaści i zniszczeniu przez Gotów greckich miast na północnym brzegu Morza Czarnego - Olbii, u ujścia Bogu i Dniepru oraz Tyras nad Dniestrem (później Białogród). Po zwycięskiej dla Gotów i Scytów bitwie pod Abrittus (dzisiaj Razgrad, Bułgaria) w AD 251 Cesarstwo Rzymskie zostało zmuszone do płacenia trybutu królowi Gotów, Kniwie (w gockim 𐌺𐌽𐌹𐍅𐌰). Fakty te wskazują na umiejętności polityczne Gotów do zawiązywania trwałych sojuszy z innymi plemionami, które w przypadku plemion scytyjskich, skutkowały m.in. nabyciem przez Gotów wiedzy o wysokiej technice wojennej Scytów.
Dodajmy, że także na Bałkanach, ponad wiek później, plemiona gockie (Terwingowie) uzyskały strategiczne zwycięstwo nad Cesarstwem Rzymskim w bitwie pod Adrianopolem w AD 378, otwierając sobie drogę, już jako Wizygoci, do przyszłego zdobycia Rzymu, podboju Cesarstwa Rzymskiego i osiedlenia się na Półwyspie Iberyjskim (mapa poniżej: Asta, Wikipedia, 2006).
Ideologicznie zaangażowana, a więc nie zawsze obiektywna Wikipedia, tak zaczyna polskie hasło "Wizygoci": Wizygoci, Goci zachodni lub Terwingowie, dosł: „leśni ludzie”, „mieszkańcy lasu” ..., a więc fałszywie wywodzi, że Wizygoci to „ludzie lasu”. Termin Terwingowie (Tervingi), nieznany pod tym hasłem w polskiej Wikipedii, a znany w 20 innych językach, dotyczy tylko Gotów zamieszkujących równiny na północ od dolnego Dunaju i na zachód od Dniestru w III i IV wieku.
W języku gockim Goci określali siebie zbiorowo jako *Gut-þiuda - „lud gocki”; był to więc endonim. Egzonimem tych ludów był łaciński termin Tervingi, jaki pojawił się wśród Rzymian pod koniec III wieku. Gutthiuda oznaczało również „kraj ludu Gotów”, jaki istniał przez półtora wieku (do połowy V wieku), na północno-zachodnich terenach basenu Morza Czarnego.
Terwingowie nie mieli nic wspólnego z Gotami, którzy wyemigrowali na zachód Europy; nie mieli więc nic wspólnego z trwającym tam do VIII wieku Królestwem Wizygotów. Zrównywanie Wizygotów z Terwingami jako „ludźmi lasu” jest szczególnie tendencyjne i kłamliwe, jeżeli zważymy, że cywilizacyjnym dziedzictwem Wizygotów w Hiszpanii jest, ustanowiony w VII wieku, "Kodeks Wizygotów" - Leges Visigothorum (nieznany w polskiej Wikipedii), który stanowił podstawę postępowania sądowego w chrześcijańskiej części Półwyspu Iberyjskiego aż do późnego średniowiecza (XIV/XV wiek), a w niektórych przypadkach w Hiszpanii - aż po wiek dwudziesty (!).
Z połowy II wieku naszej ery, od greckiego geografa Ptolemeusza z Aleksandrii, pochodzą pierwsze informacje o nazwach plemion znad południowego Bałtyku i ich usytuowaniu geograficznym względem siebie - od Półwyspu Jutlandzkiego aż po wschodnie wybrzeża Morza Bałtyckiego. Naukowiec ten pisze: "Za Saksonami (usytuowanymi na południe od Jutlandii - mój przypis), od rzeki Chalusos aż po rzekę Suebos mieszkają Farodinowie (Farodinoi), dalej Sidinowie (Sidinoi) aż do rzeki Viadua, ponad nimi Rutiklinowie (Rugiclei) aż po rzekę Vistula".
Oto odtworzona z dzieła-atlasu Ptolemeusza "Geografia" mapa środkowej części Europy, zwaną przez Rzymian "Germania Magna". Kopia ta, opracowana w oparciu o zachowany z II wieku oryginał, pochodzi z publikacji dzieła Ptolemeusza w Strasburgu w 1513 roku.
Wymienione wyżej pierwsze plemię z grecką nazwą Farodinoi (Wironuoi) to zapewne wymienieni ponad pół wieku wcześniej przez rzymskich historyków Pliniusza Starszego i Tacyta - odpowiednio Varinnae i Varini, czyli późniejsi germańscy Warnowie. W swoim "Historia naturalis" z I wieku, Pliniusz Starszy wymienia Warnów wraz z Burgundami, Gotami (Gutonami) i Charinami,w grupie Wandali (Vandili).
Tacyt określił to plemię za pokojowe, nie wojownicze. W okresie wędrówek ludów część Warnowów wraz z pobliskimi Anglami osiedliła się w Anglii (stąd ta nazwa, która stopniowo zastąpiła dawne, antyczne określenie Albion), inna część przeniosła się na południe, do Turyngii. Pewne pozostałe w Anglii do dziś etnonimy wskazują na ich pochodzący od Warnowów (jak sądzą niektórzy badacze) źródłosłów: Warned, Wernanbróc (dziś Warnbrook), Wernanford, Waernanhyll, Wernanstrem, Wernanwyl. Pozostali w swojej historycznej ekumenie Warnowie we wczesnym średniowieczu zostali zapewne wymieszani etnicznie z przybyłymi tam Połabianami, co jest logicznym wytłumaczeniem, dlaczego ci ostatni przejęli germańską nazwę. O plemieniu Warnowów wspominam w artykule "Nadchodzą Wikingowie".
Drugie, położone na wschód od Warnowów przybałtyckie plemię Sidinów (Sideni), w okresie wędrówek ludów pozostało w swej zasadniczej części na Pomorzu, nie ma bowiem o nich wzmianek w innych częściach Europy w późniejszych źródłach. Po nadejściu Słowian w VI wieku uległo stopniowej slawizacji, zakładając na początku VIII wieku - już jako etniczny konglomerat słowiańsko-germański, swój główny gród, który nazwali Stetin (Szczecin). Być może jest to najstarsze w Polsce na zachód od Wisły miasto, powstałe z udziałem Słowian, a zintegrowane w ciągu dwóch wieków współobcowania plemię germańskich Sidinów z nieznanymi bliżej zbiorowościami Słowian (w tym być może Sarmatów - Alanów) i zeslawizowania tych pierwszych, dało w VIII wieku początek nowej grupie etniczno-kulturowej - Wieletom, praprzodkom Pomorzan.
Trzeci wskazany przez Ptolemeusza pod nazwą Rugiclei lud, zamieszkujący nad Bałtykiem bezpośrednio na zachód od ujścia Wisły to najprawdopodobniej Rugiowie - wymienieni, obok Gotów i Lemowiów (Lemovii) jako osiedlonych nad morzem, pół wieku wcześniej przez Tacyta w swoim dziele "Germania". Późniejsze źródła historyczne nie wymieniają już Lemowiów. Można przypuszczać, że było to plemię nordyckiego pochodzenia, zamieszkujące wschodnie tereny Pobrzeża Słowińskiego. Po przybyciu na początku I wieku Gotów nad ujście Wisły, w jakiejś części swojej populacji dość szybko się z nimi połączyło - w sytuacji, kiedy przybysze przechodząc przez ziemie Lemowiów na zachodnią część Pobrzeża Słowińskiego, podjęli walkę zbrojną z zamieszkującymi tam Rugiami. Należy liczyć się z tym, że w pewnej, pozostałej części Lemowie umknęli przed Gotami i przenieśli się na zachód, być może w pobliże Pojezierza Myśliborskiego.
Z Gotami zintegrowali się (chociaż niekoniecznie etnicznie, skoro ich nazwa przetrwała do V wieku), podobnie jak część plemienia Lemowiów, zamieszkujący w pewnych okresach Prusy i Pomorze Scyrowie (Scirii), z którymi udali się w wędrówkę na południe Europy. Scyrowie mogli być etniczną mieszanką scytyjsko-nordycką. Galen, grecki lekarz w służbie rzymskiej, pod koniec II wieku n.e. pisał, że Sarmaci, Scytowie i inne ludy północne mają rudawe włosy. Popatrzmy na zabytkowe paralele scytyjsko-pruskie, w formie tak zwanych kamiennych bab - kolejno od lewej: Chortyca (Хортиця) i Kropiwnicki (Кропивницький), obie lokalizacje w dorzeczu dolnego Dniepru; Barciany, w historycznej krainie Barcja na Mazurach.
Wiązana z Bastarnami kultura zarubiniecka, wykazująca silne powiązania ze strefą bałtyjską, tak jak kamienne baby, jak i inne zabytki, na przykład zapinki gockie i sprzączki gepidzkie, z wyodrębnionej archeologicznie tak zwanej Grupy Olsztyńskiej wskazują na istnienie już od czasów antycznych aż po średniowiecze, szerokiej komunikacji kulturowej w obie strony, pomiędzy strefą nadczarnomorską i południowo-wschodnią częścią basenu Morza Bałtyckiego.
Wróćmy do Rugiów - od nazwy południowo-norweskiego plemienia Rugii (Rygir) pochodzi prawdopodobnie nazwa wyspy Rugii. Zanim to nordyckie plemię osiedliło się na tej wyspie, około pierwszego wieku naszej ery przybyli oni z norweskiej prowincji Rogaland
i osiedlili się na Pomorzu, w dorzeczu rzeki Wieprzy. Stąd zachowany do czasów nowożytnych pomnik językowy po Rugiach nad Wieprzą - Rügenwalde, czyli dzisiejsze Darłowo. Tam, zgodnie z informacją z dzieła "Getica" sporządzonego przez wspomnianego wyżej gockiego historyka Jordanesa w 551 roku, zostali jakiś czas później napadnięci przez przybyłych i osiedlonych nad Zatoką Gdańską Gotów.
Poddani ciągłej presji i konfrontacji militarnej przez Gotów, zapewne
już w II stuleciu Rugiowie przenieśli swoje siedziby na zachód, w rejon
ujścia Odry. Jakiś czas później nastąpił prawdopodobnie podział plemienia na dwie
części, z których jedna wyruszyła z Gotami (a być może dużo później z Wandalami) w wędrówkę na południe Europy, natomiast pozostali Rugiowie osiedlili się na wyspie Rugii, dając jej imię swojego plemienia. Jednakże część plemienia wandalskiego musiał pozostać w dorzeczu Wieprzy, bowiem jeszcze w 1552 roku, w wydanej w Bazylei mapie "Pomerania XIIII Nova Tabula" Sebastian Münster umieścił ziemię Wandali (Vandalia) między rzekami Słupią i Łebą, na zachód od dzisiejszego Środkowego Pomorza (pomiędzy rzekami Wieprz i Parsęta), zwanego przez S. Münstera Cassubia.
Interesujący jest powyższy fragment mapy, sporządzonej przez francuskiego kartografa Nicolasa Sansona 1600-1667, a wydanej w Amsterdamie w 1708 roku (źródło: David Ramsey Map Collection). Jak widać, jeszcze w połowie XVII wieku operowano nazwami ziem pomorskich, nawiązującymi do starych tradycji i przekazów historycznych. Podążając od Odry w kierunku wschodnim widnieją na mapie kolejne "księstwa": Pomorze właściwe (dorzecze dolnej Odry i Regi), Kaszubia (dorzecze Parsęty i górnej Gwdy), Wandalia (dorzecze Wieprzy i Słupi) oraz "seniorat Lęborka" (dorzecze Łupawy i Łeby). W czasach nowożytnych, dla ludów wschodniego Pomorza częściej używano nazwy Wendów (niem. Wenden), jako w dużym stopniu synonimu dawniejszych Słowian, albo Wandali.
Nasz Mieszko I został przez współczesnego mu Gerharda, prepozyta kapituły katedralnej w Augsburgu, w dziele "Vita sancti Udalrici episcopi Augustani", nazwany "księciem Wandali": "książę Wandalów, imieniem Mieszko" (dux Wandalorum, Misico nomine). Tak więc zanim pojawiła się w dokumentach historycznych nazwa Polaków, wcześniej poddani w "państwie Mieszka" zwani byli Słowianami, Polanami albo Wandalami. Być może chodziło tu o trzy różne, powiązane ze sobą kulturowo i politycznie (przez wspólnego władcę) grupy etniczne, o różnym w sobie udziale kulturowych i etnicznych pierwiastków słowiańskich, germańskich i innych.
Zwróćmy tutaj uwagę na wprowadzony przez nauki społeczne pewien upraszczający, modelowy, teoretyczny, a nie faktyczny charakter pojęć, związanych z wszelkimi etnonimami - nazwami plemion i narodów, takich jak Słowianie, Germanie, Polacy, Niemcy itd. Populacje te składają się z indywidualnych osób, z których każda ma swoją własną zawartość pierwiastków etnicznych, zgodną z historyczną linią jej przodków, aż do biblijnego Adama i Ewy. W związku z tym, operując nazwami plemion, ludów i narodów, nie należy tracić z pola widzenia faktu, że ich skład etniczno-kulturowy jest zmienny w czasie i przestrzeni geograficznej. I tak Wizygoci - poganie, którzy na Bałkanach najechali w AD 268 na Cesarstwo Rzymskie, to tylko umownie, z nazwy, jest tym samym plemionem, co Wizygoci - katolicy z Toledo, w iberyjskiej Kastylii, w AD 589.
I nie chodzi tutaj tylko o religię, ale o całość obrazu etniczno-cywilizacyjnego plemienia, które dzieli kilka wieków w czasie i kilka tysięcy kilometrów w miejscu ich zasiedlenia. Rozziew etniczny i cywilizacyjny między tymi dwiema populacjami będzie jeszcze większy, jeżeli uwzględnimy, że mówimy o plemieniu, a właściwie tylko części ludzi tego plemienia, którzy w czasach przed narodzeniem Chrystusa mieli swoje siedziby w Skandynawii. Fatalnym błędem wielu badaczy jest przyjmowanie tych umownych plemion i narodów jako jednorodnych etnicznie i cywilizacyjnie, bez względu na ich miejsce w czasie i przestrzeni. Zupełnie nienaukowe są więc dychotomiczne rozstrząsania, albo - albo, na przykład, czy Wandalowie byli Germanami, czy Słowianami.
Popatrzmy na zabytek, uznawany zwykle za wandalski, jakim jest centralna część tarczy wojownika (umbo), pochodzący z Herpály, w północno-wschodnich Węgrzech. Ten odkryty w połowie XIX wieku na cmentarzysku kurhanowym, w grobie "książęcym", zwornik tarczy, datowany na II połowę III wieku n.e., wykonany został z brązu, pokrytego cienką, złoconą blachą ze srebra. Na głównych segmentach blachy wytłoczono sceny walk zwierząt, w części mitologicznych (morskich i lądowych), w części rzeczywistych (lew, dzik).
Nie ma jednej, powszechnie uznanej teorii o etnicznym pochodzeniu zabytku. Poza Wandalami, przypisuje się go Roksolanom, Gepidom i Alanom, a ostatnio (Zsófa Masek, 2018 - "Der Schildbuckel von Herpály, Komitat Hajdú-Bihar") - Sarmatom. Zdaniem badaczki, zalezisko to, jak i inne porównywalne z Węgier, należy wiązać z sarmackimi interakcjami pomiędzy Europą środkową i północną (Skandynawią).
Spośród odkrytych dotychczas na terenach Barbaricum umb z okresu późnorzymskiego (III-V wiek), zdobionych blachą z metali szlachetnych, pięć z nich (zaznaczonych na poniższej mapie czerwonymi trójkątami) - lllerup Adal, Lilla Harg, Gommern, Herpaly, Kercz, wykazuje między sobą znaczne podobieństwa formy (Zsófia Masek et al., 2022 - "Neue Studien zum spätkaiserzeitlichen Prachtschildbuckel von Herpály (Ungarn)"). Są to umba - nazwijmy je garbki tarczowe, o długim szpicu.
Interesujające jest, że zlokalizowane są one w szerokim pasie, wiodącym ze Skandynawii (zasadniczo z terenów dzisiejszej Danii) w kierunku południowo-wschodnim, do wybrzeży Morza Czarnego. Jest to, wychodzący ze Skandynawii - jak wykazują dowodnie znajdowane tam artefakty pochodzenia z obszaru pontyjskiego i orientalnego, jeden z głównych w Europie azymutów, ukształtowanych już w późnej epoce brązu, przepływów handlowych, kulturowych i migracyjnych.
Na marginesie, pomówmy krótko o "umbie", czyli kopułowym lub stożkowym elemencie metalowym (zwykle z żelaza lub brązu), umieszczonym pośrodku tarczy wojownika, który chroni dłoń, poprzez odchylenie linii uderzenia w ten punkt, a czasami - przy szpiczastym zakończeniu, spełnia rolę ofensywną. Określenie to, stosowane przez badaczy w tym znaczeniu ledwie od dwóch wieków, zwłaszcza w języku polskim, jest niezbyt fortunne, bowiem ani nie ma ono nic wspólnego z polszczyną (jest tak zwanym makaronizmem), ani oryginalnie, w starożytności nie oznaczało tego, co dzisiaj, a znaczyło tarczę w całości. Bardziej trafne wydają się inne określenia, na przykład garbek tarczowy, albo zwornik tarczy, albo po prostu okucie tarczy.
Wydawane aż po wiek XVIII mapy Pomorza często przywołują w jego wschodniej części nazwę Wandalii, co dzisiaj niektórzy historycy trywializują jako "wymysły i fantazje" dawnych badaczy. Tego typu megalomańskie podejście wynika z ich zadufania w "dzisiejszy stan wiedzy", który akurat w przypadku nauk historycznych nie zawsze, dla wielu faktów i wydarzeń z przeszłości, jest większy niż kiedyś - w odróżnieniu na przykład od nauk ścisłych.
Po napływie na Rugię w VII wieku Słowian nastąpił proces mieszania się etnicznego przybyszów z tubylcami, doprowadzając do ich wzajemnej fuzji kulturowej, przy przyjęciu przez grupy tubylcze języka słowiańskiego. Analogicznie, jak wcześniej nastąpiło to pomiędzy Słowianami a tubylczymi Sidinami i Warnowami, powstał nowy słowiańsko-nordycki konglomerat plemienny, który w okresie Wikingów przyjął nazwę Ranów.
Ranowie byli zapewne po Waregach najbardziej "skandynawskim" z plemion
słowiańskich. Cmentarzysko w okolicach Ralswiek na Rugii, o którym piszę w artykule "Pomorze u progu świata wikińskiego", zawiera około 400
skandynawskich kurhanów obejmujące trzystuletni okres pochówkowy.
Uznawana za słowiańską nazwa Ranów (Rujanów) pochodzi od południowonorweskiego
plemienia Ranii, które w części wyemigrowało w czasach wikińskich na
Rugię. Siedzibą tego plemienia były tereny zwane Ránríki (obecnie Bohuslän), położone
na północ od dzisiejszego Göteborga, znane z najbardziej na północ
położonej w Europie koncentracji zabytków jeszcze z czasów rzymskich
oraz z rysunków naskalnych w Tanum sprzed około trzech tysięcy lat z wyobrażeniami m.in. ludzi, zwierząt, broni i okrętów.
Oto powyżej jedna z licznych hipotetycznych wersji, opracowywanych w czasach nowożytnych, w oparciu o zachowane źródła historyczne, map plemion zamieszkujących południowe wybrzeże Morza Bałtyckiego w pierwszych wiekach naszej ery (źródło: The Atlas of Ancient and Classical Geography, Samuel Butler 1912).
Dzisiejsza wiedza koryguje nieco położenie niektórych toponimów (nazw miejscowych), zwłaszcza znanych antycznym badaczom miejskich skupisk ludzi (tzw. polis, poleis). I tak zaznaczone na powyższej mapie w innej pozycji geograficznej lub nie zaznaczone w ogóle, a wymienione w dziele Ptolemeusza, skupiska miejsko-handlowe identyfikowane są dzisiaj, niekoniecznie zgodnie z nieznanym na pewno stanem faktycznym, jako okolice następujących miast: Ascaucalis - Osielsko koło Bydgoszczy, Bunitium - Lubieszewo koło Gryfic, Cistuia - Burg Stargard koło Neubrandenburga (mylony w polskich publikacjach z pomorskim Stargardem), Laciburgium - Ueckermünde (Wkryujście), Marionis altera - Schönberg koło Lubeki, Rugium - Miastko, Scurgum - Chojnice, Setidava - Konin, Treva - Hamburg, Viritium - Człopa, Virunum - Drawsko Pomorskie.
Interesujące jest podobieństwo nazwy Setidava z terenów dzisiejszej Polski, z ponad czterdziestoma toponimami, umiejscowionymi głównie w dawnej Dacji, a dzisiejszej Rumunii: Acidava, Aedava, Capidava, Docidava, ... Sacidava, Sangidava, Sucidava itd. oraz w dawnej Mezji, a dzisiaj Serbii i Bułgarii: Giridava, Dausadava, Scaidava, Sagadava, Sucidava itd. Przyrostek -dava w wymarłym języku dackim oznaczał osiedle, wioskę.
Z kolei są przykłady z wczesnego średniowiecza przenikania słowiańszczyzny nie tylko do języka rumuńskiego (około 15 procent zasobu leksykalnego ma słowiański rodowód), ale i do lokalnej tradycji ludowej. Starosłowiański "zmej", a staropolski żmij - czyli latający smok (więcej na ten temat w artykule "Język starosłowiański u pierwszych chrześcijan w Polsce"), zapisał się w mitologii rumuńskiej i mołdawskiej pod nazwą "zmeu", wraz z pewnymi cechami smoka słowiańskiego. Oto przedstawienie rumuńskiego i mołdawskiego bohatera ludowego Făt-Frumos w konfrontacji ze "zmeuem" (litografia Nadii Bulighin w publikacji "Almanahul Graficei Române", 1928).
Jest to jeszcze jeden powód, aby dostrzegać istnienie w czasach antycznych i we wczesnym średniowieczu nie tylko wymiany towarowej pomiędzy ziemiami Pomorza i Polski a światem śródziemnomorskim i czarnomorskim, ale trwanie przez kilka wieków głębszych zależności etnicznych i więzi kulturowych pomiędzy północą i południem i wschodem Europy, niż to widać na łopacie archeologa.
Dla nas, interesujących się historią Pomorza, istotne jest wiedzieć, że u progu naszej ery bezpośrednio przy wybrzeżu Bałtyku, od rzeki Trawny pod dzisiejszą Lubeką do delty Wisły zamieszkiwały trzy wielkie grupy plemienne - od zachodu kolejno wschodnio-germańskie plemię Warnowów, oraz na wschodzie dwa plemiona nordyckie Rugiów i Gotów. Goci zamieszkiwali deltę Wisły (zwłaszcza Wysoczyznę Elbląską), aż po Pojezierze Chełmińskie. Dodaję tutaj czwarte, usytuowane u wybrzeży Zalewu Szczecińskiego plemię Sidinów - chociaż dużo mniej znaczące w oczach antycznych badaczy, niż trzy pierwsze, z uwagi na możliwy udział ich etnicznych sukcesorów, wraz z przybyłymi Słowianami, w ustanowieniu prawdopodobnie pierwszego wśród Słowian nadbałtyckich ośrodka miejsko-handlowego, jakim było powstanie u progu VIII wieku Szczecina.
Ptolemeusz wymienia na południowym wybrzeżu Bałtyku cztery rzeki (o nazwach łacińsko-greckich), których ujścia do morza znajdują się według niego mniej więcej na tej samej szerokości geograficznej 56°N. Są to, kolejno z zachodu na wschód: Chalusos, Svebos (Suebos), Viados (Viadua), Vistula. Badacz ten nie znał rzeczywistego ukształtowania linii brzegowej, a uzyskując wyliczone w oparciu o dane astronomiczne informacje o pozycjach geograficznych ujść tych rzek w sposób pośredni (zapewne od żeglarzy, kartografów docierających na Bałtyk), wytyczył ją - w odróżnieniu od bardziej realistycznie wykreślonej, bo lepiej znanej żeglarzom linii brzegowej Morza Północnego, jak widać na jego mapie, jako zasadniczo linię prostą zachód-wschód.
Do dzisiaj trwają wśród badaczy spory, jakie rzeki poza bezdyskusyjną Wisłą (Vistula) kryją się pod nazwami z tamtych czasów. Chalusos to obecna rzeka Warnowa w Meklemburgii. Zgadzam się z argumentacją tych badaczy (w tym prof. Jerzego Kolendo), którzy wskazują, że to Svebos jest antyczną nazwą rzeki Odry, a Viados to Wieprza lub Słupia (raczej Wieprza). W kategoriach paleogeograficznych można uznać, że ujścia wszystkich tych czterech rzek (Warnowa, Odra, Wieprza/Słupia, Wisła) położone były blisko pięćdziesiątego czwartego równoleżnika, a więc na mniej więcej tej samej szerokości geograficznej - co jest ważniejszą dla nas informacją, niż błędny kształt brzegu morskiego, jak zanotował antyczny geograf. Mylił się on, albo kopiści jego oryginalnego dzieła, pisząc że jest to 56-ty, a nie 54-ty stopień.
Biorąc pod uwagę przyjęte obecnie usytuowanie ujść tych rzek (bardziej zróżnicowane od danych Ptolemeusza) dzisiejszym historykom wydaje się, że z łatwością obalają "błędne" dane geografa o ich położeniu geograficznym, nie wnikając w swych rozprawach, a więc nie mając pojęcia, jak te ujścia kształtowały się dwa tysiące lat temu. Wiele jednak wskazuje na to (warto ten temat przybliżyć w osobnym artykule), że ten grecki uczony zasadniczo nie mylił się, jeżeli weźmiemy pod uwagę silne procesy sedymentacyjne, zwłaszcza Wisły i Odry, w okresie holoceńskim, które prowadziły do rozbudowy ich układów deltowych i wynikających z tego zmian w położeniu głównego nurtu rzek.
Ekspansja terytorialna plemion skandynawskich w czasach starożytnych i inicjacja nowych kultur
wśród lokalnych plemion kontynentalnych od Pomorza po Morze Czarne, i od Morza Czarnego po północną Afrykę i Półwysep Iberyjski, stanowi potwierdzenie nie tylko najdłużej trwającej w Europie, bo aż po schyłek
pierwszego milenium, dynamiki populacyjnej i kulturowej tych plemion,
ale i świadectwo koegzystencji ludów tubylczych i napływowych,
stymulującej tworzenie się nowych kultur.
Oto miejsce pierwszego znanego w historii słowiańsko-skandynawskiego
tygla etniczno-kulturowego, jakim były tereny objęte od III wieku n.e.
kulturą czerniachowską (w obwódce w kolorze pomarańczowym) i kulturą kijowską (w kolorze żółtym). Ta symbioza cywilizacyjna
dawnych Skandynawów z lokalnymi plemionami objętymi oddziaływaniem
kultury czerniachowskiej na terenach dzisiejszej Ukrainy wyrażała się
także ich wspólnym wysiłkiem obronnym przed atakami azjatyckich plemion
koczowniczych, czego dowodem są słynne Żmijowe Wały.
Południowa granica zasięgu kultury czerniachowskiej sięgała dolnego Dunaju, gdzie wspomniani wyżej Terwingowie-Goci, (pojęcie nieznane w polskiej Wikipedii), przodkowie Wizygotów, znani na przełomie III i IV wieku, opłacani przez cesarza rzymskiego Dioklecjana, byli ważnym elementem stabilizującym tą granicę Imperium Rzymskiego.
Nie mówimy tutaj tylko o koegzystencji ludów słowiańskich i nordyckich na wspólnie zamieszkałych terenach, ale o czymś więcej - o symbiozie kulturowej i zapewne współżyciu i mieszaniu się etnicznym. Taki stan rzeczy dotyczy zwłaszcza ziem połabskich i pomorskich w epoce Wikingów, podobnie jak Waregów na Rusi, Normanów we Francji i Duńczyków w Anglii.
Mieszanie rasowe na ziemiach polskich trwało zresztą już znacznie dłużej, i to nie tylko z ludami "czysto" nordyckimi z Północy, ale i wymieszanymi etnicznie Gotami znad Morza Czarnego. Jak ustalił wybitny polski antropolog Jan Czekanowski, "... skład rasowy wczesnohistorycznych czaszek wielkopolskich wskazuje na to, że utrzymywano bardzo bliskie stosunki z czarnomorskimi Gotami. Czaszki wielkopolskie zdają się bowiem świadczyć o przymieszce krwi ludności stepowej". Badacz ten dalej pisze: "... Goci reprezentowali potężną organizację polityczno-handlową, a Słowianie wielkie masy ludności rolniczej, która przez tą być może zupełnie drobną mniejszość została ujęta w karby organizacji i porwana jej dynamizmem" (Slavia Antiqua, 1948). Mimo wyników swoich badań antropologicznych i wyrażonych powyższych opinii, naukowiec ten należy do grona tych badaczy, którzy postawili hipotezę o przejściowej i niewiele znaczącej obecności Skandynawów na ziemiach polskich.
Czarnomorscy Goci dzielili tamte ziemie z wieloma tubylczymi, a także napływającymi ze Wschodu, plemionami. Stosunki między nimi w okresie kilkunastowiekowego współoddziaływania, były zapewne różne - raz pokojowe, raz wojenne, bez przesądzania kto na kogo napadał, czy "kto miał rację". Istotne są procesy współpracy, wymiany kulturowej i mieszania się etnicznego - bo te czynniki były i są do dzisiaj dla człowieka jako istoty wybitnie społecznej, decydujące o jego ewolucji kulturowej i postępie cywilizacyjnym.
Szczególne miejsce, w którym obecność kulturowa plemion gockich na Krymie (Greutungowie) przetrwała niemal półtora tysiąca lat, to płaskowyż, zwany Górami Krymskimi. W ich części zachodniej istaniało starożytne miasto, zwane Doros (gr. Δόρος), co w języku greckim oznaczało włócznię (od słowa δόρυ - dóry). Później miasto zwane było Theodoro (Θεοδωρώ - Theodoró). Do dzisiaj zachowała się grecka nazwa nadmorskiej miejscowości w tym rejonie - Ai-Todor, czyli po grecku Άγιος Θεόδωρος - Ágios Theódoros, po polsku Święty Teodor. Ostatnia nazwa miasta była już tatarska - Mangup Kale, którego relikty przetrwały do dzisiaj (zdjęcie powyżej: Danił Ikonnikow, 2020).
Dodajmy, że w AD 341 został konsekrowany na biskupa Taurydy - w wąskim znaczeniu miasta Chersoneza Taurydzkiego, w szerszym - całego Krymu, grecko-gocki (z ojca Got, z matki Grek) misjonarz i przyszły apostoł Gotów - wspomniany wyżej Wulfila (Ulfilas).
Do XV wieku Doros było stolica tak zwanego Księstwa Gocji (Γοτθία - Gothia), albo Księstwa Teodoro, a język gocki przetrwał w tej części Krymu do XVIII wieku. W 2015 roku historyk rosyjski Andrej J. Winogradow odkrył na jednym z bloków skalnych po reliktach bizantyjskiej cerkwii napisy runiczne, datowane na przełom IX/X wieku. Jeden z nich był następujący: "Kto jest Bogiem wielkim jako nasz Bóg. Ty jesteś Bogiem, który czyni cuda".
W istocie, już od czasów starożytnych, kiedy Goci znad Bałtyku dotarli na Krym i częściowo wyparli autochtoniczne plemię Taurów oraz częściowo zlało się kulturowo i etnicznie z kolonistami greckimi, wspomniany płaskowyż na południowych obrzeżach Krymu, służył jako schronienie dla wielu plemion - Taurów, Scytów, Sarmatów, Alanów, Gotów, Greków, Bizantyjczyków i innych ludów.
Oto poniżej płyta z, położonej 80 km na wschód od Mangup Kale, gocko-bizantyjskiej twierdzy Funa, w tym samym państwie, z XV wieku, z medalionami (foto: Ewgenij Rabczuk, 2006) zawierającymi monogramy grecko-bizantyjskie oraz inskrypcje w literach greckich, ale w nieodczytanym jeszcze języku. Pierwszy od lewej medalion zawiera greckie litery IC XC NIKA, co oznacza: "Jezus Chrystus Zwycięża" (ΙΗΣΟΥΣ ΧΡΙΣΤΟΣ NIKA). Ostatni od prawej przedstawia dwugłowego orła w koronach, będącego herbem Cesarstwa Bizantyjskiego, a także Rusi i obecnie Rosji. Pozostałe trzy medaliony reprezentują prawdopodobnie monogramy heraldyczne bizantyjskiej dynastii Gabrasów, władającą państwem Teodoro przed jego zniszczeniem przez Turków w AD 1475.
Jednym z konfrontujących, ale i mieszających się z Gotami nadczarnomorskich plemion byli w III/IV wieku Sarmaci, aby w kolejnych wiekach wymieszać się napływającymi Hunami i Słowianami - do utraty własnej identyfikacji plemiennej. Świadomość zawiązanej gdzieś na bezkresach stepowych Podola pomiędzy Gotami, Sarmatami i Słowianami wspólnoty etnicznej, przetrwała do czasów Polski piastowskiej, bowiem Gall Anonim pisał, że "Ziemia słowiańska ... ciągnie się od Sarmatów, którzy zwą się też Getami, aż do Danii i Saksonii".
Zrodzone na Wschodzie wzajemne związki kulturowo-etniczne pomiędzy Gotami, Sarmatami i Słowianami, oraz przemieszczanie się ludów ze Skandynawii nad Morze Czarne i z powrotem były trudne do uchwycenia przez ówczesnych i późniejszych kronikarzy i historyków. Wielu badaczy uskarża się, że skąpe źródła historyczne od czasów antycznych, przez okres wielkich migracji, aż po wczesne średniowiecze nie pozwalają odtworzyć klarownie ruchu i losów wielu plemion na przestrzeni pierwszego tysiąclecia naszej ery. Jest to oczekiwanie i utyskiwanie nie do końca zasadne, bowiem nie można porównywać Sarmatów, Gotów czy Słowian znad Morza Czarnego u schyłku okresu antycznego z potomkami tych plemion nad wczesnośredniowiecznym Bałtykiem. Inne czasy, inne miejsca i inna kompozycja kulturowa i etniczna tych plemion między początkiem i schyłkiem tamtego milenium.
Nasz wielki historyk Jan Długosz (obraz Antoniego Gramatyki z 1878 roku), zapewne nie znając dziejów migracji plemion gockich ze Skandynawii na wschód i południe Europy, zauważył tylko proces powrotu potomków tych plemion z Europy wschodniej, nie tylko germańskich, ale i germańsko-słowiańsko-sarmackich: "Z opisanej wyżej Sarmacji wyszły te narody, które posiadły Skanzę i nową Dację [Danię], które dały początek Teutonom, Wandalom, Gotom, Longobardom, Rugiom i Gepidom, których zowią też Cymbrami, a których dzisiaj nazywamy Pomorzanami".
Długosz był pierwszym polskim historykiem, który przypisał Polakom sarmackie pochodzenie. W X wieku francuski kronikarz Flodoard (Flodard) uważał Słowian za Sarmatów (Sarmatae), używając tego ostatniego terminu wielokrotnie w swoich kronikach, w rozumieniu Słowian (nie użył tego terminu ani razu), a w niektórych miejscach mając na myśli Czechów, a Pragę raz nazwał jako "wielkie miasto Wendów (Wenedorum)". To jednak luterański teolog, Filip Melanchton, swoim listem z AD 1558 "O pochodzeniu ludu Wenetów, Polaków czyli Sarmatów" (De origine gentis Henetae Polonicae seu Sarmaticae) rozbudził w Polsce zainteresowanie naszym hipotetycznym sarmackim pochodzeniem z czasów starożytnych. Nawet książę pomorski Bogusław X, zmarły AD 1525, używał tytułu: "książę Szczecina, Pomorza, Kaszubów i starożytnego ludu Wenetów" (ducis Stetini, Pomeraniae, Cassuborum & uetustae gentis Henetae).
Na zakończenie krótkiego opisu starożytności pomorskich wrócę jeszcze do konstatacji W. Łęgi, który po wieloletnich badaniach nad prehistorią Pomorza doszedł do wniosku, że zabytki te potwierdzają ciągłość osadniczą pewnych grup ludności począwszy od czasów schyłkowej epoki brązu. Te same dowody archeologiczne doprowadziły Józefa Kostrzewskiego, a za nim wszystkich "patriotycznych" historyków, do wniosku, że ta niekwestionowana płynna ewolucja kulturowa istotnie potwierdza ciągłość zamieszkania Pomorza, jednakże tą ludnością od tysiącleci są ci sami Słowianie, na których to tereny przejściowo "wtargały" grupy obcej ludności.
Teorie te budowane były na wątłym fundamencie utożsamiania przez niektórych archeologów pojęcia kultury archeologicznej z określonym, jednolitym etnicznie plemieniem. To istotne skrzywienie interpretacyjne (tzw. confirmation bias) jest tym bardziej pogłębione, im bardziej badacze utożsamiają poddane u progu wczesnego średniowiecza etnicznemu tyglowi środkowo-europejskie plemiona z ich jakoby jednorodną, homogeniczną, czystą etnicznie strukturą. Te niestabilne naukowo podwaliny zostały z kolei przejęte przez niektórych historyków - dla budowania teorii, zrównujących dominujące w powstających państwach plemiona, z tworzącym się, jakoby jednorodnym etnicznie narodem. Tego rodzaju teorie można nazwać wtórnymi legendami założycielskimi narodu - państwa.
Na zakończenie krótkiego opisu starożytności pomorskich wrócę jeszcze do konstatacji W. Łęgi, który po wieloletnich badaniach nad prehistorią Pomorza doszedł do wniosku, że zabytki te potwierdzają ciągłość osadniczą pewnych grup ludności począwszy od czasów schyłkowej epoki brązu. Te same dowody archeologiczne doprowadziły Józefa Kostrzewskiego, a za nim wszystkich "patriotycznych" historyków, do wniosku, że ta niekwestionowana płynna ewolucja kulturowa istotnie potwierdza ciągłość zamieszkania Pomorza, jednakże tą ludnością od tysiącleci są ci sami Słowianie, na których to tereny przejściowo "wtargały" grupy obcej ludności.
Teorie te budowane były na wątłym fundamencie utożsamiania przez niektórych archeologów pojęcia kultury archeologicznej z określonym, jednolitym etnicznie plemieniem. To istotne skrzywienie interpretacyjne (tzw. confirmation bias) jest tym bardziej pogłębione, im bardziej badacze utożsamiają poddane u progu wczesnego średniowiecza etnicznemu tyglowi środkowo-europejskie plemiona z ich jakoby jednorodną, homogeniczną, czystą etnicznie strukturą. Te niestabilne naukowo podwaliny zostały z kolei przejęte przez niektórych historyków - dla budowania teorii, zrównujących dominujące w powstających państwach plemiona, z tworzącym się, jakoby jednorodnym etnicznie narodem. Tego rodzaju teorie można nazwać wtórnymi legendami założycielskimi narodu - państwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz