Zacznijmy ten artykuł od wymienienia oryginalnych łacińskich tytułów, pod jakimi występuje kilkanaście zachowanych odpisów tak zwanego Żywota pierwszego św. Wojciecha: 1) Vita prior sancti Adalberti Pragensis; 2) Passio sancti Adalberti episcopi et martiris; 3) Passio sancti Adalberti martyris Christi; 4) Sancti Adalberti Pragensis episcopi et martyris vita prior; 5) Vita et passio venerabilis viri Adalberti Pragensis civitatis episcopi.
Interesujące jest, że powyższy link do hasła w polskiej wikipedii, w którym podaje się Jana Kanapariusza, jako autora "Żywota pierwszego św. Wojciecha", nie ma odnośnika do tego hasła w wikipedii w żadnym innym języku. Nie świadczy to o wiarygodności i miarodajności tego hasła w polskiej wikipedii. Natomiast polskie hasło w wikipedii "Wojciech Sławnikowic", w jego odpowiedniku w angielskiej wikipedii, podaje biskupa Notgera jako autora Żywota. W niemieckiej wikipedii wskazuje się na obie hipotezy - Kanapariusza i Notgera. We francuskiej wskazuje się tylko na Ottona III, jako zleceniodawcę Żywota. W rosyjskiej, tak jak i litewskiej wikipedii utrzymuje się, jak w polskiej - autorstwo Kanapariusza. W czeskiej wikipedii pod hasłem "Svatý Vojtěch" nie ma nawet wzmianki o jego Żywocie.
Na podstawie analizy różnej treści tych odpisów i losów tych zabytków powstało wiele teorii i hipotez co do autorstwa i/lub miejsca powstania Żywota pierwszego św. Wojciecha: Gerbert z Aurillac (Gerbertus Aureliacensis scholasticus, przyszły papież Sylwester II); Kosmas z Pragi (Cosmas Pragensis); Notker z Liège (Notgerus Leodiensis episcopus); Bruno z Kwerfurtu (Bruno Querfurtensis); Jan Kanapariusz (Iohannes Canaparius); Gaudenty z Gniezna (Gaudentius Gnesensis archiepiscopus).
Anonimowe „Vita prior sancti Adalberti Pragensis” zostało opublikowane w trzech różnych, następujących wydaniach - redakcjach, z których - to trzeba mocno podkreślić, żadne nie dokumentuje oryginalnej, zaginionej wersji: najbardziej rozpowszechniona - redakcja ottońska („recensio imperialis vel Ottoniana”; redakcja awentyńska („recensio Aventinensis”) i redakcja montekasyńska („recensio Cassinensis”).
W tym artykule spróbujemy szerzej uzasadnić hipotezę, że to biskup Notker (Nodger) z dawnego lotaryńskiego Leondium, a dzisiaj walońskiego Liège, jest autorem pierwszego, głównego i nieznanego w oryginale, Żywota św. Wojciecha, hipotetycznie najbardziej zbliżonego do redakcji ottońskiej. Ale o tym nieco niżej.
W podróży benedyktyńskiego misjonarza
Wojciecha do Prusów miało mu towarzyszyć trzydziestu zbrojnych
wojów. Można przypuszczać, że stanowili oni część gwardii przybocznej Bolesława Chrobrego, którą stanowili najemni Waregowie. Jako, że dokumenty historyczne wskazują, że główna i końcowa część trasy z Kujaw do Prus została pokonana drogą wodną, czyli Wisłą i dalej prawdopodobnie Nogatem i przez Zalew Wiślany, wareska załoga korzystała z łodzi typu wikińskiego.
Spośród
kilkunastu rodzajów wikińskich jednostek, należy brać pod uwagę, że mogły to być dwa statki typu karve (karv), szerokokadłubowe, odpowiednie
zarówno do żeglugi przybrzeżnej na morzu, jak i do nawigacji rzecznej.
Miały płytkie zanurzenie i nadawały się do tak zwanej przewłoki, czyli do
jego transportu po lądzie, pomiędzy dwoma akwenami. Mogły służyć celom wojennym (okręty), jak i
handlowym (statki) - do transportu żywca, dobytku itp. Oto one (źródło:
Wikimedia).
Karve
wykorzystywany był przez Waregów w żegludze po Dnieprze, od Kijowa aż po
Konstantynopol i długo popularnym, charakterystycznym w strefie skandynawskiej "handy size"
okrętem w średniowieczu. Jeszcze w 1340 roku biskup Bergen Håkon
Erlingsson, uznawany za jednego z najbardziej poważanych norweskich
armatorów, zamówił dla swoich osobistych potrzeb taki właśnie typ
statku.
Na marginesie, klasycznym, "długim okrętem" (langskip), był tak zwany drakkar, którego stylizowane, uproszczone liczne wizerunki wyhaftowane zostały na słynnym 70-metrowym Gobelinie z Bayeux z końca XI wieku, tłumaczonym niezręcznie na język polski jako "tkanina z Bayeux". Jest to haft wełnianych nici na płótnie lnianym, w artystycznej formie tzw. tapiserii, przedstawiający Bitwę pod Hastings z 1066 roku. W jej wyniku książę normandzki Wilhelm I Zdobywca stał się także królem Anglii. Dzieło to należy do najwyższych osiągnięć sztuki wikińskiej w stylu romańskim. Oto jego fragment z okrętem, który można porównać z "łodzią polską" oraz z "tarczami słowiańskimi" z Drzwi Gnieźnieńskich.
Jest jeszcze jeden pomnik normandzki, dorównujący wartością kulturową Gobelinowi z Bayeux, sporządzony pod nadzorem Williama z Saint Calais, normańskiego biskupa Durham (wcześniej opata klasztoru benedyktyńskiego Saint-Vincent w Mans, Francja), dwukrotnie w latach 1066 i 1086, powszechny rejestr własności ziemskiej w Anglii, tak zwany "Domesday Book". Angielski pisarz historyczny George Bidwell pisze: "Ten rejestr, bez precedensu pod względem zasięgu i dokładności, ma olbrzymie znaczenie dla historyków, ekonomistów, prawników, etnologów, socjologów. Sporządzenie go świadczy o wysokim poziomie organizacji i o sprawnie działającym aparacie administracyjnym ... Domesday Book stanowi niewyczerpane źródło informacji dla wczesnej epoki normańskiej w Anglii i jeden z najcenniejszych oryginalnych dokumentów w posiadaniu jakiegokolwiek narodu" ("Wilhelm I z Normandii", 1980).
Nie ma tutaj miejsca, aby rozwijać temat "pomników normańskich" w historii i w kulturze materialnej i niematerialnej Wielkiej Brytanii. Wspomnijmy tylko, że pomniki te tkwią po dzień dzisiejszy w samym systemie politycznym tego kraju, gdzie Izba Lordów i doradzająca królowej Tajna Rada (tzw. Privy Council) wywodzą się z XI-wiecznej normańskiej Rady Królewskiej ("Curia Regis"). Rada ta w Normandii zwana była curia ducis - termin przejęty z tradycji ostrogocko-lombardzkiej. W Republice Weneckiej organ ten, złożony z przedstawicieli patrycjatu miejskiego, wspierał księcia (dożę) nie tylko w wykonywaniu działań sądowniczych, ale i w sprawach administracyjno-politycznych.
Wykonana na przełomie VIII/IX wieku tak zwana Żelazna Korona Lombardii (łac. Corona Ferrea Langobardiae) jest zarówno relikwią, jak i najstarszym królewskim insygnium w chrześcijańskiej tradycji koronacji królów. Służyła ona w ceremoniale intronizacji cesarzy na królów Włoch. Byli nią koronowani między innymi Fryderyk I Barbarossa (przeciw któremu wcześniej sformowano tzw. Ligę Lombardzką, wspieraną zarówno przez Normandię jak i Bizancjum), Karol V Habsburg i Napoleon Bonaparte.
Curia ducis, instytucja typowa dla lombardzko-normańskiego systemu władzy, znana była także w Polsce wczesnośredniowiecznej, chociaż w polskiej tradycji nigdy nie została umocowana, tak jak w Europie zachodniej, jako organ wzmacniający władzę państwową. Polska rada książęca lub królewska albo niewiele znaczyła, albo czasami wymykała się spod kontroli księcia, jak w przypadku palatyna Sieciecha, przewodzącego dworowi Władysława Hermana. Dopiero po wypędzeniu Sieciecha książę ten "... żadnego na dworze swoim nie ustanowił palatyna lub jego zastępcy ... I to tak sam rządził krajem bez komesa pałacowego" [Gall Anonim: "... nullum tarnen in curia sua palatinum vel palatini vicarium prefecit ... Et sic per se patriam sine palatino comite rexit"]. Przyjęty termin "komes pałacowy" brzmi w naszym języku bardziej jak sługa pałacowy, aniżeli pełnowartościowy doradca i egzekutor prawa w państwie. W tradycji zachodnioeuropejskiej lepiej określa to stanowisko tytuł "palatyna książęcego" - przedstawiciela panującego (króla, księcia) w sprawach sądowych i w nadzorze i kontroli władców lokalnych. Ale zawsze z upoważnienia i w imieniu panującego, a nie własnym, jak to zdaje się czynił Sieciech.
Wracajmy do historii o św. Wojciechu. Ilustracja obok to kopia pieczęci Kapituły Katedralnej w Gnieźnie, opublikowana w książce "Neue Preußische Provinzial-Blätter" Tom V, Königsberg 1848. Przedstawia ona wizerunek św. Wojciecha z następującymi na obwodach napisami: "+:CAPITVLI:SANCTE:GNE~NEN:ECCL'IE:", czyli: Sigillum Capituli Sanctae Gnesnensis ecclesiae. "SCS ADAL BERTVS" (Sanctus Adalbertus).
Po dotarciu misjonarza Wojciecha do Włocławka (o możliwej trasie z Poznania lub Gniezna przez Kujawy pisałem w artykule "Kujawy w Państwie Gnieźnieńskim"), jak odnotowano w dwóch z zachowanych trzydziestu wersji (odpisów) „Żywota św. Wojciecha”, trasa miała dalej wieść Wisłą do "miasta Gdańska" (urbe Gyddanyzc, Danyzc).
Po dotarciu misjonarza Wojciecha do Włocławka (o możliwej trasie z Poznania lub Gniezna przez Kujawy pisałem w artykule "Kujawy w Państwie Gnieźnieńskim"), jak odnotowano w dwóch z zachowanych trzydziestu wersji (odpisów) „Żywota św. Wojciecha”, trasa miała dalej wieść Wisłą do "miasta Gdańska" (urbe Gyddanyzc, Danyzc).
Interesujące jest, że zanim w połowie XIX wieku zaczęto przypisywać autorstwo pierwszego, zaginionego Żywota (Vita prior) Janowi Kanapariuszowi,
opatowi benedyktyńskiego klasztoru św. Bonifacego i Aleksiusa w Rzymie, od 1602 roku zaczęły pojawiać się drukiem pierwsze edycje tego żywota (30 rozdziałów), którego autorem uważano czeskiego kronikarza Kosmasa (słow. Kosmy, Kosmata). Wydanie z 1607 roku miało następujący pełny tytuł: "Cosmae Pragensis ecclesiae decani Chronicae Bohemorum libri 3, in quibus gentis origo, & prisci duces vsque ad Wratislaum primum regem creatum sub Henrico III. Imp. & annum Christi MCXXVI nunc primum integre in lucem editi, item S. Adalberti Episcopi Pragensis Vita et Martyrium ab eodem Cosma Decano descripta" (ed. Freher, Marquardt). Księga ta zawiera dwa dokumenty, uznane za napisane przez kronikarza Kosmasa: "Kronikę Czechów" w trzech tomach oraz "Żywot i Pasję św. Wojciecha".
To w tej edycji z 1607 roku znalazł się "epizod gdański": "Ipse vero primo adiit vrbem Gidanie ..." (On zaś przybył najpierw do miasta Gdańska ...). Dodajmy, że nie istnieją oryginały obydwu dzieł, a "Kronika Czechów" jest kompilacją 15 zachowanych z XIII wieku odpisów.
Polscy historycy powszechnie przy tym przyjęli, że wzmianka o Gdańsku musiała należeć do pierwotnego tekstu, chociaż w zdecydowanej większości z zachowanych kopii - wariantów tego Żywota, nie ma mowy o Gdańsku. Mało tego, nasi najwięksi i najbardziej miarodajni średniowieczni kronikarze - Gall Anonim i Wincenty Kadłubek, nie znają "epizodu gdańskiego" św. Wojciecha. I nie mogli znać, bowiem ten pierwszy kronikarz zmarł około AD 1117, a ten drugi - w AD 1223. A pierwotny "ustęp gdański", jak mniemam, o czym szerzej mówię w artykule "XI-wieczna geneza Gdańska", mógł zostać dopisany w odpisie Żywota św. Wojciecha, wykonanym przez Zakon Dominikanów w Gdańsku około 1227 roku.
Święty Wojciech, nazwany został przez współczesnego mu kronikarza Thietmara z Merseburga, domus Bolezlai, co można rozumieć, że był on za życia członkiem dworu Bolesława Chrobrego, a po męczeńskiej śmierci, patronem duchowym tego władcy. Mir i legenda św. Wojciecha stała się dla dynastii Piastów religijnym orężem umacniania swojej władzy w państwie. Ważną tego ilustracją były, bite w okresie 1135-1138, przez Bolesława Krzywoustego, tak zwane monety protekcyjne.
Oto jedna z nich, srebrny brakteat, z napisem + S ADALBERVS BOLESLAV (źródło: Künker Münzen und Goldhandel). Na tej, jednostronnie bitej monecie, widnieje postać biskupa Wojciecha, który stoi z pastorałem w lewej dłoni przed klęczącym w pokorze przed nim księciem, a prawą ręką błogosławi tego władcę, a zatem roztacza nad nim duchową opiekę. Drugim przykładem są srebrne dinary z Gniezna, wybite przez Bolesława III około 1118 roku. Widnieje tam popiersie księcia obok św. Wojciecha oraz napis ADLIBVS (Adalbertus) na odwrocie. Fakty te potwierdzają szczególną rolę nie tylko religijną, ale i polityczną legendy św. Wojciecha w systemie władzy Piastów, w tym Bolesława III Krzywoustego.
Należy więc, w opisanej wyżej sytuacji wykluczyć, że gdyby władca ten i jego elity, w tym Gall Anonim, znali "epizod gdański" św. Wojciecha, to nie znalazłby się on w "Kronice i czynach książąt czyli władców polskich" (Cronica et gesta ducum sive principum Polonorum). Takiego epizodu po prostu nie było; został on stworzony na zamówienie polityczne Świętopełka II, gdańskiego buntownika, zamachowca i uzurpatora, ahistorycznie zwanego dzisiaj przez historyków "Wielkim".
Autorem hipotezy o powstaniu pierwszego Żywota w Rzymie był Georg Heinrich Pertz, redaktor dzieła "Monumenta Germaniae Historica", zawierającego odpisy dokumentów źródłowych w tym, w tomie czwartym wydanym w 1841 roku, "Vita S. Adalberti Episcopi". W Polsce pogląd ten nadal dominuje, chociaż nigdy nie wyszedł poza hipotezę i mimo wielu prób nie został naukowo pozytywnie rozstrzygnięty. Próby takie podejmowali m.in. teolog - historyk Heinrich Gisbert Voigt -
"Adalbert von Prag", Berlin 1898; historyk Jadwiga Karwasińska - "Św. Wojciecha
biskupa i męczennika Żywot drugi napisany przez Brunona z Kwerfurtu",
Monumenta Poloniae historica, Warszawa 1969. O żywocie tak zwanym drugim Brunona z Kwerfurtu wspominam w artykule "Słowiańsko-wikińskie symbiozy".
G. H. Pertz skompilował tekst tzw. Żywota Pierwszego w oparciu o 16 różnych, znanych w jego czasach, źródłowych rękopisów, czyli zaledwie z połowy, jakie dzisiaj ma do dyspozycji nauka z okresu ich powstania od XII do XIV wieku. Istotny dla nas w tak sprokurowanym tekście Żywota rozdział 28, w którym pojawia się ta najstarsza nazwa Gdańska został oparty, jak zaznacza sam Georg Pertz, nie w 997 roku - jak "ustalili" nasi historycy, ale na dopiero XII-wiecznym manuskrypcie "Vita et passio venerabilis viri Adalberti, Pragensis civitatis episcopi, qui in baptismate appellatus est Woithec; cujus martyrium celebratur viiii Kalendas mai (fol. 90v-96r)", zawartym w Codex bibliothecae regiae Bruxellensis, pod numerem 9290.
W oparciu o odkrytą w Akwizgranie, a właściwie ponownie zauważoną (wspomniała o niej w 1962 roku polska badaczka, Jadwiga Karwasińska) w 2000 roku kopię żywota św. Wojciecha, dzisiaj zwaną "Vita Adalberti Aquensis", Johannes Fried uważa dzisiaj (i coraz więcej poważnych historyków ku tej opinii się przychyla), że pierwotny, zaginiony manuskrypt powstał nie w Rzymie i jego autorem nie był tamtejszy mnich, ale został sporządzony w Liege (łac. Leodium, Leudicum; w dawnym polskim: Leodyn, Leodium), albo w Akwizgranie (Aachen) około AD 1000, za czasów biskupa Notkera (Notger, łac. Notgerus), o którym wspomniałem w artykule "W poszukiwaniu świętego Graala".
Adalbert i Notker - obaj ci biskupi zaprzyjaźnili się w czasie pobytu w Rzymie w AD
996, skąd wracali do w dwumiesięcznej podróży, zatrzymując się
w wielu miejscach, do Moguncji. Tam spotkali się z cesarzem Ottonem III. Notker
cieszył się dużym zaufaniem cesarza, który go często zabierał w trakcie
swoich podróży do Italii. Notker towarzyszył małoletniemu Ottonowi w
podróżach gdy ten miał osiem lat, jeszcze w czasach regencji cesarzowej
Teofanu. To dzięki wysokiej pozycji politycznej, jaką cieszył się Notker
u cesarzowej - regentki, zdołał on od niej uzyskać jeszcze w AD 985
bezprecedensowy status Księstwa Leodyjskiego dla swojej diecezji, a sam jako biskup został mianowany także księciem (princeps).
Kto wie, czy jako jeden z najbardziej zaufanych ludzi cesarzowej
Teofanu, nie towarzyszył jej w spotkaniu z Mieszkiem I w Kwedlinburgu w
AD 986.
Zdaniem niektórych historyków Notker był trzecim, najbardziej wpływowym człowiekiem w otoczeniu Ottona III (a wcześniej jego matki Teofanu), po wzmiankowanym wyżej arcybiskupie (także arcykanclerzu i przyszłym świętym) Willigisie z Moguncji i kanclerzu Hildeboldzie z Wormacji (ten ostatni zmarł już w AD 998).
Zdaniem niektórych historyków Notker był trzecim, najbardziej wpływowym człowiekiem w otoczeniu Ottona III (a wcześniej jego matki Teofanu), po wzmiankowanym wyżej arcybiskupie (także arcykanclerzu i przyszłym świętym) Willigisie z Moguncji i kanclerzu Hildeboldzie z Wormacji (ten ostatni zmarł już w AD 998).
To arcybiskup Willigis konsekrował w AD 983 św. Wojciecha na biskupa i w
tym samym roku, na polecenie cesarzowej Teofanu, koronował w katedrze
akwizgrańskiej 3-letniego Ottona III. Dzięki pozycji i wpływom Willigisa
w Watykanie zaproponowana przez 16-letniego Ottona III kandydatura
Brunona z Karyntii na papieża została przyjęta i w ten sposob w wieku
24 lat stał się on jako Grzegorz V
w AD 996 pierwszym niemieckim papieżem.
Tak więc Akwizgran i Nadrenia
były na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia nie tylko centrum
kulturowym Europy łacińskiej oraz głównym ośrodkiem władzy politycznej,
ale również rzeczywistym centrum władzy Kościoła. Ilustracja po lewej
stronie przedstawia odcisk pieczęci należącej do arcybiskupa Willigisa
(źródło: Ökumenisches Heiligenlexikon).
Na poniższej ilustracji przedstawiamy, bity w Moguncji przez Willigisa w latach 983-1002, srebrny denar, stanowiący część skarbu monet, odkrytych na Pomorzu, w osadzie wiejskiej Grzymisław, koło Człuchowa (źródło: Dorota Malarczyk, Roksana Wawrzczak, 2016 - "Skarb z XI wieku z Grzymisławia, powiat człuchowski"). Na awersie monety, w otoku perełkowym, widoczne jest popiersie arcybiskupa, w ozdobnej szacie, z dwoma pasami oraz wokół otoku słabo czytelny napis MOSNCIΛ. Na krzywo wybitym rewersie widzimy w otoku krzyż grecki, z czterema dużymi i czterema małymi perełkami między ramionami krzyża. Nieczytelna jest legenda wokół otoku, poza literą "V". Towarzyszył tej monecie, między innymi, jeszcze jeden srebrny denar z Moguncji, wyemitowany w tym samym okresie przez cesarza Ottona III.
Interesujące jest, że ikonografia powyższej monety została praktycznie w całości wykorzystana przez późniejszego cesarza Henryka II Świętego (1002-1024), a właściwie jego mincerza, być może tego samego, który bił monety dla arcybiskupa Wigillisa, co widzimy na poniższym egzemplarzu monety cesarskiej (źródło: Ludwig Weddige, Carl Weddige, 1855 - "Münzfund bei Rheine an der Ems vom Jahre 1853, enthaltend außer 45 Tournosen 6863 Stück niederdeutscher Denare aus der Zeit vor 1358"). Na awersie jest napis MOGONCIA, na rewersie MI HEIHCHVS. Poprawny tekst legendy winien być następujący: IM HEINRICHVS, czyli Imperatoris Heinricus.
Wracajmy do św. Wojciecha. Dwa lata po śmierci jego śmierci, 29 czerwca AD 999, nastąpiła jego kanonizacja, i to również z inicjatywy Ottona III. Nie ma żadnych dokumentów źródłowych, ani nawet przesłanek, aby - jak twierdził, a raczej - z uwagi na brak jakichkolwiek racjonalnych przesłanek, domniemywał Gerard Labuda ("W sprawie autorstwa i miejsca napisania Żywota Pierwszego św. Wojciecha", 2004): "Cesarz Otton przybył do Rzymu w lutym 998 r., ... i dopiero tam wtajemniczony w plan kanonizacji św. Wojciecha i związany z tym plan tworzenia na jego cześć arcybiskupstwa w Gnieźnie, włączył się aktywnie do tych działań" [podkreślenie moje]. Pogląd historyka jest tym bardziej ekstrawagancki, że to cesarz Otton III, powszechnie w źródłach historycznych występuje jako przyjaciel Wojciecha, był pierwszym, który rozprowadzał relikwie św. Wojciecha do budowanych w Cesarstwie kościołów nazwanych imieniem świętego.
W AD 1000, po uzyskaniu w Gnieźnie relikwii św. Wojciecha, cesarz Otto III kazał zbudować pod wezwaniem misjonarza kościół w Rzymie (Isola Tiberina), gdzie złożono tą relikwię (fragment ramienia). Patron kościoła został jednakże już w kolejnym wieku zmieniony na św. Bartłomieja (San Bartolomeo all'Isola). Pamiętajmy, że współczesny św. Wojciechowi kronikarz Thietmar pisze z empatią po jego śmierci: "Wojciech, pochodnia gorejąca", podczas gdy w innym miejscu nazywa nielojalnych czasami wobec cesarzy niemieckich "Rzymian z ich słowami kłamliwymi".
Powyższe fakty nie wskazują więc, aby kult tego misjonarza - osobistego przyjaciela Ottona III, miał w Italii głębokie korzenie i tym bardziej, aby tam powstały jego pierwsze żywoty.
Po św. Wojciechu pozostał w rzymskiej bazylice św. Bartłomieja tylko jeden, pośredni zabytek, jakim jest jego płaskorzeźba na czworokątnej kolumnie marmurowej, będącej cembrowiną studni, jaka prawdopodobnie istniała w tym kościele w jego pierwszych wiekach istnienia. Poniżej przedstawione są ilustracje trzech kolejnych boków (św. Wojciech na środkowej i prawej fotografii; strona ze św. Bartłomiejem niewidoczna).
Na marmurowej głowicy studni (tak zwany puteal) znajdują się postacie Chrystusa, św. Wojciecha, Ottona III i św. Bartłomieja. Dzieło najprawdopodobniej sięga ottońskiej fundacji bazyliki, to jest początku XI wieku, chociaż niektórzy badacze datują zabytek na wiek XII. Wizerunek Chrystusa w nimbie krzyżowym oraz wszystkich czterech postaci, tak jak ich stroje, utrwalone zostały w klasycznej, bizantyjskiej formie ikonograficznej - stoją one w otoczeniu edykuł - stylizowanych budowli z okrągłymi łukami, wspartych na skręconych kolumnach, zwieńczonych korynckimi kapitelami.
Pod względem stylistycznym płaskorzeźby wykazują istotne punkty styczne z dziełami powstałymi w ottońskiej strefie kulturowej, pod wpływami bizantyjskimi. Nie byłoby to zatem dzieło miejscowych rzemieślników, co uzasadnia fakt, że zabytek ten nie ma odpowiednika na obszarze rzymskim. Włoski historyk sztuki, Géza de Fràncovich, uważał, że zabytek ten został wykonany przez rzeźbiarza z Rawenny, co potwierdzałoby płynące stamtąd wówczas na Włochy i Europę zachodnią bizantyjskie trendy w sztuce.
Na figurze cesarza trzymającego medalion, na którym widoczny jest zarys starożytnej bazyliki, powszechnie przyjmuje się, że widzi się Ottona III. Inskrypcje na kolejnych stronach studni składają się na napis: +OS PUTEI S[AN]C[T]I CIRCU[N]DANT ORBE ROTANTI, co znaczy: Święci otaczają w kręgu otwór studni.
Figura Ottona III (ilustracja z boku, źródło: L'Istituto per i beni artistici, culturali e naturali della Regione Emilia-Romagna), w otoczeniu bardziej ozdobnych kolumn, pokazuje cesarza w koronie, trzymającego w prawej dłoni berło, a w lewej medalion, na którym widoczny jest zarys kościoła, w formie bazyliki. Możliwe, że jest to zabytek z czasów konsekracji tej, ufundowanej przez cesarza Ottona III, świątyni na początku XI wieku.
Powróćmy do publikacji G. Labudy z 2004 roku. Noszący tytuł "Romanorum Imperator Caesar Augustus" cesarz Otton III, który decydował o obsadzie najwyższego stanowiska w Kościele, miał o tak ważnych sprawach, jak planowana kanonizacja św. Wojciecha, zostać "wtajemniczony" jako ostatni, przy okazji załatwiania innych spraw Cesarstwa w Rzymie ??? Give me a break!
Dość powiedzieć, że ten zasłużony historyk nonszalancko uznał krytyczną ocenę dotychczasowej interpretacji autorstwa i miejsca powstania Żywota Pierwszego przez Johannesa Frieda jako jego "fantazje". Operowanie w dyskusji naukowej tego rodzaju epitetami nie tyle świadczy o argumentach J. Frieda, ile o ich braku ze strony autora tych ironii.
Zważmy, że na cześć Ottona III Bolesław Chrobry wybił z okazji pobytu cesarza u grobu św. Wojciecha w Gnieźnie w 1000 roku złoty medal - zawieszkę, którego wygląd odtworzył w rysunku archeolog Tadeusz Wolański ("Listy o starożytnościach słowiańskich", Gniezno 1845). Badacz informuje, że zabytek ten "w skarbcu duńskim od dawności zaległy, ... Napisy nań sławiańskie aczkolwiek trochę w guście owych czasów barbaryzowane, są jednak bardzo czytelne i zrozumiałe". Autor dokonał odrysowania zapewne z oryginału, bowiem wiemy, że założycielem i pierwszym dyrektorem Muzeum Narodowego w Kopenhadze był Christian Jürgensen Thomsen, którego nasz badacz nazywał "zacnym moim przyjacielem".
Na awersie widnieje popiersie Ottona III z diademem na głowie i w szacie cesarskiej. Ręka prawa wzniesiona do przeżegnania. Na rewersie, w otoku gęsty wieniec laurowy, w środku - moim zdaniem, postać biskupa Wojciecha z pastorałem. Według T. Wolańskiego jest to Wiktoria, bogini zwycięstwa. Po obu stronach medalu widnieje napis w języku starosłowiańskim, który T. Wolański odczytał następująco: DIZ WIDZITE! TU OSTANIET P[AMIET] CZTO RYMSKII OTTO IEST GNIESNIUCH I CZCI WOYCZECHA" (Dyż widźcie! Tu ostaniet pamiet, czto rymski Otton jeśt Gniesniuch i czci Woyczecha). Dzisiaj brzmiałby ten tekst następująco: "Czy widzicie! Tu zostaje pamiątka, że rzymski Otton jest w Gnieźnie i czci Wojciecha".
Jeżeli nie jest to falsyfikat, a cały jego opis konfabulacją badacza, to mógłby to być najstarszy w Polsce pomnik języka starosłowiańskiego. Znane są wątpliwości co do niektórych "odkryć" T. Wolańskiego. Encyklopedia Powszechna Olgerbranda (1867, Tom 27) tak go charakteryzuje: „Zapalony
aż do przesady miłośnik archeologii w poczynionych przez siebie
odkryciach, pomimo niezaprzeczonej nauki, uniósł się mrzonkami i
najdziwaczniejsze potworzył baśnie.”
Ale są i jego odkrycia, które przez ponad wiek były przez polską naukę lekceważone (vide: Stanisław Suchodolski - "Tadeusza Wolańskiego zwycięstwo zza grobu, czyli nowy typ denara Bolesława Chrobrego", 1997). Można rozumieć sceptycyzm dzisiejszych numizmatyków, co do wiarygodności pewnych "odkryć" T. Wolańskiego, ale trudno przyjąć z góry, że i w powyższym przypadku zabytek ten był tylko wytworem fantazji badacza. Ktoś ze świata naukowego powinien przynajmniej spróbować zweryfikować tę informację w muzeum kopenhaskim (Nationalmuseet).
Dlaczego tak ważnego tematu nie podjął się żaden z akademików, aby w sposób naukowy potwierdzić lub obalić te konkretne stwierdzenia T. Wolańskiego? Gdyby został pozytywnie zweryfikowany ten hipotetyczny skarb polskiej numizmatyki, potwierdziłby główną rolę cesarza Ottona III w promocji kultu św. Wojciecha
w Europie.
Antyczna idea Wiktorii - bogini zwycięstwa, jak uwidoczniona na wspomnianym wyżej medalu słowiańskim, była symbolem, z którego - dla podniesienia swojego prestiżu, korzystali nie tylko władcy cesarstwa wschodniego i zachodniego, ale i zamożni, wpływowi kupcy żydowscy. Oto powyżej jej wizerunek (rys. Věra Tydlitátová), pochodzącego ze znaleziska archeologicznego w Pradze (Náměstí-Republiky), złotego pierścienia, datowanego na XI/XIII wiek, z hebrajskim napisem "Moshe ben Shelomo" (Petr Charvát, 2010 - "The emergence of the Bohemian State").
Zatrzymajmy się na chwilę nad etymologią imienia Wojciech. Jest ono imieniem dwuczłonowym woj- i -ciech. Słowo woj w staropolszczyźnie to ‘żołnierz’, a ciech (dzisiaj uciecha) to dawniej 'radość'. Łącznie te dwa człony oznaczają 'radosny wojownik'. Staropolski woj ma swój źródłosłów w prasłowiańskim *vojь-, od którego wywodzi się starocerkiewnosłowiański воинъ, a na przykład dzisiaj czeski i słowacki vojín. Germańskie imię św. Wojciecha z bierzmowania - Adalbert, ma również dwa człony znaczeniowe: adal- (staronordyckie aðall), oznaczający 'szlachecki' i -bert, oznaczający 'blask', a więc razem - 'szlachecki blask'.
O innej monecie, przedstawiającej na awersie Bolesława Chrobrego, a na odwrocie popiersie św. Wojciecha donosił historyk Johannes Voigt w "Geschichte Preussens: von den ältesten Zeiten bis zum Untergange der Herrschaft des deutschen Ordens", 1827: "Na początku XVIII wieku, w pobliżu wsi Dembice [Dębice] w ówczesnym województwie poznańskim, wydobyto z ziemi urnę z taką monetą. Na awersie widniała en face sylwetka króla Bolesława, z leżącym pod kolanami mieczem o szerokim ostrzu i napisem w otoku BULEZLAUS, a na awersie głowa św. Wojciecha w aureoli, z napisem w otoku S. ADALBERTUS".
Akwizgran - jedna ze stolic Cesarstwa Niemieckiego, została zbudowana pod koniec VIII wieku za czasów Karola Wielkiego - jako jego siedziba, z pomocą budowniczych i artystów greckich. Relacje niemiecko - bizantyjskie uległy dalszemu pogłębieniu za czasów dynastii ottońskiej, którego pierwszym władcą był cesarz Otton I Wielki.
Już na początku swego panowania Otton I nawiązał bliskie stosunki z cesarzem Konstantynem VII, który rządził Cesarstwem Bizantyjskim od 913 roku do śmierci w 959 roku. Frankonia i Saksonia wysyłały w tym czasie do Bizancjum wielu ambasadorów. Na dwór niemiecki przybywali też posłańcy z Bizancjum. Biskup Thietmar z Merseburga, odnotował: „Po tych wypadkach [AD 939] posłowie greccy przywieźli dwukrotnie naszemu królowi od ich cesarza dary, które prowadziły do zgody obu władców (Post haec legati Grecorum regi nostro bis ab imperatore suo munera detulerunt utrisque convenientia).
Oto powyżej bizantyjska plakietka z kości słoniowej, datowana na okres AD 962-968 (w zbiorach Metropolitan Museum of Art), przedstawiająca cesarza Ottona I, ofiarującego Bogu katedrę w Magdeburgu pod wezwaniem św. Maurycego. Tronującemu Chrystusowi towarzysza apostołowie, z trzymajacym w dłoni klucze, św. Piotrem. Za cesarzem Ottonem I stoi św. Maurycy. Szczególnie oryginalne jest w tej plastyce ażurowe tło - w formie szachownicy. Gra w szachy znana była w Bizancjum już od VII wieku, dokąd sprowadzili ją kupcy perscy.
Przybliżmy sylwetkę św. Maurycego, zamieszczając tutaj pomnik tego rycerza, datowany na połowę XIII wieku, stojący przy katedrze św. Maurycego i św. Katarzyny w Magdeburgu. Przytoczmy za polską wikipedią: "Św. Maurycy, Murzyn, ukazany jest jednocześnie jako rycerz i kapłan. Ubrany jest w długą kolczugę i rycerski fartuch. Głowę ma nakrytą czepcem kolczym, który częściowo zasłania uśmiechniętą twarz. Wystająca zza kolczugi alba sugeruje kapłański i misyjny charakter patrona Magdeburga. Prawdopodobnie w ręce trzymał chorągiew lub włócznię – atrybuty świętego. Zachowała się w dużej części polichromia, głównie na twarzy".
Przyjazne stosunki niemiecko - bizantyjskie miały swoją kulminację za panowania Ottona II, który w roku 973 pojął za żonę księżniczkę bizantyjską Teofanu. Oto zachowana z tego okresu (AD 982-983) plakietka z kości słoniowej, przedstawiająca akt zawarcia tego związku małżeńskiego, z błogosławieństem Chrystusa oraz, w lewym dolnym rogu, postać fundatora tej plakietki, prawdopodobnie greckiego arcybiskupa lombardzkiej Piacenzy, Jana Filagatosa. Zabytek znajduje się w zbiorach Musée de Cluny, Paryż, CL 982.
Bez wątpienia, we wszystkich elementach ikonograficznych plakietka ta przedstawia świadectwo kultury bizantyjskiej i zapewne wykonana została przez artystę z tego wschodniego cesarstwa. Po obu stronach głowy Chrystusa widnieje napis: Ι[ΗΣΟΥ]Σ Χ[ΡΙΣΤΟ]Σ (Jezus Chrystus). Nad cesarzem: OTTO IMP[ERATOR] Ρ[O]MAN[ORUM] Α[ΥΓΟΥΣΤΟ]Σ (Otto Cesarz Rzymski August). Nad cesarzową: Θ ΕΟΦΑNΩ IMP[ERATRIX] Α[ΥΓΟΥΣΤΟ]Σ (Teofanu Cesarzowa Augusta). Ponad postacią fundatora, pomiędzy Chrystusem i cesarzem Ottonem II widnieje napis: Κ[ΥΡΙ]Ε ΒΟΗΘ[Ε]Ι ΤΩ ΣΩ ΔΟΥΛ[Ω] ΙΩ[ΑΝΝΗ] [ΜΟΝΑ?]ΧΩ ΑΜΕΜ (Pomóż Panie zbawić w dziele pobożnego Jana. Amen). Poza inskrypcjami w języku greckim uwagę zwracają bizantyjskie szaty ceremonialne pary młodej.
Jak w swojej pracy "Bizantyńsko-ruskie miniatury Kodeksu Gertrudy" (2003) zauważa historyk sztuki i bizantynolog, Małgorzata Smorąg-Różycka - "Cesarz Otton II na głowie ma stemmę (rodzaj korony) z penduliami, ubrany jest w diwitizion (tunika bez pasa) i wzorzysty płaszcz spięty na prawym ramieniu. Głowę cesarzowej wieńczy modiolos z penduliami, a jej wierzchnia suknia o szerokich rękawach jest niemal całkowicie zakryta szerokim lorosem przypiętym do okrągłego kołnierza".
Przytoczmy argument G. Labudy za Rzymem, a przeciw Leodium i Akwizgranowi. Jego zdaniem Vita I nie mógł powstać w tym drugim regionie, bo - jak pisze, w jego treści nie ma ani jednej wzmianki o tych miastach, natomiast jest ich wiele o Rzymie i klasztorze, w którym przebywał Wojciech: "Trzeba bowiem zauważyć, że o Leodium, miejscu pobytu rzekomego autora Vita prior, nie ma w Vita I ani jednego słowa, a do Akwizgranu można tylko odnieść epizod spotkania Wojciecha z dworem cesarskim na Wielkanoc w r. 992 podczas powrotu z Rzymu do Pragi podczas odbywającego się tam synodu". W dalszej części swoich wywodów uważa brak w Żywocie wzmianek o Leodium i Akwizgranie jako "najbardziej obciążający jego tezę" o powstaniu dzieła w tym regionie. Historyk ten zdaje się zapominać, że treścią Żywota są losy i miejsca pobytu św. Wojciecha, a nie autora Żywota. A dlaczego nie Notker ? G. Labuda "zbadał" co robił Notker w latach 998-1001 i doszedł do wniosku, że nie miał on wtedy czasu, aby pisać Żywot, tyle bezpodstawnie co arbitralnie konkludując: "Wyłącza go to całkowicie z prac nad Vita prior".
Kiedy G. Labuda pomniejsza znaczenie cesarza Ottona III i jego lotaryńskiego środowiska w kreacji Żywota Pierwszego św. Wojciecha, zwróćmy uwagę, że czyni on tak wbrew historycznym faktom. Cała kariera kapłańska Wojciecha związana była z Cesarstwem, którego centrum politycznym był lotaryński Akwizgran - miejsce koronacji cesarza Ottona II. To w Cesarstwie, od szesnastego roku życia, pod okiem Ohtricha, w szkole katedralnej w Magdeburgu, pobierał nauki. Ohtrich - przyszły kapelan cesarza Ottona II, wychował w swojej szkole takich uczonych, jak Thietmar z Merseburga czy Bruno z Kwerfurtu. To z rąk cesarza Ottona II Wojciech przyjął pastorał biskupi, to z dworu cesarza Ottona III wyruszył do Polski, z podjętą misją chrystianizacyjną do Prus.
Oto typowa dla sztuki bizantyjskiej plakietka z kości słoniowej, obrazująca Chrystusa Pantokratora, w otoczeniu Matki Boskiej i św. Maurycego i hołdujących im na klęczkach cesarza Ottona II, cesarzowej Teofanu i ich syna, Ottona III. Datowany na 983 rok zabytek znajduje się w Zamku Sforzów w Mediolanie.
Kiedy G. Labuda pomniejsza znaczenie cesarza Ottona III i jego lotaryńskiego środowiska w kreacji Żywota Pierwszego św. Wojciecha, zwróćmy uwagę, że czyni on tak wbrew historycznym faktom. Cała kariera kapłańska Wojciecha związana była z Cesarstwem, którego centrum politycznym był lotaryński Akwizgran - miejsce koronacji cesarza Ottona II. To w Cesarstwie, od szesnastego roku życia, pod okiem Ohtricha, w szkole katedralnej w Magdeburgu, pobierał nauki. Ohtrich - przyszły kapelan cesarza Ottona II, wychował w swojej szkole takich uczonych, jak Thietmar z Merseburga czy Bruno z Kwerfurtu. To z rąk cesarza Ottona II Wojciech przyjął pastorał biskupi, to z dworu cesarza Ottona III wyruszył do Polski, z podjętą misją chrystianizacyjną do Prus.
Oto typowa dla sztuki bizantyjskiej plakietka z kości słoniowej, obrazująca Chrystusa Pantokratora, w otoczeniu Matki Boskiej i św. Maurycego i hołdujących im na klęczkach cesarza Ottona II, cesarzowej Teofanu i ich syna, Ottona III. Datowany na 983 rok zabytek znajduje się w Zamku Sforzów w Mediolanie.
To murzyński św. Maurycy jest patronem katedry magdeburskiej, przy której kształcił się św. Wojciech i jego imię nosi przechowywana na Wawelu kopia grotu włóczni. Przyjaciel Wojciecha z tej szkoły i tak jak on, mnich benedyktyński, św. Brunon z Kwerfurtu, ufundował w swoim mieście rodzinnym "wspaniały bizantyjski kościół", o czym pisał historyk i wielkopolski działacz społeczny Stanisław Karłowicz ("Święty Brunon z Kwerfurtu. Rys historyczno-biograficzny", 1891). Informacja jak najbardziej wiarygodna, której potwierdzenie można znaleźć w dziele diakona kwerfurckiego Davida Sigismunda Büttnera (1660-1719) "Bruno Apostolus oder des Römischen Apostels in Preussen Brunonis Leben Todt und Verehrung nach dem Tode", 1714. O regularnie ponawianych przez polskich historyków próbach ucieczki od przenikających Polskę wczesnośredniowieczną wpływów bizantyjskich wspominam w artykule "Sztuka romańska to coś więcej niż łacińska".
Zauważmy, że w tak zwanym "Żywocie drugim św. Wojciecha", co do którego nie ma wątpliwości że powstał zaledwie kilka lat po śmierci świętego męczennika, jego autor i młodszy brat zakonny, znający od lat św. Wojciecha, Bruno z Kwerfurtu, opisując jego życie nie wspomniał nic o domniemanej wizycie św. Wojciecha w Gdańsku, pisząc że biskup Wojciech udał się do Prus z Gniezna.. A przecież trudno sobie wyobrazić, aby można było pominąć ten pierwszy w misji do Prus sukces apostoła Prusów - chrzest "gromady ludu" w Gdańsku, gdyby to miasto już wtedy istniało i gdyby faktycznie pobyt misjonarza miał tam miejsce.
Z wielką fantazją G. Labuda ("Święty Wojciech", 2000) tłumaczy brak Gdańska w Żywocie św. Wojciecha autorstwa św. Brunona (podkreślenia moje): "Brunon nie poznawszy naocznie Polski przed rokiem 1006, nie potrafił rozróżnić tych miejscowości [Gniezna i Gdańska - mój przypis] i w dobrej wierze przyjął do wiadomości, że Gniezno leży nad morzem". A poza tym, "Sprawa ta została ostatecznie i przekonywająco wyjaśniona przez J. Karwasińską".
Czyżby niejaki Kanapariusz (łac. Canaparius), zamknięty w klasztorze pod Rzymem, lepiej znał geografię Polski, niż św. Bruno, który tam mieszkał przez kilka lat, i to przy dworze Bolesława Chrobrego? Skojarzenie czysto przypadkowe - przydomek Canaparius, po staropolsku "kanaparz", znaczy po łacinie klasztornego piwniczego, odpowiedzialnego za zaopatrzenie klasztoru w wiktuały i napoje. Interesujące jest, że canapa - rdzeń słowa Canaparius albo Canapario, znaczy po łacinie konopie (łac. Cannabis sativa), zioło lecznicze (na zdjęciu) zapewne znane mnichowi Kanapariuszowi.
Dowody archeologiczne nie kłamią - za czasów Brunona Gdańsk jeszcze nie istniał. Dowody historyczne również nie kłamią - bezsporne jest autorstwo Żywota drugiego (Brunon z Kwerfurtu), natomiast nieweryfikowalne jest teoretyzowanie o "Kanaparzu" (tak go nazywał historyk Henryk Łowmiański), jako autorze Żywota pierwszego, w jakim tkwią - jakby przyjemnie odurzeni "faktem" istnienia Gdańska już w końcu X wieku, nasi historycy.
Dodajmy, że Brunon z Kwerfurtu, opisując życie i czyny św. Wojciecha, nie wspomniał, a zatem nie wiedział, o rzekomym założeniu przez Wojciecha klasztoru w czeskim Brzewnowie. Przyjęty jest dość powszechnie w historiografii czeskiej pogląd, wbrew wynikom badań archeologicznych, rozpowszechniony dzisiaj w innych krajach, a nie potwierdzony bliskimi temu hipotetycznemu wydarzeniu źródłami historycznymi, lecz w oparciu o budzący wątpliwości XIII-wieczny dokument, że klasztor w Brzewnowie pod (późniejszym) wezwaniem św. Wojciecha założył sam biskup w 993 roku. Według legendy, klasztor miał powstać przy źródle, z którego napili się jako przyjaciele św. Wojciech i książę Bolesław II Pobożny, po ich wspólnym polowaniu w puszczy.
Trzeba tutaj podkreślić, że to co badacze czescy uważają za oryginał dokumentu założycielskiego klasztoru w Brzewnowie z AD 993, jest tylko oryginałem odpisu, wykonanego w AD 1255, zresztą tą samą ręką, co wystawiony na prośbę Marcina, opata brzewnowskiego, statut króla czeskiego Przemysła Ottokara II z 10 maja 1255, w którym ten potwierdza przywilej darowizny księcia Bolesława z 993 roku. Przyznaje to Marie Bláhová ("Historia fundationis monasterii Brzewnoviensis", 1993): "Należy jednak doprecyzować, że „oryginał” to dokument spisany w XIII wieku" (Je však třeba upřesnit, že „originálem“ je listina, psaná ve 13. století).
Oto najstarsza część klasztoru brzewnowskiego, pochodząca z połowy XI wieku krypta (źródło: Praha archeologická). W jednym z grobów w tej krypcie odkryto trzy dinary, bite w latach 1120-1125, za czasów księcia Władysława I Przemyślidy.
Sama ta historia, te XIII-wieczne dokumenty, jak i postawiona przez historyków teza jest wielce wątpliwa, bowiem pomiędzy dynastią książęcą Przemyślidów, a arystokratyczną rodziną św. Wojciecha (Sławnikowice) trwał odwieczny konflikt, być może nawet konkurencja o władzę w państwie. Dwa, może trzy lata przed domniemanym założeniem przez Wojciecha klasztoru, który postawiono pod Pragą, tuż pod bokiem władcy Czech, Sławnikowice odmówili poparcia w podjętej przez księcia Bolesława Pobożnego wojnie przeciwko Polsce. Niechętny działalności biskupa Wojciecha w państwie, książę zmusił kapłana w 994 roku do emigracji, a w następnym roku wymordował całą, pozostałą w Czechach rodzinę biskupa.
Niemożliwym jest więc, aby Wojciech mógł zorganizować klasztor na ziemi księcia Bolesława, bez przychylności władcy, bez wydzielonego mu gruntu i środków finansowych. A źródła historyczne wyraźnie wskazują, że o przychylności księcia wobec Wojciecha nie może być mowy, nie mówiąc już o legendarnej przyjaźni między nimi. No, ale co począć ma nauka ze św. Wojciechem w sytuacji, gdy założenie przez niego klasztoru w Brzewnowie w 993 roku i wizyta w Gdańsku w 997 są dla historyków zbyt atrakcyjnymi "wiadomościami", przemyconymi do żródeł historycznych, aby nie chcieć ich - wbrew kryteriom naukowym, wyciągnąć ze sfery legendy, bajki i fałszerstwa, uznać za monetę najwyższej próby i wprowadzić je do annałów wydarzeń historycznych?
Dokument ze wzmianką o założeniu klasztoru w Brzewnowie powstał w tymże to klasztorze, w którym w ciągu XIII wieku, jak ustalili historycy, powstało wiele sfałszowanych dokumentów, mających na celu podniesienie rangi opactwa oraz zwiększenie jego przywilejów i dochodów. W istocie, klasztor mógł powstać - jak wskazuje na to część nie-mainstreamowych historyków, pół wieku później - około 1040 roku, kiedy przeniesiono do niego zrabowane w Gnieźnie relikwie św. Wojciecha. Jak widać, nie tylko XIII-wieczni zakonnicy "poprawiali" dokumenty, ale i XX/XXI-wieczni "oficjalni" historycy, powołują do życia "korzystnie" wyglądające "fakty". Uprawdopodobianie kłamstwa w określonych celach politycznych nie jest, jak widać, zajęciem wymyślonym dopiero przez dzisiejsze propagandowe media.
Na Drzwiach Gnieźnieńskich utrwalono scenę upominania się przez biskupa Wojciecha u księcia Bolesława II Pobożnego o uwolnienie z rąk żydowskich, przeznaczonych na sprzedaż niewolników (źródło: Wikipedia). Zapytam retorycznie - czy na tym poważnym zabytku ikonograficznym widać tą legendarną przyjaźń i porozumienie między stronami, dzięki któremu mieliby oni wspólnie w 993 roku założyć klasztor w Brzewnowie, jak nasi historycy powtarzają za czeskimi?
A dlaczego autorem tak zwanego Żywota pierwszego miałby być Kanapariusz ? G. Labuda odpowiada: "Zdaniem Voigta [podzielanym przez G. Labudę - przypis mój] na Jana Kanaparza jako autora nikt by nie wpadł, gdyby on sam w rozdziale 29 sam na siebie nie wskazał". W tej części Żywota mowa jest o mnichu Kanapariuszu, zapewne przyjacielu Wojciecha z czasów jego pobytu w klasztorze w Rzymie, któremu przyśnił się św. Wojciech. Relacja podana jest w osobie trzeciej, tak jak i dotycząca wszystkich innych osób wymienionych w Żywocie. Nic dziwnego, że wymieniono go jako kolejnego świadka wydarzeń i "cudów", jakie wiązały się z życiem św. Wojciecha.
Nie ma jednakże wiarygodnych podstaw, aby - poza obrębem spekulacji, uznawać Kanapariusza, bardziej niż inne osoby tam wymienione (w tym Notker, w rozdziale 22), za prawdopodobnego autora Żywota Pierwszego. Jest jeszcze jeden powód, dla którego zdaniem G. Labudy, Notker nie może być autorem Vita prior. Przywołując tekst Vita pior w edycji J. Karwasińskiej G. Labuda zauważa, że Notker nie mógł sam siebie nazwać "mężem wielkiego rozumu" (summe discrecionis uiro). Uczony ten zapomina jednak, że tekst Vita priori w wydaniu tej autorki nie jest oryginałem, a zaledwie próbą zrekonstruowania oryginału, w oparciu o kilkadziesiąt różnych tekstów/wersji Żywota. Określenie w jej tekście Notkera w ten sposób może wskazywać, że w trakcie sporządzania kolejnego odpisu/wersji Żywota, skryba uzupełnił tekst o taką właśnie kwalifikację osoby tego sławnego biskupa, a zatem tekst z tym zwrotem jest późniejszy od nieznanego oryginału.
Pomijając merytoryczne argumenty wielu badaczy przeciwko powstaniu Żywota pierwszego w Rzymie, G. Labuda konsekwentnie wspiera teorie G. Pertza z połowy XIX wieku, ktore podzielała J. Karwasińska i do dziś podzielają polscy historycy głównego nurtu. G. Labuda, w odpowiedzi na krytykę tez J. Karwasińskiej przez Jürgena Hoffmanna ("Vita Adalberti Früheste Textüberlieferungen der Lebensgeschichte Adalberts von Prag"), jeszcze w 2005 roku "zatwierdził" poglądy tej pierwszej w sposób następujący: "W sumie, są to ewidentne dowody na istnienie w Rzymie, niezależne od
„zaalpejskiej" rodziny rękopisów A, archaicznego rękopisu „X", który
J. Karwasińska trafnie zlokalizowała na Awentynie". W istocie, w świetle dalszych badań nad dostępnymi odpisami/wersjami Żywotów św. Wojciecha, w ponad pół wieku po pracach J. Karwasińskiej, można powiedzieć, że wprowadzony przez nią teoretyczny, modelowy podział tych odpisów na trzy grupy A, B, C oraz zrekonstruowany przez nią "oryginał X", nie wytrzymał próby czasu i rzeczowej krytyki uczonych.
Tymczasem polscy badacze młodszego pokolenia, których stać na podjęcie drogi badawczej poza oficjalnym, zrutyniałym mainstreamem, dostrzegają kruche podstawy oficjalnej wykładni o rzymskim pochodzeniu Żywota pierwszego, jaką uosabiają prace J. Karwasinskiej: "... w przypadku Vita prior, z przykrością bowiem
należy odnotować, że w edycjach Karwasińskiej widać coraz to więcej błędnych
odczytów oraz przeoczeń i nieporozumień w aparacie, przez co stają się wątpliwą
podstawą do rozpatrywania problemów ściśle krytycznotekstowych. W przyszłości
stanowić to będzie dobre uzasadnienie podjęcia kroków na rzecz reedycji" (Miłosz Sosnowski - "Hagiografia doby chrystianizacji w nowej odsłonie", 2015).
Nadal aktualna jest opinia Johannesa Frieda o uprzedzeniach w nauce, czyli tzw. skrzywieniu konfirmacyjnym, o którym pisałem w artykule "Krzywe zwierciadło historyków": "Uprzedzenia zaślepiają, a im bardziej zaślepione, tym stają się trwalsze" (Vorurteile machen blind und um so blinder, je etablierter sie sich geben). Jak się okazuje, autor ten nie myślał o uprzedzeniach pejoratywnie, ale instrumentalnie - tak, aby rzeczywiście zaślepiały i się utrwalały.
J. Fried wykorzystał ten przewrotny stosunek do nauki w swojej książce "Charlemagne" (wydanie angielskie, 2016). Emanuje tam różnymi uprzedzeniami, zwłaszcza do chrześcijańskiej moralności i do świata pozakarolińskiego. Obecność licznie zatrudnianych na dworze cesarskim artystów i rzemieślników bizantyjskich, nie precyzując kim byli i co tam robili, autor ten zaledwie i niechętnie napomknął w ten sposób: "Karol Wielki tolerował cudzoziemców na swoim dworze; wręcz tak bardzo lubił ich tam gościć, że – jak zauważył Einhard [lub Notker Balbulus, inny mnich, któremu również przypisuje się autorstwo Gesta Karola Magni - mój przypis] – obecność tak wielu z nich w pałacu i w całym królestwie zaczęła być postrzegana przez wielu jako wręcz irytująca" (Charlemagne tolerated foreigners at his court; indeed, he liked having them there so much that, as Einhard noted, the presence of so many of them in the palace and in the kingdom at large began to be seen by many as positively irritating).
Oto zestawione ilustracje dwóch wielkich monarchów wczesnego średniowiecza. Z lewej strony fragment IX-wiecznej rzeźby cesarza Karola Wielkiego na koniu, obecnie w zbiorach Luwru; z prawej - fragment mozaiki z kościoła San Vitale w Rawennie, z wizerunkiem cesarza bizantyjskiego Justyniana I Wielkiego.
Obydwaj władcy, o podobnych cechach twarzy (brwi, wyraziste oczy, fryzura), noszą bizantyjski strój - spięta klamrą na prawym ramieniu tunika oraz podobny rodzaj korony, z pasem wysadzanym kamieniami szlachetnymi. Korona Justyniana wyposażona dodatkowo w pendilie - rodzaj wisiorków z drogich kamieni. Można przypuszczać, że rzeźbę w złoconym brązie - statuetkę Karola Wielkiego, wykonał jeden z artystów bizantyjskich - cudzoziemców na dworze cesarza, o których mówi się w Gesta Karola Magni.
Takie przypuszczenie potwierdza także subtelność szczegółów i precyzja wykonania, charakterystyczna dla plastycznych dzieł bizantyjskich, w opozycji do prawdziwie frankońskich (rzadkich i dość topornych) z owej epoki. Doceńmy szczegóły samej głowy, biorąc pod uwagę, że cała rzeźba postaci cesarza na koniu ma wysokość zaledwie 24 cm.
Niektórzy historycy wykazują skrajny stopień skrzywienia konfirmacyjnego, który można nazwać urojeniem, kiedy twierdzą, że jest to "karolińska sztuka metalowa ..." (Carolingian metalwork ...), która "kontynuuje galijsko-rzymską tradycję odlewnictwa i wzoruje się na brązowych rzeźbach konnych z okresu cesarstwa rzymskiego, takich jak posąg konny Marka Aureliusza ..." (continues the Gallo-Roman tradition of casting and takes as its templates the equestrian bronzes of the Roman imperial period, such as the Equestrian Statue of Marcus Aurelius ...). Vide hasło w Wikipedii: "Equestrian statuette of Charlemagne". Proszę porównać obydwa te zabytki (Pomnik konny Marka Aureliusza) - jedyne podobieństwo między nimi to to, że oba są rzeźbą jeźdźca na koniu, a przy tym - bez strzemion (sic).
Brak strzemion na rzymskiej rzeźbie Marka Aureliusza i na bizantyjskiej rzeźbie Karola Wielkiego oznacza, że jeźdźcy ci w swoich epokach nie znali jeszcze strzemion - wynalazku plemion koczowniczych na Wschodzie, a używanych w Bizancjum od VII wieku. Jest to ważna przesłanka, aby uznać, że kawaleria karolińska nie używała strzemion, co najmniej do początków IX wieku. Fakt ten wskazywałby na słabość tej konnicy w bitwie, przy niskiej zwrotności jeżdźca bez strzemion, niebezpiecznej dla jego życia. Dlatego teorie apologetów epoki karolińskiej o sile i wielkiej roli kawalerii Karola Wielkiego nie można uznać nawet za legendy, a za zwykłe konfabulacje. Nie mogą w tej sytuacji dziwić sukcesy Normanów, atakujących Cesarstwo.
Powróćmy do wariacji J. Frieda na temat biografii Karola Wielkiego. Wielkie osiągnięcia świata arabskiego w naukach ścisłych, na tle marnych w państwie karolińskim, autor skwitował zdaniem: "Arabowie mieli w szczególnym poważaniu medycynę, technologię, astronomię i matematykę" (The Arabs held medicine, technology, astronomy, and mathematics in especially high esteem). Nie ma ani słowa o wysokim poziomie nauki w kalifatach islamskich, a jedynie o "poważaniu" tam nauk. Tak zwane kłamstwo przez przemilczenie.
Natomiast więcej miejsca poświęcił w książce takim faktom lub raczej nieudokumentowanym "faktom", jak: "Na dworze panowały dziwne erotyczne i homoerotyczne wydarzenia ..., nie wyłączając samego Karola" (The court was characterized by strangely erotic and homoerotic goings-on ... including Charles himself), do których kilkukrotnie nawiązywał. Tak opisany Karol, to ten sam, którego imię - Karlspreis, nosi coroczna nagroda, nadawana w chylącej się ku upadkowi, globalistycznej Europie.
Oto powyżej postać mnicha z kodeksu zbioru ośmiu rękopisów zatytułowanego "Tropary-Sequentiary", złożonego w datach datowanego na okres AD 1024-1027, znajdującego się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej (Ms. Berol. Theol. Lat. Qu11 fol.144r). Przyjmuje się, że powyższą miniaturę namalował Notker Balbulus (Notker Jąkała), żyjący w latach 840-912 i przedstawia ona samego autora. Projekt ikonograficzny tej iluminacji nosi wyraźnie cechy bizantyjskie i ogólnie wschodnie - postać mnicha umieszczona jest w edykule, symbolicznej budowli zwieńczonej półokrągłym łukiem, wspartym na kolumnach. Łuk wystaje poza osie kolumn, co jest cechą charakterystyczną budowli muzułmańskich.
W odniesieniu do tyle zasłużonego, co traktującego z góry swoich naukowych oponentów G. Labudy, celującego w przyklejaniu im w sposób zupełnie nieprofesjonalny, łatek czyli gęb, można dodać jeszcze jego skłonność do psychologicznej projekcji, czyli przypisywaniu innym własnych zachowań. Niestety, narastająca w ostatnich latach wulgaryzacja i prymitywizacja dyskusji naukowej poczyniła dalsze "postępy", zwłaszcza wśród niektórych młodszych badaczy. Nie służy to rozwijaniu dyskusji i powstawaniu nowych możliwości interpretacyjnych dokumentów źródłowych, co jest niezbędne w rozwoju nauk historycznych.
Należy liczyć
się z tym, że pierwszy, najważniejszy żywot św. Wojciecha mógł zostać
spisany już na uroczystość kanonizacyjną w AD 999, ale "nie musiał". Osobiście bardzo blisko związany ze
zmarłym męczennikiem, ale także z cesarzem Ottonem III - wielbicielem
Wojciecha jeszcze za jego życia, Notker jawi się jako jeden z najbardziej
prawdopodobnych jego autorów.
Drugą ewentualną datą sporządzenia w środowisku leodyjskim lub bardziej ogólnie - lotaryńskim, oryginalnego Żywota św. Wojciecha jest rok 1005, na dzień uroczystości poświęcenia, zapewne w obecności króla Henryka II (i przyszłego świętego), nowo wybudowanego kościoła w Akwizgranie, którego patronem został św. Wojciech. Jego budowę rozpoczął jeszcze Otton III pod koniec 997 roku i był to jeden z pierwszych, jeżeli nie pierwszy w Europie kościół, który przyjął za patrona wyświęconego niespełna sześć lat wcześniej św. Wojciecha. Relacje biskupa Notkera z Henrykiem II były bliskie już od samej jego koronacji na króla Niemiec 8 września 1002 w Akwizgranie, gdzie mu towarzyszył Notker.
Trzecią ewentualną datą na wykonanie tego dzieła było konsekrowanie w Liege w AD 1007 kolejnego kościoła pod tym samym wezwaniem św. Wojciecha, którego budowę biskup Notker rozpoczął w roku tysięcznym. Utworzył on przy tym kościele drugą parafię w Liege, po kościele św. św. Lamberta i Marii. Oto powyżej panorama Liege z AD 1577 (wydana przez Braun & Hogenberg), przedstawiająca ponad 50 kościołów i obiektów sakralnych, w tym zaznaczone obwódką kościoły: św. Jana Ewangelisty (zielona), św. Wojciecha (czerwona) i św. Lamberta (niebieska).
Lotaryngia była jednym z najszerszych i najżywszych pomostów, przez który docierały do Europy zachodniej wpływy kulturowe i religijne z Bizancjum. Stało się tak, bowiem kolejnym władcom z dynastii ottońskiej szczególnie zależało na silnej integracji Lotaryngii z Cesarstwem Niemieckim, po rozpadzie państwa wschodniofrankijskiego. A przy tym nie należy zapominać, że to dynastia ottońska otworzyła Cesarstwo Niemieckie na idące z Bizancjum wpływy cywilizacyjne.
Oto dalszy, doskonały przykład trwania tych wpływów jeszcze po śmierci Ottona III, od którego jego następca, Henryk II, przejął wynajętych bizantyjskich mistrzów i ich niemieckie warsztaty, aby mogli kontynuować kształtowanie bardziej wyrafinowanej kultury w swoim państwie. Poniższe zestawienie czterech płaskorzeźb, wykonanych na płytkach z kości słoniowej, będących okładkami dwóch manuskryptów muzycznych, pochodzi ze zbiorów Staatsbibliothek w Bambergu. Przedstawiają one kolejno Matkę Bożą, Chrystusa, św. Piotra i św. Pawła. Inskrypcje na płytkach są w języku greckim (źródło: "Menschen, Bilder, Sprache, Dinge Wege der Kommunikation zwischen Byzanz und dem Westen", 2018). Henryk II ofiarował te dwa rękopisy benedyktyńskiemu klasztorowi św. Lamberta w bawarskim Seeon.
Kolegiacki kościół św. Jana Ewangelisty w Liège został ufundowany przez Notkera. Tam też, zgodnie ze swoim życzeniem, pochowany został biskup Notker, który zmarł 10 kwietnia 1008 roku. Poświęcenie świątyni miało miejsce w 997 roku, tuż przed męczeńską śmiercią św. Wojciecha w Prusach. To w pobliżu tej świątyni Notker postawił kościół pod wezwaniem swojego przyjaciela, św. Wojciecha. Kościół św. Jana Ewangelisty został zbudowany na charakterystycznym dla architektury bizantyjskiej planie krzyża greckiego.
Ośmiokątna rotunda nawy głównej nawiązywała swoim kształtem i wielkością do kaplicy Karola Wielkiego w Akwizgranie. A ta z kolei, zbudowana na polecenie tego władcy, przez budowniczych greckich, była wzorowana na oktagonalnej formie nawy głównej w bizantyjskim kościele św. Witalisa (San Vitale) w Rawennie. Świątynie te miały swoją pierwotną inspirację w Kościele Grobu Pańskiego w Jerozolimie, zbudowanego na wzgórzu Golgota, na miejscu grobu Chrystusa, w formie ośmiobocznej rotundy, zwanej Anastasis, po grecku "Resurekcja, Zmartwychwstanie". Oktagonalna Świątynia Grobu Pańskiego została zaprojektowana przez dwóch architektów greckich - Zenobiusa i Eustachiusa, w nawiązaniu do świąt oktawy, których obchodzenie rozpoczęto wówczas w Kościele wschodnim.
Praktyka oktaw została po raz pierwszy wprowadzona za cesarza bizantyjskiego i świętego kościoła prawosławnego, Konstantyna I Wielkiego, kiedy przez osiem dni obchodzono uroczystości poświęcenia bazylik w Jerozolimie i oraz w Tyrze, w Libanie. Po tych jednorazowych okazjach zaczęto uszlachetniać oktawą inne, coroczne święta liturgiczne Pierwszymi takimi świętami były Wielkanoc, Pięćdziesiątnica i Święto Trzech Króli. Miało to miejsce już od IV wieku i służyło nowo nawróconym jako czas na radosne rekolekcje.
Oto próba rekonstrukcji oryginalnej bryły kościoła (na podstawie ilustracji architekta: Camille Bourgault, Centre d’Archives et de Documentation de la CRMSF, Liège).
Jako że Żywot św. Wojciecha powstał niewątpliwie na zlecenie Ottona III (a nie - jak chce G. Labuda, cesarz dowiedział się jako ostatni o zamierzanej kanonizacji, a więc i o koniecznym do tego spisaniu życia i czynów przyszłego świętego),
jego oryginał przechowywany był zapewne w zbiorach biblioteki cesarskiej
w Akwizgranie. Tradycja biblioteki na dworze cesarskim powstała już za
życia króla Franków Pepina Krótkiego. Zainteresowany dziełami myślicieli greckich król prosił papieża Pawła I
o zdobycie dla jego biblioteki takich ksiąg. Jego syn, cesarz Karol
Wielki był wielkim orędownikiem rozwoju szkół w swoim imperium.
Drugim po biskupie Notkerze możliwym, ale dużo mniej prawdopodobnym autorem Vita prima Sancti Adalberti wydaje się być Adalbald II
(Adalbold, Adelbold), który z nominacji tego pierwszego, wcześniej jego
nauczyciela, w latach 999-1003 kierował szkołą katedralną w Liege (tzw.
écolâtre), następnie był archidiakonem
katedry św. Lamberta w Liege. W AD 1010 król Henryk II wręczył mu sakrę
biskupią, z którą objął kierowanie diecezją Utrechtu. Pod sam koniec
życia (zmarł w AD 1026) sporządził "Vita Heinrici II imperatoris" - żywot
zmarłego a 1024 roku cesarza Henryka II - tego, który w AD 1005
uczestniczył w konsekracji pierwszej świątyni pod wezwaniem św.
Wojciecha. Był on też autorem prac m.in. z dziedziny muzyki, a także
geometrii "De ratione inveniendi crassitudinem sphæræ", które to
dzieło dedykował zamiłowanemu w matematyce papieżowi Sylwestrowi II.
Wypada tutaj dodać, że to temu papieżowi, jeszcze jako mnichowi Gerbertowi, który nauczył się arabskiej matematyki i fizyki w Katalonii, zawdzięczamy wynalezienie zegara mechanicznego i początek
zastępowania w Europie cyfr rzymskich cyframi arabskimi.
Rzućmy jeszcze okiem na archiwalną ilustrację, nie istniejącego już, kościoła parafialnego św. Wojciecha w Liège z początku XIX wieku (widok od południowego wschodu). W XV wieku kościół został przebudowany. Podczas Rewolucji Francuskiej zamieniony był na stajnię. Przywrócony parafianom służył do 1809 roku, po czym został desakralizowany i rozebrany (źródło: Jules Piret - "Eglise paroissiale de Saint Adalbert à Liège", Chateau de Chokier).
Ze źródeł historycznych wiadomym jest, że biskup Notker przyznał fundowanemu przez siebie kościołowi pod wezwaniem swojego przyjaciela, św. Wojciecha, szczególne uprawnienia i przywileje. Musiały być one wyjątkowe, bowiem w 1101 roku Dietwin - opat pobliskiego klasztoru Notre-Dame-aux-Fonts (późniejsza katedra św. Lamberta i św. Marii) w Liège, próbował zakwestionować je i ubiegał się o ich zmniejszenie.
Bezskutecznie, bowiem kapituła przy kolegiacie św. Jana-Ewangelisty w Liège oddaliła jego wniosek. Po kolejnym odwołaniu się opata czcigodny trybunał, złożony z biskupa Otberta, archidiakonów, dziekanów wszystkich kościołów kolegiaty, opatów św. Jakuba i św. Wawrzyńca oglosił, że kościół założony przez Notkera posiada następujące prawa (związane z dużymi dochodami): chrzczenie wszystkich dzieci rodzących się w parafii; kobiety miały w tym kościele prawo do wywodu (błogoslawieństwo po urodzeniu dziecka); prawo do udzielania ostatniego namaszczenia; proboszcz tej parafii miał jedynie obowiązek uznać autorytet archidiakona tego opactwa i uczestniczyć w synodach, które odbywały się w tym opactwie trzy razy w roku.
A teraz spójrzymy na to same miejsce, jak na powyższej ilustracji, w dzisiejszym Liège, na którym stał do XIX wieku kościół św. Wojciecha. Jest to na poniższym zdjęciu budynek na wprost, przy Place Xavier Neujean, w ujęciu z przeciwnego kierunku (widok od północnego zachodu, wieża kościoła była po prawej stronie). W prawym dolnym rogu wklejony plan z fragmentem miasta w XI wieku, zorientowany ku północy, z zaznaczonym położeniem kościoła św. Wojciecha (st. Adalbert) i św. Jana Ewangelisty (st. Jean). Zdjęcie zrobiono od strony apsydy kościoła św. Jana.
Wracając do Żywota Pierwszego i jego autorstwa, przypisywanemu Kanapariuszowi, zauważmy że zawarta jest tam krytyka porywczości papieża Grzegorza V ("bardzo krewki młodzieniec"). Wydaje się niesłychane i mało prawdopodobne, aby Kanapariusz - mnich w rzymskim klasztorze, mógł pod bokiem urzędującego papieża wyrazić o nim tak nonszalancką i z dozą wyższości opinię. Jest to, moim zdaniem, bardzo poważna przesłanka dla stwierdzenia, że pierwszy Żywot św.
Wojciecha nie powstał w Rzymie, lecz w Lotaryngii - tam gdzie ceniono arcybiskupa Gerberta, przyszłego Sylwestra II, a
niechętnie patrzono na panującego wówczas Grzegorza V.
Powołany na papieża w AD 996 Grzegorz V nazwał z kolei Gerberta z Aurillac, już wtedy arcybiskupa Reims i orędownika panowania cesarza Ottona III nad Lotaryngią i przyszłego papieża Sylwestra II, "intruzem na stolicy biskupiej". Inną przesłanką, wskazującą na lotaryńskie źródła Żywota Pierwszego jest fakt, że w jego treści zawarta jest szczególna pochwała cesarza Ottona III i podkreślana jest jego dominacja nad pozycją papieża, określanego tam jako "jego biskupa", to znaczy wyznaczanego przez cesarza. Autor Vita Prior nie poprzestał na ocenie osobowej i politycznej panującego cesarza i papieża, ale komentował także, bez żadnego związku z życiem św. Wojciecha, także inne, prominentne osobistości Kościoła, na przykład że wspomniani wyżej biskup Hildebold jest kolegą Willigisa, bardzo wpływowego arcybiskupa Moguncji. Tak osobistych i dobrze rozeznanych kwalifikacji najsilniejszych osobistości Europy nie mógł w "Vita Prior" dokonać mnich z klasztoru benedyktyńskiego św. Bonifacego i Aleksego w Rzymie, którym miał być niejaki, nieznany annałom historycznym, poza przypisaną mu w XIX wieku hipotezą autorstwa Żywota, Kanapariusz.
I jeszcze jeden zabytek po byłym kościele św. Wojciecha w Liège, jakim jest miedziana pieczęć parafialna, z wizerunkiem św. Wojciecha (ilustracja z prawej). Pochodzi z XVIII wieku, jego średnica wynosi 44 mm. W otoku umieszczono następujący napis: "St. ADALBERTE * ORA PRO NOBIS" (Św. WOJCIECH * MÓDL SIĘ ZA NAMI). Źródło: "Chronique archéologique du Pays de Liège", 1932.
Kolejnym powodem, dla którego trudno widzieć w Rzymie autora pierwszego Żywota jest fakt, że w Rzymie bardzo niechętnie patrzono na silną pozycję cesarza, a w AD 1001 nawet doszło tam do rewolty elit i ludności, zmuszającej Ottona III i papieża Sylwestra II do schronienia się w Rawennie. Fakty te stoją w dużym kontraście z opisem w Żywocie, jak to cały Rzym miał się cieszyć z "przybywającego króla przywitano uroczyście rzymskim zwyczajem; następnie ku wielkiej i powszechnej radości otrzymał on godność cesarską".
Następną przesłanką, przemawiającą za przyjęciem lotaryńskiego pochodzenia Żywota Pierwszego jest wychwalana tam rola arcybiskupa mogunckiego Willigisa, który "dawne wywodząc żale, zapytał papieża o powrót świętego męża [Wojciecha, byłego biskupa Pragi, przebywającego w rzymskim klasztorze - przypis mój]; ponawiał ciągle prośby i wszelkimi sposobami nalegał, aby go odesłał [do Pragi]. Również na papieskim synodzie powoływał się na świadectwo prawa kościelnego i wobec wszystkich głośno żądał sprawiedliwości: "Jest to grzech - mówił - że gdy każdy kościół jest poślubiony, jedynie Praga jest jak wdowa bez swego pasterza"; śmiało domagał się, by słusznych żądań życzliwie wysłuchano, by owdowiałemu kościołowi dano własnego małżonka. Potem znowu w drodze powrotnej do ojczyzny nie przestawał pisać listów, w których ciągle to samo powtarzał; i nie wpierw ustał, aż papież przyrzekł spełnić jego prośbę" [podkreślenia moje].
W przekazie tym kryje się lekko zawoalowany żal, że Wojciech mógłby zostać ocalonym, gdyby cesarz posłuchał się Willigisa. Takich uwag nie mógł zawrzeć, moim zdaniem, Kanapariusz lub też jakikolwiek inny mnich benedyktyński, bowiem byłyby one niezgodne ani z ich posłannictwem, ani z zasadą posłuszeństwa i nieoceniania (jak to wyżej miało miejsce) słuszności poglądów i działań cesarza Ottona III i arcybiskupa Willigisa, czy zachowania się papieża Grzegorza V. Żywot musiał pisać nie mnich, ale ktoś wysoko stojący w hierarchii kościelnej i bardzo blisko związany z cesarzem Ottonem III, który nie obawiał się komentować spraw politycznych w Kościele, jakim jest obsada stanowisk episkopalnych.
Oto z lewej strony plakietka z kości słoniowej z okładki Ewangeliarza Notkera, z następującą inskrypcją na obwodzie: «En ego Notkerus, peccati pondere pressus ad te flecto genu qui terres omnia nutu» ["I
ja Notker, przygnieciony ciężarem grzechu, oto klęczący przed Tobą,
który jednym gestem może zatrwożyć wszystkich"]. Sam pergaminowy rękopis
tego zabytku datowany jest na około AD 940, a skórzana oprawa z
płaskorzeźbą uznaje się, że powstała na początku XI wieku. Przedstawia
ona Chrystusa Pantokratora w mandorli w otoczeniu symboli czterech
ewangelistów. Głowa Chrystusa otoczona jest tak zwanym nimbem
krucyfiksowym (czyli z wpisanym w nim krzyżu). Ten rodzaj nimbu, tak jak
i charakterystyczny gest chrystusowego błogosławieństwa jest właściwy
dla sztuki bizantyjskiej. Obie te cechy łączą ewangeliarz z
lotaryńskiego Liege z opisanymi wyżej, o wiek młodszymi freskami z
wielkopolskiego Tumu i burgundzkiego Berzé-la-Ville.
Poniżej stóp Chrystusa klęcząca przed oratorium
postać Notkera, w szatach pontyfikalnych z modlitewnikiem w dłoniach, z
fotelem-tronem za postacią. Widoczna jest wiekowa postać biskupa, z
rzadkimi nad czołem włosami i z charakterystyczną dla kościoła
wschodniego brodą. Zwraca uwagę nimb świętości nad głową biskupa.
Aureolą taką w dziełach sztuki powstałych do X wieku obdarzano nie tylko
osoby kanonizowane, ale także królów, książąt i inne osoby szczególnie
zasłużone dla Kościoła. A także dla Liege. W żywocie Notkera (Vita Notgeri episcopi Leodiensis)
z początku XII wieku anonimowy, lokalny kronikarz napisał w imieniu Lieżan:
"Bogu zawdzięczamy Notkera, a wszystko inne Notkerowi" (Notgerum Christo, Notgero cetera debes).
Zwraca uwagę przedstawienie Ziemi w formie kulistej, położonej u stóp Chrystusa, zgodnie z przytoczonymi wyżej słowami proroka Izajasza o Ziemi będącej dla Chrystusa podnóżkiem (scabellum). Potwierdzałoby to erudycję lotaryńskiego środowiska naukowego, nie
przyjmującego wczesnochrześcijańskiej teorii o płaskiej formie świata. Jednym z rektorów szkoły katedralnej w Liege był Gozechin (Gozwin - oznaczający w języku starogermańskim "przyjaciela Gotów"), kierujący nią w latach 1044-1058, a później taką szkołą w Moguncji. W swoim traktacie "Epistula ad Valcherum suum olim discipulum" skojarzył szkołę leodyjską z antycznymi tradycjami akademii greckiej, nazywając Liege Atenami północy.
Grecki myśliciel Eliusz Arystydes był intelektualnym autorytetem dla współczesnym mu cesarzy rzymskich (Antoninus Pius, Marek Aureliusz), a cesarz Hadrian powołał do życia szkołę pod nazwą Atheneum. W jednej ze swoich epistoł (nr 24, księga ósma) Pliniusz Młodszy pisał o "... czystej i prawdziwej Grecji, o której sądzi się, że szkolnictwo i nauka, a nawet uprawa roli została tam po raz pierwszy odkryta." (... illam veram et meram Graeciam, in qua primum humanitas litterae, etiam fruges inventae esse creduntur.).
Także założone w Gdańsku w AD 1558 gimnazjum akademickie nosiło nazwę Ateneum gdańskie (Athenaei Gedanensis). Nazwa "szkoła ateńska" pozostała do dzisiaj w użyciu w Belgii, Holandii i Luksemburgu na określenie państwowego liceum ogólnokształcącego. Czyż rzeczony leodyjski rektor Gozwin mógłby przewidzieć, że dzisiaj część historyków będzie zaprzeczała związkom "kultury ottońskiej" z cywilizacją grecko-bizantyjską, a Żywota Pierwszego św. Wojciecha z nadreńską kulturą ottońską?
Znamiennym jest fakt, że w internetowej Wikipedii hasło "Żywot pierwszy św. Wojciecha" ma wyłącznie polską wersję - z tezą o jego kanapariuszowym autorstwie. Żaden inny kraj, nawet Czechy - ojczyzna św. Wojciecha, w której przechowywane są jego relikwie zabrane z Gniezna, nie ma w encyklopedii tego hasła. Jego brak w innych językach wynika zapewne z braku podstaw do utrzymania dominującej tylko w Polsce tezy o powstaniu tego dokumentu w Italii około 997 roku. Angielska Wikipedia, przy zastrzeżeniach, jakie można mieć co do wiarygodności pewnych (zwłaszcza politycznych i ideologicznych) haseł tego portalu, pod tytułem "Adalbert of Prague" informuje: "Jego życie zostało opisane przez różnych autorów w Vita Sancti Adalberti Pragensis, którego najwcześniejsze ślady prowadzą do cesarskiego Akwizgranu i do Notgera, biskupa Liège. Wcześniej przypuszczano, że rzymski mnich Jan Kanapariusz napisał pierwszy Żywot w 999 roku".
W świetle przedstawionych tutaj faktów i hipotez różnych badaczy na temat miejsca narodzin pierwszej biografii św. Wojciecha, a co za tym idzie, najbardziej wątpliwej ze wszystkich hipotez o autentyczności odpisu żywota, przypisywanemu Kanapariuszowi, wydaje się że najbardziej prawdopodobna droga misjonarza z Włocławka, w dół Wisły do granic państwa w Wyszogrodzie, i dalej Wisłą do ujścia do niej rzeki Ossy (Osy), którą to rzeką Wojciech dotarł na jej północny brzeg w okolicach pomiędzy dzisiejszym Grudziądzem i Łasinem. Tereny te musiał Chrobry poznać zaraz po śmierci Wojciecha, kiedy wysłannicy władcy polskiego odbierali ciało misjonarza. To do tych okolic Chrobry wypchnął Prusów i tam przesunął granicę państwa, wbijając nad Ossą "żelazne słupy".
Na marginesie, wydaje się wątpliwe, aby w Polsce za Chrobrego mogły być wytapiane z żelaza słupy graniczne, kiedy jeszcze wtedy w całej Europie nie znano technologii ciągłego wytopu żelaza (żeliwa), niezbędnej do tego rodzaju wyrobów. Chociaż angielska Wikipedia pod hasłem "Cast iron" (żeliwo) podaje, że żeliwo nie było w Europie dostępne przed XV wiekiem, to wypada zauważyć, że w zbiorach Märkischen Museum w Berlinie znajduje się, pochodzący z Czaplinka, żeliwny pal graniczny, z lat 1345-1364. Jego fotografia dostępna jest w artykule mojego autorstwa "Maszewski renesans". Jest to zdaniem niemieckich badaczy, uwaga: najstarszy znany zabytek wyrobu żeliwnego w Europie. Pale takie zaznaczały granicę komturii Zakonu Joannitów, mającej od 1286 roku siedzibę w tym pomorskim mieście.
Do dzisiaj zachowana na granicy kujawsko-mazurskiej nazwa miejscowości o nazwie Słup (8 km na południe od znanego w źródłach już w AD 1014 Łasina) prawdopodobnie o tym świadczy. W ten oto sposób na początku drugiego tysiąclecia granica Polski przesunęła się po raz pierwszy na wschód od dolnej Wisły, na tereny przyszłej Ziemi Chełmińskiej, z mającym wkrótce powstać jej naczelnym grodem w Kałdusie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz