Kontynuując z artykułu "Zabytki obrządku wschodniego w polskim Kościele" temat opisu Polski przez XII-wiecznego geografa al-Idrisiego dodajmy, że opracował on mapę znanego mu świata Tabula Rogeriana,
która nie obejmuje Półwyspu Skandynawskiego, a Kraków zaznaczony jest
bliżej Danii niż Gniezno, Wrocław natomiast jest bardziej na południe niż Kraków
(fragment mapy poniżej). Oznacza to, że im bardziej na północ Europy, tym mniej dokładnymi informacjami dysponował ten geograf i kronikarz. Fakt taki potwierdzałby, że do czasów al-Idrisiego to nie arabscy lub żydowscy kupcy - jak spekulują niektórzy historycy, ale przede wszystkim Wikingowie prowadzili handel w naszej części Europy.
Biorąc pod uwagę stwierdzoną na podstawie badań paleoekologicznych koncentrację uprawy ziemi w X-XII wieku wokół centralnych ośrodków władzy Piastów, za stołeczne w tym okresie można uznać następujące miasta: Łęczyca, Poznań, Gniezno, Kruszwica, Kalisz, Kałdus, Płock, Kraków, Wiślica i Sandomierz.
Biorąc pod uwagę stwierdzoną na podstawie badań paleoekologicznych koncentrację uprawy ziemi w X-XII wieku wokół centralnych ośrodków władzy Piastów, za stołeczne w tym okresie można uznać następujące miasta: Łęczyca, Poznań, Gniezno, Kruszwica, Kalisz, Kałdus, Płock, Kraków, Wiślica i Sandomierz.
Al-Idrisi pisze o Polsce w sposób następujący: "ten kraj (Polska) kwitnący i ludny, otoczony jest ze wszystkich stron górami, które oddzielają go od Czech, Saksonii i Rosji". Polska to Bilad Balunia (czyli Polonia), Gniezno - Genasia, Kraków - Akrakal, Wrocław - Masala (mapa zorientowana południem do góry). Inne miasta w kierunku południowym: Nitra - Neitram, Bratysława - Buzana,
Székesfehérvár (najstarsza stolica Węgier) - Belgraba (Belehrad, czyli
Białogard - chociaż nie można wykluczyć, że chodzi o dzisiejszy
Belgrad). Węgry (Bilad Ankaria, czyli Hungaria) i Czechy (Bilad Buamia, czyli Bohemia) rozmieszczone zostały bardzo niedokładnie.
We francuskim tłumaczeniu dzieła al-Idrisiego "Nuzhat
al-muštāq fi ʿḫtirāq al-āfāq Géographie d'Édrisi" z 1840 roku fragment
dotyczący Polski zawiera kilka zdań których, o ile się nie mylę,
brakuje w polskich tłumaczeniach: "Polska jest krajem godnym uwagi
ze względu na ilość uczonych, których skupia. Przybywa tutaj ze
wszystkich stron wielu Greków, miłośników nauk" (tom 2, str. 380). I dalej: "Co
sie tyczy Polski (Buluniia), kraju nauki i uczonych greckich, jest on
urodzajnym, z przepływającymi wodami, pokryty miastami i wsiami." (tom 2, str. 389). W oficjalnej polskiej wersji ten fragment brzmi następująco: "Co
się tyczy ziemi B(u)luniia, która jest krajem wiedzy i mędrców
rumijskich (ar-Rum), wspomnieliśmy ją już poprzednio. Jest to kraj o
pięknej ziemi, urodzajny, obfitujący w źródła i w rzeki, o ciągnących
się bez przerwy prowincjach i dużych miastach, bogaty we wsie i
domostwa."
Nie wiadomo, które z tych dwóch tłumaczeń jest bliższe oryginałowi
arabskiemu. Rzuca się w oczy bardzo dwuznaczna interpretacja przez
naszych historyków arabskiego "ar-Rūm" - ich zdaniem oznaczającego
"Rzymian, czyli Chrześcijan", podczas gdy ówcześni Muzułmanie tak
określali Bizantyjczyków, Greków i wyznawców prawosławia, a w żaden
sposób mieszkańców Italii z okresu po upadku Cesarstwa Rzymskiego w AD
476. Bizantyjczycy sami siebie nazywali Rhomanoi. Ar-Rūm to tytuł trzydziestego rozdziału (sury)
Koranu, nawiązującego do przegranej w AD 613 bitwy Bizantyjczyków z
Persami. Tymi Grekami w Polsce u al-Idrisiego byli potomkowie wikińskich
wyznawców prawosławia, czyli Rusini, tak jak pół wieku wcześniej
nazwał Adam z Bremy Waregów mieszkających w Wolinie wespół ze Słowianami. Podał on w swoim "Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum", że żegluga pomiędzy Wolinem i "greckim" Nowogrodem zajmuje 14 dni.
Nowogród w epoce wikińskiej (a także później, w czasach hanzeatyckich), tak jak Birka, Hedeby, Kijów i Praga, stanowił jeden z centrów handlowych, pośredniczących w wymianie towarów między Europą i Wschodem. Głównymi zaś ośrodkami na granicy Europy i Azji, do których docierali handlowcy z Orientu był Konstantynopol, stolica wschodnich chrześcijan i Bułgar nad Wołgą, stolica islamskich Bułgarów. Oto poniżej mapa głównych szlaków handlowych na początku drugiego tysiąclecia w strefie skandynawsko-bizantyjskiej. Proszę zwrócić uwagę na leżący między Kijowem i Krakowem Czerwień, o którym tutaj będę jeszcze mówił.
Więzy handlowe Nowogrodu z południowo-zachodnimi wybrzeżami Bałtyku, a więc germanizowanymi ziemiami Obotrytów i Pomorzan, a także ze Skandynawią (Gotami), nie zostały jednakże przerwane po zakończeniu epoki Wikingów i trwały, zanim w połowie XIII wieku powstała Hanza. Te rozległe w czasie i w przestrzeni związki kulturowe pomiędzy wschodnią Słowiańszczyzną a Połabiem i Pomorzem miały zapewne swój wpływ na powstanie "dawnej współrzędności rozwojowej języków ruskich z grupą pomorsko-połabską" (językoznawca Tadeusz Lehr-Spławiński).
Podobną do nazwy jednej z rusko-wareskich stolic, jak wspomniano w artykule "Bizantyjskie źródła kultu maryjnego, musiał usłyszeć kronikarz al-Idrisi wobec polańskiej Łęczycy, określając ją w swojej kronice jako N(u)grada, czyli Nowygród.
Zauważmy, że wspomniane wyżej u al-Idrisiego pomniki językowe - węgierski Belgraba-Belehrad oraz polski Nugrada, wskazują na fakt powstania już w tym czasie elementów języka czeskiego i polskiego, a także w językach południowosłowiańskich, w formie tak zwanej przestawki (metatezy), czyli zmiany kolejności sąsiadujących ze sobą głosek. Zmiany te nastąpiły dopiero po politycznym wyodrębnieniu się tych państw i rozpoczętym procesie wykształcania się języków narodowych. Tego rodzaju proces nie nastąpił nigdy w języku starosłowiańskim i pozostał do dzisiaj w językach wschodniosłowiańskich, a także w języku połabskim i pomorskim.
Oto przykłady tamtych zmian we współczesnych językach - w polskim: gród - brzeg - słoma - mleko; w czeskim: hrad - břeh - sláma - mléko; rosyjskim: gorod - bereg - soloma - moloko; w porównaniu z językiem prasłowiańskim: *gordъ - *bergъ - *salma - *melko.
Również na Pomorzu, tak jak i u Słowian wschodnich, polskie słowo z przestawką - gród, zachowało starosłowiańską formę gard. Nowogard, nazwany w AD 1268 jako Nogart castrum, gdzie zachował się starosłowiański rdzeń -gardъ/-gordъ. Podobnie, w poddanej silnym wpływom kulturowym ruskich Waregów, strefie pomorsko-połabskiej powstały i zachowały się toponimy z formą -gard: Gard, Gardziec, Gardno, Białogard, Białogarda, Stargard, Starogard, podobnie jak nazwany przez Waregów Holmgård (Nowogród) i o podobnej nazwie (Holmegaard), współczesny toponim jednej z gmin w Danii. Inne, przykładowe nazwy w językach skandynawskich (w tym przypadku, w szwedzkim) z rdzeniem -gård: bondgård (gospodarstwo rolne), fasangård (bażanciarnia), fruktträdgård (sad), herrgård (dwór szlachecki), hundgård (psiarnia), kyrkogård (cmentarz), trädgård (ogród).
Pomorsko-połabski rdzeń -gart (-gard), jeżeli nie wykształcił się od staronordyckiego -garðr, na oznaczenie terenu ogrodzonego, będącego czyjąś własnością, to pod tym wpływem zachował - inaczej niż w Polsce, a tak jak u Słowian wschodnich, starosłowiańską formę gard.
W spisanym w 1189 roku w języku starorosyjskim dokumencie (tak zwana gramota),
będącym wstępem do zawartej umowy handlowej jest następujący tekst: "Ja
książę Jarosław Wołodimiricz, naradziłem się z posadnikiem Miroszką, z
tysiackim Jakubem oraz ze wszystkimi Nowogrodzianami i potwierdziliśmy
posłowi Arbudowi stary pokój z niemieckim synami, z Gotami i ze
wszystkimi językami łacińskimi. W tym celu wysłałem mojego posła
Grigoja" ("Deutsch-russische Handelsverträge des Mittelalters", Leopold
Karl Goetz 1916). Tysiacki
(tysiącznik) to w starej Rusi tytuł pierwotnie oznaczający dowódcę
wojskowego, a później nadzorcę sądowego albo handlowego, wybieranego na wiecach (sejmikach) przez bojarów
(arystokrację). Jak doskonale pod względem strategicznym i
transportowym Waregowie wybrali pod koniec X wieku lokalizację
Nowogrodu, niech zaświadczy poniższe zdjęcie (źródło: visitnovgorod.com).
Niemiecki kronikarz Adam Bremeński określił Kijów jako "najjaśniejszą ozdobę Grecji" (clarissimum decus Greciae). Rusinów od Słowian odróżniał także wspomniany w artykule "Parsęcianie przed powstaniem państwa pomorskiego", żyjący ponad wiek przed Adamem Bremeńskim arabski historyk i geograf al-Masudi, który nawiązując w swoim dziele "Łąki złota i kopalnie drogich kamieni" do Starego Testamentu wspomniał (oddzielając te plemiona), że współcześni mu Rusini, Bułgarzy i Słowianie według niektórych pochodzili od biblijnego Matuzalema (Mati'ishalekh).
Jaki cel przyświecał polskim historykom, aby w przekładzie dzieła al-Idrisiego usuwać prezentowaną przez niego obecność kultury rusko-bizantyjskiej w Polsce w I połowie XII wieku, a jednocześnie "pokrzepiać czytelnika", być może upiększając opisy Polski ponad te, które autor wyraził ? Jak widać z przykładów zabytków, świadczących o waresko-bizantyjskich wpływach kulturowych w Polsce, jakie zamieszczam w tym artykule, powstaje wrażenie, jakby polskim tłumaczeniem al-Idrisiego i swoimi nieraz zwodniczymi interpretacjami zabytków, historycy starali się zacierać ślady wpływów spoza naszej ulubionej "kultury łacińskiej".
Najbardziej cennym rodzajem zabytku, na podstawie którego można zidentyfikować obszary o największej intensywności prowadzonego handlu dalekosiężnego we wczesnym średniowieczu, są arabskie, srebrne dirhamy. Oto mapa Europy z naniesionymi skarbami, zawierającymi znaczne ilości dirhamów, z okresu IX i X wieku. Pochodzi ona z interesującej i nowatorskiej w polskiej historiografii pracy Marka Jankowiaka "Dirhams for Slaves. Investigating the Slavic Slave Trade in the Tenth Century", Oxford 2012. Oczywiście, gdy mówimy o Polsce przedpiastowskiej, to wiemy że przed Piastami państwa polskiego jeszcze nie było, a tutaj rozumiemy ziemie w dzisiejszych granicach Polski.
Graficzne przedstawienie, obejmujące łącznie około 48 tysięcy monet, nie jest dostatecznie czytelne, przykładowo bowiem, w przypadku największego zagęszczenia skarbów na Gotlandii, jest to liczba około 350 odkrytych skarbów z dirhamami. Największa koncentracja dirhamów z tego okresu, a więc po części, zanim jeszcze powstało państwo polskie, dotyczy Gotlandii, Pomorza Zachodniego i Wielkopolski. Czy to nie daje do myślenia? Proszę zwrócić uwagę na korelację rozmieszczenia dirhamów i przebiegu głównych szlaków handlowych Skandynawii z Orientem, z wyłączeniem należących do Cesarstwa Bizantyjskiego lub będącego pod ich wpływem Bałkanów.
W oparciu o rozmieszczenie arabskich dirhamów na ziemiach polskich, spróbujmy krótko zanalizować intensywność i kierunki handlu ze Wschodem (bezpośrednio lub poprzez Skandynawię) poszczególnych regionów Polski, według najmłodszych monet (terminus post quem), z lat 901-976, odkrytych w srebrnych skarbach z tych regionów. Opieramy się tutaj na danych z pracy Dariusza Adamczyka "Trzecia fala napływu srebra arabskiego a powstanie 'państwa' piastowskiego" (2014). Popatrzmy, jaki jest w poszczególnych regionach udział dirhamów najstarszych, bitych do roku 930. Rok ten, w oparciu o dane archeologiczne (początek budowy wielkich grodów w Wielkopolsce), umownie przyjmujemy jako rozpoczynający formowanie się państwowości polskiej.
W pasie wiodącym z rejonu Brześcia nad Bugiem w rejon centralnej Polski, dirhamy bite przed AD 930 stanowiły 100% w Klukowiczach (Podlasie), 31% w Kostomłotach (nad Bugiem) i 14% w Maurzycach (koło Łowicza). Na Pomorzu Zachodnim udział najstarszych monet (do AD 930) jest nawyższy ze wszystkich regionów Polski. W poszczególnych skarbach wynosił: Łabędzie II 96%, Bielkowo 100% (do AD 939), 'Pomorze XII' 95%, Szczecin 100% (do AD 949), Piaski 50%, Trzebianowo 39%. Na Pomorzu Wschodnim i Kujawach: Opalenie (koło Gniewu nad Wisłą) 100%, Oliwa II 82%, Tuchola 47%, Kowalewo (koło Torunia) 21%, Puck 20%. Wielkopolska: Ochle (nad Wartą) 48%, Lądek (koło Konina) 18%, Obrzycko (koło Wronek) 34%, Poznań 69% (do AD 939), Sieroszewice (koło Ostrowa Wielkopolskiego) 32%, Zalesie (koło Gostynia) 14%. Śląsk: Sośnica (koło Gliwic) 21%. Nie odkryto w Małopolsce skarbów monet arabskich, bitych do AD 976. W okresie przedpiastowskim dominował więc handel ze Wschodem, prowadzony przez i najbardziej skupiony na Pomorzu Zachodnim oraz wzdłuż rzek żeglownych.
Oto jeden z około 200 dirhamów i pięciuset dalszych ułamków - siekańców, odkrytych w 2019 roku, w pobliżu wsi Strzelinko nad rzeką Słupią na Pomorzu. Zawartość skarbu została wstępnie datowana na okres od IV do X wieku. Na dość wytartej monecie widoczne są rysy, wskazujące na próbę jej pocięcia na siekańce (foto: A. Krzysiak, Muzeum w Lęborku). Jest to dirham bity w kalifacie abbasydzkim, być może za kalifa Al-Mamun (AD 813-833).
Chcąc rozwikłać zagadkę okoliczności powstania państwa polskiego nasi historycy nie przywiązują większej wagi do uwarunkowań gospodarczych, które w historii wszystkich państw determinowały i decydują do dziś o ich sile politycznej i militarnej, a skupiają się na dzieleniu włosa na czworo, czyli na jałowej dyspucie - czy państwo piastowskie powstało w drodze podboju (tak zwana "szkoła warszawsko-wrocławska"), czy też "po dobroci" (tak zwana "szkoła poznańska"), czyli w wyniku porozumienia społecznego pomiędzy elitą polańską, a miejscowymi plemionami. Jest to klasyczna "dyskusja akademicka", która ma "gonić króliczka", udowodnić erudycję jednej czy drugiej strony, a nie sięgnąć do istoty problemu.
Jest to stworzony przez badaczy jeszcze jeden model czarno-biały, uzupełniający inne ulubione, akademickie dychotomie: autochtoniczna-allochtoniczna, słowiańska-normańska, słowiańska-germańska, rzymska/łacińska-barbarzyńska, zachodnia-wschodnia itd. W ten sposób "Akademia" dąży usilnie do zachowania "porządku" na pulpitach swoich biurek i katedr: albo coś idzie do lewej, albo do prawej szuflady. Pojawiające się teorie, hipotezy które nie dadzą się zakwalifikować do którejś z nich, bo "zostały już dawno temu obalone" - idą do kosza, dla tych badaczy nie mają wartości poznawczej. Przypomina to ważny kanon komunistycznej, a także dzisiaj globalistycznej ideologii - albo jesteś z nami, albo naszym wrogiem. Skłonność do "porządkowania ziemi" pozostała wśród wielkich elit światowych, a naukowcy zero-jedynkowi (nie tylko historycy) są ich narzędziem w realizacji "naprawiania świata". To tak na marginesie.
Jedno z powyższej mapy wynika jednoznacznie, że największa poza Skandynawią koncentracja zasobów srebra monetarnego w IX-X wieku miała miejsce na terenach dzisiejszej Polski, w dwóch wielkich skupiskach: na Pomorzu (Szczecin) i w Wielkopolsce (Gniezno). Czyż to nie z tych zasobów (o źródłach pochodzenia zgromadzonego pieniądza nasi historycy nie lubią roztrząsać, stąd nie doszli jeszcze do konsensusu, na czym Piastowie dorobili się takiego majątku) pierwsi władcy polańscy zdołali zbudować tak potężny gród jak Gniezno? (ilustracja poniżej: Muzeum Początków Państwa Polskiego, Gniezno).
Opisy Polski przez al-Idrisiego stoją w pewnym kontraście ze starszą o
20-30 lat informacją Galla Anonima, który po zmierzchu wikińskiego
okresu pierwszych Piastów zakończonego kryzysem państwa w 1039 roku,
pisał na początku XII wieku o następstwach tego kryzysu: "... kraj Polaków oddalony jest od szlaków wędrowców i mało komu znany poza tymi, którzy za handlem przejeżdżają na Ruś" ("... regio Polonorum ab itineribus peregrinorum est remota, et nisi transeuntibus in Russiam pro mercimonio paucis nota").
Można przypuszczać, że przekazany przez al-Idrisiego, późniejszy niż
Galla, pozytywny obraz Polski, powstał w ostatnich dwóch dekadach
panowania Bolesława Krzywoustego i w kilku latach po jego śmierci, w
którym to okresie miała miejsce m.in. chrystianizacja Pomorza, rozwój
zakonów, rozbudowa Łęczycy i Tumu.
Historycy na ogół pomijają stołeczną rolę Łęczycy/Tumu - "przeniesionej stolicy", jak ją określił Gall Anonim, pierwszego w Polsce państwowej ośrodka parlamentarnego - centrum wieców ludowych (colloquia generalia) i spotkań piastowskich książąt dzielnicowych. Prawdopodobnie na przełomie X/XI wieku powstał tam jeden z pierwszych, być może drugi po Międzyrzeczu, a pierwszy murowany, klasztor benedyktyński w Polsce. Pod posadzką dzisiejszej kolegiaty tumskiej, dokładnie w jej osi, znajdują się resztki fundamentów jednonawowego kościoła klasztornego, z apsydą (z greckiego ἀψίς - apsis, czyli 'łuk') od strony wschodniej.
Historycy na ogół pomijają stołeczną rolę Łęczycy/Tumu - "przeniesionej stolicy", jak ją określił Gall Anonim, pierwszego w Polsce państwowej ośrodka parlamentarnego - centrum wieców ludowych (colloquia generalia) i spotkań piastowskich książąt dzielnicowych. Prawdopodobnie na przełomie X/XI wieku powstał tam jeden z pierwszych, być może drugi po Międzyrzeczu, a pierwszy murowany, klasztor benedyktyński w Polsce. Pod posadzką dzisiejszej kolegiaty tumskiej, dokładnie w jej osi, znajdują się resztki fundamentów jednonawowego kościoła klasztornego, z apsydą (z greckiego ἀψίς - apsis, czyli 'łuk') od strony wschodniej.
To w Łęczycy (być może już we wzniesionej bazylice romańskiej w Tumie) odbyły się jedne z pierwszych w Polsce synodów kościelnych z udziałem legata papieskiego, jak na przykład ten z AD 1188 uchwalający zbiórkę pieniędzy na trzecią krucjatę, czy ten z AD 1197, kiedy to kardynał Piotr z Kapui w imieniu papieża Innocentego III nakazał polskim księżom odprawić posiadane konkubiny, a małżeństwa laickie usankcjonować w kościele. Jeszcze za arcybiskupa gnieźnieńskiego Henryka Kietlicza (1199-1219), według niektórych źródeł (Adolphe Charles Peltier "Dictionnaire universel et complet des conciles", Paris 1846), "Księża, którzy w większości byli żonaci lub w konkubinacie, na mocy dekretu (biskupa Henryka) zostali zobligowani do złożenia przysięgi o porzuceniu swoich żon i konkubin".
Zastanawiający jest fakt, że al-Idrisi opisał szlak handlowy z Rusi prowadzący na zachód w kierunku Polski (według Tadeusza Lewickiego: Kijów - Uszomierz/Uszomyr - Peresopnica/Peresopnytsa - Łuck - Włodzimierz Wołyński), który urywa się na rzece Bug, podczas gdy wiadomo że Kijów utrzymywał ścisłe związki handlowe z Europą zachodnią już od czasów karolińskich.
Badacze rosyjscy A. E. Leontiew i E. N. Nosow ("Восточноевропейские пути сообщения и торговые связи в конце VIII – X в.", 2012) widzą inny przebieg głównego szlaku komunikacyjnego z Kijowa, przez Kraków i Pragę, do Cesarstwa Karolińskiego (Regensburg - Moguncja). Oto fragment mapy opracowanej przez tych historyków, z głównymi grodami szlakami handlowymi środkowej i południowej Rusi w okresie IX-X wieku.
Na powyższej mapie proponowany przez nich szlak handlowy z Kijowa na zachód wiódł w górę rzeki Dniepr, a następnie nurtem rzeki Prypeć, przez Turów - główny gród plemienia Dregowiczów, do Włodzimierza Wołyńskiego. Tam rozwidlał się na północny zachód, nurtem Bugu - przez Drohiczyn (Dorogocin, Dorogiczyn, Dorohiczyn) i dalej Wisłą - w kierunku Bałtyku, oraz na południowy zachód - przez Czerwień i Przemyśl do Krakowa.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Drohiczynie. Przez ten, założony na ziemiach Jaćwingów (prawdopodobnie przez Rusów - Waregów; później we władaniu książąt Wielkiego Księstwa Litewskiego) warowny gród nad stromym brzegiem Bugu, już od końca IX wieku wiodło odgałęzienie szlaku handlowego z Rusi Kijowskiej, przez Mazowsze do południowych brzegów Bałtyku, a dalej do Skandynawii. W Drohiczynie odkryto skarb 308 srebrnych dirhamów, prawie w całości pochodzących z mennic Bagdadu, z okresu panowania kalifatu Abbasydów. Inne monety w tym skarbie pochodziły z kalifatu Umajjadów (Al-Andalus, Półwysep Iberyjski) i kalifatu Idrysidów (Maroko). Te ostatnie monety wybito w latach 713-894. Najstarszy dirham, służący jako ozdobna zawieszka, pochodził z Iberii - Andaluzji, z roku 746-747.
Dość ugruntowana wśród naszych historyków opinia, że za znajdowanymi w Polsce dirhamami stoją kupcy arabscy, którzy mieliby je osobiście na nasze ziemie dostarczyć, jest ona zupełnie nie poparta ani źródłami historycznymi, ani archeologicznymi. Źródła te wskazują raczej na Rusinów - Waregów, jako dysponentów tych skarbów. Już za czasów państwa piastowskiego przez Drohiczyn przepływać musiały ruskie wojska w kierunku Mazowsza. „Powieść minionych lat” pod rokiem 1047 zanotowała informację o następującej treści: „poszedł Jarosław na Mazowszan w łodziach”. Chodziło tutaj o pomoc wojskową księcia kijowskiego Jarosława Mądrego dla polskiego księcia Kazimierza Odnowiciela, w jego walce z mazowieckim władcą Miecławem. Dopiero od XVI wieku Drohiczyn znalazł się w granicach politycznych Korony Polskiej.
U podnóża Góry Zamkowej w Drohiczynie odkryto w 1864 roku ponad osiem tysięcy plomb ołowianych. Podobne zabytki znajdowane są na byłych terenach Rusi Nowogrodzkiej (Nowogród Wielki - Holmgård), Rusi Rostowsko-Suzdalskiej (grodzisko Dubna), Rusi Kijowskiej (Kursk), a także w Grodach Czerwieńskich (Czermno). Datowane są one na okres między XI i XIII wiekiem. Plomby te spełniały funkcje, przystawianych na dokumentach handlowych i politycznych, uprawomocniających pieczęci. Pochodząca z czasów antycznych praktyka pieczętowania najbardziej rozwinęła się w Bizancjum, skąd rozprzestrzeniła się we wczesnośredniowiecznej Rusi.
Ogromna ilość plomb - pieczęci we wczesnośredniowiecznym Drohiczynie wskazuje na wielką rolę tego grodu na dalekosiężnych szlakach handlowych pomiędzy Rusią i Polską, i dalej Europą zachodnią. Szlak ten był jeszcze aktywny w późniejszym średniowieczy, na co wskazuje, wystawiony w 1355 roku przez księciów litewskich Kiejstuta i Lubarta, dokument dający Toruniowi przywileje wolnego tranzytu przez Drohiczyn, w handlu tego miasta z Rusią: "Jeżeli którykolwiek kupiec z Torunia przyjdzie przez Brześć do Łucka, będzie bezpieczny, a kto pójdzie z Torunia z tym dokumentem przez Dorogicin, przez Melnik i przez Brzeście do Łucka handlować, ja, książę Kiejstut, nie będę go pojmował [aresztował]" (A koli kotoryj torgovec pojdet torgovat iz Torunja cerez Berestie do Lucska bezpecali budet, a kto poidet s seju gramotoju cerez Dorogicin [Drohiczyn] cez Melnik [Mielnik] i ceres Berestie [Brześć] do Licska [Łucka] torgovat is Torun, jz knjaz Kestutei [Kiejstut] ne velju ich zaimati). Oto rycina z 1872 roku (autor: Teodor Nakielski), przedstawiająca Górę Zamkową w Drohiczynie.
Powróćmy do szlaku prowadzącego przez Grody Czerwieńskie. Ten szlak handlowy kijowsko-krakowsko-prasko-regensburski wydaje się głównym, śródlądowym nurtem komunikacyjnym wczesnego średniowiecza, pomiędzy Wschodem, a Europą zachodnią. Stąd już w połowie IX wieku Geograf Bawarski identyfikował, odległe od niego, a włączone w ten handel plemiona Wiślan (Uuislane), Lędzian (Lendizi) i Bużan (Busani).
Ciekawe, że między Lędzianami, zajmującymi Grody Czerwieńskie (według Geografa Bawarskiego w liczbie 98 osad), a pomorskimi plemionami Wolinian i Pyrzyczan, kronikarz ten - według historiografów, znał tylko jedno plemię w dzisiejszej Polsce centralnej - Goplan. W układzie równoleżnikowym natomiast - od górnego Bugu po górną i środkową Odrę, znał tych plemion aż dziewięć (Bużanie, Lędzianie, Wiślanie, Golęszyce, Opolanie, Ślężanie, Dziadoszanie, Bobrzanie i Mielczanie). Oznacza to, że w IX wieku szlak handlowy z Europy na Wschód wiódł przez południowe ziemie polskie, a główną wodną arterią handlową na ziemiach polskich była Odra. Północnym odgałęzieniem tego szlaku, rozchodzącym się właśnie w Grodach Czerwieńskich, były wiodące nad Bałtyk i dalej do Skandynawii, arterie wodne Bugu, Wisły, Noteci i dolnej Odry.
W istocie, z uwagi iż wiele nazw plemion w Geografie Bawarskim nie zostało przez historyków wyjaśnionych i umiejscowionych geograficznie, jest możliwe, że niektóre z nich dotyczą terenów Polski.
Pamiętajmy, że zamieszkujący w IX wieku tereny Grodów Czerwieńskich Lędzianie byli najpierw pod polityczną kontrolą Rusi, a później prawdopodobnie Wielkich Moraw, które to państwo sięgało na wschodzie rzek Bugu i Styru (w tak zwanym Dokumencie praskim - Ztir), a być może, przejściowo, obejmowało nawet, położony jeszcze bardziej na wschód - na ziemiach Białych Chorwatów, gród w Haliczu (Галич).
Oto poniżej graficzna rekonstrukcja XIV-wiecznego Halicza, autor - Tatiana A. Tregubowa, 1993 (widok od północy). Ten założony w IX wieku gród znajdował się na wysokim cyplu rzeki Łukwy, prawego dopływu Dniestru. Od zachodu półwysep chroniony był przez nadrzeczny klif, a od wschodu chronił go trudny do pokonania stromy wąwóz z potokiem, prawym dopływem Łukwy. Wysokość najwyższych partii półwyspu wynosi około 70 metrów nad rzeką. Od północy półwysep był przecięty głęboką fosą (na pierwszym planie). Na wzgórzu znajdował się rozległy gród, który w XII-XIII wieku zajmował około 50 hektarów powierzchni.
Jak wielkie bogactwo, zostało zgromadzone w grodach zachodniej Rusi już w IX wieku, niech świadczy relacja odnotowana w kronice "Gesta Hungarorum", o poddaniu się grodu w Haliczu (nazwany tam jako Galicja) wojskom węgierskiego księcia Almosa około 890 roku, w trakcie pochodu Węgrów ze Wschodu do Panonii:
"W czwartym tygodniu książę Almus przybył ze swoim ludem do Galicji i chciał tam odpocząć. Dowiedziawszy się o tym książę galicyjski, udał się bosymi stopami z całym swoim ludem na spotkanie księcia Almusa, niosąc różne prezenty. Otworzywszy bramy Galicji, przyjął księcia, jak gdyby był jego panem. Najpierw przyprowadził swego jedynego syna i wszystkich synów naczelników swego królestwa, ponad dziesięć wspaniałych bród, trzysta koni z siodłami i uzdami, trzy tysiące marek srebra, dwieście marek złota i bardzo szlachetne szaty, to są rzeczy, które dał zarówno księciu, jak i jego wojownikom" (Et in quarta ebdomada dux almus cum suis in galiciam uenit: et ibi requiei locum sibi et suis elegit. Hoc ducem galicie dux audiuisset, obuiam almo duci cum omnibus suis nudis pedibus uenit, et diuersa munera ad usum almi ducis presentauit, et aperta porta ciuitatis galicie quasi dominum suum proprium hospicio recepit, et unicum filium suum cum ceteris filiis primatum regni sui in obsidem dedit, et insuper x. farisios optimos, et ccc. equos cum sellis et frenis, et tria milia marcarum argenti, et cc. marcas auri, et uestes nobilissimas, tam duci quam omnibus etiam militibus suis condonauit).
Na marginesie, hydronim Styr (przypuszczalna wschodnia granica Państwa Wielkomorawskiego) nie wydaje sie być pochodzenia słowiańskiego. Wykazuje podobieństwo do nordyckiej (północno-germańskiej) nazwy rzeki Stör, która dotyczy dwóch rzek, położonych na dawnym pograniczu połabsko-jutlandzkim. Jedna to rzeka Stör - wypływająca z jeziora Szwerińskiego, jako dopływ Eldy (Elda), która wpada do Łaby. Drugim, tym samym hydronimem jest rzeka Stör, mająca swoje źródła przy zachodnich krańcach Wagrii - dawnych ziem słowiańskiego plemienia Wagrian, graniczącego od północy z dawnymi ziemiami skandynawskich Anglów. Rzeka ta jest prawym dopływem Łaby. Istnieje skandynawskie, męskie imię Styr, które w języku staronordyckim (styrr) oznacza „zamieszanie”, „hałas”, „zamęt”, „bitwę”. Inne nordyckie imię z członem Styr- to Styrbjörn, gdzie drugi człon -björn oznacza „niedźwiedzia”, a więc łącznie to „wzburzony niedźwiedź”. Styr- to człon bardzo proliferacyjny w skandynawskich, męskich imionach: Styrbjörn, Styreman, Styrfast, Styrger, Styrgerður, Styrk, Styrkar, Styrlaug, Styrløgh, Styrman, Styrmir, Styrr, Styrvast i inne. Czy więc można z góry wykluczyć, że nazwa wołyńskiej rzeki Styr nie ma nordyckiego pochodzenia?
Dopiero wiek później, przybyli ze wschodu Polanie, po drodze zintegrowani z Lędzianami, którzy z przenieśli się z nimi do dzisiejszej Wielkopolski i południowego Mazowsza, rozpoczął się proces budowania struktur państwowych i szerszej komunikacji ze światem zewnętrznym. Migracja Polan i Lędzian na zachód, od ich pierwotnych siedzib nad Dnieprem (Polanie) i górnym Dniestrem (Ledzianie) miała to same podłoże - ucieczka przed płaceniem trybutu na rzecz Chazarów (Polanie) Rusów-Waregów (Polanie i Lędzianie), o której mówią kroniki. Wschodnie tereny, zajmowane wcześniej przez Lędzian, przejęli Wołynianie, którzy zintegrowali się z Bużanami.
Wspomniany w artykułach "Pomorze u progu świata wikińskiego" oraz "Emporia wikińskie wśród Słowian" Ibrahim ibn Jakub (al-Tartushi) pisał pod koniec X wieku: "Miasto Praga jest zbudowane z kamienia i kredy i jest największym miastem targowym ze wszystkich krajów (słowiańskich - przypis mój). Do niego przybywają z miasta Kraków Rusowie i Słowianie z towarami ...". Potwierdził w ten sposób istnienie szlaku handlowego Rusów z Kijowa przez Kraków do Pragi. Oto jak wyglądała sieć głównych szlaków handlowych w Europie środkowej w IX-X wieku, według Instytutu Archeologii Akademii Nauk Republiki Czeskiej (za Heritage Route). Widoczny na mapie jest zbieg dróg dalekosiężnych na wschód od Krakowa, na terenach Grodów Czerwieńskich, przy których zatrzymamy się trochę dłużej.
Informacja Galla wskazuje na zmianę w XII wieku nie tylko dominującego kierunku
handlu (tym razem z zachodu na wschód, czyli odwrotnie niż jak w X wieku
informował ibn Jakub), ale również na przejmowanie przez zachodnich Europejczyków po Wikingach gestii handlowej ze Wschodem. Drogi handlowe znad Morza Czarnego (Bizancjum) i dalszego Orientu rozdzielały się w
Grodach Czerwieńskich w dwie strony: jedna przez Przemyśl w kierunku Wenecji i Rzymu; druga do Krakowa i dalej przez Pragę do Regensburga. Droga ta przy przekroczeniu Sanu miała swoje północne rozwidlenie, prowadzące nurtem Wisły do Truso (od początku XII wieku do Gdańska) i dalej przez
Bałtyk, Flandrię i Ren w głąb państwa frankońskiego, aż do Moguncji (z
równie dużym jak w Pradze targiem niewolników). Rozwijana w X/XI wieku
intensywna wymiana handlowa Rusi z Cesarstwem Ottońskim uzupełniana była
delegacjami poselskimi, kierowanymi przez książąt wareskich na dwór
cesarski. Zachowały się w kronikach niemieckich z tego okresu informacje
o poselstwach z lat 959, 973, 1040, 1042 i 1075.
Zatrzymajmy się na chwilę na dzisiejszym Czermnie, a w pierwotnie Czerwieniu - stolicy Grodów Czerwieńskich, które to ziemie w V-VI wieku prawdopodobnie zasiedlili Bużanie, a od IX-X wieku zajmowało plemię Lędzian, lub Lachów - jak ich nazywał w "Powieści minionych lat" kronikarz Nestor. Gród ten pod nazwą "Czerwień" w AD 981 zdobył kijowski książę Włodzimierz I, który przekształcił go w potężną warownię, a także w wielkie centrum handlu i produkcji, na szlaku z Kijowa przez Kraków do Europy zachodniej i Skandynawii. Z tą samą nazwą gród ten pojawił się w kronice Nestora jeszcze dwukrotnie pod rokiem 1097.
Należy sądzić, że nazwa tego grodu związana była z owadem, którego w późnym średniowieczu w Europie nazwano czerwcem polskim (łac. Coccus polonicus), a w Polsce czerwem, z którego to larw wyrabiany był bardzo poszukiwany w Europie czerwony barwnik do kolorowania tkanin z jedwabiu, wełny i lnu, dywanów oraz skór. Z owada tego otrzymywano barwnik czerwony o głębokim odcieniu, zwany karmazynem. Nazwa karmazyn pochodzi z języka perskiego arabskiego "qirmiz" (قرمز ) - po polsku szkarłat. Rdzeń tego słowa jest perski - "kirm", i oznacza robaka, owada. I tak, jak w dzisiejszym języku tureckim, arabski "kirmiz" oznacza właśnie czerwca - owada. Kirmizi to po turecku czerwony. O barwniku tym, jako jednym ze składników uważanych jako pomocnych w leczeniu trądu, wspomina Stary Testament (Księga Kapłańska rozdział 14, 4-7). Karmazyn był też polską barwą narodową, stosowany na chorągwiach Królestwa Polskiego, a być może już dużo wcześniej - za Piastów. Dodajmy na marginesie, że słowiańskie słowo "raj" jest zapożyczeniem z języka perskiego, od wyrazu "rā(i)" - co znaczy w tym języku bogactwo, majątek.
Wyrób barwnika z polskiego czerwca zapewne był znany wśród plemion wschodnio-słowiańskich, a handel tym towarem z jego wołyńskiej "kolebki" miał od wczesnego średniowiecza, długo przed utrwaleniem się państwa piastowskiego pod nazwą Polska.
Można przypuszczać, że już w czasach antycznych (pierwsze wieki naszej ery) dzisiejsze tereny Polski południowo-wschodniej, wokół Grodów Czerwieńskich, dostarczały tego czerwonego barwnika, zwanego również koszenilą lub karminą, aż do Cesarstwa Rzymskiego. Wskazuje na to m.in. fakt, iż na tych ziemiach znajduje się aż 9 miejsc archeologicznych, czyli połowa ze znanych w całej Polsce, gdzie w odkryto skarby, zawierające ponad tysiąc sztuk monet rzymskich (powiaty Ostrowiec Świętokrzyski, Opatów, Tarnobrzeg, Mielec, Nisko, Krasnystaw, Tomaszów Lubelski). Tereny te różnią się od pozostałych w Polsce najwyższą historycznie koncentracją uprawy czerwca. Pozostałe tereny z wielkimi skarbami monet rzymskich (ponad 1000 sztuk) układały się w pasie handlu bursztynem z Cesarstwem Rzymskim - od Pomorza przez Wielkopolskę na południe Europy, oraz w pasie migracji plemion gockich - ze środkowego i wschodniego Pomorza, przez zachodnie Mazowsze na południowy wschód Europy.
Można przypuszczać, że już w czasach antycznych (pierwsze wieki naszej ery) dzisiejsze tereny Polski południowo-wschodniej, wokół Grodów Czerwieńskich, dostarczały tego czerwonego barwnika, zwanego również koszenilą lub karminą, aż do Cesarstwa Rzymskiego. Wskazuje na to m.in. fakt, iż na tych ziemiach znajduje się aż 9 miejsc archeologicznych, czyli połowa ze znanych w całej Polsce, gdzie w odkryto skarby, zawierające ponad tysiąc sztuk monet rzymskich (powiaty Ostrowiec Świętokrzyski, Opatów, Tarnobrzeg, Mielec, Nisko, Krasnystaw, Tomaszów Lubelski). Tereny te różnią się od pozostałych w Polsce najwyższą historycznie koncentracją uprawy czerwca. Pozostałe tereny z wielkimi skarbami monet rzymskich (ponad 1000 sztuk) układały się w pasie handlu bursztynem z Cesarstwem Rzymskim - od Pomorza przez Wielkopolskę na południe Europy, oraz w pasie migracji plemion gockich - ze środkowego i wschodniego Pomorza, przez zachodnie Mazowsze na południowy wschód Europy.
Oto powyżej ilustracja jego naturalnego środowiska, dzisiejszego biotopu z terenów Grodów Czerwieńskich (foto: Z. Łagowski). Larwy tego owada żerują głównie na korzeniach czerwca trwałego (łac. Sclaranthus perennis), rosnącego na glebach piaskowych, lekkich i przewiewnych, o cienkiej warstwie próchnicy.
We wczesnym średniowieczu roślina ta, jak i ten gatunek owada ten był bardzo rozprzestrzeniony w środkowo-wschodniej Europie, zwłaszcza w Polsce, na Ukrainie, Białorusi i Litwie, a pasem na granicy lasów i stepów sięgał nawet Mongolii. Na zachód owad ten występował aż po Łabę, w pasie lessowym Saksonii i Łużyc oraz na słabo wykształconych, polodowcowych glebach sandrowych w Meklemburgii, na Pomorzu, a także w szwedzkiej Skandii, Uplandii i Gotlandii. Rzadkie występowanie czerwca polskiego w innych miejscach Europy (m.in. Anglia, okolice Paryża i Rzymu) wynika prawdopodobnie z prób jego przeniesienia w te rejony, już w czasach nowożytnych, dla celów handlowych.
Owad czerwca miał szczególnie dobre siedlisko ekologiczne dla swojego gatunku na wytworzonych z lessów ziemiach płowych Wołynia i Podola, w bezpośrednim otoczeniu Czermna, na wyniesieniu na zachód od rzeki Huczwy - od dawnego Czerwienia przez Perespę do wsi Dub - jest to toponim starosłowiański, oznaczający Dąb. Dla badających Czermno archeologów może być interesującym, że nazwa Perespa ma dawną, słowiańską etymologię, oznaczającą groblę, nasyp, wał (w takim znaczeniu podana pod rokiem 1136 w Latopisie Ipatiewskim, folio 331). W istocie, położona wzdłuż północnego brzegu rzeczki Sieniocha wieś Perespa, chroniona musiała być od południa wałem obronnym, jako częścią warowni Czerwienia.
Dzisiaj czerwiec polski, wbrew popularnym opiniom o jego powszechności, jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem (Bożena Łagowska, Katarzyna Golan – Wstępna ocena stopnia zagrożenia Porphyrophora polonica (L.) (Hemiptera: Margarodidae) w Polsce i możliwości jego ochrony w świetle istniejących regulacji prawnych", Wiadomości Entomologiczne, 2006).
Z tego to źródła pochodzi poniższa mapa z zaznaczonymi miejscami występowania owada w Polsce w XX/XXI wieku. Z mojej strony naniosłem przetrwałe do dzisiaj nazwy miejscowości w głównych rejonach występowania czerwca polskiego, które moim zdaniem mają swój historyczny źródłosłów w produkcji czerwonego barwnika. Przykładowo, we wsi Owińska, pięć kilometrów na północ od zaznaczonej na mapie wsi Czerwonak w Wielkopolsce, położony był, założony w AD 1252, klasztor cysterek, znany w średnich wiekach jako centrum uprawy czerwca polskiego.
Hodowla czerwca polskiego od wczesnego średniowiecza rozprzestrzeniała się poza wspomniane terytoria Europy Wschodniej, dochodząc na zachodzie do ziem Połabian i Weletów, a także - zapewne dzięki handlowej penetracji wikińsko-wareskiej, na nadbałtyckie prowincje środkowej Szwecji.
Mimo wcześniejszych różnych hipotez co do etymologii nazw Czermna, Czerwienia i Grodów Czerwieńskich, dzisiaj wydaje się już dostatecznie uzasadniona teza, że nazwy te pochodzą od prasłowiańskiego słowa *čŕvь, wymawianego dzisiaj "czerw" (poboczne *črm - czerm), a oznaczającego robaka, larwę owada. "Czerw" ma wspólne pochodzenie z języka praindoeuropejskiego razem ze słowem "krmi", który w później wykształconym z tego prajęzyka sanskrycie oznacza także robaka. Od konkretnego "czerwa", zwanego później czerwcem polskim, pochodzi w naszym języku nazwa koloru czerwieni i miesiąca czerwca, bowiem wówczas zbierane były z korzeni dojrzałe larwy, zalewane wrzątkiem (albo może wapnem), a następnie suszone.
Mimo wcześniejszych różnych hipotez co do etymologii nazw Czermna, Czerwienia i Grodów Czerwieńskich, dzisiaj wydaje się już dostatecznie uzasadniona teza, że nazwy te pochodzą od prasłowiańskiego słowa *čŕvь, wymawianego dzisiaj "czerw" (poboczne *črm - czerm), a oznaczającego robaka, larwę owada. "Czerw" ma wspólne pochodzenie z języka praindoeuropejskiego razem ze słowem "krmi", który w później wykształconym z tego prajęzyka sanskrycie oznacza także robaka. Od konkretnego "czerwa", zwanego później czerwcem polskim, pochodzi w naszym języku nazwa koloru czerwieni i miesiąca czerwca, bowiem wówczas zbierane były z korzeni dojrzałe larwy, zalewane wrzątkiem (albo może wapnem), a następnie suszone.
Przywołajmy tutaj przykład z wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyzny zachodniej, ścisłego związku semantycznego pomiędzy nazwą tego owada i nazwą barwy czerwonej. W wymarłym języku połabskim carw oznaczał ogólnie robaka (w tym, a może przede wszystkim - czerwca), natomiast cerwene oznaczało kolor czerwony, czerwień. We współczesnym czeskim 'czerwiec' - jako nazwa miesiąca (i okres zbierania larw czerwca) to červen.
Pozyskiwanie czerwonego barwnika z czerwca polskiego znane było w Europie od IX wieku, czym zajmowały się zwłaszcza zakony. Na terenach występowania tego owada ludność wsi klasztornych zobowiązana była do dostarczania określonych ilości larw, po czym na dzień św. Jana odbywała się z udziałem ludu religijna uroczystość, stąd ludność wiejska nazywała w Polsce i w Niemczech rodzaj czerwieni uzyskiwany z czerwca jako "krew św. Jana" (Johannisblut). Znalezionymi w dniu św. Jana czerwami ludzie smarowali własną odzież w mniemaniu, że "krew św. Jana" ochroni w ten sposób znalazcę przed chorobami i nieszczęściami (Johann G. Schmidt - "Die gestriegelte Rocken-philosophie oder aufrichtige Untersuchung derer von super-klugen Weibern hochgehaltenen Aberglauben", 1705).
W czasach antycznych i w średniowieczu pozyskiwanie dobrego, trwałego czerwonego barwnika było bardzo kosztowne i często jego handel kontrolowali sami władcy, a używanie do barwienia szat ograniczone było do najwyższych elit w państwie. Kolor czerwony uznany był w Bizancjum za kolor władzy królewskiej, przyjęty również wśród władców europejskich i kardynałów kościoła katolickiego (jako symbol przelanej krwi męczenników). Najlepszymi barwnikami czerwonymi w czasach antycznych w strefie śródziemnomorskiej był, znany już przez Fenicjan w Palestynie, kermes (łac. Kermes vermilio). Kermes jest nazwą tak starą jak czerw, bo pochodzącą od wspomnianego wyżej słowa "krmi". Owad o tej nazwie żyje na korze wiecznie zielonych dębów skalnych.
Pozyskiwanie czerwonego barwnika z czerwca polskiego znane było w Europie od IX wieku, czym zajmowały się zwłaszcza zakony. Na terenach występowania tego owada ludność wsi klasztornych zobowiązana była do dostarczania określonych ilości larw, po czym na dzień św. Jana odbywała się z udziałem ludu religijna uroczystość, stąd ludność wiejska nazywała w Polsce i w Niemczech rodzaj czerwieni uzyskiwany z czerwca jako "krew św. Jana" (Johannisblut). Znalezionymi w dniu św. Jana czerwami ludzie smarowali własną odzież w mniemaniu, że "krew św. Jana" ochroni w ten sposób znalazcę przed chorobami i nieszczęściami (Johann G. Schmidt - "Die gestriegelte Rocken-philosophie oder aufrichtige Untersuchung derer von super-klugen Weibern hochgehaltenen Aberglauben", 1705).
W czasach antycznych i w średniowieczu pozyskiwanie dobrego, trwałego czerwonego barwnika było bardzo kosztowne i często jego handel kontrolowali sami władcy, a używanie do barwienia szat ograniczone było do najwyższych elit w państwie. Kolor czerwony uznany był w Bizancjum za kolor władzy królewskiej, przyjęty również wśród władców europejskich i kardynałów kościoła katolickiego (jako symbol przelanej krwi męczenników). Najlepszymi barwnikami czerwonymi w czasach antycznych w strefie śródziemnomorskiej był, znany już przez Fenicjan w Palestynie, kermes (łac. Kermes vermilio). Kermes jest nazwą tak starą jak czerw, bo pochodzącą od wspomnianego wyżej słowa "krmi". Owad o tej nazwie żyje na korze wiecznie zielonych dębów skalnych.
Drugim z tych cennych, antycznych barwników był czerwiec armeński albo koszenilla armeńska (łac. Porphyrophora hamelii). To od produkowanego z tego owada barwnika przybrał swój przydomek cesarz bizantyjski Konstantyn VII Porfirogeneta, czyli "zrodzony w purpurze". Purpura, stanowiąca symbol dostojeństwa i bogactwa, a zarazem uważany za najszlachetniejszy z kolorów, stała się w Polsce pierwszą, znaną barwą narodową. Kolory biało-czerwone na polskiej fladze pojawiły się dopiero w XVI wieku.
W purpurze odziany jest pierwszy historyczny władca Polski, Mieszko I, na obrazie Jana Matejki. Zwróćmy uwagę na nakrycie głowy książęcej - purpurową mitrę, znaną bardziej pod nazwą kamilawka - od bizantyjskiego kamilavkionu, z pasami wysadzanym drogimi kamieniami.
Jan Matejko w swoim epickim obrazie Bitwa pod Grunwaldem z 1878 roku "ubrał" także księcia Witolda w strój purpurowy - symbol władzy królewskiej (fragment obrazu poniżej). Władca ten, znany ze swoich separatystycznych ambicji, przedstawiony przez artystę jako przywódcą reprezentujący ludność Litwy i Rusi, walczący ramię w ramię z polskim rycerstwem przeciw Krzyżakom. Barwnik z koszenilli był wykorzystywany przez wielu malarzy.
Na głowie Witolda widzimy również książęcą mitrę - kamilawkę. Oto poniżej tego rodzaju historyczne nakrycie władców, opublikowane w książce "Le Moyen Âge florissant AD 911-1154", 2013, wraz ze zbiorem srebrnych artefaktów waresko-bizantyjskich, nazwanych tam "skarbem gnieźnieńskim", odkrytych nie tyle w samym Gnieźnie, co w państwie gnieźnieńskim (Gniezdun civitas, Civitas Schinesghe).
Kiedy poznany został czerwiec polski, zwany też koszenilą polską - z uwagi na wyjątkową trwałość barwy, zdominował on szybko średniowieczny rynek ekskluzywnego czerwonego barwnika w Europie i na Bliskim Wschodzie (substytutem dla ubogich była czerwień uzyskiwana z korzenia marzany barwierskiej). Polskie kobiety wiejskie używały nieraz czerwca do barwienia policzków i szminkowania ust. Wśród muzułmanów barwnik ten stosowały czasem kobiety do malowania paznokci, a także mężczyźni do ubarwiania włosów.
Grody Czerwieńskie historycznie leżały na zachodnich rubieżach Wołynia, To na tych ziemiach urodził się około 958 roku, rusko-wareski książę Włodzimierz I (w staronordyckim - Valdamarr gamli). Według ostatnich hipotez, miejscem narodzin była, odległa od Czermna o 35 km, dzisiejsza wieś Budziatycze na Ukrainie. Leży ona w pobliżu dawnego grodu i osady w Zimnem, którego początki sięgają VII wieku. Jest to jedno z najstarszych centrów osiedleńczych Słowian w ogóle, a plemienia Dulebów w szczególności. W Zimnem znajduje się monastyr Zaśnięcia Matki Bożej, którego początki sięgają XI wieku.
Oto zabytki z dawnego Zimnego (według archeolooga Witolda W. Aulicha): 1-2 sprzączki, 3-4 nakładki, 5-6 bransolety, 7 - forma odlewnicza. Artefakty 1-6 wykonane z brązu i srebra, artefakt 7 - z kamienia. Wśród znalezisk tego miejsca osadniczego, zakwalifikowanego do kultury praskiej (jej odnogi korczakowskiej), znaleziono żelazną broń, narzędzia, artykuły gospodarstwa domowego, biżuterię z brązu i srebra oraz bizantyjską monetę z VI wieku.
Kultura praska jednakże, jak ją kwalifikują archologowie, należąca do najstarszych kultur wiązanych ze Słowianami, wyróżnia się następującymi cechami: 1) charakterem osadnictwa - brakiem osad umocnionych; charakterystyczne są kwadratowe półziemianki z urządzeniem grzewczym w narożniku; 2) modelem gospodarki - dominacją rolnictwa, słabo rozwiniętego rzemiosła, niezdobioną ceramiką, 3) brak rozwiniętych kontaktów ze światem zewnętrznym - rzadkie współwystępowanie artefaktów z obcych kultur; 4) obrządek pogrzebowy - płaskie ciałopalne groby popielnicowe lub jamowe, ubogo wyposażone. W przypadku Zimnego, obok typowych dla Słowian kwadratowych półziemianek z paleniskiem w rogu, mamy do czynienia z miejscem z ziemno-drewnainymi konstrukcjami obronnymi, z wysoko przetworzonym rękodziełem o wysokich walorach artystycznych, a także z egzotycznymi artefaktami (srebrny denar bizantyjski). Fakty te świadczą o współegzystencji na tym obszarze Słowian i Waregów.
Można przypuszczać, że książę Włodzimierz I, kiedy zdobył w 981 roku ten gród w Czermnie - przez stare już kontakty Rusi z Bizancjum, znał zapewne wartość barwnika, jaki z czerwca wytwarzała okoliczna ludność. Rozbudował więc gród do olbrzymiej warowni, oraz utworzył podgrodzia, w których rozwinął produkcję barwnika i jego handel z Bizancjum i Europą zachodnią. To jemu i jego następcom, książętom halicko-wołyńskim, gród w Czerwieniu zawdzięczał potęgę militarną i handlową w okresie swojej największej świetności, której liczne spektakularne dowody z sukcesem odkrywane są przez archeologów lubelskich. Oto próba rekonstrukcji grodu i podgrodzia w Czerwieniu (źródło: Muzeum Zamojskie).
Jak wielki interes dla ruskich władców tych ziem musiał przynosić eksport czerwca do Orientu i na Zachód może w jakimś stopniu wskazać fakt, że cena czerwca kaktusowego (koszenilli meksykańskiej), który w połowie XVII wieku definitywnie wyparł z rynku czerwca polskiego (jest 10 razy wydajniejszy), wynosiła w Anglii na początku XIX wieku około pięciu funtów szterlingów za kilogram. Dla porównania wartości ówczesnego funta - w XVIII wieku sługa w angielskim domu zarabiał przeciętnie 3-5 funtów szterlingów rocznie, plus "wikt i opierunek" (D. George "London Life in the Eighteenth Century", 1925). Proporcje te mogły być porównywalne ze średniowieczną Polską, gdzie za kilogram wysuszonej larwy czerwca szlachcic mógł utrzymać przez cały rok, w warunkach pracy półniewolniczej, jednego swego poddanego. W późnym średniowieczu Polska stała się głównym w Europie dostawcą czerwonego barwnika, zwanego popularnie "szkarłatnym ziarnem Polski", w nawiązaniu do Polski jako tradycyjnego eksportera zboża. Błędna jest podawana czasami informacja, jakoby aż do XVI wieku sądzono, że czerwiec polski jest pochodzenia roślinnego i że dopiero Marcin z Urzędowa "odkrył", że należy on do świata zwierząt. Wiejska ludność słowiańska "od zawsze" musiała brać czerwca nie za roślinę, skoro nazwała go od razu "czerw", czyli robak, larwa; tak samo jak średniowieczni chłopi w Niemczech określali go "Johannisblut", albo po prostu "Wurm" (robak, czerw, glista).
Nieznane są historyczne wielkości produkcji, eksportu i cen polskiego czerwca, tak jak z powodu wyjątkowo mizernej naszej historiografii gospodarczej, odzwierciedlającej słabość organizacji polskiej gospodarki i handlu, uboga jest dziś wiedza o kosztach i cenach w średniowiecznej Polsce. Nawet we Włoszech, gdzie barwnik z Polski był masowo używany, w znanych dokumentach nie jest odnotowane jego polskie pochodzenie. Moim zdaniem świadczy to o niedocieraniu polskich handlowców z bezpośrednią sprzedażą w poszczególnych krajach Europy, a powierzeniu handlu zagranicznego obcym pośrednikom, którzy w ten sposób ciągnęli największe zyski ze sprzedaży polskiego czerwca, a dla ochrony przed konkurencją zmieniali nazwę i ukrywali kraj pochodzenia tego barwnika.
Wiemy, że w szczytowym XVII
wieku państwo uzyskiwało z cła wywozowego na polskiego czerwca około 18
tysięcy talarów rocznie, co mogło stanowić około 3 procent łącznych
dochodów królewskich (z dóbr koronnych, ze sprzedaży soli, z ceł itd.). W 1601 roku cło eksportowe na suszone owady czerwca wynosiło około jednego grosza za kilogram, stąd wartość cła w wysokości 18.000 talarów reprezentowałaby (gdyby dane te były weryfikowalne) roczny eksport czerwca polskiego w wysokości około 630 ton. Dla porównania, wielkość eksportu czerwca kaktusowego z Meksyku wynosiła na początku XIX wieku około 410 ton rocznie (dane według Aleksandra Humboldta, który odwiedzał Meksyk w latach 1803-1804).
Nie wszyscy wiedzą, że wielkie koncerny od conajmniej kilkunastu lat przemycają (bo oficjalnie się tym nie chwalą) do kosmetyków, a nawet do żywności ... robaki. Larwy koszenili meksykańskiej znajdują się m.in. w napojach alkoholowych i bezalkoholowych, słodyczach i ciastach, produktach mięsnych, osłonkach wędliniarskich, czerwonych serach, osłonkach serów, przetworach owocowych, sosach, kisielach, jogurtach, lodach, marynatach. Przykładem przemycania koszenili - substancji szkodliwej dla zdrowia ludzkiego jest kisiel marki Winiary, należącej obecnie do koncernu Nestle. Reklama produktu "bez sztucznych barwników!" przykrywa fakt zastosowania naturalnego, ale niezdrowego barwnika z owada.
Niestety administracja państwowa dopuszcza ten szkodliwy dla zdrowia składnik pożywienia, oznaczony kodem E120 (kwas karminowy, karminy, ang. acid carmine), mimo że może on wywoływać silną reakcję alergiczną, katar sienny, pokrzywkę, atak astmy lub wstrząs anafilaktyczny, który może być przyczyną zgonu. Produkty zawierające koszenilę, powinny mieć wyraźne ostrzeżenie, a nie mają, o negatywnych skutkach ich spożywania, zwłaszcza przez osoby ze skłonnościami do alergii, przez astmatyków, małe dzieci i kobiety w ciąży. Niezbadane są skutki długotrwałego, w skali życia pokolenia, spożywania tych szkodliwych substancji - w kierunku ich rakotwórczości i genotoksyczności. W dążeniu do powiększania swoich zysków koncerny międzynarodowe są najwyraźniej silniejsze dzisiaj, niż rządy krajów, których zadaniem jest chronić dobro własnego narodu.
Na silne powiązania nie tylko handlowe, ale i kulturowe pomiędzy Grodami Czerwieńskimi i Rusią świadczą licznie znajdowane na ziemiach tych grodów przęśliki wykonane z charakterystycznego, pirofyllitowego łupku owruckiego (Owrucz, Naddnieprze), jaki pojawił się w obrocie handlowym od połowy X wieku. Jeden z takich przęślików, znalezionych w Czermnie, zawiera wyryty na nim napis w cyrylicy: "Хотънь" (czyt. hot"n'), co może oznaczać imię męskie Хотен (Hoten) lub miłośnika, ochotnika, mistrza, albo też być nazwą starego grodu na Rusi Хотин (Chotin), w XVII-XVIII wieku będącego w granicach Królestwa Polskiego pod nazwą Chocim.
Dodajmy, że znaleziska wczesnośredniowiecznych przęślików, wykonanych z cenionego - z uwagi na gładkość powierzchni przęślika, nie zahaczającej przędzy, naddnieprzańskiego łupku owruckiego, w liczbie około 800 sztuk, sięgają Wielkopolski (m.in. Poznań), Śląska (m.in. Wrocław), na Mazowszu (m.in. Płock) oraz Pomorza (m.in. Sanok). Znajdowane w Polsce wczesnośredniowieczne przęśliki pochodzenia wschodniego zdecydowanie dominują wśród ogółu przęślików kamiennych (Ewa Lisowska - "Wydobycie i dystrybucja surowców kamiennych we wczesnym średniowieczu na Dolnym Śląsku", 2013). Foto poniżej: Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej, 2016.
Wróćmy jeszcze do omawianego na początku artykułu sposobu korzystania z dokumentów źródłowych przez niektórych naszych badaczy. Jest jeszcze jeden przykład tłumaczenia, utrwalonego i powielanego wśród najbardziej uznanych polskich historyków w formie, która być może - dzisiaj bez przesądzania, jest niewystarczająco wierna z oryginałem, a być może nawet częściowo błędna.
Wróćmy jeszcze do omawianego na początku artykułu sposobu korzystania z dokumentów źródłowych przez niektórych naszych badaczy. Jest jeszcze jeden przykład tłumaczenia, utrwalonego i powielanego wśród najbardziej uznanych polskich historyków w formie, która być może - dzisiaj bez przesądzania, jest niewystarczająco wierna z oryginałem, a być może nawet częściowo błędna.
Chodzi tutaj o polski przekład fragmentów wspomnianego wyżej dzieła Al-Masudiego, wydanego drukiem, równolegle w języku arabskim i francuskim, w latach 1861-1878, które dokonał Gerard Labuda w książce "Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny Zachodniej" z 1960 roku. Nasz badacz nie tłumaczył bezpośrednio z arabskiego oryginału, lecz z języka niemieckiego, z książki Joachima Marquardta "Osteuropäische und ostasiatische Streifzüge", 1903. Oprócz francuskiego i niemieckiego część dzieła Al-Masudiego przetłumaczona była z arabskiego na angielski ("Meadows of gold and mines of gems", 1841), jednakże bez interesujących nas fragmentów o Słowiańszczyźnie. W tej ostatniej kwestii istnieje zatem oryginał arabski oraz jego tłumaczenie na francuski i niemiecki, które to przekłady różnią się w niektórych miejscach w stopniu zasadniczym.
Przytoczmy jedną z tych różnic, nad którymi - jak dotąd, polscy historycy jeszcze się nie pochylili, a priori przyjmując tłumaczenie G. Labudy jako wierne z arabskim oryginałem. Nasz badacz, w oparciu o przekład niemiecki, tłumaczy: "Potem nastała niezgoda między ich narodami; rozluźniła się ich organizacja i poszczególne narody skupiły się w sobie; każdy naród powołał króla nad sobą według liczby ich królów, o których [wyżej] wspominaliśmy, z powodów, o których za długo byłoby rozprawiać".
Ten sam fragment, z oryginalnej publikacji z przekładem francuskim, można przetłumaczyć następująco: "Później nastąpił rozłam wśród tych ludów, ich prymitywna organizacja została unicestwiona. Wówczas to poszczególne rody utworzyły oddzielne zbiorowości, z których każda wybrała swego króla, o czym powiedzieliśmy wyżej. Wyszczególnienie tych wydarzeń trwałoby zbyt długo, tym bardziej że już o nich opowiadaliśmy szeroko i częstokroć ze szczegółami w naszych Annałach historycznych i Historii średniowiecznej".
Widoczna, a nawet uderzająca jest różnica interpretacyjna tego fragmentu: czy zmiany w wewnętrznej organizacji ludów słowiańskich wzmocniły, czy też osłabiły procesy tworzenia się poszczególnych plemion (narodów). Przekład niemiecki sugeruje osłabienie ("ihre Organisation hörte auf"), podczas gdy francuski wskazuje na jej wzmocnienie, określając wcześniejszą ich organizację jako prymitywną ("leur organisation primitive fut détruite"). Nie trzeba chyba wyjaśniać, jak zgubna dla obiektywności badań w polskiej historiografii może być interpretacja dzieła Al-Masudiego nie w oparciu o tekst źródłowy, ale o przypadkowo (bo bez krytyki innych tłumaczeń) wybrany jeden z jego przekładów.
Przy okazji tego tematu, gdy archeolodzy wydobywają w polskiej ziemi wiele egzotycznych artefaktów, warto pokazać wschodnie krańce wczesnośredniowiecznego układu dróg handlowych, łączących Europę z Dalekim Wschodem. Oto powyżej mapa zbiegających się w Konstantynopolu, tak zwanych szlaków jedwabnych oraz głównych ośrodków produkcji azjatyckich towarów i surowców sprowadzanych do Europy (źródło: Silk Road Encyclopedia). Na pograniczu turkmeńsko - afgańskim leży prowincja Badachszan, która w owym okresie była praktycznie wyłącznym dostarczycielem do Europy poszukiwanego barwnika ultramaryny (lapis lazuli). Barwnik ten został m.in. wykorzystany w zdobieniu przedromańskiej kaplicy książęcej w Poznaniu, o czym wspominam w artykule "W poszukiwaniu świętego Graala".
Przytoczmy jedną z tych różnic, nad którymi - jak dotąd, polscy historycy jeszcze się nie pochylili, a priori przyjmując tłumaczenie G. Labudy jako wierne z arabskim oryginałem. Nasz badacz, w oparciu o przekład niemiecki, tłumaczy: "Potem nastała niezgoda między ich narodami; rozluźniła się ich organizacja i poszczególne narody skupiły się w sobie; każdy naród powołał króla nad sobą według liczby ich królów, o których [wyżej] wspominaliśmy, z powodów, o których za długo byłoby rozprawiać".
Ten sam fragment, z oryginalnej publikacji z przekładem francuskim, można przetłumaczyć następująco: "Później nastąpił rozłam wśród tych ludów, ich prymitywna organizacja została unicestwiona. Wówczas to poszczególne rody utworzyły oddzielne zbiorowości, z których każda wybrała swego króla, o czym powiedzieliśmy wyżej. Wyszczególnienie tych wydarzeń trwałoby zbyt długo, tym bardziej że już o nich opowiadaliśmy szeroko i częstokroć ze szczegółami w naszych Annałach historycznych i Historii średniowiecznej".
Widoczna, a nawet uderzająca jest różnica interpretacyjna tego fragmentu: czy zmiany w wewnętrznej organizacji ludów słowiańskich wzmocniły, czy też osłabiły procesy tworzenia się poszczególnych plemion (narodów). Przekład niemiecki sugeruje osłabienie ("ihre Organisation hörte auf"), podczas gdy francuski wskazuje na jej wzmocnienie, określając wcześniejszą ich organizację jako prymitywną ("leur organisation primitive fut détruite"). Nie trzeba chyba wyjaśniać, jak zgubna dla obiektywności badań w polskiej historiografii może być interpretacja dzieła Al-Masudiego nie w oparciu o tekst źródłowy, ale o przypadkowo (bo bez krytyki innych tłumaczeń) wybrany jeden z jego przekładów.
Przy okazji tego tematu, gdy archeolodzy wydobywają w polskiej ziemi wiele egzotycznych artefaktów, warto pokazać wschodnie krańce wczesnośredniowiecznego układu dróg handlowych, łączących Europę z Dalekim Wschodem. Oto powyżej mapa zbiegających się w Konstantynopolu, tak zwanych szlaków jedwabnych oraz głównych ośrodków produkcji azjatyckich towarów i surowców sprowadzanych do Europy (źródło: Silk Road Encyclopedia). Na pograniczu turkmeńsko - afgańskim leży prowincja Badachszan, która w owym okresie była praktycznie wyłącznym dostarczycielem do Europy poszukiwanego barwnika ultramaryny (lapis lazuli). Barwnik ten został m.in. wykorzystany w zdobieniu przedromańskiej kaplicy książęcej w Poznaniu, o czym wspominam w artykule "W poszukiwaniu świętego Graala".
Na jedwabnym szlaku, prowadzącym z Chin do Konstantynopola, przez Armenię i dzisiaj turecki Trabzon (Trapezunt), położony był, IX-wieczny, armeński klasztor Sewan Sevanavank (foto poniżej: kościół Świętych Apostołów - z lewej strony i kościół Matki Bożej - z prawej). Trapezunt został założony przez Greków już w VIII wieku przed naszą erą, jako ich centrum handlowe ze Wschodem. W ookresie bizantyjskim zamieszkany głównie przez prowadzących handel Greków i Ormian. To z Armenii, jak wspomniano wyżej, Cesarstwo Bizantyjskie sprowadzało barwnik do tkanin, czerwiec armeński. Zwróćmy uwagę na świątynie zbudowane na tak zwanym planie centralnym (krzyża greckiego), z ośmioboczną wieżą, który to styl architektoniczny przeniknął do wczesnośredniowiecznej Europy, w tym do Polski.
Zwróćmy jeszcze uwagę na charakterystyczny, dość wyraźny (z wyjątkiem Anglii w późnym okresie wikińskim) podział Europy w epoce Wikingów na dwie strefy handlowe: zachodnią - obejmującą tereny od Atlantyku po Łabę, oraz wschodnią - obejmującą Skandynawię i tereny słowiańskie od Łaby przez Morawy aż po Wołgę.
O ile w tej pierwszej handel z udziałem pieniądza kruszcowego (srebrnego) odbywał się za pomocą bitych przez władców monet według ich wartości nominalnej, o tyle w strefie skandynawsko-słowiańskiej posługiwano się pieniądzem na wagę - srebrem w formie monet całych lub ciętych (tzw. siekańce), sztabek i biżuterii, ważonym początkowo za pomocą odważników ołowianych, a od końca IX wieku, znormalizowanych - wykonanych z żelaznego jądra w powłoce ze stopu brązu, o różnym kształcie, w tym tak zwanych kubooktaedrycznych (sześcian z obciętymi rogami), dwustożkowych i sferycznych (kulistych - z dwoma obciętymi przeciwległymi płaszczyznami).
O wyraźnym podziale Europy na dwie strefy handlowe: zachodnioeuropejską, posługującą się już od czasów karolińskich pieniądzem zdawkowym oraz kontrolowaną przez Wikingów strefę wschodnioeuropejską, używającą do końca XI wieku pieniądza wagowego, pisałem w artykule "Krzywe zwierciadło historyków". Pamiętajmy, że w czasach swego proroka Mahometa świat arabski nie używał pieniądza według wartości nominalnej monet, tak jak w Cesarstwie Bizantyjskim i w Persji, ale według wagi kruszcu zawartego w monetach.
O wyraźnym podziale Europy na dwie strefy handlowe: zachodnioeuropejską, posługującą się już od czasów karolińskich pieniądzem zdawkowym oraz kontrolowaną przez Wikingów strefę wschodnioeuropejską, używającą do końca XI wieku pieniądza wagowego, pisałem w artykule "Krzywe zwierciadło historyków". Pamiętajmy, że w czasach swego proroka Mahometa świat arabski nie używał pieniądza według wartości nominalnej monet, tak jak w Cesarstwie Bizantyjskim i w Persji, ale według wagi kruszcu zawartego w monetach.
Znormalizowane wagi składane, wykonane ze stopu mosiądzu, i odważniki do handlu wprowadzili Arabowie, skąd zestawy takie rozprzestrzeniły się na całą Europę wschodnią, gdzie handel kontrolowany był przez Wikingów. Niektórzy nasi badacze śpiesznie i szablonowo wnioskują, że skoro ten system wagowy powstał w świecie arabskim, to i na terenach polskich musieli go używać kupcy arabscy. Oto poniżej przedstawienie "arabsko-wikińskiej" składanej wagi szalkowej z XVI sceny na Drzwiach Gnieźnieńskich, wyobrażającej ważenie pieniądza przy transakcji wykupu zwłok św. Wojciecha od Prusów.
O słabej znajomości Europy środkowej wśród Arabów już wyżej mówiłem. Dodajmy jeszcze, że znaleziony w Bandlunde na Gotlandii zbiór około 150 odważników uznawany jest przez badaczy szwedzkich za identyczny z systemem wagowym, wprowadzonym w AD 696 w Bagdadzie przez kalifa Abd al-Malika. Nie znajdują oni jednak archeologicznych przesłanek do wniosku, że system ten wprowadzili w Skandynawii kupcy islamscy. Źródła historyczne dostarczają informacji tylko o dwóch wizytach
podróżników arabskich (obydwaj przybyli z Hiszpanii) do Skandynawii w
epoce Wikingów. Pierwsza miała miejsce w AD 845, kiedy arabski dyplomata z Iberii, al-Ghazal
odnotowuje swój pobyt w kraju Majus, który badacze odczytują zwykle jako
Skandynawię, chociaż niektórzy sądzą że chodzi tutaj o rządzoną przez
Wikingów Irlandię. Drugą wizytę około AD 970 złożył (w Hedeby)
wspomniany wyżej al-Tartushi. Bogate są natomiast opisy Wikingów
spotykanych przez kupców arabskich we wschodniej Europie i na Bliskim Wschodzie.
Jednakże to Wikingowie, a raczej Waregowie - ich ruski odłam, byli częstymi gośćmi na bazarach bliskowschodnich. Jak podaje "Mały słownik kultury dawnych Słowian" (1972), "według źródeł arabskich z połowy IX wieku Słowianie służyli m.in. jako tłumacze kupcom ruskim, przybywającym do Bagdadu". Oznaczało to, że wtedy jeszcze nie wszyscy, przybywający od strony Rusi Normanowie byli już zeslawizowanymi Waregami, a z drugiej strony, że Słowianie - tłumacze w Bagdadzie, byli już tam niewolnikami na usługach Arabów.
Odważniki kubooktaedryczne występują także w byłym emporium wikińskim w Truso, o którym wspominaliśmy w artykule "XI-wieczna geneza Gdańska". Na Pomorzu pojawiły się na początku IX wieku. Półtora wieku później dotarły w większej ilości wgłąb dzisiejszej Polski. Największą liczbę, odważników kubooktaedrycznych, a więc tych najbardziej precyzyjnych, w całym świecie wikińskim odnaleziono dotychczas w Birce (149), Truso (142) i Hedeby (135).
Odważniki kubooktaedryczne występują także w byłym emporium wikińskim w Truso, o którym wspominaliśmy w artykule "XI-wieczna geneza Gdańska". Na Pomorzu pojawiły się na początku IX wieku. Półtora wieku później dotarły w większej ilości wgłąb dzisiejszej Polski. Największą liczbę, odważników kubooktaedrycznych, a więc tych najbardziej precyzyjnych, w całym świecie wikińskim odnaleziono dotychczas w Birce (149), Truso (142) i Hedeby (135).
Znormalizowane wagi składane i odważniki znane są także między innymi ze Szczecina, Wrześnicy koło Sławna, z Gniezna, Giecza, Ostrowia Lednickiego, Ciepłego pod Gniewem nad Wisłą, Dziekanowic i Sowinek pod
Poznaniem, z Bodzi pod Włocławkiem, z Radomia i ze Źlinic koło Opola. Michał Kara, archeolog specjalizujący się w badaniach okresu formowania się państwa Piastów, taką wyraził opinię: "Pochodzące z ziem polskich wczesnośredniowieczne groby ze składanymi wagami szalkowymi, odkryte w Sowinkach oraz Ciepłem, nawiązują najbardziej pod względem obrządku oraz rytuału pogrzebowego do znalezisk skandynawskich z X wieku. Podobnie rzecz się przedstawia z obiektem E41 [wagą szalkową] z Bodzi ..." (z jego publikacji "Grób z wagą szalkową z wczesnośredniowiecznego cmentarzyska w Bodzi pod Włocławkiem","Archeologia Polski", 2013, tom LVIII). Oto tego rodzaju waga
pochodząca ze Steinkjer, jednej z najsilniejszych baz wikińskich w
Norwegii na początku XI wieku (źródło: News Network Archaeology).
Na odważniki do wagi typu bezmian natrafiono także w Truso. Chociaż wagę tą, zwaną w Rosji "bezmien" i całkiem podobnie w Szwecji - "besman", określa się czasami jako wagę rzymską, została ona wprowadzona pięć wieków przed naszą erą przez Greków. Popularna w Bizancjum i później w całej Rosji do końca XVIII wieku, kiedy z uwagi na jej niedokładność została w handlu publicznym prawnie zakazana.
O nigdy pozytywnie nie zweryfikowanym micie powstania Gdańska pod koniec X wieku pisałem już wcześniej ("XI-wieczna geneza Gdańska", "Puck na rzymskim szlaku Gotów", "Żywot św. Wojciecha powstał zapewne w Leodium", "Lotaryngia jednym ze źródeł polskiego chrześcijaństwa"). Według dostępnych danych historycznych i źródeł archeologicznych gród gdański został wzniesiony w II połowie XI wieku. Interesującym, a zapomnianym przez naszych historyków faktem, zbieżnym w czasie z powstaniem Gdańska, jest odkryty w 1909 roku, a w całości zaginiony w II wojnie światowej srebrny skarb z podgdańskiego Ujeściska. Dwa słowiańskie garnki zawierały 626 monet, 228 siekańców (ułamków monet) oraz 89 ozdób i srebrnych brył. Były to monety duńskie, angielskie, flandryjskie, węgierskie, czeskie, alzackie, denary fryzyjskie, saskie, bawarskie, w tym króla duńskiego Kanuta Wielkiego i cesarza Henryka III.
Naukowcy uznali, że skarb został złożony w ziemi około 1070 roku. Ujeścisko (niem. Wonneberg) oraz pobliska Zabornia (niem. Christinenhof) są archeologicznie potwierdzonymi skupiskami ludności słowiańskiej we wczesnym średniowieczu. Należy pamiętać, że pod koniec 1063 roku Bolesław Szczodry spacyfikował wschodnich Pomorzan, którzy w roku 1060 na krótko wyzbyli się zależności od Polski. Skarb mógł zostać ukryty w obliczu owej napaści Polski na Pomorze wschodnie. Wypada zatem wziąć pod uwagę hipotezę, że słowiański zespół osadniczy Ujeścisko - Zabornia, był przed powstaniem Gdańska jednym z wikińsko - słowiańskich węzłów handlowych, położonych na szlaku pomiędzy wikińskimi portami w Truso i w Pucku. Po ewentualnej decyzji Bolesława Szczodrego o budowie grodu i portu gdańskiego, mógł on stanowić zaplecze niezbędnej siły roboczej dla odległej tylko o pięć kilometrów wielkiej budowy. Wczesnośredniowieczne grody nie były nigdy bowiem budowane w pustce osadniczej, ale przeciwnie - w obrębie skupisk ludzkich, które zapewniały ich budowę i utrzymanie.
Odkrycia archeologiczne kilku skarbów we wczesnośredniowiecznej osadzie Trójca pod Zawichostem wskazują dość dobitnie na wielką rolę Zawichostu na skrzyżowaniu szlaków handlowych: jednego, prowadzącego z wybrzeża Bałtyku przez państwo Piastów, Zawichost i Grody Czerwieńskie do Kijowa; drugiego, wiodącego z Pragi, przez Kraków, Zawichost, Brześć nad Bugiem, do Smoleńska i Nowogrodu. Zawichost został zbudowany przez osiedlonych na lewym brzegu Wisły Lędzian (Lachów), w strategicznym miejscu spłycenia rzeki, dogodnym na przeprawy przez nią. Nazwa grodu mogła pochodzić od zwyczaju podwijania podczas pokonywania brodu koniom ogonów: "zawij chwost", czyli podciągnij ogon. Być może jest to nazwa wywodząca się od jakiegoś lędziańskiego założyciela grodu o imieniu Zawigost (co znaczy zawołującego, zapraszającego gości).
Oto fragment jednego z dwóch skarbów spod Zawichostu, zawierający około 1880 srebrnych denarów, głównie XI-wiecznych (foto: Marek Florek).
Wśród skarbu odnaleziono kilkadziesiąt odważników żelaznych powlekanych brązem, które były używane w handlu w rejonie Morza Bałtyckiego i służyły do odważania srebra. Łączy się je z systemem miar i wag stosowanym w X i XI w. przez Wikingów. Odkryto tam m.in. denar Bolesława Szczodrego, również przęślik wykonany z łupku owruckiego (wołyńskiego). Jak zauważył dr Marek Florek, kierujący pracami archeologicznymi - „To kolejne potwierdzenie, że Trójca w wieku IX była centrum handlu o znaczeniu międzynarodowym, gdzie przybywali kupcy z Rusi, Skandynawii i na pewno innych krajów, ponieważ wśród zabytków mamy np. ozdoby, które mają analogie na terenie Bizancjum. Na pewno mamy już namacalny dowód, że Trójca była najważniejszym centrum handlu w północnej Małopolsce”. Podobny skarb, składający sie z co najmniej 841 monet, odkryto tam w latach 1930-tych.
Wracając do wyżej przytoczonego opisu Polski przez Galla Anonima z początków XII wieku jako kraju na uboczu szlaków handlowych, dwie dekady po jego słowach, w 1134 roku przy słowiańskich Liubicach powstało miasto Lubeka,
dające początek Hanzie (wiek wcześniej, niż pojawiła się ta nazwa) -
największej organizacji handlowej średniowiecznej Europy, od Anglii po
Ruś Nowogrodzką. Jej wiele zawdzięczają z późniejszej świetności
takie miasta jak Gdańsk, Kraków i Wrocław. I znowu w Polsce usiłuje się
przypisać początki Hanzy Flandrii, podczas gdy Holendrzy przyznają że
organizacja ta powstała najpierw na Bałtyku, tworząc z Lubeki pomost
handlowy między Brugią i Nowogrodem. Pierwszeństwo Niemców w handlu z
Rosją, jeszcze w okresie przed-hanzeatyckim, potwierdza przytoczona
wyżej gramota z 1189 roku.
Przedstawione tutaj fakty ożywionych związków handlowych ziem polskich ze Wschodem w znacznej mierze dotyczą okresu już po powstaniu państwa piastowskiego, jednakże trzeba mieć na uwadze, że rozwój szlakow handlowych nie nastąpił z dnia na dzień, ale wymagał wielu dziesięcioleci. Został zapoczątkowany więc, zanim powstały pierwsze struktury polityczne państwa w połowie X wieku. Można przypuszczać, że więzi handlowe ze Wschodem zostały "przyniesione" do Wielkopolski wraz z hipotetycznym osadzeniem się naddnieprzańskich Waregów między Wisłą i Wartą w końcu IX wieku. Ważnym tego potwierdzeniem jest zbiór ułamków ozdób srebrnych, fragmentów monet zachodnioeuropejskich i dirhamów z okresu od VIII wieku do AD 954, jaki umieszczono w tak zwanej ofierze zakładzinowej pod wałami grodu w Grzybowie koło Wrześni. Innym dowodem silnych związków handlowych wielkopolskich Polan z Rusią jest, złożony około AD 973 skarb 185 srebrnych monet i ich fragmentów oraz bizantyjskich ozdób ze wsi Maurzyce, w starorzeczu Bzury. Niemal wszystkie z nich to arabskie dirhamy, a tylko kilka to monety bizantyjskie.
Hanza powstała na Bałtyku, to pewne. Początkowo była organizacją wikińsko - słowiańską.
OdpowiedzUsuńTak, istotnie - początki Hanzy związane są ze słowiańsko-wikińską strefą handlową w obrębie Bałtyku. Pierwsza "linia żeglugowa" prowadziła z Nowogrodu, przez Visby na Gotlandii, Lubekę do norweskiego Bergen. Dopiero później główny strumień towarów przejęły od Bergen porty flamandzkie, a Lubeka stała się "królową" Ligi Hanzeatyckiej.
OdpowiedzUsuńSzanowna Massovio, gratuluję kolejnego świetnego artykułu. Jeżeli chodzi o temat hanzy, to pochodzący z Pomorza słowiańscy piraci XI i XII wieku, jak wiadomo czasem nazywani są „chąśnikami” („chąsa” to duńska wymowa słowa "hansa" oznaczającego „bandę rabunkową”). Jak pisał nasz niezrównany językoznawca Aleksander Brückner, w języku staropolskim „chąsa” to: „rozbój, kradzież gwałtowna”. Mianem Hanzy (niem. hansa) określono później porozumienie handlowe niemieckich miast portowych Lubeki, Hamburga, Stralsundu i Lueneburga, zawarte w latach 1256-1264. Co ciekawe, późniejsi członkowie tej organizacji: Gdańsk, Lubeka, Wismar, Rostock, Stralsund, Królewiec, Ryga i inne hanzeatyckie miasta, aż do XIV wieku nazywano „miastami wandalskimi” łac. vandalicae urbes (niem. wendische Städte). Głównymi celami powstania Hanzy było zwalczanie piractwa na Bałtyku i Morzu Północnym (tak, tak - hanza bezwzględnie walczyła z chąsą) oraz wzajemna ochrona interesów handlowych. Oznacza to, że od momentu swego powstania, Hanza poszła na wojnę ze słowiańskimi chąśnikami. Dzięki zwalczeniu piractwa, średniowieczne miasta hanzeatyckie stały się niezmiernie bogate i miały ogromny wpływ na politykę władców w krajach, w których się znajdowały (także w Polsce).
OdpowiedzUsuńOd połowy XIII wieku, kiedy powstała handlowa Hanza, istotnie - związek ten walczył ze słowiańskim piractwem na Bałtyku. W tym okresie prawdopodobnie zaniknęła odrębność etniczno-kulturowa miejscowych mniejszości normańskich, które zapewne już wcześniej przejęły język słowiański. Jednakże w XI-XII wieku, jak sądzę, morskie Pomorze nadal kontrolowały osiadłe tu i współżyjące ze Słowianami wyodrębnione grupy normańskie, będące często w konflikcie z Danią, do którego z pewnością wciągały pomorskich Słowian. Wandalowie ("dux Wandalorum, Misico nomine"), później częściej Wendowie - to przyjęte w średniowieczu określenia dla ogółu ludów zamieszkujących wybrzeża południowego Bałtyku, a więc niedokładnie i niekoniecznie wyłącznie Słowian. Z czasem historiografia niemiecka zaczęła używać określenia Wendowie, wendyjski w rozumieniu słowiański - dla słowiańskich mniejszości narodowych w swoim państwie. Wydaje mi się, że obydwa te terminy nie mogą być uważane za etnonimy w ścisłym tego słowa znaczeniu. Oczywiście poza Wandalami - plemieniem wschodniogermańskim lub nordyckim z czasów antycznych, z którymi Słowianie chyba nie mieli wiele wspólnego. To tak ad vocem. Bonne continuation! - jak życzą Francuzi.
OdpowiedzUsuń